Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-09-2017, 14:36   #36
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Aila stała w oknie i patrzyła jak sylwetki Alexandra i jego świty nikną powoli między drzewami lasu. Jednak nawet z tej odległości była w stanie jeszcze odróżnić jego posturę od innych. Uśmiechnęła się lekko. Dobrze, że miarę kazała z niego zdjąć Tamarze nim odjechał. Wszak to by było, gdyby do ożenku nie miał co ubrać i może jeszcze w mnisie szaty się przywdział? Zachichotała.

Po prawdzie jednak był to nerwowy chichot. Znów została sama. Sama z organizacją ślubu, sama z zarządzaniem zamkiem, sama z wszechwładnym wampirem, sama... ze sobą i myślami o tym, co może spotkać Alexa.

Ze zdziwieniem odkryła, że tym razem naprawdę się o niego martwi. Wtem, do komnaty, gdzie patrzyła przez okna przez otwarte drzwi weszła służąca.
- Pani... - dygnęła - wikariusz przybył. O widzenie z tobą prosi.

Aila westchnęła. Nigdy nie przepadała za duchownymi, jednak kontakty z nimi należały do jej obowiązków i sama wiedziała, że lepiej z kościelnymi żyć w zgodzie, by za bardzo zamkowemu życiu się nie przyglądali.

- Już idę. - Rzekła, po czym wyszła za służką z komnaty.

Gdy doszła do hallu zobaczyła wysokiego ciemnowłosego mężczyznę stojącego na środku pomieszczenia i rozglądającego się, ale bardzo powoli. Dopiero odgłos kroków sprawił, że obrócił się do szlachcianki schodzącej po schodach.


Wikariusze będący pomocnikami plebanów rzadko bywali starzy, ten nie odbiegał od standardów. Dziwny był tylko jego wzrok, jakby oceniał Ailę.
Czy dobra, czy zła?
Czy czysta, czy grzeszna?
Czy warto wychędożyć czy nie?
Z tego wzroku ciężko było cokolwiek ocenić, poza tym, że ją bacznie lustrował.
- Witaj pani - skłonił się nadzwyczaj grzecznie.
- Witaj... Ojcze. Czy tak właściwie będzie tytułować naszego nowego kapelana? - powiedziała z uśmiechem zbliżając się do niego. Starała się być swobodna, by nie myślał, że coś ma do ukrycia.
- Wystarczy Hansel miła panno. Nie jestem księdzem tylko pomocnikiem, ale ze święceniami - odpowiedział przypatrując się jej wciąż. - Tyle by posługę pełnić, bo… Ksiądz Jean mówił, że pan na zamku rzucił święcenia. - Dopiero w jego ustach usłyszała jak to absurdalnie brzmiało. Pan na zamku święcenia rzucił. A może to tylko w jego ustach tak brzmiało? - Pokażesz mi pani kaplicę i miejsce gdzie będę mógł spoczywać?

- Hanselu, bardzo jesteśmy ci wdzięczni za przybycie. I za to, że zgodziłeś się zadbać o duchowe potrzeby nasze, naszych dworzan i służby. Ufam, ze uda się dziś wieczorne nabożeństwo chociaż odprawić - rzekła Aila oficjalnie, po czym odebrała klucze od ochmistrzyni i dłonią wskazała mężczyźnie drogę. - Proszę za mną. Najpierw może pokażę komnatę i wspólne sale, z których korzystają wszyscy mieszkańcy zamku, a potem cię do kaplicy zaprowadzę.
Skłonił się lekko raz jeszcze, ale nie rzekł nic. Kasztelanka ruszyła więc przodem prowadząc go do skrzydła, gdzie swój pokój miał Alexander, jednak w miarę daleko od niego... właściwie był to pokój zaraz koło schodów głównych, a żeby wikariusz nie miał sposobności za wiele po korytarzach się pałętać. Wyposażenie było dostosowane do statusu przeciętnego dworzanina.

- Mam nadzieję, że będziesz dobrze się tu czuł. Czy pokój ci odpowiada? Jakby coś trzeba było, śmiało mów.
- Ta komnata… - rozejrzał się tak samo jak to czynił przez całą drogę. - To dziesięć razy więcej niż mieszkałem ostatnio. To aż za dużo. A potrzeb nie mam wiele - spojrzał na nią i ciężko było określić czy waha się czy nad czymś zastanawia. - Po nocy tu spokój panno Ailo? Nie ma wielu co by chodzili jakowe obowiązki spełniając? - spojrzał ku drzwiom.
To wzbudziło oczywiście jej czujność, lecz nie dała tego po sobie poznać. Udała, że się zastanawia.
- W zamku zawsze ktoś nie śpi. W nocy zazwyczaj dużo spokojniej ale bywa, że ktoś jeszcze ma jakie prace do wykonania. Ot choćby straże. Czemu pytasz? Boisz się o spokój swego snu? Tu mury są grube...
Westchnął i przez chwilę wyglądał jak człowiek zmęczony? Aila mogła odczytać to jako kilka innych emocji. Hansel nie był łatwy do rozszyfrowania.
- Nie, po prostu… Pan w swej łaskawości - szyderstwo w głosie? Czy może żal, a może bezsilność? - Naznaczył mnie pokutą. Lunatykuję. Gdy kto mnie zobaczy może chcieć potrząsnąć, sprawdzić czemu nie odpowiadam na wezwanie, jak na ten przykład straż. Wtedy się budzę. Ale gdy nie rozpoznaję gdzie jestem atakuje mnie panika. - Znów rozejrzał się jakby śledził każdy cal pomieszczenia.
Aila zrobiła strapioną minę, jakby w ogóle ją to obchodziło choć trochę.
- Drzwi można na klucz zamknąć, a jeśli to nie pomoże... mogę ostrzec strażników. Tylko co w razie takiego spotkania z tobą winni czynić?
- Szczęściem przyziemny pokój miałem u księdza Jeana. Bo zamknął bym nie wyszedł z kościoła w miasto albo gdzie. Oknem wyszedłem. Tu wysoko? Spytał.
- Piętro, ale... mogę znaleźć dla ciebie komnatę na parterze. Tylko nie tak wygodną i pewnie rano krzątanie służby będzie w niej słychać. - odparła Aila, obserwując nowego kapelana.
- Nie przeczę, że to może innych ze snu wybudzać, jakbym chciał się wydostać. - Znów westchnął. - Zwykle bywa to tak, że wychodzę idę, budzę się w łóżku. Ksiądz Jean śmiał się, że chodziłem wokół nawy jakbym drogę krzyżową odprawiał po czym spać poszedłem. Tyle wiem.
Kasztelanka starała się stłumić westchnienie. Rozumiała już naturę problemu, ale na Boga ile można o tym rozprawiać?
- Gdzie zatem chciałbyś mieć komnatę? - spytała, by się określił.
- Może być i tu, mi zajedno panno. Jak trzeba to i w kaplicy mogę mieć posłanie. Byle mnie nikt nie budził gdy będę szedł w nocy, o co proszę.
- Postaram się przekazać informację wszystkim, którzy w tym czasie mogliby się znajdować w okolicy. To co, idziemy dalej?
Znów lekkie skłonienie się. Znów nic nie rzekł.
Aila oprowadziła go po pomieszczeniach gospodarczych, pokazując gdzie kuchnia, gdzie stajnia, gdzie praczki urzędują. Przy okazji z kilkoma służącymi byłego wikariusza poznała, a całą wycieczkę zakończyła w zamkowej kaplicy.

[MEDIA]http://jennifersalderson.com/wp-content/uploads/2017/06/ViandenCastle_Chapel.jpg[/MEDIA]

- No a tutaj najważniejsze... - zatoczyła ruch ręką, wskazując na wspaniałe wnętrze kaplicy.
- Piękna. Ładniejsza nawet niż w klasztorze. Choć mniejsza oczywiście. Ale piękna… - odpowiedział starając się zapamiętać wzrokiem każdy załom ściany.
- Wierzę, że dobrze o nią zadbasz. Służba sprząta tu codziennie, ale gdyby coś trzeba było... nie wahaj się mówić. Chcemy byś dobrze się tu czuł i żeby Pan był właściwie chwalony. - powiedziała wzniośle, po czym składając na brzuchu dłonie, zapytała: - Czy w czymś jeszcze mogę pomóc?
- Nie panno, dzięki ci za wszystko, teraz i w przyszłości - Znów się lekko skłonił. - Nie zawaham się. Zamierzam się tu dobrze czuć. - Spojrzał na jej ręce czy…?
Aila odetchnęła pełną piersią, przyglądając się jego reakcji.
- Zatem do zobaczenia na obiedzie. Będę czekać opisu twych wrażeń...
- Do zobaczenia panno. - Nie wiadomo czemu kilka włosków Aili na ramieniu stanęło na sztorc na to “do zobaczenia”. Ale przez ton, czy wzrok? Jakby wciąż ją oceniał Czy jest warta czegoś. - Obiecuję, że poznasz pełnię mych wrażeń - Skłonił się znowu i tak już pozostał. Jakby z szacunkiem.
Na pierwszy rzut oka.
Ona również odruchowo kiwnęła mu głową, po czym wyszła... mając to dziwne uczucie, że jest obserwowaną. Czuła się nieswojo jeszcze przez jakiś czas, nie mogąc ustalić, co wzrok i słowa, którymi obdarzył ją wikariusz mogą znaczyć.


Czas mijał, a Aila miała tak wiele zajęć w związku z planowanym ślubem, że nawet nie musiała starać się unikać wikariusza. Przy obiedzie wymienili kilka szczątkowych uprzejmości, a właściwie to mówiła ona, bo on się głównie gapił...
Doprawdy kasztelanka nie wiedziała, co o nim myśleć. Zresztą póki co, interesowało ją tylko, by kaplicę pięknie przystroić na zaślubiny oraz by nowy kapelan jaką mowę wzruszającą dla ludu przygotował.

Choć zajęć miała wiele, Aila jakoś z tym wszystkim sobie radziła. Dopiero po obiedzie chmury zaczęły nadciągać znad horyzontu. I bynajmniej nie o pogodę tu chodziło. Wrócili dwaj pachołkowie, co ich Alexander miał zabrać ze sobą. Szlachcianka wybiegła na dziedziniec, pełna najgorszych obaw. Po prawdzie jednak nic się nie wydarzyło. Nic... z zewnątrz. Strapieni mężczyźni opowiedzieli jej, jak pan nagle zasępił się, coś tam do siebie począł burczeć, a gdy do miasteczka wjechali, nic im nie mówiąc, poszedł do karczmy pić. Pił długo i chyba bez umiaru, podczas gdy oni wciąż czekali w pełnej gotowości przed budynkiem. Wreszcie wyskoczył karczmy niby szalony i kazał konia gotować. Tylko jednego pachołka zostawił każąc mu szykować się do drogi z nim, a dwóch pozostałych oraz jucznego konia odesłał na zamek. Gdy go o wyjaśnienie jakie pytali nie rzekł nic, toteż co mogli zrobić? Wolę pana wykonali. I tyle.

W pierwszym odruchu szlachcianka chciała już sama na konia wsiadać i do miasta jechać, jednak pachołkowie rzekli jej, że Alexander jak wariat cwałem popędził zanim oni się zebrali by na Kocie Łby wracać. Pewnie więc przed nocą by go nie złapała, a i to najpewniej w szczerym lesie, na niebezpieczeństwa się wystawiając. Jeżeli w ogóle, patrząc jego pęd, jakby armia przeklętych go goniła. Aila porzuciła zatem swój zamiar i starając się ignorować trwogę w sercu, wróciła do pracy na zamku, by chociaż tutaj porządek jaki panował. Komu trzeba to doradzała, pilnowała, burę dawała tym, którzy się lenili. I tak to trwało aż do wieczora. Wtedy wszystko się popisowo rypsło.

Aila właśnie kończyła zastawę srebrną czyścić, jako że służba miała tyle roboty, iż sama mogła nie dać sobie ze wszystkim rady, gdy do jej komnaty weszła służąca. Dziewczyna skłoniła się.
- Pani, powóz zajechał na dziedziniec. Twoja ciotka z mężem i kuzynką przybyli.
Słysząc tę zapowiedź, kasztelanka spojrzała na dziewczynę ze zdziwienie. Wszak dopiero dzisiaj listy wysłała do rodziny z wieściami o planach swego zamążpójścia, by wolę nieboszczyka spełnić. Za wcześnie było, aby ktokolwiek zdążył zareagować, nie mówiąc, że się tego nie spodziewała. Rodzice najpewniej się na nią srogo obrażą...

Dopiero po chwili przypomniała sobie rozmowę z Elijahą, który zapowiedział jej pojawienie się jakiejś swojej znajomej, a dla uwiarygodnienia tych odwiedzin miała się ona za kogoś z rodziny panny de Barr podać. Zatem... była to wampirzyca. Kto wie, może więcej niż jedna? Aila poczuła jak dreszcz trwogi przechodzi jej ciało. Tak bardzo chciała, by Alexander był teraz przy niej...

Westchnęła.

- Już idę. Podejmijcie ich w sali rycerskiej. Wino podajcie. Jakie zimne zakąski podajcie. - umilkła, przypominając sobie, że jeśli jej goście należą do grona nieumarłych, to raczej czym innym będą chcieli się po podróży posilić. Przełknęła ślinę.

- Niech ochmistrzyni szykuje im komnaty. Najlepiej gdzie na uboczu, by ciotki za dnia nie trapić. Ona... chorowita. - wyjaśniła z ociąganiem, a gdy służąca dziewka zniknęła za drzwiami, prędko fartuch ściągnęła i przed lustrem zaczęła się ogarniać.
Na szczęście jej uroda rekompensowała jak zwykle wszystko - zarówno prosty ubiór, jak i nieco rozczochrane włosy.
Dokonując najbardziej niezbędnych poprawek, Aila zerwała się, by gości powitać... i poznać swoją nową/starą rodzinę.

Gdy szła szybko korytarzem, a księżyc gapił się na nią z wąskiego świetlika nad schodami. Zupełnie jakby coś chciał jej powiedzieć... Może ją ostrzec?

Przyjmując swoją “pańską” postawę, Aila weszła dumnym krokiem do sali rycerskiej.
- Ciociu... - rzuciła stęsknionym tonem, lecz nic więcej nie dodała. Wszak Elijah nie zdradził jej nawet imienia wampirzycy.

W środku, prócz krzątającej się służby, czekały na nią trzy osoby. Dwie kobiety i jeden mężczyzna - a wszyscy piękni i równie wyniośli w obyciu, co ona. Choć każde na swój sposób.

Na powitanie szlachcianki zareagowała drobnej budowy bladolica kobieta, wyglądem niewiele starsza od Aili.


Bladość jej skóry podkreślała dodatkowo czarna, zdobiona suknia oraz okalające jej twarz pukle ciemnych, kręconych włosów.

Kobieta podeszła do kasztelanki z wyciągniętymi dłońmi o tak drobnych i delikatnych paluszkach, że przy niej nawet zgrabne dłonie Aili wydawały się grubo ciosanymi rękami chłopki. Odruchowo chwyciła jej palce. Były całkiem zimne i skostniałe.
- Ailo, jak dobrze cię widzieć... - rzekła “ciotka”, u której boku wnet stanął wysoki przystojny mężczyzna o równo przyjętym zaroście i co najmniej rycerskich manierach.


- Męża mego Rodericka, a twego wuja pewnie poznajesz, prawda? - kontynuowała przyszywana ciotka z kpiącym uśmiechem na ustach - Choć ostatnio chyba na naszych zaślubinach się widzieliście...

Mężczyzna skinął głową Aili, nawet się nie uśmiechając, na co ona dygnęła z gracją.

- No i jest z nami jeszcze Patricia, twoja kuzynka, coście się kiedyś razem lalkami bawiły za waszego dzieciństwa. Och, to były dobre czasy...

