Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2017, 22:37   #185
Cohen
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Post wspólny - Mike, Cohen, MG

- Czwórka, oznacz tym cipom parking - powiedział Padre strzelając do atakujących jego i czwórkę kosmitów w pierwszej kolejności. - Rozwiń dywan i kurwa kamienie odgarnij.
- A reszta niech się nie rozprasza, nie będziemy was szukać. Zaliczą nam zadanie za jedno z was, nie mamy premii za dodatkowych, rozumiemy się.


- I po co było tyle pierdolenia, jak i tak zjeby wbijają tu na pałę. - warknął Owain, strzelając do wskakującego xenosa. - Ale chuj, chcą, to proszę bardzo. Dziesiątka, osłaniaj! - przyskoczył do wymachującego toporkiem ciecia, by odgrodzić się nim od atakujących stworów i zaczął namierzać wskaźnikiem to, co zostało z parkingu przed budynkiem.

Black 0 okazał się na tyle świetnym refleksem, że mimo iż mały xenos wyskoczył mu zaledwie z parę kroków zdążył wystrzelić i nawet trafić. Mały xenos zaczął syczeć i skwierczeć od ognia smoczej broni. Pozostała część jego planu poszła jednak trochę inaczej niż by sobie życzył. Black 4 próbował strzelać do atakującego grupkę potworka ale ledwo zaczął wodzić za nim lufą ten już wczepiał się we wrzeszczącego Toma który wciąż leżał na podłodze razem z paramedyczką próbując się odpędzić od tego wielokończynowego przeciwnika. Odwrócił się więc do całej sceny plecami i podbiegł do okna by wycelować karabin przez okno. Widział jak znacznik niewielkiego dodatku do broni miga gdy łapie namiar. Widział też plecy uciekającego paramedyka jaki rwał jak szalony przez zasnuty kraterami parking.

Pozostałym nie szło lepiej. Dzieci piszczały i płakały zbijając się w rogu pomieszczenia w ciasną gromadkę pod opieką Any. Nie były atakowane w tej chwili ale raczej nie było co liczyć na wsparcie z ich strony w walce. Patrick cofał się pokąsany przez ruchliwego i trudnego do trafienia stwora. Starszy już mężczyzna wyraźnie ustępował xenosowi w walce i bez pomocy rokowania na przetrwanie tego pojedynku nie wyglądały zbyt duże choć obecnie jego obrażenia były dość pobieżne i drobne. Kolejny xenos którego nie sięgnął ogień Parchów zwarł się z Halem. Temu jednak znów udało się trafić przeciwnika swoim toporkiem strażackim rozpłatując go na pół w głośnym chrupnięciu i chlupnięciu. Stworzenie jakie rzuciło się na i tak ciężko rannego i powalonego Toma musiało osiągnąć sukces bo przy tym kłębowisku ciał na podłodze trysnęła czerwona posoka a mężczyzna zawył boleśnie. W sukurs przyszła mu jednak Herzog która zdołała trafić nożem małego xenosa wbijając go w jego bok i zrzucając z zaatakowanego mężczyzny.

Przez moment Padre miał okazję złapać obraz walki. Owain stał do niego plecami łapiąc namiar na LZ. Hal właśnie uporał się ze swoim wieloszczetem, podobnie jak Herzog wyzwoliła siebie i swojego pacjenta z napastnika. Patrick cofał się i obrywał od swojego małego xenosa a Ana i dzieci piszczały w rogu przerażone całą sceną. Zauważył, że ci z góry musieli przesłać im stoper do ataku powietrznego. 20 sekund. Wtedy właśnie gdy 1 po dwójce zmieniło się na 0 z zewnątrz doszedł ciężki, miarowy huk ciężkiej broni. Gdzieś całkiem niedaleko strzelała ciężka broń. Ale miał bliższe sercu zmartwienia. Tak jak się spodziewali xenosy zaczęły się interesować ludzkimi turystami. Znów widział wyłaniające się z mroku i dymu pokraczne sylwetki. Z góry gdzieś z piętra, z dołu, z podłogi z jakieś szczeliny, wzdłuż ściany wejściowej i z korytarza z jakiego przybiegli.

Black 4 zaś skupiał się na swoim namierniku. Aparatura mrugnęła po raz ostatni i dała sygnał o przesłaniu sygnału do sieci. Obroża zareagowała o razu i na HUD pojawił się dodatkowy punkt oznaczony jako LZ. Gdzieś w tym momencie widział coś czego chyba nie widział nikt w środku. Błyski i huk ognia z wkm. Z dwóch stron. I z lewej, gdzieś od strony rozwalonej bramy i z prawej gdzieś od narożnika gdzie pierwotnie chciał podać miejsce randki z latadełkami z góry. Co najmniej dwie wieżyczki zareagowały na zbiega z budynku. Większość złotych kresek poszła w powietrze szatkując asfalt, wyrwaną ziemię, leje po bombach, płonące wraki a nawet ścianę frontową budynku a odpryski obsypały także i stojącego w tym momencie w oknie zwiadowcę. Paramedyka mogło z tej nawały trafić jakiś niewielki procent z tych pocisków. Ale nawet jakby trafił go jeden to efekt byłby podobny. Zbiega poderwało w pół kroku bez trudu szatkując mu kończyny, odrywając ramię, przecinając ciało na dwie połówki które opadły z kilka kroków dalej na dwóch przeciwległych częściach jednego leja. Zszokowany człowiek był skazany na śmierć ale jeszcze nie umarł. Spojrzał w zdumieniu na swoją skróconą o połowę długość ciała i opadł bez słowa na dno poszarpanej jamy. Czujnik oznaczający jeden z celów do ewakuacji zgasł. Ostatni jaki się świecił był oznaczony wewnątrz budynku pomiędzy dwiema plamkami Parchów z grupy Black. Herzog zaś próbowała podnieść i siebie i Toma nim sięgną ich następne małe kreatury. Z wnętrza budynku nadciągały obcy. Na zewnątrz wieżyczki czyhały na kolejną ofiarę. W powietrzu szykowały się szturmowce do przeorania przedpola ogniem i ołowiem.

- Uwaga, Falcon 1, przynajmniej dwie wieżyczki wciąż aktywne, kierunki południowo-zachodni i wschodni! - nadał do taksówki, po czym odwrócił się i wrócił biegiem do Herzog.
- Padre, skasowało nam łapiducha! - rzucił na ich kanale, dopadając do blondynki. - Zostaw go i schowaj się za mną! - ryknął, ładując się między nią a typa, którego wcześniej wlokła i strzelając do zbliżających się ku nim xenosów.

- Zrozumiałem - odparł także na ich wewnętrznym kanale. Ruszył osłaniać lekarkę stawiając ognistą zaporę na drodze xenosów.

- Zrozumiałem Black 4. Nalot za 20 sekund. - w słuchawkach rozległ się spokojny głos Falcon 1 gdy przyjął meldunek od operatorów naziemnych. Z paramedyczką jednak poszło znacznie gorzej. Właściwie to słabo. Graeff dopadł do niej akurat jak zdołała już wstać i podniosła Toma na klęczki, opierając sobie jego ramię za kark by mu pomóc wstać. I wcale jej się nie spodobał manewr Parcha.

- Zostaw mnie! Musimy im pomóc! - krzyknęła najpierw zaskoczona a potem rozzłoszczona paramedyk próbując odepchnąć Black 4 by wrócić po Toma. Ten zaskoczony nagłym ruchem zwiadowcy tak samo jak jego opiekunka upadł z powrotem na podłogę opierając się o nią dłońmi by nie upaść.

- Zostaw ją! - krzyknął Hal widząc, przepychankę między Herzog a Black 4. Dziewczyna bowiem choć w pierwszej chwili dała się zaskoczyć i puściła pacjenta nie zamierzała widocznie go zostawić. Uderzyła ze złością dłońmi zwiadowcę w plecy próbując go odepchnąć by wrócić po Toma.

Wtedy po suficie przedarł się jeden z pomniejszych xenos. Para Parchów wycelowała w niego praktycznie jednocześnie. Zarówno karabinek zwiadowcy jak i pistoletowy miotacz ognia dowódcy plunęły ogniem. Pociski rozłupywały sufitową powierzchnię a płonąca cecz podpalała ją sunąc za i wokół zwinnego i małego celu. Wreszcie płomienie objęły kreaturę i ta skwierczące i piszcząc spadła z sufitu płonąc i wijąc się na podłodze. Hal ruszył by podnieść Toma i udało mu się złapać go i odtruchtać kawałek. Na pomoc im ruszyła też Herzog wymijając obydwu Parchów. Trójka mniejszych obcych była chwilowo powstrzymywana przez płomienie jakie wciąż płonęły na ich towarzyszu. Widać było jednak kolejną trójkę jaka nadbiegała z trzewi budynku. Zdawały się przybiegać z każdego kierunku w pionie i poziomie. Wtedy nagle odezwał się kobiecy głos z ocalałych głośników.

- Dzień dobry państwu - kobieta zaczęła tonem w jaki próbowała wlać cały posiadany spokój i otuchę - Mam na imię Maya, kod wywoławczy Brown 0. Pozwoliłam sobie przejąć tymczasowo kontrolę nad systemem bezpieczeństwa obiektu Seres. Za chwilę jednostka ewakuacyjna podejdzie do lądowania. Proszę w trybie pilnym udać się na zewnątrz i bez obaw, nie stanie się państwu krzywda. Steruję ręcznie działami, postaram się pomóc przy eliminacji wrogich jednostek. Prosiłabym również o pośpiech i… przepraszam, że tyle to trwało. Obiecuję... postaram się aby nikt już nie ucierpiał przez… te stwory. - głośniki zamilkły tak samo nagle jak przed chwilą ożyły.

- Zrozumiałem Brown 0. Wykonamy próbny przelot. - po jakimś oddechu dał się słyszeć spokojny głos operatora z pokładu Falcon 1. Z góry zaczął dochodzić narastający odgłos silników jakiegoś latacza. Zbliżał się choć jeszcze nic nie było widać.

- Łap tę idiotkę, ja osłaniam! - krzyknął, wykorzystując fakt, że ogień zatrzymał chwilowo xenosy, by wycelować i prowadzić oszczędniejszy ostrzał.

Przeciągnął strumieniem ognie po czających się xenosach. Dwa z nich ogarnął ogień i zdechły tarzając się po ziemi. Trzeci odskoczył dymiąc tylko z kilku kropli napalmu.
- Tak Hal, jebnij czwórce to zabijesz nas wszystkich! - wrzasnął - Jak chcesz się przydać to bierz trupa i biegnij. Dadzą ci medal, pośmiertnie. Od przeżycia dzielą was sekundy. Nie spierdolcie tego.

Hal nie odpowiedział. Pewnie dlatego, że po suficie przebiegł i zeskoczył na niego i Toma mały xenos jakiego nie zdążyli zestrzelić dwaj mężczyźni w pancerzach i z bronią.
- Bierz go! - krzyknął do Herzog która nie zatrzymywana przez nikogo dobiegła do ich dwójki i złapała ciężko rannego Toma. Wzięła go pod ramię i zaczęła z powrotem truchtać w stronę okien i zdemolowanego parkingu. Podobnie uczyniła Ana która wzięła swoją gromadkę dzieciaków pod swoje skrzydła i skierowała się z nimi przez rozwalone okna na zewnątrz. Za to Patrick zdawał się gonić już ostatkiem sił. Zwłaszcza, że kolejny mały, jamnikowaty xenos o trzech parach kończyn przebiegł między skrajem zasłony z ognia a ścianą i doskoczył do łatwej ofiary już zmagającej się z innym xenos. Black 4 próbował trafić atakującego xenosa ale zanim się wstrzelił tamten już siekał się z Halem który obecnie był najbliżej bariery ognia i miał najdalej do okien i parkingu. Xenos zmusił go do rozpaczliwego wysiłku który nie przyniósł zbyt dużych rezultatów i siekiera strażacka bezskutecznie trafiała w podłogę albo powietrze a nie zwinnego xenos. Ten zaś pociął już pracownika laboratorium udało mu się w końcu jednak rozpłatać skocznego przeciwnika. Black 0 nie zdołał trafić skaczących tym razem na dwóch cywilów małych, zwinnych xenos ale za to posłał płonącą strugę w głąb pomieszczenia przedzielając je od narożnika sali płomieniami. Przy okazji znowu trafił ze dwa biegające przed barierą małe xenos które były zbyt nieporadne lub tchórzliwe by próbować przemknąć się do mięsa za barierą ognia. Zaraz jednak zamek szczęknął pusto oznajmiając koniec magazynka. Podobnie Black 4 usłyszał suchy trzask po ostatnim wystrzelonym naboju. Z zewnątrz doszedł ich wizg potężnych silników gdy nad budynkiem przeleciała jakaś maszyna. Wieżyczki milczały nie otwierając ognia.

Owain zaklął, słysząc suchy trzask iglicy uderzającej w powietrze. Puścił karabinek i sięgnął po pistolet.
- Padre, spadamy, jest taryfa! - ryknął, przekrzykując grzmot silników, po czym podbiegł do Herzog i złapał ją za ramię. - Ruchy, lalka! - jego szybki krok zmuszał ją do zwiększenia tempa, podczas gdy on rozglądał się uważnie dookoła.

Padre złapał karabin wiszący na UCS i jedna ręką strzelił dwa razy. Dwa koślawe siedzące za linią ognia ufoki rozbryzgały się niczym dojrzałe arbuzy.

- Nie mnie! Toma złap! - krzyknęła sfrustrowana paramedyczka wskazując głową na mężczyznę którego trzymała za ramię by pomóc mu iść. Zatrzymali się przed parapetem okna bo ciężko ranny Tom miał kłopot z przebrnięciem na drugą stronę. Patrick wciąż chwiał się pod naporem xenos. W sukurs przyszedł mu Hal który zaatakował toporem jednego z małych xenos jakie dotąd atakowały starszego i pulchnego mężczyznę. Ale w obydwu wypadkach xenos okazały swoją wyższość będąc trudnymi, małymi i kąsającymi przeciwnikami które w końcu mogły powalić nawet stworzenie o wiele większe od siebie jak człowiek. Na zewnątrz Anie udało się odbiec przez zdewastowany parking pełen lejów i płonących wraków. Wtedy też wizg silników wrócił i pokazała się podchodząca do lądowania maszyna. Rampa z tyłu była już otwarta i zanim jeszcze dotknęła ziemi wysypały się z niej uzbrojone sylwetki w pancerzach.

Czwórce nie chciało się już dyskutować z Herzog, bo najwyraźniej nic do jej blond łba nie trafiało, więc zamiast tego pociągnął ją za sobą, wykorzystując to, że połamany nie mógł przeleźć przez zwały gruzu.
Paramedyczka opierała mu się przez chwilę, głównie pewnie dzięki egzoszkieletowi, ale Owain będąc już tak blisko celu, był na nim skupiony niczym laserowo nakierowany pocisk i w tej chwili nie zamierzał pozwolić niczemu, by stanęło mu na przeszkodzie.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline