Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-09-2017, 20:37   #5
Rebirth
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=7Db7CwKwOd4[/media]

Ta ciemna i wyjątkowo brudna ulica Grimportu, była ledwie nitką w mozolnie utknanej sieci podobnych jej szczelin między gigantycznymi stalowymi molochami. Było ich tak wiele, że były wręcz pomijane przez większość systemów GPS, by użytkownik nie doznał oczopląsu. Zresztą kto by chciał się w nie zapuszczać? Poza gromadzeniem smrodu, zgnizlizny i czasami trupów, nie miały one żadnego zastosowania poza oddzielaniem jednych bauhausów od drugich. Jednakże tworzyły one zarazem układ krwionoścny Grimportu. Nie można było ich zamknąć czy zablokować, bo wówczas doszłoby do zatoru, a potem zakażenia całego organizmu. Takiemu stanu rzeczy dziękował John, który w jednej z takich żyłek znalazł tymczasowe schronienie. Na tym jednak plusy jego sytuacji się kończyły. Wszystko inne było gównem zmieszanym w betoniarce z cementem. Ponury nastrój potęgował siarczysty deszcz, który zmieniał betonowe podłoże w wartki strumyk ścieku. Mrok skrywał jego barwę, lecz John w bezruchu wpatrywał się w niego jak zaczarowany. Im dłużej w niego patrzył, tym silniej odnosił wrażenie że strumyk ma barwę bordową. Jak krew, którą wciąż miał na nadgarstkach. Strumień nieprzerwanie gnał, niosąc cierpienie ofiar codziennej przemocy toczącej Grimport, a która spłynie do kanału i zniknie na zawsze. Jak łzy w deszczu. Dlatego John nie wstrzymywał się od płaczu. Tu nikt go nie widział, poza jedną osobą. Tą, która stała się jego przekleństwem od kiedy zgodził się na ten cholerny eksperyment. Lecz ta osoba miała to kompletnie w dupie. Dlatego John płakał i nie zamierzał przestać. Taki był i nie chciał się zmieniać. Bardzo nie chciał.

Gdy emocje wypłynęły z niego, wstał z kolan i otarł resztki łez z policzków. Mokrą dłoń odwrócił wnętrzem w stronę twarzy. Wpatrywał się jak ta skostniałą od zimna, drżąca dłoń próbowała się ponownie zacisnąć, lecz z marnym skutkiem. John przeklnął głośno, choć i tak go nie miał prawa usłyszeć.

- Kurwa!

Czuł jak łzy ponownie gromadzą się pod powiekami. Próbował je powstrzymać, tym razem przekuwając rozpacz w gniew.

- Kurwa, kurwa, kurwa! Ja pierdolę! Coś Ty najlepszego narobił?! Ale... Ale... Dlaczego? Po co... ? Kurwa, nie mogę. Nie mogę cię zrozumieć...

Pokiwał głową i westchnął głęboko, a w pół zacisnięta dłoń uderzyła w ścianę. Potem kolejny i kolejny raz.

- Nie możesz. Nie możesz, kurwa, tłuc zwykłych, niewinnych cywiliów. Czy to kurwa jasne?! Mnóstwo ludzi nas wkurwia na codzień,, ale to nie jest jeszcze powód by każdemu z nich spuszczać wpierdol. Szczególnie... kobietom.

Te ostatnie słowa wypowiedział już tonem wyjątkowej rezygnacji. Kiwajac głową, niedowierzał sobie że próbuje siebie samego przekonywać do nie bycia pierdolonym psychopatą. A co gorsza, wiedział że to i tak nic nie da. Pistolet maszynowy i rękawica bojowa były jak trwałe przypominacze, iż gdy przyjdzie czas znowu będzie jak zaplanowali to architekci jego okrutnego przeznaczenia. Przez moment przeszła go myśl. Zimna lufa Z32-ójki przylgnęła do jego skroni. Oczy miał zamknięte. Oddech wyregulowany Rytm serca przyspieszał.

- I co teraz zrobisz, cwaniaku, co? Hehe, mam cię...

Po kilku sekundach było po wszystkim. Pistolet upadł na ziemię. Niestety, ciało nie upadło. Wciąż stało tam gdzie wcześniej. Należące do zrezygnowanego właściciela, porażonego własną słabością i bezradnością. Nie był w stanie tego zakończyć. Skurwiel, dobrze o tym wiedział. Nie raczył się nawet pojawić, bo znał Johna jak własną kieszeń. Cóż, poniekad to było nawet słuszne porównanie. John nie mógł się zabić, nawet gdyby chciał. Vera wciąż żyła, choć nie była świadoma niczego. Może to i dobrze? Jednak wiedział, że gdyby teraz zginął, ją również czekałby taki sam los. Rzeczywistość była dla Johna niczym więzienie, tak samo jak jego ciało. Więziło go i nie chciało go czasami słuchać, a gdy próbował się opierać, zostawiało okrutne wspomnienia w jego umyśle.
Wtem syreny policyjne wybijają go z tego upiornego transu. Musiał uciekać. Przypomniał sobie, że w tych rejonach policja próbuje utrzymać jeszcze wszystko w ryzach. Nawet zwykłe pobicie w barze może skończyć się nocą lub dwoma w mamrze. John nie mógł dopuścić do konfrontacji z policją. Kto wie co mógłby jeszcze nawywijać? Rzucił się prędko w przeciwległe wyjście z odnogi i biegł bez wytchnienia. Włączył latarkę w swoim infocomie i uniósl rękę nad czoło.. Odbijające się od strug deszczu światlo zapewne rozmyje twarz w kamerach i w oczach postronnych obserwatorów. Upewnił się, że jest w bezpiecznej odległości. Służby nie mają w zwyczaju aż tak zbytnio się starać. W końcu to Zona 3, nie 1. Ktoś napisał do niego z szyfrowanego kanału. Treść wiadomomości była niczym strzał dobijający konające zwierze. Czy ten koszmar się dziś nie skończy?! Wystukał szybko numer do Ganza. Po czterech sygnałach bez odbioru rozłączył się i ponownie wybrał ten sam numer. Po trzecim sygnale w słuchawce odezwal się mocno zaspany głos:

- John? To Ty? Co się dzieje. Jest... uh, środek nocy, John?
- Doktorze. Ja, ja... Nie mogę ze sobą dłużej wytrzymać. To zbyt trudne, zbyt bolesne...
- John, posłuchaj! Wszystko wymaga czasu, ale to nie jest dobra pora by się tym zająć. Robimy postępy, ale róbmy je w wyznaczonych porach. Połóż się i nie myśl już o tym. Postaraj się zasnąć. Omówmy to rano na spotkaniu, ok?
- Doktorze, ja nie wiem czy dam radę. Nie po tym co zrobiłem...
- Co takiego zrobiłeś, John? John? Gdzie jesteś?
- Przepraszam. Już dobrze. Jestem w bezpiecznym miejscu. Wracam do domu. Przepraszam raz jeszcze że obudziłem i w ogóle, ma Pan rację doktorze. To nie jest dobra chwila. Wrócę do domu i spróbuje zasnąć.
- Dobrze, John. Jakbyś nie dał rady, weź pół dodatkowej dawki perazyny i zolpidenu. Nie mieszaj z alkoholem czasami. Dobranoc. Trzymaj się, John.
- Dobranoc, doktorze. Dziękuję.


Potrzebował rozmowy, byle jakiej. Chciał wiedzieć że wciąż jest tym kim jest. Ilekroć w słuchawce słyszał swoje imię, odzyskiwał kolejny segment równowagi. Spróbował wyprzeć nawet wiadomość, którą otrzymał od jakiegoś tam "Buły". Kto to kurwa był Buła? Nie znał nikogo takiego i nie chciał znać. To musiała być pomyłka. W głębi wiedział, że nie. Niemniej nie obchodziło go to. Nie zamierzał się udawać we wskazane miejsce. Pora z tym skończyć. To zaszło za daleko. Wyrzuci teraz rękawicę bojową do kosza i... pistolet?! Kurwa! Jakim, jebanym, cudem wciąż go miał przy sobie?! Przecież pamiętał że go wypuścił z dłoni i zostawił w alejce. A jednak, musiał go podnieść i wziąć ze sobą, choć tego nie pamiętał. Gniew znowu wypełnił serce Johna.

- Przestań mi to robić!!!

Krzykiem zwrócił niepotrzebną uwagę kilku nocnych spacerowiczów. To była już wszak główna aleja tej dzielnicy. Speszony ruszył dalej bez słowa i szybkim krokiem wszedł w kolejną boczną alejkę. Nie pamiętał wielu rzeczy. Przypuszczał, że był celowy zabieg eksperymentu, by nie doszło do splątywania się wspomnień. Przy użyciu infocoma wezwał autonomiczny samochód "Volvo Orion C3". O tym że był firmowy, świadczyło niczym stygmat namalowane na karoserii wielkie logo "Jubtube", firmy która słynęła z kopiowania cudzych pomysłów. Przynajmniej płacili dobrze i na czas. Czym prędzej więc wsiadł do pojazdu i wysłał go do swego domu. By nie zasnąć włączył radio i ustawił na "Ultretro". Stare kawałki sprzed ery kolonizacji miały jakiś transgeneracyjny sznyt.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=WC5FdFlUcl0p[/media]

Przez pół-zmróżone oczy oglądał teraz faerię barw neonów i wielkich reflektorów. Kojąca mieszanina bezskładnego kolorytu, starej dobrej muzyki, oraz delikatnego szumu jono-elektrycznego silnika hybrydowego, zadziałały lepiej niż najlepsze psychotropy.
Do otworzenia oczu zmusił go uporczywy i dziwny stukot. Jakby ktoś pukał w jego auto przy użyciu drewnianego kołka. Nastała jasność i wtedy zdał sobie sprawę, że zmieniła się pora dnia, a samochód stoi przed jego blokiem. Zapewne przez całą noc. Spojrzał przez przednią szybę. Na masce beztrosko stała sobie dorodna, czarna wrona. Zdał sobie szybko sprawę co to oznacza, ale nie miał sił ani ochoty coś z tym zrobić. Zdołał tylko wyjęczeć pod nosem:

- Postaraj się nie zabić zbyt wielu...

Nie zdołał już dokończyć, a zarazem to były ostatnie słowa, które wypowiedział John. D-03 spojrzał na infocom i wywołał wczorajszą wiadomość. Uśmiechnął się delikatnie czytając jej treść. Ustawił samochód na nowy punkt docelowy. Ruszył po nowe zlecenie.
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 09-09-2017 o 20:55.
Rebirth jest offline