Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2017, 14:23   #89
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Rozmowa z kobietą trwała jeszcze z dwie kolejne szklanice, dość mocnego, trunku i dotyczyła jakiejś wyprawy w głąb niezbadanych obszarów miasta. Nieznajoma była… przewodniczką, a Axamander pośrednikiem pomiędzy klientem a nią. W końcu po załatwieniu sprawy pożegnali się jak przyjaciele, a diablę przysiadło się do Chaai mówiąc z uśmiechem. - No to cały jestem twój.
Bardka akurat skończyła rozrysowywanie okolicy wczorajszej, elfiej świątyni, którą miała pod oknem swojego hotelu. Składając mapkę w rulon, odłożyła ją do tubusa.
- No proszę, interes się kręci, nic tylko pozazdrościć - odparła wesoło, po czym dodała z filuternym uśmieszkiem - myślisz, że zadowolę się resztkami po innej? Przeceniasz się. - Zaśmiała się perliście i chwyciła szklankę by się napić, ale ze zdziwieniem dostrzegła w niej dno. Suche.
- Hmmm… myślę, że lubisz wodzić za nos i bez względu na sytuację obszedłbym się smakiem - stwierdziło ze złośliwym uśmieszkiem mieszaniec, podczas gdy Vittorio rzekł - Wystarczy panience.
- Nie ma z wami zabawy. - Wzruszyła ramionami, patrząc spod rzęs na rozmówcę, uśmiechając się przy tym tajemniczo. - To jak? Słyszałeś coś o naszym zmartwychwstałym czarusiu? - spytała konspiracyjnie.
- Nie. Nic co można by uznać za prawdę. Za to dużo o jego kulcie. Ponoć rekrutują zaufanych ludzi - stwierdził mężczyzna wzruszając ramionami. - Vantu szykuje się do wojny ze wszystkimi. Ambitny typek albo głupiec.
- Dziwne… wpadł trochę jak kamień w wodę, ale dziś nie przyszłam pytać o niego. O… rekrutuje? Może powinnam się zgłosić? - Cmoknęła w zamyśleniu. - Lubisz historię?
- Nie wiem czemu się dziwisz. Wszystkie zakony, jak i wszystkie klany wampirze, polują na niego, dookoła pełno łowców wampirów. Wystawiono za jego głowę kilka nagród. Ten kto ubije Vantu, będzie żył jak książę kupiecki przez następny rok lub dwa, dlatego musi dobrze się ukrywać… - Zaśmiał się Axamander i potarł brodę. - A co do rekrutacji to tak łatwo nie ma. Trzeba być poleconym przez właściwą osobę.
Po tej dość długiej wypowiedzi spytał - a czemu pytasz o historię? I o czyjej historii mówisz?
- Nie wyglądał na takiego, co to lubi się ukrywać, ani, że ma się kogo obawiać w tym mieście… ale może coś knuje większego, czort go wie. - Potrząsnęła głową ni to potakując, ni zaprzeczając. - Historia to historia co za różnica czyja? Albo ją lubisz albo nie - kontynuowała w lekkim oderwaniu od rzeczywistości, krążąc opuszkiem palca po brzegu swojego kielicha.
- Dostałam pewne zlecenie związane z moim zawodem. Problem w tym, że ten ktoś, jeśli dalej żyje… - urwała głowiąc się nad lepszym sprecyzowaniem tego co chciała przekazać. - Problem w tym, że chyba nikt nie ma nawet najmniejszego pojęcia, że on kiedykolwiek żył i istniał… jest tak stary.
- Vantu na pewno coś większego knuje. I pewnie jego ujawnienie się było częścią tego knowania. Nie jestem obeznany za dobrze z kryminalnym półświakiem, ale ponoć, od czasu jego powrotu… zrobiło się tam gorąco - wyjaśnił najmita przyglądając się dziewczynie. - Zlecenie na kogoś kto jest legendą? Nietypowa rzecz w twym zawodzie, czyż nie?
Chaaya uśmiechnęła się, pochylając nad stolikiem.
- Nie sądze by był legendą, bo w tym wypadku mój zleceniodawca nie mógłby go poznać, prawda? - Wróciła plecami na oparcie krzesła. - To niesamowite jakie dziwne istoty mieszkają w La Rasquelle… Powiedz mi, widziałeś ty kiedyś elfa?
- Tak… w sumie nawet cztery. W tym jedną elfkę. Żyją ukryci wśród namorzynowych moczarów - wytłumaczył jej z uśmiechem. - Ciężko ich spotkać w okolicach ruin. Porzuciły La Rasquelle i najwyraźniej boją się do niego wracać.
Dziewczynie, aż zaświeciły oczy z podniecenia, ale tylko przygryzła dolną wargę powstrzymując się od większej reakcji.
- Chciałabym mieć takie szczęście jak ty… - odparła rozmarzona, nawijając sobie czekoladowy kosmyk włosów na palec. - O… ale może one będą wiedzieć, gdzie znajduje się moja ofiara… nie chciałbyś mnie zabrać do lasu na spacer?
- Żartujesz? Tu nie chodzi się do lasu na spacer. Co najwyżej do ogrodów - przypomniał jej ze śmiechem Axamander i upijając nieco rumu z podstawionej szklanicy tłumaczył dalej. - I nie mogę za bardzo pomóc w kwestii elfów. Spotkałem je przypadkiem na misjach. Nie wiem gdzie je można znaleźć. Jeśli jednak będziesz wyruszała w głąb moczarów i namorzynowych lasów, to prędzej, czy później na jakichś elfich dzikusów trafisz. Nie są to te szlachetne istoty, jakie można zobaczyć w magicznych wizjach na terenie miasta.
- No chyba się nie boisz, że cie zaduszę w krzakach - zażartowała rozbawiona kobieta jego niezrozumieniem aluzji, po czym odgięła się na krześle, bujając na tylnich nogach. Szybko jednak zrezygnowała z tej zabawy, gdy się zachwiała.
- Magiczne wizje? Nie jesteś pierwszy który mi o tym opowiada… co to takiego?
- Poza cywilizowaną częścią miasta… moja droga, twoje rączki są moim najmniejszym problemem. Dookoła La Rasquelle jest pełno zagrożeń wszelakiej natury - odparło diablę i zamyśliło się. - Wizje… to jakby ruchome obrazki, ale tak rzeczywiste jak ty i ja. Przedstawiają świat elfów. Rzadko można je spotkać tu w tej części miasta, ale jak wypuścisz poza zamieszkałe regiony, możesz zobaczyć różne rzeczy związane z elfami.
- Aż mnie świerzbi by ci udowodnić jakim potrafię być utrapieniem, ale niech ci będzie. Słyszałeś o plotkach jakoby w mieście gromadzili się Hyrkalianie? Ciekawe czego tu szukają, tak daleko na wygnaniu. - Kobieta skupiła spojrzenie na szklance z rumem rogatego rozmówcy, a następnie przyglądała się jego szpiczastym uszom.
- Nie. Nie słyszałem by się jakoś bardzo gromadzili. Co prawda znam paru uchodźców z tego królestwa, ale nie wydaje mi się żeby przybywało ich więcej niż ta grupa co przybyła po przewrocie. - Zadumał się Axamander i spojrzał na dziewczynę. - Ale ty chyba wiesz coś więcej, prawda?
- Zaglądam czasem to tu, to tam… jak spodoba mi się jakiś budynek to go zwiedzam - mruknęła pod nosem. - Ci z pewnością nie są uciekinierami. Może też coś knują… to chyba u was typowe. Tak samo jak szybkie wzbogacanie się, jak na przykład ród Sangwelottich.
- Nigdy o nim nie słyszałem. Pewnie jacyś nuworysze. - Odpłynął na chwilę myślami mężczyzna.
- Chciałoby się mieć taką smykałkę do interesów. Nic to… wracając do historii… znasz dobrego historyka? - Chaaya przekręciła głowę na bok. Po pierwsze czuła jak powoli robi się senna z powodu alkoholu, a po drugie tak lepiej widziała ucho mężczyzny, które… ze zgrozą musiała stwierdzić, miała ochotę dotknąć i to językiem.
- Hmm.. jest niejaki Dartun. Wygląda na kumatego w tych tematach. Valgarf Oldsworth też… ale on wróci za trzy… cztery dni. Są jakieś koła historyczne na mieście, ale nigdy się tym nie interesowałem. No i każdy stary ród ma swoich historyków. - Zastanawiał się na głos najemnik, nieświadomy dylematów bardki.
- O Dartun… słyszałam o nim i o Artisane, podobno zbiera wiele antycznych woluminów. - Chaaya uciekła wzrokiem w bok.
- O właśnie… i jeszcze ona. Chciałbym żeby obdarzyła mnie taką pasją jaką obdarza swoje księgi. - Uśmiechnął się łobuzersko.
- To sobie przyklej jaką do twarzy - odparła rozbawiona tancerka, po czym się roześmiała. - Aż taka ładna jest?
- Jak na zaczytaną kujonkę to tak. Po za tym… sama wiesz… - Powiększył swój uśmiech, wędrując spojrzeniem po Chaai. - Ma to coś co i ty. Nazywają to czasem tutaj magnetyzmem.
- Schlebiasz mi - wymruczała zadowolona z “komplementu” po czym nieco zarumieniona zamyśliła się.
- Schlebiam? Doprawdy… zbytek skromności. - Zaśmiał się lekko podchmielony Axamander. - A co do tej rudej Artisane… ma cały wianuszek kochanek i kochanków i przyjaciół od łóżka. Oczywiście wszyscy są z wyższych warstw majątkowych. Nie byłaby tak rozchwytywana, gdyby była… brzydka?
- Nie zastanawiałam się nigdy nad tym. To znaczy czy to ma związek… z brzydotą, ale może masz rację. - Zapętliła się tawaif, rumieniąc jeszcze bardziej, gdyż alkohol uderzył w nią całymi swoimi procentami. - Jak będe się do niej wybierać, mogę cię ze sobą zabrać… może wpadniesz jej w oko, tylko nie zapomnij o książce.
- Nie sądzę bym wpadł jej w oko. Jestem za mało… wyrafinowany - odparł wesoło rogacz napinając mięśnie, co jednak robiło niewielkie wrażenie ze względu na jego strój. - Poza tym jestem diablęciem czynu, nie słowa.
- Nie dowiesz się póki nie spróbujesz. - Wzruszyła ramionami, ponownie wpatrując się w jego uszy. Co ją tak nagle wzięło, nie wiedziała. Mieszaniec nie był nawet w jej typie, a od lizania miała Jarvisa.
- Lubisz czekoladę?
- Jak chyba każdy prawda?- skinął głową Axamander z uśmiechem.
Dholianka wyjęła z koszyka tabliczkę z orzechami i ułamała sobie kawałek by spróbować.
- Reszta dla ciebie, możesz ją jeść i wyobrażać sobie, że siedzę ci na twarzy - odpowiedziała zadziornie, wstając z miejsca.
- To nie będzie to samo - odparło diablę wystawiając język, lekko rozdwojony na końcu.
Dholianka sapnęła w bliżej nieokreślonym podnieceniu. Musiała czym prędzej się ewakuować z tej tawerny, jeśli planowała pozostać wierna swemu ukochanemu. Wgryzła się w czekoladę chrupiąc orzeszki.
- Jeszcze się spotkamy, bądź tego pewien - zagroziła mało pewnie, po czym krzyknęła do Vittoria. - Pilnuj szyi staruszku! - Machając obu na dowidzenia, wybiegła na zewnątrz.


Przez pewien czas bardka włóczyła się po mieście, szukając elfich ruin w okolicach knajpy, ale niczego nie znalazła. Przemieniając się ponownie w złotowłosą dziewczynkę, spacerowała deptakami lub pływała kanałami, aż alkohol nie wywietrzał jej z głowy. W odmienionej formie czuła się bezpieczniej, gdyż nie rzucała się swym wyglądam tak mocno, jak ze swoją opaloną cerą, którą łatwo było zapamiętać. Kto jednak miałby ją chcieć śledzić, nie umiała powiedzieć, ale wolała dmuchać na zimne.
Gdy dotarła na umówione miejsce spotkania z czarownikiem, wyjęła z tubusu kartkę papieru i zaczęła rysować mapę okolicy świątyni rozpusty, przy okazji oglądając ruiny od zewnątrz.
~ Starcze jak myślisz, co to za niebo się rozpościera tam w środku? ~ spytała Pradawnego, siadając na gruzie by spokojnie rysować na kolanach.
~ Tam w środku czego? ~ odezwał się dopiero po chwili czerwonołuski.
~ Nooo… świątyni, tej tutaj… widać pod sufitem niebo. Czyste, bez chmur jak wszędzie dookoła.
~ Plan powietrza może? Skoro brak chmur… chociaż i tam są chmury… a nie ma słońca. Może jakieś niebo nad pustynią bez końca. ~ Zamyślił się smok. ~ Trudno powiedzieć.
~ Ja uważam, że to nasze niebo… tylko sprzed setek lat. Z czasów elfów. ~ Tancerka przypatrzyła się swojemu dziełu. ~ Kojarzysz, którąś z tych świątyń? Wiesz mniej więcej w jakiej części miasta były?
~ Wygląda na to, że jesteśmy na terytorium Złotego. Gdzieś tu w okolicy winien być jego pałac ~ ocenił po dłuższym namyśle Pradawny.
Tawaif podpisała kartkę z mapką okolicy, po czym zapominając, że umówiła się z kochankiem na spotkanie, odpakowała jedną z tabliczek czekolady i jedząc ją jak słodki chlebek, ruszyła na małe zwiedzanie.
~ Zdziwiłam się gdy Axamander powiedział o elfach… Może wartoby było ich poszukać, mogą wiedząc coś na temat smoków? Tylko… jedyna szansa bym wyruszyła na moczary to ta, kiedy Jarvis będzie ze mną…
~ Mówisz jakbyś nie potrafiła go skłonić do swych kaprysów i życzeń ~ stwierdził z przekąsem gad. ~ No i zapominasz, że cała wasza czwórka jest tu z MEGO powodu. Wszystko co przybliży was do mego celu, jest w interesie Jarvisa.
~ Sam nakazałeś mi dyskretność, a ja… mogę mieć przed nim tajemnicę, ale na pewno nie będe mu kłamać. A musiałabym ~ zaperzyła się kobieta, wgryzając z przekąskę.
~ Nie musisz tłumaczyć mu powodów… albo znajdzie się inna okazja. ~ Gdy to mówił, tawaif posłyszała kroki. Jarvis nadchodził.

Chaaya akurat kucnęła, bo w zeszłorocznych liściach dostrzegła zasuszone orzechy, które przy odrobinie szczęścia, były dobre w środku. Na odgłosy cichego stąpania, odruchowo spojrzała w tamtym kierunku.

[media]https://i.pinimg.com/564x/c2/51/f8/c251f870bb36f91b24ac4437c69fc250.jpg[/media]
~ Oczywiście, że nie muszę, ale wiedz, że to nie będzie takie proste. Dla mnie. ~ Obruszyła się dziecinnie. ~ Każdy ma swoje limity ~ dodała na koniec gniewnie, grzechocząc łupinkami w dłoni, jakby sprawdzała ciężkość znaleziska i oceniała jego przydatność.
~ Nie po to uciekłam z pustyni, by się bawić w ciągłe podchody, starczy mi tego na to i przyszłe życie.
Czarownik zatrzymał się na widok dziewczęcia przed nim. Wyraźnie cofnął się w cień, aby go nie spłoszyć i przyglądał w milczeniu czekając, aż… dziewczę sobie pójdzie, albo Chaaya przyjdzie.
Blondynka przekręciła głowę nie rozumiejąc dlaczego jej towarzysz się przed nią chował. Wrzuciwszy orzeszki do koszyka, nazbierała jeszcze jedną garstkę zanim wstała i ponownie wgryzając się w kakaowy smakołyk, ruszyła w kierunku kryjącego się mężczyzny.
- Urocza noc. Panienka często tu orzechy zbiera? - zagadnął Jarvis na powitanie uchylając kapelusza, a Chaaya zrozumiała, że jej nie poznał, wszak tej postaci nie miał jeszcze okazji zobaczyć.

Takiego go jeszcze nie znała. Skrytego w cieniu, jakby nieco nieśmiałego i z dobrymi manierami.
Gdyby się zastanowiła to mało takich mężczyzn znała, ale bardka skupiona była aktualnie na spijaniu każdego szczegółu z postawy przywoływacza.
Nie odezwała się, bo poznałby ją po głosie, więc potrząsnęła głową zaprzeczając. Ciekawskie oczęta o jasnoszarych tęczkówkach wparywały się z łanią łagodnością, a usta wygięte były w grzecznym uśmiechu.
- Nie sądziłem, że ktoś tu bywa… poza amatorami… - Jarvis wskazał palcem na płaskorzeźby. - ...sztuki starożytnych elfów.
Tancerka przez ułamek sekundy spojrzała we wskazanym kierunku, ale zaraz szybko się odwróciła, lekko zarumieniona i zawstydzona od widoków. Ściskając w dłoniach koszyk, wyjęła z niego kilka orzechów i pokazała je rozmówcy, po czym wyciągnęła rękę chcąc się z nim podzielić.
Przywoływacz przyjął kilka z nich i uprzejmie rzekł - dziękuję. Niestety ja nic do zjedzenia nie mam przy sobie. Nie możesz mówić?
Tawaif zaprzeczyła, chcąc pokazać, że nic od niego nie chce, po czym przyglądając się z jeszcze większym zaciekawieniem czarownikowi poruszyła charakterystycznie głową ni to potakując, ni zaprzeczając. Uśmiechnęła się przy tym marszcząc lekko nosek.
- No tak… znam was… figlarki. Lubicie wodzić za nos. - Pogroził jej palcem w odpowiedzi i uśmiechając się ciepło zerknął na niebo. - Nie jest to bezpieczna pora dla młodych dziewcząt, w tej okolicy. A przynajmniej nie była, gdy… nieważne. Masz pewnie w okolicy rodzinę… ojca? Brata?
~ Co jest z wami facetami? ~ Chaaya nie wytrzymała i zapiała do Starca wyraźnie rozbawiona sytuacją. ~ Jesteś samcem wytłumacz mi to!
Na słowa towarzysza, zaprzeczyła dwukrotnie, po czym wyjąwszy z tubusu rysik z węgielkiem, podeszła do muru na którym coś przez chwilę skrobała lekko koślawym, dziecięcym pismem.
~ Próbuje być niewinny, czy na prawdę blondynki tak wpływają na mężczyzn? Zachowuje się jakby miałby mu zaraz język stanąć kołkiem.
Napisawszy dwa słowa, pokazała je czarownikowi, by mógł w spokoju odczytać.

“Męża, Kassima.”

~ Co mnie pytasz. Wszystkie baby jakie znałem miały łuski ~ obruszył się Starzec, po czym dodał. ~ Może ma ten sam problem co mieli ci samcy w barze. Wyglądasz niewinnie i dziewiczo, więc biorą cię za niewinną dziewicę.
Jarvis odczytał zaś stojąc tuż za bardką i wtedy jego dłonie pochwyciły Chaayę w pasie zaborczo przyciągając do siebie, a usta zaczęły całowac po szyi i policzku, gdy mruczał cicho.
- Figlarka.
~ Podobno smoki lubią dziewice, myślałam więc, że jakąś miałeś. ~ Zadumała się, chichocząc wesoło, gdy wyszedł jej ten drobny psikus z kochankiem.
- Byłeś taki słodki, że nie mogłam się powstrzymać… - wyszeptała, odwracając głowę, by móc muskać wargami partnera po policzku.
~ Pierwszy raz spotkałam się z takim zachowaniem… na pustyni, dziecko bez opiekuna nie miałoby szans… ~ Dziewczyna była wyraźnie zdumiona zachowaniami tutejszych mężczyzn, ale nie mogła określić, czy bardziej jej to imponowało, czy po prostu dziwiło.
- I co ja mam z tobą zrobić co? - Dłonie czarownika miały chyba własne pomysły, skoro jedna wodziła po podbrzuszu kochanki, a druga pieszczotliwie zaciskała się na jej piersi. Przytulił policzek do policzka tancerki.
- Znalazłem drogę do intrygującego półplanu powiązanego z niebiańskimi planami. Można go odwiedzić przy okazji - wymruczał jej do ucha.
- Nie próżnujesz… nie to co ja. - Kobieta pogładziła czule Smoczego Jeźdźca po policzku. Pachniała korzennymi przyprawami i alkoholem. - Jesteś głodny? - spytała nie przerywając ich drobnych czułostek, które wyjątkowo przypadły jej do gustu.
- Coś bym skonsumował - stwierdził dwuznacznie Jarvis żartobliwym tonem głosu. - A co proponujesz?
- Kupiłam i rybę i chleb i nawet nalewkę, pare czekolad też się trafiło, możemy usiąść i coś przekąsić. Opowiesz mi co tam u Dartuna? - Chaaya wyraźnie się zapaliła do swojego pomysłu, jakby nie mogła się doczekać, by nakarmić swojego ukochanego zdobytymi pysznościami. - Mam nawet dholiański chlebek… nie wiem tylko jak smakuje, bo… no… jest robiony tu na miejscu i to nie przez Dholiana, ale wygląda smacznie.
- Dartun ma namiary na dużą robotę dla wielu trybików. Pytał czy jesteśmy zainteresowani. Ponoć to może być zadanie powiązane jakoś z Vantu, ale on sam też nie wie za dużo - wyjaśnił czarownik, wypuszczając tawaif ze swych objęć.
- Vantu rekrutuje ludzi, nie wiem gdzie i jak, ale planuje się dowiedzieć - oznajmiła wartko, łapiąc za dłoń mężczyzny i ciągnąc w kierunku przyklasztornego muru na którym mogli by spocząć. - Na czym polegałaby ta robota? Z tropienia jestem słaba… moja magia to w większości iluzje lub oczarowania, a i w mieczu za silna nie jestem. Miasta i ludzi nie znam… więc nie do końca wiem jak mogłabym się przydać. - Blondynka oparła się o murek i podciągnęła na rękach siadając z gracją na cegłach, po czym trzymając kosz na kolanach zaczęła wyciągać z niego wszelkie zakupy.
- Chodzi o akcję przeciw wampirom. Likwidacja wampirzego gniazda. Nasze zadanie to pilnowanie jednej z potencjalnych dróg ucieczki i zatrzymywanie wszystkiego co próbowało by się wymknąć. Prosta i w miarę bezpieczna robota, bo jeśli wszystko pójdzie dobrze… postoimy i ponudzimy się - wyjaśnił Jarvis, opierając się o murek i patrząc na jej przygotowania. I w ramach “zemsty za figielek” sięgnął dłonią pod jej suknię wodząc palcami pieszczotliwie po jej łydce.
- Eee..? Brzmi beznadziejnie… - mruknęła pod nosem, strącając dłoń ze swojej nogi, jakby uciekała przed komarem. - Chcesz białą czy czerwoną rybę? Pływają u was same dziwadła… prawie żadnej nie rozpoznałam - poskarżyła się, odwijając pakunek w której leżały cztery uwędzone rybki, po parze z każdego rodzaju, po czym spojrzała wyczekująco na kompana.
- I jest słabo płatne. Ale i w miarę bezpieczne. No i kto wie czego się przy okazji dowiemy. Mamy wspierać jeden z zakonów w ich nobliwej misji. Szczegółów jeszcze nie znam, Dartun też nie. Więc jeszcze nie zadeklarowałem czy spróbujemy. - Spojrzał na ryby dodając - wezmę białą.
Chaaya zdjęła kosz z kolan, na których położyła bochenek chleba i jedną rybkę o zielonych łuskach.
- Myślisz, że uda mi się porozmawiać z jakimś zakonnikiem? - spytała skupiona na odrywaniu skóry i wybieraniu ości z mięsa. - Axamander powiedział, że niektórzy prawdopodobnie nie mogą mówić… przez te maski. Zaciekawiło mnie to… z chęcią spojrzałabym takiemu w twarz, a przynajmniej za maskę, bo nie daje mi to spokoju - pytlowała jak najęta z wprawą cząstkując strawę na porcje bezpieczne do spożycia. Karmić maga jednak nie miała zamiaru, bo zaraz wyjęła drugą rybkę z pomarańczowoczerwonymi łuskami o karminowym mięsie i zaczęła ją przyrządzać dla siebie.
- Kto wie… może? - Zastanowił się mężczyzna biorąc się za swoją kolację. - A co do maski, to nie ma tam nic strasznego pod nią. Używają ich podczas misji chroniąc się przed wampirzą dominacją i innymi atakami wzrokowymi. Nie ma żadnej wielkiej tajemnicy w niej ukrytej.
Uśmiechnął się dodając ironicznie. - No może poza jedną.
Dziewczyna prychnęła mrużąc oczy, po czym pstrknęła kochanka w policzek.
- Nie ma z tobą żadnej zabawy… teraz nie mam motywacji, by brać jakiekolwiek zlecenie… - Przez pewien czas skupiła się na swoim posiłku, od czasu do czasu głośno oblizując palce. Albo ryba jej smakowała, albo była bardzo głodna.
- Jakoś cię zmotywuję Kamalo. - Jarvis swoją porcję zjadł dość szybko i energicznie. Łapczywie wręcz… od czasu do czasu zerkał na siedzącą na murku bardkę jakby coś rozważając.
Ona jednak zdawała się tego nie dostrzegać, w połowie posiłku zastygła nawet na chwilę w bezruchu, wpatrując się w suche liście na ziemi. Gładziła się opuszkiem po końcówce języka, a w jej oczach pojawił się psotliwy błysk.

~ Starcze… czy ty masz rozdwojony język? ~ spytała nagle, zmrożona pewną wizją.
~ Miałem… jak każdy smok ~ wyjaśnił uprzejmie Pradawny, podczas gdy Jarvis spoglądając na twarz tancerki oparł dłonie na jej kolanach pytając. - O czym tak dumasz?
Ona zadrżała delikatnie po czym zaczerpnęła ostrożnie powietrza.
~ A… umiesz nim ruszać. To znaczy, czy końcówkami umiesz ruszać, samodzielnie? ~ Nie wiedząc jak lepiej wytłumaczyć, zapukała dwoma palcami o swoje usta, jakby uderzała w klawisze pianina. Dziwne wypieki podniecenia wykwitły na jej policzkach, gdy jak zahipnotyzowana przypominała sobie twarz diablęcia.
~ Oczywiście, że tak… język smoka to bardzo precyzyjny narząd. Wyobrażasz sobie pisanie listów do humanoidów pazurzastą łapą? Albo ogonem grubym jak sosnowy pień? ~ obruszył się Starzec.
- Ro-robiłeś to językiem?! - Tawaif zapiała łapiąc się za głowę i całkowicie pogrążając w bliżej nieokreślonych, maniakalnych wizjach. Nawet nie zauważyła jak swoje myśli wykrzyczała na głos.
~ Nvery ma taką chudą wstążeczkę, niczym sznurowadełko w sandałku dziecięcym… jak, jak to możliwe?! Bogowie… myślisz, że Axamander też tak potrafi? Widziałeś jego język prawda? Musiałeś widzieć. Aaach nie wytrzymam… ~ W akcie bezsilności poczochrała się po włosach, burząc starannie utkany kok. Sięgnęła po butelkę i przez chwile szamocząc się z korkiem, odbezpieczyła szyjkę przytykając ją sobie do ust, po czym wróciła do konsumowania ryby, całkowicie ignorując fakt obecności czarownika.
~ Tak. Pisałem używając języka. A jeśli pytasz czy mogłem go używać na kobiecym ciele to… mogłem. Widziałem jak Czarny Smok używał go sięgając między uda swych elfich… czcicielek. I jak się wiły pod jego wpływem. Perfidny gad był z niego ~ wspomniał Pradawny zatapiając się w dywagacjach i zwracając uwagi na zachowanie Chaai. ~ A co do diablika… na pewno nie potrafi nim pisać, ale też z pewnością ma bardziej giętki i dłuższy jęzor niż człowiek.
Bardka w połowie wypowiedzi czerwonoskrzydłego odpłynęła do krainy radości, składającej się tylko z rozwidlonych języków. Zdecydowanie rum jeszcze nie wywietrzał z jej głowy, tak samo… jak wieloletnie przyzwyczajenia jako dziwki.
W swej desperacji, kobieta zaczęła już obmyślać plan, jak, gdzie i kiedy wywiedzie biednego Nveryiotha w las tylko po to, by mógł ją lizać po nagim ciele.
Nie była to dla nich żadna nowość, ale Kamala czuła, że w końcu chciałaby zrobić kolejny krok ku “zacieśnianiu”, na pewno nie zaspokajaniu jej chorej wyobraźni i ciekawości, więzów.
Napiła się jeszcze nalewki, uśmiechając do siebie w wyjątkowo perwersyjny, i nie pasujący do dziewiczego przebrania, sposób.
Wtedy ją olśniło.
~ Widziaaałeś? ~ spytała dwuznacznym tonem i Starzec już wiedział, że został przyłapany. ~ No prosze jakich ja się tu tłustych ploteczek dowiaduje. Prawdziwa bita śmietanka dla mojego lodowego deseru.
~ To nie jest żadna nowość. W końcu ten… Czarny gad był moim sojusznikiem zanim mnie wykorzystał i ośmieszył!! Widziałem co robił z kobietami podczas tych… rytuałów ~ prychnął skrzydlaty.
~ A więc to ciebie poniżył. To ty byłeś tym młodym i ambitnym czerwonym smokiem! HA! Takiś stary a nawet kłamać nie umiesz! ~ Chaaya była wyjątkowo bezpośrednia i radosna zarazem. ~ Jeden zero dla mnie! ~ krzyknęła jak podczas obstawiania wyścigów wielbłądów, a zaraz do niej dołączyły roześmiane głosy innych pań. Jak się okazało, nie tylko Kamala liczyła punkty, bo i Nimfetka miała w zanadrzu kilka wygranych, a co najgorsze… Laboni.
~ Jestem potężną istotą i nie potrzebuję kłamać. Sama moja potęga budzi respekt. Jak was złapię babsztyle to same dostaniecie łomot językiem smoka i przekonacie się jaki giętki, jak wam nim tyłki skroję ~ warknął Pradawny poirytowany tą sytuacją.
“Został wyrolowany przez czarną traszkę! Wykiwała go kijanka!”
Dziewczęta skandowały roześmiane, co i udzieliło się głównodowodzącej, która chichotała pod nosem.
~ Nie mam czasu na twoje czcze groźby, prawdziwy rozwidlony język już na mnie teraz czeka… ~ Bardka zeskoczyła z murku, zrzucając z kolan chlebek, ale nie za bardzo się tym przejęła.

- Tooo… widzimy się w hotelu? Dobrze… no to cześć - Nie czekając na odpowiedź kochanka, strzepała okruszki ze spódnicy, wygładziła fałdki i zabrała się do rozplątywania włosów, które planowała ponownie ułożyć.
- Tak po prostu? Czuję się tak jakby porzucony przez ciebie - odparł Jarvis przyglądając się dziewczynie szykującej się do ucieczki. - Jakże zwodnicza jest z ciebie kobietka Kamalo.
Gdyby nie to, że była cała w rumieńcu, pewnie zapłonęłaby na policzkach na jego słowa. Przygryzając dolną wargę, wyraźnie się dla kogoś szykowała.
- Szybko wrócę, nawet nie zauważysz jak mnie nie będzie - mruknęła z przekąsem, uciekając spojrzeniem na pobliskie rzeźby.
- Mam wrażenie, że planujesz coś… albo nieprzyzwoitego, albo… hmm… niewłaściwego. - Zamyślił się czarownik, chwytając ją za dłoń i obejmując ją swoimi spytał. - Jesteś pewna, że to co zrobisz nie zaboli ciebie później?
To co powiedział, ukłuło ją zmrożoną igłą pełną niesprecyzowanego lęku i jakby wstydu. Przez chwilę spoglądała na mężczyznę, jak przestraszona swego rodzica dziewczynka, by zaskoczenie minęło ustępując gniewowi.
- Czego ty teraz chcesz? - fuknęła, marszcząc czoło i zwężając szare oczy w szparki.
- Byłem też łobuziakiem… niezłym ziółkiem. Więc wiem jak wygląda ktoś szykujący się do… powiedzmy, że rozróby - odparł z ironicznym uśmieszkiem mężczyzna, po czym nachylił swą twarz ku jej obliczu. - Po prostu martwię się o ciebie.
Dziewczyna prychnęła rozeźlona wyszarpując ręke z objęcia. Odwróciła się z zamiarem odejścia, ale postanowiła zabrać ze sobą napoczętą butelkę nalewki.
- Jasne… martwisz się - burknęła pod nosem, po czym nie spoglądając na niego ruszyła ku wyjściu z kompleksu świątynnego.
- Możesz w to wierzyć lub nie, ale taka jest prawda - stwierdził ciepło, uznając że podążając za nią tylko pogorszy sprawę.


~ Nawet się nie waż wchodzić do sklepu w takim stanie. Za godzinę kończę prace. ~ Nveryioth natychmiastowo zbombardowany nieprzyzwoitymi planami Chaai, gdy tylko oboje znaleźli się w zasięgu ich więzi, postanowił szybko spacyfikować swoją partnerkę.
~ Ale ja nie…
~ Siedź na schodach pod wejściem jeśli musisz, ale przysięgam, że cie oskóruje jeśli wejdziesz do środka.
Gad był nieustępliwy w swoim postanowieniu. Wystarczyło, że i tak rzucał się w oczy z powodu wyglądu, nie musiał być kojarzony jeszcze jako ten, co prowadza się z wariatką.
Oczywiście nie wstydził się swojej Jeźdźczyni. Podziwiał ją, może nawet wielbił, była dla niego wzorem obserwatora i speca od przetrwania. Posiadała wiedzę i wspomnienia, których on nigdy nie zdobędzie, a co najważniejsze… była jego.
W każdym procencie jej pokręconego umysłu. Znał wszystkie jej myśli i uczucia. Znał wszystkie rozterki, zwycięstwa, upadki. Znał ją na pamięć.
Toteż wiedział która z jej masek była winna całemu zdarzeniu. Zamierzał się więc zemścić za to, że tak perfidnie zagrała na jego pragnieniach…
Bo trzeba było przyznać, że ucieszył się gdy poczuł bardkę w okolicy. Tęsknił za nią i za jej słowotokiem myśli. Była dla niego światełkiem w ciemnościach. Potrafiła go rozbawić, rozzłościć, pocieszyć. Sprawiała, że czuł rzeczy, o których istnieniu nie miał nawet pojęcia.
Jarvis mu ją odbierał, powoli, kawałek po kawałeczku. Starał się o nią walczyć, ale im bardziej próbował, tym ona się coraz szybciej od niego oddalała.
A później pojawił się Starzec i Chaaya, jego kochana Chandramukhi, Kamalasundari odeszła, a on na powrót został sam na dnie jaskini.

Przez resztę czasu jego pracy, słyszał jej uczucia i myśli.
Siedziała na schodach pod wejściem, sącząc nieśpiesznie butelkę nalewki żurawinowej. Jej roześmiany głos szczebiotał jak słowik pod niebem, opowiadając mu o językach, rozwidlonych końcówkach, Axamanderze i Starcu, który umiał pisać listy za jego pomocą, pojawił się też jakiś inny smok. Czarny, który pieścił kobiety między ich udami.
Nvery śmiał się pod nosem słuchając tego wszystkiego. Tawaif pomimo tych wszystkich zawirowań, prawie w ogóle się nie zmieniła.
Niczym żywe srebro, zafiksowana na czerpaniu życia całymi garściami, zabawie i psikusom, przelewała się przez palce tego, kto próbował ją złapać, czyli również i jemu.
Nic dziwnego, że się od siebie oddalali. Zamiast próbować ją zatrzymać, powinien do niej dołączyć.

Gdy wyszedł, czekała na niego na schodach. Ubrana była w strój od Jarvisa i z tego co wiedział, bieliznę również nosiła wybraną przez niego. Trochę go to mierziło, zwłaszcza, że od kilku dni nosił przy sobie prezent dla niej, ale ciągle nie mógł się zdobyć, by go podarować.
Na jego widok, kobieta poderwała się na równe nogi, delikatnie się chwiejąc.
Miała przyjemne wypieki na złotych policzkach i… nienaganną fryzurę. Wyraźnie chciała mu się przypodobać, by naciągnąć go na ten szalony plan z lizaniem w roli głównej.
- No dobra… chodźmy - mruknął pod nosem zrezygnowany, a dziewczyna wtuliła się w jego ramie.
Płynąc gondolą wymieniali się butelką, wyjątkowo nie zamieniając ze sobą ani słowa. Dopiero gdy tancerka zorientowała się, że minęli ruiny i właściwie to byli tuż tuż przy ich hotelu, zaczęła cicho protestować.
- A nie powinniśmy skręcić tam? Płyniemy do innej katedry? Och… pewnie masz dla mnie niespo…
- Nie. - Białowłosy ukrócił jej szepty i opłacając ich przejażdżkę zanim jeszcze dopłynęli na miejsce, zapatrzył się smętnie na widoki.
Wtedy Chaaya zrozumiała, że z jej planów nici i wyraźnie się zasmuciła, oglądając się na swoją stronę kanału.
~ Myślałam, że mogę na ciebie liczyć… wcześniej nie miałeś z tym problemu ~ wypomniała mu po chwili pełnym urazy i zawodu tonem.
~ Pfff… jak ci tak zależy to idź do tego Axamandra czy jak mu tam… ~ burknął gad również srogo nastroszony.
~ Nie bo to by była zdrada ~ wytłumaczyła swoją logikę bardka.
~ A ze mną to nie zdrada? ~ zadrwił chłopak wyraźnie zaintrygowany filozofią partnerki.
~ Ty… jesteś dla mnie jak… ja, albo rodzina. Coś bardzo bliskiego… w każdym razie.
~ W TAKIM RAZIE TO BY BYŁO KAZIRODZTWO! ~ zapiał nie wytrzymując, ale na zewnątrz był całkowicie opanowany.
Zdziwiona Dholianka nie wiedziała co na to odpowiedzieć.

W tawernie zielonołuski złapał partnerkę za rękę i ciągnął do części sypialnianej, by czym prędzej zabunkrować się z nią w zaciszu prywatności, ta jednak jak na złość nie chciała tak prędko zostać zamknięta w ciasnych i nudnych czterech ścianach.
~ Nie jesteś przypadkiem głodny? Na pewno mają jakąś smaczną rybę. Zjadłbyś, popił… rumem…
~ CHCESZ MNIE UPIĆ I WYKORZYSTAĆ??!! ~ Gad złapał piszczącą dziewczynę w pasie i przerzucił przez ramię. Dostał parę razy butelką po tyłku i dwa razy musiał odczepiać jej palce od balustrady, a później od klamki czyjegoś pokoju, ale w końcu udało mu się zamknąć ich oboje w sypialni.
- Jasrin moja śliczna, kochana, wspaniała, lśniąca łuseczko… - Białasek zacmokał do gekonicy w klatce, rzucając tawaif na łóżko.
Chaaya wizgnęła i sturlała się z łomotem na ziemię.
- No chyba zaraz rzygnę… - burknęła wyraźnie zazdrosna, sapiąc ciężko i odgarniając włosy z twarzy.
- Cicho mnie tam! - warknął młodzik, karmiąc ćmami wygłodniałą jaszczurkę.
Bardka wykorzystała moment i postanowiła wywalczyć swoje pieszczoty siłą perswazji swojego nagiego ciała. Poczęła się więc wyjątkowo sugestywnie rozbierać, rozrzucając fatałaszkami po całym pomieszczeniu.
- Co ty robisz? - Albinos zmierzył jej jędrne piersi spojrzeniem, po czym przejechał po linii brzucha na łono partnerki, ale z jakiegoś powodu… kobieta poczuła się wyjątkowo nieatrakcyjna i niedoceniona w tym momencie, bo obserwator nie reagował na nią jak typowy mężczyzna.
- Pha! - Prychnął rozbawiony smok, na widok jej miny.
- Może faktycznie powinnam iść od razu do Axamandra… - burknęła gniewnie brązowowłosa i ruszyła do drzwi.
- GDZIE! Umraooo… - zawołał protekcjonalnym tonem jak na wytresowane zwierzę za odchodzącą. - Idziesz nago?
Tancerka zatrzymała się i odwróciła pełna dumy i uniesienia, po czym zaczęła wracać, by zebrać swoje ubranie. Skrzydlaty był jednak szybszy i zabrał jej spódnicę.
- Nie dacie się pobawić… - syknęła gniewnie. - Oddawaj!
- Odbierz mi ją - zadrwił ironicznie Zielony, doskonale zdając sobie sprawę ze swojej siły.
Rozgniewana kobieta usiadła na łóżku, po czym zrolowała się w kołdrę i zwinęła w kłębek jak gąsieniczka.
- Grzeczna dziewczynka… - pochwalił ją gad, odwracając się do gekonicy.
- Pieprz się! - odgryzła mu się z wściekłością, łóżkowa mumia.

Czas mijał. Nveryioth siedział i czytał na głos książkę. Mała jaszczurka siedziała w klatce obok i obserwowała blady palec, przesuwający się po linijkach tekstu, a wściekła tawaif nadal leżała tam gdzie się położyła. Ona również słuchała mężczyzny, jednak nie za bardzo przykładając wagi do samej treści lektury.
Po pewnym czasie wyszła spod kołdry i usiadła przy nogach białowłosego, kładąc mu głowę na kolanach. Chłopak machinalnie zaczął ją głaskać, a gdy doszedł do końca strony, uśmiechnął się pod nosem i dodał - i tak ci jej nie oddam… - Po czym przewrócił grubą kartę. - Doceniam jednak twe starania… - Nie dane mu było dokończyć, bo powarkująca naguska, skoczyła ponownie na łóżko jeszcze chwilę dając upust swojemu niezadowoleniu, a później padła nieruchomo w poduszki.
Smok chwilę na nią patrzył, po czym wrócił do swojego zajęcia. Dobrze wiedział, że Chaaya robiła wszystko na pokaz, może nawet już dawno zapomniała co właściwie chciała swym zachowaniem osiągnąć, w całości poświęcając się zabawie.
To była przyjemna i miła odmiana rutyny jaką wypracował w tym smętnym mieście. Znów poczuł jak światełko zawitało do jego mroków, dając mu szczęście.
Tak… był nawet więcej niż tylko szczęśliwy.

Nagle zaburczało mu w brzuchu. Nic dziwnego… nie jadł cały dzień. Bał się jednak zostawiać bardkę samą w pokoju… nawet jeśli zabrałby ze sobą całe jej ubranie. Żywego srebra nie dało się zatrzymać… można je było jednak pilnować, podążając wraz nim tam gdzie popłynie.
- To co maleńka? Jeszcze jedna strona?
Jasrin pipnęła ochoczo, oblizując sobie oko.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline