Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2017, 12:34   #305
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Jaszczur warknął pod nosem, imitując parsknięcie śmiechu. Jego gadzi łeb odwrócił się w górę -Niebianie…- zastanawiał się głośno -Morimond nie był awatarem Helma. Co do tego jestem pewien. Miał jednak w sobie coś co sprawiało, że bardzo łatwo jednał sobie innych wokół siebie. W tym także napotkanych niebian…- odpowiedział -Znał kilku to fakt. Ale to wbrew pozorom próżne i kaleczne istoty, dla których w większości nie liczą się małe uczynki. Niebianie oczekują wielkich poświęceń dla sprawy. To sojusznicy bohaterów jak Morimond…- rozgadał się nieco.
Venora chłonęła jego słowa z wielkim zafascynowaniem bijącym z jej oczu. Na koniec uśmiechnęła się nieco smutno.
- Dla mnie Morimond był wielkim autorytetem. To on sprawił, że jestem tym kim jestem. Mogłabym uwierzyć, że był… - ale nie dokończyła, chyba z obawy przed bluźnierstwem. - Ten niebianin, który zawrócił mnie od śmierci wydawał się być bardzo surowy. A już na pewno nie był zadowolony, że mnie tam spotkał - wspomniała. - Eh, gdyby tylko Morimond albo mój dziadek żyli... Może wtedy nie byłabym tak zagubiona w tym wszystkim - pokręciła głową. - Dlaczego zgodziłeś się na tą misję? Na przekazanie mi wiadomości od mojego mentora i teraz bycie tu, pośrodku niczego? - zapytała go wpatrując mu się prosto w oczy.

-Twój mentor kiedyś ocalił mi skórę. Kiedy zostałem w jego imieniu poproszony o wspomożenie twojej misji, nie mogłem się nie zgodzić…- odparł Balthazaar.
- To cię wrobił, co? - uśmiechnęła się przyjacielsko do niego. - To wtedy straciłeś oko? - dopytała.
-Nie. Oko straciłem dawno temu. W Podmroku trafiłem na chimerę. Nieźle mnie urządziła szmata, co?- buchnął parą z nosa.
Paladynka pokiwała głową zgadzając się z jego opinią.
- Próbowałeś to leczyć u kapłanów? - zapytała przyglądając się jego okaleczonemu, ślepemu oku. - Może gdyby tak silna energia nakładania rąk… - zastanowiła się na głos.
Balthazaar zaśmiał się lekko -Nauczyłem się tak żyć. Nie trzeba mi leczenia. Z resztą bardziej paskudny nie będę…- wyszczerzył zębiska do rozmówczyni.
- Czyli nie próbowałeś - nie trzeba było wielkiej dedukcji by dojść do tego wniosku. - Możemy teraz sprawdzić - zaproponowała i odstawiła pusty talerz na ziemię. Wytarła dłonie o swoje spodnie, szykując się do użycia swych mocy objawionych.

-Powiedziałem nie!- warknął ponuro odsuwając się od rozmówczyni -Nie potrzeba mi łaski żadnego boga- dodał po chwili.
Paladynka uniosła brew w zdziwieniu na jego gwałtowną reakcję.
- Zachowujesz się jak jakiś Ilmateryta - prychnęła Venora i cofnęła ręce, krzyżując je przed sobą. - Ta moc nie pochodzi bezpośrednio od mojego boga, tak jak czary. Chciałam po prostu sprawdzić czy jestem w stanie uleczyć takie stare okaleczenie - wyjaśniła na spokojnie, starając się go udobruchać i przekonać by jednak dał jej spróbować.
-Zabierz mi te gałązki dziecko!- ostrzegł ją Balthazaar. Smoczydło usiadło prosto, kiedy rycerka już się odsunęła.
-Jutro będziemy w górach!- głos Dzika poniósł się echem -Przygotujcie się na hordy umrzyków!- dodał podnieconym głosem.

Venora spojrzała na Dzika.
- Mam nadzieję, że zabraliście ze sobą broń obuchową - skomentowała niczym znawca tępienia nieumarłych. Kiedyś sama myślała sobie, że miecz jest dobry na wszystko, teraz cieszyła się, że miała przy sobie swój buzdygan na wypadek żywych trupów. Panna Oakenfold wróciła wzrokiem na Balthazaara.
- Możemy po dobroci, czyli się zgadzasz albo będziesz się dalej upierał i zrobię to sama kiedy zaśniesz - zaproponowała mu dwie opcje rozwiązania ich tematu. Wyglądało na to, że rycerka naprawdę była zdecydowana wypróbować na nim swoje zdolności. I to czy to się mu podobało czy nie.
Smoczydło rzuciło jej chłodne spojrzenie -Spróbuj tylko- warknął gniewnie.
- A żebyś wiedział, że spróbuję - odparła mu bez zawahania.
-Będzie to ostatnia rzecz, którą zrobiłaś w moim towarzystwie- ostrzegł ją spokojnie.
- Jestem gotowa zaryzykować, skoro może ci to pomóc - uparcie nie odpuszczała mu. Smoczydło wzruszyło ramionami i położyło się na boku.
Venora pochyliła się nad nim.
- Ej, teraz jest twoja warta... - przypomniała mu, przyglądając mu się z oburzeniem, które spowodowane było jego niezmiennym nastawieniem co do przyjęcia jej pomocy. - Jesteś strasznym hipokrytą, przecież to jest to samo jak leczenie ran po walce, chyba że wytłumaczysz mi różnicę - jęknęła zirytowana jego postawą.

-Spierdalaj…- burknął nawet na nią nie patrząc. Jego szpony wybijały przyspieszający rytm po karwaszu, co było ewidentnym dowodem narastającej irytacji.
- Czemu tak usilnie nie chcesz dać o siebie zadbać? - powiedziała z pretensją w głosie. - A co jeśli od tego właśnie wkrótce zaważy nasze życie? - próbowała przemówić do jego rozsądku. - Nie rozumiem czemu się tak złościsz za każdym razem gdy ci pomagam - pokręciła głową.
-Bo mi nie potrzebna twoja pomoc!- warknął podniesionym tonem -Możesz uczepić się kogoś innego?! Spytać czy kurdupel nie chce pozbyć się swoich blizn z mordy!- wskazał palcem Dzika.
- Jest ci potrzebna pomoc. Mi jest potrzebna pomoc - gniewnie odparła mu Venora. - Nikt nie jest w stanie sam długo pożyć i doskonale o tym wiesz - dodała ostrym tonem i wstała. Wzięła naczynia, złapała swoją torbę pod pachę i ruszyła poza obóz. Zezłościła się zachowaniem smoczydła na tyle, że musiała się przejść by ochłonąć. Była pewna, że niedaleko stąd mijali strumień, w którym też i odświeżyć by się mogła.

Pamięć jej nie myliła i prędko odnalazła leśny ciek wodny. Woda w strumyku była krystalicznie czysta i w sam raz zimna by ostudzić się ze złości. Czarnowłosa rzuciła torbę na duży suchy kamień i zaczęła od umycia talerza. Wciąż zachodziła w głowę czemu Balthazaar był tak usilnie... Nieznośny. Coraz bardziej przekonywała się do stwierdzenia, że zwyczajnie nie odpowiada mu jej osoba, a dokładniej rzecz ujmując był to fakt, że była młoda i co gorsza kobietą. Bo wszystko wyglądało dobrze kiedy to ona wymagała opieki, pomocy. Wtedy naprawdę można było o smoczydle powiedzieć, że był sympatyczny i szło go lubić. Lecz kiedy sytuacja się odwracała to bez kija lepiej było do niego nie podchodzić. Pewne było, że gdyby mu coś rękę czy nogę odgryzło to ten i tak by twierdził, że wszystko jest w porządku byle tylko podkreślić swoją niezależność.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline