Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-09-2017, 09:43   #301
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Człek odwrócił się na pięcie i ruszył, zaś pozostali ustąpili mu na bok. Venora przeszła obok nich i udała się za przewodnikiem, a dopiero po niej ruszyli pozostali. Mężczyzna prowadził ją wąskim korytarzem, który w końcu wpadał do wielkiej jaskini gdzie znajdowały się dziesiątki koczujących ludzi. Kobiety, dzieci, starcy. Ludzie skupiali się w grupkach, grzejąc się przy ogniskach. Kobiety opatrywały rannych, chłopcy ostrzyli groty strzał, a starcy zajmowali się naprawą oręża i pancerzy. Wszystko to przypominało jeden, wielki obóz dla uchodźców.
Grupka zbrojnych przeszła przez jaskinię kierując się do mniejszej, gdzie znajdowało się coś na kształt posterunku. Venora już na samym wejściu ujrzała kilkudziesięciu zbrojnych, którzy na jej widok od razu ugięli się w pół bądź nawet klękali.
Przewodnik rycerki wyszedł na zewnątrz, a ona za nim. Od razu musiała zasłonić usta i oczy. Smród siarki i silny wiatr wzbijający tumany kurzu w powietrze utrudniał oddychanie i swobodne patrzenie. Grupka przeszła kilkadziesiąt metrów aż w końcu zatrzymali się na niewielkim wzniesieniu. Venora ujrzała naprzeciw kilkudziesięciu ciężkozbrojnych mężczyzn, w znacznie lepszych zbrojach niż miała ona, czy jej “towarzysze”. Świat zawirował, a Venora zwymiotowała…

~***~

-Spokojnie… Już po wszystkim…- głos który usłyszała nie należał do elfiego druida, ani żadnego z jej kompanów. Rycerka podniosła wzrok i ujrzała młodego, mężczyznę o szerokich barach i potężnej muskulaturze. Był ubrany bardzo lekko w skórzane bryczesy, oraz kamizelkę odsłaniającą sporą część torsu i brzucha. Włosy miał czarne i kręcone, siegające do ramion.
-Jak się czujesz?- spytał tajemniczy jegomość.
Paladynka zamrugała kilka razy oczami, chcąc się upewnić czy się obudziła. Pochylający się nad nią mężczyzna wprawił ją w niemałe zakłopotanie.
- Dalej mi się to śni, prawda? - zapytała go Venora, której nie opuszczało zagubienie w jakie wprawiła ją senna wizja.
-Jestem pewny, że nie- odparł człowiek. Dopiero teraz dotknęła dłonią swojego elfiego pancerza oraz przytroczonej do pasa pochwy z Pożogą. Aż odetchnęła z wielką ulgą.
-Jak się czujesz?- spytał troskliwym tonem. Czuła się zdecydowanie lepiej. Elfi druid miał rację.
- Chyba dobrze… - odparła mu i zaczęła podnosić się do pozycji siedzącej. - Kim jesteś? Gdzie ja jestem? - zapytała nieznajomego.

-Nie martw się. Jestem przyjacielem- wyjaśnił szybko chcąc uspokoić Venorę -Twoi towarzysze na ciebie czekają. Są nieopodal, ale… Jest noc więc może wstrzymaj się i odpocznij do świtu- zaproponował.
- Nie wiem… - mruknęła pod nosem, odwracając od niego spojrzenie. Z jednej strony chciała odpocząć, zmęczona po dochodzeniu do siebie. Z drugiej jednak, obawiała się, że w śnie wróci do tamtego dziwnego miejsca i choć nie chciała tego to ciekawość mimo to ciągnęła ją by dowiedzieć się co tam się działo.
- Jak ci na imię, przyjacielu? - zapytała w końcu, jeszcze nie podejmując decyzji czy iść czy zostać.
-Jestem Iyen- odrzekł mężczyzna uśmiechając się ciepło -Jesteś głodna?- spytał.
Venora pokręciła przecząco głową i uniosła dłoń, na której palcu miała złotawy pierścień.
- Dzięki magii pierścienia nie muszę jeść - wyjaśniła i opuściła rękę. - Znamy się? - zapytała przyglądając się jego twarzy, chcąc spróbować przypomnieć sobie czy go już kiedyś widziała.

-Można tak powiedzieć- odparł i sięgnął ręką do kieszeni, skąd wyciągnął naprawioną już obrożę, którą Venora ściągnęła ze złamanej gałęzi wierzby, chwilę przed atakiem pomiotu bagien.
Paladynka przyjrzała się temu co trzymał w dłoni. Przypomniało jej się to czemu w ogóle znalazła się w tych kłopotach. Ale mimo to uśmiechnęła się lekko.
- Wilk... Co z nim? Biedny, przeze mnie oberwał... Ma się lepiej? - zapytała podnosząc spojrzenie na mężczyznę. Iyen uśmiechnął się patrząc na nią z lekkim rozbawieniem. Rycerka zrobiła zdziwioną minę, bo nie wiedziała czemu się on z niej śmieje.
-A tobie jak właściwie na imię?- zmienił temat niespodziewanie, choć uśmiech mu z ust nie schodził.
- Oh... Jestem Venora Oakenfold - odparła nieco zaskoczona, że o to pyta, bo zakładała z góry, że Iyen to już wie. Możliwe, że wciąż udzielały jej się wydarzenia ze snu, gdzie każdy ją znał i tylko ona nikogo nie kojarzyła. - To... Co ty tu robisz? - zapytała.
-Żyje- odpowiedział wciąż się ciepło uśmiechając -Ta puszcza to mój dom- rozłożył ręce na boki. Venora podniosła wzrok i ujrzała piękne niebo pełne gwiazd oraz jaskrawą łunę Selune.

- Aha… - odpowiedź Iyena nic a nic nie rozwiała wątpliwości Venory, bo wiedziała, że druidem to on nie był, a co najwyżej dzikim mieszkańcem tego terenu.
~ Albo łowcą i myśliwym jak Argin z Grumgish ~ pomyślała, a ta teoria dawała wytłumaczenie skąd miał obrożę, którą zdjęła wilkowi z wierzby. Czworonóg najwidoczniej był jego towarzyszem, może nawet kręcił się w tej okolicy.
- To ja chyba lepiej wrócę do swoich… - odparła, gdy w końcu zdała sobie sprawę, że jest tu zupełnie sama, z całkiem obcym mężczyzną. Czarnowłosa powoli zaczęła podnosić się na nogi. - Szkoda, że nie mogę osobiście podziękować druidowi za ratunek - mruknęła rozglądając się po otoczeniu. - Twój wilk - jakoś tak wcześniej poczynione przez nią założenie zostało rycerce w głowie. - Pakuje się w kłopoty nie gorzej ode mnie - powiedziała z lekkim uśmiechem. - Czy mógłbyś mnie odprowadzić do moich towarzyszy? Obawiam się, że sama mogłabym się zgubić - poprosiła go, bo choć go nie znała to jednak wydawał się jej być miłą osobą.
-Mój wilk?- spytał śmiejąc się pod nosem -Słodki głuptas… skomentował kręcąc głową -To ja cię tam zaciągnąłem i podprowadziłem do mojego elfiego przyjaciela…- dodał.

- Ty jesteś wilkiem? - Venorze po tym komentarzu aż zrobiło się głupio. Przed samą sobą zaczęła tłumaczyć się tym że wciąż była zmęczona po męczącej walce i śnie, który przyszedł po niej. - Możesz zmieniać postać jak druid? Bo nie jesteś wilkołakiem, prawda? - zaczęła go dopytywać.
-Tak, potrafię to robić dokładnie jak każdy, inny druid- wzruszył ramionami.
Brwi Venory uniosły się ku górze.
- Jesteś druidem? - powiedziała i zaraz zaśmiała się z siebie. - Czyli jednak miałam rację - w końcu uśmiechnęła się przyjacielsko. - A ta obroża? Czemu mnie przyprowadziłeś pod wierzbę?
-Bo tylko tak mogłem zawrócić Srebrnego Sokoła do ciebie- odrzekł mężczyzna -Inaczej już byś go nie znalazła i błądziła po tym lesie- uśmiechnął się.
- Sprytnie, tylko szkoda, że oboje przy tym tak mocno oberwaliśmy - odparła bez pretensji w głosie. - Ale chyba i tak nic tym nie wskórałam. On chyba nie zmienił zdania - zmartwiła się.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 05-09-2017, 11:28   #302
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
-Zmieni, zmieni. Właściwie to już zmienił- odpowiedział.
- Naprawdę? - ucieszyła się. - Dziękuję ci, bez twojej pomocy to nie byłoby możliwe.
-O świcie do ciebie dołączy i poprowadzi cię przez las- wyjaśnił -Idź odpocząć i uspokój swoich kompanów. Smoczy potomek martwi się i denerwuje twoją nieobecnością- uśmiechnął się.
- Akurat w to będzie mi ciężko uwierzyć bez zobaczenia tego na własne oczy - odparła na wspomnienie o zamartwianie się smoczydła o nią. - To był dziwaczny dzień - stwierdziła. - Czy mógłbyś mnie zaprowadzić do moich towarzyszy? Martwię się, że mogłabym się zgubić i znów na coś natrafić… - Iyen przytaknął, a następnie skinął głową na kierunek, w którym mieli się udać. Mężczyzna ruszył swobodnym, lekkim krokiem na południe.

Niedługo później rycerka ujrzała małe ognisko, na które najwidoczniej poszukiwacze dostali przyzwolenie, od opiekunów lasu. Na widok Venory Balthazaar wstał na nogi i zrobił kilka kroków w jej kierunku -Zrób to jeszcze raz, a obedrę cię ze skóry- warknął obojętnie ją mijając. Smoczydło odeszło w nerwach gdzieś między drzewa.
-Możecie tu odpocząć spokojnie. Żadne zwierzę was nie będzie niepokoić, a orków tu nie ma w okolicy- wyjaśnił druid.

Venora popatrzyła za Balthazaarem, mając mocno mieszane uczucia co do powitania jakie jej urządził. Było to niezmiernie nieprzyjemne co powiedział, ale... mimo to wskazywało na prawdziwość słów Iyena. Groźba smoczydła zabrzmiała niczym ojcowska troska o dziecko, które zrobiło sobie porządną krzywdę, ale jakimś cudem wróciło żywe. Dużo cieplejsze powitanie sprawił jej wierzchowiec. Młot przytruchtał do niej i prawie przewrócił, przytulając do niej swój wielki czarny łeb. Paladynka pogłaskała wierzchowca i w końcu spojrzała na druida.
- Dziękuję ci jeszcze raz za wszystko - powiedziała do niego z uśmiechem. - Bądź zdrów i trzymaj się z dala od kłopotów - dodała z lekkim rozbawieniem i wyciągnęła do niego rękę by uścisnąć mu dłoń w geście pożegnania i podziękowania.
Iyen uścisnął jej dłoń i odszedł zostawiając ją z Dzikiem i jego zbrojnymi. Venora chwilę porozmawiała z krasnoludem, po czym rozłożyła swój śpiwór i ułożyła się nieopodal ogniska do snu. Noc była jeszcze młoda i do świtu zostały jakieś trzy godziny.

17 Dzień Słonecznego zenitu. Las Hullack

Nie udało jej się usnąć. Być może to właściwości dziwacznego naparu elfa sprawiły, że czuła się w pełni wypoczęta, a może to moc pierścienia. Tak czy siak Venora spędziła ten czas na rozmyślaniu i obserwacji gwiazd.
Po kolejnej godzinie bezczynności rycerka wyciągnęła Pożogę z pochwy i ułożyła ją na rozłożonym na ziemi płótnie. Wspominając jak we śnie jej klinga roztrzaskana leżała na ołtarzu, zaczęła czyścić jej ostrze doszukując się na niej rys zwiastujących uszkodzenia jakie wtedy widziała.
~ Czyżby to po walce z tamtym smokiem? ~ zastanowiło ją, mając na myśli poprzedni sen. Ciekawiło ją, czy jej koszmary łączą się w chronologiczne wydarzenia, czy może są losowe i niezwiązane ze sobą. ~ Rycerze byka... Czyżby tej istoty, która walczyła z niebieskim smoczydłem? ~ rozmyślając tak o tym, wyczekiwała powrotu jej łuskowatego towarzysza, martwiąc się, co też on wyprawia poza obozem.
Kilka chwil przed świtem do obozu powrócił Balthazaar. Smoczydło milcząc zajęło się przygotowaniami do drogi. Niedługo potem dołączył do nich również elf. Srebrny Sokół obrzucił każdego z gości krótkim i chłodnym spojrzeniem -Na co czekamy? Ruszajmy, bo długa droga przed nami- odezwał się w końcu.
- Wszyscy gotowi do drogi? - zapytała Venora rozglądając się po swoich kompanach. Ona sama niewiele miała do szykowania się, bo wszystko zdążyła przygotować podczas bezsennej nocy. A gdy każdy potwierdził choćby skinieniem głowy, paladynka spojrzała na druida.
- Ruszajmy - powiedziała do elfa. - I dziękuję za wszystko - dodała z lekkim uśmiechem.


Grupa ruszyła za elfem. Droga marszu biegła obok miejsca, gdzie Venora odpoczywała pod wpływem druidycznego naparu. Rycerka dopiero teraz miała okazję przyjrzeć się miejscu dokładniej. Drzewa tutaj były zdrowe i silne, wszędzie wkoło znajdowała się masa grzybów, a krzaki gęsto porastały leśne owoce. Największą uwagę jednak skupiły na sobie kamienie poukładane w dziwny kształt na ziemi.
-A to co za ustrojstwo?- warknął w swoim stylu Dzik.
-Ustrojstwo?- powtórzył za nim elf
-Boży gaj Silvanusa. Widziałem kiedyś takie miejsce na południu w tropikalnej puszczy. Tyle, że kilkanaście razy większy…- odparł Balthazaar. Wojownicy zdawali się zawiesić broń i już sobie nie skakali do gardeł.
-Wy budujecie w swoich miastach kaplice i świątynie, a my mamy swoje sposoby na oddanie czci bogom, oraz uświęcenie ziem do modlitw…- skomentował Srebrny Sokół.

- Są piękne - skomentowała ten widok Venora. Odkąd wyruszyli dobry nastrój jej nie opuszczał. W trakcie drogi z zadowoleniem przyglądała się, że krasnolud i smoczydło przestali sobie grać na nerwach. Widocznie podczas jej nieobecności musieli w końcu się dogadać. Jedyny zły aspekt był w tym, że Balthazaar jeszcze bardziej starał się ją ignorować niż wcześniej. Raz nawet przeszło jej przez myśl, że gdy zniknął na noc to pewnie musiał modlić się przez ten czas do swego boga by dał mu cierpliwość i nie udusił nieznośnej rycerki. Gdy ruszyli dalej paladynka w końcu nie wytrzymała i zrównała się z Balthazaarem.
- Przepraszam, że cię zdenerwowałam. Może nie był to najmądrzejszy sposób, ale przynajmniej już nie błądzimy po lesie - odezwała się do smoczydła.
-Znam się na tropieniu i potrafię się odnaleźć w lesie, o ile to nie jakiś zasrany Cormanthor. Wyprowadziłbym nas, jakbyś choć trochę zawierzyła moim umiejętnościom…- odpowiedział nawet na nią nie patrząc.
~ A mimo to błądziliśmy po lesie ~ zauważyła w myślach, ale nie zamierzała mówić tego na głos. Westchnęła.
- Przepraszam - odparła szczerze. - Poniosło mnie. To nie było mądre z mojej strony - dodała świadoma, że rozsądek to na tą wyprawę zapomniała ze sobą zabrać. - Nie musiałeś jednak znikać na całą noc z obozowiska
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 06-09-2017, 09:50   #303
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Kiedy już znikam, to zawsze wracam cały…- odparł i dopiero teraz spojrzał na towarzyszkę.
- Ja jak gdzieś sama pójdę to zwykle robię sobie krzywdę - odparła lekko się do niego uśmiechając. - Jeśli jestem wybrańcem to mój bóg już pewnie żałuje swojego wyboru, biorą pod uwagę jak często musi interweniować w mojej sprawie - bezsilnie wzruszyła ramionami.
-No zauważyłem…- jaszczur pokręcił łbem.
- Najpierw prawie dwa ghule mnie zjadły, później smoczydło kwasem chciało mnie spalić... Prawie zabił mnie zły druid jak w opuszczonej twierdzy odłączyłam się od Albrechta i Ricka - zaczęła wymieniać. - Ah i ten demon w katakumbach, który jako pierwszy mnie faktycznie zabił - wspomniała z ironią. - Tak myślałam o tym co mówiłeś, z kim do tej pory podróżowałeś... To by wydawało się dziwne, gdybyś teraz miał tracić czas podróżując ze zwykłą niepokorną paladynką. Nie sądzisz? - zauważyła.
-Ustalcie szyk jeśli taki macie. Wracamy do labiryntu- elf przerwał rozmowę Venory i Balthazaara. Srebrny Sokół zeskoczył z niesłychaną gracją w dół, lecz kilkanaście metrów dalej znajdował się na tyle lekki spad, że konie mogły bezpiecznie zejść w dół.


Marsz trwał praktycznie do wieczora, a każda przerwa została redukowana do minimum potrzebnego na to czasu. Druid nie był zadowolony z faktu, że ta wyprawa tyle czasu już trwa. Na szczęście jego podróż dobiegła końca, kiedy w końcu trafili na miejsce, gdzie kończył się labirynt.
-Stąd droga w góry jest bardzo prosta i łagodna, ale zdecydowanie bardziej niebezpieczna. Wystarczy, że pójdziecie na wschód, aż w końcu dotrzecie do wzgórz. Już w oddali będzie się dało zauważyć bliźniacze szczyty, nazywane “Wampirzymi kłami”. Ścieżka na zachodnią stronę gór biegnie na południe od tych szczytów. Wystarczy, że pójdziecie wzdłuż gór na południe aż natraficie po swojej lewej stronie spory kanion. To właśnie tam zaczyna się szlak przez góry.- wytłumaczył, z niepokojem zerkając na zachodzące słońce.
- Bardzo dziękujemy za pomoc - odparła Venora. - I przepraszam za cały kłopot jaki tobie sprawiliśmy swoją obecnością - dodała z pokorą. Nie mogła jednak przejść obojętnie widząc minę elfa, powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem. - Czy coś cię trapi? - zapytała druida bez skrępowania.

-Nie, po prostu byłem pewien, że uda nam się szybciej tu dotrzeć- odrzekł i spojrzał na nią -Podziękuj mojemu przyjacielowi. To on mnie nakłonił bym wam pomógł- dodał.
- Wiem, już mu podziękowałam - skinęła głową elfowi. - Mam nadzieję, że nie potwierdzą się doniesienia o nekromancie - spojrzała na swoich towarzyszy. - Chodźmy, może jeszcze kilka mil zrobimy przed zmierzchem - ponagliła wszystkich i skinęła na Balthazaara by prowadził. Smoczydło buchnęło parą z nosa i ruszyło w przód zostawiając Venorę z Srebrnym Sokołem.
-Oby wam się udało- rzekł, choć jego ton był chłodny -Żegnaj-
- Tak, też mam nadzieję, że nie tracimy tylko czasu tą podróżą - westchnęła rycerka. - Żegnaj - po tych słowach ruszyła za smoczydłem.
Drużyna skierowała się zgodnie ze wskazówkami jakie dał im druid. Chcąc jak najwięcej drogi jeszcze pokonać, wszyscy skupieni byli na trasie, pokonując ją w milczeniu. Jedynie Balthazaar raz na jakiś czas zatrzymywał się by upewnić się co do obranej ścieżki.
Słońce zaszło za górami i wraz z ostatnimi jego promieniami Venora i jej towarzysze zatrzymali się na postój w upatrzonym przez smoczydło miejscu.


Ludzie Dzika szybko rozbili obóz i rozpalili ognisko. Krasnolud rozporządzał podwładnymi, a przed zmrokiem do ogniska wrócił Balthazaar niosąc przewieszoną przez ramię upolowaną sarnę. Venora chwilę się zastanawiała jak tego dokonał, skoro nie dysponuje bronią strzelecką. Dopiero, kiedy zrzucił zwierzynę na ziemię rycerka ujrzała cztery głębokie bruzdy po pazurach na żebrach.
-Dzisiaj zjemy świeże mięso- skomentował.
- Wspaniale - odparła Venora i uśmiechnęła się. Coś jej podpowiadało, że smoczydło w ten sposób chciało podkreślić swoją niezależność, zdolność obycia się od pomocy druida, o którą to ona sama tak bardzo zabiegała. Choć panna Oakenfold nie musiała jeść to z grzeczności postanowiła skosztować choćby kawałek sarniny.
Po rozsiodłaniu wierzchowca rycerka przygotowała sobie posłanie, na którym usiadła, wpatrując się jak Balthazaar za pomocą myśliwskiego noża wprawnie ćwiartuje upolowane zwierzę. Venora była w stanie ocenić jego umiejętności, bo za dziecka nie raz przyglądała się jak jej ojciec, a później bracia zajmują się oprawianiem tusz, szykując je do obiadu. Lecz gdy spojrzenie czarnowłosej skierowało się na ziemię, gdzie posoka sarny mocno ufarbowała podłoże, Venorze wspomniał się paskudny koszmar, gdzie krew rozsmarowana była na deskach jej rodzinnego domu.

Panna Oakenfold poczuła zimny dreszcz na plecach i aż skuliła się, przymykając oczy. Ale to nie pomogło, a jedynie przed oczami stanął jej widok smoczydła, które rozszarpało gardło jej brata, a następnie szło ku niej i jej bratanków. Venora wstała nagle, obejmując się rękami jakby jej było zimno. Koszmary, w których krzywda bezpośrednio dotykała jej najbliższych, bolały ją najbardziej i z nimi najbardziej nie była w stanie sobie poradzić. Szczególnie po tym jak już miała przedsmak rodzinnej tragedii na jawie, gdy porwano Netira i Ergona. Paladynka pokręciła się chwilę bez celu po obozowisku, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. W końcu podeszła do Balthazaara, zatrzymując się w pewnej odległości od niego. Przez chwilę przyglądała się przez jego ramię, temu co robił.
- Czy znasz jakieś chromatyczne smoczydła? - zapytała nagle, przysiadając się obok niego. - Takie co ma błękitne łuski, niebieskie szaty i nosi przy sobie kostur - nim zdążyła zastanowić czy to dobry pomysł wspominać mu o oprawcy z koszmaru, to zdążyła Balthazaarowi bardzo dokładnie go opisać. Zdając sobie z tego sprawę poczuła się głupio, bo przecież to owszem był makabryczny koszmar, to wciąż tylko sen. Ale mimo to, nadal wpatrywała się w towarzysza wyczekująco.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 06-09-2017, 19:54   #304
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Balthazaar spojrzał na nią zdrowym okiem, na krótką chwilę przerywając szykowanie sarniny. Jaszczur odłożył kawał mięsa na liściastą glebę, a nóż wytarł w futro zabitej sarny i obrócił nim kilka razy w szponiastej dłoni.
-Spotkałem wielu takich jak ja- odrzekł spokojnym tonem, wziął głęboki wdech i znów spojrzał na Venorę -Także niebieskich…-
Panna Oakenfold po raz kolejny nie była w stanie z pyska Balthazaara wyczytać co też może mu chodzić po głowie. Ale jego potwierdzenie, że widział niebieskołuskich, dawało nadzieję na dowiedzenie się czegoś konkretnego. O ile jej nie zbędzie swoim zwyczajem.
- A takiego niebieskiego co by pasował do mojego opisu? - dociekała.
-Wszystkich zabiłem…- ukrócił wątpliwości towarzyszki, spuszczając wzrok na nóż do skórowania.
- To dobrze - odparła mu z odrobiną ulgi w głosie, choć dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że ten który jej się przyśnił mógł albo wcale nie istnieć, albo zwyczajnie nie mieć okazji na spotkanie Balthazaara. W końcu Smocze Wybrzeże było sporą krainą, a głównie tam paladynka doszukiwała się tych, którzy personalnie chcieliby jej zaszkodzić. - A czy spotkałeś się kiedyś z wizerunkiem potężnego byka o dwóch ogonach?

-Byk?- zastanowił się chwilę -To często używany motyw w herbach i proporcach- spojrzał na Venorę -A co ci znowu ten byk zrobił?-
Rycerka przewróciła oczami.
- Nic nie zrobił. Spotkałam się niedawno z taką istotą. Tak jakby… - wyjaśniła w bardzo pokrętny sposób. - Chyba źle to określiłam... Chodzi mi bardziej o taką istotę, bestię magiczną może - sama się nad tym zastanowiła czym mógł być byk z jej snu. - O, albo rycerze byka? Spotkałeś się z kimś takim?
-Nigdy- odparł kręcąc głową -Może kiedyś pojmę choć cząstkę z tego co ci siedzi w głowie-
-Co z tym mięsiwem?!- sarknął z drugiej strony ogniska Dzik. Balthazaar rzucił mu chłodne spojrzenie i zabrał się za oprawę reszty mięsa.

- Żebym to ja sama coś z tego rozumiała... - westchnęła cicho Venora i uśmiechnęła się smutno. Wstała i spojrzała na smoczydło. - Nie będę ci teraz przeszkadzać. Prześpię się chwilę. Obudź mnie jak sarnina będzie gotowa - poprosiła. - Chciałabym przy posiłku jeszcze z tobą porozmawiać o paru sprawach. Znaczy... jeśli będziesz w ogóle miał ochotę na rozmowę ze mną - dodała i nie czekając na odpowiedź odeszła od niego, wracając do swojego posłania. Jej elfia zbroja leżała schludnie złożona obok śpiwora, dając odpocząć jej ciału od noszenia tych ciężkich metalowych płyt. Venora napiła się z bukłaku wody i położyła na posłaniu. Okryła szczelnie kocem, dłonią objęła rękojeść leżącej tuż przy niej Pożogi i zamknęła oczy próbując się zdrzemnąć.

~***~

Rycerkę zbudził gromki śmiech żołdaków Dzika. Mężczyźni większość czasu skupiali się na obserwacji terenów, ale kiedy ktoś trzymał wartę, a ich bezpieczeństwo nie było zagrożone zmieniali się w zwykłych, żądnych piwa i mięsa mężczyzn. Każdy ze swoją historią, każdy coś potrafił, wszak krasnolud wybrał sobie najlepszych z tych, chroniących most.
Venora otworzyła oczy i ujrzała gwieździsty firmament nad głową. Ognisko wesoło strzelało, jakby grupa nie miała przed sobą niebezpiecznej i trudnej wyprawy w góry.
Balthazaar podsunął jej niemal pod twarz swój drewniany talerz oraz żeliwne sztućce, oraz co najważniejsze świetnie upieczony, bez grama tłuszczu kawał mięsa prosto z karku.
-Ustal warty…- burknęło smoczydło, wręczając jej talerz.
Zapach pieczeni był tak przyjemny, że Venora poczuła głód i to pomimo posiadania magicznego pierścienia wyżywienia. Paladynka natychmiast wyprostowała się do pozycji siedzącej przejmując od smoczydła jedzenie.
- Jej, pachnie świetnie - skomentowała i spróbowała. Zdecydowanie nie spodziewała się po nim takiego kunsztu kulinarnego. Jedzenie było tak dobre, że w pełni skupiła się na jego delektowaniu, przypominając sobie o ustaleniu wart dopiero gdy zniknęła połowa zawartości talerza.
- To może ty, ja i na końcu Dzik? - zaproponowała kolejność. - Chyba, że jesteś zmęczony, to przesunie się ciebie na koniec - dodała bo w końcu to on był ich przewodnikiem odkąd odłączył się od nich elfi druid.

-Dam radę- odrzekł stanowczo, siadając ze skrzyżowanymi nogami. Smoczydło wzięło do szponiastej łapy spory kawał udźca, razem z kością i wtopiło haczykowate zębiska w słabo upieczone mięso, że aż polała się jeszcze odrobina krwi -Chciałaś gadać o czymś- burknął żując odgryziony kęs.

Panna Oakenfold wyraźnie się ucieszyła, gdy Balthazaar z własnej inicjatywy zaczął temat. Była jeszcze nie do końca wybudzona, więc nawet nie miała żadnych oporów by powiedzieć mu to co sobie umyśliła przed drzemką.
- Odkąd zmarł sir Morimond dręczą mnie koszmary. Co prawda nie co noc, ale one są dziwne, wydają się być realne niczym jawa - spojrzała na niego. - Niby nic nadzwyczajnego, każdy pewnie takie ma jak odpowiednio dużo złego przeżyje... Lecz wczoraj po raz pierwszy nie byłam w nich biernym widzem. Obudziłam się w śnie i z początku myślałam, że to kryjówka druida, który mnie leczył. Ale nie. To był jakiś magazyn, podziemia, w których kryli się uchodźcy. Nikogo nie kojarzyłam, ale oni mnie znali bardzo dobrze. Był kolejny sen znów w tym samym zapylonym świecie śmierdzącym siarką, w którym chromatyczne smoki sieją terror - mówiła cicho, chcąc by ta rozmowa została tylko między ich dwójką. - W snach chyba nie powinno się czuć jakby się było wyrwanym innej opowieści? Ja już sama nie wiem co o tym myśleć - westchnęła ciężko, robiąc zbolałą minę.

-Może zamiast wysyłać Albrechta do egzorcysty, sama powinnaś dać się takiemu przebadać- rzucił bardzo poważnie -Słyszałem o wielu rodzajach czartów. Być może nie jest w stanie przejąć nad tobą kontroli, dlatego nawiedza cię w snach…- zastanawiał się, zerkając zdrowym okiem na towarzyszkę.

- Może... - mruknęła bez pretensji. Venora poważnie zastanowiła się nad tym co powiedział, bo sama nigdy w ten sposób do tego nie podchodziła. Teraz myśląc o tym, porównując swoje sny z tym co doświadczał Albrecht, porządnie się zaniepokoiła. Ale wtedy przypomniała jej się inna istotna kwestia.
- Nie, chyba nie - pokręciła głową. - Ja te koszmary miałam już jako dziecko. Myślę, że gdyby to było opętanie to mój dziadek, jako paladyn, upewnił się w pierwszej kolejności co do tego. Bo to właśnie on jakoś sprawił, że za mnie miał je Morimond. Miałam o tym sen-wspomnienie, a moi rodzice potwierdzili to gdy ich później spytałam czy to prawda - wyznała. - Wspominałeś, że mój mentor miał wpływowe znajomości. Czy one, tak jak twoje, sięgały aż samych niebian? W moim zakonie niektórzy myślą, że Morimond mógł być awatarem Helma...
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 07-09-2017, 12:34   #305
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Jaszczur warknął pod nosem, imitując parsknięcie śmiechu. Jego gadzi łeb odwrócił się w górę -Niebianie…- zastanawiał się głośno -Morimond nie był awatarem Helma. Co do tego jestem pewien. Miał jednak w sobie coś co sprawiało, że bardzo łatwo jednał sobie innych wokół siebie. W tym także napotkanych niebian…- odpowiedział -Znał kilku to fakt. Ale to wbrew pozorom próżne i kaleczne istoty, dla których w większości nie liczą się małe uczynki. Niebianie oczekują wielkich poświęceń dla sprawy. To sojusznicy bohaterów jak Morimond…- rozgadał się nieco.
Venora chłonęła jego słowa z wielkim zafascynowaniem bijącym z jej oczu. Na koniec uśmiechnęła się nieco smutno.
- Dla mnie Morimond był wielkim autorytetem. To on sprawił, że jestem tym kim jestem. Mogłabym uwierzyć, że był… - ale nie dokończyła, chyba z obawy przed bluźnierstwem. - Ten niebianin, który zawrócił mnie od śmierci wydawał się być bardzo surowy. A już na pewno nie był zadowolony, że mnie tam spotkał - wspomniała. - Eh, gdyby tylko Morimond albo mój dziadek żyli... Może wtedy nie byłabym tak zagubiona w tym wszystkim - pokręciła głową. - Dlaczego zgodziłeś się na tą misję? Na przekazanie mi wiadomości od mojego mentora i teraz bycie tu, pośrodku niczego? - zapytała go wpatrując mu się prosto w oczy.

-Twój mentor kiedyś ocalił mi skórę. Kiedy zostałem w jego imieniu poproszony o wspomożenie twojej misji, nie mogłem się nie zgodzić…- odparł Balthazaar.
- To cię wrobił, co? - uśmiechnęła się przyjacielsko do niego. - To wtedy straciłeś oko? - dopytała.
-Nie. Oko straciłem dawno temu. W Podmroku trafiłem na chimerę. Nieźle mnie urządziła szmata, co?- buchnął parą z nosa.
Paladynka pokiwała głową zgadzając się z jego opinią.
- Próbowałeś to leczyć u kapłanów? - zapytała przyglądając się jego okaleczonemu, ślepemu oku. - Może gdyby tak silna energia nakładania rąk… - zastanowiła się na głos.
Balthazaar zaśmiał się lekko -Nauczyłem się tak żyć. Nie trzeba mi leczenia. Z resztą bardziej paskudny nie będę…- wyszczerzył zębiska do rozmówczyni.
- Czyli nie próbowałeś - nie trzeba było wielkiej dedukcji by dojść do tego wniosku. - Możemy teraz sprawdzić - zaproponowała i odstawiła pusty talerz na ziemię. Wytarła dłonie o swoje spodnie, szykując się do użycia swych mocy objawionych.

-Powiedziałem nie!- warknął ponuro odsuwając się od rozmówczyni -Nie potrzeba mi łaski żadnego boga- dodał po chwili.
Paladynka uniosła brew w zdziwieniu na jego gwałtowną reakcję.
- Zachowujesz się jak jakiś Ilmateryta - prychnęła Venora i cofnęła ręce, krzyżując je przed sobą. - Ta moc nie pochodzi bezpośrednio od mojego boga, tak jak czary. Chciałam po prostu sprawdzić czy jestem w stanie uleczyć takie stare okaleczenie - wyjaśniła na spokojnie, starając się go udobruchać i przekonać by jednak dał jej spróbować.
-Zabierz mi te gałązki dziecko!- ostrzegł ją Balthazaar. Smoczydło usiadło prosto, kiedy rycerka już się odsunęła.
-Jutro będziemy w górach!- głos Dzika poniósł się echem -Przygotujcie się na hordy umrzyków!- dodał podnieconym głosem.

Venora spojrzała na Dzika.
- Mam nadzieję, że zabraliście ze sobą broń obuchową - skomentowała niczym znawca tępienia nieumarłych. Kiedyś sama myślała sobie, że miecz jest dobry na wszystko, teraz cieszyła się, że miała przy sobie swój buzdygan na wypadek żywych trupów. Panna Oakenfold wróciła wzrokiem na Balthazaara.
- Możemy po dobroci, czyli się zgadzasz albo będziesz się dalej upierał i zrobię to sama kiedy zaśniesz - zaproponowała mu dwie opcje rozwiązania ich tematu. Wyglądało na to, że rycerka naprawdę była zdecydowana wypróbować na nim swoje zdolności. I to czy to się mu podobało czy nie.
Smoczydło rzuciło jej chłodne spojrzenie -Spróbuj tylko- warknął gniewnie.
- A żebyś wiedział, że spróbuję - odparła mu bez zawahania.
-Będzie to ostatnia rzecz, którą zrobiłaś w moim towarzystwie- ostrzegł ją spokojnie.
- Jestem gotowa zaryzykować, skoro może ci to pomóc - uparcie nie odpuszczała mu. Smoczydło wzruszyło ramionami i położyło się na boku.
Venora pochyliła się nad nim.
- Ej, teraz jest twoja warta... - przypomniała mu, przyglądając mu się z oburzeniem, które spowodowane było jego niezmiennym nastawieniem co do przyjęcia jej pomocy. - Jesteś strasznym hipokrytą, przecież to jest to samo jak leczenie ran po walce, chyba że wytłumaczysz mi różnicę - jęknęła zirytowana jego postawą.

-Spierdalaj…- burknął nawet na nią nie patrząc. Jego szpony wybijały przyspieszający rytm po karwaszu, co było ewidentnym dowodem narastającej irytacji.
- Czemu tak usilnie nie chcesz dać o siebie zadbać? - powiedziała z pretensją w głosie. - A co jeśli od tego właśnie wkrótce zaważy nasze życie? - próbowała przemówić do jego rozsądku. - Nie rozumiem czemu się tak złościsz za każdym razem gdy ci pomagam - pokręciła głową.
-Bo mi nie potrzebna twoja pomoc!- warknął podniesionym tonem -Możesz uczepić się kogoś innego?! Spytać czy kurdupel nie chce pozbyć się swoich blizn z mordy!- wskazał palcem Dzika.
- Jest ci potrzebna pomoc. Mi jest potrzebna pomoc - gniewnie odparła mu Venora. - Nikt nie jest w stanie sam długo pożyć i doskonale o tym wiesz - dodała ostrym tonem i wstała. Wzięła naczynia, złapała swoją torbę pod pachę i ruszyła poza obóz. Zezłościła się zachowaniem smoczydła na tyle, że musiała się przejść by ochłonąć. Była pewna, że niedaleko stąd mijali strumień, w którym też i odświeżyć by się mogła.

Pamięć jej nie myliła i prędko odnalazła leśny ciek wodny. Woda w strumyku była krystalicznie czysta i w sam raz zimna by ostudzić się ze złości. Czarnowłosa rzuciła torbę na duży suchy kamień i zaczęła od umycia talerza. Wciąż zachodziła w głowę czemu Balthazaar był tak usilnie... Nieznośny. Coraz bardziej przekonywała się do stwierdzenia, że zwyczajnie nie odpowiada mu jej osoba, a dokładniej rzecz ujmując był to fakt, że była młoda i co gorsza kobietą. Bo wszystko wyglądało dobrze kiedy to ona wymagała opieki, pomocy. Wtedy naprawdę można było o smoczydle powiedzieć, że był sympatyczny i szło go lubić. Lecz kiedy sytuacja się odwracała to bez kija lepiej było do niego nie podchodzić. Pewne było, że gdyby mu coś rękę czy nogę odgryzło to ten i tak by twierdził, że wszystko jest w porządku byle tylko podkreślić swoją niezależność.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 08-09-2017, 10:56   #306
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Panna Oakenfold odstawiła czyste naczynie na kamieniu obok torby, z której wyciągnęła świeże ubranie i zaczęła się rozbierać. Rozejrzała się jeszcze czy ktoś jej nie podgląda, ale dobiegające z oddali odgłosy rozmów z obozowiska zdawały się zapewniać ją, że nikt za nią nie poszedł. Umycie się w zimnym strumieniu ożeźwiło Venorę, a ubranie świeżej bielizny i koszuli było jak zawsze przyjemne dla ciała. Przeprała jeszcze przepocone szaty i dopiero wybrała się z powrotem do obozu.

Jej pojawienie się wywołało chwilową ciszę wśród towarzyszy, ale na szczęście ta szybko minęła. Paladynka odłożyła naczynia na torbę Balthazaara, który spał, albo tylko udawał i wróciła na swoje miejsce, nieopodal którego, na gałęzi rozwiesiła ubranie do wyschnięcia. Zaproponowała Dzikowi, żeby również się zdrzemnął, a ona zajmie się pierwszą wartą, bo po kąpieli w strumieniu zupełnie nie chciało jej się spać. Krasnolud przynajmniej nie próbował kwestionować każdego jej pomysłu i od razu położył się na wznak, zasypiając bardzo szybko. Venora zasiadła więc w klęczki na swoim posłaniu i zabrała się za czyszczenie zbroi. Obóz wkrótce ucichł i jedynie trzaskanie płomieni w ognisku towarzyszyło myślom rycerki.

W trakcie jej warty było zupełnie spokojnie. Nawet jeden trzask nie dobył się spoza obozowiska, który by zaniepokoił paladynkę. Czarnowłosa uznała, że pewnie druid jakoś musiał wciąż nad nimi czuwać. Dzik obudził się akurat gdy kończyła polerować ostrze Pożogi. W samą porę bo oczy już zaczynały jej się kleić ze znużenia. Panna Oakenfold ułożyła się zaraz na swoim posłaniu i obejmując dłonią rękojeść miecza zamknęła oczy, zasypiając w końcu.

18 Dzień Słonecznego zenitu. Grzmiące Wierchy

Venora zbudziła się, niedługo przed świtem. Balthazaar już powoli pakował swoje rzeczy i składał posłanie, wcale nie starając się zrobić tego jakoś szczególnie cicho. Żołnierze Dzika zakładali swoje zbroje, zaś ich dowódca przyglądał się ostrzu większego topora, wyściubiając czubek języka z ust. Niebo było zakryte ciemnymi chmurami, zwiastującymi załamanie pogody, ale nie to było ich największym zmartwieniem. Czekały ich trudne i żmudne poszukiwania śladów nekromanty.
Zgodnie z poleceniem Srebrnego Sokoła kompania udała się na południe mając góry po swojej lewej stronie, aż w końcu dotarli do kanionu, gdzie znajdował się szlak przez góry. Miejsce straszyło z oddali upiornym wyglądem. Venora na szczęście nie wyczuwała negatywnej energii w okolicy, więc nie przejęła się ponurym obrazem okolicy.

Ścieżka pięła się pod dość ostrym kątem pod górę. Młot na szczęście znał znacznie gorsze wysiłki i tego typu wyprawa nie była dla niego żadnym wyzwaniem. Masywny wierzchowiec z radością piął się do przodu, a Venora wcale nie narzekała z tego powodu. Balthazaar jechał tuż za nią, milcząc od rana. Najwyraźniej, jej przegadywanie o paladyńskim leczeniu wpłynęło na niego zbyt mocno. Czarne chmury nad górami nie zapowiadały zbyt przyjemnej i co najważniejsze bezpiecznej podróży. Mimo wszystko panna Oakenfold straciła już i tak zbyt wiele czasu na wyprawie do tajemniczego starca, który to według słów Balthazaara miał udzielić jej odpowiedzi na dręczące ją pytania. Teraz na drodze stał jej niestety nekromanta, oraz jego pomioty szwędające się po okolicach.
-Wygląda mi to na burzę…- warknął jaszczuroludź
-No właśnie! Tam od północy błyska jakby się Talos zesrał! Jedziemy dalej, czy szukamy jakiejś kryjówki?- wtrącił się Dzik.
- Dobrze byłoby zabezpieczyć się na wypadek ulewy, znaleźć jakąś nie zamieszkaną jaskinię. Ale póki nie pada to warto zrobić zwiad okolicy - wypowiedziała się paladynka, która stanęła w strzemionach, rozglądając się wkoło.

Ogromna półka skalna służyła za specyficzną ochronę. Jej pochyłość dawała grupie ochronę od góry przed deszczem, oraz spory kawał przestrzeni wokół zabezpieczony przed wiatrem. Gdyby, coś ich zaatakowało nie mieliby szans na ucieczkę, lecz skały skutecznie ich ukrywały i po uzgodnieniu, że nie palą ogniska ich poczucie bezpieczeństwa trochę wzrosło.
Balthazaar wręczył Venorze wodze i władzę nad swoim wierzchowcem, po czym ruszył na zwiad po okolicy. Poszedłby nawet gdyby Venora tego nie proponowała.
Rycerka znalazła idealne dla siebie miejsce na nocowanie i rozsiadła się wyczekując powrotu smoczydła.
Nie minęło pięć minut gdy Balthazaar wrócił zdyszany do obozowiska, kryjąc się za skałą, z dwuręczniakiem w dłoni. Venora błyskawicznie skoczyła na nogi i pognała w kierunku kompana. Ten ruchem ręki nakazał jej zwolnić i schować się pod ścianę.

Kiedy w końcu dołączyła do kompana, mogła wyjrzeć zza jego pleców i zbadać sytuację na własne oczy. Na niewielkim wzniesieniu maszerowała liczna horda ożywieńców. Zombie, kościeje, nawet ożywione trolle. W powietrzu krążył pokraczny stwór o ciele ogromnego lwa, z smoczymi skrzydłami i trzema łbami.
-Chimera - ożywieniec… Jak miło- mruknął jaszczur przyglądając się bandzie truposzy.
- Może to znak, żebyś zmądrzał i przestał mi się opierać - odparła paladynka z pełną powagą, spoglądając wymownie na jego oko.

Nagle, nieopodal rozbłysło jaskrawe światło. Venora ujrzała jak kilka szkieletorów rozpada się w drobny mak, a na szczycie wzniesienia pojawia się złotobrody krasnolud, dzierżąc płonący młot. Brodacz nawet się nie zastanawiał i od razu doskoczył do najbliższego ożywieńca, rozbijając mu czaszkę swoim młotem!
-Moradinie! Wbij to ścierwo z powrotem do grobu i zmiażdż całą swoją siłą, by już nigdy nie powstało na nogi!- krzyknął, a jego ciało zalśniło ciepłą, złotą aurą.


- Chyba komuś zrobimy pozytywną niespodziankę - skomentowała Venora, uśmiechając się promiennie na widok kapłana Moradina. Schowała Pożogę do pochwy i sięgnęła wzamian za nią po buzdygan, szykując się mentalnie do walki. Rozglądała się po polu walki szukając sposobu by dać krasnoludowi znak, że jest jego sprzymierzeńcem.
~ Po co się głowię, po prostu stanę przy grupie zdechlaków i ich odegnam ~ sama ukróciła swoje niepotrzebne kombinowanie.
- Może jednak weźmiesz ten płonący półtoraręczny miecz? - zasugerowała spoglądając na Balthazaara. - Nie ma czasu do stracenia, trzeba od razu działać. Wracaj po resztę, wprowadź ich w sytuację, a ja zacznę już tu działać i spróbuję się dogadać z tamtym - skinieniem głowy wskazała na krasnoludzkiego kapłana.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 09-09-2017, 11:54   #307
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Czy ty kurwa widzisz tę całą bandę trupów?!- warknął Balthazaar -Czy już zawsze będziesz chciała wepchać się tam, gdzie grozi ci śmierć?- dodał szybko nieco lżejszym tonem -Jak ich chcesz pokonać? Tu by trza było pół zakonu…- spojrzał na nią zdrowym okiem.
- Widzę i zakładam dwie rzeczy - odparła mu spokojnym tonem głosu. - Pierwsza to nie sądzę, żeby ten kapłan był samobójcą, a druga to gdzieś musi się tu kręcić nekromanta. Więc muszę dostać się do kapłana jak najszybciej i dowiedzieć się co brodacz kombinuje. Najważniejsze to znaleźć nekromante. Przez umarlaków będziemy się przebijać tylko po to by odnaleźć ich pana - wyjaśniła swoje stanowisko paladynka. - Jak pójdę do kapłana sama to nie zwróci to wielkiej uwagi zmarłych. Już tak kiedyś gnolle załatwiłam, zabijając ich herszta w pojedynku jeden na jeden - zapewniła. - No i mam ze sobą Zgubę Nieumarłych - uniosła lekko buzdygan chcąc zapewnić smoczydło, że sobie poradzi przynajmniej do czasu aż wróci z ich towarzyszami.

-Zguba - sruba- odparł Balthazaar -Ja tam nie widzę żadnego nekromanty tylko hordę ożywieńców i jednego kurdupla więcej- spojrzał przez ramię na Dzika, który dołączył do obserwacji kilka chwil temu.
Rycerka widząc wyraźną niechęć do podejmowania walki u Balthazaara, skierowała wzrok na Jarreda.
- Miałeś rację - powiedziała. - Tam jest krasnolud, który najwidoczniej jest kapłanem Moradina - wprowadziła go w sytuację. - Chcesz się angażować w tą walkę? Bo szczerze to póki nie namierzymy nekromanty, to zwykła rozwałka szkieletów w niczym i tak nie pomoże - zapytała Dzika, przyznając poniekąd rację smoczydle. - Możecie spokojnie wrócić i zdać raport pozostałym, może nawet ostrzec Srebrnego Sokoła.
-Wrócić?- spytał oniemiały jej propozycją -Toż to krasnolud! Jak miałbym go w opałach zostawić i nie pomóc mu?!- spytał zdziwiony. Te słowa poruszyły Balthazaara, który tylko pokręcił głową, dobywając miecza. Wiedział, że skoro zarówno Venora jak i Dzik chcą walczyć, to już nie ma odwrotu.

- Dobra, czyli wszystko jasne - Venora ucieszyła się, bo nie lubiła zostawiać spraw bez rozwiązania. - Szkoda, że nie ma z nami Albrechta. Ale nic... Teraz słuchajcie co chce zrobić - spojrzała po towarzyszach. - Nie ma sensu rzucać się wszyscy na hura, bez rozeznania w sytuacji. Jestem najlepiej opancerzona i najbardziej odporna na ataki nieumarłych z nas wszystkich, więc przedrę się do kapłana i wywiem co tu robi. Razem z nim wrócę tu po was, albo zwyczajnie dam znać byście wkroczyli. Do tego czasu rozglądajcie się za nekromantą - kończąc wypowiedź, poprawiła uchwyt na tarczy i rękojeści buzdyganu.
-A co jeśli go tu nie ma? Horda może wędrować tygodniami samotnie zabijając wszystko po drodze…- odpowiedział jaszczur.

- To tym bezpieczniej dla nas - odparła Venora. Po ich wczorajszej rozmowie paladynka zaczynała się zastanawiać czy przypadkiem kiedy Morimond poprosił Balthazaara o to by wspomógł jego podopieczną, to jaszczur zgodził się na to, bo uznał, że to będzie prosta robota, odpocznie sobie, w końcu ludzkie dziewczę to na pewno mu zmartwień nie przyprawi. To by tłumaczyło bardzo dobrze jego ciągle niezadowolenie, czy niedawną wściekłość jak poszła sama w las i zrobiła tam sobie sporą krzywdę. - Idę - dodała i ruszyła.
Horda umrzyków maszerowała wąwozem, pomiędzy dwiema pnącymi się ku niebu górami.
Mieszanka zombi i szkieletów różnego pokroju maszerowała bez chwili zmęczenia zmierzając na zachód w kierunku podnóża gór. Samozwańcza misja Venory mogła skończyć się tragicznie, wszak umrzyków było tutaj tak wielu, że i dziesięciu kapłanów nie przepędziłoby tej zgrai.
Krasnolud był zmęczony. Na jego skroni i ramionach znajdowało się wiele rozcięć i drobnych ran. Mimo to zdawał się nie tracić ducha i walczył jak natchniony. Jego płonący młot rozbił czaszkę kolejnego szkieleta zamieniając całość w kupkę kości, lecz na jego miejscu pojawili się dwaj kolejni ożywieńcy. Venora była już blisko i rozejrzała się po okolicy nim dołączyła do walki.

Po nekromancie nie było widać śladu. Cała horda również zdawała się skupiać na marszu w dół, w kierunku lasów i tylko pojedyncze stwory opuszczały szeregi zmierzając ku brodatemu kapłanowi. Venora miała na drodze do krasnoluda cztery zombi, które jak podejrzewała miały nie być dla niej kłopotem.
Panna Oakenfold zerkając czujnie co jakiś czas w niebo, by nie zostać zaskoczoną przez latającego nieumarłego, pewnym siebie krokiem szła na spotkanie nieznajomego kapłana. Nie omijała zombich, tylko prosto przez nich szła do celu. Zamachnęła się buzdyganem w pierwszego który jej się napatoczył.
- Hej, to nie mądre tak samemu przeciw hordzie się rzucać - krzyknęła przy okazji do brodacza by zwrócić na siebie jego uwagę.
Potężny cios w pierś omal nie złamał w pół ożywieńca, który upadł na podłoże nakrywając się nogami.
W tym samym czasie nieznajomy brodacz odtrącił tarczą jednego ze swoich przeciwników i uderzył go w bok swoim młotem. Umrzyk runął ze skały jak długi i już więcej nie wstał.
-Niemądre, ale jakie szlachetne!- krzyknął wesoło, jakby to starcie było dla niego tylko zabawą -Szkoda, że nie ma ze mną jakiego barda, bo by mógł się tym zainspirować!-

- A już myślałam, że tego barda chcesz, żeby pisał pieśni o twych samobójczych pomysłach - odparła z rozbawieniem Venora i zamachnęła się na kolejnego zombie. - Kim jesteś i skąd przyszedłeś? Jest was więcej? - zapytała.
Umarlak odwrócił się w kierunku panny Oakenfold i nawet nie zdążył zareagować. Gdy buzdygan Venory uderzył w głowę zombi, ta eksplodowała na tysiące malutkich szczątków.
-Jestem Dundein z Mithrilowej Hali!- krzyknął -Byłem tu sam aż do tej pory!- uśmiechnął się tajemniczo i zeskoczył ze skały zamierzając się na kolejnego truposza.
- Widziałeś nekromantę? Wiesz dokąd zmierzają? - zamachnęła się ponownie buzdyganem i chwilę przeznaczyła na zbadanie nieba, czy nie zmierza ku nim chimera.
-Tego szukasz?- spytał wskazując palcem miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą kryła się Venora i jej kompani. Właśnie tam trójgłowa bestia atakowała Dzika i Balthazaara, choć ci zdawali się całkiem sprawnie radzić z fruwającym truposzem.
-Nie widziałem żadnego nekromanty, ale słyszałem, że jest ich tu więcej…- rzekł i spojrzał skonsternowany na wschód, skąd człapał w ich kierunku ożywiony trup trolla.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 10-09-2017, 21:28   #308
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Na bogów, nawet na chwilę ich samych nie mogę zostawić - paladynka przygryzła wargę zmartwiona, czy krasnolud i smoczydło poradzą sobie. Poważnie zastanawiała się nad powrotem. Dopóki nie dostrzegła nowego przeciwnika.

~ Fuj, wszystkie flaki mu wylazły na wierzch ~ skrzywiła się.

- Paskudne są, ale na szczęście nie regenerują się jak żywe... - skomentowała, wspominając swoją poprzednią walkę z takowym. Paladynka uniosła buzdygan i natchnęła w niego boską energię, która rozświetliła jej broń. Dopiero wtedy ruszyła na trolla, zostawiając krasnoluda za sobą.
Za plecami Venory dudniły gromkie słowa modlitwy do Moradina. Krasnolud prosił o objawioną łaskę w swoim rodzimym języku, a efekty rycerka ujrzała jeszcze zanim zdążyła dobiec do przeciwnika.
Czarne, burzowe chmury nad jej głową zalśniły pomarańczową łuną. Nagle z nieba spadł snop buchającego ognia, który uderzył w trolla, niemal go nie przewracając od siły uderzenia. Venora zasłoniła twarz, choć w duchu wiedziała, że jej ciało jest nie wrażliwe na ogień.

Paladynka dopadła umrzyka, ale rozproszona świetlistą łuną spowodowaną przywoływaniem boskiej pomocy przez krasnoluda, nie trafiła na tyle celnie ile by chciała, bo choć trafiła, to wiedziała, że była w stanie większe obrażenia zadać brzydalowi. Troll apatycznie zaryczał i zamachnął się łapskami. Przed jedną Venora się wybroniła tarczą, lecz druga ręka zielonego olbrzyma trafiła ją w bark. Rycerka z bólu jęknęła w złości że tak się odsłoniła i cofnęła o krok w tył, by złapać równowagę. Ale nie odpuszczała. Tłuczek do mięsa - jak zwykło się żartobliwie nazywać buzdygan, nie był może jej ulubioną bronią, ale na pewno więcej działał na szkodę martwego niż mogłaby to zrobić Pożoga, więc rycerka nie marudziła. Po prostu włożyła całą siłę w atak i zamachnęła się bronią w udo przeciwnika, niczym toporem na osikę.
Buzdygan z łatwością pokruszył niewielkie płytki kostne na udzie trolla, pozostawiając sporą bruzdę w gnijącym mięśniu. Troll zawył i uniósł obie łapy do góry by uderzyć w Venorę, lecz ta zdążyła wyprowadzić kolejny, celny cios w nogę stwora. Buzdygan rozłupał kość ożywieńca, a ten zwyczajnie stracił równowagę i runął na plecy wijąc się jeszcze chwilę, nim rycerka nie dobiła go miażdżącym ciosem w głowę.

-Musimy stąd spadać!- krzyknął kapłan, równając się z Venorą -Kolejni nas zauważyli…- wskazał palcem kilka szkieletów biegnących ochoczo w ich kierunku. Panna Oakenfold spojrzała jeszcze na swoich kompanów i akurat dostrzegła jak Balthazaara stojąc na grzbiecie chimery przebija ją na wylot swoim dwuręcznym mieczem, zaś Dzik wbija swój mniejszy toporek w środek koziego łba.
Paladynka skinęła mu głową.
- Chodźmy do moich - rzuciła do krasnoluda i pośpieszyła we wspomnianym kierunku, po drodze uderzając buzdyganem w stojących jej na drodze przeciwników.
-Ustawić szyk obronny!- warknął Dzik, a jego żołdacy stanęli murem u wejścia do ich kryjówki, zaraz po tym jak do grupy dołączyła Venora i jej nowy towarzysz. Rycerka miała chwilę by złapać oddech, podczas gdy żołnierze odpierali atak kilku ożywieńców.
-Ai, ai bracie!- Dzik powitał kapłana.
-Niech Wszechojciec was błogosławi! Co tu robicie do ciężkiej cholery?! Już żem myślał, że przyjdzie mi tu kopnąć w kalendarz samemu…- pokręcił głową, łapiąc za swój święty symbol z mosiądzu -Czy któreś z was jest ranne?- spytał jeszcze nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć na jego pierwsze pytanie.

- Ja poproszę - odezwała się rycerka bez skrępowania i stanęła w jednym szeregu z pozostałymi zbrojnymi. - Helmie wspomóż mnie w misji wytępienia tych abominacji, które skażone plugawą magią wyszły ze swych grobów! - Venora wzniosła swe prośby wprost do Czujnego Oka, by odegnać nieumarłych i nieco ulżyć w walce towarzyszom.
Helm tego dnia był wyjątkowo przychylny działaniom swej rycerki. Jej święty symbol Boga strażników wręcz eksplodował jaskrawym światłem, a wszystkie szkielety, które były w pobliżu rozsypały się w pył. Kompani mieli chwilę spokoju i mogli odetchnąć z ulgą, choć horda ożywieńców wciąż nie miała końca.
Venora uśmiechnęła się triumfalnie, bo nawet małe zwycięstwa potrafiły ją cieszyć.
~ Dziękuję że nade mną czuwasz ~ pomyślała spoglądając w niebo. Zaraz po tym, korzystając z tej chwili wytchnienia, przyjrzała się wszystkim kompanom, szczególnie uważnie wpatrując się w Balthazaara. - Ładnie sobie poradziliście z chimerą. Potrzebujesz leczenia? Tylko szczerze - odezwała się do niego.

-Nie, ale zobaczcie na tego pojeba…- wskazał ręką Dzika, który miał na udzie ślad po ugryzieniu potężnej, gadziej szczęki. Dzik chrząknął coś pod nosem w krasnoludzkiej mowie, że aż kapłan Moradina, wejrzał na niego z ukosa
-No chyba się przyda leczenie… Szkoda że mi spodni nie poszyje ta magia…- pokręcił głową. Dundein bez chwili namysłu złapał oburącz swój młot, unosząc go na wysokość swojej twarzy i w mowie krasnoludów wypowiedział modlitwę, której efektem było zatamowanie krwotoku z nogi Dzika, oraz częściowe zasklepienie śladów po kłach. Wojownik przyjął to z wielgą ulgą.
-Ciekawe dokąd zmierzają…- warknął Balthazaar, który cały ten czas przyglądał maszerującej hordzie, która dopiero teraz powoli zaczynała się przerzedzać i kończyć -Przecież było ich z tysiąc, jak nie więcej…- dodał, spoglądając na Venorę.

Paladynka wzruszyła ramionami.
- Też chciałabym wiedzieć - odparła mu z ciężkim westchnięciem. - Mam nadzieję, że Srebrny Sokół będzie gotowy na nich - dodała ze zmartwieniem i spojrzała na kapłana. - Wiesz może skąd wyruszyły? Długo za nimi podążasz? Moglibyśmy spróbować określić ich cel, jeśli spojrzymy na mapę i uwzględnimy kierunek jaki do tej pory obierali - zaproponowała Venora i spojrzała na smoczydło, które takową mapę posiadało.
-Nawet nie wiedziałem, że są tak blisko. Szukam starego artefaktu zakonu Moradina, dlatego tu zawędrowałem…- wzruszył ramionami, zawiedziony brakiem możliwości udzielenia pomocy.
- Więc wygląda na to, że jedyne co możemy zrobić to ostrzec tych co będą na drodze tej armii - skomentowała rycerka. - Przy okazji uszczuplić ich zastępy choć trochę. - pokręciła głową, bo zupełnie nie wiedziała jak dobrać się do tak licznej zgrai trupów.
-Nie koniecznie…- warknął brodaty kapłan -Kilka mil stąd znajdują się źródła dopływu Burzowego Strumienia. Widziałem tam drewnianą zaporę. A gdyby tak zwabić ich do koryta rzeki i jednocześnie zniszczyć zaporę?... Woda mogłaby porwać część umrzyków... - zaproponował Dundein.

Venora żywo zainteresowała się propozycją krasnoluda. Ten pomysł wydawał się być naprawdę dobrym rozwiązaniem i już rycerka otworzyła usta by zgodzić się i zarządzić wyruszenie do owej zapory, gdy rozsądek zaczął bić na alarm. Panna Oakenfold nagle zwątpiła, że to jest jakkolwiek dobre rozwiązanie.
- Tak, tylko, że ta zapora po coś tam jest. Może nam się nie udać, a wtedy tylko więcej nieszczęścia przyniesiemy tym w dole rzeki. Nieumarli z resztą nie potopią się jak żywi i spłyną w dół rzeki, robiąc jeszcze większe problemy - westchnęła na koniec i zaczęła rozglądać się w koło, jakby szukając podpowiedzi na znalezienie rozwiązania problemu. - Może... Może zwabmy ich do labiryntu w lesie? - zaproponowała coś równie prawdopodobnego w osiągnięciu powodzenia, co pomysł Dundeina. - Wtedy druidzi będą mieli czas się ich pozbyć, z naszą pomocą czy bez - mówiąc to zaczęła przyglądać się po twarzach krasnoludów i smoczydła.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 10-09-2017 o 23:13.
Mag jest offline  
Stary 11-09-2017, 00:09   #309
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-No tak… Wąskodupiec na pewno ucieszy się jak diabli…- skomentował Dzik.
-Nie prościej będzie odnaleźć ich stwórcę i zabić go zanim trupy gdziekolwiek dotrą?...- spytał jeden z żołdaków z mostu.
- Druid został ostrzeżony i jeśli tylko nie zbył tego, to powinien być przygotowany - zauważyła paladynka, spoglądając na Jarreda, po czym spojrzała na jego podwładnego. - Tak by było najłatwiej - zgodziła się z nim Venora i uśmiechnęła się do siebie samej z politowaniem, bo przecież stanięcie oko w oko z nekromantą wcale nie było czymś prostym. - Problem w tym, że nie wiadomo gdzie taki może być i co gorsza, czy nie jest ich więcej - zauważyła, wspominając słowa krasnoludzkiego kapłana. - Coraz bardziej przekonuję się do tego, byście wrócili z informacjami o tym co się tu szykuje do Arabel, żeby szykowali się, jeśli druidzi Hullack nie podołają - dodała.
-Pieszo ich nie przegonimy… Oni nie muszą robić postojów, by złapać wdech…- skomentował Dzik, spoglądając z pogardą na oddalającą się hordę.

- Konno, mogłoby się nam udać - odparła paladynka, spoglądając na posiadane przez nich dwa wierzchowce. - Wzięlibyście je oba, znaczy wyznaczylibyśmy kogoś z was na gońców i wrócili do Arabel czym prędzej. Ja niestety wrócić się nie mogę - spojrzała znacząco na Balthazaara. - Co wy na to? - spojrzała wyczekująco na Dzika i Dundeina.
-Ja mogę pomóc, ale tutaj…- kapłan Moradina uniósł ręce w geście protestu .
-No kurwa, ja też jestem kiepskim jeźdźcem…- wtrącił drugi z krasnoludów.
-Ja mogę jechać!- wyrwał się jeden z żołnierzy -Potrafię bardzo długo usiedzieć w siodle. Od dziecka uczyłem się jeździć konno. Dotrę najszybciej ze wszystkich…- chłopak stanął na baczność zerkając raz na Venorę, raz na Dzika.
-Jesteś też świetnym szermierzem…- warknął brodaty wojownik.
-Chyba nie mamy wyjścia…- zauważył żołdak.
-Cholera… No dobra. Jedź. Nie trać czasu… - Jarred wzruszył ramionami. Był świadomy, że tak musi być.
-Weź mojego konia. Ja i tak nie lubię jeździć w siodle…- wtrącił Balthazaar.

Venora podeszła do żołnierza. Nazywał się on Darvin Buckmann i na jego barkach miało spocząć bardzo ważne zadanie. Rycerka sięgnęła do swojej torby i wyciągnęła z niej leczniczą miksturę i mu ją podała.
- Mam nadzieję, że się nie przyda, ale wtedy mi oddasz jak znów się spotkamy - powiedziała do niego z lekkim uśmiechem. - Dasz radę sam? Mamy jeszcze jednego wierzchowca, nie będzie dla mnie problemem dalszą drogę iść pieszo - zapytała go, oczekując szczerej odpowiedzi.
-Tak sir… Znaczy lady…- zawahał się, odpowiadając jej uśmiechem.
-Na co czekasz? Ruszaj w drogę…- ponaglił go Dzik. Żołnierz od razu dosiadł wierzchowca i bez namysłu pognał na południowy zachód.
Panna Oakenfold powiodła spojrzeniem za zbrojnym.
- Niech Helm ma go w swej opiece - powiedziała i spojrzała na Dzika. - Wy też powinniście wracać już - zasugerowała.

-A gdyby…- Balthazaar spojrzał na Venorę -Naprowadzić na nich orków?- zastanawiał się głośno.
- Naprowadzić na nich? - zaskoczyła ją ta propozycja. W sumie to sama nie pomyślała o tym, bo odkąd byli pod protekcją druida to nie napotkali żadnego zielonoskórego. - To na pewno może osłabić tą hordę... Praktycznie upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. To jest bardzo dobry pomysł - Venora pokiwała na koniec głową z uznaniem.
-Ale tobie nie wolno… Masz misję do wykonania. Ważniejszą od tych truposzy- pouczył ją niczym rasowy mentor.
- Tobie też nie, bo przysięgałeś mi pomoc - zauważyła krzyżując przed sobą ramiona. - Jarredzie, Dundeinie, zajmiecie się tym? - zapytała krasnoludy.
-Mogę wziąć to na swoje barki… Przynajmniej spróbujemy. Wyprzedzimy hordę i udamy się na tereny orków… Damy radę!- klasnął w dłonie Dzik.
-A ja mam swoją misję. Muszę zostać tu w górach. Ale mogę wspomóc was w przeprawie do nizin na wschodzie- rzekł sługa Moradina.

- Rozumiem, jeśli możesz to przygotuj dla nich błogosławieństwa które mogą ich wspomóc, a dziś spędzimy wspólnie ostatnią noc, nim rozdzielimy się - zgodziła się panna Oakenfold, która po tych słowach podeszła do Balthazaara. - Na pewno nie potrzebujesz leczenia? - zapytała po raz kolejny, wnikliwie mu się przyglądając.
-Jestem cały- odparł jaszczur.
Kompani wrócili do kryjówki pod skalną półką, gdzie Dzik i jego podwładni przygotowali się do wymarszu, by wkrótce ruszyć w drogę z równie ważną misją, co zbrojny Darvin.
Rycerka przyglądała się uważnie ich krzątaninie.
- Obiecajcie mi, że wyjdziecie z tego cali i spotkamy się wszyscy w Arabel - nalegała Venora, która przez ten czas zdążyła przyzwyczaić się do towarzystwa dziwnego krasnoluda i jego zbrojnych, a nawet ich polubić. - Będę się za was modlić - zapewniła gorliwie.
-A my za ciebie… Uważaj na siebie, a ty pilnuj jej paskudo!- Dzik zwrócił się do Balthazaara, który buchnął parą z nozdrzy i ukazał swoje haczykowate kły
-Pierdol się kurduplu…- odparł, po czym spojrzał na kapłana Wszechojca Moradina -Nie bierz tego do siebie…- syknął i usiadł pod ścianą.

Niebo nad ich głowami było niemal czarne jak węgiel. Szykowała się potworna burza, a oni choć mieli dobrą kryjówkę przed wiatrem czy deszczem, nie mogli czuć się bezpiecznie.
-To będzie długa noc…- rzekł ze smutkiem krasnolud -A co wy tu właściwie robicie?- spytał niespodziewanie.
Paladynka, która akurat była w trakcie głaskania Młota, który chyba musiał sobie przypomnieć burzową wyprawę przez morze i teraz nerwowo prychał.
- On mnie zabrał na wycieczkę - odparła w odpowiedzi Venora, spoglądając na Balthazaara. - Mogę zająć się twoim okiem? Bardzo proszę, pozwól mi. Nawet nie ma pewności, że to się uda - nalegała.
Smoczydło nic nie odpowiedziało, patrząc na Venorę jakby zastanawiał się czy ta mówi do niego całkiem poważnie.
Panna Oakenfold przewróciła oczami. Widocznie wraz z rozdzieleniem się od Dzika miały wrócić dni milczenia pomiędzy nią, a smoczydłem. Paladynka spojrzała na krasnoluda.
- Wybieramy się do Highmoon. Szukamy pewnego mędrca z którym mam pomówić - wyjaśniła kapłanowi. - Problem w tym, że on pewnie już nas się nie doczeka - westchnęła ciężko.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline  
Stary 11-09-2017, 11:45   #310
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
-Jeśli dalej będziesz interesować się wszystkim poza tą wyprawą, to na pewno…- skomentował jaszczur.
- A ja ci powtarzam, że to nie moja wina. Rzeczy same się dzieją - odparła Venora z pretensją w głosie. - Nie mogę przecież zamknąć oczu i przejść obojętnie obok tego co się dzieje - pokręciła głową. - Jeszcze bym zrozumiała twoją irytację gdybyś sam w to wierzył.
-Oh dajcie już spokój… Czeka nas ciężka noc. Powinniśmy się trzymać razem- Dundein protestował przeciw słownym potyczkom Venory i Balthazaara. Krasnolud wsadził głowę do wielkiego plecaka, skąd wyciągnął owiniętą wiklinową powłoką flaszkę. Zębami odkorkował naczynie i wypił solidny łyk ocierając twarz rękawem.

-S… Spróbuj… Tylko uważaj co by się nie udusić…- syknął do smoczydła podając mu butlę. Balthazaar powąchał butelkę w okolicy korka i nalał sobie trochę do paszczy, oddając krasnoludowi jego własność. Moradinita zrobił trzy kroki w kierunku rycerki i uśmiechając się pogodnie podał jej flaszkę.
-Pij. Rozgrzeje cię-
Paladynka wzięła od niego butelkę i upiła łyk. Alkohol rozpalił jej przełyk i czarnowłosa zakrztusiła się. Zakasłała kilka razy i na koniec odetchnęła.
- Mocne... - skomentowała i upiła jeszcze raz, jednak teraz ostrożniej przełykając. Dopiero wtedy oddała butelkę kapłanowi.


Pogoda w końcu się załamała a z nieba spadły deszcz, porywisty i silny wiatr, oraz rozświetlające okolice błyskawice. Razem żywioły przypominały gniew Talosa, ale na szczęście nikt z tej trójki podróżników nie lękał się boga burz i sztormów. Strumienie deszczówki spłynęły w dół do doliny, porywając ze sobą tony błota, oraz kamieni. Wiatr był tak silny, że między skałami wył niczym gigantyczny, wygłodniały worg. Venora ustaliła swoją wartę na samym końcu, więc bez zbędnych ceregieli odmówiła krótką modlitwę do Helma, po czym położyła się w śpiwór. Jeszcze zanim zasnęła nad głową pojawił się Balthazaar, który szczelnie otulił ją kocem, zapewniając dodatkową warstwę ochrony przed chłodem.
Panna Oakenfold posłała mu zaskoczone spojrzenie, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Gdy już myślała, że on jej nie cierpi i najchętniej zostawiłby w tym lesie, to nagle zaczynał zachowywać się względem niej niczym troskliwy ojciec. Zupełnie nie potrafiła go rozgryźć.

~***~

~Venoro… Gdzie jesteś?... Venoro… Zostało tak niewiele czasu… Venoro…~

~***~

Panna Oakenfold przebudziła się, będąc pewną, że ktoś przed chwilą do niej szeptał. Szybko jednak zrozumiała, że nieustający w sile wiatr uniemożliwiłby jakiekolwiek próby cichego mówienia. Venora była pewna, że jest noc, lecz nie mogła stwierdzić jak późno jest dokładnie. Zaspanym wzrokiem powiodła po kryjówce. Kapłan Wszechojca spał jak zabity, nieopodal niej, zaś wartujący Balthazaar stał u wejścia do ich obozu obserwując ścieżkę prowadzącą na wschód do olbrzymiej puszczy, oraz na zachód, wyżej w góry. Venora uspokoiła się. Smoczydło pilnowało jej choć nie raz dawało do zrozumienia, że nie ma na to ochoty. A może tylko tak mówił, kto wie. Już miała zamknąć oczy i próbować spać dalej, kiedy w blasku błyskawicy, w oddali Venora ujrzała pojedynczą sylwetkę obserwującą nieświadomego Balthazaara. To była kobieta w zbroi i czarnym płaszczu z kapturem narzuconym na głowę. Wiatr targał jej peleryną, lecz ona stała niewzruszona tak jak smoczy strażnik.

Venora zamrugała oczami, gdy wpatrywała się w nieznajomą sylwetkę, zastanawiając się czy naprawdę to widzi, czy tylko jej się wydaje. Postać była kilka metrów od jej towarzysza. Rycerka odruchowo sięgnęła po Pożogę.
- Spójrz w lewo! Ktoś tam stoi! - ostrzegła Balthazaara, przekrzykując grzmoty burzy. Sama zaraz stanęła na nogi, wciąż wpatrując się we wskazanym kierunku. Mocno szturchnęła kapłana by go obudzić i od razu ruszyła ku smoczydle.
Dopiero z tej perspektywy Venora mogła się nieco dokładniej przyjrzeć kobiecie.


Miała jasne włosy i bladą cerę, a kolczuga wykonana była z metalu o hebanowym kolorze. Tajemnicza postać odziana była na granatowo, za wyjątkiem czarnego płaszczu, którym targał wiatr. Balthazaar spojrzał na Venorę, gdy ta pojawiła się obok, a następnie powiódł wzrokiem we wskazanym kierunku.
-Co do cholery… Nie widziałem jej wcześniej!- warknął. Kobieta widząc poruszenie w obozie odwróciła się na pięcie i ruszyła błyskawicznym krokiem w kierunku wyższych partii gór.
Venora ruszyła za nią, skupiając się na aurze nieznajomej. I zatrzymała się nagle, wpół kroku, a zwątpienie wstąpiło na jej twarz.
- Ona jest zła, cholernie... - powiedziała do Balthazaara, spoglądając na niego by upewnić się.
-To wampirzyca!- usłyszeli głos krasnoluda zza pleców. -Słyszałem o niej. Wieśniacy u podnóża gór opowiadali o pięknej szlachciance, która pojawiała się nocą zabierając ze sobą młodych chłopców… Myślę, że to ta sama persona…- oznajmił.
- Musimy ją zabić - stwierdziła panna Oakenfold z determinacją w głosie i mocno zacisnęła dłoń na rękojeści Pożogi.

-No jasne… Tylko powiedz mi jak ją ściągniesz?- Balthazaar skinął głową na kobietę, która właśnie wspinała się po niemal pionowej i mokrej od deszczu ścianie, jakby miała dłonie i buty usmarowane jakimś niesamowitym klejem. Venora posłała jej gniewne spojrzenie i mogłaby przysiąc, że kobieta posyła jej zawadiacki uśmiech.
Panna Oakenfold zirytowała się zachowaniem złowrogiej istoty.
- Wróci. Moja aura za bardzo ją kusi, żeby tak po prostu odeszła i zostawiła nas w spokoju - stwierdziła z przekonaniem w głosie. - Od tej pory przejmę wartę - zdecydowała tonem nie znoszącym sprzeciwu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172