Słońce paliło niemiłosiernie odbijając się od jasnego wapienia, którym wyłożony był Plac Rąk, czyli główny targ niewolników w Zatarze. W rzeczywistości nie był on wcale placem, a niewielką areną, której cieniste loże zajmowali kupujący, podczas gdy ich doradcy oraz handlarze krzątali się w dole, pośród umęczonego od skwaru, spętanego… towaru.
Ezah Val zajmował miejsce w przestronnej galerii zarezerwowanej dla członków gildii handlowej i chłodził się zimną vazaryą, oczekując z pewnym rozdrażnieniem rozpoczęcia aukcji, na którą czekał. Aukcji specjalistów. Była to prawdziwa śmietanka obrotu na Rękach - do tej kategorii zaliczano wszystkich, u których handlarze zdołali wykryć konkretny fach. Zdarzali się więc wśród tych nieszczęśników medycy, nauczyciele, tłumacze, lecz zdecydowaną większość stanowili po prostu ludzie obeznani z bronią, których los nie bez udziału którejś z milionów konstelacji nieprzychylnych gwiazd zaprowadził właśnie tu - na ten duszny, bezlitosny skrawek portowej dzielnicy.
- Ale jak to, sprzedani - dziwiła się kurtuazyjnie półelfka z Wybrzeża Mieczy, przejazdem w Zatarze i przelotem w sypialni Ezaha, odsłaniając przy tym w uśmiechu równy szereg pięknych, białych zębów - Nie macie tu praw, które by tego zabraniały?
Zaczynała go irytować. Po co ją tu w ogóle zabierał? Ładna była, ale, do cholery, czy w ciągu ostatniej godziny zauważyła jakiekolwiek oznaki konspiracji? Nerwowe spojrzenia sprzedawców, szeptane ceny? Nie, siedzieli wygodnie w eleganckich hamakach z emblematem Gildii i sączyli serwowany przez niewolników alkohol, przypatrując się jak w dole defilują przedmioty aukcji. Odpowiedź na jej pytanie była chyba oczywista.
- Melandre, to jest Zatar - postanowił jednak być miły i wygłosić po raz setny krótką mowę, której wariantami raczył przybyszów z dalekich stron - Nie znamy tu innych panów prócz Pieniądza. I nie wierzymy w więcej praw niż dwa: żyć i posiadać. W tym mieście możesz uprawiać najplugawszą z nekromancji i modlić się codziennie do Cyrika i wiesz co? Wciąż będziesz szanowaną obywatelką tak długo, jak płacisz swoje długi i podatki dla Gildii. Nie płacisz? Lądujesz tu, na Placu Rąk. Piękne w swojej prostocie.
Miał jeszcze dodać coś o tym, że w istocie nie ma w Faerunie miejsca, które tak bardzo szanowałoby wolność jednostki jak Zatar, jednak w tym momencie rozległ się głęboki gong obwieszczający wydarzenie dnia i na arenie zapadła cisza.
***
Na rozgrzanym klepisku areny stali w rzędach słynni Specjaliści. Na pierwszy rzut oka była to zbieranina brudnych niewolników z różnych stron Faerunu, niczym nieróżniąca się od innych aukcji na Placu Rąk. Wprawny obserwator mógł jednak dostrzec oraz sprawdzić umiejętności wystawionych na sprzedaż - i to właśnie było głównym zadaniem krzątających się między kolumnami żywego towaru pośredników, którzy przyglądali się dokładnie obiektom, po czym szeptali coś tajemniczo ze wzrokiem utkwionym w kierunku trybun, gdzie siedzieli ich mocodawcy. Pomocnik Ezaha, niebieskowłosy gnom o imieniu Zook, był gdzieś tam w dole, ale wysłannik Gildii nie potrzebował jego pomocy, by z wysokości trybun wychwycić w tłumie parę znajomych twarzy. Romero Krolock i Jack Eskilstuna. Tych dwóch gagatków miał okazję zobaczyć już w akcji; nie znał ich osobiście, ale pokazywano mu ich w różnych przybytkach. Nie sądził, że spotka ich na Rękach. Od razu odnotował sobie w głowie ich numery aukcyjne, gdy dobiegł go magiczny szept jego gnomiego pomocnika.
- Ezah, mam dla ciebie to, czego szukasz. To porządny iluzjonista! Nada się do roboty jak nic. Pewnie już powybierałeś różne zakazane pyski, więc nie dziękuj, zatroszczyłem się o magiczne ramię twojej gromadki, synek…
Synek. Ezah skrzywił się jeszcze trochę bardziej niż dotychczas. Zook był dobrym ekspertem jeśli chodzi o niewolników, ale był też cholernym rasistą. Jeśli na Rękach znalazł się jakiś gnom, Zook potrafił stanąć na swoich spiczastych uszach, żeby sprzedać go w dobre ręce. I zaczynał słodzić, tak jak teraz. Ezah zmrużył oczy szukając błękitnej kity… Oczywiście, rozmawiał z nim stojąc obok swojego ziomka.
- Nie wezmę kolejnego gnoma tylko dlatego, że jest gnomem. Zook, do cholery, jesteśmy tu w interesach, nie na misji charytatywnej - syknął poirytowany.
- Byłeś kiedyś niezadowolony z mojej porady? Przypomnij sobie, sprzedałem ci kogoś kto się nie nadawał?
Ezah obsunął się trochę niżej w swoim hamaku. Zook miał rację; nie sprzedał mu nigdy nikogo żałosnego… Tylko ostatnio zaczął czuć się jak gnomi sołtys, otoczony przez gromadkę małych sługów poleconych przez Zooka - i jakoś mu to nie leżało. Może to racja, co mówił gnom? Że to raczej on jest rasistą?
- Do wyboru z magicznych masz tu jeszcze druidkę niemowę - tego chcesz? - głos gnoma stawał się coraz bardziej natarczywy, przez co Ezah przez chwilę zaczął się nawet zastanawiać, czy czar którego używają do komunikacji nie miał przypadkiem dopuszczać mówienia tylko szeptem. - Handlarz mówi, że jak weźmiesz gnoma to dorzuci za pół darmo małą koboldzicę złodziejkę z doków. Ja bym to brał, Ezah, nie ma czasu na dywagacje…
***
Dwie godziny później i trochę sztuk złota na rachunku Gildii mniej, Ezah stał w kamiennym pomieszczeniu w piwnicach areny, które służyło jako biuro Zooka. Melandre została odprawiona już dawno temu; mężczyźna czekał teraz, aż gnom i straże przyprowadzą jego nowe nabytki. Starał się przyjąć jak najbardziej wzbudzającą respekt pozę. Przysiadł akurat nonszalancko na biurku z założonymi rękami, gdy drzwi otworzyły się i do środka wszedł mały tłumek. Półelf nie czekał nawet, aż Zook skompromituje go otwierając usta, tylko zsunął się z biurka i rozpoczął przemowę.
- Dobry wieczór panienki. Pewnie tego nie wiecie, ale macie wiele szczęścia, że trafiliście pod moje skrzydła. Jestem Ezah Val i pracuję dla Gildii Riyeke - dla tych z was, którzy niezbyt szybko kojarzą fakty, to jedna z tych dwóch gildii które rządzą Zatarem. Właściwie to wy teraz też dla niej pracujecie, ale nie myślcie sobie że dostaniecie członkostwo. Chciałbym wam szybko wyłożyć zasady. Spójrzcie na siebie nawzajem - widzicie te czarne żyłki wychodzące z lewego ucha i pnące się po szyi? To są kolczyki. Zróbcie coś głupiego, albo spróbujcie opuścić wyspę - te rzeczy potrafią razić prądem, także śmiertelnie. Każdy niewolnik Gildii ma takie. Radzę nie kombinować. Z dobrych rzeczy - Gildia lubi doceniać osiągnięcia. Jeśli się wykażecie, to jest - jeśli wykonacie swoją robotę jak trzeba - zostaniecie uwolnieni, dostaniecie za swoje usługi trochę gotówki, a może nawet zatrudnimy was na normalnej umowie. Rozumiemy się?
W pomieszczeniu panowała cisza; dopiero po paru sekundach przerwana przez lekkie szuranie Zooka, który zdecydował się z braku laku pozbierać leżące na biurku szpargały.
- No? - wytrzeszczył oczy Ezah, mile połechtany chwilowym posłuchem - Może byście się tak przedstawili? I jeśli są jakieś pytania, to miejmy to z głowy teraz.