Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-09-2017, 22:28   #65
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Refektarz w opactwie Dominikanów.

Anna wróciła do pomieszczenia w niewygodnym, brązowym habicie. Musiała odginać głowę do tyłu, żeby widzieć drogę powrotną spod kaptura. Zgodnie z przewidywaniami na miejscu był już Walter i Gerge. Choć ten drugi zdawał się być przyrośnięty do swojego kaptura, to tym razem miał odsłonięte włosy. Walter już nie wydawał się zmęczonym starcem. W pomieszczeniu roznosił się intensywny aromat cebuli i czosnku. Ślinianki zakonnicy zaczęły pracować bez udziału jej woli. Przełknęła ślinę, gdy Weismuth podsunął jej drewnianą miskę z zupą. Uczyniła nad nią znak krzyża i w szybkiej cichej modlitwie podziękowała za posiłek. Mężczyźni zaś już skończyli. Stary rycerz wycierał kawałkiem chleba pustą miskę, po czym zjadał go przeżuwając powoli.

Po posiłku przyniósł gorącą wodę, z której Anna z dużą wprawą przygotowała napar dla całej trójki. Siedzieli tak, przy drewnianej ławie i zaczęli rozmawiać. Przyjaciel Anny zaczął od zrelacjonowania wizji znad rzeki. Weismuth zadawał szereg pytań doprecyzowujących. Jak się okazało Gerge był już prawie przekonany, że Czarny Anioł jednak nie miał skrzydeł. Weismuth zaś rzekł, że o diable podobnym słyszano. Wspólnie zaczęli się zagłębiać w temat, podczas gdy Anna delektowała się naparem.

Na moment przymknęła oczy. Była zmęczona. Zachód słońca był już dawno temu, a ją o świcie zbudził deszcz. Teraz przymknęła oczy. Czy mogła stanąć na czele płockiej inkwizycji? Widziała siebie. Odmienioną. Jakby wyższą. Wyprostowaną. Dumną. Prawdziwy przywódca. A obok niej Gerge. Generał jej armii, która stanie do walki ze złem. W srebrzystej zbroi. Dalej Weismuth i Fyodor. Służący radami mędrcy. I te dwie kobiety. Francisca? I ta druga, pokazująca bestię z kłami. Oni właśnie. Pod sztandarem Chrystusa Króla. A zastępy bestii korzyć będą się przed nimi.

Gerge zapytał o coś Anny, lecz ona odruchowo pomachała głową. Kobieta nawet nie zorientowała się, kiedy mężczyźni przeszli na język niemiecki. Dopijała swój napar i planowała. Wielkie rzeczy, ku chwale Pana nie zaplanują się same. A on w srebrnym napierśniku wyglądał niczym sam archanioł Michał.

Jadalnia na plebanii.

Włoch niczym pstrąg w przejrzystej wodzie strumienia lawirował w swych opowieściach. Wychwalając widoki, architekturę miasta i ludzi. Do czasu aż bystra Włoszka wzięła go w kleszcze powabnych słówek. O papieżu opowiadał ogólnikami. Wszak był jeszcze młody. Jeszcze nie należał do stanu kapłańskiego. I choć utrzymywał, że widział Celestyna, to z każdą wersją był on coraz dalej w tłumie ludzi czekających na prezentację papieża w oknie.

Franciska zaś obdarzała go szczerym i szerokim uśmiechem. Tym szerszym im bardziej Luis unikał jej wzroku. Temat Czarneckich wydawał się zaś wracać jak bumerang. Bez wątpienia ludzie ci wiele znaczyli w okolicy. Podobnie jak Zamoyscy. Krążyły jednak plotki iż Zygmunt Czarnecki, głowa rodziny, chełbi swym chuciom z kim popadnie. Oczywiście plotki mogły być rozpuszczane przez Tomasza Zamoyskiego, żeby pogrążyć konkurenta. Kapłani pomiędzy kolejnymi kielichami zastrzegali się, iż nie przystoi rozsiewać plotek o tak znamienitych rodach. Wszak Czarneccy ufundowali jeden z ołtarzy w katedrze. Co więcej seniorka rodu, Maria, oddała wszystkie swoje srebra na kościół.

W tym momencie Francisca zauważyła na rękojeści widelca podkowę z krzyżem. Symbol herbowy. Cóż, o tyle o ile krzyż był typowym elementem ozdób parafialnych, o tyle podkowa zapewne była już częścią symbolu rodowego. Mimo znikomej wiedzy w kwestii heraldyki inkwizytorka domyśliła się właśnie dokąd trafiły rodzinne srebra Czarneckich.

- No i te problemy, to pewno też przez plotki. Gmin rzecze, jakoby bestyje przy gospodarstwie Czarneckich grasowały. Pono kury kradną. I okolicznym krowom mleko kwaśnieje - przybliżył elokwentnie ksiądz Szymon licząc na uznanie w oczach Włoszki.
- Plotki, plotki, plotki. To wszystko kalumnie podłe, jako i te, że Zamoyscy mają u siebie na usługach czarownicę, co to przywdziewa skórę wilka i dzieci porywa z okolicznych wiosek. Ot, dwa zwaśnione rody, co do porozumienia dojść nie mogą - uciął ksiądz Janusz.
- Ta, ale w tym roku do winnicy Czarnecki musiał najdalsze kuzynostwo sprowadzić, bo gmin ów pracować nie chciał. Zali ziarenko prawdy w kalumniach i konfabulacjach być musi - ksiądz Szymon postanowił bronić swoich racji.

W tak ożywionego księdza Janusza Francisca uderzyła z pełnym urokiem zadając szereg pytań, począwszy od osobistych - o długość posługi - kończąc na pytaniu o zbliżające się żniwa i przewidywaną wielkość plonów.

Nie przyniosło to skutku. Dowiedziała się wprawdzie, że służy Panu od wiosen dziewiętnastu, a jęczmień nie obrodzi, bo za dużo pada. Ale nic ponad to. Większość odpowiedzi ucinało krótkie tak, nie lub nie wiem. Pozostali kapłani byli osobą inkwizytorki wręcz oczarowani, toteż gdy kacze kości zniknęły ze stołu zaczęli oni stanowić wspólny front z Franciską, który miał na celu ożywienie reakcji Janusza. W końcu grzecznie podziękował i opuścił towarzystwo.

Sień plebanii.

Baldachim okazał się na tyle duży, że Reznov wraz z biskupem mogli chronić się przed deszczem nie ocierając się o siebie, ani nawet o dwóch służących. W sieni obaj zdjęli okrycie wierzchnie. Purpurat zaprezentował eleganckie pierścienie, perłowy różaniec, oraz jedwabne ozdobniki szaty. Fyodor zaś poprawił swoją elegancką koszulę. Obydwaj zmierzyli się wzrokiem, jak gdyby wyceniając wartość drugiej strony. Biskup pokiwał głową z uznaniem. Gdy zaprosił inkwizytora do środka jeszcze na korytarzu podeszła do nich wysoka blondynka w stroju służącej. Pokłoniła się i powiedziała kilka słów w języku jaki Fyodorowi skojarzył się z krajem germanów.

- Czy Brat chciałby się posilić? Niestety jest już po kolacji, jednak Helga przygotowała wyborne ciasto drożdżowe. Wiem też, że mamy gościa.

Biskup wszedł do jadalni, a za nim w drzwiach ukazał się Fyodor. W pierwszej chwili biskup wydawał się starszy od inkwizytora. Jednak łatwo można było dojrzeć, że Fyodor jest w lepszej kondycji. Biskup Gunter był niższy i tęższy od szczupłego siwego mężczyzny.

- Czyżby pani Rembertini? - zapytał Biskup w stronę kobiety w prostych, lecz eleganckich szatach.

Fyodor zaś przyjżał się zebranym. Wszyscy oni byli prawymi chrześcijanami. A ta jedna… ta która jeszcze rano tego samego dnia ukazała mu się jako niegodna… teraz biło od niej światło, niczym od Najświętszej Panienki. Inkwizytor musiał zmrużyć oczy. Być może anioły rzeczwiście z nim pogrywały.

- Bracia, możecie udać się na spoczynek. Ja porozmawiam z naszymi gośćmi.

Prywatny gabinet biskupa Guntera.

Znajdowali się w niedużym pomieszczeniu z pięknie wykonanymi meblami. Poza biurkiem i zdobionym krzesłem był tam też stolik i trzy krzesła. Jedną ścianę w całości zajmowała półka z księgami. Przy drzwiach stał kandelabr będący źródłem światła. Poza tym duża świeca na biurku rzucała światło na wielki hebanowy krzyż za fotelem biskupa. Helga podała im placek drożdżowy i napar z ziół.

- Przyznam szczerze, że jestem zaskoczony waszą obecnością w mym domu. Myślałem, że Walter pokieruje tak młodą i świeżą krew bezpośrednio do walki ze emanacjami zła - Gunter oceniał Franciscę.

- Ale jak mniemam to brat zdecydował się pohamować zapędy młodzieży i przez swe doświadczenie utemperować naszego szlachetnego rycerza. Mam rację? - spojrzał teraz na Fyodora. - Zupełnie niepotrzebnie. Trzeba działać szybko.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline