Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2017, 17:24   #4
KaDwakus
 
KaDwakus's Avatar
 
Reputacja: 1 KaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie cośKaDwakus ma w sobie coś
Pierwszy Krok

Rozczarowanie. To właśnie czuła.

Gdy tylko bitewne uniesienie i adrenalina opadły, a entuzjastyczne krzyki tłumów wywietrzały z jej głowy, uczucie pustki i niezadowolenia powróciło z pełną mocą. Drobna, opuchnięta twarz wpatrywała się w nią zza lustra, badając oskarżycielskim wzrokiem tak świeże, jak i stare rany. Kręcone szafirowe włosy, teraz obraz posklejanego krwią chaosu, oraz napuchniętą wargę skrytą za chłodną butelką taniego alkoholu.
Co właściwie robiła ze swoim życiem? W jaki sposób okładanie tych wszystkich osiłków przybliżało ją do celu? Wcale! Od tygodni szlajała się od areny do areny, od walki do walki, od jednej drobnej robótki dla kolejnego nieistotnego rynsztokowego szczura, do następnej, równie nieistotnej pracy. By przetrwać. By nie wylądować pod mostem. By mieć jedzenia na kolejną garstkę dni. Na amunicję i paliwo, wymagane w czasie kolejnego nieistotnego zadania.

Tak, to jedno miała opanowane. Przetrwanie. Ale Marisol oczekiwała znacznie, znacznie więcej! Chciała czegoś wielkiego! Czegoś wspaniałego! Czegoś, co sprawi, że po nią wróci! Że wyciągnie ją z tego ciemnego, obleśnego tunelu, jakim stało się jej życie! Że zabierze ją na powrót do raju, do najwyższych wiecznie oświetlonych wież, ponad zgiełk, ponad smog, prosto w aksamitne ramiona otoczone kruczoczarnymi lokami! By Anja ponownie stanęła u Jej boku. By na zawsze pozostały razem...

-Obleśna niewdzięcznica! - zasyczała wbijając spojrzenie w oczy dziewczyny zza lustra. Były ciemne i gniewne, niczym burzowe niebo -Tak odpłacasz swojej Pani za wszystko, co dla ciebie zrobiła? Za to ciało, które ci dała?! Za twoje nędzne życie?! Za te wszystkie lata miłości?! Nie potrafisz spełnić nawet jednego prostego rozkazu! Szmata! Suka! Kaleka pokraka! Przestań się na mnie gapić...!

*TRZASK!*

Odłamki szkła rozprysły się po okolicy, niczym drobny, krystaliczny szrapnel, rykoszetując od ścian, podłogi i twarzy Anji. Oraz gniewnego, poznaczonego bliznami i krwią, oblicza spoza tafli zwierciadła.
Dziewczyna potrzebowała dobrej chwili, by zrozumieć, co się stało. Jej oczy powoli skręciły w stronę zaciśniętej pięści - matowej czarno-granatowej konstrukcji z metalu i tworzyw - spomiędzy palców której wystawały resztki szkła. Tania wódka ciurkała strużką na podłogę, mieszając się z krwią ostatniego z jej oponentów, pokrywającą chityno-podobny szkielet sztucznej ręki.

Miała dosyć. Ze wstrętem odrzuciła resztki butelki i opadła ciężko na metaliczny blat stołu. Chciało jej się płakać. Tak bardzo tęskniła za Panią! Tak bardzo chciała jeszcze raz stanąć u Jej boku! Usłyszeć Jej głos! Zobaczyć Jej drobną, najpiękniejszą buzię i te cudowne, kochające oczy. Poczuć dotyk delikatnych dłoni. Być przy niej na dobre i złe, wypełniając każdy rozkaz, każdą zachciankę, najdrobniejszy nawet kaprys. Być narzędziem Jej woli, wiernym oddanym psem warującym przy nodze bogini!

Gdy ciszę, przerywaną okazjonalnym pociągnięciem nosa, zakłóciły ciężkie kroki, Anja nawet nie drgnęła. Nie miała ani ochoty ani siły rozmawiać. Przynajmniej nie na początku, bowiem gdy dotarł do niej sens dostarczonej przez osiłka wiadomości, jej serce stanęło na całą jedną sekundę! Słyszała to i owo o tym całym Pierrocie! Mało, kto nie słyszał o niekoronowanym królu rynsztoka! Szalonym kniaziu ciemnych uliczek! Krwawym Uśmiechu, zazwyczaj ostatnim w życiu tych, którzy z nim zadarli!
Czy to była właśnie ta wielka szansa, na którą czekała tyle czasu? Jeśli... jeśli ktoś taki jak Pierrot zabiegał o jej usługi, to chyba COŚ robiła jednak dobrze! Jej praca nie była trwonieniem czasu! Mimo wszelkich przeciwności, przybliżała się do celu! Tak! Kroczek po małym kroczku pracowała na uwagę swojej Pani! Gdy wykona zadanie dla kogoś tak znacznego, może zdoła Jej w końcu zaimponować! Zasłuży na Jej miłość! Na upragnione rozkazy padające z Jej melodyjnych ust!

Wstała bez słowa. Niczym we śnie, odrobinę się zataczając, podeszła do szczerzącego się wielkoluda o aparycji przydrożnego, betonowego słupa. A następnie otoczyła go drobnymi ramionami i mocno wtuliła twarz w jego muskularny tors.
Wyraźnie zaskoczony osiłek nawet nie drgnął. Nie takiej reakcji oczekiwał. W swojej karierze zawodowego zabijaki, spotkał się ze wszystkim - od podszytego strachem szacunku i uniżenia, aż po okrutną pogardę i bezczelne docinki, tak łatwo przychodzące pozującym na twardzieli śmiałkom ulicy. Ale przytulak był zdecydowanie czymś...nowym. Na pewno przyjemnym, ale na tyle innym, by wybijać poza strefę komfortu, wyznaczoną przez znajomość ulicznej etykiety.

-Dziękuję... Przekaż swojemu panu, że chętnie wpadnę - wyszeptała w końcu, pociągając głośno nosem -Czy... Czy m-możemy zostać tak jeszcze na chwilkę? M-am wrażenie, że tego mi było trzeba... Z-zapłacę za twoją koszulę, jeśli po-poplami się krwią...
-Jasne... Spoko... Nic nie szkodzi... - odparł z wahaniem osiłek, powoli kładąc masywną dłoń na jej kręconych, szafirowych włosach - To ciuch roboczy, jest dokładnie po to, by na niego krwawić...

***

Zaproszenie od Pierrota zdecydowanie przywróciło jej siły. Pożegnała się szybko z miłym posłańcem i pobiegła pod prysznic, zmyć z siebie krew. Tego tylko jeszcze brakowało, by uświniła swoje własne ciuchy!
Łazienka okazała się dużym, prawie pustym pomieszczeniem całkowicie wyłożonym spękanymi, tandetnymi kafelkami. Niektóre z nich, zwłaszcza te na ścianach, ozdabiały różne, niekoniecznie pasujące do siebie wzory - niechybny znak wielokrotnego łatania ubytków wszystkim, co tylko wpadło w ręce, nie ważne, czy zamiennik pasował, czy nie. Wzdłuż ścian wyrastał tuzin pryszniców, tak jak i same kafelki, mnogich w rozmiarze i kształcie, a pod każdym znajdował się niewielki, zakratowany odpływ.
W pomieszczeniu panowała ciemność, rozpraszana jedynie odrobinę tunelem mdłego światła towarzyszącemu Anji z korytarza. Jedno lub dwa szarpnięcia staromodnego przełącznika przy drzwiach dały szybko do zrozumienia, że oświetlenie nie działało. Być może popsuło się, a być może ktoś ukradł żarówki. Jakiekolwiek były powody, ciemność zamierzała pozostać tutaj na dobre, czy się to komuś podobało, czy nie.
Anja westchnęła. Jak na zawołanie, w kąciku jej oka pojawił komunikat, pisany drobną zieloną czcionką.

TRYB NOCNY: Tak/Nie.

Tak.

Pomieszczenie pojaśniało i utonęło w delikatnej zieleni. Dziewczyna zdjęła z siebie ciuchy - krótkie spodenki i ciasny staniczek sportowy będący raczej formalnością, niż funkcjonalną zasłoną jej ledwie istniejących kształtów, i wmaszerowała pod najbliższy prysznic.
Odetchnęła z ulgą. Chłodna woda przyjemnie omywała jej dziewczęcą sylwetkę przynosząc ukojenie, zmywając krew, pot, zmęczenie. Stała tak jakiś czas rozkoszując się orzeźwiającym masażem wodnych palców, oraz uczuciem długich mokrych włosów niesfornie lepiących się do karku. Woda ściekała wzdłuż każdej nierówności jej drobnego tułowia - pokrytego bliznami jak po oparzeniach, kalekiego i pozbawionego własnych kończyn. Na zawsze zamkniętego pośród pary mechanicznych ramion i dwóch sztucznych nóg, wyrastających nagle w połowie długości amputowanych ud. Każda z protez - perfekcyjna replika ludzkiej formy, choć wykonana z nachodzących na siebie, przypominających chitynę płytek. Każda skrywała mięśnie z elastycznych kabli i plątaninę izolowanych gumą drutów. Każda wyposażona w jedną baterię i mnogie czujniki pozwalające imitować ludzki dotyk. Oraz zestaw szponów, którymi odebrała dziś jedno, nieistotne życie.

Gdy stała teraz sama pośród mroku, zalewana kaskadami chłodnej wody, czuła wstyd. Wstydziła się swojego wybuchu, swojej słabości. Wstydziła się tego, że śmiała zwątpić w mądrość swojej Pani. Że chociaż na sekundę jej wiara w osąd Pani, zachwiała się.
Pani uważała ją za gotową. Inaczej nie wysłałaby jej na ulice. A jeśli Ona tak myśli, to kim jest Anja, by to kwestionować? Cokolwiek zrobiła, wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich tygodni - wszystko to mieściło się w planach Pani. Nie mogła przegrać! Powinna zamknąć się i iść naprzód! Bez wahania, bez zastanowienia! Jest gotowa! Tylko czekać aż wykona swoją misję i wróci w ramiona ukochanej!

Miała ochotę zapaść się pod ziemie. Taki wstyd! Co by Pani powiedziała, gdyby ją wtedy zobaczyła?! A mogła patrzeć! Zawsze mogła patrzeć! Ich oczy były jednością! Na zawsze połączone - wierna służąca niczym więcej niż przedłużeniem zmysłów i woli swojej właścicielki. Zawsze na wyciągnięcie ręki, na jedno kliknięcie ekranu holofonu. Jej życie i śmierć w rękach ukochanej.

Czy patrzyła teraz? Czy była tutaj razem z nią? Czy oderwała się od ważnych, firmowych obowiązków, by towarzyszyć swojej nieposłusznej, głupiej suce? Anja zarumieniła się na tę myśl, a resztki jej otoczonego cybernetyką ciała, zadrżały. Chciała, żeby tak było. Pragnęła tego z całego serca!
Nie myśląc wiele, posłała rozkaz poprzez otoczony kablami kręgosłup, zmieniając opuszki palców w laserowo wyostrzone szpony, kształtem wcale nie tak różne od nożyków, których używała Pani, gdy relaksowała się i oddawała swojemu modelarskiemu hobby.
Powoli przystawiła palec wskazujący do ściany, dokładnie na wysokości twarzy. Ostrze gładko weszło w tandetne kafelki - jeden zamaszysty ruch pozostawił na nich finezyjnie wybrzuszone, pionowe żłobienie biegnące aż na wysokość piersi Anji. Drugi dopełnił prostego kształtu serca, teraz na zawsze, lub przynajmniej do czasu następnego remontu, wyrytego w ścianie, jako skromny wyraz uwielbienia dla bogini podziwiającej świat poprzez jej własne oczy. Miała nadzieję, że patrzyła.
Zawsze mogła...

***

Czysta i odświeżona, powróciła do szatni. Ogień entuzjazmu, napędzany przejrzystością jej nowego celu, wypełniał pierś i ogniskował myśli. Cały czas naga, usiadła ponownie przed lustrem. Spojrzała przepraszająco w oczy dziewczyny zza gładkiej tafli. Uśmiechała się delikatnie. Jej zawstydzone oczy uciekały w podłogę i otaczający mrok. Najwyraźniej nie była wcale taka zła. Szło się z nią dogadać. Spędziło tak razem jakiś czas, w milczeniu, rozkoszując się ciszą przerywaną jedynie okazjonalnie odgłosami dobiegającymi zza prowadzących na korytarz, dużych, metalowych drzwi. Czy walki jeszcze trwały? Tak, pewnie tak, noc była nadal młoda.
Gdy w końcu wyschła, odszukała swoją szafkę - raczej kiepsko utrzymany, metalowy mebel pokryty rdzą, wgnieceniami i mnogimi nalepkami przedstawiającymi owoce i historie obrazkowe. Przyjemny akcent, Anja lubiła owoce.
Wciągnęła na siebie czarny, obcisły bodyglove, tak dobrze opinający jej drobną, atletyczną formę. Na nogi założyła wysokie buty do połowy łydki, a dłonie skryła za pozbawionymi palców rękawiczkami. Zaczesała włosy na lewą stronę, odsłaniając ucho ozdobione mnogością drobnych kolczyków rozmaitych rozmiarów i kształtów. Wszystkiego dopełniła krótka, skórzana kurteczka, oraz najważniejsza ze wszystkiego - symbol jej statusu - obróżka. Wykonana z delikatnej skórki, doskonale leżała na szyi. Towarzyszyła jej od lat, nadając poczucie tożsamości i przynależności. Przypominając, że była niczym więcej, niż niewolnicą.
Rzuciła po raz ostatni okiem na dziewczynę zza lustra. Wyglądała cudownie! Elegancko, uroczo i kusząco - dokładnie tak jak powinna prezentować się własność panienki z rodu Morello.
-Dobra robota - z uśmiechem puściła odbiciu oczko i ruszyła pewnym siebie krokiem w stronę drzwi.

***

Gdy weszła do szatni, powitało ją badawcze spojrzenie wysokiego, żylastego mężczyzny latynoskiego pochodzenia, powoli unoszące się zza opartego o kolano komiksu.
-Cześć Łycha, mogę zabrać mój sprzęt?
Mężczyzna nie odpowiedział. Skinął jedynie, ledwie zauważalnie, swoim łysym czerepem pokrytym tatuażami, sięgnął pod stół i wydobył plątaninę pasków i kabur. A wraz z nią dwa automatyczne pistolety.
-Dzięki. Czy chłopaki sprawiali kłopoty?
Ponownie milczenie, tym razem towarzyszące jednak lekkiemu gestowi zaprzeczenia.
-No to dobrze - Anja uśmiechnęła się promieniście, przytraczając uprząż na wysokości talii w taki sposób, by oba pistolety spoczywały nieśmiało tuż ponad jej tyłeczkiem -A co z Paprotką? Pewnie się stęskniła...
Mężczyzna bez słowa rzucił jej kluczyki ozdobione breloczkiem w kształcie uśmiechniętej pomarańczy.
-Kochany jesteś. Do zobaczenia! Może wpadnę jeszcze jakoś na dniach. Zobaczymy! Cześć!
Gdy wybiegała na parking, odprowadziła ją tylko cisza. Sekundę później przeciął ją bezlitośnie odgłos przewracanej strony.

Uzbrojona i gotowa, pognała na parking. Na stanowisku 17c jak zawsze czekał na nią jej ulubiony (i po prawdzie jedyny) motocykl. Był nieduży i zielono-żółty, a bak zdobił mu malunek niebieskiej paprotki. Wyglądał uroczo, chociaż smutno. Jak psiak stęskniony za swoją panią.
-Już jestem. Przepraszam, że kazałam ci tyle czekać - wyszeptała, wskakując na siodełko i przykładając policzek do chłodnego, lakierowanego metalu.
Odpaliła silnik. Pozwoliła sobie na chwilę rozkoszy, topiąc zmysły w entuzjastycznym warkocie i drżeniu maszyny. Oj tak, Paprotka tęskniła! Domagała się spaceru jak spragniony podróżnik wody!
-Czemu nie? - pomyślała Anja. Noc była jeszcze młoda. A i tak musiała dokupić jeszcze paliwa i wrzucić coś na ruszt. Nie jadła od wczesnego południa! Jakby w odpowiedzi na tę myśl, jej własny żołądek zawarczał, wtórując silnikowi. Tak, zdecydowanie - czas zwiedzić miasto!

***

Przez kilka następnych godzin jeździła po Zonie 6, rozkoszując się prędkością i muzyką. Słyszała dziś kilka nie najgorszych kawałków, więc odtwarzała jeden po drugim z przechowywanych w mózgu nagrań. Przemierzała noc, rozbijając się od sklepu nocnego do sklepu nocnego. Od jednego zapyziałego baru do kolejnego, zapyziałego nawet bardziej! Zjadła trochę śmieci, które miejscowi mieli czelność nazywać jedzeniem, wypiła też trochę odrażających pomyj, niechybnie świeżo wyciśniętych z karaluchów.
Krążąc po mieście, zajechała nawet przed siedzibę Jokerów, by mieć pewność, że nie zabłądzi, szukając jej z samego rana. A na koniec odwiedziła stację paliw, by napoić swoją jednośladową towarzyszkę.

Już późną nocą dotarła przed hotel, w którym wynajmowała pokój. Nad wejściem, do którego prowadziły strome, obłupane i brudne schodki, wisiał czarno-biały szyld głoszący: "Szach Mat".
Zaparkowała motor i cicho, by nie przeszkadzać nikomu, wkradła się do głównego holu. Panował w nim półmrok, zakłócany mdłym światłem padającym ze staromodnego żyrandola. Za kontuarem siedział zgarbiony, starutki już mężczyzna z nosem pochylonym nad czymś, co wyglądało jak krzyżówka. Na prawo od niego stała szachownica, otoczona wianuszkiem pionków i figur wykonanych z drewna. Na lewo, stała butelka taniego wina.

-Dobry wieczór Lou. Nadal na nogach? - Anja powitała właściciela przybytku wesołym półszeptem.
Stary Azjata podniósł długi nos sponad gazetki i omiótł dziewczynę krytycznym spojrzeniem. Miał szare, zmęczone oczy, łypiące podejrzliwie znad grubych szkieł okularów.
-Biłaś się. Znowu. Jeśli i tym razem poplamisz pościel, będziesz mi ją sama prała.
-Spokojnie, już nie cieknę - odparła z teatralnym wyrzutem, odruchowo dotykając napuchniętej wargi -Z resztą, gdzie twoja żyłka do interesów? Kiedy się biję, przynoszę pieniądze!
-Dużo?
-Nie. Ale wystarczy na kilka następnych dni. Masz - rzuciła zwitek banknotów obok szachownicy. Dopiero teraz dostrzegła, że gazetka, którą brała za krzyżówkę, w istocie była starym pisemkiem szachowym.
-Znowu grasz sam ze sobą?
-Skądże znowu ty bezmyślna dziewczyno! - obruszył się starzec -To partia sprzed ponad 80 lat! Mistrzostwa świata z 2002, Ponomariow przeciwko Iwanczukowi. Ja tylko odtwarzam ruchy mistrzów, chcę widzieć jak przebiegała rozgrywka. Szkoda, że już tego nie wydają...
-Mogę popatrzeć?
-Nie.

***

Gdy powróciła do świadomości, był już ranek. Powoli otworzyła oczy, odkrywając na nowo swoje otoczenie. Nadal siedziała przy kontuarze, z twarzą na chłodnym blacie. Czyżby spała tutaj przez resztę nocy? Rozejrzała się sennie po pomieszczeniu. Tu i ówdzie kręciło się trochę ludzi, głównie starszych lub szemranych mężczyzn i kobiet, preferujących trzymać się swojego własnego, zacienionego kąta.
-Zrobiłem ci śniadanie - usłyszała zrzędliwy głos dochodzący od strony kuchni.
-Dzień dobry Lou. Kiedy usnęłam?
-Jakąś godzinę po tym, jak po raz trzeci kazałem ci iść na górę i zostawić mnie w spokoju. Straszna z ciebie gówniara, wiesz o tym? Gdybyś była moją wnuczką, kazałbym twojej matce spuścić ci manto!
-S-serio? - Anja zarumieniła się odrobinkę. Nie miała matki. A przynajmniej nie pamiętała, żeby miała. Miała za to Panią. Bezgranicznie dobrą i kochającą... ale gdyby tak Anja zrobiła coś bardzo, bardzo złego... na pewno zasłużyłaby na karę! Tak! Zdecydowanie! Sukę należało dyscyplinować!
-D-dziękuję... - zapiszczała odruchowo, próbując nieporadnie skryć w dłoniach, podsycany fantazjami rumieniec.
Stary chińczyk zmierzył ją kolejnym ze swoich zimnych spojrzeń -Dziwny z ciebie dzieciak, wiesz?
-Czy to źle?
-POTWORNIE!

***

Jakąś godzinę później stanęła przed siedzibą pana i władcy Zony numer 6. To był ten dzień! Dzień, na który czekała od tak dawna! Nic nie mogło go popsuć! Nic nie mogło stanąć na jej drodze! Była gotowa! Miała to wszystko pod kontrolą! Przeznaczenie było jej dziwką, tak jak ona była dziwką Pani!
Co prawda była odrobinę przed czasem, ale nic to nie szkodzi. To nawet lepiej! Nie mogła się już doczekać!

Z sercem kipiącym ekscytacją ruszyła przed siebie i pchnęła mocno drzwi wejściowe...
 

Ostatnio edytowane przez KaDwakus : 09-09-2017 o 08:35. Powód: poprawki ortograficzno-stylistyczne
KaDwakus jest offline