Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2017, 13:49   #184
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Kolejny pacjent opuścił stół operacyjny o własnych siłach. Jak na warunki, w których przyszło mu pracować, Horst był zadowolony z tego wyniku. Utracony przez gniewny atak pasożyt, został wymieniony przez obiekt świeżo wyjęty z piersi Patino. Obiekt, który tym razem został od razu zabezpieczony na wypadek gdyby kolejnej osobie przyszło do głowy atakowanie tego jakże cennego obiektu do badań. Badania jednak musiały poczekać, bo w kolejce czekał jeszcze jeden chętny by oddać swe życie w dłonie Jacob’a.

Hollyard… Odprowadzając wzrokiem wychodzących z ambulatorium, a w szczególności pewną czarnowłosą kobietę, myślał o złożonej obietnicy. Biorąc pod uwagę to, że oddała się pod nóż temu pijakowi, który aktywnie korzystał teraz z wolnego czasu by oddać się w ramiona nałogu, ich umowa znalazła się na stosunkowo niepewnej pozycji. Horst nie lubił gdy sprawy nie szły po jego myśli. Tak, uśmiechał się nakładając na twarz maskę fachowca zadowolonego z wykonanej pracy i tego że uratował kolejne życie, to jednak pod spodem ziała czarna, zimna otchłań wkurwienia. Nie na nią jednak, a na całą tą sytuację, na obrożę która hamowała jego działania i na to barbarzyńskie otoczenie, tak różne od tego, do którego przywykł.

Spojrzenie przesunęło się na stojącego za szybą mężczyznę. Przez chwilę zatrzymał na nim wzrok. Rozważanie plusów i minusów zachowania go przy życiu trwało nadal w umyśle Horsta, podczas gdy jego ciało wykonywało zakodowane w podświadomości czynności, mające na celu przygotowanie sprzętu do kolejnej operacji. Czas uciekał o czym nader dobitnie świadczyło bezlitosne odmierzanie go przez obrożę. Zostało mu maksymalnie cztery godziny życia, z czego musiał poświęcić minimum piętnaście by podjąć próbę uratowania Hollyard’a lub pozbawienie go życia. Opcja szybkiej operacji nie wchodziła w grę gdyż była nadto podejrzana. Pijak może i był w oczach Jacoba niewartym miana lekarza, jednak nie zmieniało to faktu, że nim był. Z tego też powodu, chcąc uśmiercić swego pacjenta musiał zachować wszelkie środki ostrożności. Na tyle, by oszukać nie tylko ludzkie oko i wiedzę ale i mechanizmy powstrzymujące go przed morderstwem, które dostał w pakiecie z plakietką Parcha.

Gdy skończył przygotowania skinął głową swej, być może, przyszłej ofierze, ruchem dłoni zapraszając do zajęcia miejsca. Skanowanej kobiecie chwilowo nie poświęcał uwagi. Jego przeczucie mówiło, że znajdą w niej to samo co w pozostałych. Wszak sama ich o tym poinformowała. W jego umyśle, skryte w jednym z setek stworzonych w tym celu szuflad, kryły się jej słowa. “Już jest we mnie! Pożera mnie jak czerwie pożerają zgniłe mięso! Już długo nie wytrzymam! Za silne! To jest za silne!”



Po spojrzeniu i minie Hollyarda Green 4 widział, że ten mu nie ufa. Kto wie, może nawet podejrzewa, że lekarz mu nie całkiem dobrze życzy. Albo po prostu miał opory dać się uśpić i oddać pod nóż komuś za kim chyba nie przepadał. Wyglądał jednak już na porządnie chorego. Choć tak w tym całym pancerzu i oporządzeniu gdy widoczna była właściwie tylko głowa i twarz można by pewnie wziąć to za jakieś poważniejsze przeziębienie i gorączkę. Nic na pierwszy rzut oka nie wskazywało, że miałby w sobie nadprogramowego pasażera.

- Kozlov! - warknął Raptor gdy odwrócił się i zobaczył miejscowego doktora z butelką i kubkiem w ręce. Ten spojrzał na niego spłoszonym wzrokiem. - Zostaw to! - syknął na niego rozkazującym tonem gliniarz. Lekarz spojrzał krytycznie na niego i już trzymane naczynia. Wyglądało jakby się wahał lub coś obliczał. Elenio który dopiero się ubierał widząc zajście podszedł z niedopiętym jeszcze mundurem, zabrał i butelkę i kubek z rąk doktora. Powąchał kubek i pokiwał głową. Łyknął, pomlaskał i znowu pokiwał głową.

- Ej niezłe! - powiedział łykając haustem chyba z pół kubka na raz. - Naprawdę niezłe! - powiedział a oczy Kozlova zdawały się powiększać i powiększać bez umiaru gdy widział jak jego doprawiony napój znika w latynoskim gardle. - W sumie jak to robisz? Dolewasz coś jeszcze? - zapytał grzecznie i ciekawie doktora obracając już pusty kubek do góry dnem i potrząchając lekko. Klubowy doktor miał minę jakby właśnie miał się zamar rozpłakać. Ale zamarł bo Patinio uważnie i z wielkim zainteresowaniem oglądał jeszcze nie wykończoną butelkę. Hollyard nie wytrzymał i roześmiał się cicho. Śmiech jednak szybko przeszedł mu w kaszel. Próbował zasłonić usta pięścią ale kaszel nie przechodził i przygiął go do ziemi aż musiał podeprzeć się dłonią o ścianę. Widząc kumpla w opałach Elenio podszedł do niego wciskając butelkę doktora do bocznej kieszeni spodni. Doktor jak cień poszedł za nim.

- Elenio. Te coś trzeba zniszczyć. Nieważne co się stanie. Nie może opuścić tej sali operacyjnej. Trzeba po sobie posprzątać jak Johan by cholerstwo się nie rozpleniło. - powiedział Raptor gdy odzyskał oddech i głos. Położył dłoń na ramieniu Latynosa a ten pokiwał głową.

- Spoko. Nie bój się. Ale wiesz nie gadaj jakbyś się w kolejkę do ZUS na tamtym świecie szykował. Wiesz jakie to sąkurwa kolejki? No człowieku. I kołpaki każą oddawać. - kapral odparł poważnie ale zaraz przeszedł na żartobliwy i parodystyczny ton, że ciężko było się chociaż nie uśmiechnąć. Hollyard uśmiechnął się ale śmiać już się nie odważył. Wszedł do sali i zaczął się rozpinać i rozbierać do operacji.

Obserwując swojego pacjenta, Green 4 zmarszczył brwi. Biorąc pod uwagę stopniowanie stanów trójki mężczyzn, nawet nie będzie musiał się starać by życie ostatniego zawisło na włosku. Właściwie to w sytuacji, gdyby chciał takowe uratować, musiał się będzie postarać. To zaś oznaczało wyzwanie ale i budziło pewien niepokój. Jeżeli bowiem w kobiecie, którą nadal skanowano, znajdował się pasożyt to mógł on być już w stadium na tyle zaawansowanym by wkrótce podjąć próbę wyrwania się z ciała swego nosiciela. Brak informacji na temat tego, jak bardzo rozwinięty być musiał aby taką próbę podjąć, nie ułatwiał w określeniu stopnia zagrożenia taką sytuacją.

Teraz musiał się jednak skupić na problemie, co do którego posiadał odpowiednią ilość informacji, a mianowicie na Hollyardzie. Nie lubił go, chociaż starał się tego nie okazywać. Okazywanie żywionych uczuć było niekoniecznie bezpieczne w jego przypadku, nie leżało także w jego naturze. Maya sprawiła, że postanowił dać mu szansę, teraz jednak… Przyglądając się rozbierającemu się mężczyźnie, nadal rozważał wszelkie za i przeciw. Ku jego niezadowoleniu z owych rozważań wychodziło, że śmierć Hollyarda gdy ten znajdować się będzie pod jego opieką medyczną, byłaby wielce niekorzystna. Brakowało mu odpowiedniej pozycji i stopnia zależności w tej, najwyraźniej zżytej grupie, by pozwalać sobie na tego typu błąd i folgowanie swej naturze. Bez względu na jego prywatne zdanie dotyczące tego czy życie mężczyzny warte było zachowania, czy nie, gdyby ten umarł wina bez wątpienia spadłaby na niego, a wraz z winą konsekwencje. I nawet gdyby niezaprzeczalnie dowiódł iż zgon nie był jego winą, straciłby grunt do budowy swej pozycji, który dawał mu kolejny, pomyślnie przeprowadzony zabieg.

- Gotowy? - zapytał po chwili, nadając głosowi odpowiednio przyjaznej i pokrzepiającej barwy. Poprzez sposób potraktowania klubowego lekarza, do minusów na koncie swego pacjenta, Horst dołożył plus. Przynajmniej w jednej kwestii się zgadzali bowiem jeżeli chodziło o likwidację pasożytów, miał nieco odmienne zdanie. Tak, zgadzał się że należy je zniszczyć, jednak głód informacji, który nim targał, domagał się kolejnej dawki pożywienia. Jedyne co go powstrzymywało był głos brzmiący mu gdzieś z tyłu głowy i przypominający o tym kim teraz był, przypominający o wciąż cykającym zegarze, odliczającym czas jaki mu jeszcze pozostał. Brutalna prawda, która nie pozwalała tak całkiem o sobie zapomnieć i wiązała mu ręce.


- Gotowy, nie gotowy niezbyt jest sens zwlekać. - gliniarz wzruszył ramionami rozpinając koszulę munduru. Zdjął ją i przymierzał się do zdjęcia podkoszulka gdy go zawołał ten starszy i grubszy policjant.

- Hej Karl! On mówi, że ona nic nie ma. - powiedział wskazując odpowiednio na Roy’a i wciąż skutą i nieprzytomną aresztantkę. Raptor spojrzał na ich grupkę przy skanerze i posłał pytające spojrzenie brodatemu chemikowi. Ten chyba poczuł się wywołany do odpowiedzi bo się odezwał.

- Skaner nic nie wykrywa. Przynajmniej nic takiego jak u was. Jest ustawiony na wyrywanie obcej krwi więc jej nie wykrywa u niej. Innych anomalii też nie. - powiedział spokojnie naukowiec z Seres wzruszając ramionami i patrząc tak na nieprzytomną kobietę jak i skaner i w końcu znów wracając spojrzeniem do sali operacyjnej. Na twarzy malowała mu się podobna niepewność jak i u tych dwóch policjantów. Pewnie też się zastanawiali co o tym wszystkich sądzić to woleli poradzić się kogoś decyzyjnego.

- To z powrotem do izolatki. Przypnijcie ją znowu. Potem sprawdźcie jeszcze raz. - zdecydował Raptor kończąc zdejmowanie podkoszulki i siadając a potem kładąc się na stole operacyjnym. Trójka za szybą pokiwała głowami z widoczną ulgą, że ktoś zdjął z nich ciężar odpowiedzialności za decyzję. Para policjantów, jeden starszy i grubszy, drugi młody i patykowaty, przeniosła aresztantkę spod skanera do izolatki znikając z pola widzenia z sali operacyjnej.

Na idealnej dotąd masce tkwiącej na twarzy Horsta, pojawiła się rysa w postaci uniesionej brwi. Kobieta nie miała w sobie pasożyta… Myśli Jacoba zawędrowały ponownie do szuflady z informacjami, których udzieliła. Czyżby faktycznie były tylko majakami szalonego umysłu? Jak tak dobrze zgadzały się z tym czego sam doświadczył, że nie chciał tak od razu i bez walki wywiesić białej flagi. Coś musiało być w tym co mówiła, tylko co? Czy mógł założyć, że to co kobieta miała w sobie było innego rodzaju niż pasożyty, które wyjmował z mężczyzn? To by mogło nawet mieć sens, jednak by dopasować kawałki układanki, które ułożyły się w chaotyczną stertę, potrzebował czasu.

Z żalem odłożył dywagacje na temat nieprzytomnej i powrócił myślami ku leżącym na stole Hollyardzie.
- Masz całkowitą rację - powiedział, przywdziewając swój profesjonalny uśmiech. Nie określił jednak której to wypowiedzi mężczyzny, tyczyły się jego słowa. Bez dalszego zwlekania zaczął przygotowywać pacjenta do zabiegu. W każdej chwili mógł być potrzebny na górze. Nie bez znaczenia było także jego własne zadanie, dzięki któremu cel, dla którego zgodził się na zostanie Parchem, mógł zostać osiągnięty. No i, nawet jeżeli ktoś postronny mógł uznać to za jego słabość, nie lubił przegrywać. Był w końcu profesjonalistą, a ci mieli wręcz obowiązek zawsze stawać na wysokości zadania. Z tym, że w przypadku Horsta, zadanie to zależało przede wszystkim od jego własnego interesu. W tej chwili było nim pomyślne przeprowadzenie operacji na Hollyardzie. Ten jeden raz wyświadczy mu przysługę, czyniąc z jego życia dar dla Mai. Po tym… Cóż, w interesie Karla leżało by już nigdy nie znaleźć się w podobnej sytuacji.

Początkowa faza operacji przebiegała wręcz rutynowo. Pacjent został uśpiony i wstępne rozpoznanie gołym okiem i za pomocą dotyku nie przyniosły niczego niepokojącego. Tak samo pierwsze nacięcie i przecinanie wierzchnich tkanek ciała. Jednak tuż pod nimi wprawne oko lekarza dostrzegło pierwsze zmiany patologiczne. Znaczenie wcześniej lub płycej niż w dwóch poprzednich przypadkach. Znowu mieszaninę tkanek ludzkich i obcych okalał ten dziwny, różowy płyn. Pod nim Green 4 dostrzegł już trochę znajomy kształt obcej otuliny. Jednak gdy jego ręce i narzędzia torowały sobie drogę do właściwego celu operacji zaczął się wyłaniać obraz nieco odmienny od dwóch poprzednich przypadków. Obce ciało wydawało się być większe. W przeciwieństwie do tamtych w pewnym momencie pod obca błoną dr. Horst wyczuł ruch. Coś tam poruszyło się. Nie wiedział czy samo z siebie czy pod wpływem jego pracy.

Podobno na każdego człowieka przypada określona ilość szczęścia. Czując ruchy pasożyta, Horst zaczął się poważnie zastanawiać, czy przypadkiem nie zbliża się do chwili, w której w jego puli powiać miało pustką. Względnie w puli Hollyarda, chociaż w tej chwili jechali na tym samym wózku, z tym że to Horstowi przypadała rola kierowcy. Całe szczęście, że w owe szczęście nie wierzył…
Ruchy pasożyta mogły być oczywiście efektem działań lekarza, jednak Green 4 był pewien iż nie tylko jego dłonie są winne tej nagłej aktywności. Organizm skryty w błonistej osłonie dotarł najwyraźniej, lub był tego bliski, do momentu w którym był gotowy do opuszczenia bezpiecznego łona “matki”, którą w tym wypadku było ciało Hollyarda. Hipoteza ta miała wiele na swoje poparcie. Wystarczyło spojrzeć na cykl rozwojowy płodu ludzkiego. Niestety, znaczyło to także, że licznik bomby, którą po zarażeniu stał się leżący na stole mężczyzna, zbliżał się do zera.

Dla wielu oczywistą reakcją w takiej chwili byłyby przyspieszone ruchy lub wręcz ucieczka. Horst jednak nie miał zamiaru poddawać się temu instynktowi. Przede wszystkim takie zachowanie byłoby w tej chwili wielce niewskazane i niosące ze sobą ryzyko poważnych błędów w przypadku kontynuowania operacji, lub późniejszy sąd i stracenie, gdy wieść o jego ucieczce dotarłaby do pozostałych. Ucieczka odpadała także z innych powodów. Nie pozwalała mu na nią duma i pewność swych umiejętności, którą nie bez powodu żywił. Z tego też powodu, zamiast panikować, wziął głęboki oddech i poświęcił kilka cennych sekund na uspokojenie myśli. Musiał się skupić, jego ruchy musiały być precyzyjne, opanowane, delikatne wręcz. Musiał potraktować wnętrze Hollyarda i tkwiącego w nim pasożyta, niczym swoją kochankę.

I tak też uczynił, przyspieszając ruchy swych dłoni tylko minimalnie, starając się nie uszkodzić błony ochronnej i tym samym nie doprowadzić do przedwczesnego “porodu”. Byłoby to bez wątpienia równie niebezpieczne dla lekarza jak i pacjenta więc w byciu ostrożnym miał podwójny interes. Dokładnie przy tym monitorował ruchy wewnątrz błony, porzucając na ich rzecz sprawdzanie odczytów Hollyarda. W tej chwili liczyło się tylko i wyłącznie wyjęcie obcego ciałą i umieszczenie go w zabezpieczonym pojemniku. Samym pacjentem mógł się zająć później, gdy już nie będzie mu wisiała nad głową groźba ataku ze strony nowonarodzonego stworzenia.


Sytuacja się komplikowała. Zupełnie jak na testowych operacjach dla studentów medycyny. Ale tym razem to nie był test a operujący już od wielu lat nie był studentem. Scenariusz jednak był zaskakująco podobny. Doktor nauk medycznych miał już nieźle oczyszczoną przestrzeń operacyjną by mieć swobodę manewru i przymierzyć się do ekstracji ciała obcego. Ciało obce jednak znowu się poruszyło. Przez włóknistą błonę widać było wybrzuszenie. Jakby pod spodem poruszyła się jakaś głowa czy kończyna. Poruszyła się na zewnątrz dokładnie w stronę gdzie lekarz oczyścił miejsce. Wyglądało na całkiem celowe działanie choć oczywiście mógł być to przypadek. Stworzenie musiało być jednak dość zaawansowane w swoim rozwoju jeśli ten rozwój był podobny jak u ziemskich organizmów. Reagowało na światło? Do wnętrza tego skórzastego owalu docierało światło? Może nacisk ciała który nagle zniknął był tego przyczyną? A może jeszcze coś innego. Stwór poruszył się znowu tym razem gwałtowniej. Zupełnie jakby wierzgał albo próbował się wydostać na świat wewnętrzny. Ale i Parch z umiejętnościami medycznymi był już przy punkcie krytycznym operacji. Pole operacyjne było oczyszczone. Teraz trzeba było wziąć szczypce i spróbować wydobyć te ciało obce na zewnątrz.

Teraz musiał być ekstremalnie ostrożny. Pasożyt wyraźnie wykazywał zainteresowanie światem zewnętrznym, do którego poznania Horst nie mógł dopuścić. Nie teraz i nie gdy miał na stole rozciętego pacjenta, który w żaden sposób nie byłby w stanie obronić się przed ewentualnym atakiem. Nie żeby mu zależało na jego życiu. Ot, wolałby by jego plany doszły do skutku w sposób, który jemu odpowiadał. Chciałby także, o ile udałoby się doprowadzić do takiej sytuacji, obserwować wyłonienie się tkwiącego w błoniastej osłonie organizmu, w nieco bardziej kontrolowanych warunkach. Niestety, zdawał sobie też sprawę z tego, że spełnienie tego życzenia mogło okazać się trudne. Zbyt wiele rzeczy leżało w dłoniach innych. Nie lubił tego… Nie być w stanie kontrolować otoczenia, wydarzeń, kierunków w których zmierzały.

Mógł jednak, a przynajmniej zamierzał zrobić wszystko co było w jego mocy by to osiągnąć, kontrolować dalszy przebieg operacji. Wziął parę głębszych oddechów by mieć pewność że dłonie mu nie drgną po czym sięgnął po szczypce. Musiał być delikatny ale i stanowczy. Nie było czasu do stracenia. Więzienie dla pasożyta, w postaci specjalnego pojemnika, czekało już na swego nowego lokatora. Wystarczyło go tam umieścić. Niby prosta czynność, a jednak niosąca za sobą zdecydowanie zbyt dużą szansę na zakończenie akcji niepowodzeniem. Nie miał dość informacji by akuratnie określić poziom rozwoju okrytego błoną organizmu. Ruchy wykazywały dość daleko posunięty rozwój, a co za tym szło, gotowość do opuszczenia bezpiecznego schronienia. Schronienia, które zostało odcięte od nosiciela, które to odcięcie mogło dodatkowo przyspieszyć proces narodzin. Sądząc zaś po reakcjach, proces ów został już rozpoczęty.

Szczypce delikatnie zacisnęły się na obcym ciele, mięśnie rąk lekarza napięły się, a następnie uniosły ów wielce niestabilny ciężar. W następnej kolejności musiał wykazać się nie tyle delikatnością, co szybkością. Pojemnik miał pod ręką, wystarczyło umieścić w nim zdobycz i zabezpieczyć. Tylko to się w tej chwili liczyło i Horst miał nadzieję, że nie będzie zmuszony do korygowania tego planu poprzez konieczność samoobrony. Mogło się co prawda okazać, że po rozerwaniu błony na świat wyjdzie istota przede wszystkim go ciekawa, jednak pokładanie nadziei w tak optymistyczny scenariusz było zwyczajnie naiwne. Nie, Horst zakładał inną wersję, w której z błony wyłaniała się istota głodna i pragnąca ów głód zaspokoić. On z kolei nie miał zamiaru robić za pierwszy posiłek.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline