Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2017, 02:14   #82
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 16




Dziewczyna z Det nie do końca zdawała sobie sprawę czy pomogły jej manewry regenerujące z silnikiem czy modlitwa z ulic Det i Pustkowi ale pomogło. Pordzewiała osobówka odpaliła po dwóch szarpiących duszę kierowcy zgrzytach trzeci okazał się przełomowy po którym silnik zaczął pracować równo i pewnie. Teraz się udało. Ale pewnie przebywanie dłużej w tej wodzie nie poprawi stanu ani tej maszyny ani Spike’a. Można było pomyśleć co z tym dalej zrobić. Tak na krótko to powinno dać radę. Jeśli pojazdy odpalił to powinien ruszyć i raczej działać póki jest na chodzie. Problem mógł być jeśli by się go wyłączyło albo jakoś zgasł.

Te myśli skierowały wzrok motocyklistki na wskaźnik baku. Jeśli działał to była z 1/3 baku. Pewnie z kilkanaście może dwadzieścia litrów. Na zjeżdżanie okolicy było aż za dużo. Powinno chyba wystarczyć na zrobienie jakichś 200, 300 km czyli z kilka godzin ciągłej jazdy. Przynajmniej tak zwykle bywało przy autach tej klasy o dwulitrowym benzyniaku na manualu. Ale to takie wyliczenia i teorie czysto teoretyczne, nie znała kompletnie tej maszyny. Jasne było, że na razie powinna wystarczyć chyba, że ją ta woda wykończy a jak by chcieli jej używać na dłużej to trzeba było pomyśleć o dotankowaniu benzyny.

Na dłuższą metę też można było zadbać o silnik. Gdyby znaleźć jakiś towot, olej albo udało się uszczelnić bryłę silnika można było zwiększyć szanse na bezawaryjną jazdę. Pojazd chyba nie był jednym z ulubieńców w khainickiej społeczności bo wyglądał z kategorii “do remontu” albo taki co się używa od czasu do czasu gdy główna fura ma awarię. Przynajmniej patrząc na czarnego vana Rogera widać było, że jego Dodge jest w o wiele lepszym stanie.

Sztuczkę z towotowaniem mogłaby zrobić też z silnikiem Spike. Co prawda wszystko by się do niego kleiło a towot uwaliłby i ją ale na tak wyeksponowanym silniku ciężko było zrobić ochronną klatkę na silnik jak w samochodzie. Alternatywą było po prostu przewieźć jakoś mechanicznego przyjaciela Vex. Władowanie motocykla do osobówki jednak byłoby trochę trudne. Właściwie dach się tylko nadawał i ani pakowanie go tam ano zdejmowanie nie należałoby do prostych. Póki mieli spokój jak teraz to byłoby co najwyżej niewygodne. Ale w gorącej sytuacji mogło być z tym trudno. No i osobówka musiałaby jechać dość wolno i ostrożnie. Chyba, że van. Dodge był na tyle pojemny, że bez trudu zmieściłby na pace motocykl. Był na tyle wysoki, że większość wody mogła co najwyżej zalać podłogę. Chyba, że trafiłoby się coś głębszego w jakiejś dziurze. No i tak zapakowanie jak i wypakowanie do tego ruchomego garażu byłoby o wiele prostsze niż na Forda. Jakby znalazła dwie w miarę długie dechy czy coś podobnego pewnie nawet sama mogłaby go wprowadzić. No a nawet razem ze Spike wskoczyć.

Właściwie akurat skończyli gadać, i szykować pojazd głównie z Rononnem który okazał się całkiem pojętnym rozmówcą na te mechanikowe tematy. Wtedy z budynku wyszedł Sam i po chwili Melody. Oboje brnęli przez wodę siegajacą trochę poniżej kolan jak każdy tutaj. Sam ruszył w stronę Taunusa kiwając przyjaźnie do Vex głową. Wrzucił swój plecak do bagażnika. Widać miał dylemat co z karabinem. Długa sztaba słabo wygodna była na dłuższą metę do trzymania na kolanach czy obijania się wokół miejsca kierowcy. Miejsce pasażera wyglądało podobnie w reszta nie gwarantowała swobody dostępu do broni. Wyraz twarzy najemnika skwasił się gdy i usłyszał i zobaczył swoją blond podopieczną kręcącą się przy i w czarnej furgonetce. Sam otarł rękawem pot z czoła. Było całkiem ciepło. Ale z tą całą wodą jaka albo padała z nieba albo parowała z rozlewiska unosił się gorący zaduch. A później, w południe temperatura pewnie jeszcze skoczy, zwłaszcza jakby Słońce wyszło zza chmur. Zrobi się jak w saunie. Zwłaszcza jak ktoś łaził w pancerzu.





Pan z obrazkami chyba był zmęczony bo szybko znowu odpłynął w sen. Znowu owinął się kocem i ułożył na ławie bokiem. Oddech mu się uspokajał aż w końcu wpadł w tą regularność charakterystyczną dla śpiących ludzi. Wydawał się zasypiać w błogim rozleniwieniu.

Nastolatka w tym czasie znalazła jakąś szmatę a że wody na zewnątrz było pełno jak na pustyni piachu to mogła z niej czerpać do woli. Znalazła nawet jakieś wiadro więc mogła ze spłukiwaniem wodą to w ogóle zrobiło się dość łatwe a mimo, że klaskała bosymi stopami po metalowej podłodze, szumiała wodą to Roger i tak spał dalej. Potem jednak musiała jednak na kolanach zszorować tą bardziej zaschniętą krew która nie schodziła od samej wody. Wnętrze pojazdu więc wypełniło monotonne, energiczne szuranie gdy znaleźna szczotka zmagała się z zaschniętą skorupą. Ruch, woda i świeże powietrze jakie wdzierało się przez otwarte, tylne drzwi wypłoszyły muchy. Zrobiło się ich mniej, gdy ilość wróciła do zwyczajowej normy. Został jeszcze ten krwisty zapach. Musiał albo zwyczajnie się wywietrzeć co jednak pewnie trochę czasu by zajęło albo zamaskować innym zapachem.

Gdy wreszcie Angie uznała, że jest skończone i podłodze zostawało wyschnąć mogła stwierdzić, że to było całkiem rozgrzewające te sprzątanie. Co prawda trudno było powiedzieć, żeby była zmęczona ale jednak oddech jej przyspieszył, na policzki wyszły wypieki a końcówki włosów były ciemne od potu. Poranek był duszny od unoszącej się w powietrzu wilgoci. Woda tak parowała w tym gorącu jak i z nieba siąpiła kolejna. Więc powietrze było nią przesycone, gorąc dnia sprawiał, że zdawałoby się namacalne od stężenia tej wilgoci. Mogła się znowu ubrać. Od frontu pojazdu doszły ją odgłosy odpalanego silnika. Vex i rodzeństwu udało się uruchomić samochód.

Przez okno widziała sylwetkę wujka. Tylko Rononn był od niego wyższy. Ale nie taki muskularny co było widać nawet z tej odległości. Wujek był już w swoim podróżnym ekwipunku więc widocznie był gotów do odjazdu. Spojrzał w stronę furgonetki i wyczuła, że chodzi mu głównie o nią.

Usłyszała jak ktoś idzie przez wodę i zaraz drzwi od szoferki vana otworzyły się. W drzwiach pokazała się górna połowa sylwetki Melody. - Co tu robią te koty? - zapytała bo po otwarciu drzwi kociego legowiska nie dało się przegapić. Prowadzić pojazdu też nie. - Zabierz je stąd. - powiedziała zerkając na kufer, Angie, śpiącego Rogera, i pustą obecnie podłogę. Wyglądało na to, że wszyscy już byli gotowi do drogi. Rodzeństwo musiało wrócić na górę po rzeczy Patyczaka a Vex po motor a reszta już miała swoje rzeczy na dole. Musiała być już z jakaś godzina po wschodzie Słońca, poranek już stracił swoją początkową nieśmiałość i zaczynał promienieć pełną dnia by przygotować się na nadejście południa które w tym momencie było trudne do wytrzymania dla wszystkich istot żywych więc szukały przed nim schronienia.





- Wakacje w Vegas. - Lester powtórzył pomysł siostry i pokiwał wolno głową. - Noo. To by było coś. Wynająłbym pokój z działającą klimą i wentylacją. - pokiwał głową znowu lekko i mściwie uśmiechając się w ciemnościach. Co prawda Jess nie widziała tego po ciemku ale słyszała po barwie głosu. Zapewne Lesterowi te całe południe z jej tropikami niezbyt przypadło do gustu.

Zostawało czekanie. Czekanie w nocy i po ciemku. Lester bowiem zgasił silnik i światła by maszyna nie rzucała się z daleka w oczy. Bawił się paczką fajek stukając o nią i nią ale nie wyjmował i nie zapalał szluga pewnie by ognik nie przykuwał zbędnej uwagi. Czekali. Czekali i nie szło zapomnieć, że są w Ruinach. W ciemności nocy. Ponieważ okoliczne budynki nie były oświetlone a lampy uliczne choć nadal stały to pewnie jak zwykle nie działały odkąd spadły bomby więc była typowa, dławiąca ciemność w Ruinach. Taka w jakiej człowiek odruchowo zastanawia się co tam w ciemności się czai i aż myśli o jakimkolwiek źródle światła.

Choć tym razem w odróżnieniu od większości noclegów na Pustkowiach nie dominowała cisza. W zamian słychać było w oddali jakieś krzyki, stukoty, hałasy, czasem przejechał jakiś samochód czy rozległ się stukot końskich podków, samodzielnie lub zaprzęgnięty do wozu. Dał się słyszeć ten cały ludzki hałas i chaos tak typowy dla ludzkich zbieranin postawionych w nagłej i niebezpiecznej sytuacji. Musieli jednak być w dość mało uczęszczanej dzielnicy bo koło ich samochodu rzadko ktoś przejeżdżał. Najczęściej jak już to za kufrem maszyny w jakiejś przecznicy czy jak ktoś skręcał.

- Ciekawe kto chowa grabaża. - powiedział leniwym tonem Lester jakby nie miał kompletnie innych zmartwień. Jess powędrowała spojrzeniem za jego oczami i wpatrywał się w szyld przy ulicy reklamujące dom pogrzebowy Stricklanda. Gdzieś tam powinien kręcić się Simon. I jak zwykle w takich wypadkach jak nic nie było słychać i widać to nie było wiadomo co się dzieje. Dopiero jak się robiło głośno jasne było, że ktoś go zczapił w ten lub inny sposób i trzeba robić ten “Plan B”. Albo jak w końcu wracał i mówił co jest grane. Ale póki nie działo się któryś z tych dwóch scenariuszy kompletnie nie było wiadomo co tam u niego się dzieje. Potrafiło to zszargać nerwy każdemu, zwłaszcza gdy tam był ktoś komu na kimś zależało. Jess wiedziała, że nawet pozornie zblazowany i znudzony starszy Torn którego teraz pewnie ktoś mógłby uznać za gruboskórnego buca albo znudzonego niedzielnego podróżnika tak naprawdę był spięty i czujny co widać było właśnie po tym maltretowaniu paczki papierosów. Czasem też gładził lufę trzymanego na udach pistoletu. Bez zegarka nawet nie było wiadomo ile tego Simona już nie ma. A zdawało się, że wieki w ten napiętej, nocnej ciemności.

Wreszcie jednak zza rogu wyszła jakaś sylwetka. I po kilku krokach rozpoznali wracającego Simona. Szedł raźno, strzelbę niósł nonszalancko opartą o ramię w kowbojskiej pozie jaką podpatrzył na jakimś starym plakacie i odtąd bez przerwy twierdził, że jest kozacka. Zwłaszcza Lesterowi. Który jakby na przekór uważał ją za durne pozerstwo. A przynajmniej tak głośno mówił gdy Simon poruszał ten temat. Jasne było więc, że zwiadowcy nie przydarzyło się nic złego i wraca całkiem zadowolony z siebie zanim jeszcze podszedł do samochodu i zaczął cokolwiek mówić.

- Nikogo tam nie ma. Chodźcie sami zobaczyć. - powiedział tylko otwierając drzwi od pasażera i wsadzając głowę do środka by im to powiedzieć. Lester nie wahał się ani chwili. Kiwnął głową do dwójki rodzeństwa, wysiadł z samochodu i dał znać młodemu by prowadził. Ten skinął głową i ruszyli w stronę budynku, tym razem we trójkę.

- Tylne drzwi były otwarte. Musiał się spieszyć. - powiedział Simon gdy prowadził ich wzdłuż bocznej ściany domu pogrzebowego. Tam przeleźli przez tak zapuszczony płot, że było to raczej symboliczne zaznaczenie posesji niż realna przeszkoda. No chyba, że ktoś by biegał tu po ciemku to wtedy mógł się zaplątać czy nawet wywalić o ten splątany drut.

Podwórze było trochę większe od standardowego i miało miejsce na bliźniacze garaże. Simon dość pewnie poprowadził ich jakimś bocznym korytarzem w tą stronę. - Sami zobaczcie. - powiedział całkiem podekscytowanym głosem. Wewnątrz garażu było ciemniej niż w budynku więc w świetl latarek zobaczyli znalezisko młodszego Torna. - Myślicie, że jeździ? Nie odpalałem by nie robić hałasu. - zapytał podekscytowany mężczyzna patrząc na ciemną bryłę w ciemnym garażu.



Później przeszli na front budynku, od strony ulicy jaką przyjechali. Chyba była tu dawna recepcja z jednego biurka przed wejściem, jakiś hol z ławami jak w kościele, pokoje. W jednym znaleźli coś jak kuchnie z jadalnią. Tam na stole wciąż widać było pozostałości po posiłku, talerz, kubki, miski, pasowało jakby ktoś zrobił sobie kolację na jedną osobę a potem wstawił obok miski z wodą “na później”. Pewnie w dzień. Lester po przestudiowaniu całego pomieszczenia zapalił jedną ze świeczek. Ciemności zaniedbanego ale wciąż użytkowanego przez ludzi miejsca zniknęły rozproszone przez mały, wątły ale promieniujący ciepłem i nadzieją promyczek.

- Palisz światło? - zapytał sceptycznie młodszy Torne patrząc jak starszy bez żenady odpala kolejną świecę od tej już zapalonej. Pokiwał głową podchodząc ze świecą do lampy olejnej jaka teraz się ujawniła na jednej z naziemnych szafek. - A jak nas ktoś zobaczy? Powie, że się włamaliśmy. Do domu gliniarza. - Simon widocznie miał wątpliwości i sondująco zerknął na Jess by sprawdzić co ona sądzi. Ale zanim się odezwała przemówił starszy brat.

- No to powiemy, że szukamy gliny i tu nas skierowano więc czekamy aż przyjdzie. - odpowiedział obojętnym ale pewnym siebie głosem Lester. Simon przemyślał sprawę i chyba się zgodził z takim wnioskiem bo pokiwa głową i też zapalił kolejną świecę.

Nikt jednak nie przyszedł i nie sprawdził kto pali w domu Josh’a światło. Czekali, najpierw w napięciu, potem w zanurzeniu, w końcu Lester dał za wygraną i kazał iść spać. Gdzie by się nie podziali ci znad rzeki z Aną to było w tej osadzie zbyt wiele miejsc by ukryć jakąś osobę lub nawet samochód by po nocy, w mieście ogarniętych czymś pomiędzy powszechną ewakuacją, zbiórką samopomocy i rozruchami szukać tego jednego pojazdu i jednej osoby. Lester nie miał złudzeń. Tak naprawdę tamci mogli rozwalić Anę już po drodze. Jeśli nie to gdzieś ją trzymają. Gdzie to wolał sprawdzić rano.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline