Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2017, 23:01   #152
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=18JQUYgpOlw[/media]

Poranek nie należał do najlżejszych rzeczy. Złoty nie był oczywiście pijany, ani nie miał kaca, ale był koszmarnie zmęczony. Cóż, sam sobie na to zapracował. Z niemałym trudem zsunął się z łóżka i w ekspresowym, jak na jego obecny stan, tempie zaczął ubierać. Wnioskując z liczby połączeń od SPdO musiało stać się coś bardzo złego, albo zwyczajnie bali się reperkusji gdyby to jemu się coś przydarzyło, lub co gorsza gdyby to Theo coś nabroił. Pościelił jeszcze za sobą łóżko, po czym sięgnął po telefon i zadzwonił pod ostatni nieodebrany numer.

- Panie Theodorze, czy wszystko w porządku? - głos jednego z członków jego obstawy był poruszony.
- Tak, u mnie wszystko w porządku. Coś się stało? - spytał uprzejmie i wyszedł na hotelowy korytarz. Nie omieszkał zamknąć za sobą drzwi do pokoju Ceres.
Czekali tam na niego obaj. Na ich twarzach malowała się wyraźna ulga, że jest cały i zdrowy.
- Ach, cóż, trochę nie dawał pan znaków życia, więc... - zaczął pierwszy z nich.
- Trochę się zaniepokoiliśmy - dokończył drugi.
- Na całe szczęście nic się nie stało. I przepraszam najmocniej, ale sami wiecie jak to jest. - dodał enigmatycznie wskazując drzwi pokoju hotelowego rozłączając przy tym połączenie. - Wracamy do tutejszej jednostki Światła, czy macie wobec mnie inne plany?
- Możemy wrócić do bazy - odparł uspokojony podoficer.
- Wyśmienicie. - odparł Theodor i ruszył ku windzie - Czy mamy dzisiaj na terenie bazy jakichś Obdarzonych? Z chęcią poćwiczyłbym walkę wręcz.
- Powinien ktoś być. Zobaczymy na miejscu. - Theo pokiwał tylko głową i wsiadł razem z obstawą do windy.

***

Po niecałych dwudziestu minutach jazdy służbowym SUV-em byli na miejscu. Baza Światła w Los Angeles była wyjątkowo duża i położona w pobliżu lotniska. Nie dziwota, w końcu był to jeden z najważniejszych punktów turystycznych na świecie i pokazanie że Światło jest na miejscu i zawsze jest gotowe by chronić zwykłych ludzi musiały być dobre z perspektywu Public Relations. Dodatkowym bonusem musiała być liczebność miasta. Obdarzeni pojawiali się w populacji losowo, w większym mieście musiał ich być naturalnie więcej. Oznaczało to mniej więcej tyle - ta baza służyła jako sito mające wyłapać jak najwięcej nowych Obdarzonych.

Jak przystało na taki przybytek było tutaj wszystko czego paramilitarna organizacja mogła potrzebować. Duże hangary w których można było się swobodnie przemienić, sale treningowe, strzelnica, siłownia, kwatery dla pracowników i Obdarzonych będących przejazdem, zbrojowna z karabinami wraz z amunicją odkształcalną i innymi zabawkami, stołówka, strefa relaksu, przestrzeń biurowa i wiele innych. W gruncie rzeczy było to małe miasto w mieście i można było tutaj spędzić całe życie nie opuszczając jego murów.
Baza pracowała na swoich standardowych obrotach. Po zameldowaniu się Theo miał tak naprawdę wolne. Wysiadł z samochodu, po czym skierował prosto do biura tutejszego koorydnatora. Miał kilka pytań na które chciał uzyskać odpowiedzi.

***

Niestety Theo musiał poczekać nieco na rozmowę. Zastępca Smauga, Sylvestar Cooper, był w tej chwili zajęty, a Jego Wysokość, Imperator Ognia i Cezar Płomienia był nieco zbyt ważną osoba by zajmować mu czas. W związku z tym skierował się do swojej kwatery, w drodze ściągając krawat i marynarkę. Garnitur był wspaniały, ale raczej w wieczornych godzinach. W środku dnia służył co najwyżej za przenośny piekarnik. Gdy dotarł do swojego pokoju z satysfakcją zauważył że nic się nie zmieniło. Małe, wojskowe łóżko, stalowa szafa przypominające te na siłowniach, małe krzesełko i niewiele większy stolik zawalony książkami.

Pierwszy z brzegu leżał “Starożytny Egipt, Anatomia cywilizacji”. Był właśnie w środku rozdziału o funkcjonującym tam systemie społecznym. Kolejna była “Złota Gałąź” Frazera, jedno z najlepszych dzieł mówiących o ewolucji wiary, mitów i o ich znaczeniu dla rozwoju ludzkości jako gatunku. Z ostatnich stron książki wystawała zakładka, złożona na pół kartka A4, pokryta mieszaniną znaków pochodzących z różnych alfabetów: kanji, cyrylicą i znajomym wszystkim alfabetem łacińskim. Bezpośrednio pod tymi dziełami leżało coś bardziej przyziemnego, słownik rosyjsko-japoński, widać Theodor odświeżał znajomość tych języków. A może dopiero jeden z nich poznawał? Ostatnią książką była Patomorfologia Robbinsa, ulubione dzieło studentów medycyny na całym świecie. Wszystkie dzieła pochodziły z miejscowej biblioteki. Na krzesełku natomiast leżał złożony pedantycznie dres, ukoronowany przez “Atlantis: The Lost Empire” Disneya w formacie VHS, które przy tak ambitnych dziełach zajmujących stolik wyglądało niepoważnie.

Złoty westchnął delikatnie zdejmując pozostałe części garnituru. W tej chwili nie miał czasu na przyjemności. Złożył koszulę oraz spodnie i włożył je do swojej szafki po czym rzucił okiem na zegarek zawieszony nad wyjściem z pokoiku. Miał jeszcze piętnaście minut do spotkania z Cooperem. Wystarczająco dużo by wziąć prysznic.

***

Kilkanaście minut później, odświeżony i ubrany w świeże, przydziałowe dresy, był już w gabinecie Sylvestar Coopera. Przywitała go kwaśna mina, mężczyzna musiał wiedzieć czego Theo chce. Od początku pobytu w Los Angeles, niemal dzień w dzień był tutaj i dopytywał się o los badań dotyczących samolotu którym leciał Edgar Massashi. I jak zwykle nie dowiedział się niczego definitywnego. Ot, radary wykryły spory obiekt latający długości kilkunastu metrów, ale nie było jednoznacznego potwierdzenia czy tragedia była dziełem Obdarzonego, a nawet jeśli to kim mogła ta osoba być.

Kolejna była Ceres. Theo chciał wiedzieć na jej temat nieco więcej, ale i tutaj Cooper nie był pomocny. Obdarzona o ciemnym krysztale, czego mężczyzna nie omieszkał podkreślić, z jedną mocą, nie karana, bez żadnych powiązań politycznych, bez żadnych odnotowanych utarczek z innymi Obdarzonymi. Tabula Rasa. Tak czyste osoby miały zazwyczaj najwięcej do ukrycia. Coś co z pewnością pewnego dnia będzie sporą troską dla Złotego.

Theo miał już opuścić gabinet, gdy zamarł z ręką na klamce.
- Hmmm, panie Cooper? Nie miałby pan ochoty poćwiczyć? Walka wręcz w formie zwykłej, bądź zbroi, plus ewentualna walka z mocami? Wie pan jak często przychodzi mi walczyć w mniej… Kontrolowanych warunkach. Chciałbym wypracować odpowiednie reakcje, by w razie najgorszego... Minimalizować straty. - wyjaśnił.
Cooper zerknął na zegarek, potem na swój dziennik.- Dzisiaj... - wyglądało na to, że chciał odmówić. - A niech tam, okej. Mam sesję treningową po południu, to jest o czternastej. To jednak wiąże się z wyjazdem na poligon, niech pan się zgłosi do pańskiego oficera prowadzącego i go o tym poinformuje.
- Wyśmienicie. Do zobaczenia po południu - odparł i opuścił pomieszczenie.

***

Po godzinie był już po przydługiej pogaduszce ze swoim oficerem. Wyjazd na poligon wiązał się z podpisaniem trzech różnych formularzy i wysłuchaniu nudnego kursy BHP. Na szczęście oficer prowadzący nie sprawiał zbyt dużych problemów i nie traktował Theo jak dwuletniego dziecka. W wielkim skrócie brzmiało to tak: “nie przemieniaj się bez poinformowania innych i uzyskania zgody, nie używaj mocy na innych, czekaj na drugą stronę, po walce przemień się z powrotem jak uzyskasz zgodę, unikaj strzelania poza teren poligonu”. Relatywnie proste i intuicyjne zasady. Gdy tylko załatwili wszystkie formalności Złoty wyjął telefon, niezniszczalną nokię 3310 i wykręcił numer do Jeana, jednego z doktorantów Edgara. Po kilku sygnałach był już połączony.

- Jean, tutaj Theo, jak idą wykopaliska?
- Witam serdecznie. Powoli do przodu. Skończyliśmy już badania metodą elektrooporową, jeszcze kilka dni i pozostanie nam analiza zgromadzonych informacji. Najlepiej by było, gdyby pozwolono nam rozebrać na czynniki pierwsze te jaskinie... - westchnął.
- Niestety na to nie ma co liczyć. Chyba że znajdziemy Obdarzonego z żywiołem ziemi który będzie chętny nam pomóc. Znaleźliście jakieś zagubione zapiski czy płaskorzeźby wymagające tłumaczenia które przeoczyliśmy wcześniej? - dopytał.
- Raczej nie. Przed nami wiele ekip tutaj się już krzątało, co mogło zostać wyniesione już pewnie zostało sprzątnięte.
- Cóż, zawsze warto mieć nadzieję. - Theo westchnął - A jak jaskinie? Zauważyliście coś... Dziwnego? I przyjrzeliście się tym rysom w Świątyni Księżyca? Jakieś pomysły co mogło je wytworzyć?
- Ostre narzędzie z bardzo twardego materiału. Cięcia są wykonane równolegle, dlatego sądzę, że było to jedno narzędzie. Nie zostawiło żadnych odłamków na ścianie, która przecież jest zastygła lawą. Nawet diamentowe ostrza mogły się na tym granicie stępić.
Złoty uniósł dłoń do twarzy i potarł w zamyśleniu brodę.
- Samo narzędzie odłamków nie zostawiło, a fragmenty skały ze ściany? Z tego co kojarzę posadzka była gładka, bez odłamków skały wulkanicznej. Może coś bardzo gorącego stopiło skałę? Wybrzuszenie u dołu rysy z spływającego w dół materiału?
- Raczej nie. Jeśli jakieś odłamki były, to dawno je stąd zabrano.
- Mhm. Tak czy inaczej, najprawdopodobniej jest to dzieło Obdarzonego. Jak sam powiedziałeś diamentowe ostrza nie byłyby wystarczające, a Obdarzeni mogą mieć dostęp do czegoś mocniejszego. Pytanie tylko jak świeże są te rysy. Ale to pytanie na inny czas. Światło nie sprawia problemów z funduszami?
- Jest w porządku. Starcza na waciki - zażartował.
- Dobrze. Postaram się do was jak najszybciej dołączyć. Jak tylko Światło powie mi coś więcej o... - Theo zamilkł na chwilę. Miał problem z dobraniem odpowiedniego słowa - Ataku na profesora. Jeszcze jedno pytanie... Ceres Liggan. Mówi tobie coś to nazwisko?
- Hmm... To chyba kobieta, z którą kilka razy profesor się spotkał. Ale to chyba w jego prywatnych sprawach, a tutaj nie mam żadnej wiedzy.
- Dzięki. Jest coś o czym powinienem ze Światłem porozmawiać? Coś w czym mógłbym pomóc z Los Angeles?
- Nie wiem, w sumie... Więcej kasy zawsze się przyda. Będzie na alkohol.
- Zobaczę co da się zrobić. - odparł Theo z empatią w głosie. Sam znał profesora ledwo dwa miesiące, a odczuwał jego brak wyjątkowo dotkliwie. Nie mógł sobie wyobrazić co czuli jego protegowani. - Do usłyszenia. -

Obdarzony rozłączył się i potarł skronie. Był zmęczony, powinien się przespać, ale czas na nikogo nie czekał. Musiał wykorzystać każdą chwilę jaką spędzał ze Światłem, czy to zdobywając informacje, czy to odświeżając swoje umiejętności. Czuł że jego moc ma o wiele większy potencjał niż proste przyspieszanie siebie, czy cofanie przedmiotów w czasie. Może mógł postarzyć oponenta w ciągu sekundy o dziesiątki lat? Może był wstanie wymusił na oponencie powrót do ludzkiej postaci cofając go w tył? W Grecji “patrzył” w przyszłość… Może mógł ograniczyć to spojrzenie do ułamka sekundy w przód, wystarczająco dużo by dać mu gigantyczną przewagę w walce, a jednocześnie nie oderwać się od rzeczywistości? A może mógł robić to co jego… ukochana. Przypomniał sobie swoją wizję, najpierw się uniosła, dopiero potem przemieniła. Były to majaki jego umysłu, czy może prawdziwe wspomnienia, a jeśli tak… to czy mogli to robić wszyscy zdolni Obdarzeni, czy tylko ona? Czy dlatego jej szukał? Kolejny dodatek do sterty nierozwiązanych zagadek.

Aby to zrobić Moce musiałby być nieodłączną częścią Obdarzonego, zarówno w formie zbroi, jak i zwykłej. Ołtarze w Teotihuacan były aktywowane nawet w ludzkiej formie. Zrobił to “przepychając” moc ze swojego ciała do ołtarza, do tego “komputer” z Światyni Księżyca poznał zarówno jego moce, jak i to która jest podstawą. Co sugerowało że faktycznie powinien mieć do nich dostęp, albo że przynajmniej się w jakiś sposób manifestują.
Jeśli było to możliwe musiał tylko znaleźć sposób by ten dostęp uzyskać… Albo odzyskać.

***

Poligon znajdował się kilkadzisiąt kilometrów na wschód od Miasta Aniołów. Sam teren do walki otoczony kilkunastometrowymi nasypami był w centralnej części tego wojskowego ośrodka, patrolowanego regularnie przez wojskowe drony.
Jeepy podwiozły ich pod jeden z nasypów, gdzie ich zostawiono i funkcjonariusze SPdO odjechali na bezpieczną odległość.
Cooper zaczął ściągać swoje dresy.
- Z raportów wynika, że jesteś przyzwyczajony do walki z Obdarzonymi z większą ilością mocy - zagaił.
- Tak. Tak się składa że moi oponenci zawsze mają jedną więcej. - potwierdził Theodor, również zdejmując swoje ubrania - Cztery czy pięć? - spytał.
- Przekonasz się - uśmiechnął tajemniczo zrzucając bluzkę, pod którą miał bardzo jasnoniebieski kryształ o nieregularnym kształcie.
Złoty zaśmiał się delikatnie.
- Dawaj. - rzucił przemieniając się.
Cooper urósł w mgnieniu oka do ponad dziesięciu metrów wzrostu.

[media]https://img08.deviantart.net/8e53/i/2014/155/1/3/commission__xpu100_lancelot_by_aiyeahhs-d7l2z5p.jpg[/media]

Theo nie odstawał aż tak dużo ze swoim wzrostem, jako trójka miał około ośmiu metrów, czyli Cooper musiał być albo absurdalnie silną trójką, albo przeciętną czwórką. Akurat tyle żeby walka stanowiła wyzwanie, ale nie na tyle żeby był na z góry przegranej pozycji. Zmaterializował swój karabin i wykonał nim salut.
- Jakieś reguły?
- Nie pozabijajmy się - wzruszył ramionami i odszedł na odległości kilkudziesięciu metrów. - Możesz zacząć - oznajmij i zniknął swój miecz.

Obdarzony skinął głową i jak zwykle na początku walki przyspieszył się. Ruszył w kierunku Coopera, obserwując uważnie jego ruchy. Na ostatnich metrach zerwał się do biegu i wytworzył tunel aerodynamiczny biegnący na lewą stronę jego partnera sparingowego, by w ostatniej chwili odbić w drugą stronę z zamiarem posłania serii ciosów w odsłonięty bok.
Ten wystawił tylko spokojnie przed siebie dłoń, z której zaczęły wylatywać świecące kule, zawieszając się w powietrzu wokół Theo. Złoty zareagował rzucając się w bok szczupakiem.
Już wiadomo dlaczego tak a nie inaczej wyglądąlo to pole walki. Seria eksplozji jaka nastąpiła ułamek sekundy później mogła zmieść z powierzchni niedużą dzielnicę.
Pojedynek można było w sumie uznać za zakończny.
Theo leżał na rozgrzanym i nawet nadtopionym piasku. Jego pancerz był kompletnie zdewastowany, on sam ledwo mógł się ruszyć. Wciągnął powietrze z słyszalnym w całej okolicy świstem. Przymknął oczy i skupił swoją podstawową moc na sobie, ostatnio by zaleczyć swoje obrażenia pchnął się w tył, tym razem spróbował przyspieszyć naturalną regenerację, tak aby zasymulować działanie mocy która oficjalnie była jego podstawą.
Szybko się wyleczył, wręcz pancerz natychmiast mu się zregenerował do chwili sprzed wybuchu, ale Theo poczuł się jak miesiącu głodówki. Pociemniało mu przed oczami, nogi się zatrzęsły gdy wstawał, miał problem z podniesieniem rąk.
Theo zdjął z siebie przyspieszenie. Nie mógł marnować energii. Zamiast tego wytworzył kilka tuneli aerodynamicznych, biegnących w różnych kierunkach i zaczął się nimi poruszać w zdawałoby się losowy sposób. Czy też raczej zataczać. Uniósł karabin do biodra i począł strzelać z niego seriami w Coopera, nie omieszkając przy tym zestrzeliwać jego świetlistych kul, gdyby uznał że chce spróbować tej sztuczki jeszcze raz. Nie miał siły by unieść broni to policzka i porządnie z niej celować. Tak czy inaczej, zastępca Smauga miał jeszcze dwie moce których Theo nie znał. Na chwilę obecną musiał trzymać dystans, pozwolić by to drugi się odsłonił.
Sly natychmiast przywołał swój miecz o szerokim ostrzu i użył go jako zasłony, robiąc jednocześnie uniki.Theo zaliczył kilka trafień, ale były w większości niegroźne. Tymczasem Cooper stopniowo zbliżał się, by zmniejszyć dystans.
Jakkolwiek obrażenia były niegroźne, to jednak po pewnym czasie musiały się skumulować. Rozproszył tunele którymi poruszał się do tej pory i wytworzył kolejny, biegnący w tył i posłał kolejną salwę pocisków w Coopera. Równocześnie skoncentrował Czas na tym co widział. W grecji próba spojrzenia w przyszłość nie przyniosła skutku, czy też raczej zobaczył tak dużo że nie zrozumiał przekazu. Tym razem spróbował pchnąć swoją wizję ułamek sekundy do przodu, równocześnie przyspieszając umysł by zyskać chwilę na analizę powstałej wizji.
Różne możliwości jakie zobaczył były tym razem dosyć wyraźne. Było ich jednak zbyt dużo, by zdążył na szybko podjąć decyzję. Cooper zatrzymał się przyjmując na miecz pociski, po czym wykonał gest ręką, jakby coś chwycił i przyciągnął. Sekundę później Theo oberwał czymś twardym w plecy. Po chwili przekonał się, że to stalowa szyna, która natychmiast wygięła się, oplatając go w pasie, przytrzymując jego ręce.
Kontrola metali… Theo miał wrażenie jakby to kiedyś gdzieś widział. U innego Obdarzonego? W jakimś filmie o mutantach? Dojdzie do tego później. Rozproszył karabin i napiął wszystkie mięśnie by rozerwać zaciskającą sie coraz mocniej szynę. Nie omieszkał przy tym zmienić kierunku w którym się do tej pory cofał i delikatnie sięgnął Czasem ku ciele drugiego Obdarzonego. Nie próbował go pchnąć w żadnym kierunku, a raczej starał się go… Zrozumieć?
Przez chwilę stal się opierała, ale wreszcie szyna wygięła się i Theo rozprostował ręce. Nie zdążył jednak nic zrobić z przeciwnikiem, gdyż ten wysłał ku niemu pojedynczą kulę, która wybuchła złotemu Obdarzonemu prosto w twarz. Odturlał się w tył i związał Czas z swoją najnowszą raną i ziemią pod jego stopami. Spróbował pchnąć ranę w przód by się podleczyć, natomiast ziemie w tył, tak aby “bilans” czasowy wyniósł zero. Liczył że tym razem operacja ta będzie mniej męcząca, lecz działanie to nie przyniosło pożądanego skutku. Padł na ziemię i z trudem uniósł otwartą dłoń w górę.
- Więcej z siebie nie wykrzesam, poddaję się.

Cooper zatrzymał się w połowie cięcia mieczem. Theo mógł mieć wrażenie, że rozpołowił by go na pół. - Ok - skwitował krótko i kucnął przy nim znikając wcześniej swoją broń białą. - Pokaż się. Chyba nie masz zbyt dużych obrażeń, starałem się być ostrożny - w jego głosie nie było kpiny, tylko szczera troska. - Zawołam tak czy siak medyków. Poczekaj z przemianą. Jak postanowił tak zrobił. Kiedy felczer biegł ile sił w nogach, Sly powiedział:- Chyba jeszcze musisz popracować nad swoją bazową mocą. Potencjał duży, ale bardzo wyczerpujące. Może w inny sposób do tego podejdź?
Theo skinął w podzięce głową.
- Próbowałem, ale nie przynosi to efektów. Przynajmniej teraz. - mruknął - Jakiś pomysł? Bo na chwilę obecną doszedłem tylko do tego że z czymś co ssie energię z otoczenia mógłbym się przyspieszać jeszcze bardziej, albo leczyć bez takich... efektów ubocznych.
- Hmm... Może zamiast leczyć siebie, staraj się unikać obrażeń? Skup się na tym, co ci najmniej energii wysysa i rozwiń te umiejętności.
- Oh. Jasne, szybkość. Starałem się to wykorzystać na początku żeby skrócić dystans, ale wpadłem w twoje... Uh... Miny? - Złoty westchnął delikatnie i podparł się na łokciach - I w sumie było po walce. Powinienem był cię najpierw obadać karabinem.
- Taktyka walki to też inna sprawa - wzruszył ramionami. Lekarz i dwóch pielęgniarzy dopadli do Theo.- Może pan wrócić do ludzkiej postaci! - krzyknęli.
- Sekunda. - Theo przymknął oczy i skupił się na swoich mocach. Zlokalizował wszystkie trzy w swoim wnętrzu, podobnie jak to zrobił w Świątyniach Słońca i Księżyca po czym przemienił się do ludzkiej formy. - Kroplówkę z glukozą poproszę. - zwrócił się do sanitariuszy.

***

[media]http://www.youtube.com/watch?v=lX44CAz-JhU[/media]

Godzinę później leżał w swoim pokoju, oplątany bandażami, z kroplówką podpiętą do żyły i blokiem batonów energetycznych zostawionych na “później” na krzesełku. Później w tym wypadku oznaczało teraz. Theo odwijał właśnie kolejny baton. Zgniótł papierek i cisnął go do kosza przy wejściu. Nie trafił. Westchnął delikatnie i wbił się w słodką czekoladę.
Dzisiejszy dzień mógł uznać za spędzony całkiem sensownie. Co prawda trening nie poszedł dokładnie tak jak sobie zaplanował, ale jak mawiano każda porażka uczy więcej niż tysiąc zwycięstw. Opanował nowe zastosowanie swojej podstawy. Mógł patrzeć w przyszłość. Co prawda jeszcze nie mógł zastosować w walce, ale czuł że była to kwestia praktyki. Mógł też się leczyć z bardzo poważnych ran, aczkolwiek faktycznie powinien skupić się na zwiększeniu swojej szybkości. Walka przypomniała mu też że nigdy nie powinien nie doceniać oponenta. A już na pewno nie szarżować na niego ślepo.
Nagle zdał sobie sprawę że to już nigdy nie będzie dla niego problemem. Wystarczy że spojrzy kilka chwil w przód i pozna moce oponenta. Przynajmniej z grubsza.
A to oznaczało że musiał doskonalić tą moc. Musiał też zrobić wiele innych rzeczy, musiał zająć się Ceres, musiał zająć się sprawą Edgara, musiał szukać wskazówek dotyczących jego przeszłości. Ale nie mógł zrobić wszystkiego na raz.
Po kilku głębszych wdechach podniósł się do pionu. Kilka chwil zajęło mu ułożenie się w pozycji lotosu, jakby było to coś co potrafi, ale czego od dawna nie praktykował. Sięgnął po kolejny batonik i rozerwał papierek, lecz nie wyjął słodkiego pokarmu z opakowania. Zamiast tego położył całość przed sobą i zamknął oczy. Gdy odpocznie odezwie się do działu finansowego by dali doktorantom Edgara nieco więcej pieniędzy, a potem odezwie się do Ceres w sprawie swoich skrytek. Wypuścił powoli powietrze z płuc, przywołał obraz ukochanej i pozwolił swojemu umysłowi swobodnie odpłynąć.
 
Zaalaos jest offline