- Zaczekaj Janek… zaraz kaszanki będą. - Zwrócił się do niego pogodnym, nieco zblazowanym tonem weterynarz. - Mówiłem ci, że niektórzy mogą być… dziwni - dodał już ciszej, spoglądając prosto na Igora i uśmiechając do niego perlistym uzębieniem. Gdy grill zaskwierczał, wrócił do przekładania przekąski, co by się nie przypaliła i nie popękała.
- Przyprowadziłem go do was Andrzeju, bo uważam, że jego umiejętności mogą nam pomóc w załatwieniu sprawy o której „tobie” mówiłem. Byłem z nim u ciebie nawet… ale byłeś zajęty, pamiętasz? - Graba mówił spokojnie, wpatrzony w rozżarzone węgle. Delikatnie się garbił na ogrodowym krzesełku, przez co z boku wyglądał na nieco zmęczonego i zrezygnowanego.
- Nie lubię magów, bo uważam, że ludzie nie powinni się mieszać w światy do których nie należą… ale on… w przeciwieństwie do tych których „znam”, jest w miarę ogarnięty. Nie ma fioła na punkcie swojej doskonałości, nie wydaje się też knuć ze wszystkich co żywe lub martwe. Pomaga bezinteresownie i bez proszenia, czy pytania. A co najważniejsze… ma talent, który potrafi w słuszny sposób wykorzystać, a nie się tylko o nim przechwalać czy popisywać. - Franek spojrzał na afle znad rusztu, po czym odchylił się do tyłu. - Chcesz z keczupem czy musztardą? - spytał technomanty.