Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2017, 08:29   #186
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 29 - Czas rezerwowy (35:00)

Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 1750 m do CH Brown 3
Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 2250 m do CH Black 2
Czas: dzień 1; g 35:00; 0 + 45 min do CH Brown 3
Czas: dzień 1; g 35:00; 0 + 60 min do CH Black 2




Brown 0; Black 2, 7 i 8



- No to hop. - powiedział Black 7 biorąc Black 2 i Brown 0 pod pachę. Potem uruchomił silniki w swoich butach i momentalnie całej trójce świat tylko śmignął a powietrze raczej zauważane zwykle jako zapach czy powiew wiatru nagle stanęło gęstym oporem. Przyśpieszenie mocno odcisnęło się niewidzialną pięścią na ludzkich ciałach. Wylądowali dobry kawałek od dziury akurat na jakimś stole który rozpękł się z hukiem pod pancernymi butami Latynosa w pancerzu wspomaganym.

- Ja chcę jeszcze raz! - krzyknęła piromanka klaskając z uciechy w dłonie jak mała dziewczynka po jeździe na karuzeli czy większa po pierwszym skoku na bungee. Ciężko było powiedzieć jak zareagował Ortega poza lekkim przekrzywieniem hełmu z lustrzaną szybą. - No dobra to potem. Ale chcę jeszcze raz. - powiedziała Latynoska po chwili krytycznego wpatrywania się w swoje odbicie na szybie zawieszonego nad nią lustra hełmu.

Dała znać Brown 0, że będzie ją ubezpieczać i sama wycelowała w przestrzeń dancingu lufę swojego karabinka z doczepianym miotaczem ognia. Black 7 zaś ruszył na dół po kolejną dwójkę. Wylądował na dole z głośnym hukiem jakby pancerna stal jego pancerza miała zamiar zmiażdżyć beton podłogi pod dywanopodobną wykładziną. Machnął ręką zachęcająco na Black 8 i Mahlera. Poczuli dokładnie to samo jak przed chwilą pierwsza dwójka i zaraz tak samo jak oni znaleźli się na parterze budynku w ekspresowym tempie.

- O patrzcie, rzuciło do środka furgonetkę. - powiedziała Latynoska wskazując na rzeczony pojazd a w głosie udało jej się zawrzeć lekką nutę zainteresowania. Marine spojrzał na Black 8 uśmiechając się pod nosem. Okazało się, że ta furgonetka jaką “zorganizowali” z zaplecza klubu zdawałoby się wieki temu w innym świecie o dziwo nadal tu stoi. Choć wokół część ścian zawaliła się, jeden narożników był rozsypaną dziurą gdzie widać było unoszące się po bombardowaniu pył, kurz i dym. Widok nawet na niby wolnej przestrzeni był ograniczony jak w gęstej mgle, do klkudziesieciu kroków. No i kto oddychał bezpośrednio czuł drapanie w gardle i często musiał mrużyć łzawiące z podrażnienia zawieszonym pyłem oczy. Wokół pojazdu było mnóstwo gruzu i osuwisk, na niego spadła jakaś belka to sam pojazd wydawał się w miarę w jednym kawałku.

- To ta co żeśmy ją wcześniej zorganizowali. - wyjaśnił marine zerkając na pojazd jakby zastanawiał się czy jest w stanie jezdnym.

- Zorganizowali? Kudłaty zajebałeś furę? No, no… A! No tak, bujasz się z Casanovą to może da się cię urobić na chłopaka z dzielni. - Latynoska mówiła szybko zmieniając wyraz twarzy od zastanowienia, lekkiego zdziwienia po wreszcie zrozumienie gdy sama znalazła rozwiązanie zagadki. Zaś podglony marine spojrzał na nią a potem i rudowłosego sapera jakby liczył, że może ona skojarzy o czym mówi Black 2.

- Brown 0, ty Falcon 1. Jeśli jeszcze kontrolujesz wieżyczki przydałoby nam się ich wsparcie. - w słuchawkach znów usłyszeli głos Svena. Znowu był opanowany choć dało się wyczuć skupienie i napięcie. Gdy Vinogradowa znowu uruchomiła swój panel i weszła w elektroniczne oczy kamer z wieżyczek sytuacja była napięta. Z “4-ki” obraz choć jaśniejszy był mniej przydatny bo większość dotychczasowego perymetru zasłaniał front transportowca z oznaczeniami marine. Ale boczna kamera która miała wgląd na boczne skrzydło budynku ujawniało kolejne małe xenos biegnące przez lejowisko albo wyłażące z okien i ścian. Na razie kilka, może kilkanascie ale na dość pustej przestrzeni sprawiało wrażenie. Z kamer “Z 3” widać było lepiej wnętrze narożnika. Właśnie ostatnie sylwetki ostrzeliwując się i rzucając granaty blokowały drogę pościgowi xenos. Z okien i chodnika, ze ścian parteru buchał dym z płonącej mieszanki jaka oblepiała wszystko na co padła, uciekając powoli na dół wciąż płonąc. Ludzie w pancerzach strzelali wyżej, gdzie po wyższych piętrach zbiegały kolejne małe xenos.

Brown 0 mogła wskazać na swoim ekranie a łączę jakie miała dzięki Falcon 1, przekazywało jej polecenia do wieżyczek zupełnie jakby siedziała tam, w sterówce Seres. - Szturmowce nie mogą strzelać póki Falcon jest na ziemi. - powiedział Mahler zerkając na obraz na ekranie Mayi. Dwie ocalałe z zachodniego odcinka ogrodzenia wieżyczki otworzyły ogień do licznych ale zwinnych i drobnych celów. Automatyczni strażnicy też mieli problemy z trafieniem w tak trudny cel. Ale liczebność wroga i zagęszczenie ognia z ciężkiej broni jaką mają skutecznie przerzedzają wroga. Małe pokraki po trafieniu tak mocnym pociskiem jaki potrafił o wiele większy cel jak opancerzony człowiek rozpruć na pół, właściwie znikały w żółtym kleksie wnętrzności. Te mieszały się z rozbryzgami ścian, ziemi i dymów gdy potężne pociski traktowały ścianę budynku jak papier. Dzięki temu wsparciu ludzie na ziemi zyskali potrzebną chwilę wytchnienia, dobiegli do rampy i Falcon 2 zaczął unosić się od razu w powietrze nie tracąc czasu na zamykanie rampy. Jako jedni z ostatnich wbiegło jacyś dwaj żołnierze niosący z bezwładne ciało jakiegoś grubszego faceta w postrzępionej marynarce. Sądząc z bezwładności musiał być nieprzytomny albo martwy. Teraz gdy przedpole był czyste w sukurs działkom Seres sterowanym przez Brown 0 przyszła latająca kanonierka. Posłała w dół salwę rakiet które przeorały całą okolicę podejścia do budynku aż w kamerze był widoczny tylko bezgłośny dym zasłaniający wszystko. Przy okazji dobili “3-jkę” bo urwał się z nią kontakt. Wraz z tą zasłoną jaka opadła nad Seres nie było w tej chwili czego oglądać.

- Słuchaj ty chcesz zrobić ten program? - Johan odezwał się kładąc dłoń na ramieniu Mayi. - Może pogadaj z Elenio? To droniarz. Dużo pracuje zdalnie. Może coś ci podpowie. - powiedział marine lekko kiwając głową na naramienny ekran hakerki w którym obecnie widać było tylko dym na wszystkich pasmach.

- Wujaszku! Pomóż! - krzyknęła Latina wskazując na belkę jaka wbiła się w karoserię pojazdu. Nie zapomniała przy tym przyjąć i pozy i miny “dziewczyny w potrzebie”. Latynos prychnął z rozbawieniem podszedł do furgonetki i choć pancerz skrzypnął i jęknął to odwalił stalowy dźwigar na bok.

- Gdzie na nich czekamy? - zapytał jego mechaniczny głos patrząc z góry na pozostałych członków swojej grupy. Jeśli latadełka tu leciały to te kilka kilometrów powinni pokonać w parę chwil. Gdyby tutaj był pusty teren albo tamci lecieli odpowiednio wysoko już powinni być widoczni. Ale na razie widzieli tylko zielonkawą tarczę gazowego olbrzyma przez szczeliny i dziury w dachu popularnego do niedawna klubu.

- Włączę budzik. - powiedział marine. Wrócił do dziury jaką wybił plastik Black 8 i zaczął majstrować z drutem i granatem. Ręce poruszały mu się z wpawą świadczącą o sporej wprawie w ustawianiu takich budzików. Obroże były jednak nieczułe na takie manewry. Zegar tykał. Na zegarze w kolorze czerni wybiła godzina “00:00”. I zaczęło się odliczanie rezerwowych 60 minut. W czasowniku grupy Brown było jeszcze gorzej. Zostało ostatnie 45 minut rezerwy. A odległości od Checkpointów nadal w poziomie nie zmieniły się i wynosiły po jakąś godzinę intensywnego marszu. Właściwie na piechotę by zdążyć mieli jeszcze szansę ale to przy założeniu pustej drogi. Stan budynku i to co widzieli niedawno na ekranie hakerki spod Seres raczej nie skłaniał ku tak optymistycznemu scenariuszowi.





Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 3200 m do CH Green 5
Czas: dzień 1; g 35:00; 180 + 60 min do CH Green 5




Green 4



Sprawy zaczęły się komplikować. Green 4 nie mógł ot, tak sięgnąć po ten obły kształt bo okazało się, że ta mieszanina obcych i ludzkich tkanek jest zespolona pod spodem o wiele bardziej. W ogóle ten przypadek wydawał się być bardziej zaawansowany w rozwoju pod każdym zauważalnym względem w porównaniu do pozostałych dwóch. Był większy, obca tkanka była bardziej urzutowana w głąb ludzkiego nosiciela i nawet opuchlizny tamci na skórze nie mieli. Choć z medycznego punktu widzenia nie mógł wykluczyć innego, zewnętrznego pochodzenia tej ostatniej. No i tamte były nieruchomymi obiektami podczas ekstrakcji.

Ten ostatni element był dość frustrujący. Gdy chirurg unosił kokon by wyzwolić go z ostatnich połączeń z tkankami nosiciela musiał trzymać ekstraktowany obiekt w szczypcach a drugą dłonią operować laserowym skalpelem odcinając tkanki pod spodem. I zarówno widział jak i wyczuwał coraz intensywniejsze ruchy tego organizmu. To już nie mógł być przypadek.

Mimo tych komplikacji chirurg nadal panował nad sytuacją. Udało mu się przeciąć ostatnie wiązania gdy stał się świadkiem zapewne dość rzadkiego wydarzenia. Narodzin obcej istoty. Przenosił w szczypcach wyjęte stworzenie gdy otulający ją kokon pękł a stwór wierzgnął na tyle mocno, że w szczypcach było mu go trudno utrzymać. I w tym samym momencie doszedł go wytłumiony przez barierę ścian i drzwi kobiecy krzyk. Pełen bólu i cierpienia krzyk kobiety. Ale jedyną kobietą tutaj była ta wytatuowana Olsen w izolatce. Ale przecież dostała tak silne środki, że nie miała prawa się obudzić, krzyczeć czy robić cokolwiek poza leżeniem z wdzięcznością kłody.

- Co tam się dzieje?! - usłyszał zza szyby też wytłumiony głos Latynosa. Nie był pewny czy krzyczy do niej czy kogoś innego.

- Nie wiem, zaczęła się drzeć! - odpowiedział w zdenerwowaniu któryś z gliniarzy stojących na straży aresztantki w izolatce. Dr. Horst też miał powód by się denerwować. Stwór w szczypcach, już prawie nad pojemnikiem jaki miał być jego celą rozdarł włóknistą powłokę kokonu i ukazała się mała, murenowata, zębata główka sycząc i skrzecząc w miniaturze ryku dorosłych osobników. Kokon pękł a stwór wierzgając wyślizgał się ze szczypiec. Upadł na krawędź pojemnika wijąc się jak wyrzucona z wody ryba, odbił się od krawędzi pojemnika i spadł na blat szafki rozrzucając część przygotowanych narzędzi. Green 4 miał jeszcze szansę spróbować go złapać. Szczypcami? Na pewno bezpieczniej ale metalowym narzędziem trudniej było gmerać przy tak szaleńczo wierzgającym celu który zaraz mógł spaść na podłogę. Dłońmi? Co prawda miał rękawiczki chirurgiczne ale jednak było to tak sprzeczne z medycznym BHP i tradycją łapać tak podejrzane substancje gołą ręką jak mogło. Chyba, że już nic innego nie było. Ale dłońmi chwyt powinien być pewniejszy.

- O kurwa! Zabij to! - Patinio wyraźnie widział przez szybę całą scenę bo w głosie znać było napięcie.

- Spalmy tam wszystko. Uruchomię kwarantannę to wypali tam wszystko. - zaproponował Kozlov też stojąc po drugiej stronie szyby i na głos to nagle zdawał się być trzeźwiutki jak po narodzeniu.

- Pojebało cię!? - krzyknął na niego armijny kapral w zdenerwowaniu.

- No co? Sam mówił, że nie może się “to” stąd wydostać. - odparł z niechęcią równie zdenerwowany lekarz.

W tym czasie Green 4 ledwo rejestrował tą nerwową rozmowę. Złapał i przytrzymał dłońmi wierzgającego obcego. Obcy owinął prawie od razu swój biczowaty ogon wokół jego nadgarstka w zaskakująco mocnym uścisku. Pewnie będzie miał pręgę. Ale dzięki temu niejako przywiązał się do dłoni lekarza. Chociaż na moment bo korpus i ta zębata szczęka która wciąż syczała i nawet taka mała pewnie mogła bez trudu rozciąć ludzką skórę i wierzchnie tkanki. To jednak dało lekarzowi czas by sięgnąć po naszykowany pojemnik. Udało mu się wsadzić najpierw korpus stwora i ten zaczął się rozbijać o ścianki pojemnika próbując się wydostać. Stukał przez to opętańczym staccatto szarpiąc nerwy ale dr. Horst już odzyskał panowanie nad sytuacją. Jeszcze musiał tylko wyszarpać “uwiązaną” rękę z ogoniastego uścisku stwora bo drugą musiał przytrzymywać stwora w pojemniku. Tam wciąż trwały zmagania między człowiekiem a bestią tak samo jak kawałek wyżej ogona z nadgarstkiem. Zdecydowała jednak przewaga masy i świadomość sytuacji przeciw instynktowi. Doktorowi udało się wyzwolić ramię, potem jeszcze puścił stwora i zamknął pojemnik. Stwór był zabezpieczony. Jak silny i zdeterminowany mógł być jako dorosły osobnik to było trudne do oszacowania.

Zostawało jeszcze sprawdzić co z pacjentem i zaszyć go po operaci. Stwór był ekstraktowany jak miał być. Ale zostawało jeszcze dokończyć operację. Niemniej najtrudniejszy etap powinien mieć właśnie za sobą. Przy okazji stwór wymusił nieco przyspieszenie niektórych czynności operacyjnych ale niechcący dzięki temu operacja powinna trwać trochę krócej.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; pokład Falcon 2 nad Seres Laboratory; 100 m do CH Black 2
Czas: dzień 1; g 35:00; 0 + 60 min do CH Black 2



Black 4 i 0





Falcon wylądował. Wszyscy którym udało się dotrzeć na pokład latacza oddychali ciężko jak po biegu. Albo walce. Ale w końcu ci którzy byli na zewnątrz zaliczyli jedno i drugie. Teraz siedzieli przypięci do foteli. Łapali oddech, ocierali pot z czoła, zmieniali puste magi na pełne w swoich karabinach i ładownicach. Maszyna poszła ostrą świecą w górę zaraz przechylając się w wirażu. Zaraz jej miejsce zajęła szturmówka okładając budynek i okolicę ciężkim ogniem z broni o cięższym kalibrze i gabarytach niż ta którą mieli ze sobą jacykolwiek piechociarze. Do ognia szturmowej maszyny dołączyły się również wieżyczki Seres jakie wznowiły nagle ogień prując ściany i parking przed budynkiem.

Mimo to atmosfera na pokładzie szturmowego transportowca atmosfera była dość napięta. Głównie z powodu ludzi jakich zabrali na pokład. I tych z Obrożami i bez. A na to wpłynęła zapewne desperacka ewakuacja z ostatnich sekund i minut. Zapewne dlatego dwa Parchy dostały fotele zaraz przy rampie wejściowej. A cywile jakich udało się doprowadzić i ewakuować z Seres na drugim końcu ładowni, zaraz za kabiną pilotów. Między nimi rozciągał się kordon foteli zajętych przez mężczyzn i kobiety w pancerzach o różnej prowidencji. Większość nosiła oznaczenia z Armii. Ale byli też marine z Floty, policjanci nawet jacyś PMC z różnych firm ochroniarskich.

Z samego początku ładowni dobiegał histeryczny płacz Any. Trzymała się jakoś póki Herzog nie uświadomiła jej, że Patrick już do nich nie dołączy. Wtedy z trudem utrzymująca dotąd względną równowagę wybuchnęła płaczem wzmacnianym spazmami. Sama paramedyczka zajęła fotel obok i próbowała ją pocieszać. Tom i Hal siedzieli w swoich fotelach obaj żywi. Zwłaszcza Hala udało się uratować w ostatniej chwili tylko dzięki natychmiastowej aplikacji leczącej biochemii. Nawet z urwanych słów jakie słyszeli mundurowi dało się zauważyć, że uratowani cywile obwiniają skazańców w Obrożach o taki przebieg ewakuacji. Dołożyło się to zapewne do tego co mundurowi z ekipy ewakuacyjnej widzieli przed paroma chwilami sami. Na podłodze jako jedyne leżało nieruchome i zakrwawione ciało Patricka. Ktoś na nie narzucił jakąś płachtę by je zasłonić ale i tak wszyscy na pokładzie widzieli jak ono wygląda.


---



Seres Lab; kilka chwil wcześniej



- Nie! - Herzog której z początku udawało się nie dać złapać albo odpychać Black 4 krzyknęła z furią ale nie dała rady dłużej się opierać. Choć ten nie czuł się orłem w walce na najbliższy dystans i dziewczyna była dla niego przeciwnikiem której opór nie gwarantował mu bezproblemowe i gładkie załatwienie sprawy. Gdyby nadal się stawiała mogło się zrobić trudno. Był już za oknem na parkingu, zdążyli zrobić jakiś krok od okna by biec do transportera, za nimi został rozpaczliwie wyciągający do nich rękę Tom a w ich stronę biegł pierwszy fire team odległy już o kilkanaście kroków. Zasłaniali sobą już Anę i jej gromadkę dzieci których dzieliły ostatnie kroki od rampy. Wtedy to się stało. Znowu. - Ostrzeżenie pierwszego stopnia! - szczeknęła mechanicznym głoem jego Obroża i ciało Parcha ogarnęły wyładowania elektryczne. Przygięło go wpół i poczuł suchość w ustach gdy piekący ból nicował mu ciało.

- Ty chamie! - paramedyczka w egzoszkielecie skorzystała z okazji by się wyrwać. Musiała ją ogarnąć furia na Parcha bo gdy jego ciało wyginało się od porażenia prądem z wściekłością trzasnęła go pięścią w szczękę. A potem odwróciła się z powrotem do okna i zaczęła podnosić Toma by pomóc mu przedostać się na zewnątrz.

W tym czasie Black 0 był zbyt zajęty nadciągającymi xenos. Były, małe ale szybkie i ta kombinacja bardzo utrudniała trafienie ich czy w walce wręcz czy w strzelaniu. Jednak jemu udało się trafić kolejne dwa małe xenos których zatrzymała zapora ognia. Ta już jednak bez kolejnych dawek mieszanki musiała wkrótce wypalić się. Wówczas ataki xenos osiągnęłyby na tyle przewagi liczebnej by dorwać każdego z nich. Halowi mimo, że krwawił już całkiem obficie bo bez pancerza każde trafienie xenosa oznaczało broczącą krwią ranę. Udało mu się jednak rozgnieść siekierą kolejnego przeciwnika. Xenos jednak też nie próżnował i ten który walczył z Patrickiem w końcu zadał ostateczny cios. Starszy mężczyzna upadł na plecy bezwładnie. Xenos dalej wgryzał się i szatkował w już martwego albo dogorywającego mężczyznę pieczętując jego los.

Trzaśnięty przez paramedyczkę w twarz i wciąż oszołomiony po lekcji wychowawczej jaką dała mu Obroża, Black 4 widział jak Ana z dziećmi znika wewnątrz ładowni transportowca. Herzog przewaliła Toma na zewnątrz i znowu podtrzymując go za ramię próbowała z trudem truchtać w stronę lądownika. - Da go pani, ja go wezmę! - powiedział jakiś żołnierz jaki akurat do nich dobiegł. Puścił karabin by mieć wolne ręce i wziął ciężko rannego mężczyznę wracając do transportowca. Herzog pobiegła wyzwolona z tego prawie bezwładnego balastu znacznie sprawniej przez te plączące nogi lejowisko.

Pierwsza czwórka mundurowych dobiegła prawie do ściany na tyle blisko by widzieć już samodzielnie co się dzieje wewnątrz. - Free weapon! - krzyknął pewnie dowodzący tym teamem i cztery lufy uniosły się otwierając ogień do tych samych celów co Black 0. Pomieszczenie zagotowało się nie tylko od już dogasającego ognia ale i ołowiu. W efekcie tego jeden z xenos został rozbryzgany w punkcie gdzie stężenie ołowiu w powietrzu znalazło swój punkt zagęszczenia. Zcivicki nie był pewny czy to on go trafił ale prawie na pewno tak. Chociaż mógł mieć połowę zestrzelenia z jakimś mundurowym jak to się w powietrzu czy kosmosie między myśliwcami mówiło. Zaraz jednak magazynek zazgrzytał mu suchym trzaskiem oznajmiając koniec ammo. “Smoczyca” nadal była pusta bo nie miał jej kiedy przeładować.

Przez eden krytyczny moment Padre był świadkiem działania Opatrzności. Dwa xenos które dobiły przed chwilą Patricka rozejrzały się po sali wybierając kolejny cel. Wewnątrz już były tylko dwa mięsa do zarżnięcia, walczący siekierą ze swoim xenosem Hal i on sam z właśnie pustymi magazynkami. I obydwa rzuciły się na pracownika laboratorium! Teraz już walczył samotnie z trójką zwinnych xenos i z trójką musiał paść pod ich szponami i szczękami raczej prędzej niż później. Wyglądał jak drzewo podpiłowywane od dołu przez pilarzy, musiało upaść. Musiał zdawać sobie z tego sprawę bo rozpaczliwym zrywem zdołał przynieść jednego a potem zmiażdżyć go trzaskając o ścianę ale pozostałe dwa musiały go zaraz wykończyć.

Przez okno wskoczyła czwórka żołnierzy. Dwóch rzuciło się by wesprzeć osaczonego cywila. Dwóch innych wznowiło ogień strzelać do wypełzajacych z każdego fragmentu zadymionej sali za ścianą ognia. Umęczony Hal opadł plecami na plecy ledwo stojąc na nogach. Jeden z żołnierzy został pokąsany przez małego xenos gdy usiłował go trafić kolbą nie mając czasu zmienić broni. Ale nie było krwi więc w przeciwieństwie do Hala czy Patricka którzy już by krwawili żołnierzowi nic się nie stało. Drugi z mundurowych rozgniótł wierzgającego obcego zdzielając go na odlew swoją bronią.

- Proszę do nich! Fire in the hole! - krzyknął jeden z tych co strzelali sięgając po granat. Drugi wciąż strzelał. Przy oknie pojawiły się kolejni mundurowi z których dwóch zachęcająco wyciągnęło ręce do środka by przejąć słaniającego się na nogach Hala. Ten sunąc i zostawiając krwawy ślad na ścianie zbliżył się do nich i dał im się złapać.

Jeden z żołnierzy syknął gdy oberwał od xenosa, tym razem krwawiąc swoją, czerwoną krwią ale ten zaraz potem został zmiażdżony przez jego kolegę. W tym czasie ogień ze “Smoczycy” wygasł i utrzymująca dotąd w na dystans bariera zniknęły. Z dziesiątka xenos rzuciła się żywą falą kłów i szponów na dwunożne stadko pod oknem. Wtedy wśród nich eksplodował granat grenadiera. [b][i]- Jeszcze raz! Zapalający! - krzyknął dowodzący pierwszą sekcją wskazując na chwilowo oczyszczone z obcych miejsce. Małe ciałka nie miały szans z mocą granatu odłamkowego więc ten porozrzucał je i poszatkował i zabił na miejscu. Ale to przecież nie były wszystkie. - Bierzcie go i zbieramy się! - dodał kapral z Armii wskazując na nieruchome ciało Patricka bezwładnie leżące pod ścianą tam gdzie upadło. Dwóch żołnierzy ruszyło po ciało a trzeci szykował kolejny granat.


---



Pokład Falcon 2; obecnie



Dlatego po całokształcie sceny z ostatnich paru chwil atmosfera jaka otaczała dwóch skazańców z Obrożami to była daleka od przychylności. Nikt ich tu nie lubił i mundurowi dali im to odczuć. Otaczała ich aura niechęci, pogardy lub obojętności. Zabrali ich na pokład ale poza tym ich los chyba nikogo nie obchodził. Tymczasem przywieszki obydwu Parchów coraz bardziej świeciły pustkami a tam na środku ładowni były skrzynie z amunicją, granatami i podobnym sprzętem. Drugi problem był nawet poważniejszy. Lecieli gdzieś. Z każdą sekundą oddalali się od Seres i położonej gdzieś na jej dachu kapsuły z Blackpoint 2. Dzięki komunikatorom mogli jednak próbować rozmawiać nie tylko z siedzącymi obok żołnierzami. No i właśnie podstawowy czas grupy Black się skończył. Licznik pokazał właśnie “00:00” i zaczął odliczać ostatnie rezerwowe 60 minut.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 11-09-2017 o 10:08.
Pipboy79 jest offline