Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-09-2017, 17:03   #47
Drahini
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
To jest niesamowite, jak trudno jest trafić w tak wielkie stworzenie, które się na dodatek z początku gramoli się po upadku na ziemię. Drugi strzał Shavriego frustrował go bardziej od pierwszego. Rozsądek jednak nakazywał stać i celować. Nawet pomimo tego, że naciąganie cięciwy za każdym razem wydawało się niestety skrajną bezradnością w obliczu zielonej bestii, która całą swoją furię wyładowała na Przeborce. Shavri w rozpaczy opuścił łuk, gotów do zmiany broni i biegu na bestię, ale wtedy po ciosie Jorisa i ataku - nieudanym sądząc po stukocie łuski - Marva, smok… rozłożył z łopotem swoje potężne skrzydła.
- Jeszcze czego - szepnął Shavri, naraz czując ulgę, że smok nie pastwi się już nad barbarzynką. Natychmiast podniósł swoją broń, wycelował, unosząc grzbiet łuku w ślad za wznoszącą się bestią i strzelił. Podmuch wiatru ze smoczego skrzydła zniósł strzałę na lewo. Dobrze jednak, że tropiciel wciąż patrzył na smoka, bo gdyby nie widział na własne oczy tego, co wydarzyło się za chwile, nigdy by w to nie uwierzył.

Przeborka ledwo podniosła się po chybionym ciosie; poraniona, poparzona, ze zmęczeniem i krwią zalewającą jej oczy nie miała siły nawet stać, co najwyżej klęknąć. Jak przez mgłę widziała podnoszący się z ziemi olbrzymi kształt; uderzenie wiatru, jaki wywołał smok swoimi skrzydłami, nieomal nie wywróciło jej ponownie na zadeptaną ziemię. Ich przeciwnik odlatywał! Uciekał, nie dając szansy go ścigać, a kto wie, czy nie powróci znów, tym razem silniejszy i bardziej zdeterminowany? Taka walka - to wiedziała - musiała toczyć się do końca. Jej lub wroga.
Zebrała w sobie resztkę sił, napędzając się płonącym wewnątrz gniewem, że oto umyka im możliwość zdobycia chwały pogromców wielkiego gada. Gwałtownie podniosła się z klęczek, niczym żaba skacząca na siedzącą zbyt daleko muchę: korzystając z pędu, jaki nadał jej ten ruch, wyrzuciła przed siebie, potężnym zamachem znad głowy, swój dwuręczny miecz, celując w brzuch majaczącego nad nią smoka - a potem, nie kontrolując już zupełnie przemęczonych mięśni, runęła na twarz jak marionetka, której ktoś nagle odciął sznurki. Oby tylko Ojciec Walki prowadził jej oręż... bo sama efektu rozpaczliwego rzutu nie widziała. Świat pochłonęła czerń i czerwień, głosy towarzyszy gdzieś odpłynęły, a rany zaczęły nagle mocniej boleć i krwawić, jakby wojowniczkę w końcu bezlitośnie dopadło to wszystko, co przyjęła na siebie w walce z gadem.
Marv nie mogąc już dosięgnąć przeciwnika, odrzucił magiczną włócznię i sięgnął za plecy po zwyczajną, gotów cisnąć nią w bestię. Nie zdążył, obserwując w osłupieniu jak brocząca krwią Przeborka z nadzwyczajną siłą ciska mieczem i trafia smoka. Ten zaczął spadać, więc rudowłosy ponownie podniósł swoją broń.
- Dobry rzut - skomentował krótko w stronę kobiety, zanim zwrócił się do Jorisa. - Musimy to wykorzystać.
Stwór mógł nie mieć siły latać, ale ciągle miał także nogi. Ranny i na ziemi stanowił o wiele mniejsze zagrożenie i należało pójść za ciosem. To jednak nie Hund dowodził.
- Chwileczkę… - Tori otarła pot z czoła i oderwała na chwile zmartwione spojrzenie od barbarzynki, skupiając je na młodym wojowniku. - Nie puszczę cie w las z ranami.
Przechodząc przez gruzowisko i zrębowisko krzaków, nałożyła dłonie na rany rudowłosego mężczyzny, które zasklepiły się pod jej świetlistym dotykiem.
- Zostanę tu z nią… - oznajmiła po chwili wskazując na ranną kobietę.
Shavri podszedł do nich już z naręczem 5 pochodni.
- Smokobójczyni - pozdrowił Przeborkę z ukłonem. Po czym zwrócił się do myśliwego: - Jorisie jestem za tym, żebyśmy poszli za nim nawet po ciemku. - powiedział spokojnie. - Obaj wiemy jak się tropi, a wszyscy widzieliśmy w którą stronę leciał. Jest tylko jedno pytanie, czy to bezpieczne zostawiać tu Torikę z ranną Przeborką same nawet na te kilka świec.
- Nie zostaną same - powiedział Trzewiczek, który jak zwykle wyrósł nie wiadomo skąd. W jego głosie rozbrzmiewała duma, wszak przyczynił się właśnie do pokonania smoka. - Możecie być spokojni. Mogę też pomóc w leczeniu - spojrzał na Tori.
Kapłanka uśmiechnęła się do wyznawcy Sune, po czym poklepała się po rękojeści sejmitaru. - Dajże spokój, nie jestem aż tak bezużyteczna… - Nie przerywając pokrzepiającego uśmiechu, wróciła do rannej, by czym prędzej obdarzyć ją cząstką łaski Selune, która miała ukoić jej ból.
- Jeśli ktoś tu będzie w niebezpieczeństwie to nie Rika, a truposze i te drzewołaki - zaśmiał się Joris wyraźnie zmęczony, ale i zadowolony z efektu smoczej potyczki. Co prawda Przeborka, której Phandalin teraz wiele zawdzięczało, mocno broczyła krwią i wyglądała oględnie rzec ujmując źle, ale myśliwy wiedział już, że nie z takich objęć śmierci, kapłanka potrafiła wydrzeć duszę - Idziemy we trójkę za smokiem. Żywo! Bo ten rzut na marne pójdzie…
Co zarządziwszy ruszył z morgenszternem w zarośla. Toporek odzyska później…

Zignorowany przez wszystkich niziołek wzruszył ramionami i wrócił do budynku po plecak. Nie chciał przeszkadzać kapłance. Przy ognisku wyciągnął jego zawartość i postanowił zagotować wodę do obmycia ran, o ile tylko Zenobia mu ją spakowała.
 
Drahini jest offline