Blondwłosa szlachcianka uniosła wzrok, by przyjrzeć się swojej “kuzynce”. Kobieta ta choć młoda i równie piękna, co pozostali goście, wyraźnie trwogę w służbie budziła. Przyodziewek jej wszak oraz sposób bycia bardziej do kapitana straży pasowały niźli wysoko urodzonej panny. Nie mówiąc o tym, że u boku nosiła broń. Zupełnie jak mężczyzna!


Patricia spojrzała na Ailę znudzonym wzrokiem i chyba tylko z uwagi na znaczący wzrok “ciotki” zdecydowała się skinąć jej powitalnie głową. Powoli też podeszła do kobiet z gracją skradającego się drapieżnika.

- Kuzynko, dawnośmy się nie widziały. Dobrze widzieć cię w zdrowiu. - rzekła, po czym rozejrzała się czujnie - Nie miał z tobą być tutaj jeszcze zarządca zamku? Co to za poruszenie?

Wampirzyca tymczasem nie wypuszczała dłoni Aili ze swych rąk.
- Och, zaraz nam pewnie twoja kuzynka wszystko opowie. Ailo, tak pięknie wyglądasz... smakowicie wręcz. - pochwaliła ją ciotka, której imienia wciąż nie poznała, a dreszcz przeszedł przez ciało dziewczyny.

- Dzię...dziękuję, ciociu... - znów przełknęła ślinę, nie wiedząc jak nazwać czarnowłosą piękność. Na pomoc o dziwo pospieszył jej domniemany mąż wampirzycy.

- Theresa nie mogła doczekać się spotkania z tobą. - Ton jego głosu był głęboki, choć nie pozbawiony melodyjności. - Całą drogę o tobie mówiła...

“Theresa” zatem. Aila pokiwała głową i... z trudem uwolniła palce z uścisku “ciotki”. Wykonała zapraszający gest dłonią.

- Siadajcie, proszę. Spocznijcie, służba już pokoje dla was szykuje, zaraz też poczęstunek powinien zostać wniesiony - rzekła i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiła się Giselle, niosą dwa półmiski z zakąskami. Za nią podążało dwóch pomocników z glinianymi dzbanami i kielichami.
- Cóż to zatem za rozgardiasz i zaaferowanie na zamku Ailo? Nie każ nam z niecierpliwością błagać Cię, abyś ugasiła nasze pragnienie… wiedzy. Nieprzystojną wrecz ciekawość. - Teresa uśmiechnęła się pięknie ukazując białe zęby. Ich widok zmroził Ailę.
- Usiądźmy może - powiedziała, a gdy pozostali zajęli swoje miejsca... z wyjątkiem Paricii, która wciąż krążyła po komnacie, szlachcianka mówiła dalej - Gdy wuj mój umarł, panie świeć nad jego duszą, zostawił testament. Otóż wolą pana Torina było, by w obowiązkach zastąpił go nasz skryba Alexander, za żonę mnie pojmując. - czuła jak się rumieni - Ponieważ zaś nie wypada woli nieboszczyka uchybiać, właśnie do zaślubin się szykujemy, toteż we wtorek mam nadzieję wszyscy gośćmi moimi będziecie na uroczystości.
Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie. Po chwili też wszyscy służący wyszli. Została jedynie Giselle, wodząc wzrokiem za przystojnym mężem Theresy i dzban wina trzymając w pogotowiu, by ulżyć jego pragnieniu.
- Skryba? - zainteresował się odrywając wzrok od służki, na którą zerknął starając się ukryć zainteresowanie. - Ze skrybą kazał ci się żenić panno Ailo? Dziw to, że szlachetnie urodzony młodzian na takim odludziu służbę z piórem w ręku obrał.
Przełknęła ślinę. Zastanawiała się ile ci tutaj wiedzieli o niej i o drugim ghulu. Ile Elijah zdradził swojej przyjaciółce...
- Skryba i kapelan. On z bardzo wysokiego rodu, lecz... em... z nieprawego łoża. Niemniej wiele dla Kocich Łbów zrobił, wuj bez niego pod koniec życia... ciężko sobie radził. Toteż pewnie chciał, bym i ja była pod dobrą opieką.
Oczy Patricii, która spojrzała na szlachciankę z drugiego kąta komnaty zwęziły się. Dziewczyna odruchowo poprawiła włosy i wyprostowała się na krześle z dumą.
- Wiem, że to brzmi niepokojąco, jednak poznacie go, to myślę, że przekonacie się iż to prawy człowiek...
- Chętnie go poznam - Uśmiech Theresy poszerzył się, przejechała językiem po zębach. - Zaciekawiłaś mnie. Bardzo chętnie się przekonam.
Roderick nie skomentował skupiając się na przekąskach.
- A gdzież on? Nie ucieszy nas towarzystwem? - spytał po chwili gdy przełknął.
To przypomniało Aili o zachowaniu Alexandra, o którym jej pachołkowie mówili. Mimowolnie na jej twarzy pojawiło się strapienie. Odparła jednak uprzejmie:
- Na polowaniu. Obiecał jednak najpóźniej wieczorem przed dniem ślubu być na zamku - uśmiechnęła się blado - Może... może zostawię was, byście odpoczęli? czasu będziemy mieli jeszcze dość na opowieści. Tymczasem może... może jakiego muzyka uda mi się dla was znaleźć, by chwile relaksu umilić. - Rzekła Aila, podnosząc się ze swego krzesła.
- Jak przed ślubem polowanie, to widno na wieśniaczki - odezwała się niby mimochodem Patricia spoglądajac na blondynkę z tym samym, niewielkim zainteresowaniem co od początku.
- Już chcesz nas opuścić? - Teresa jakby zmartwiła się. - Przed głównym daniem tej kolacji? - Wiedząc co dla bladolicej mogło być “daniem” kasztelanka poczuła jak włoski na karku stają jej dęba.
Roderik dopił kielich tak łapczywie, że czerwona strużka popłynęła mu po kąciku ust i brodzie.
Wystawił puchar na znak, że chce aby mu dolano.
Giselle z uśmiechem podeszła i napełniła go czerwoną cieczą. Przez chwilę skrzyżowała wzrok z Ailą. Była taka zaaferowana i szczęśliwa, ze to ją przydzielono do służby przy wieczerzy i mogła cieszyć się widząc tak wspaniałych gości. Wszak nie wiedziała kim są ponad to, że to rodzina przyszłej pani Kocich Łbów.
Wzrok Theresy również prześlizgnął się po sylwetce służącej, niewiele się teraz różniąc od spojrzenia Patricii.
- Wybaczcie, ale wciąż wiele pracy jest z zaślubinami - zaczęła się tłumaczyć Aila - Niemniej jeśli czego wam trzeba, jeno słowo rzeknijcie, a postaram się to zdobyć.
- Żal nam tym sprawiasz. - Pokiwała głową “ciotka”. - Straszny żal, nie wiem czy i czym zdołamy go ugasić - przybrała smutną minę. - Postaramy się… zadbać o wszystko czego nam trzeba Ailo.
Nie wiedząc, co uczynić, blondwłosa piękność stanęła koło krzesła.
- Ależ ciociu, ostatnim czego chcę, to was zasmucać, jeśli mogę tylko coś...

Nawet nie zauważyła, kiedy za nią pojawiła się Patricia. “Kuzynka” delikatnym gestem odgarnęła włosy Aili na bok, odsłaniając jej szyję. Theresa na ten widok aż oblizała sinawe wargi. I już miała wstać i chyba podejść do kasztelanki, gdy w komnacie rozległ się chichot Giselle.

Jakimś cudem dziewczyna “zachiwiała się” podczas nalewania wina tak, że swoim zgrabnym tyłeczkiem klapnęła na kolana Rodericka. Uwaga “ciotki” od razu przesunęła się na nią.

- Nie no, jeśli musisz, to idź... idź... my sobie tutaj poradzimy - rzekła wampirzyca wstając i idąc powoli w stronę wesołej dziewki. Tylko Patricia wyglądała na niepocieszoną.

Natomiast korzystając z okazji Aila prawie wybiegła z sali rycerskiej, zamykając za sobą drzwi. Zastanawiała się jak przetrwa do poniedziałku wieczorem, mając za towarzystwo przedziwnego wikariusza-lunatyka oraz wygłodniałą wampirzycę i jej świtę.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline