Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-09-2017, 22:46   #31
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Czuł się wykorzystany i było to bardzo dobrze po nim widać.
Pochylił się i objął ją składając pocałunek na jej czole.
- Wiem co to miłość do sire, wiem. Silniejsza niż wszystko choć sztuczna, wywołana mocą jego krwi, nie szczerym uczuciem. Choć anim szlachetnego stanu, anim pasowany rycerz, to gdzieś to mam, bo i ja śluby mogę czynić. Ślubuję ci, że przynajmniej postaram się przemóc tę sztuczną fałszywą miłość, miłością prawdziwą do Ciebie.
Odsunęła się nieznacznie, cofając dłoń. Przyglądała mu się rozbieganym, nerwowym wzrokiem.
- Ale... jak to? - zapytała niemądrze.
- Tak, że przynajmniej jedno z nas nadzieję mieć może, że będzie pierwszym w sercu drugiego - odpowiedział. - Choć wiesz dobrze, jak okrutnie silna to moc i obiecać tego nie mogę.
- Ale przecież... tak się nie da. Nie możesz się zmusić, by mnie... by... by mnie kochać. -
wyrzuciła z siebie.
- A kto tu o przymusie mówił Ailo? - Pochylił się i ją po prostu pocałował głęboko i z pasją.

Czuł jej zdziwienie. Zesztywniała na moment, jakby zbierając siły, by się mu wyrwać. Trwało to jednak nie więcej niż jedno uderzenie serca. Potem jej ramiona jakby zmiękły, a usta rozwarły się nieśmiało, odwzajemniając pocałunek, który różnił się od tego w komnacie. Szybkiego, choć namiętnego. Ten trwał jakby Alexowi ciężko było się od jej usta oderwać, lub wcale tego nie zamierzał. Czuł jej onieśmielenie, które jednak mijało z każdym kolejnym muśnięciem warg. Aila dotknęła jego policzka znów, a jej palce prześlizgnęły się po jego jego szyi, by zatrzymać się na szerokiej piersi.

- Co ty... - próbowała się oderwać od niego, lecz bez przekonania. Jakby wyczuwała niebezpieczeństwo, ale... była już za daleko, by się cofnąć przed nim.
- Zaręczyny… - szepnął korzystając z chwili gdy aby się odezwać oderwała na chwilę usta - pieczętuje się pocałunkiem. - Przytulił dłoń do jej policzka i delikatnie skierował jej głowę tak, aby patrzyła mu w oczy. - Wartaś aby na twe zaręczyny dostać najlepszy. - Wpił się znów w jej usta z pasją, choć dłońmi nie podążył za tym co ten pocałunek niósł, lub mógł nieść.
Ona zamruczała aż z zadowolenia wyciągając się przy tym ku niemu. Jej usta rozchyliły się jeszcze bardziej, a języczek musnął jego wargi.

Czuł to co w niej rośnie i czekał aż mocniej się obudzi. Krew sire pozwalała mu osiągać siłę niedźwiedzia, zwinność łasicy, wytrzymałość wołu, ale nie niosła tylko potęgi cała. Miała w sobie dar. Chciał wzmocnić nim buzujące w niej pożądanie.
Strasznie.
Aby wiła się pod nim samą mową ciała błagając by dał jej rozkosz… i aby zostawić ją tak wymawiając się, że “nie uchodzi przed ślubem”. Zostawić ja tak we wzbudzonym na wierzchołki uczuć pragnieniu, jak ona zostawiła jego, w twarz mówiąc mu, że sire zawsze będzie przed nim.

I wtedy nagle Aila cofnęła się gwałtownie.
Spojrzała na niego wielkimi oczyma.
- Nie jestem warta - powiedziała. - Wiesz to dobrze. Oboje wiemy. To małżeństwo to z rozsądku. Wiele jest takich. Ja jednak... nie chcę nawet byś się starał mnie kochać. To nie w porządku. Wobec ciebie.
Sam nie wiedział, czy był już na skraju wykorzystania mocy kryjącej się w wampirzej krwi, czy zraniony zrobił to specjalnie.
Wyczuł w niej może nie do końca winę, ale wyrzuty względem jej samej. To co mówiła… mówiła szczerze. Użył mocy, podbił w niej te wyrzuty jakie miała gdy usłyszała, że on chce ją kochać, a nie mogła dać nic w zamian.
Przez ulotny moment czuł się z tym źle.
- To moja decyzja… - powiedział całując ją w skroń i uwalniając wampirzy dar krwi. - Jesteś warta i chcę Cię kochać.

Na początku nic się nie stało. Aila patrzyła na niego z lekko otwartymi ustami. Nie poruszyła sie, gdy nagle z jej oczu pociekły łzy - zupełnie jakby bez udziału jej woli.
- Ja... jestem brudna... nie jestem warta... Ty nie wiesz... on... on... - Zapłakała znów.
Położył się obok i wziął ją w objęcia. Przytulił mocno układając jej głowę na swej piersi. Delikatnie pogładził po włosach.
- Czego nie wiem? Nie rozumiem…
Jak tonący człek Aila wczepiła się palcami w wycięcie jego szaty pod szyją.
- Jestem obrzydliwa... za dar jego krwi... - Widać było, że słowa przychodziły jej z trudem. - Chciał bym mu pokazała jak go... pragnę. Kazał mi się położyć na łożu wuja. Tam mnie... mnie dotykał, a kiedy straciłam wszelkie opory... kiedy mówiłam, że go pragnę... kazał udowodnić. Pokazał jak sama mogę... a on patrzył.
Zakryła twarz dłońmi.
- Nie jestem lepsza od tej Nikolette... Powinieneś zamknąć mnie w lochu.
- Powinienem go za to zabić, alem nie tak silny i też go kocham
- odpowiedział wciąż gładząc ją i obejmując. - Nie można mu się długo opierać Ailo… Nie wiń siebie, za to co Ci kazał.
Ona jednak wciąż chowała zapłakane oblicze.
- Gdybym ja chociaż walczyła... Zrobiłam wszystko czego chciał. I dałabym mu więcej. Zła byłam nawet, że więcej nie wziął. Alexandrze... nie możesz mi ufać. Ja... naprawdę go kocham. Choć wiem jak strasznie nami pogrywa. A teraz jeszcze... jeszcze mi jest trudniej. Przez ciebie!
- Winnym, że go kochasz? Nawet tegom winny? Chciałbym go nie kochać, ale nic na to poradzić nie mogę. Ból mam w sobie widząc, żeś nieszczęśliwa z tego co czynisz gdy on ci każe.


Wreszcie na niego spojrzała.
- Winny jesteś, iż zaczęłam myśleć, że mogłoby być inaczej. Kiedyś tobą gardziłam i wszystko jakby na swoim miejscu było. Teraz jednak... sama już nie wiem. Gdyby nie miłość do Elijahy, myślę, że może... mogłabym... że my... - prychnęła. - Głupia jestem i tyle!
- Ciii
- szepnął. - Nie strofuj się i głupia nie jesteś. Tak to jest, że my śmiertelni zabawkami w ich rękach i jeszcze przyjemność z tego mamy. To nawet nie źle…. kiedyś, kiedyś pił ze mnie. Wiesz co wtedy czułem?
Pokręciła przecząco głową.
- Bezbrzeżną rozkosz - odpowiedział. - Z niewiastą nigdym nie miał większej przyjemności niż z nim gdy wpił we mnie kły, choć brzydzi mnie legnięcie z mężem w jednym łożu. Czułem rozkosz gdy pił mą krew, zabijał mnie, niszczył, z każdym łykiem pozbawiał sił, życia. A ja jęczałem z rozkoszy. - Otwierał się przed nią, wstydził się tego, ale chyba potrzebowała pokazania iż nie ona jedna doświadczyła czegoś wstydliwego ze strony sire. - Oto moc, gdy kto krzywdzi, niewoli, zabija, a Ty jeno drżysz z rozkoszy, dotyku, wzroku, zębów wbitych w ciało. Nawet ja, mówiący Ci to i miłość do niego z nienawiścią wiążąc, czekam z nadzieją każdej nocy… że może przyjdzie… Wiem, że to sztuczne. Dlatego wolę walczyć o prawdziwą miłość do Ciebie, niż pogrążać się w tej bezbrzeżnej, do niego. Tym bardziej, żeś tego warta. Nie wiem jeno czy warta bardziej by prawdziwie kochać, czy być prawdziwie kochaną.

Patrzyła na niego tymi błękitnymi oczyma, obecnie pełnymi łez wzruszenia i smutku zarazem.
- On to wykorzysta... Wiesz o tym. On nam nie pozwoli - rzekła z trwogą.
- To nijak gorzej nie będzie niż jest
. - Uśmiechnął się smutno. - Panem jest wszystkiego, ale spróbować zabronić nie może. - Skrzywił się z jakąś odrazą. - On weźmie Cię, jak niewiastę - rzekł cicho. - Nie przegapi kolejnego upokorzenia, abym z małżonką był… po nim. Pewnie nawet każe mi na to patrzeć - dodał głucho, gładząc ją i wciąż obejmując.
Podniosła się gwałtownie.
- Nie, on nie mógłby... - jedna wymiana spojrzeń wystarczyła, by zrozumiała, że to wcale nie jest takie niemożliwe. - Ale... ale... ja nie chcę. - dodała jak dziecko.
- Też nie chcę
. - Opadł głową na koc, gdy wyswobodziła się z jego objęć. - Nie chcę… - Zamknął oczy.

Przez chwilę trwali w milczeniu, po czym usłyszał, jak znów przysiada się obok.
- Coś mi zrobiłeś teraz, prawda? - zapytała łagodnie.
- Zrobiłem? - zdziwił się otwierając oczy.
Popatrzyła na niego, nerwowo zaczesując luźne kosmyki włosów za uszy.
- Czuję się... inaczej. Byłam zdecydowana i... choć czułam, że to wszystko kłamstwo, sądziłam, że warto w imię uczucia do sire’a. Teraz... teraz nie jestem już tego pewna. Teraz czuję, że... to za wiele.
- Że za wiele to, jako pierwszemu mężczyźnie… oddać się zimnemu martwemu ciału, co posiąść cię chce dla swej zabawy, czyjejś krzywdy i Twego poniżenia?
- Na jego twarzy pokazała się niepewność, bo nie wiedział czy o tym Aila mówiła. - Jeżeli o tym rzeczesz, to wiń mnie za to, co powiedziałem. Bo inaczej niż złym, występnym i obrzydliwym tego nie nazwę. Czarna magia krwi sztuczną, ale i najsilniejszą miłością okrywa jak kurtyną to co on czyni. Jam zajrzał za tę kurtynę przez moją nienawiść. Jeżeli jestem tym, co twoją kurtynę odkrywa… Jestem winny, ale nie wstyd mi tego Ailo.
Dziewczyna przyglądała mu się badawczo, po czym prychnęła.
- Wszyscyście po jednemu. Mówisz, że chcesz mej wolności, a bardziej dbasz o to z kim wianek stracę niźli o moje dobro.
- To o czem rzeczesz? Czym jest “sądziłam, że warto w imię uczucia do niego, ale teraz to za wiele”
- Alexander wyglądał jakby nie rozumiał.
- Nie wiem właśnie - strapiła się - Tak jakbym była gotowa znieść to wszystko, a po rozmowie z tobą nagle tych wyrzutów sumienia było za wiele. Sądziłam, że... więcej znieść mogę - rzekła, nieświadoma działania mocy demencji.
- Widziałem rycerzy, co nieustraszeni byli. W pogardzie mieli śmierć - wzruszył ramionami. - I jedna mała rzecz sprawiała, że przestali. Ot tak czasem - skryba strzelił palcami - po prostu. Jedno słowo, jeden list… Bo mieli po co żyć. Chodźmy Ailo. - Alexander wstał podając jej dłoń.
Zawahała się, czy ją przyjąć, co zauważył, jednak po tym momencie chwyciła lekko jego prawicę i wstała. Nie odezwała się już, dając tym samym znać, że dla niej temat jest skończony.

O dziwo, Alexander nie poprowadził jej ani do koni, ani w stronę miecza leżącego na trawie, gdzie go zostawiła gdy zasugerował przerwę. Wziął jej pelerynę i pociągnął lekko dziewczynę w kierunku skały za którą coś cicho grzmiało. Zdziwiona, dała się poprowadzić tam, gdzie chciał. W końcu był teraz jej nauczycielem. Dziewczyna starała się więc stopować swoją szlachecką skłonność do rozkazywania, choć przyznać trzeba, że łypała na Alexa trochę nieufnie.

Potok wypływający zza skały piętrzacej się nad ich polaną poprowadził ich ku niewielkiemu zbiornikowi wodnemu jaki utworzył się pod niewielkim wodospadem.

[media]http://s3.flog.pl/media/foto/5408105_wodospad-kamienczyk--szklarska-poreba-.jpg[/media]
- Spocona jesteś jakbyś nie wiem co czyniła, a i ubiór - wskazał na jej odzienie, które nosiło ślady upadków, które zaliczyła zanim zaczęło jej dobrze iść - jakbyś się tarzała po trawie. Zobaczą cię tak, to jedno jeno pomyślą.
- Ale... ta woda przecież jest lodowata!
- zaprotestowała - No i co zrobię, odzienie mam wyprać? Zresztą... - zawstydziła się - Nie wiem nawet jak.
- Ja wiem jak, swoje się w życiu naprałem po ucieczce z klasztoru jako dzieciak
- uśmiechnął się lekko - i jest zimna, ale nie aż tak. Słońce praży, a tam wyżej już bez drzew, strumień płynie tu leniwie ogrzewany słońcem.
Spojrzała na niego nieufnie.
- No dobrze... odwróć się. - powiedziała z nutą niepewności w głosie.
Posłusznie stanął tyłem, choć nader korciło go by choć nieznacznie głowę odwrócić.

Słyszał jak Aila rozwiązuje kubrak i zrzuca go na ziemię. Potem to samo uczyniła z koszulą. Na koniec jednak musiała stoczyć długą walkę z dopasowanymi skórzanymi spodniami, które trza było wiązać nie tylko z przodu, ale na każdej nogawce osobny. Spocone ciało nie pomagało w tej czynności. Wreszcie jednak udało się dziewczynie uwolnić bo wkrótce potem Alexander usłyszał plusk i zarazem jej pisk, gdy zanurzała się do wody i przekonała się, że wodzie jednak bliżej do lodowatej niż zimnej.
Alexander wtedy już nie zdzierzył i odwrócił się, nawet nie tyle by zerknąć, jeno cały, przodem do wodospadu. Akurat by zobaczyć nagie plecy dziewczyny, gdy ta z kolejnym piskiem zanurzyła się po szyję. Wtedy też odwróciła się i krzyknęła do niego:
- Chędożony kłamca!
- Nie kłamałem, słońce naprawdę ogrzewa strumień
- wyszczerzył się w uśmiechu - jeno ten płynąc ogrzać się nie zdąży… - Rozłożył ręce, a w oczach miał figlarne błyski. Wyglądał zupełnie inaczej niż kilka minut temu gdy leżeli na kocu. Pochylił się zbierając części ubioru szlachcianki. - Ale jeślim kłamca, to ta okrutna zbrodnia czyni mnie niecnotą. Takowi zaś chłopcy-niecnoty, często zakradali się nad strumienie gdzie panny się kąpały, zabierali szaty i czmychali precz…
- Nie odważysz się!
- w uniesieniu postąpiła kilka kroków do przodu, gdzie woda sięgała zaledwie połowy jej piersi.
- Czego, nie odważę się zrobić? - spytał wrzucając jej szaty do wody. Zaczął rozwiązywać sznur związujący mu habit, ewidentnie w celu pozbycia się ubioru.
- No... - zmieszała się - Czmychnąć... z moimi rzeczami... nie jesteś już młokosem... no i ja... nie jestem zwykłą dziewką. - przyglądała mu się, jednocześnie pocierając, ramiona, by zetrzeć z nich brud oraz rozgrzać się choć odrobinę.
- Mhm… - zgodził się ściągając habit i zabierając się za bieliznę, Aila odwróciła się szybko. - Oboje dorośli, nawet zaręczeni. - Odrzuciwszy resztkę skrywającego go odzienia zbliżył się by wejść do niej do wody.
- Co... co ty robisz?! - krzyknęła, stojąc teraz do niego plecami. Czyła jak mimo lodowatej wody policzki jej płoną - Czy ty już całkiem wstydu nie masz?!
- Widziałaś mnie już nago. Gdym.. UUUAA!
- urwał wchodząc do wody. - Boże, jakaż zimna… Gdym na dziedziniec wyskoczył. Mam że się tedy czego wstydzić? - Plusk wody gdy ochlapywał ciało aby przyzwyczaić je do jej temperatury, wskazywał, że powoli sunie w jej kierunku.
Ani drgnęła, sparaliżowana.
- To... to nie powód jeszcze, by całkiem obyczajność odrzucać! - protestowała nadal - I... i... nie zbliżaj się!
- Czasem można odrzucić
- usłyszała blisko, stał za nią może ze dwie stopy. - Bezkarnie, bez oceny innych. Nie zbliżę… Poczuła lekkie muśnięcie jego dłoni na ramieniu.
Dreszcz przeszedł jej ciało. Spojrzała na mężczyznę przez ramię takim wzrokiem jaki musi mieć mysz zanim zostanie pożarta przez kocura.
Przeciągnął powoli dłonią po jej ramieniu, aż do tafli wody, i nabrał jej trochę… po czym spłukał skórę dziewczyny. Stojąc na wyciągnięcie ramienia najzwyczajnej w świecie zaczął ją myć.
Już miała zaprotestować, powiedzieć, że miał przecież wyczyścić jej ubranie a nie ją, ale... to było całkiem przyjemne. I rozgrzewające. Aila westchnęła, znów odwracając glowę i przymykając oczy.
- Próbujesz mnie uwieść? - zapytała wprost.
- Nie... - odpowiedział miękko. - Nie jestem w tym biegły. Po prostu… - mimowolnie się zbliżył, ale bardzo nieznacznie. Jego dłoń z ramienia przeszła na łopatkę i zmywając pot gładziła plecy. - Po prostu… zawsze tego chciałem. Nie wiem jak to opisać… - Chyba faktycznie nie wiedział. Woda nabrana przez niego w dłoń popłynęła po jej obojczyku, w chwilę przed dotykiem.

Aila otworzyła oczy. W jej głowie zrodził się pewien psikus. Zastanawiała się jednak czy starczy jej śmiałości. Rozłożyła ręce wzdłuż tułowia, a gdy znów polał jej ramiona wodą, uniosła do góry, tak że jej palce splotły się ponad głową, a on... jeśli by się nieco nachylił, mógł dokładnie ujrzeć zarys jej piersi.
- Zawsze tego chciałeś... w ogóle. Czy zawsze tego chciałeś ze mną? - spytała, cicho śmiejąc się pod nosem.
- A jak Ci się wydaje? - w jego głosie było wyczuwalne lekkie drżenie i Aili coś mówiło, że to raczej nie przez temperaturę wody. Była w tym tonie też pewna doza wesołości… jakby i on planował psikus. Nabrana w obie dłonie woda spłynęła jej po piersiach w chwilę przed tym nim poczuła na nich jego dłonie.
Aż zaparło jej dech, po czym... pisnęła równie przeraźliwie, co po zetknięciu z zimną wodą.

Ręce skryby zaczęły “myć” jej dorodne półkule, ale jak po prostu ściśnięcie i delikatne miętoszenie miało się do mycia… ciężko było odgadnąć.
- Mam przestać? - Pochylił się do jej ucha. W głosie miał wręcz straszne napięcie, jakby protest szlachcianki wystarczył komuś takiemu kim był, albo raczej za jakiego się uważał.
Przełkęła ślinę, milcząc przez chwilę. Zbyt długą chwilę.
- Po... powinieneś. - wyjąkała.
- Wiem - jakby wciąż się wahał - wiem… Ale chcę. - Poczuła usta w łuku między ramieniem i szyją.
Woda plusnęła, gdy kasztelanka nagle obróciła się do niego przodem. Jej oczy spojrzały w jego.
- Czego chcesz? - zapytała cicho, przyglądając mu się badawczo i... wyzywająco? Jakby sama chciała sprawić, że jakiekolwiek marzenia spełniał wcześniej mężczyzna, teraz... będą dotyczyły już tylko jej. W końcu która dziewka mogła się z nią równać urodą?
- Chcę… - Jego ręce oderwane od pełnych jędrnych piersi powróciły do jej ciała po jej obrocie. Uchwycił ją lekko ni to za talię nie to za górę bioder, a właściwie to nawet nie uchwycił… położył ręce.

[MEDIA]http://i.imgur.com/dVFOyDi.png[/MEDIA]

- Chcę ciebie, ale nie uczynię nic, czego byś… - Urwał. Jego dłoń powędrowała na jej pierś a on zbliżył się jeszcze bardziej. Poczuła lekkie muśnięcie na udzie, pod wodą. - A nawet jak to za wcześnie, to chcę patrzeć, czuć - Jego dłoń lekko zacisnęła się na jej biodrze.
Przekrzywiła lekko głowę, przyglądając mu się. Jego dotyk budził pożądanie, lecz świadomość, że wie przecież co zrobił jej sire, a teraz właściwie powtarza to, oziębiała jej myśli.
- Więc... jedno “tak” wystarczyło, byś dał sobie prawo, do mego ciała? - zapytała cicho.
- Nie - Uśmiechnął się. - Na honor jaki mam, przyrzekam, że jakżeś tu przyszła, tak i wyjdziesz stąd dziewicą. Ale… - zawahał się. - Twoje tak…- Przeniósł ręce obejmując ją. - Dało mi…. dotknąć. Objąć, poczuć. - Jego usta spoczęły na jej policzku. Czuła na swym łonie naprężoną męskość. I widziała w jego oczach, co chciałby zrobić, ale hamował się.
Jeszcze?


 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 05-09-2017 o 08:18.
Mira jest offline  
Stary 05-09-2017, 12:20   #32
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Choć stali w zimnej wodzie, Aila czuła jak kręci jej się w głowie od gorąca, które wypełniało teraz jej ciało, a szczególnie pewne okolice. Rozchyliła lekko usta, po czym... odpowiedziała na jego pocałunek w policzek, tym samym... jej wargi jednak ześlizgnęły się niżej po szczęce mężczyzny aż na jego szyję.
Dziewczyna podeszła do niego bliżej - tak, że ich ciała dotykały się teraz.
- Mhmmm... - trudno było powiedzieć czy to mruknięcie oznaczało zrozumienie, ironię, czy może wręcz zachętę do dalszego działania, ale on chyba odebrał to jako ostatnie z nich. Jego dłoń uniosła jej podbródek lecz zanim blondynka choćby mogła zobaczyć jego twarz, jego usta wpiły się w jej pełne wargi. Zachłannie. O wiele bardziej zachłannie niż na polanie. Poczuła drugą z jego dłoni ześlizgującą się z jej kibici na pośladek. Delikatnie, zupełnie przeciwnie do intensywności pocałunku. Zamruczała słodko, odpowiadając na jego pocałunki. Dała mu poczuć jak jej ciało czy to wiedzione ciekawością, czy pożądaniem ociera się o niego i jak jedna dłoń nieśmiało muska jego podbrzusze. Cofa się, a potem znów dotyka jego skóry nieco niżej.

Spanikował trochę, biorąc pod uwagę co jej powiedział...
“Wyjdziesz stąd dziewicą”.

Ten przelotny dotyk jaki poczuł pod wodą odbijał się echem w jego głowie. Echo to warczało i wrzeszczało, że jedyną dziewicą jaka wyjdzie z tego wąwozu będzie zapewne ten italski mieczyk, co sobie wybrała. Pogardzany zapewne przez zbrojnych i rycerzy służących na zamku w czasach jego świetności.

Mimo tych myśli pieszczota ośmieliła go.
Zadrżał na kolejny dotyk i w odpowiedzi przesunął rękę niżej, zagłębiając ją między miękkie pośladki.
- A...Alexander? - tak rzadko używała jego imienia, a teraz zabrzmiało ono zarówno jak prośba, jak i pokusa. Mógł sprawić, że będzie szeptać jego imię w uniesieniu, mógł uczynić, by krzyczała je, szczytując. Wszystko zależało teraz tylko od niego, a on drżał. Drżał cały. Zdawał sobie sprawę, że jego imię wypowiedziane głośno to pytanie, ale nie o to co chce zrobić. O to co z nią zaraz zrobi niesiony podnieceniem. Jakby pogodziła się sama targana emocjami. Jakby to już było pewne, jakby decyzja już zapadła.
Mógł ją w tej chwili wziąć na ręce, położyć na brzegu, rozchylić….
- Ailaa… - szepnął i znów pocałował głęboko, ale nie ruszył się, nie wziął jej na ręce… Poczuł za to w zimnej wodzie ciepło pod palcami. Poruszył nimi przesuwając po jej kobiecości. Wciąż oczekiwał protestu, lub podobnej w tym tonie reakcji.
Jak niewinna gra złośliwostek zmieniała się w poważną grę, kiedy obie strony myślą, że to ta druga powie w końcu “pas” i zastanawiając się jak daleko się posuną zanim przecież z pewnością to zrobi.
Zbyt często ludzie posuwali się dalej i dalej w tej grze z ciekawością oddając kolejny ruch.
W dyplomacji prowadziło to do wojen, w pieszczotach zaś…

Nie cofnęła się, za to poczuł, jak jej krągłe piersi teraz opierają się o jego tors, a dłoń, która nieśmiało muskała jego podbrzusze, teraz tchnięta jego odwagą, zacisnęła się delikatnie na jego męskości. Jeżeli w ogóle do tej pory miała wątpliwości na ile jej pragnie i jak ta bliskość na niego działa, to musiały się one rozwiać w jednej chwili. Alexander sprężył się, a jego język zatrzymał się podczas tańca z jej językiem w gorącym pocałunku. Pod dotykiem jej delikatnej dłoni na jego męskości łatwo było stracić myśli, ale kurczowo starał się nie pogrążyć.
Nie przekroczyć rubikonu
Nie być jak…

- Nie… - powiedział z wysiłkiem gdy oderwał się od jej ust i szepcząc przejechał pocałunkami po jej policzku, skroni. Skubnął płatek ucha. - Nie chcę…. być… Nie będę taki… jak on. - Jego dłoń bynajmniej nie wyślizgnęła się spomiędzy jej ud, ale nie czynił nic poza nakryciem nią jej kobiecości. Tak jakby jednocześnie nie mógł oderwać i przestać czuć to słodkie pulsujące ciepło jej kwiatu, ale i w ochronnym geście zamykał do niej dostęp przed samym sobą. Nie będąc kobietą, nie wiedział wszak jak mimo wszystko nawet taki dotyk może na nią działać, gdy czuła dłoń w tym miejscu. Z cichym syknięciem przylgnęła do jego ciała, jednocześnie nie przestając dotykać jego męskości, jakby była ciekawa, co będzie dalej...
Lewą ręką objął ją mocno i jeszcze bardziej przycisnął do swej piersi, jakby szukał drogi by stali się jednością bez wzięcia jej jak mąż niewiastę.
Czuł na skórze jej wyprężone z zimna i podniecenia sutki i każdym calem drżącego ciała, wzrokiem, muśnięciem ust, ciepłym oddechem, epatował dzikim pragnieniem. Desperacko starał się przekuwać pożądanie w coś innego, co buzowało w nim równie silnie.
Bliskość, niewinną pieszczotę.

Ciężko powiedzieć, co myślała w tej chwili ona. Wreszcie wycofała swoje palce z cichym pomrukiem niezadowolenia.
- Nigdy nie będziesz taki jak on - szepnęła w jego szyję, a mężczyzna nie wiedział czy był to komplement, czy raczej przytyk.
Wziął to za to pierwsze.
Choć nawet gdyby rozpoznał w tym złośliwostkę, to dla niego i tak byłby to komplement. “Nie być takim jak on”. Gładząc jej skórę przeszło mu jednak zaraz przez myśl, że może chodzić jej o coś innego. O wzbudzanie w niej pożądania, dawanie dzikiej rozkoszy, że nigdy nie wzbudzi w niej ich tak jak Elijah.

I tu Alex srogo się wkurwił…

- Nie zamierzam - w jego szepcie usłyszała prócz podniecenia zdecydowanie. Wciąż obejmując ją namiętnie zaczął poruszać dłonią odszukując palcami twardsze zgrubienie u wejścia w głąb jej kobiecości.
Usłyszał jej słodki jęk tuż przy uchu.
- Nie...ee... - zaprotestowała słabo, jakby nie potrafiąc zdobyć się na więcej. Wstrzymał się na to, jakby nawet tak słaby opór strofował go. Spojrzał jej w oczy i choć widział obawę, panikę przed tym do czego to prowadziło, oraz pewien opór przed przekroczeniem granic… Zobaczył tam też to co mówiło jej ciało. Wspomniał ostatnie słowo wypowiedziane przez Valentino o kasztelance, nawet niedokończone, gdy z wściekłością przebiła mu gardło..
Niezaspokojenie.


Zapragnął pokazać, że może ją zaspokoić.
On, nie Elijah.

Wpił się w jej usta i zaczął przebierać palcami w delikatnej, ale jakże intensywnej pieszczocie. Pełna wewnetrznych sprzeciwów i mrocznych pragnień Aila wpiła się ustami w jego szyję, rozpaczliwie przywierając do jego ciała. Czuł przy tym jak jej biodra delikatnie falują, ocierając się o niego coraz bardziej napierając na jego dłoń. Wiedział jednak, że tutaj też musi być ostrożny. Czuł opór wewnątrz jej ciała... i tak winno pozostać.
Ale rpzecież nie miał zamiaru sięgać ku jej głębi. Chciał tylko aby odczuła, że w niej jest, w ten czy w inny sposób.
Płytko, ale intensywnie.
Kciukiem uciskał gorący nawet w zimnej wodzie, napęczniały guziczek drażniąc go i pieszcząc. Odchylił głowę dając jej pełen dostęp do swej szyi. Twardą męskość czuła przez skórę brzucha, jej żar. Powiększyła się jeszcze bardziej wskutek podniecenia Skryby wywołanego dotykaniem jej. Jakby miał eksplodować.
Tego było już za wiele dla niedoświadczonego dziewczęcia. Przyciskając się desperacko do jego dłoni, doszła gwałtownie. Alexander poczuł, jak Aila tłumi własny krzyk, zaciskając usta na jego barku. Wczepiła się przy tym palcami w jego boki, a jej ciało na moment stężało.

Zaskoczyło go to.
Strasznie.
Ledwie kilka ruchów dłonią…
Alexander nie wątpił w jej dziewictwo, ale czy tak szybkie dojście znamionowało tak straszne niedoświadczenie w pieszczotach, jakie dziewczęta oddawały często własnemu ciału? Czy może było to coś co siedziało w niej. Wrodzona zachłanność i ciągłe nienasycenie, które jako dobrze wychowana panna ze szlacheckiego domu nie mogło znaleźć ujścia. Wspomniał z jakim wstydem mówiła iż ON kazał samej jej się pieścić. Nagromadzone pożądanie uchodzące spełnieniem od pieszczot, których bardziej doświadczone i rozwiązłe niewiasty nie potraktowały by nawet jako warty wspomnienia wstęp.

Czując jej reakcję podjął decyzję.
Wziął ją na ręce tak jak wczoraj na dziedzińcu i wyszedł z wody. Ułożył ją wciąż drżącą z zimna i spełnienia na pelerynie, po czym legł obok niej i zaczął całować jędrne, białe, pełne piersi z tak mocno sterczącymi sutkami. Choć jej ciało było zimne w dotyku, czuł jak płonie w środku. Dziewczyna z trudem łapała powietrze. Mógł domyślać się, że Aila ma gorącą krew, ale że aż tak…? Elijah musiał mieć piękne przedstawienie.
- Co... co robisz? - spytała drżąc na całym ciele niby osika.
Gładząc jej biodro polizał sutek.
- Rozkoszuję się… - wymruczał. - Jesteś piękna. - Skubnął ustami twarde zwieńczenie piersi raz jeszcze i zaczął zataczać językiem kręgi wokół niego.
- Nie... nie powinniśmy... - próbowała oponować i przekonać samą siebie, choć jej ciało było niczym idealny instrument pod palcami Alexandra, reagując na każdy dotyk wirtuoza.
- Mhm… - odpowiedział leniwym pomrukiem, gdy jego dłoń zaczęła leniwie głaskać jej ciemniejsze niż na głowie, włosy podbrzusza. - Nie powinniśmy.


Drugą ręką uchwycił jędrną pierś w zastępstwie ust, które przesunęły się na brzuch, napinający się nagle, gdy wciągnęła powietrze. Aila zamarła na dłuższą chwilę, przerażona bardziej reakcjami swego ciała niż tym, co z nią robił. Uniosła się lekko na łokciach przyglądając się Alexandrowi i jego nagości. Wcześniej zawsze odwracała wzrok, toteż teraz mogła zobaczyć go całego. Przełknęła ślinę widząc jak jego usta kontynuują wędrówkę z brzucha… niżej.
- Nie wyglądasz jak... jak mnich - zauważyła coś oczywistego, mógł się jednak domyślić o co chodzi. Podczas gdy jej ciało było gładkie i delikatne, jego... było niczym księga, w której opisano trudy jego życia.
- Wszak nim nie jestem - mruknął i lekko spiął się zażenowany. Może przesadą byłoby powiedzieć, że cały poznaczony był bliznami, ale było ich trochę, doskonale widocznych. Zawstydził się, odnosząc to do jasnej skóry bez skazy, opiętej na pełnym krągłości idealnym ciele kochanki.

Najcięższym grzechem łoża nie była tak tępiona przez obyczajność sodomia. Synody rozprawiające o miłosnych igraszkach pospólstwa, za najgorszą uznawały spółkowanie czynione ustami, pokutę za to rozkładając na całe życie grzesznika. Z drugiej strony, czynienie tego kobiecie, miało też uwłaczającą wymowę w świecie opanowanym przez mężczyzn stojących u władzy i dążących do własnego zaspokojenia. Było to niczym poniżenie samego siebie, ale Alex nie mógł posiąść jej tu i teraz jak mąż niewiastę, poza tym nie mniej chciał dać jej przyjemność, ugasić to nienasycenie.
W księgach w klasztorze jedynie o tym czytał, nie wydawało się to trudne… najciężej było się na to zdecydować, a później…?
Nie było to coś nader skomplikowanego...

Rozchylił jej gładkie gorące uda i przesuwając ustami po łonie zanurkował pocałunkami prosto w rozgrzaną i pulsującą kobiecość. Nawet nie spodziewał się, że reakcja może być tak gwałtowna. W jednej chwili Aila chciała jakby uciec od niego, by po chwili zakryć twarz dłońmi i jęcząc słodko poddać się jego pieszczocie.
- Przestań... prze...stań... - szeptały usta, skryte między palcami, ale gdy słuchać ich tonu a nie znaczenia, skryba słyszał tylko “jeszcze... jeszcze”.
Nie przestał.
Dał jeszcze.

Więcej uwagi w tym momencie poświęcał jej ciału i to jego słuchał, a nie resztek pruderii i obyczajności przebiegających w jej rozdygotanych myślach. Dłońmi, ostrożnie, delikatnie rozchylił jej uda w dosyć bezwstydną pozę i dającą mu większy dostęp. Z czego zresztą zrobił użytek starając się zagłuszyć jej wstyd uderzeniami przyjemności wzbudzanymi przez język.
Kiedy na moment podniósł zaś wzrok, zobaczył Ailę taką, jakiej nigdy nie widział. I miał świadomość, że nie tylko on - świat nigdy jej takiej nie widział. Z dłońmi wczepionymi w źdźbła trawy, jakby bez tego miała się unieść i odlecieć już całkiem do nieznanych wcześniej krain rozkoszy. Dziewczyna pojękiwała cichutko, to jakby szlochając, to bezwstydnie dając upust żądzom, które budził w jej ciele mężczyzna. Po chwili nieśmiało sięgnęła jego głowy i pogładziła krótkie włosy.
- Zadręczysz mnie zaraz... zrób... zrób co zechcesz... - wyszeptała, dając mu pośrednie przyzwolenie na... coś więcej?
Tylko, że przecież nie mógł więcej…
Nawet gdyby pieprzył swój honor (od czego był bardzo blisko) po tym jak się zaklął nań iż nie zerwie tu jej wianka… pozostawały przecież jeszcze pokładziny. Nie mieli szans raczej od tego uciec, biorąc pod uwagę korzyści płynące ze ślubu. Świadkowie w łożnicy i oczekiwanie krwi na białej pościeli, której brak oznaczałby jej hańbę. Targana rozkoszą Aila nie myślała już o tym, Alex miał jeszcze w miarę trzeźwe myśli.

Już nie tak delikatnie wręcz rozłożył jej nogi szeroko mocnym ruchem dłoni. Bezwstydność tej pozy przesunęła się w wyuzdanie. Puścił jej gorące uda ciekaw trochę czy nie postara się powrócić nimi w resztkach skromności. Wpił się głębiej, mocniej, zachłannie liżąc szybko jej twardy pulsujący pąk, a wolnymi dłońmi mocno ucapił krągłe piersi. Na to chyba już całkiem straciła rozeznanie co dzieje się z nią i wokół niej. Nagle całe wychowanie, cała pruderia w którą ją otoczono, którą tłamszono jej wybuchowy charakter... to wszystko zniknęło, pozostawiając pełen życia żywioł, jakim była teraz złotowłosa.
Nie tylko nie złożyła już nóg, ale uniosła się na łokciach, by lepiej widzieć to, co Alexander czyni z jej ciałem. Zmrużyła oczy jak kocica, wylegująca się na słońcu i przygryzła dolną wargę. Kiedy mężczyzna spojrzał w jej oczy, uśmiechnęła się szelmowsko przez zasłonę targającej ją przyjemności.

Przez tę chwilę widział ją taką jaka była wewnątrz. Widział to co kryło się pod osobowością naznaczoną wychowaniem, ale jedynie skryte, czekające na to by się uwolnić z łańcuchów.
Przebłysk.
Alexander doprowadzając ją na tak głęboki skraj naciągnął te tłamszące ją okowy. Jeszcze nie zerwał ich… do tego czekała dziewczynę jeszcze długa droga i wiele podobnych momentów, zanim w końcu opadną. Powiedzieć, że przez drżące ciało przebija wielki temperament, byłoby niczym skłamać. Przez tę ulotną chwilę była uosobieniem namiętności, pożądania, bezwstydności i wyuzdania. Ten uśmiech na ustach jakby składających się do krzyku był tego uosobieniem, jak i coś w spojrzeniu lekko zamglonych oczu znamionujących iż jest na skraju.
Oraz to jak dzikimi, urywanymi ruchami zaczęła lekko kręcić biodrami i wypychać je aby wskazać, że chce szybciej, głębiej mocniej.
Lilith.

Aż zadrżał widząc na krótki moment co się w niej kryje.
Ścisnął mocniej piersi, zagrał językiem ostatni akord tej symfonii.

Czuł jak drży i nagle sztywnieje.
Rozchyliła nogi tak, że jej kolana prawie stykały się z ziemią.
Wypięła biodra.
Wijąc się zacisnęła dłonie na kępkach trawy.
Szeroko otwarte usta zapowiadały kolejny zdławiony krzyk, lub jęk. W jeden krótki moment orgazm wyparł z niej wszystko wypełniając ją całą splecionymi ze sobą: krańcową rozkoszą i bezbrzeżnym spełnieniem.
Jakiś czas temu, na polanie, Alex użył swego daru by podbić jej wyrzuty sumienia i doprowadzając dziewczynę do płaczu. Teraz… zechciał odpokutować, wynagrodzić jej to…
Pchnął wolą moc wampirzego daru w targaną orgazmem dziewczynę podbijając ten sztorm w dwójnasób, a może i jeszcze bardziej.

Jej jęk przeszedł w dziki krzyk.
Alexander poczuł jak drżące ciało opanowują wstrząsy i w końcu zobaczył... widok zarazem piękny i przerażający, gdy jej ciało wygięło się w łuk tak mocno, jakby zaraz samo miało się złamać. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy, ukazując targające nią szaleństwo niemożliwej do opisania rozkoszy, po czym... padła zemdlona.


Został sam.
Przynajmniej poza aspektem ciała, bo tu towarzystwo miał…
Poza jaką Aila przyjęła po spełnieniu i odpływając w niebyt, sprawiała, że ciężko byłoby komukolwiek przegapić jej faktyczną obecność. Podniecony był do granic możliwości, co sprawiało aż fizyczny ból. Gładząc jej skórę popełnił grzech Onana zdając sobie sprawę, że jeżeli natychmiast nie da upustu pożądaniu to zaraz ją tu po prostu weźmie nie mając już żadnych szans na opanowanie żądzy.

Gdy uspokoił oddech wziął jej mokre szaty, jak i swój ubiór, po czym zawinął je w pelerynę robiąc z niej tobołek. Nieprzytomną szlachciankę wziął wraz z nim na ręce i zaniósł na polanę, gdzie w słońcu konie spokojnie skubały trawę.

Ułożył ją na kocu sam kładąc się obok i objął piękną dziewczynę składając sobie jej głowę na piersi.

Słońce miło grzało nagie ciała, potok szemrał.
Alexander gładząc jakby mimowolnie ciało Aili zamknął oczy.
Nawet się nie zorientował gdy zmorzył go sen.


Słońce było już niemal w swej najwyższej pozycji, gdy młoda szlachcianka obudziła się. Nim się poruszyła, zamrugała powiekami, strzepując z nich resztki snu. I wtedy też przypomniała sobie wydarzenia “ćwiczebnego” poranka. Zdenerwowana napięła mięśnie, a spoczywająca na jej biodrze męska dłoń odruchowo, przez sen pogładziła jej gładką skórę.
Aila obejrzała się. Za nią leżał uspany i najwyraźniej strudzony skryba. Nagi. Popatrzyła na siebie.
Też była naga.

Głośny krzyk trwogi, który wydobył się z jej gardła spłoszył pobliskie ptactwo oraz wybudził gwałtownie Alexandra, który odruchowo zacisnął dłoń na jej biodrze i przycisnął do siebie. Poderwawszy głowę czujnie omiótł półprzytomnym wzrokiem okolicę zatrzymując go na nagiej Aili patrzącej na niego szeroko otwatymi, błękitnymi oczyma.
- Obudziłaś się… - zauważył elokwentnie nie bardzo wiedząc co powiedzieć.
Odruchowo zasłoniła piersi rękami, jakby w ten sposób mogła wymazać z jego pamięci nie tylko ich kształt, ale też fakturę i smak.
- Co... co myśmy... czy myśmy? - przełknęła ślinę, rozglądając się nerwowo za czymś do ubrania, lecz zauważyła swój strój wystający jedynie skrawkami ze zwiniętej peleryny. Był najwidoczniej jeszcze mokry, bo nikt nie rozwiesił go do przeschnięcia.
- Żałujesz? - spytał cicho spoglądając na nią z jakąś obawą.
- Oczywiście! - prychnęła - I gdzie są moje rzeczy? Myślałam, że o nie zadbasz! Że zadbasz o mnie, a tymczasem... - umilkła, uświadamiając sobie, że to właśnie zrobił. Bardziej niźli jej się śniło.
Teraz zaś pod nawałą jej słów skryba jakby się skurczył. Na twarzy miał już nie niepewność, a żal, jakiś ból. To jej: “Oczywiście”.. bardzo zabolało.
- Zaraz rozwieszę twój strój - powiedział cicho. - Słońce mocno świeci, to nie potrwa długo. Przepraszam, powinienem pomyśleć o tym od razu gdy Cię tu przyniosłem. Wybacz. -

Przyglądała mu się chwilę nic nie mówiąc, po prostu patrzyła jak wiesza na gałęziach jej i swoje rzeczy. W końcu, gdy skończył, obracając się do niej przodem i mierząc tym strapionym spojrzeniem...
- To... to ja przepraszam - powiedziała jakoś tak nienaturalnie, jakby wypowiadała to słowa po raz pierwszy w życiu. - Nie ruszyłeś mojej cnoty... mimo wszystko. Jestem ci więc winna podziękowanie.
Zbliżył się i usiadł na kocu w dosyć niewygodnej pozycji, po starał się nie wystawiać na jej wzrok swojej męskości. Ubrać się w habit nie zamierzał, poczułaby się zapewne wiięcej niż marnie siedząc naga gdy on byłby ubrany. Jej okryć się leżącym nad potokiem habitem nie proponował, bo… było mu dobrze gdy tak mógł popatrzeć na jej nagość.
- Łatwo nie było - rzekł speszony. Alem i tak się złamał. - Psikusa Ci jeno chciałem zrobić udając, że wchodzę do Ciebie do wody. Ale w jednym momencie jakby mnie… ehm. - Umilkł. Czuł się niepewnie, ale jej przeprosiny oznaczały jedno. Nie miała mu za złe, bo czuła się odpowiedzialna za to co zrobili nie mniej niż on. Jakby chciała tego co się zdarzyło nie potrafiąc oprzeć się podnieceniu, tam pod wodospadem.

Aila sięgnęła po gąsior i pociągnęła z niego solidny łyk. Potem spojrzała na skrybę, marszcząc brwi, jakby sama o czymś ze sobą w duchu dyskutowała.
- To, co mi zrobiłeś... - zaczęła mówić cicho z wahaniem - to... nie myślałam, że tak można... i wciąż... wciąż jestem nietknięta, prawda? - spojrzała na niego pytająco, a kiedy potwierdził skinieniem głowy, zapytała - Ja... mogę ci się podobnie odwdzięczyć? Nauczysz...mnie?
- Dworujesz sobie ze mnie? - spojrzał na nią czujnie. - Chcesz… przyjemności ci to przecie nie sprawi - dodał zamotany.
Przyglądała mu się zarumieniona.
- Ja... tobie to przyjemności nie sprawiało? Bo ja wiem, że nie tak jak mi, ale myślałam... - chyba zrobiło jej się teraz przykro.

W geście śmiałości i jakby nie mając nic do stracenia, Alex zdecydował się zmienić nastrój tej nie wiadomo do czego prowadzącej rozmowy. Bał się, że przyjemne chwile umkną.
Odwrócił się i opadł zaraz głową na jej uda. Nogi miała ugięte i złożone na bok, co odsłaniało jeden pośladek, ale ukrywało coś co ukryć chciała bardziej będąc na powrót przesiąknięta nieśmiałością. Bez tej cholernej wyniosłej pozy.
Bał się trochę jej reakcji, ale…
- Ciężko mi opisać przyjemność jaką mi to sprawiło. Nie rzeknę jak wielką tylko by cię nie zawstydzić - powiedział patrząc w górę, z tej perspektywy na ramię osłaniające piersi i górującą nad nim twarz z której ciężko było mu coś jednoznacznie wyczytać.
Popatrzyła na niego z góry, nie odsuwając się, ani nie wykonując innych gestów. Jakby wciąż zesztywniała, zastanawiała się, co chce dalej z tą chwilą zrobić, którą ścieżką podążyć...
- Więc dlaczego uważasz, że... że mnie to przyjemności nie sprawi, jeśli i ja cię... no wiesz... - Zmieszała się, ale sięgnęła do głębszych pokładów odwagi, by mówić dalej: - Ja... nie potrafię, nigdy nie próbowałam... właściwie dopiero teraz mogę... - przełknęła ślinę - przyjrzeć się jak mężczyzna wygląda. Dlatego... wiem, że bez twojego kierowania, mogę jeno się zbłaźnić. Ale... Chcę się tego nauczyć... chcę... byś był ze mnie zadowolony, skoro mamy być małżeństwem.
- Jeżeli tego chcesz… to dobrze. Nie mogę cię tego nauczyć, bo ekhm… Mam nadzieję, że nie myślisz, żem kiedykolwiek to robił - uśmiechnął się wpatrzony w jej lico i szukając reakcji na tę z humorem rzuconą uwagę. - Mogę jeno mówić co dobrze, jak czuję… - Przez krótką chwilę wyobraził to sobie. Aila, szlachcianka, kasztelanka, klęcząca i biorąca go do ust, patrząca z nieśmiałością i nadzieją na pochwałę, że robi to tak jak powinna.
To było…



… Alexowi nie tyle zabrakło słów, co nawet abstrakcji myśli na określenie tego.
I ona wręcz się o to dopraszała…

Jak zwykle wszystko popsuła myśl zazdrości. Nie wiedział skąd nagle zaczął tak często nią reagować. Od którego momentu?
Zazdrość.
Elijah.
Czy chciała nauczyć się aby sprawiać tak przyjemność sire? Ta pierwsza wizja była chyba warta bolesnego spełnienia takiego scenariusza.
- Hm… - zaczął chcąc zmienić temat. - Chciałbym… ślub, jak najszybciej…
Przyjrzała mu się. Nie nalegała jednak, nie pytała - na to miała zbyt mało jeszcze śmiałości.
- Normalnie byśmy musieli poczekać z ogłoszeniem zaręczyn aż żałoba minie, ale... skoro to wola zmarłego, to ludzie sami oczekują, że jak najprędzej ją wykonamy. A i zamek musi mieć zarządcę. - Powiedziała, wiedziona jakimś odruchem, sięgając jego czoła i głaszcząc je delikatnie - Dziś wieczór więc wyprawmy zaręczyny. Co ty na to?
- Pojedziemy do miasta, do księdza. Zapowiedzi. Uczta zaręczynowa… - Na jej dotyk bezwiednie pogładził nagie kolano. - A ślub jutro?
Poczuł jak przeszył jej ciało dreszcz.
- Ju... jutro? A nie pomyślą, że my... żeśmy się... pospieszyli? No wiesz... i czy damy radę wszystko zorganizować w jeden dzień?
- Przecież będa mieli dowód iżesmy się pośpieszyć nie mogli… - Skryba zerknął na nią. - Normalnie dałoby się tego uniknąć, ale tu... - Alex jakby posmutniał. - By testamentu zapis mocy nabrał wedle jego wymogów, małżeństwo zawarte poświadczone być musi… pokładziny. Nie unikniemy…. Dowód twej niewinności i tego żeśmy nie łączyli się, będą mieć.
Otworzyła szeroko oczy.
- Ale... ale to tylko po fakcie sprawdzą, prawda? Nie będą chyba... na nas... patrzeć? - wydawała się coraz bardziej spanikowana.
- Czytałem, że szczególnie małżeńskie pary królów to w problemie miały. Tam szczególnie świadectwo być musiało, no i świadków wielu - pogładził ją uspokajająco po udzie - a co to byłaby dla takiej królowej za sromota, żeby potem patrząc na urzędników królewskich wspomniała jak ją nago widzieli i to w takiej sytuacji jak mąż w niej się uwija... - Skryba spojrzał na dziewczynę. - Kotary łoża zasunięte, albo pod pierzyną nagość w miłości skryć. Oto metoda. A i jak kto mi rzeknie, że tabun świadków jaki ma być, to usiekę. - Na jego twarz wypełzło zdecydowanie. - Z zamku można Marię i Teodora wybrać. I nie więcej jak jedna szanowana z miasta osoba. Inaczej łby będę tłukł, a i oni nago cię nie ujrzą gdy kotary zasuniemy.

Wydawało się, że nieco ją uspokoił, lecz to był jeno ten jej szlachecki dryg, wyuczona oziębłość. Teraz, gdy poznał ją lepiej, prawdziwe emocje na jej obliczu widział, zauważył, że w oczach wciąż czai się strach. Nic jednak nie rzekła, tylko skinęła głową.
- Powinnam się przebrać nim... nim z księdzem przyjdzie nam rozmawiać. A i ty musisz jakoś ogłosić, że duchowny stan porzucasz.
- Tak uczynimy. Przebierzemy się w zamku i do miasta. Ty ze służbą się jeszcze rozmów. Zapytaj, czy na jutro wieczór zdążą przygotować - Skryba uśmiechnął się. - Jak nie, to ogłosimy ślub na poniedziałek, albo wtorek. Gdybym ja pytał, to zastraszeni by przytakiwali, a potem okazałoby się, że kłamali i ślub wyjdzie marnie.
- No i wiesz... chyba warto byśmy trochę o szczegóły zadbali. Stroje, dekoracje... jakichś muzyków zacnych...
Umilkła.
No tak, wzmianka o muzykach nie była akurat najwłaściwsza w ich relacji z sirem i jego oficjalną profesją na zamku. Pytanie brzmiało też, czy wampir nie zechce im jakoś przeszkodzić lub moment wykorzystać, by... upodlić jeszcze bardziej Alexandra oraz oddanie Aili sobie zagwarantować.
Dziewczyna dyskretnie acz zdecydowanie odsunęła się i wstała, nie bacząc teraz na swoją nagość.
- Spieszno nam. Mogę w mokrych ubraniach jechać. - stwierdziła.

On z początku się nie ruszał. Wcześniej w tym samym miejscu gorzko mówiła o ślubie z rozsądku, pustym. Teraz zaś…
- Chcesz pięknego ślubu… nie jeno ceremonii - cicho odezwał się wstając. Położył jej dłoń na ramieniu. - Myśl zatem o wszystkim co chcesz, zaplanuj najpiękniej jak sobie wymarzysz. Ocenimy ile czasu na przygotowanie tego trzeba i pod to datę ogłosimy. Nie wcześniej.

Popatrzyła na jego dłoń, potem na jego twarz. Z jej oczu bił jakiś blask, jakaś... iskra radości? Tak jakby po raz pierwszy poczuła chęci, by za mąż wyjść.
- Dość mam zamartwiania. Ty dziś... pokazałeś mi, że wciąż wiele od nas zależy. Że... mogę ci zaufać i jednocześnie nie cierpieć. Chcę więc dalej tą drogą podążać. - Spojrzała na niego dumnie. - Myliłam się co do Ciebie Alexandrze. Przyznaję. Jesteś... jesteś właściwym kandydatem na męża. I ja... postaram się być właściwą żoną, postaram się sprawić, że... nie będziesz innych potrzebował, a i moje talenty docenisz. Daj mi trzy dni. Mówiłam, ci że akurat bale umiem wyprawiać. Trzy dni mi starczą. Będzie pięknie i będzie uroczyście. Tak jak winno to wyglądać - rzekła z mocą.
- Ubieraj się panno - skryba z humorem udał srogą minę, ale nieporadnie - bo jeszcze chwila - przejechał wzrokiem po pięknym młodym ciele - a wyjdzie problem na tych pokładzinach… Bo nie zdzierżę. - Podszedł do habitu podnosząc go. - A… jako mąż jakąś władzę nad małżonką mieć będę. To ci zapowiadam, że jedno zarządzę. - Otrzepał habit z trawy. - Że tu będziem często bywać.
Przez moment ujrzał jeszcze dzikość w jej oczach, ale po chwili zrozumiała, że żartem to jeno mówi i nawet się uśmiechnęła. Podeszła do swoich ubrań i zaczęła je wkładać. Nie wiedział Alex tylko czy to przypadek, czy już odezwała się w niej kobieca psotliwość, że podczas tego przyodziewku tyłem do niego stanęła i raz za razem krągłe pośladki wypinała.

- Et ne me inducas in tentationem - mruknął do siebie.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 05-09-2017 o 13:39.
Leoncoeur jest offline  
Stary 05-09-2017, 13:53   #33
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Nim dotarli do zamku zeszło trochę.
Wprawdzie nie zwlekali długo na polanie, bo szczególnie wobec ‘psotliwości’ Aili, Alexander popędzał, że niby to czasu nie mają. To przedpołudnie na polanie i przy wodospadzie dało mu więcej niż nadzieje, dało poczucie, że szlachcianka go jednak chce. W połączeniu z wciąż świeżym smakiem jej kobiecości jaki czuł w ustach, oraz wspomnieniem jej ‘przebłysku’ tuż przed szczytem i zachowania gdy była dziko targana rozkoszą, która sam w niej podbił - czuł, że nie zdzierży.

Uparł się, by bajeczkę jaką wymyślił dla służby spełnić i choć sprawdzić czy powóz stoi, a i zgłodnieli trochę. W efekcie wczesne popołudnie zmieniło się w leniwą przejażdżkę konną podczas której przegryzali przysmaki z kosza zapijając winem.
Powozu nie znaleźli, co zresztą nie było dziwnym,
Tak tedy niedługo później do zamku dotarli.

Gdy otulona peleryną kasztelanka dotarła do swej komnaty, zdążyła tylko schować pod łoże miecz, zanim jej tropem weszła Maria. Z uniesioną brwią kobiecina zlustrowała ślady trawy na koszuli, bo skryba w efekcie (i czemuż się dziwić) zapomniał w tym wszystkim ciuchy przeprać i jeno je namoczył.

- Panienko - odezwała się bez wyrzutu, z troską jedynie. - Poczekać nie mogliście? Toż to hańba będzie na pokładzinach… - pokręciła głową, ale z jakimś dyskretnym uśmiechem.
Aila jednak dumnie podniosła głowę i wysunęła lekko podbródek, prezentując łabędzią szyje, jak to miała w zwyczaju, gdy chciała stan swój szlachecki podkreślić.
- Pomiarkuj się Mario - rzekła chłodno - Mój wianek nietknięty jest. Te ślady to efekt nieszczęśliwego potknięcia jeno. - wskazała zazielenione obszary płóciennej koszuli.
- Znam ja takie potknięcia. - Pokiwała głową stara piastunka. - Dziewkom od nich brzuchy puchną jak mężom od piwa. Gdyby takie potknięcia cosik miały zgubić, to nie frasuj się, bo sposób na to jest panienko.
Ta uwaga wytrąciła jednak szlachciankę z równowagi, jakby sama zapomniała, co naprawdę się działo i jak blisko było.
- Mario! Do porządku cię przywołuję. Wiele dla mnie uczyniłaś, toteż wiele ci wolno, ale... nie zapominaj kto tu komu jest służbą. - warknęła. - Ani ja, ani skry... Alexander prostym ludem nie jesteśmy. On w dodatku wciąż szaty duchownego nosi. I choć poważnie myślimy o ożenku i faktycznie na zapowiedzi chcemy dać, to zapewniam cię, że szanuje on mnie i obiecał kwiatu mej niewinności nie zerwać aż do nocy po ślubie. Toteż nie życzę sobie takich uwag. Raczej... wsparcia twego potrzebuję, bo zaręczyny dziś wieczór ogłoszone będą, a potem za trzy dni ślub chcemy urządzić, by ludzie dłużej nie zastanawiali się czy aby wolę zmarłego na uwadze mamy. Owszem, mamy. - zaakcentowała te słowa, jednocześnie zaczynając się rozbierać. - Wybierz mi suknię, co w niej do księdza będzie wypadało jechać.
Maria kiwała głową jakaś skulona na nagły wybuch Aili.
- Tak… ja tylko chciałam… ja… przepraszam. - Oczy jej się lekko szkliły.
Dziewczyna objęła ją ramieniem, bo choć wiele je dzieliło, to Maria była jej bliższa niż rodzona matka.
- Cieszysz się choć trochę z mego szczęścia? - zapytała ją cicho.
- A bo to szczęście? - Maria pociągnęła nosem. - Iść za kogoś kim się gardzi, jeszcze mu się umizgiwać by zechciał. Nisko urodzonemu. Winnaś kogo dobrego, szlachetnego, z wyboru, nie z musu panienko. Jakże mam być szczęśliwa? - Ciężko było teraz stwierdzić, czy te szklące się oczy wynikiem były wybuchu szlachcianki, czy tego co mówiła. Jakby staruszkę bolało, że Aila na głos dobrze o skrybie i ślubie mówiąc chce wmówić to sobie.
Dziewczyna pociągnęła staruszkę na łóżko, by obok niej przysiadła. Dłoń na jej dłoni złożyła w geście pocieszenia.
- Też tak myślałam. Płakałam, gdy ten testament ogłosili, ale... wiesz sama Mario, że wiele ostatnio przeszłam. Dwa razy moje życie było zagrożone. Raz za sprawą bandytów, a drugi przy napaści wilka. I kto mnie uratował? Wiesz ty najlepiej, że Torina z nami nie było w powozie. Jeno ten Italczyk, co pięknie wyglądał i mówił, lecz gdy przyszło o damę walczyć... do niczego się nie zdał - dziewczyna kłamała jak z nut. - Alexander zaś dwa razy mnie obronił. Będę mieć więc męża takiego, co nie tyle wysoko urodzony, lecz zaradny jest. I dzięki tej zaradności właśnie rządcą na zamku zostanie. - Ścisnęła lekko jej rękę. - Sama powiedz, co mi po mężu, który by o mnie nie dbał... a tak chociaż... chociaż znalazłam takiego, co chce mnie ciągle utwierdzać w przekonaniu, że godzien jest mych względów. To nie jest tragedyja. Nie uważasz?
- No bronić to może i będzie. Alem ja zawsze nadzieję miała, że kogo lepszego, najlepszego za męża panienka weźmie. - Staruszka otarła oczy. - Bo panienka zasługuje tylko na najlepszego! Jeszcze jakeśmy tu przybyły i już zostały tom nadzieje miała, że jak nie rodzina panience męża wskaże, to panienka sama z miłości wybierze. Nawet wtedy bym pomogła by starym sposobem dać miłującym się fortel, aby pierwszą noc mogli spędzić sami kosztując swoją miłość i zerwanie panience wianka. Nie w czasie pokładzin podpatrywani na oczach staruchów. - Staruszka zachlipała. - A tu ten testament i skryba w nim. I na co to wuj panienki to zrobił. Przecie pan Torin taki ludzki pan byłł… - Maria urwała na moment, po czym coś rozjaśniło jej twarz. - A może nie stracone? Może sposób jest? - zaaferowana ściszyła głos. - Przecie wszyscy tu wiedzą, że jak już ślub poświadczony będzie, to skryba prędzej ucho swe zobaczy bez lustra, niźli panienki łoże, boć go przecież nie dopuścisz. Nawet ta nowa nadzieje ma, że ją za swą oficjalną kochankę wtedy weźmie. Jakby go uprosić, aby ci w pokładziny wianka nie zabrał i fortelem przed świadkami poczynić aby małżeństwo skonsumowane zobaczyli… To panienka nietknięta by była i kto wie, kiedyśtam może zjawi się jaki szlachetny rycerz na Kocich Łbach, zakochacie się, z umiłowanym pójdziesz jako z pierwszym swym kochankiem cześć swą mu oddając, a skrybę się wtedy otruje i… - paplała zapędzając się w takie odmęty planów i nadziei, że zupełnie straciła ocenę tego co mówi. Maria była dobrą kobietą, to chyba miłość do Aili wywiodła ją podświadomie na kwestie trucia byleby szlachcianka tylko jak najwięcej szczęścia zaznała.

Dziewczyna była w szoku niejako, ze piastunka aż tak jej chce bronić, a że głupia nie była, podejrzeń nabrała. Lub to może paranoja już jej się udzieliła za sprawą obsesji Alexa na punkcie sire’a. Wierzyła jednak w opowieści skryby, sama widziała w jakim wrócił stanie, toteż nie wątpiła, że sire ich obserwuje i chętnie okazję wykorzysta, by szpilę mu wbić.
- Mario, nikt się tak o mnie nie troszczył - przytuliła starowinkę, czując smutek w sercu, bo albo Maria narzędziem sire’a się stała, albo faktycznie wiek już ją dopadł - Chcę jednak uczciwie do tego podejść. Może wszak to wszystko część boskiego planu, by sprawdzić czy pokusie nie ulęknę? Wszak małżeństwo jednym z najświętszych sakramentów jest - przypomniała - A dopóki mam ciebie u boku, dopóty żaden małżonek mi nie straszny. I wbrew wszystkiemu chcę mieć taki ślub, by ze wzruszeniem go wspominać. Pomożesz mi?
- Pomoge panienko, pomogę - zapewniła.
Aila raz jeszcze ją uściskała, po czym zaczęła się na zapowiedzi czykować i polecenia Marii wydawać co do ceremonii ślubnej. Przy okazji przypomniało jej się, że musi o coś spytać Alexandra.

Gdy wybrała suknię i gotowa była do wyprawy z Alexandrem do Coiville, wraz z Marią ruszyła do hallu, a Bernard puścił się biegiem zawiadomić skrybę, że panna gotowa.

Czekała zamyślona, i tak ją zastał.

[MEDIA]http://rjenkins.co.uk/wp-content/uploads/2014/10/RJ-Medieval-Set-8-042.jpg[/MEDIA]

- Zaiste, pięknie wyglądasz - odezwał się wchodząc do przestronnego pomieszczenia. Nie miał na sobie habitu, wszak jechali do miasteczka by mógł ogłosić, że ten ‘zrzuca’ przechodząc w stan świecki. Że była to intryga wampira, uznał, że jest to zwolnienie z przykazu noszenia na zamku mniszej szaty, wszak jeżeli z woli, lub za zgoda Elijahy miał być zarządcą…
Miecza jednak nie przypasał. U boku miał jeno paradną atrapę miecza jaką szlachta często nosiła na uczty na książęcych i królewskich dworach, gdzie stan kazał im bronią dopełniać ubioru, a prawo zakazywało nosić ją przy władcy.

[MEDIA]http://s2.ifotos.pl/img/W1O0I7opn_qhshaqw.png[/MEDIA]

Ubrany wedle burgundzkiej mody zbliżył się do dziewczyny.
- Gotowaś? - ni to stwierdził, ni spytał.

Przyglądała mu się ciekawie. Widział iskierki w jej oczach, choć mina była ta co zwykle.
- Owszem. - rzekła wyniośle podchodząc i podając mu dłoń.
Nie zwrócił większej uwagi na te wyniosłość, skupił się bardziej na tych ognikach w oczach, podał jej rękę i obserwowani przez służbę wyszli.

Koń był jednak tylko jeden przygotowany.
Zdziwiło to Ailę. Nie miała może nic przeciwko wspólnej jeździe, ale sama całkiem nieźle konia dosiadała a i wypadało chyba, by wielcy państwo w karocy przybyli.
- Czemu tak? - spytała więc, przyglądając się Alexandrowi, który jakby wyprzystojniał i szerszy w barkach się zrobił w powszednim odzieniu niż tym mnisim, do którego przywykła. - W tej sukni jeno na damskim siodle jechać byś mogła… a skoro już tak, to chciałem cię powieźć przed sobą. Zgodzisz się? - Jeżeli nie to każę zaraz wierzchowca z damskim rzędem wyszykować.
- Drugi powóz wciąż nie gotowy? - westchnęła - Niech i tak będzie.
Kiedy zaś zbliżyła się do Alexa, by ją podsadził, szepnęła mu do ucha.
- Ryzykujesz... - wyczuł w tym jednak zmysłową obietnicę bardziej aniżeli groźbę.
- Cóż to za życie, bez ryzyka - odparł podsadzając ją. Sam wsiadł na wierzchowca za nią i otoczył ręką jej kibić.
Dziewczyna siadła sztywno, żeby utwierdzić służbę w przekonaniu, które po tylu miesiącach ich wojaczek mieli, że się skryba ze szlachcianką nie lubią. Zresztą ta sztywność nie była też całkiem udawana. Pamiętając wydarzenia poranka i znów czując bliskość mężczyzny, który nagle zaczął też odpowiednio wyglądać, czuła dziwne mrowienie, które powolutku spełzało do jej podbrzusza. Aby odwrócić od tego swą uwagę, rozejrzała się, gdy wyjeżdżali z dziedzińca. Dzień nie był już tak ciepły jak koło południa, lecz wciąż pogodny i jasny, toteż łatwo było zapomnieć o mroku, który nadejdzie wraz z nocą.
- Myślę, że... nie powinni za szybko dostrzec zmiany w mym zachowaniu. - Odezwała się, gdy opuścili zamkowe mury i skierowali traktem do Coiville. - Może to głupie, ale myślę, że bezpieczniejsi jesteśmy, gdy ludzie myślą, że prócz sakramentu nic nas nie połączy.
Odetchnął z ulgą, sam miał jej to zaproponować, choć nie o to jak w oczach służby będą wyglądać mu po głowie chodziło. Wciąż bał się tego co zrobi Elijaha, gdy zobaczy u nich… zmianę.
Kiwnął głową na niemą zgodę i uśmiechnął się lekko.
- Jest też coś jeszcze... - odezwała się z ociąganiem kasztelanka, ostrożnie kładąc dłoń na piersi mężczyzny, o którego się teraz opierała.
- Myślałam czy by nie było zasadne, żeby jako z pogrzebem po opata posłać, by zaślubinom dodać na znaczeniu - poczuła jak się spiął - jednakże tyś tego nie proponował i... zauważyłam że szaty mnichów były podobne do twoich. Wybacz więc ciekawość, ale... to ten klasztor? - zapytała cicho.
Milczał tak długo, że mogła pomyśleć, iż nie odpowie.
- Tak - rzekł głucho. - Nie chcę, by opat choćby zbliżył się do zamku, na nasze zaślubiny.
Kiwnęła na to głową.
- Tak więc będzie, panie mężu. - powiedziała, a choć wciąż przecież małżeństwem nie byli, nie wyczuł w jej głosie kpiny. Chyba bardziej chciała mu pokazać, jak wielkie teraz znaczenie ma jego wola.
- Dziękuję Ailo, mam nadzieję, że nigdy żaden z tych obwiesiów nie pojawi się na zamku.


Alexander pogrążył się we własnych myślach i choć sprawił tym niejako mały zawód dziewczynie, która myślała, że sposób podróży faktycznie stanowi dla niego tylko pretekst, by poczuć znów jej bliskość, miała teraz okazję, by mu się przyjrzeć z bliska. Siedziała więc cichutko, bezpieczna w jego ramionach i przyglądała się liniom jego szczęki, kształtowi podbródka, nosa, łukom brwi... Obserwowała go tak, jak nigdy jej nie wypadało, by swoim zainteresowaniem nie wzbudzić czyjegoś zainteresowania.

Tak dojechali do miejskiego kościółka, ale nie sami, bo w czasie jazdy przez miasto ludzie pokazywali ich sobie palcami i szli zaciekawieni za wierzchowcem półgębkiem wymieniając uwagi. Każden wiedział co oznacza ten widok, ale każdy miał też własne teorie jak się stało, że ksiądz i panna się zmówili testament wypełnić i co to ze sobą niesie.
- Jak ja nie cierpię takich spędów - Alex mruknął do ucha Aili głaszcząc ją dyskretnie po talii. Mieszczanie posuwający się za nimi wytrącili go z myśli, które pochłonęły go, nie wiadomo czy przez słowa dziewczyny czy nie. Dotyk mógł świadczyć, że tej bliskości w podróży nie ma jednak za nic. - Plotkować będą, aż się będzie kurzyło - dodał spoglądając na księdza, który na gwar wyszedł z kościoła stojącego przy rynku.
Aila, która bardziej była obeznana z rolą “paniska” pomachała dyskretnie kilkoro szkrabom, co za koniem biegły zdyszane, aż im smarki z nosa zwisać zaczęły.
- Będą. Zawsze będą, boś teraz pan na zamku. Musisz się przyzwyczaić... No chyba, że strach cię obleciał i jednak wolisz za żonę Giselle. Choć i wtedy by plotkowali, że szlachciankę dla takiej pogoniłeś. - zachichotała cicho - Skazany jesteś na ploty.

Skryba wstrzymał konia przed kościołem.
- Ojcze - powiedział głośno, aby być dobrze słyszanym, ale nie zbyt głośno aby nie robić z tego wszystkiego demonstracji. Mieli wiedzieć, mieli świadkami być ci wszyscy ludzie, nic więcej. - Ja, Alexander z Eu na twe ręce składam mój stan duchowny, który porzucam, dla tej oto niewiasty, którą za żonę pojąć chce nad życie. Niechaj Bóg wszechmogący wybaczy mi zrzucenie sutanny i wymówienie święceń, albo pokara. Jemu jeno mnie sądzić za czyn ten. On jeden w serce me zajrzeć może i zobaczy tam coś, przez co wierzę wybaczyć mi to będzie łaskaw. I on i ludzie niechaj wiedzą, że innym, choć mniejszym powodem… - ktoś roześmiał się w tłumie, ale chyba zdzielony pod żebra umilkł. Faktycznie, mieszczanie swoje mogli wiedzieć. Zarządztwo zamku według nich nie było tu ‘mniejszym powodem’. - ... Mniejszym jest chęć wypełnienia woli zmarłego, któren był moim opiekunem i dobrodziejem. Woli abym wziął w opiekę Aile de Barr, bratanicę jego, jako mąż jej.

Skryba położył dłoń na jej dłoni. Dziewczyna odruchowo ściągnęła łopatki, prezenując się.
Prawo kościelne kazało i zaręczyny czynić w obecności księdza. Ich obiecanie sobie siebie na polanie mogło znaczyć coś tylko dla nich. Również zapowiedzi w kościele, od soboru lateranskiego wymagane w teorii trzy razy przez trzy tygodnie przed ślubem. Ślub w obecności księdza. Wszędzie ksiądz.
- Jeżeli panna mnie zechce, potraktuj przybycie nasze jako zapowiedzi. I zwolnij nas z innych, bo ślub już za trzy dni zawrzeć chcemy, co by jak najszybciej wolę wypełnić Torina i na obmowę panny nie narażać.
- Pewnie już brzuchata, to się spieszą… - ktoś z tłumu wypowiedział głośnym, ledwo słyszalnym dla nich szeptem.
Alexander spiął się jakby chciał zobaczyć kto to rzekł.
- Ailo - powiedział miękko, tonem jakim mówił do niej po powrocie z wodospadu, nie przed. również formułka nie była tak oficjalna. - Zechcesz ty mnie za męża?
Dziewczyna spojrzała na niego z tym szlacheckim dostojeństwem, które w sobie miała, a którego mogła jej pozazdrościć niejedna księżniczka. Wygładziła suknie na brzuchu, podkreślając jego płaski kształt, by zamknąć ludzkie gęby.
- Aleksandrze... - celowo zrobiła małą przerwę, by wszyscy uważali na tym fragmencie, który miał nastąpić - wspierałeś mnie w najgorszych chwilach po śmierci wuja, życie ratując przez straszliwą bestią, więcej mieć znaków od Boga nie muszę, żeś ty ten właściwy. A wola mego wuja w testamencie obwołana tylko mnie w tym utwierdza. - uśmiechnęła się łagodnie, wysuwając swoją dłoń w jego stronę - Tak, chcę być twoją żoną.
Tłum zawiwatował, jakoś tak odruchowo, ale gdzieniegdzie słychac było entuzjazm. Ksiądz skinął głową.
- Przyjmuję porzucenie duchowieństwa, jako i zapowiedzi. Trzy dni do ślubu też, jeno panienko co z tym, o czym na stypie rozmawialiśmy. Toć Aleksander już nawet jutro niedzielnej mszy w kaplicy odprawić nie może…
- To kolejna rzecz, z którą przybyliśmy, ojcze - skłamała gładko, choć całkiem jej ta sprawa z głowy wyleciała, bo i nigdy przesadnie religijna nie była, a co dopiero po poznaniu Elijahy. - Chcieliśmy cię prosić o przysłanie wikariusza, któregoś polecał. Jutro powóz winien być gotów, więc może zostać nawet wyprawiony po niego.

Ksiądz skinął głową, a Alex dopieczetował zaręczyn. Pochylił się by pocałować oficjalną narzeczoną, w jego oczach iskrzyło gdy ich wzrok się skrzyżował. Zwykle to prywatne danie sobie słowa więcej dla zaręczonych znaczyło niż oficjalny przymus ceremonii przed księdzem. Tu paradoksalnie było odwrotnie. Tam na polanie przyrzekali sobie z goryczą, słowa czując jak popiół. Tu Alex czuł przy sobie miękkie ciało, które, jak zdążył już zauważyć tak chętnie go przyjęło. Był już po odkryciu śmiejących się do niego oczu kasztelanki. Alex cieszył się, widziała to doskonale, gdy schylił się i uniósł jej głowę po położeniu delikatnie dłoni na jej policzku. A ona? Choć grać miała wyniosłą i niedostępną, jednak złamała się. I gdy usta od jej ust po pocałunku słodkim odsuwał, zauważył łezkę wzruszenia, która po licu dziewczyny spłynęła.

Pocałunek trwał dłużej niźli mieszczanie mogli spodziewać się znając ich relacje.
Trwał też z przerwami w czasie drogi do zamku, oboje tym razem nie pogrążali się zbyt głęboko we własnych myślach korzystając jak mogli wspólną jazdą.
Dotarli więc pod wieczór do zamku - oboje bardzo zdyszani i rozgrzani, mimo że powietrze o tej porze już było jesienne i chłodem wiało. A choć do odgrywania wzajemnej niechęci starali się wrócić, wieczerzę zjedli z dworzanami siedząc ramię w ramię i śmiejąc się wesoło, co jakiś czas przy tym szepty wymieniając.


Był to chyba jeden z najweselszych wieczorów, jakie ostatnio miały miejsce w Kocich Łbach. Może i nawet nie ostatnio, a... od wielu, wielu lat. I tylko perspektywa spotkania z tym, który nadejdzie wraz z nocą nie pozwalała narzeczonym w pełni cieszyć się swoim szczęściem.

Wszystko co dobre ma to do siebie jednak, że się kończy, toteż gdy Aila udała się do swej komnaty na spoczynek, Alexander wychylił jeszcze jeden toast i również skierował się do swojej sypialni. Nie spodziewał się przy tym, że ktoś tam może na niego oczekiwać. Ktoś, kto nie będzie rad z tego całego ucztowania.

Giselle leżała w jego łożu, podpierając się na łokciu i uśmiechając ślicznie spod wilczej skóry. Mina mu trochę zrzedła, ale wszak sam miał z nią porozmawiać. Może to był dobry moment?

- Giselle… pomówić musimy. Wiesz co się stało, prawda? - spytał wchodząc i zamykając za sobą drzwi. Choć nie na klucz.
Ona uśmiechnęła się do niego znów, choć zauważył, że oczy jej są zaczerwienione i z lekka opuchnięte.
- Ciężko nie wiedzieć, panie - rzekła, po czym dodała - Ale mi to nie przeszkadza. Tyś dla mnie taki dobry... jak nikt nigdy nie był.
- Dobra z ciebie dziewczyna Giselle - usiadł na łóżku - i wiele przeszłaś, co nie powinno sie nikomu przytrafić. Będziesz mieć tu dom, pracę, spokojne miejsce, nikt cię skrzywdzić nie zdoła. Mówią, że jak kto komu życie zratuje, to za nie odpowiedzialny. Nie wiem czy by cię tam zabili, to i nie wiem czym życie uratował, ale wiedz, że w opiece mieć cię będę i skrzywdzić nie dam. - Urwał kończąc tą prostszą część rozmowy.
W oczach jej łzy się pojawiły, gdyż wzięła to chyba za całość przekazu, jaki dla niej miał. Uniosła się, zrzucając częściowo nakrycie i ukazując skrybie się nago od pasa w górę. Schwyciła też jego ramię i wciskając je pomiędzy piersi, przylgnęła do niego z uczuciem.
- Nikomu nic nie powiem. Obiecuję. - rzekła z zaangażowaniem.
Nie zabierał dłoni, ale i nie zaczął pieścić ślicznych niewielkich piersi.
- O czym? - spytał, aby odwlec to co musiał wszak powiedzieć.
- Że mnie u boku trzymasz, mimo że żonę mieć będziesz. Szlachcianki takie są, a to głowa boli, a to zmęczona, a to niezdrowa... ja narzekać nie będę. Zawszę cię chętnie powitam...
Giselle nie próżnowała. Nim Alexander się obejrzał, siedziała mu nagusieńka jak ją Pan Bóg stworzył na kolanach i piersiami wciąż o rękę jego się ocierała.
- Ano - uśmiechnął się, choć gry ciał nie podejmował - tak i może być - rzekł jakby w zamyśleniu. Aktorem to on dobrym nie był, ale i ona skupiona na czym innym była. - Panna mnie nie lubi, wszyscy przecie wiedzą. Ma co chciała, panią jest na zamku. Może tak być, że jak już co osiągnęła to widzieć mnie nie będzie chciała, do łoża dopuścić. - Pokiwał głową mówiąc to co z Ailą ustalili. - Nie chciałbym innej służki na zamku tedy, a i swe potrzeby mam - Znów się uśmiechnął na wspomnienie zeszłej nocy. - Tak i może być, nie przeczę.

Giselle rozpromieniała jak słoneczko i jużci zaczęła mu pas rozpinać i do spodni się dobierać, on jednak wstrzymał ją zdecydowanym ruchem.
- Ale na pewno nie przed ślubem, bo by dla niej to hańba była. I nie gdy dobra będzie dla mnie małżeńskich powinności nie odmawiając. - Wtedy też bym jej sromotę tylko przyniósł. - Giselle… - drugą ręką pogłaskał ją po kruczoczarnych włosach - nie musisz mi do łoża wchodzić, by być tu bezpieczna i pozycję dobrą mieć przecież. Przecież mówię, że zaopiekuję się tobą i tak.
I to był ten najtrudniejszy moment, kiedy spojrzały na niego pełne smutku oczęta, niemo pytające “czemu”. Choć tłumaczenie Alexandra było na tyle konkretne i proste, by Giselle je pojęła, widać było, że niechętnie przystaje na to. Może więc czuła do niedawnego kapelana coś więcej niż tylko wdzięczność.
- Ale...ale Pieterzoon... on uciekł. Ja wiem, że... on po mnie przyjdzie. On kociego rozumu dostał. Wyliże rany i przyjdzie po mnie... boję się! - przytuliła się do niego, szlochając z cicha.
To go trafiło jak cep między oczy.
“Wyliże się…”
Och, on już dawno wylizany, miała rację.
- Porozmawiam z Ailą - powiedział ciężkim głosem. - Coś na to może poradzimy. Być może… Panienka zrozumie i zgodzi się byś u mnie nocowała - sam nie wierzył w to co mówi, ale z drugiej strony Aila była jedyną na zamku, co świadoma była zagrożenia byłej banitki. - Ale nawet jakby się zgodziła, to pewnie na własne życie będziesz musiała przysiądz, że uwodzić i ciągać do łoża mnie nie będziesz. Chyba, żeby za nic mnie miała, to po cichu, nie drąc się jak zeszłej nocy. - W ogóle nie wierzył w to rozwiązanie, chciał jedynie plotąc co mu ślina na język przyniosła dać Giselle nadzieję.
Ona zaś, uczepiwszy się go, nie puszczała. Tuliła się naga i drżąca, wykorzystując męską słabość, którą mógł do niej żywić.
Pogłaskał ją po głowie.
- Połóż się, dziś cię tu uchronię, a jutro rozmówimy się z Ailą.
Tego nie trzeba było jej dwa razy mówić. Siąpnęła ledwo nosem i już - hyc, czekała na niego w łożu, zapraszająco odchylając pierzynę i prezentując swoje kształty.
Pokręcił tylko głową i skierował się do drzwi.

Gdy wyszedł zapukał do tych naprzeciw, do komnaty zajmowanej przez Teodora.
Stary sługa kazał na siebie trochę czekać, w końcu otworzył patrząc zaspany. Od dawna wcześnie kładł się spać.
- Cooo… co się stało? - zapytał rozglądając się niepewnie.
- W mojej komnacie dziś spać będziesz.
- Co? Jak to, ale…
- Zaręczony jestem, ty świadkiem masz być, że choć kobieta w mej komnacie, to wierności dochowałem.
- To ją odpraw Panie.
- Nie mędrkuj, jeno w te pędy do mej komnaty!
Stary zamarudził, ale w końcu poczłapał gdzie mu kazano.
- W łożu moim się możesz położyć, we dwoje się zmieścicie, pod skóry nie sięgaj, zaraz dam Ci pierzynę - Otworzył kufer zerkając ku Giselle z pewnością zdziwioną i niepocieszoną takim obrotem spraw.
Chciała też chyba protestować, ale miarkując, że Alexander poważnie mówi, szybko pod łoże sięgnęła i koszulinę na siebie zarzuciła, nim Teodor wyszedł do niej.

Tak skrybie udało się zażegnać sytuację. Mógł już wreszcie położyć się spać, lecz gdy tylko koszulę zaczął ściągać, do komnaty wślizgnął się biały kot. Potem drugi rudy i trzeci buras. Wszystkie ułożyły się na łożu, które miał zajmować skryba, toteż ten domyślił się, że tej nocy czeka go jeszcze jedno spotkanie i najpewniej wiele nie pośpi. O ile w ogóle.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 05-09-2017 o 13:56.
Mira jest offline  
Stary 05-09-2017, 19:20   #34
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Obudził się w porze śniadania, czując ból ciała i jak kiszki mu marsza grają po tym co w nocy mu się przytrafiło po opuszczeniu swej komnaty. Przez uchylone okno do jego nozdrzy docierał smakowity zapach świeżo upieczonego chleba, co było dziwne, bo przecież kuchnia była z drugiej strony zamku niż jego komnata. Wystarczyło jednak otworzyć oczy, by wyjaśnić tę zagadkę. Ot, spał nie gdzie indziej, a w łożu Aili.

Przypominiał sobie jak ulotne wspomnienie delikatną dłoń która nakazała mu wstać i wierzchnią szatę z niego ściągnęła. Wspomniał jak drobne paluszki błądziły po jego ciele, pozbawiając go spodni i butów, a potem znów pociągnęły za ramię. Tym razem do łóżka, gdzie wreszcie mógł zasnąć.
Bardziej realne wspomnienia napłynęły do niego odkrywając przed nim jak tu się w ogóle znalazł. Właściwie sam nie wiedział jak trafił pod drzwi komnaty Aili, wracając do własnej. Dopiero, gdy je pchnął uświadomił sobie, że to nie jego sypialnia, a w łożu śpi smacznie blondwłose dziewcze, ledwie kilka kroków od niego.
Stał i patrzył na nią długo uśmiechając się do siebie, bo sire dał mu nadzieję.
Nie chciał wracać do komnaty, gdzie spała Giselle i Teodor, dziś nie musiał martwić się o jej bezpieczeństwo, gdy naraził ją na los straszny mówiąc nieopatrznie iż bierze ją pod opiekę, na Kocich Łbach. Na zamku w którym mieszkał byt chcący go upokarzać.
Gdy go zmogło zapragnął położyć się obok niej, ale…
Wydawało mu się, że będzie o to wściekła, więc usiadł pod ścianą i oparł o nią głowę niedługo później przysypiając.

Rozejrzał się po komnacie.
Był w niej sam.
Sam pośród rzeczy swej... narzeczonej. Na stoliku leżała jakaś robótka ręczna, w wazonie ustawione były świeże kwiaty. Na jednej ze skrzyni leżało kilka płatów różnych, białych materiałów. Czyżby... próbki na suknię ślubną? Chyba nie mogło być inaczej…
Wspomniał jak się ucieszyła, gdy rzekł, że ślub jak najszybciej, ale za tyle czasu aby zdążyć zorganizować ślub jaki sobie wymarzyla. Uśmiechnął się do siebie, lecz zaraz myśli pobiegły gdzie indziej.
W mniej miłe rejony.

Wydarzenia z nocy, pomiedzy wyjściem z własnej komnaty, a trafieniem tutaj do przyjemnych nie należały…




Postępująca szarość zwiastowała niedługo nadejście poranka nad Kocimi Łbami. Alexander szedł opustoszałym jeszcze korytarzem zamku, powłócząc nogami. Tej nocy Elijah nie umyślił sobie go łamać, lecz próbować jego sił w starciu z Pieterzoonem. Kazał więc im w zapasach się mierzyć i sprawnościami wykazywać jakby byli wyrostkami. Ku swej satysfakcji Alex musiał przyznać, że mimo przerwy, którą miał od wojaczki, gdy mu sire kazał mnisie szaty przywdziać, w większości wyzwań to on był górą. O ile bowiem Pieterzoon miał przewagę, gdy chodziło o zwykłą, brutalną siłę, o tyle szybkością, zwinnością i umiejętnością zaplanowania sobie manewrów Alex raz po raz bił go na łeb. Niemniej trening ten był męczący, a na sam koniec, gdy skłaniając się na nogach podszedł do sire, mając nadzieję, iż to koniec, ten zmyślił postawić go przed dwoma wyborami.

Pierwszy dotyczył Giselle. Elijah postanowił chyba sprawdzić na ile wierzyć można obietnicom ghula, bo dał mu wybór - jeśli następnej nocy przyprowadzi Giselle do pobliskiego zagajnika, gdzie czekać będzie na nią Pieterzoon, który ponoć bardzo do dziewki wzdycha, Alexander znów będzie mógł nosić broń na zamku i używać jej, gdy tylko najdzie go ochota.

Drugi dylemat, jak łatwo się domyśleć miał być dlań jeszcze bardziej drażniący. Dotyczył wszak Aili. Elijah nie przebierając w słowach nakreślił mężczyźnie przedmiot targu. Jako, że w pełni świadom jest tego, iż może od dziewczyny zażądać, by się z nim pokładała przed ślubem jeszcze i Alexa tym samym upokorzyć, postanowił jemu samemu dać o tym zadecydować. Jeżeli mężczyzna do nocy poprzedzającej ich ślub złapie i przywiedzie do zamku wilka - basiora jeszcze większego i groźniejszego niż stary “Pchlarz”, wampir pozwoli mu się cieszyć pierwszeństwem. Jeśli zaś nie da rady... będzie musiał nie tylko zadowolić się drugą pozycją w kolejce, ale także znieść porównania, jakie najpewniej Aila poczyni w swej głowie między nim a nieumarłym kochankiem.

Alex padł wtedy na kolana przed swym panem i zduszonym głosem pragnął dowiedzieć się czy jest na tym świecie coś, co mógłby uczynić, aby sire obiecał nie tyle przed ślubem, co nigdy nie tknąć Aili i nie upokarzać jej wstydem. oraz pozbyć się Pieterzoona, któren choć w mocy wampira, to snując się po zamkowych podziemiach zagrożeniem był dla domowników Kocich Łbów. Nowy zarządca ze spuszczoną głową obiecał nawet wyzbyć się swej nienawiści. A zatem i części pamięci o matce.

I dostał odpowiedź, choć jak zwykle -nie taką jakiej chciał, lub się spodziewał.

Nie powiem ci nie, bo nawet ja, który życie wieczne prowadzę i prowadzić będę mam swoje pragnienia, a co za tym idzie, cenę, którą można zapłacić, bym... przychylniej spojrzał na to czy owo. Dlatego, jakom rzekł: nie powiem nie. Jednak to ty zaproponuj mi ofertę, bym chciał zapłacić za nią twoją cenę.




Jak zwykle spotkania z wampirem pamiętał mgliście, ale to co sire mu rzekł tej nocy na koniec… Ta wzbudzona nadzieja…
Każde słowo nieumarłego wryło mężczyźnie niby kto ciężkim gotykiem rył mu je w mózgu.

Dylematy, które mu na początku dał sire były niczym. Wampir musiał wiedzieć, że sługa zechce ochronić obie dziewczeta, nawet jeżeli do kruczowłosej nie czuł nic poza litością. Wampir musiał wiedzieć, że po kilku latach tortury dalszy zakaz tykania broni będzie niczym wobec strasznego losu ciemnowwłosej dziewczyny, której oczy wczorajszego wieczora patrzyły na niego z taką ufnością i strachem.
Wampir musiał wiedzieć, że Alexander zaryzykuje życie i choć spróbuje złowić wielkiego wilka. Nawet nie szło o to by byc “pierwszym” Aili, ale o to, jakby się czuła patrząc mu w oczy i wspominając z jaką ochotą oddała się nieumarłemu. Nic już nie byłoby takie samo, ona nie była by już nigdy tą samą…

Dylematów tak naprawde tu nie było. było podtrzymanie kary i polecenie przyprowadzenia mu nowej zabawki.
Nic więcej.

To sam Alexander podłożył się dając mu możliwość dylematu większego. Czy dążyć z nienawiścią do zniszczenia sire, jak planował, czy… dać mu coś aby żyć z Ailą może nawet wieczność gdy ich pan da im nieśmiertelność karmiąc własną krwią pozostawiając ją w spokoju?
Westchnął wstając.
Najpierw i tak trzeba było załatwić sprawę wilka.

Ubrał się pospiesznie i wyszedł z komnaty na poszukiwanie narzeczonej, omal zderzając się z nią w drzwiach. Aila właśnie niosła do komnaty koszyk świeżego pieczywa z kilkoma warzywami i kiełbasą, co ją dopiero skręcali zeszłej środy po uboju.
- Och! - Wystraszyła się.
- Apetyczne śniadanie - rzekł, ale patrzył na nią, nie na to co niosła. Skoro położyła go spać ze sobą, to nie bał się jej złości za najście nocą. Popatrzyła na niego, nieco speszona. Ubrana była w błekitną suknię, która jeszcze podkreślała kolor jej oczu. Złociste włosy postanowiła zaś zostawić luzem, lub też spiesząc się ze śniadaniem nie miała czasu ich jeszcze upiąć.
Usunął się by ją wpuścić.
- Jak się czujesz? - zapytała, wchodząc i rozstawiając zastawę oraz nalewając do kielichów wina z wodą.
- Dobrze. - Czuł się tragicznie po zapasach z Pieterzoonem. - Wiesz, bałem się, że będziesz wściekła jak się obudzisz i za… - Wskazał ruchem głowy miejsce gdzie usnął.
Pokręciła głową.
- On cię wezwał, prawda?
- Tak… Ailo, musimy porozmawiać. - Wziął ją za ręce i pociągnął w stronę łoża.
Posadził ją i przyklęknąwszy wciąż trzymając za ręce zaczął mówić…:
- W nocy, w komnacie czekała na mnie Giselle, wiesz czego mogła chcieć. I wtedy zrobiłem najgłupszą rzecz jaką mogłem zrobić w życiu...
Wyrwała mu swoje dłonie, patrząc na niego z wściekłością.
- Jeśli myślisz, że twoje przyznanie się do zdrady usprawiedliwia ją...
- Ailo! - Spojrzał na nią z pretensją, że mogła sobie pomyśleć choćby o… - Nic nie zaszło, nie o to chodzi co myślisz - kontynuował. - Rzekłem jej, że Ciebie za żonę pojmuję i nie będzie nic między mna, a nią. Głupiego zrobiłem co innego, rzekłem jej, że nie musi mnie uwodzić, nie musi próbować mnie kusić ciałem, że dam jej tu schronienie i zapewnię bezpieczeństwo bez tego, bom ci ślubował wierność. Aby nie musiała mi do łoża wskakiwać, bo przecie właśnie o bezpieczeństwo głównie jej chodziło, które chciała sobie zapewnić we mnie, jako kochanku. Tom zrobił głupiego! W Kocich Łbach to rzekłem, rozumiesz? Że pod opiekę ją biorę i od złego uchronię. Gdzie czyjejś uwadze nic nie uchodzi, obiecałem jej to, gdy sire łasy na me udręki i ma Pieterzoona.
Przyglądała mu się bez słowa. Choć wściekłość z niej wyparowała już, pozostała pewna zachowawczość. Ręce też trzymała przy sobie.
- Czego... oczekujesz ode mnie? Lub inaczej... w czym mogłabym ci tu pomóc?
- W niczym… powiedziałem, że może zostać u mnie na noc, alem Teodora ściągnął aby podejrzeń nie było żem z nią igrał. Legli w łożu razem, jam ...stróżował, bałem się, że sire przyśle po nią tego bydlaka, aby mnie pognębić złamaniem słowa. Wtedy przyszły koty… wezwał mnie.

Alexander opowiadał jej wszystko niczego nie ukrywając poza prośbą jaką wyraził i odpowiedzią na nią wampira. Był szczery, poza tym nie pominął nic.

- Muszę, rozumiesz? - spytał gdy skończył. Swoją dłonią poszukiwał jej dłoni. - Choćby spróbować znaleźć mu wilka na miejsce “Białego” - Nie nazwał wilka zwyczajowym mianem “Pchlarza” - jego nową zabawkę. Jeszcze dziś mi w drogę. Wrócę.
Teraz to ona chwyciła jego dłoń.
- Nie wiem po co on naszemu panu, nie wiem po co te... wybory, ale skoro Elijah określił, co jest ich przedmiotem, ty wiesz również co nieokreślone zostało - rzekła enigmatycznie, a nie widząc zrozumienia u niego, zapytała. - Czy on mówił, że musisz iść sam?
- Ailo… nawet nie myśl że… - straszne podejrzenie przyszło mu do głowy.
- Że co? - Spojrzała na niego zdziwiona, po czym wypaliła. - Jesteś teraz panem na zamku, masz służbę. Przecież możesz wziąć ze sobą pachołków!
Odetchnął z ulgą.
- Nom tak myślał, że wezmę.
Ona również odetchnęła.
- Ciągle mówiłeś o sobie tylko. Czasem jak się zasierdzisz, to wszystko tylko sam, sam i sam. Budzi to podziw, ale jako przyszła twoja małżonka stwierdzam, że czasem jak osioł z tym jesteś. - Pokazała mu język.
- Cokolwiek rzekniesz przyszła małżonko, spijać z ust mądrość twą i prawdę mi jeno zostaje - W oczach błyszczały mu ogniki żartobliwej kpiny, ale twarz mu pojaśniała. Szlachcianka prychnęła na to z rozbawieniem, lecz po chwili spoważniała.
- Dobrze czynisz z Giselle. Choć czasem mocno mnie ona irytuje, nie zasłużyła ani na ten los, który ją spotkał. Ani na ten, który Pieterzoon może jej szykować. Choć... szkoda mi w tym ciebie, boś do miecza urodzony. - Pogładziła go wierzchem dłoni po policzku. - No i szkoda mi zwierzęcia. Ono nic nie zrobiło, a cierpieć będzie przez... przez... - Skryła twarz w dłoniach.
- Jak Biały, któren powodem śmierci Andrusa i żalu Torina. Giselle to dobra dziewczyna. Trochę się jeno boję, że może chcieć nas różnić . Wszak od służby słyszała co między nami. Ból jaki przeszła każe jej szukać oparcia… Nawet tego się uczepiła, że słyszała jakoby szlachcianki akceptowały kochanki mężów. Okaż jej serce Ailo, to...
Aila machnęła ręką, przerywając mu wypowiedź.
- Jeśli zwykła dziewka byłaby w stanie nas poróżnić, jak niby mamy walczyć z wolą sire’a? Rozumiem to. Postaram się... nie być drobiazgowa - rzekła.
Zdębiał.
Po prostu nagle zgłupiał.
“Jak mamy walczyć z wolą sire’a”
“My”

Spojrzał na nią i wziął jej dłoń, po czym wpił się w nią ustami.
- Dzień w którym u przybyłaś… być może najszczęśliwszym… - Powstał. - Idę rzec Bernardowi by pachołków wybrał. Dwa dni mam, nie chcę czasu marnować.
Uśmiechnęła się lekko speszona, najwyraźniej samej nie wyłapując tego, czym wzbudziła jego radość.
- Dobrze. Tylko na wesele wróć, bo jak piękną ceremonię zaplanuję, to choćbym i za Teodora musiała wyjść, to ona się odbędzie! - Zagroziła mu, wciąż się śmiejąc.
- Bywaj - też się uśmiechnął wychodząc.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 05-09-2017 o 19:25.
Leoncoeur jest offline  
Stary 06-09-2017, 00:53   #35
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację

Szansa.
Nadzieja.
Euforia.

Wyjeżdżał z Kocich Łbów w uniesieniu, bo widział przed sobą uśmiech Aili i miał cel. Sire dalej chciał go dręczyć, ale dawał wyjście z sytuacji. I nawet to co rzekł na końcu… Alex miał szansę, aby uwolnić ją od niego permanentnie. Wprawdzie nie od więzów, nie od miłości wzbudzanej wampirzą krwią, którą czuł przecież sam, ale… to nawet było warte.
Tak mogli żyć wieczność, bez wampira czyhającego na jej wstyd, szaleństwo, godność…
Po prostu służąc mu.
I tyle.
Aż tyle, nawet jeżeli tylko tyle.
Jechał przed trzema wybranymi pachołkami, którzy prowadzili jucznego konia z siecią, prowiantem i ekwipażem obozowym.
I naprawdę się cieszył.

Puściło go jeszcze przed Coiville, a przecież miasteczko było doskonale widoczne z zamkowych murów. Na pierwsze uderzenie niewesołych myśli aż wstrzymał konia zaraz znów puszczając go do stępa.
A może to była kolejna tortura.
Stanąć naprzeciw wielkiemu wilkowi… owszem, nie zawahałby się.
Złapać bestię… to było do zrobienia.
Ale jak znaleźć wilka większego niż “Biały”?
Alexander zaczął czuć rozpacz gdy wjeżdżali do Coiville. Wilczur którego wypuścić chciała Aila, był stary, chudy strasznie i wymizerowany. Był po dekadzie niewoli zniszczony do szczętu. Ale był naprawdę wielkim basiorem w czasach świetności mogąc być istnym postrachem ludzkich siół.

Tu nie szło o zwyciężenie i złapanie ogromnego zwierzęcia.
Problem był jeno w tym, czy dzień drogi od Kocich Łbów takie zwierzę w ogóle istniało.
A nawet jeżeli tak, to ile mogło zająć wytropienie i dopadnięcie takiego wilka w górach?

Ludzie w miasteczku przechodząc ulicami odruchowo zatrzymali się, a wielu przeżegnało gdy Alex wręcz zawył z bólu i bezsilności.
Otępienie po spotkaniu z sire.
Widok Aili po przebudzeniu.
Ta pierdolona euforia w jaką popadł…
To go blokowało przed spojrzeniem na zadanie czysto logicznie.

By ocenić jakiekolwiek szanse...

Sire wysłał go na misję niemożliwą do spełnienia.
Sire układem jaki Alexander zaakceptował dał ból świadomości, że winnym będzie skryba. Wszak przyjął zadanie. Podjął się go i to on będzie winny temu co się stanie na zamku gdy w noc przed ślubem nie będzie wielkiego wilka na Kocich Łbach.
Gdyby Alexander był Elijahem, to zrobiłby to w łożu na którym piękna dziewczyna siedziała słuchając historii skryby.
Od czego się zaczęło coś… pięknego. Z początku jedynie burzącego mur Potem nieśmiało kiełkującego… w końcu rozkwitającego szczęściem.
Gdyby był sire, to tam właśnie Ailę by brutalnie zerżnął gdy on sam wyłby z bezsilności na jakimś górskim zboczu czekając świtu i nawet nie słysząc o wilku w tych górach większym niż “Biały”.

Pan rozegrał to iście po mistrzowsku.
Alex przegrał zanim choćby stanął do walki.

Najgorsze było to, że skryba nawet nie mógł wrócić na Kocie Łby.
Gdyby spotkał tam Ailę i powiedział jej o tym co ją czeka, zobaczyłby zawód i rozpacz, a w jej oczach odbijałoby sie to, że jest nikim, nie mogąc nawet uchronić ukochanej.
W najgorszej opcji mógłby zobaczyć jej dziką euforię na samą myśl, że połączy się z panem.

W obu przypadkach by się powiesił.

Walka z sire też nie miała sensu. Zginąłby, a może sire chciałby go zabić na jej oczach.
Wspomniał jej uśmiech, szczery, radosny, bez wyniosłejpozy.
Wspomniał jej iskry w oczach.
Wspomniał jak rozbierała go i wzięła do łoża tej nocy tylko po to by czuć bliskość.

Gdyby sire zaszlachtował go na jej oczach… może to była droga do jej obłędu?
Nikolette.
Kolejna Nikolette.
Która już.
Czy nieśmiertelny sire w ogóle je liczył?

Alexander zrozumiał, że nie może zrobić nic.
Ani walczyć.
Ani poddać się.

Mógł zaginąć w górach, może wtedy by wytrwała dłużej?
Nadzieja…
Czekałaby?
Błękitne spojrzenie pięknych oczu gdy stoi na blankach i czeka.












Oddając się wampirowi co noc.














Alexander zrobił to co być może na jego miejscu uczyniłby każdy mężczyzna.
Poszedł pić do miejskiej karczmy.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 06-09-2017 o 01:04.
Leoncoeur jest offline  
Stary 06-09-2017, 14:36   #36
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Aila stała w oknie i patrzyła jak sylwetki Alexandra i jego świty nikną powoli między drzewami lasu. Jednak nawet z tej odległości była w stanie jeszcze odróżnić jego posturę od innych. Uśmiechnęła się lekko. Dobrze, że miarę kazała z niego zdjąć Tamarze nim odjechał. Wszak to by było, gdyby do ożenku nie miał co ubrać i może jeszcze w mnisie szaty się przywdział? Zachichotała.

Po prawdzie jednak był to nerwowy chichot. Znów została sama. Sama z organizacją ślubu, sama z zarządzaniem zamkiem, sama z wszechwładnym wampirem, sama... ze sobą i myślami o tym, co może spotkać Alexa.

Ze zdziwieniem odkryła, że tym razem naprawdę się o niego martwi. Wtem, do komnaty, gdzie patrzyła przez okna przez otwarte drzwi weszła służąca.
- Pani... - dygnęła - wikariusz przybył. O widzenie z tobą prosi.

Aila westchnęła. Nigdy nie przepadała za duchownymi, jednak kontakty z nimi należały do jej obowiązków i sama wiedziała, że lepiej z kościelnymi żyć w zgodzie, by za bardzo zamkowemu życiu się nie przyglądali.

- Już idę. - Rzekła, po czym wyszła za służką z komnaty.

Gdy doszła do hallu zobaczyła wysokiego ciemnowłosego mężczyznę stojącego na środku pomieszczenia i rozglądającego się, ale bardzo powoli. Dopiero odgłos kroków sprawił, że obrócił się do szlachcianki schodzącej po schodach.


Wikariusze będący pomocnikami plebanów rzadko bywali starzy, ten nie odbiegał od standardów. Dziwny był tylko jego wzrok, jakby oceniał Ailę.
Czy dobra, czy zła?
Czy czysta, czy grzeszna?
Czy warto wychędożyć czy nie?
Z tego wzroku ciężko było cokolwiek ocenić, poza tym, że ją bacznie lustrował.
- Witaj pani - skłonił się nadzwyczaj grzecznie.
- Witaj... Ojcze. Czy tak właściwie będzie tytułować naszego nowego kapelana? - powiedziała z uśmiechem zbliżając się do niego. Starała się być swobodna, by nie myślał, że coś ma do ukrycia.
- Wystarczy Hansel miła panno. Nie jestem księdzem tylko pomocnikiem, ale ze święceniami - odpowiedział przypatrując się jej wciąż. - Tyle by posługę pełnić, bo… Ksiądz Jean mówił, że pan na zamku rzucił święcenia. - Dopiero w jego ustach usłyszała jak to absurdalnie brzmiało. Pan na zamku święcenia rzucił. A może to tylko w jego ustach tak brzmiało? - Pokażesz mi pani kaplicę i miejsce gdzie będę mógł spoczywać?

- Hanselu, bardzo jesteśmy ci wdzięczni za przybycie. I za to, że zgodziłeś się zadbać o duchowe potrzeby nasze, naszych dworzan i służby. Ufam, ze uda się dziś wieczorne nabożeństwo chociaż odprawić - rzekła Aila oficjalnie, po czym odebrała klucze od ochmistrzyni i dłonią wskazała mężczyźnie drogę. - Proszę za mną. Najpierw może pokażę komnatę i wspólne sale, z których korzystają wszyscy mieszkańcy zamku, a potem cię do kaplicy zaprowadzę.
Skłonił się lekko raz jeszcze, ale nie rzekł nic. Kasztelanka ruszyła więc przodem prowadząc go do skrzydła, gdzie swój pokój miał Alexander, jednak w miarę daleko od niego... właściwie był to pokój zaraz koło schodów głównych, a żeby wikariusz nie miał sposobności za wiele po korytarzach się pałętać. Wyposażenie było dostosowane do statusu przeciętnego dworzanina.

- Mam nadzieję, że będziesz dobrze się tu czuł. Czy pokój ci odpowiada? Jakby coś trzeba było, śmiało mów.
- Ta komnata… - rozejrzał się tak samo jak to czynił przez całą drogę. - To dziesięć razy więcej niż mieszkałem ostatnio. To aż za dużo. A potrzeb nie mam wiele - spojrzał na nią i ciężko było określić czy waha się czy nad czymś zastanawia. - Po nocy tu spokój panno Ailo? Nie ma wielu co by chodzili jakowe obowiązki spełniając? - spojrzał ku drzwiom.
To wzbudziło oczywiście jej czujność, lecz nie dała tego po sobie poznać. Udała, że się zastanawia.
- W zamku zawsze ktoś nie śpi. W nocy zazwyczaj dużo spokojniej ale bywa, że ktoś jeszcze ma jakie prace do wykonania. Ot choćby straże. Czemu pytasz? Boisz się o spokój swego snu? Tu mury są grube...
Westchnął i przez chwilę wyglądał jak człowiek zmęczony? Aila mogła odczytać to jako kilka innych emocji. Hansel nie był łatwy do rozszyfrowania.
- Nie, po prostu… Pan w swej łaskawości - szyderstwo w głosie? Czy może żal, a może bezsilność? - Naznaczył mnie pokutą. Lunatykuję. Gdy kto mnie zobaczy może chcieć potrząsnąć, sprawdzić czemu nie odpowiadam na wezwanie, jak na ten przykład straż. Wtedy się budzę. Ale gdy nie rozpoznaję gdzie jestem atakuje mnie panika. - Znów rozejrzał się jakby śledził każdy cal pomieszczenia.
Aila zrobiła strapioną minę, jakby w ogóle ją to obchodziło choć trochę.
- Drzwi można na klucz zamknąć, a jeśli to nie pomoże... mogę ostrzec strażników. Tylko co w razie takiego spotkania z tobą winni czynić?
- Szczęściem przyziemny pokój miałem u księdza Jeana. Bo zamknął bym nie wyszedł z kościoła w miasto albo gdzie. Oknem wyszedłem. Tu wysoko? Spytał.
- Piętro, ale... mogę znaleźć dla ciebie komnatę na parterze. Tylko nie tak wygodną i pewnie rano krzątanie służby będzie w niej słychać. - odparła Aila, obserwując nowego kapelana.
- Nie przeczę, że to może innych ze snu wybudzać, jakbym chciał się wydostać. - Znów westchnął. - Zwykle bywa to tak, że wychodzę idę, budzę się w łóżku. Ksiądz Jean śmiał się, że chodziłem wokół nawy jakbym drogę krzyżową odprawiał po czym spać poszedłem. Tyle wiem.
Kasztelanka starała się stłumić westchnienie. Rozumiała już naturę problemu, ale na Boga ile można o tym rozprawiać?
- Gdzie zatem chciałbyś mieć komnatę? - spytała, by się określił.
- Może być i tu, mi zajedno panno. Jak trzeba to i w kaplicy mogę mieć posłanie. Byle mnie nikt nie budził gdy będę szedł w nocy, o co proszę.
- Postaram się przekazać informację wszystkim, którzy w tym czasie mogliby się znajdować w okolicy. To co, idziemy dalej?
Znów lekkie skłonienie się. Znów nic nie rzekł.
Aila oprowadziła go po pomieszczeniach gospodarczych, pokazując gdzie kuchnia, gdzie stajnia, gdzie praczki urzędują. Przy okazji z kilkoma służącymi byłego wikariusza poznała, a całą wycieczkę zakończyła w zamkowej kaplicy.

[MEDIA]http://jennifersalderson.com/wp-content/uploads/2017/06/ViandenCastle_Chapel.jpg[/MEDIA]

- No a tutaj najważniejsze... - zatoczyła ruch ręką, wskazując na wspaniałe wnętrze kaplicy.
- Piękna. Ładniejsza nawet niż w klasztorze. Choć mniejsza oczywiście. Ale piękna… - odpowiedział starając się zapamiętać wzrokiem każdy załom ściany.
- Wierzę, że dobrze o nią zadbasz. Służba sprząta tu codziennie, ale gdyby coś trzeba było... nie wahaj się mówić. Chcemy byś dobrze się tu czuł i żeby Pan był właściwie chwalony. - powiedziała wzniośle, po czym składając na brzuchu dłonie, zapytała: - Czy w czymś jeszcze mogę pomóc?
- Nie panno, dzięki ci za wszystko, teraz i w przyszłości - Znów się lekko skłonił. - Nie zawaham się. Zamierzam się tu dobrze czuć. - Spojrzał na jej ręce czy…?
Aila odetchnęła pełną piersią, przyglądając się jego reakcji.
- Zatem do zobaczenia na obiedzie. Będę czekać opisu twych wrażeń...
- Do zobaczenia panno. - Nie wiadomo czemu kilka włosków Aili na ramieniu stanęło na sztorc na to “do zobaczenia”. Ale przez ton, czy wzrok? Jakby wciąż ją oceniał Czy jest warta czegoś. - Obiecuję, że poznasz pełnię mych wrażeń - Skłonił się znowu i tak już pozostał. Jakby z szacunkiem.
Na pierwszy rzut oka.
Ona również odruchowo kiwnęła mu głową, po czym wyszła... mając to dziwne uczucie, że jest obserwowaną. Czuła się nieswojo jeszcze przez jakiś czas, nie mogąc ustalić, co wzrok i słowa, którymi obdarzył ją wikariusz mogą znaczyć.


Czas mijał, a Aila miała tak wiele zajęć w związku z planowanym ślubem, że nawet nie musiała starać się unikać wikariusza. Przy obiedzie wymienili kilka szczątkowych uprzejmości, a właściwie to mówiła ona, bo on się głównie gapił...
Doprawdy kasztelanka nie wiedziała, co o nim myśleć. Zresztą póki co, interesowało ją tylko, by kaplicę pięknie przystroić na zaślubiny oraz by nowy kapelan jaką mowę wzruszającą dla ludu przygotował.

Choć zajęć miała wiele, Aila jakoś z tym wszystkim sobie radziła. Dopiero po obiedzie chmury zaczęły nadciągać znad horyzontu. I bynajmniej nie o pogodę tu chodziło. Wrócili dwaj pachołkowie, co ich Alexander miał zabrać ze sobą. Szlachcianka wybiegła na dziedziniec, pełna najgorszych obaw. Po prawdzie jednak nic się nie wydarzyło. Nic... z zewnątrz. Strapieni mężczyźni opowiedzieli jej, jak pan nagle zasępił się, coś tam do siebie począł burczeć, a gdy do miasteczka wjechali, nic im nie mówiąc, poszedł do karczmy pić. Pił długo i chyba bez umiaru, podczas gdy oni wciąż czekali w pełnej gotowości przed budynkiem. Wreszcie wyskoczył karczmy niby szalony i kazał konia gotować. Tylko jednego pachołka zostawił każąc mu szykować się do drogi z nim, a dwóch pozostałych oraz jucznego konia odesłał na zamek. Gdy go o wyjaśnienie jakie pytali nie rzekł nic, toteż co mogli zrobić? Wolę pana wykonali. I tyle.

W pierwszym odruchu szlachcianka chciała już sama na konia wsiadać i do miasta jechać, jednak pachołkowie rzekli jej, że Alexander jak wariat cwałem popędził zanim oni się zebrali by na Kocie Łby wracać. Pewnie więc przed nocą by go nie złapała, a i to najpewniej w szczerym lesie, na niebezpieczeństwa się wystawiając. Jeżeli w ogóle, patrząc jego pęd, jakby armia przeklętych go goniła. Aila porzuciła zatem swój zamiar i starając się ignorować trwogę w sercu, wróciła do pracy na zamku, by chociaż tutaj porządek jaki panował. Komu trzeba to doradzała, pilnowała, burę dawała tym, którzy się lenili. I tak to trwało aż do wieczora. Wtedy wszystko się popisowo rypsło.

Aila właśnie kończyła zastawę srebrną czyścić, jako że służba miała tyle roboty, iż sama mogła nie dać sobie ze wszystkim rady, gdy do jej komnaty weszła służąca. Dziewczyna skłoniła się.
- Pani, powóz zajechał na dziedziniec. Twoja ciotka z mężem i kuzynką przybyli.
Słysząc tę zapowiedź, kasztelanka spojrzała na dziewczynę ze zdziwienie. Wszak dopiero dzisiaj listy wysłała do rodziny z wieściami o planach swego zamążpójścia, by wolę nieboszczyka spełnić. Za wcześnie było, aby ktokolwiek zdążył zareagować, nie mówiąc, że się tego nie spodziewała. Rodzice najpewniej się na nią srogo obrażą...

Dopiero po chwili przypomniała sobie rozmowę z Elijahą, który zapowiedział jej pojawienie się jakiejś swojej znajomej, a dla uwiarygodnienia tych odwiedzin miała się ona za kogoś z rodziny panny de Barr podać. Zatem... była to wampirzyca. Kto wie, może więcej niż jedna? Aila poczuła jak dreszcz trwogi przechodzi jej ciało. Tak bardzo chciała, by Alexander był teraz przy niej...

Westchnęła.

- Już idę. Podejmijcie ich w sali rycerskiej. Wino podajcie. Jakie zimne zakąski podajcie. - umilkła, przypominając sobie, że jeśli jej goście należą do grona nieumarłych, to raczej czym innym będą chcieli się po podróży posilić. Przełknęła ślinę.

- Niech ochmistrzyni szykuje im komnaty. Najlepiej gdzie na uboczu, by ciotki za dnia nie trapić. Ona... chorowita. - wyjaśniła z ociąganiem, a gdy służąca dziewka zniknęła za drzwiami, prędko fartuch ściągnęła i przed lustrem zaczęła się ogarniać.
Na szczęście jej uroda rekompensowała jak zwykle wszystko - zarówno prosty ubiór, jak i nieco rozczochrane włosy.
Dokonując najbardziej niezbędnych poprawek, Aila zerwała się, by gości powitać... i poznać swoją nową/starą rodzinę.

Gdy szła szybko korytarzem, a księżyc gapił się na nią z wąskiego świetlika nad schodami. Zupełnie jakby coś chciał jej powiedzieć... Może ją ostrzec?

Przyjmując swoją “pańską” postawę, Aila weszła dumnym krokiem do sali rycerskiej.
- Ciociu... - rzuciła stęsknionym tonem, lecz nic więcej nie dodała. Wszak Elijah nie zdradził jej nawet imienia wampirzycy.

W środku, prócz krzątającej się służby, czekały na nią trzy osoby. Dwie kobiety i jeden mężczyzna - a wszyscy piękni i równie wyniośli w obyciu, co ona. Choć każde na swój sposób.

Na powitanie szlachcianki zareagowała drobnej budowy bladolica kobieta, wyglądem niewiele starsza od Aili.


Bladość jej skóry podkreślała dodatkowo czarna, zdobiona suknia oraz okalające jej twarz pukle ciemnych, kręconych włosów.

Kobieta podeszła do kasztelanki z wyciągniętymi dłońmi o tak drobnych i delikatnych paluszkach, że przy niej nawet zgrabne dłonie Aili wydawały się grubo ciosanymi rękami chłopki. Odruchowo chwyciła jej palce. Były całkiem zimne i skostniałe.
- Ailo, jak dobrze cię widzieć... - rzekła “ciotka”, u której boku wnet stanął wysoki przystojny mężczyzna o równo przyjętym zaroście i co najmniej rycerskich manierach.


- Męża mego Rodericka, a twego wuja pewnie poznajesz, prawda? - kontynuowała przyszywana ciotka z kpiącym uśmiechem na ustach - Choć ostatnio chyba na naszych zaślubinach się widzieliście...

Mężczyzna skinął głową Aili, nawet się nie uśmiechając, na co ona dygnęła z gracją.

- No i jest z nami jeszcze Patricia, twoja kuzynka, coście się kiedyś razem lalkami bawiły za waszego dzieciństwa. Och, to były dobre czasy...

Blondwłosa szlachcianka uniosła wzrok, by przyjrzeć się swojej “kuzynce”. Kobieta ta choć młoda i równie piękna, co pozostali goście, wyraźnie trwogę w służbie budziła. Przyodziewek jej wszak oraz sposób bycia bardziej do kapitana straży pasowały niźli wysoko urodzonej panny. Nie mówiąc o tym, że u boku nosiła broń. Zupełnie jak mężczyzna!


Patricia spojrzała na Ailę znudzonym wzrokiem i chyba tylko z uwagi na znaczący wzrok “ciotki” zdecydowała się skinąć jej powitalnie głową. Powoli też podeszła do kobiet z gracją skradającego się drapieżnika.

- Kuzynko, dawnośmy się nie widziały. Dobrze widzieć cię w zdrowiu. - rzekła, po czym rozejrzała się czujnie - Nie miał z tobą być tutaj jeszcze zarządca zamku? Co to za poruszenie?

Wampirzyca tymczasem nie wypuszczała dłoni Aili ze swych rąk.
- Och, zaraz nam pewnie twoja kuzynka wszystko opowie. Ailo, tak pięknie wyglądasz... smakowicie wręcz. - pochwaliła ją ciotka, której imienia wciąż nie poznała, a dreszcz przeszedł przez ciało dziewczyny.

- Dzię...dziękuję, ciociu... - znów przełknęła ślinę, nie wiedząc jak nazwać czarnowłosą piękność. Na pomoc o dziwo pospieszył jej domniemany mąż wampirzycy.

- Theresa nie mogła doczekać się spotkania z tobą. - Ton jego głosu był głęboki, choć nie pozbawiony melodyjności. - Całą drogę o tobie mówiła...

“Theresa” zatem. Aila pokiwała głową i... z trudem uwolniła palce z uścisku “ciotki”. Wykonała zapraszający gest dłonią.

- Siadajcie, proszę. Spocznijcie, służba już pokoje dla was szykuje, zaraz też poczęstunek powinien zostać wniesiony - rzekła i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiła się Giselle, niosą dwa półmiski z zakąskami. Za nią podążało dwóch pomocników z glinianymi dzbanami i kielichami.
- Cóż to zatem za rozgardiasz i zaaferowanie na zamku Ailo? Nie każ nam z niecierpliwością błagać Cię, abyś ugasiła nasze pragnienie… wiedzy. Nieprzystojną wrecz ciekawość. - Teresa uśmiechnęła się pięknie ukazując białe zęby. Ich widok zmroził Ailę.
- Usiądźmy może - powiedziała, a gdy pozostali zajęli swoje miejsca... z wyjątkiem Paricii, która wciąż krążyła po komnacie, szlachcianka mówiła dalej - Gdy wuj mój umarł, panie świeć nad jego duszą, zostawił testament. Otóż wolą pana Torina było, by w obowiązkach zastąpił go nasz skryba Alexander, za żonę mnie pojmując. - czuła jak się rumieni - Ponieważ zaś nie wypada woli nieboszczyka uchybiać, właśnie do zaślubin się szykujemy, toteż we wtorek mam nadzieję wszyscy gośćmi moimi będziecie na uroczystości.
Dziewczyna uśmiechnęła się sztucznie. Po chwili też wszyscy służący wyszli. Została jedynie Giselle, wodząc wzrokiem za przystojnym mężem Theresy i dzban wina trzymając w pogotowiu, by ulżyć jego pragnieniu.
- Skryba? - zainteresował się odrywając wzrok od służki, na którą zerknął starając się ukryć zainteresowanie. - Ze skrybą kazał ci się żenić panno Ailo? Dziw to, że szlachetnie urodzony młodzian na takim odludziu służbę z piórem w ręku obrał.
Przełknęła ślinę. Zastanawiała się ile ci tutaj wiedzieli o niej i o drugim ghulu. Ile Elijah zdradził swojej przyjaciółce...
- Skryba i kapelan. On z bardzo wysokiego rodu, lecz... em... z nieprawego łoża. Niemniej wiele dla Kocich Łbów zrobił, wuj bez niego pod koniec życia... ciężko sobie radził. Toteż pewnie chciał, bym i ja była pod dobrą opieką.
Oczy Patricii, która spojrzała na szlachciankę z drugiego kąta komnaty zwęziły się. Dziewczyna odruchowo poprawiła włosy i wyprostowała się na krześle z dumą.
- Wiem, że to brzmi niepokojąco, jednak poznacie go, to myślę, że przekonacie się iż to prawy człowiek...
- Chętnie go poznam - Uśmiech Theresy poszerzył się, przejechała językiem po zębach. - Zaciekawiłaś mnie. Bardzo chętnie się przekonam.
Roderick nie skomentował skupiając się na przekąskach.
- A gdzież on? Nie ucieszy nas towarzystwem? - spytał po chwili gdy przełknął.
To przypomniało Aili o zachowaniu Alexandra, o którym jej pachołkowie mówili. Mimowolnie na jej twarzy pojawiło się strapienie. Odparła jednak uprzejmie:
- Na polowaniu. Obiecał jednak najpóźniej wieczorem przed dniem ślubu być na zamku - uśmiechnęła się blado - Może... może zostawię was, byście odpoczęli? czasu będziemy mieli jeszcze dość na opowieści. Tymczasem może... może jakiego muzyka uda mi się dla was znaleźć, by chwile relaksu umilić. - Rzekła Aila, podnosząc się ze swego krzesła.
- Jak przed ślubem polowanie, to widno na wieśniaczki - odezwała się niby mimochodem Patricia spoglądajac na blondynkę z tym samym, niewielkim zainteresowaniem co od początku.
- Już chcesz nas opuścić? - Teresa jakby zmartwiła się. - Przed głównym daniem tej kolacji? - Wiedząc co dla bladolicej mogło być “daniem” kasztelanka poczuła jak włoski na karku stają jej dęba.
Roderik dopił kielich tak łapczywie, że czerwona strużka popłynęła mu po kąciku ust i brodzie.
Wystawił puchar na znak, że chce aby mu dolano.
Giselle z uśmiechem podeszła i napełniła go czerwoną cieczą. Przez chwilę skrzyżowała wzrok z Ailą. Była taka zaaferowana i szczęśliwa, ze to ją przydzielono do służby przy wieczerzy i mogła cieszyć się widząc tak wspaniałych gości. Wszak nie wiedziała kim są ponad to, że to rodzina przyszłej pani Kocich Łbów.
Wzrok Theresy również prześlizgnął się po sylwetce służącej, niewiele się teraz różniąc od spojrzenia Patricii.
- Wybaczcie, ale wciąż wiele pracy jest z zaślubinami - zaczęła się tłumaczyć Aila - Niemniej jeśli czego wam trzeba, jeno słowo rzeknijcie, a postaram się to zdobyć.
- Żal nam tym sprawiasz. - Pokiwała głową “ciotka”. - Straszny żal, nie wiem czy i czym zdołamy go ugasić - przybrała smutną minę. - Postaramy się… zadbać o wszystko czego nam trzeba Ailo.
Nie wiedząc, co uczynić, blondwłosa piękność stanęła koło krzesła.
- Ależ ciociu, ostatnim czego chcę, to was zasmucać, jeśli mogę tylko coś...

Nawet nie zauważyła, kiedy za nią pojawiła się Patricia. “Kuzynka” delikatnym gestem odgarnęła włosy Aili na bok, odsłaniając jej szyję. Theresa na ten widok aż oblizała sinawe wargi. I już miała wstać i chyba podejść do kasztelanki, gdy w komnacie rozległ się chichot Giselle.

Jakimś cudem dziewczyna “zachiwiała się” podczas nalewania wina tak, że swoim zgrabnym tyłeczkiem klapnęła na kolana Rodericka. Uwaga “ciotki” od razu przesunęła się na nią.

- Nie no, jeśli musisz, to idź... idź... my sobie tutaj poradzimy - rzekła wampirzyca wstając i idąc powoli w stronę wesołej dziewki. Tylko Patricia wyglądała na niepocieszoną.

Natomiast korzystając z okazji Aila prawie wybiegła z sali rycerskiej, zamykając za sobą drzwi. Zastanawiała się jak przetrwa do poniedziałku wieczorem, mając za towarzystwo przedziwnego wikariusza-lunatyka oraz wygłodniałą wampirzycę i jej świtę.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 06-09-2017, 17:17   #37
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Całe szczęście nie padało ostatnio.
Jesienne deszcze potrafiły zrobić z ardeńskich traktów prawdziwy czyściec i drogę przez rękę. Gdzieniegdzie całe rozlewiska błota blokowały przejazd, gdzie indziej błoto pokrywające wierzchnią część drogi prowadzącej w górę jakiegoś zbocza dawała lekcje pokory i wielokrotne ześlizgiwanie się w dół, upadki. Czy ludzie, czy konie, czy wozy.
Po ulewach trasa przez góry była istną mordęgą.
To dlatego większość miasteczek, lub po prostu większych wsi w tych rejonach mieściła się wzdłuż Mozeli, transport towarów rzeką był wielokroć tańszy i prostszy, ale Alexander musiał jechać traktem bo spieszył się jak diabeł do grzesznej duszy.


Grudy ziemi strzelały spod kopyt na wszystkie strony. Skryba nie był wybitnym jeźdźcem, swe umiejętności zamykając w wykorzystywaniu wierzchowców do walki, lub turniejów. Pewne trzymanie się w kulbace, kierowanie uściskiem nóg w boju gdy ręce zajęte. Wykorzystywanie wielkiej siły konia w szarży. Tak, w tym był dobry… Brakowało mu jednak do mistrzów sztuki jeździeckiej, którzy potrafili wyciskać z rumaków ile się da. Gońców, albo i nawet weteranów lekkiej jazdy.
- Panie!!! - darł się Noel starający się nie zostać z tyłu. - Konie zajeździm! Panie! Konie padną!
Alexander nie zareagował.
Wspomniał tę wymianę zdań w gospodzie, którą usłyszał pijąc piwo smakujące dla niego jak dziegieć.

  • - Uuuu, no popatrzcie kogo ja tu widzę. Niech na mym własnym powrozie mnie powieszą, jak to nie nasz przyszły pan!
    - Cichaj Gaspard i siadaj. Alexandre w kłopocie jest.
    - A zali wpadł do twojej karczmy kiedy, nie mając w głowie kłopotów?
    - Bywało, teraz ma większy. Wilka musi złapać.
    - A co to za problem, wnyki zastawić i się jaki złapie przed zimą.
    - W dwa dni! I musi być wielki strasznie!
    - Co? No nieeee… W dupęż chędożona mać! Prezent ślubny? Tej pannicy to się w cipie już całkiem poprzewracało, bo wszak w głowie nasrane miała i ma jak wszystkie szlachcianki.
    - Alexander! Alexander!!! No uspokój się, nie wsta…
    - Alexander, jaaaam tak jeno palnął… Na Bogą, weźże usiądź!!
    - Gorze mi… Nie znajdę w dwa dni. Gorze…
    - Tu trzeba łapaczy zawodowych. Pamiętasz Johan jak kiedyś kilku takich srogich liny moje mocne kupowali? Zwierzołapy. Wilk? Niedźwiedź? Dla obwoźnych cyrkowników, albo i na dwór szlachecki? Bierzesz zwierzołapa. Fachowcy.
    - Nie ma tu takich…
    - Wilk i zwierzołapy? Och, Alexander?
    - Witaj Herman siadaj. Alexander w kłopocie jest.
    - Jak zawsze, znów przez tą wywłokę z zam…
    - ... wilka musi zła… siedź!!
    - Alexander!!! Zostaw!!!
    - Na litość boską, upił się i zbiesił!!!
    - Pomiłuj…!! Aaaargh… aahleee… jaaam… hrkh… łapacze...hhhh… fhiiilhhhkk…
    - Jaki wilk. Mów bo ubiję.
    - Hhhh… Matko przenajświętrza… hhhhkhh.. Jakąż ty masz łapę zdążyłem zapomnieć. Dajcie piwa, bo mnie przecie tu prawie zadusił. W kuźni mej goniec był od jakiego księcia z Rzeszy co we Francjii gości, z listami do zarządcy jego włości. Podkowa mu się obluzowała… znaczy gońcowi, nie księciu… znaczy co ja gadam, koniu gońca. No i jak żem podkuwał to pogadalim. Bo wiecie, ten książe żenić się ma. Jakiś Burgundczyków to stronnik, ślub ma być na dworze Filipa w Brugii. Wybranka jego z ojcem, z Francji jechała i w Reims się jakoś spotkali. Zdecydowali że odpoczną nieopodal Rethel, polowaniem się ucieszyć nim dalej do Flandrii i Brugii pociągną na dwór Filipa Dobrego, aby tam swój ślub odprawić Podobno…
    - Jak mi Bóg miły, gadaj o wilku, bo zmroku nie dożyjesz!
    - No, już, już. Puszczaj. Święta panienko, co w niego wstąpiło. No jak jechał tu z Rethel do tego niemieckiego księstewka, to łapaczy mijał. Mówił, że w klatce na wozie to w pierwszej chwili niewielkiego niedźwiedzia jakby zobaczył, tak bestia wielka. Ale wilk to był. Po tamtej stronie pasma Siedmiu Sióstr podobno takie zniszczenia czynił, że biada oj biada była, a i na ludzi się rzucał i kilku rozszarpał. Uzbierano na fachowców, a i pan tamtejszy od siebie dołożył. Złapali i tak sobie uwidzili, że za takiego to szczere złoto wydębią od kogo w Reims, albo i samym Paryżu! Na Reims właśnie jechali, drogą ku Rethel wiodącą.
    - Alexander!!! Gdzie ty…? Alexander!!
    - Oszalał, mówię wam. Oszalał. A niech gna i kark se złamie…


Łapaczy dopadł jeszcze sporo przed Rethel.
Zasadniczo sam nie wiedział jak chciał z nimi się ugodzić, bo w szale nadziei prysnął przecież z karczmy na trakt. Za późno zorientował się, że mógł na zamek wrócić po pieniądz na wykupienie wilka. Teraz nie miał takiej sumy, jaką fachowcy pewnie umyślili sobie za wielkiego basiora.
Okazało się to najmniejszym problemem…

Przegapiłby ich, bo żadnego wozu nie mieli. Tylko obładowany koń juczny z różnym sprzętem, w tym zwiniętą siecią, tknął skrybę by spytać czy to nie oni.
A jakże.
Opowiedzieli mu, jak orszak możny szlachty spotkali, co na polowanie się udawał i z hrabią, który temu orszakowi przewodził, godnie się ułożyli świetną cenę dostając za swój żywy łup wraz z wozem i starym koniem pociagowym.
Łapacze wspominali, jakoby wielki basior miał być uciechą dla szlachty.
Spuszczony, szczuty psami, zaganiany, kłuty przez uczestników polowania. Podobno jeden z rycerzy sugerował aby córka hrabiego dostąpiła zaszczytu śmiertelnego strzału z łowieckiej kuszy. Na dobrą wróżbę jej ożenku z księciem.

O ile z łapaczami skryba miał jeszcze szansę negocjować w kwestii oddania lub odsprzedania mu wilka, to nie z możnymi. O ile łapaczy mógł przemocą zmusić do tego, a w razie co wyrżnąć… to nie z orszakami niemieckiego księcia i jakowegoś hrabiego.
Ale czy mógł odpuścić?


Wszystko szło dobrze do pewnego momentu.
W dworku drewnianym czyniącym za łowiecki wygasły już wszelkie oznaki wieczerzy, a i przed namiotami mało kto siedział lub się kręcił.
Obozowisko nawet w mroku nocy wydawało się spore, na nie mniej niż dwa tuzinynamiotów, z których kilka było sporych rozmiarów na wiele osób, dla służby lub zbrojnych. Największy, imponujący i ozdobiony złoto-czerwonym herbem (nieznanym skrybie kompletnie) stał na uboczu i dzielił go od dworku cały obóz. Mocno zbudowany książę z Rzeszy też już w nim spoczął, wedle obyczajności mając między sobą, a narzeczoną (z pewnością śpiąca w zabudowaniach), zbrojnych i dworzan z dwóch orszaków.
Gdzieniegdzie widać było na szatach inne herby, zapewne ojca tego dziewczęcia wydawanego za Niemca i ten herb Alexandrowi coś już mówił, ale zaaferowany skryba nie mógł skojarzyć co. Wszak szlachetnie urodzonym nie będąc, na heraldyce nie znał się prawie wcale. Złote lilie na niebieskim polu sugerowały pokrewieństwo po mieczu z rodem królewskim. Jakaś boczna linia?
Skryba uśmiechnął się do siebie gorzko.
Bardzo dalecy krewni.


W końcu załapał…
To biało czerwone blankowanie skojarzył z herbu Burgundczyków. Filip III Dobry wszak dokładał do swojego herbu kolejne barwy wielu swych włości, ale te rodowe, oznajmiające wywodzenie się jego linii od rodu Kapetyngów zawsze zajmowały pół czterodzielnej tarczy
Zajmować się tym kto to może być czasu nie miał, czekał wszak na Noela.
Pomagier stajennego z Kocich Łbów świetnie znał się na koniach i sam w czasie obserwacji zauważył, że najcenniejsze, rycerskie rumaki i wierzchowce zgromadzono w złym miejscu, tuż przy szopie z sianem, a i za blisko zagrody klaczy. Zwierzęta były poddenerwowane, bo raz że bliskość paszy, a dwa, że kilka niewywałaszonych ogierów czując zapach samic tylko potęgowało poruszenie. Wysokie wozy taborowe hrabiego oddzielały prowizoryczne ‘stajnie pod gołym niebem’ od dworku i namiotów, przez co mało kogo interesowało co się tam dzieje, poza trójką strażników pełniących warty raczej pro forma.

Tylko jeden z koników stał poza zagrodami. Przeznaczona pewnie na zarżnięcie nad ranem, stara, chuda szkapa z filozoficznym spokojem stała blisko bryczki z klatką z wilczurem. Leżąca pod drzewem uprząż z chomątem dopełniała szans na realizację planu.
Gdy Noel podpalił składzik z sianem, poddenerwowane konie oszalały i stratowały prowizoryczne ogrodzenie czmychając z dala od ognia. W obozowisku zaczął się istny armageddon, gdy część ludzi wylatywała z namiotów starając się zorientować co się dzieje, a druga część rzuciła łapać konie.

Alexander dopadł do uprzęży i zaczął ją zakładać na starego konia pociągowego, aby zaprząc do wozu z wilkiem, który obudził się na harmider i gniewnie warczał. Zaiste był wielki, ale czasu na podziwianie basiora nie było.
Skryba zakładał, że w czasie pandemonium jakie rozpętało się w obozie, zdąży szybko zaprząc konia do bryczki i odjechać, nikt nie pilnował stojącego na uboczu groźnego zwierza, bo któż byłby tak głupim, aby zdecydować się na kradzież w takim obozowisku i to właśnie wilczura.

Zamysł był zaiste szalony, ale Alex nie miał lepszego. Nad ranem zwierze zabiją, a szanse na to że bogaty hrabia po prostu odda łup za który płacił złotem komuś takiemu jak Alex, były żadne.
Gdy stara szkapa posłusznie dała się zaprząc, a w obozie wciąż trwał harmider i łapanie koni, skrybie zaświtała nadzieja.


Obejmując drzewo czuł jak skuwają mu dłonie kajdanami.
Wtedy właśnie ta nadzieja ostatecznie upadła…
Powrozy mógłby zerwać gdy pójdą spać, dzięki mocy krwi Elijahy. Jak wtedy, na polanie bandytów.
Ale nie łańcuchy.

Stracił cały dzień.
Mijała noc.
Nad ranem hrabia miał zdecydować czy go powiesić, czy uciąć prawą dłoń i z wypalonym na czole stygmatem złodzieja wypuścić. To drugie byłoby pewnie aktem wyjątkowej łaski. Czekał go sznur i dobrze o tym wiedział… Zresztą nawet gdyby go wypuścili okaleczonego i napiętnowanego, to co miałby uczynić?
Jeżeli miałby zdążyć przed następnym świtem do Kocich Łbów wioząc wilka na wozie, musiałby wyruszyć chyba przed świtem.

Ból bata, którym biczował go pachołek był niczym wobec bólu jaki Alexander czuł w głębi.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 06-09-2017 o 17:27.
Leoncoeur jest offline  
Stary 07-09-2017, 10:42   #38
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Aila pogładziła czoło Giselle, wsłuchując się w jej płytki oddech. Była wykończona po nocy pełnej wampirzych uciech, lecz wyrzuty sumienia nie pozwalały jej spać.
I sire, i Theresa postanowili potraktować czarnowłosą dziewkę jak butelkę wina - pijąc z niej na przemian w trakcie wieczoru pełnego wspominków.

Co prawda Aila nic nie rozumiała z ich rozmów, prowadzonych w dziwnym, skrzypiącym języku, jednak nie miała odwagi, by spytać czy wolno jej odejść. Nie miała odwagi, by... przypomnieć o swoim istnieniu i być może skończyć tak jak biedna Giselle. O ile dwójka pozostałych ghuli po prostu wstała i poszła sobie, ona siedziała, czekając aż sire sam ją odeśle.

Zmarszczyła brwi. Wciąż dręczyło ją poczucie, że może wampir wcale nie jest tak okrutny, jak opisywał jej to Alex? Może wziął ją na spotkanie z Theresą, bo traktuje ją jak swoją ukochaną? Może... może w ten sposób chciał jej pokazać, że jest dla niego ważna. A że się nudziła... no, cóż, zdarza się.

- Panienko?

Poderwała głowę. Do pomieszczenia, gdzie spało kilkoro służących - w tym Giselle - weszła Maria. Zatroskana starowinka spojrzała na swoją panią niczego nie rozumiejąc. Toć to nie tajemnica, że czarnowłosa dziewka za skrybą latała i pewnie się z nim pokładała. Dlaczego więc Aila tak się o nią martwiła, gdy ta zachorzała?
Niby sama ją znalazła i pewno dlatego była bardziej przejęta jej losem, ale trzeba mieć w tym jakiś umiar.

- Panienko, zostawcie już ją. Ja popilnuję, jak panienka chce. Tylko niech sama panienka pójdzie coś zjeść, przespać się... wygląda panienka, jakby nic dzisiaj nie spała. - rzekła stara Maria.

Aila powoli podniosła się z krzesła. Nie mówiła dawnej piastunce, że naprawdę nic nie spała. Nie było sensu ani martwić jej, ani narażać się na pytania.

- Dobrze, pójdę... bo do ślubu trzeba mi jeszcze przygotowania czynić. Ale jakby coś... coś się pogorszyło, nie wahaj się po cyrulika wołać. Kosztami się nie martw, byleby ona do zdrowia wróciła.

Na te słowa panienki, Maria spojrzała na nią podejrzanie, lecz nic nie rzekła. Znała upór Aili, toteż w pewnych sytuacjach odpuszczała sobie z nią dyskusje. Po chwili skinęła głową na znak akceptacji, byleby tylko dziewczyna poszła coś zjeść.

Czas mijał, a Aila praktycznie nie miała czasu usiąść, biegając głównie pomiędzy kuchnią, szwalnią, salą balową a kaplicą. Na szczęście Hansel nie przeszkadzał jej w tym, a nawet pomagał na swój dyskretny, jakby wystraszony sposób. I tylko ten jego wzrok wciąż niepokoił młodą szlachciankę. Zresztą nie tylko jego. Od czasu do czasu Aila czuła na sobie spojrzenie drapieżnika. Wtedy to zwykle okazywało się, że gdzieś w pobliżu jest Patricia. Co gorsza, kasztelanka zaczynała już rozumieć naturę tego wzroku, szczególnie po tym jak służba zaczęła plotkować na temat jednej młodej praczki, co ją “kuzynka” pani przydybała nad rzeką i... różne cuda z nią robiła. Sama dziewczyna co prawda niczego nie potwierdziła, ale skądś przecież otarcia na jej udach musiały się wziąć.

O dziwo, najlepiej Aila czuła się w towarzystwie Rodericka. Mężczyzna co prawda trzymał się na uboczu, ale gdy przyuważył jak pachołkowie męczą się ze stawianiem słupów pod girlandy, sam im nie tylko pomógł, ale i system pokazał, dzięki któremu robota szła łatwiej i dużo szybciej.

- Dziękuję - rzekła mu Aila, przecierając rękami zmęczone lica.
- Nie ma za co - odparł pogodnie jej “wuj”, po czym dodał - To przyszły małżonek winien wszystkiego doglądać, a nie na polowania jeździć. Źle to świadczy na przyszłość...

Na tę uwagę kasztelanka spuściła wzrok i uśmiechnęła się lekko, jakby przepraszająco. Nie chciała jednak tłumaczyć obcemu dlaczego Alexander zdecydował się na tę podróż. Roderick też szybko pomiarkował się.
- Wybacz, Ailo, nie chciałem cię zasmucać. Po prostu wyraziłem swoje zdanie - rzekł wyjmując z jej włosów jakiś niewielki listek - Jesień idzie, ale wciąż jest ciepło. Dobry czas na świętowanie sobie wybraliście - pochwalił.
- To raczej nie nasz wybór był...
- No tak, śmierć Torina - Roderick westchnął i znów sięgnął do jej włosów. Tym razem jednak delikatnie pogłaskał dziewczynę po nich - Nie znałem go, ale wiele dobrego słyszałem. Podobno wuj twój raz sam na czterech poszedł i dał im radę?
Aila zaśmiała się. To była jedna z ulubionych opowieści wuja o czasach jego młodości.
- Tak, tak było. Choć się wuj raz przyznał, że poszedł na nich, bo był tak pijany, że dwóch początkowo nie dostrzegł. No ale że krzepki był wtedy i posturą wielki...
Roderick cofnął dłoń i również się uśmiechnął.
- Ano, tężyzna u męża ważna. A skoro przy tym jesteśmy... Skoro pana na zamku nie ma, a tu tyle roboty, kieruj Ailo, gdzie ci mogę pomóc - rzekł rozpinając opończę i zdejmując ją z siebie wraz z kubrakiem.
Szlachcianka patrzyła na niego ze zdziwieniem.
- Ależ nie mogłabym prosić... - zaczęła protestować, patrząc jak rozchełstuje koszulę pod szyją.
- Ciiii - uciszył ją kładąc palec na jej wargach na moment - Rodzina jest przecie po to, by sobie pomagać. - mrugnął do niej zawadiacko. Nie mogła się nie uśmiechnąć.
- W takim razie... wuju... tam przy studni pale trzeba wbijać pod namiot. Tylko trzeba by wolnych pachołków znaleźć, a oni już chyba się przede mną chowają. - wyznała.
Mężczyzna skinął jej na to głową.
- To już traktuj zatem jako zrobione. - powiedział, po czym skłonił się i odszedł dumnym krokiem.
Aila zaś w nieco pogodniejszym nastroju wróciła do swoich obowiązków.

W końcu jednak i dla ambitnej dziewczyny noc bez snu, dzień pełen wyzwań oraz nieustanny stres - to było za wiele. Kryzys przyszedł oczywiście w najmniej oczekiwanym momencie. Panienka de Barr właśnie objeżdżała dziedziniec, siedząc bez siodła na swej ulubionej klaczy i doglądała pracy pachołków, którzy kończyli właśnie aleję, którą państwo młodzi i goście mieli przejść od kaplicy do namiotu, gdzie przygotowany pierwszy poczęstunek nim nowopoślubieni zostaną pochwyceni w ciąg weselnych zabaw, obyczajów i wróżb na przyszłe życie. Na dworze zmrok już zapadał, toteż niewielu zauważyło, jak oczy szlachcianki nagle wywracają się, a ona sama zsuwa się z konia. Na szczęście jednak ktoś zauważył. Roderick błyskawicznie odrzucił trzymany w ręku młot i przyskoczył do klaczki, by w ostatniej chwili dosłownie złapać spadającą dziewczynę. Aila jęknęła, zamroczona.
- Alexander? - szepnęła cichutko, po czym całkiem straciła świadomość.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 07-09-2017, 10:46   #39
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Jan z Nevers był wściekły.
Pomysł polowania przypadł do gustu zarówno jego córce, młodziutkiej Elżbiecie, co i księciu Kliwii Johanowi de La Mark, jej narzeczonemu, a wybujały intrygant bardzo chciał na tym skorzystać.
Blisko dwadzieścia lat starszy od córki Neversa niemiecki możny był ważnym elementem mozaiki burgundzkiej polityki. Filip III, bliski krewny Jana z Nevers, z pewnością oddałby na ten ożenek własną córkę… ale takowej nie miał. Przynajmniej z prawego łoża. Tak to padło na Jana i jego Elżbietkę. Ten nie bronił się, wszak wiedział, że coś mu za to skapnie, a nadzieje na to miał spore. Stary wuj Karol z Eu, brat Bonny, matki Jana, kurczowo trzymał się życia, a starszy brat zaś trzymał rodowe posiadłości: Nevers i Rethel. Wprawdzie dziedzica nie miał, ale był w sile wieku i też na tamten świat się nie wybierał.
Jan nie miał ani włości, ani tytułów, poza tym nominalnym, hrabiowskim wynikającym raczej z pozycji rodu, oraz hrabstwa dzierżonego przez jego ojca, a teraz brata.
Miał zamiar wynegocjować od księcia Kliwii, przyszłego zięcia coś dla siebie, poza tym co wydębi od Filipa III. Był już na dobrej drodze do zawarcia pewnego układu w ramach stronnictw dworskich, gdy nocny armageddon utrudnił to wszystko.
Elżbieta przestraszona pandemonium pożaru siana i szału koni, chciała jak najprędzej jechać już do Brugii, a jej przyszły małżonek po rycersku ją wsparł w tej prośbie.
Z dalszych negocjacji wyszły nici i nie było pewne, czy po drodze uda się doprowadzić sprawy do końca.

Wokół pospiesznie pakowano wozy, lecz ruszyć zamierzano dopiero przed południem. Nad ranem miano jeszcze poczynić ostatni akord polowania ubijając potwornego wilka, a wedle sugestii księcia Kliwii ostatni śmiertelny strzał miała poczynić, ambiwalentnie do tego podchodząca, jego przyszła małżonka.

Zachmurzony podszedł na skraj obozu prowadzony przez sługę, do obwiesia, który był odpowiedzialny za nocne wydarzenia i chciał ukraść konia z wozem. Szerokie bary poznaczone uderzeniami bata nie zrobiły na hrabim specjalnego wrażenia.
Ale gdy spojrzał na twarz złoczyńcy…
- Skryba Alexander… - Wnet przypomniał sobie człowieka przysłanego mu od tajemniczego dobroczyńcy kontrolującego linię dziedziczenia Eu. Miał przed sobą jedynego człowieka, który wiedział iż maczał palce w kwestii Eu i Kocich Łbów.
W swojej mocy.
- … Nevers… - wypowiedział Alexander spierzchniętymi wargami. Przed chwilą uważał, że gorzej być nie może. No ale los lubił zaskakiwać…
- Dobrze cię widzieć... w zdrowiu - rzekł Jan uśmiechając się sardonicznie. - Co cię sprowadza do mnie, jeśli mogę spytać.
- Nic związanego z… - Alex odchylił nieco głowę by znacząco spojrzeć na pachołka, który stał dosyć blisko i przyglądał się wielkiemu wilkowi, który leżał w klatce osowiały i jakby zrezygnowany walką z prętami toczoną od kilku dni.
- Nie powiesz po dobroci, to inaczej się dowiem. Wiesz o tym, prawda? - Jan zdjął bat, co go zawieszono niedaleko na wozie.
- Spytać, czy Eu wystarczy, czy powtórzyć gdzieś robótkę.
Jan zmrużył oczy jakby go Alex czym ugodził.
- Mów czego chcesz! - wysyczał wściekle.
- Wilka.
Mężczyzna spojrzał na niego ze zdziwieniem. Wydawało mu się, że na wszystko jest przygotowany i w razie czego po prostu skryby po cichu się pozbędzie, ale to...?
- A po co ci ten wilk? - zapytał, by zyskać na czasie.
- Nauczę go żonglować i założę trupę cyrkową - odpowiedział skryba ze wściekłością w głosie.

Jego aktualna sytuacja, pozycja jego rozmówcy, oraz fakt iż Jan z pewnością rozważał choćby powieszenie go, aby wyeliminować świadka kombinacji w scriptorium księcia Filipa… znamionowały jego słowa jako samobójcze szaleństwo. Nawet nieświadomy tego ostatniego pachołek aż rozdziawił japę słysząc taką bezczelność.
Ale Alex był wściekły i zrozpaczony już praktycznie pewną porażką. Wiedział co zastanie wracając na Kocie Łby. I miał przed sobą człowieka przez którego wszystko się zaczęło, nawet gdy był on wtedy jeszcze nieświadomy, iż stanie się pionkiem na szachownicy wampira.
Paradoksalnie…
Cioteczny brat...

Nevers słysząc jego odpowiedź wpierw tak się wściekł, że zrobił się na licu cały czerwony i jakby nadął. Po chwili jednak uśmiechnął się parszywie.
- W porządku. Chce wilka, będzie miał wilka. - Skinieniem przywołał pachołka - Zwierza dziś nie karmiliście, prawda? Zakneblujcie go i do klatki mu wrzućcie. Niech się poznają - rozkazał włodarz.
Alex zaczął się śmiać.
- Że zabić mnie? Tego żem się domyślał, ale w taki sposób? - Odwrócił głowę ku hrabiemu. - Skorom robił com robił z kimś na dworze księcia Filipa i nie pozbyto się mnie, jestem dla pana mego ważny. Zabij mnie, to się zemści. Wiesz jak? - Na twarzy Alexandra wykwitła nienawiść. - Twój brat pierwszy w kolejce do Eu po mym ojcu, a jednak tyś tak pewny tej schedy. To ty czujesz się dziedzicem Eu. Zastanawiałem się czemu i w końcu pojąłem. Ileż to lat brat twój potomka doczekać się nie może? Karol nie był jedynym skazanym na bezpotomną śmierć, prawda? Gdy twój brat umrze: Nevers i Rethel twoje, Karol z Eu umrze: Eu Twoje. A powiedz ty mi Janie... A co będzie jak mój pan za moją śmierć i ciebie czym z zemsty doświadczy? Gdym pięć lat temu przybył do ciebie z polecenia mego pana, wciąż w żałobie byłeś po synu. Udało się przez te pięć spłodzić następcę by ród przetrwał? Chcesz doświadczyć tego co mój ojciec? Śmierci, ze świadomością, żeś wykończył linię rodu?

Gestem Jan wstrzymał pachołka. Słychać było niemal jak zgrzyta zębami, wpatrując się w Alexandra. Ich spojrzenia spotkały się, a Alex w jego oczach zobaczył narastającą obawę, strach. De Nevers może i był intrygancką gnidą celującą we własne bogactwo, potęgę, pozycję, ale jak każdy z możnych wybiegał w przód. Wysoka szlachta planowała posunięcia na pokolenia celując w chwałę rodu. Pozycja potomków, ich rozległe włości i tytuły, wpływy… im wyższa tym bardziej nieśmiertelni byli twórcy rodowej potęgi. Jak choćby dziad Neversa Filip II Śmiały, twórca potęgi burgundczyków. Brak potomstwa, perspektywa wymarcia linii była gorsza niż śmierć.
Alexander uczepił się tego uczucia narastającego w Janie niczym fala. Hrabia miał doskonałą świadomość, że kimkolwiek jest pan skryby jest w mocy sprawić iż ktoś nie doczeka się syna mogącego przejąć włości i tytuły. Alex pchnał ku możnemu moc krwi, dar sire, podbił ten strach w dwójnasób. I wtedy nagle oczy szlachcica rozszerzyły się jakby z przerażenia.


- Puszczę cię. I dam ci tego cholernego wilka, jeśli faktycznie chcesz. Wypatroszyć ci go nawet każę, ale... nie chcę cię już nigdy widzieć, rozumiesz? A twój pan... niech... niech trzyma się z dala od nas! - wykrzyczał ostatnie słowa podniesionym tonem, jakby w autentycznej panice, co było absurdalne zważywszy na to, że to Alexander został skuty i wybatożony.
Skryba z ulgą skinął głową.
Może jeszcze zdąży…
- Nein - usłyszał gdzieś spoza zasięgu swego wzroku.

Książę Kliwii wraz z dwoma przybocznymi podszedł do hrabiego Jana, a wraz z nim ciekawie patrząca to na wielkiego wilka leżącego w klatce, to na poznaczonego razami bata mężczyznę przykutego do drzewa. Była również z kilkoma dwórkami, aby zadość czynić obyczajności podczas pokazywania się z narzeczonym.
- Wilk obiecany - rzekł De La Mark z ciężkim niemieckim akcentem - Elżbiecie. - Wpatrywał się w hrabiego jakby próbując zrozumieć czemu przyszły teść chce w iście szalonym i nie zrozumiałym odruchu uwolnić złodzieja bez kary i dać zwierze zakupione za niemałą ilość pieniędzy. Najwidoczniej, na szczęście dla Neversa, nie słyszał wcześniejszej rozmowy.
Młoda szlachcianka zarumieniła się gdy stała się obiektem dyskusji i wciąż przypatrywała to wilkowi, to skrybie. Z jednej strony obiecany udział w “polowaniu” i możliwość zabicia potwora, budził w niej podniecajacą ekscytację, z drugiej sama wizja zadania śmierci żywej istocie porażała delikatne dziewczę.
- Aaaa… - odezwała się nieśmiało - czemu mu tak na tym wilku zależy ojcze? - spytała.
Nevers spojrzał na córkę, a zaraz przeniósł wzrok na Alexandra. Johann de La Mark i Elżbieta de Nevers, oraz ich towarzysze też wpatrywali się w półnagiego mężczyznę przykutego do drzewa, jakby w oczekiwaniu, że odpowie.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 07-09-2017 o 13:03.
Leoncoeur jest offline  
Stary 07-09-2017, 13:26   #40
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Aila de Barr przebudziła się odruchowo wręcz prawie do pionu siadając.
Zmęczona spała długo, a czasu przecież było tak niewiele… Wychodząc z sennych majaków zorientowała się, że straciła mnóstwo czasu. Oby tylko służba pozbawiona doglądu spełniła wszystkie polecenia wydane na ten dzień.
Dzień, który minął, bo za oknem panowała ciemność. Trwała noc.
Dziewczyna zorientowała się, że minął drugi dzień dany Alexandrowi przez sire i trwała właśnie ta noc w której miał wrócić z wilkiem, albo…
Zadrżała.
Coś chwyciło ją za gardło gdy patrząc w okno zorientowała się po zbladłych gwiazdach iż nie jest daleko do świtu.
Zatem nie udało mu się?

Pomieszczenie tonęło w mroku rozświetlane jedynie przez jedną świecę, zapewne postawioną przez Marię. Zgasła gdy drzwi uchyliły się i niewielki przeciąg zdusił ogień. W kompletnych ciemnościach Aila poczuła chłód powiewu od okna? A może od drzwi?
Czy świeczka zgasła jak czyjeś życie, czy niczym cnota, która miała przed świtem zginąć?
Usłyszała ciche miałknięcie. Właściwie dwa..., nie... trzy, dobiegające z różnych części komnaty.
Coś wskoczyło na łóżko mrucząc.

Od strony drzwi w ciemności usłyszała powolne kroki. Ktoś zbliżał się stukając obcasami po posadzce. Jakby niespiesznie.

Więc Elijah przybył, by dopełnić swej umowy? Aila odetchnęła głęboko. Czuła smutek, lecz była pogodzona ze swym losem.

Zastanawiała się, co się stało z Alexandrem. Czy wróci? A może z dala od Kocich Łbów uzależnienie od sire’a nie było tak silne i skorzystał z okazji, by uciec?

Nie było sensu udawać, że śpi, skoro już usiadła. Żadne słowa nie wydawały się też właściwe, toteż Aila po prostu czekała, zaciskając dłonie na skraju pierzyny i czekając na dopełnienie swego losu.

[MEDIA]https://68.media.tumblr.com/1ef22a5b5cf43f5950e949e637ca19ad/tumblr_ooh13dXkBd1vbkof5o2_500.jpg[/MEDIA]

Ktoś stanął przy łożu.
Prawie poczuła, jak się pochyla nad nią.

- Ailo… - głos nie należał do sire. Dopiero po chwili rozpoznała ten ton wypowiedziany jakby w krańcowym zmęczeniu.
Alexander jednak wrócił.
Wzruszenie ścisnęło jej gardło, choć wiedziała, że to wcale nie oznacza jeszcze, iż mu się udało.
- Jesteś... - szepnęła, wyciągając przed siebie w mrok dłoń i szukając jego policzka.

- Jestem
- Poczuła pod dłonią zimny policzek, ale nie tak zimny jak ciało sire, a tknięty chłodem panującym w nocy. Czuła zaschnięte i świeże… błoto? A może krew?
- Zmarznięty jesteś. Usiądź chociaż - rzekła, nie wiedząc za bardzo co powiedzieć, a nie chcąc go pytać o jego misję. Chwyciła skórę dzika, co ją miała do okrycia na zimne dni jeszcze i uniosła się na kolanach, by spróbować go nią okryć.
Poczuła jak siada.
Okrywając go poczuła jak drżą mu mięśnie, musiał być wykończony. Syknął cicho gdy skóra okryła jego plecy.
- Pan… sire ma wilka - odezwał się.
Wyczuwając pod palcami jego sylwetkę, przysunęła się i przyłożyła czoło do jego dłoni.
- Przepraszam... To wszystko przeze mnie. - powiedziała szeptem, kuląc się obok niego.
- Nie - odpowiedział z wysiłkiem i łagodnym tonem. - Dałaś “Białemu” wolność od niewoli, od szaleństwa, a razem zadbamy o to, by “Czarny” tego nie doświadczył. - Poczuła usta na swej skroni. - Za późno było gdym tu przybył, a Torinowi Andrus nie pozwolił by traktować wilka dobrze. My.. my możemy.

Aila nic na to nie powiedziała. Podniosła się, cofając na chwilę poza jego zasięg, po czym poczuł na wargach jej delikatne usta. Teraz też odkrył, że jej policzki są mokre od łez.
Całując ją pociągnął za sobą by razem legli na łożu. Znów syknął gdy położył się na wznak. Nie odrywając ust objął ją ramieniem. Jego ruchy i pocałunki nie miały werwy, ani pasji. Jakby nie miał sił na nic, a mimo to bronił się przed zaśnięciem.

Dziewczyna jednak, choć niedoświadczona, posiadała ten typowo kobiecy talent, by nakłonić mężczyznę do swoich zamiarów nawet bez udziału jego woli. Domyślając się, że jest ranny na plecach, przesunęła się tak, by musiał ułożyć się na boku, chcąc sięgać jej ust. A gdy przerwać musieli, by zaczerpnąć oddechu, Aila podsunęła się wyżej, kładąc sobie jego głowę na piersiach.

- Odpoczywaj. - szepnęła, głaszcząc go po głowie palcami.
Odruchowo położył dłoń na jednej z jędrnych półkul, obok swej głowy. Nie mogłaby dać mu lepszej ‘poduszki’.

Po uspokajającym się oddechu stającym się coraz bardziej miarowym spostrzegła, że zapada w sen. Cóż więc miała robić, skoro sama uwięziła się w jego uścisku? Poprawiła okrycie na jego grzbiecie, po czym sama mocniej się do niego przytuliła, by nie marznąc w nocy. Po jakimś czasie także ona zasnęła.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 07-09-2017 o 13:30.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172