Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2017, 10:39   #80
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Angie i Pan z Obrazkami i futerka i brudny bryk przed domkiem

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=2mn8vLYDAew[/MEDIA]

Nastolatka rozdzieliła się z Vex zaraz przy drzwiach frontowych domu z kratami w oknach. Od razu zaczęła mieć kłopoty bo kocia mama na taką paskudną mżawkę i cały wodny świat zareagowała tak jak to koty często reagowały na nadmiar wody. Czyli próbowała się wyrwać i czmychnąć ale mimo to udało się blondynce dojść do czarnego pojazdu. Głównie dlatego, że stał zaledwie o kilka kroków dalej bo na dłuższe zmagania z kotką to zaowocowałoby by pewnie eskalacją konfliktu na kły i pazury.

Udało jej się jedną dłonią otworzyć boczne drzwi vana, te same co wczoraj w nocy. Dziś też były otwarte. Zaraz na podłogę wskoczyła kocia mama po trochu wyrywając się wreszcie człowiekowi a po trochu puszczona przez niego. Zaraz jednak zaczęła rozglądać się niepewnie i uważnie po wnętrzu furgonetki węsząc intensywnie i strzygąc uszami. W końcu obadała sprawę na tyle by wydać z gardła ostrzegawczy warkot niezadowolenia. Cofnęła się z powrotem do wyjścia ale tam zastopował ją widok bezbrzeżnej, złej wody. A z ramion Angie ciekawe ruchy puchatych główek nieświadomych zdenerwowania i zaniepokojenia matki. Mieszkanka Pustkowi jednak mogła dość łatwo zgadnąć co zaniepokoiło kocią mamę.
Krew i śmierć. Na pewno nie uspokoiła ona kociej duszy. Prawie cała rowkowana podłoga vana była uwalana krwią. Częściowo już zaschniętą a częściowo sądząc po odblasku jeszcze nie. Wyglądało jakby ktoś tu oprawiał jakieś zwierzę. Ale to pewnie zostało po Tess bo jej ciała nie było. Za to były muchy. Latały i bzyczały wyczuwając okazję do żerowania. Był też Roger.

Roger leżał na bocznej ławce pojazdu. Była na tyle długa, że można było ją potraktować jak wąskie na szerokość ale na długość prawie pełnowymiarowe łóżko. Roger leżał nakryty jakimś kocem i albo spał albo zasypiał. Poruszył głową sprawdzając kto przyszedł ale zaraz ją opuścił z powrotem.
- Wejdź. - mruknął sennym głosem. - Znaczy jak się nie boisz. - dodał już leżąc znowu wciśnięty na płaskiej ławie. Kotka zaburczała znowu z niezadowolenia rozdarta między chęcią ucieczki, troską o młode, strachem przed miejscem kaźni a wstrętem do zimnej wody.

Bryk wyglądał gorzej niż podłoga po nocnym zasadzkowaniu na pana żula. Tutaj wszędzie było czerwono i zapach miedzi kręcił w nosie. Angie nie dziwiła się czarnej mamie, że nie chce tu siedzieć. Miała o wiele lepszy nos niż ludzie, bardziej czuły.
- Nie martw się, posprzątam i będzie dobrze - szepnęła do niej, głaszcząc uspokajająco nastroszone włoski. Weszła do środka i bluzę z kociakami położyła na fotelu kierowcy, gdzie nie dotarła czerwień. Kocią mamę też tam przeniosła.
- Bać? Czego? - spytała pana z obrazkami, wracając do wyjścia i zamykając drzwi - Przecież to tylko krew. Krew nikogo nie krzywdzi. Jest jak woda, tylko taka co płynie w ciele - wzruszyła ramionami, przyglądając się brudnej podłodze - Bo ten… mogę tu posprzątać. Żeby się nie brudzić… no i jak mamy jechać… no żeby dało się jechać. Możesz spać, ja się tym zajmę. Już w noc… posprzątam - powtórzyła.

Kotka dalej była zdenerwowana. Nie chciała dać się złapać człowiekowi. Dopiero gdy nastolatka już opuszczała ją na bluzę z młodymi do której już chyba kocia familia zdążyła się przyzwyczaić przestała się wyrywać mając potomstwo w zasięgu wzroku. Gdy Angie ją puściła ona zaczęła od razu owijać się wokół nich opiekuńczym kręgiem i zaraz zaczęła je troskliwie lizać jakby chciała z nich zmyć ten smród krwi i śmierci jaki tu się rozgościł. Młode też coś musiały wyczuć bo unosiły łebki i węszyły intensywnie chłonąc nowe dla siebie zapachy. Ale jeszcze były na tyle młode, że nie okazywały obaw tak jak ich dorosła i bardziej doświadczona matka.

- Krew jest święta. Krew dla Khaina. - burknął półprzytomnie pomalowany mężczyzna. Powieki miał zamknięte i wyglądało na to, że już balans przechyla się na stronę snu niż realnego świata. Ale przez to nastolatka miała okazję przyjrzeć się wnętrzu pojazdu w dzień. Wszystko nawet w pochmurny i mżysty poranek było wyraźniejsze niż w nocy przy świetle świec i lamp. Nie było przez to tej niepowtarzalnej, na wpół mistycznej atmosfery pełnej ciepłych płomyków i ceni ale przez to właśnie było widać wyraźniej. Sprzątnięcie samej krwi zapowiadało się trudno. Krew zdążyła już częściowo zaschnąć więc samo chlustani wodą by nie pomogło. Trzeba było to wyszorować piachem albo szczotką jakąś. Piach to chyba cały teraz był pod tą zimną, mokrą wodą więc trzeba było znaleźć coś innego. A zmyć trzeba było bo muchy i inne trupojady będą tu się złazić i złazić. Potem jak się zalęgnął nie było je już tak łatwo się pozbyć.

Przy okazji w dzień mogła lepiej i spokojniej przyjrzeć się wnętrzu półek, haków i pudeł gdzie Roger trzymał swoje rożne precjoza. Nie było knui a Roger już prawie spał i zdawał się nie zwracać uwagi na Angie jak każdy śpiący.
Wnętrze zaś pełne było suszonych ziół, torebek foliowych pełnych nie wiadomo czego, słoików, pudeł, kartonów, fletów, takich dziwnych sklejonych fletów, bębnów i całych mnóstwa dziwnych gratów jakie zdawały się być zabrane bez ładu i składu z przypadkowe ulicy czy innej rupieciarni. Gdzieś na ścianie wisiała okrągła tarcza. Ta co już widziała u mężczyzny wcześniej ale widocznie musiał ją znowu odłożyć.

Pan z obrazkami nie mógł być tak zły jak wujek myślał. Źli ludzie nie robili muzyki, a wnętrze bryka zdobiło parę instrumentów. Poza nimi było tu… tyle fajnych rzeczy! I suche roślinki i dziwne proszki i całe, całe mnóstwo czegoś, czego blondynka nie umiałaby nawet nazwać. Żałowała, że nie może spędzić tu całego dnia, oglądać i sprawdzać. Brać do rąk pękatych słojów i potrząsać żeby zobaczyć czy chlupią. Niedługo wyruszali, wujek nie będzie golił się wiecznie i nie wiadomo czy ktoś nie postanowi wejść do środka… no i jeszcze wymalowany w obrazki na obrazkach mężczyzna wyraźnie miał zamiar iść spać, a jak uśnie Angie nie mogła go budzić. Po to się spało żeby być wypoczętym, a on całą noc klekotał, a potem wycinał i palił serce i przeniósł gdzieś zwłoki. Musiał być bardzo zmęczony.
- Do krwi przyjdą robaki. Dużo i ruchomych. I wszędzie wejdą, będą cię gryźć i pogryzą twoje skarby - powiedziała cicho, przechodząc tam gdzie ławka i śpioch. Idąc w jego kierunku ściągnęła bluzę, a potem podkoszulkę, odkładając je na oparcie fotela żeby się nie pobrudziły… szkoda. No i wujek by zauważył że coś nie tak, a nie chciała go dodatkowo martwić. Problem pojawił się przy staniku, ciężko było go zdjąć jak nie widziało się zapięcia, ale po zaciętej walce zameczek puścił - Khain już dostał ofiarę. Jak jest od krwi to pewnie lubi świeżą. Ja tam bym wolała świeżą, a nie taką starą i zgniłą i jeszcze z robakami. Jakby mnie taką ktoś poczęstował to bym mu chyba zrobiła wypadek - mruknęła, siadając w nogach i zdejmując buty. Je też postawiła ostrożnie żeby się nie pobrudziły od środka. Po zdjęciu obuwia pozbycie się spodni zajęła parę sekund. Zapach jatki kręcił w nosie aż chciało się kichać.
- Jeszcze będzie dużo świeżej krwi skoro jest wojna. Nie zabraknie… a lepsza taka co dopiero wypłynęła. Tej już nie potrzeba… chyba. Spełniła swoją rolę - wspięła się na ławkę i przycupnęła na niej, dłonie opierając obok stóp i zmieniając się w żabę. Taką co rechotała w stawach co mają wodę i zieloną rzęsę. Gapiła się przy tym na Rogera, przekrzywiając głowę w bok.

Roger nie zareagował ani na słowa ani na ruchy blondynki. Leżał spokojnie na ławie, nakryty kocem z zamkniętymi oczami. Oddech robił mu się coraz głębszy i wolniejszy gdy pogrążał się we śnie. Oczu nie było prawie w ogóle widać w tym półmroku panującym wewnątrz pojazdu i poczernionych “oczodołach” czaszki jaką wymalował sobie na twarzy pan z obrazkami. Bzyczenie much wydawało się głośniejsze od jego oddechu. Jakaś wylądowała na kocu okrywającym Rogera. Zaczęła czyścić skrzydełka nic sobie nie robiąc z obecności ludzi. Z zewnątrz dobiegały Angie stłumione odgłosy pozostałych. Chyba zmagali się z wyciągnięciem samochodu na drogę ale widocznie im się udało. Z przedniego siedzenia słyszała jak kocia mama dalej czyści siebie albo swoje maluchy.

Naprawę wyglądał bardzo ładnie i jak kostuszek. Gdy zamknął oczy już w ogóle jego głowa przypominała czaszkę, z tą czarnością tam gdzie powieki. Angie zawahała się wpierw chcąc go dźgnąć palcem w zaobrazkowana pierś. Żeby się upewnić, czy aby przypadkiem już nie śpi, bo jakby nie spał… ucieszyłaby się. Znowu w dole brzucha miała te dziwne robaczki co tak wierciły i robiła się jej gorączka. Wyciągnęła rękę i już prawie bodnęła unoszący się rytmowo tors, gdy do blond głowy wpadł kompletnie inny pomysł. Przypomniała sobie podglądany poranek wujka z ciocią i przełknęła ślinę, a wzrok jej zjechał niżej. Wujek robił takie zabawny miny jak Vex mu pracowała głową między nogami. Może nie było takie złe, no a na pewno miłe… no i nie mogło być gorsze od zepsutego mięsa. Do tego Roger spał, więc nie zacznie krzyczeć. Uspokoiła myśli i wreszcie podjęła decyzję, wsuwając rękę pod kocyk żeby rozpiąć leżącemu spodnie.

Pod kocykiem dłoń nastolatki wyczuła przyjemne ciepło, tak typowe dla ciepła nagrzane od ludzkiego ciała. Potem wyczuła wierzchnią warstwę spodni opiętej na udach śpiącego mężczyzny. Wreszcie dotarła do bioder i tam do tych różnych elementów znacznie bardziej odkształcających się na sam dotyk niż sam materiał spodni. Palce zaczęły gmerać przy suwaku, ten w dość niewygodnej dla nastolatki pozycji rozsuwał się dość opornie ale gdy wreszcie po kilku szarpnięciach udało jej się rozsunąć Roger podniósł głowę. Otworzył oczy i białka jego oczu wydawały się bardzo kontrastować w porównaniu do otaczającej go czerni wokół oczodołów. Przez te malowanie jego rysy twarzy było trudniej czytelne więc nastolatka miała w tej pierwszej chwili kłopoty z rozpoznawaniem emocji khainity. Ale szybko musiał obrzucić ją spojrzeniem.
- Co robisz Ćmo? - zapytał patrząc na klęczącą przy nim dziewczynę. Gdy on leżał na ławie a ona klęczała na podłodze dzielił ich z jeden krok, może pół ale głowy mieli właściwie na tym samym poziomie.

- Nic - odpowiedziała odruchowo jak zawsze kiedy robiła coś nowego i nie była do końca pewna czy to wypali. No ale już nie musiała uważać że go obudzi, bo sam się obudził. Na chwilę zamarła, ciekawa czy tak jak wujek każe jej sobie iść i tego nie robić, czy zrzuci z ławki na brudną podłogę? No raczej nie, w końcu był miły.
- Znaczy… bo chciałam żeby ci było miło, no ale nie wiedziałam jak… ale już wiem, bo widziałam i wiem że nie wolno zębami, tylko ostrożnie. Chcę się z tobą poprzytulać od środka i połączyć duszami… póki jeszcze spokój, wrogi daleko, a wojna za płotem, ale nie na podwórku. - dalej gmerała w rozporu, wyciągając na wierzch siusiaka. Już nie puchł jak wczoraj… znaczy że już mu sie nie podobała i jej nie lubił? Dla uciszenia myśli nachyliła się do przodu, wąchając nieufnie trzymany delikatnie w dłoni kawałek ciała. Nie było źle, pachniuchował jak Roger, tylko tak mocniej. Nie było much ani padliny, a dodatkowo zapach otaczającej ich jatki paraliżował po części powonienie. Wystawiła język, smakując ostrożnie obce ciało. Smakować też nie smakowało źle. Solą i potem i znowu Rogerem. Tak jakby zapach dało się zmienić w tym jednym miejscu w smak.

- Chcesz się ruchać? - zapytał Roger obserwując i słuchając działającą blondynkę. Zmarszczył brwi jakby się zastanawiał albo namyślał ale gdy Angie zaczęła gmerać przy rozporku opadł z powrotem na ławę. Ale przekręcił się trochę tak, że leżał teraz na plecach. Koc skotłował mu się gdzieś w na kolanach zsuwając się częściowo na podłogę pojazdu. - No to zajebiście. Jedziesz mała. - sapnął z zadowoleniem najwyraźniej dając przyzwolenie nastolatce na jej poranną aktywność. Ta czuła zaś jak trzymana w ustach część ciała zaczyna drgać, rosnąć i sztywnieć. Zupełnie jak wczoraj wieczorem gdy ją Roger kujnął od środka. Tylko tam na dole a nie w ustach.

- Nie jestem mała - mruknęła, przerywając zapoznawanie językowe i łypnęła na pana z obrazkami z wysokości jego bioder - Jestem już duża - przypomniała tak dla świętego spokoju o fakcie który chyba umykał otoczeniu, a zwłaszcza wujkowi. Ale to nie był czas na mówienie, dziadek jej kiedyś tłumaczył, że nie wolno mówić z pełnymi ustami bo to nieładnie. Pomagając sobie ręką powtarza podpatrzone przy ognisku ruchy lizania, ssania i całowania, a blond głowa poruszała się rytmicznie w dół i w górę.

- Zajebiście… - mruczał z zadowolenia pan z obrazkami oddając się przyjemności. Sam zaczął oddychać coraz szybciej i jedną dłoń wsunął pod swoją głowę a drugą zaczął gładzić włosy, twarz i bark dziewczyny trzęsącą się blond czupryną. Życie musiało wracać do niego podobnie jak wczoraj wieczorem. Wyglądał na całkiem rozbudzonego i pobudzonego. Wreszcie podniósł się siadając na ławie. Poniósł nastolatkę do pionu tak, że musiała prawie wstać.
- Chodź tu. - powiedział podnieconym głosem i sam usiadł na ławie pojazdu. A Angie nakierował tak, że musiała stanąć okrakiem nad jego udami. Potem zaczął nasuwać ją na siebie podobnie jak wczoraj u niego w pokoju.

Tym razem wiedziała już co robić, chętnie dała się podnieść i wpakowała się mężczyźnie na kolana, z werwą siadając na nich aż pod pośladkami poczuła jego uda. Sapnęła i zamruczała jak futerko kiedy się połączyli. Tym razem nie było żadnego oporu ani bólu, chociaż coś na początku zakuło jakby zdrapała strupa, ale im bardziej się łączyli, tym mnie przestawała zwracać na to uwagę. Było podobnie, ale kompletnie inaczej. Teraz nawet w półmroku dnia widziała dokładnie przytulanego Rogera. Pan z obrazkami zmienił się w kostuszka co bardzo, ale to bardzo się dziewczynie podobało. Co prawda znowu użył słowa którego nie zrozumiała, ale chyba domyślała się o co może chodzić.
Zrobiło się ciepło, tak ciepło jak w środek upalnego dnia. Tak w ciele, gdzie krew i kości. Żar rozchodził się od brzucha do całego ciała, a Angie zarzuciła ramiona na wymalowaną farbkami szyję, podejmując galop zaczęty jeszcze zeszłej nocy.
- A… można… inaczej? - wystękała mu do ucha, trącając je nosem w rytm podskoków? - Jak można… pokaż.

- Pewnie. - wysapał Roger i bez ceregieli złapał Angie po pachami nie dając jej opaść po którymś podskoku tylko pomógł jej wstać i sam też wstał. Popchnął lekko nastolatkę tak, że zrobiła krok. Gdy spojrzała na niego odwrócił ją do siebie tyłem i popchnął ją na oparcie krzesła kierowcy. Złapała się dłońmi a kotka spojrzała w górę na nagle pojawiającą się w zasięgu jej wzroku twarz człowieka i zaczęła węszyć i patrzyć bystro i czujnie łowiąc uszami dźwięki. Spływające jasne loki dziewczyny przyciągnęły uwagę Uziego. Ten popatrzył tak samo zaciekawiony jak matka ale zaraz zaczął próbować sięgnąć łapką dyndające końcówki. Za szybą Angie miała całkiem przyzwoity widok na grupkę zgromadzoną przy osobówce. W tym czasie khainita który na czas przemieszczania oderwał się na chwilę od nastolatki poszedł blisko, tak, że poczuła go na swoich udach i pośladkach. A potem zaczął pakować ten spuchnięty i sterczący kawałek ciała do środka. Też tak samo jak wcześniej na ławie ale jednak w innej pozycji więc było trochę inaczej. Ale przyjemność pozostawała ta sama i zaraz Angie i poczuła i usłyszała głośne klaśnięcia obydwu ciał gdy jego biodra trzaskały o jej pośladki. Samochód też zdawał się podzielać ten rytm gdy lekko kiwał, trzeszczał i zgrzytał w rytmie nadawanym przez dwójkę ludzi.

Dziewczyna musiała złapać się mocniej fotela i zacisnąć na nim dłonie. O tak… to na stojąco też można było i to całkiem nieźle! Super wręcz i chociaż kościsto-obrazkową twarz widziała teraz tylko jako odbicie w szybie i tak… to było jeszcze lepsze niż skakanie! Z każdym kolejnym uderzeniem ciał oddech rwał się jej i tracił rytm w przeciwieństwie do stałego, a nawet przyspieszającego rytmu łączenia, seksu, ruchaciowania czy jak to zwać. Chodziło o to samo.
- T...to… w-wolę ta… tak - wysapała między jednym zduszonym jękiem a drugim. Robiło się tak nieznośnie gorąco i pulsowanie wewnątrz brzucha przeszło w tryb ognia ciągłego karabinu maszynowego.

Roger nie odpowiedział. A przynajmniej nic zrozumiałego. Pojazd trząsł się tak samo coraz gwałtowniej jak para ludzi wewnątrz nadawała mu coraz szybszy rytm. Roger sapał i stękał szybciej i mocniej niż na początku. W końcu złapał w pewnym momencie Angie za kark przyciskając ją do oparcia fotela kierowcy. Jej włosy trzęsły się jeszcze mocniej i były niżej niż wcześniej więc Uziemu udało się złapać za jeden z kosmyków i zaczął go gryźć i ćlamać. Nastolatka odczuwała to jako nieco mocniejsze szarpnięcia gdy kociak targał tym kawałkiem jej blond czupryny. Roger zaś nie wiadomo czy w ogóle był świadomy obecności kotów na siedzeniu, jeśli tak to chyba nic go to nie obchodziło. Dalej utrzymywał ten gwałtowny rytm i oboje spływali już potem w tym tropikalnym powietrzu od tych zabaw. W końcu wreszcie Angie rozpoznała ten kulminacyjny moment po wczorajszych doświadczeniach. Khainita zastękał mocniej, dostał tych kilku mocniejszych, spazmowatych ruchów a ona poczuła ten finał w sobie i na sobie. Roger tak jak wczoraj wieczorem w końcu dla odmiany po gwałtownej galopadzie znieruchomiał i opadł na nagie plecy wciąż wygiętej nastolatki.

Zmęczenie, pot ściekający po skórze, stopy klejące się poczerwienionej podłogi, czarne futerko bawiące się włosami. Woń krwi, śmierci, ziół i dymów, wymieszanych z kocią sierścią. Do tego ulga i radość z wybuchu kuli w brzuchu. No i pan z obrazkami ciążący u góry jakby teraz ona robiła za ławkę, ale to też było miłe. Obojgu było miło. Wujek będzie zły, jeśli się dowie, a pewnie się dowie… ale ona mu nie mówiła z kim ma sie kolegować. Wiedział wszystko i był najmądrzejszy… ale może ten jeden raz się mylił? Nie chciała wierzyć, że Roger jest zły i niedobry i jeszcze musieć go unikać.
- Vex mówiła… że jak pan kończy o tam w środku… to z tego są młode - mruknęła, sięgając ramieniem za plecy i głaszcząc ciemne włosy za sobą - Ale to nie szkodzi. Jesteś bardzo ładny i sprytny i duży i silny i umiesz robić obrazki i malować farbkami i zabijać. Mogę mieć z tobą potomstwo. Przynajmniej nie zostanę sama - stwierdziła lekkim tonem, próbując delikatnie wolna ręka zabrać Uziemu swoje włosy.

- No. - Roger kiwnął głową i odkleił się od Angie. Podszedł do jakiejś półki i zaczął tam dość hałaśliwie czegoś szukać. Chyba nie znalazł bo usiadł na ławce, wysunął jakieś pudło i z niego wyjął jakąś butelkę. Uśmiechnął się i odkręcił ją a potem pociągnął długi łyk. Wychylił tak na raz chyba z pół butelki. Potem wysunął ją w stronę nastolatki.
- Łyka? - zapytał patrząc na nią pomalowaną twarzą.

Blondynka obróciła się powoli i na miękkich nogach, podpierając się ścian, wróciła na gościnne kolana, sadowiąc się wygodnie. Przejęła butelkę i upiła niewielki łyk. nie mogła być pijana ani śmierdzieć jak pan menel. Pani menel... no żul pokrótce. Wtedy trudniej było się skradać.
- A teraz idź spać. Musisz być silny - szepnęła, całując go mocno w usta. Alkohol, papierosy i posmak ziół z kolacjo-śniadania. Dłoń zaczęła jej jeździć po pokrytej farbą twarzy, którą mogła podziwiać z bliska rozszerzonymi, błyszczącymi oczami. Sen był dobry, pan z obrazkami go potrzebował... musiał iść spać, a ona posprzątać. Do tego starczy zła woda i piach, da radę. Musiała to zrobić. Była w końcu dobrą dziewczynką.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline