Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2017, 14:24   #90
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Te rozważania przerwało pukanie do drzwi do jego pokoju, no może bardziej walenie w nie pięścią.
- Nver… jak mu tam było. A do diabła z tym. Nvery jesteś? - Usłyszał głośny syk Godivy.
Smok zamarł na krzesełku, oglądając się na swoją partnerkę, która w mało elegancki sposób leżała rozwalona na łóżku ze stopą na szafce nocnej. Nie ruszała się i ogólnie od pewnego czasu była wyjątkowo cicho, że można by wziąć ją za śpiącą.
Chłopak wstał więc i podszedł do drzwi, zastanawiając się, czy je otworzyć. Nagła napaść ze strony niebieskoskrzydłej była dość niepokojąca i… podejrzana.
- To nie jest dobry moment - mruknął w szparę między ramą i drzwiami, kładąc dłoń na klamce.
- Bujda tam… dla ciebie nie ma nigdy dobrych momentów. Żyjesz w tym pokoiku niczym mnich. Aż dziw, że do zakonu medytacyjnego się nie zgłosiłeś. - Kobieta naparła na drzwi powarkując gniewnie. - No puszczaj… ubrałam się specjalnie dla ciebie. Masz zobaczyć i ocenić!
Zielony ewidentnie zgłupiał, odsuwając się od wejścia z taką miną, jakby sama śmierć do niego zawitała i zaproponowała grę w szachy.
Za swoimi plecami usłyszał cichy szelest pościeli, ale był on tak delikatny i krótki, że nie wiedział czy przypadkiem prześcieradło samo nie załopotało na przeciągu.
- C-ciszej - zasyczał obawiając się zbudzić pijaną bardkę. - Na wała chcesz mi się pokazywać? Idź po poradę do jakiejś baby… najlepiej krawcowej…
- Ale nie chcę ich opinii tylko twojej - burknęła speszona smoczyca wykorzystując okazję i wpadła do pokoju. - Wykosztowałam się i chcę wiedzieć czy było warto.

Stała w białej, koronkowej sukni okrywającą szczelnie jej gibkie ciało. Pomijając plecy i ramiona… ale te okrywała czerwona narzutka, a dłonie, aż po łokcie zdobiły koronowke rękawiczki. Ba… Godiva poświęciła nawet czas na ułożenie fryzury. Albo… co bardziej pewne, ktoś inny to zrobił za nią.
- Nie wiem czemu ludzie muszą nosić tak wiele ubrań. To krępujące - mruknęła rozglądając się po pokoju.
Albinos spalił się na cegłę, że aż dziw, iż od rumieńców nie zafarbował mu się warkocz. Stał lekko pod ścianą, jakby był na celowniku skrytobójcy i panicznie wpatrywał się w swoje łóżko, które było za plecami smoczycy.
Nagle kobieta usłyszała dwuznaczne cmoknięcie i gwizd, jakim zazwyczaj obdarzało się co seksowniejsze kąski na ulicy.
- MA-SHA-LLAH! - Chaaya zawiwatowała lubieżnie, nie mogąc się powstrzymać. Siedziała na pościeli owinięta na chybcika zmiętoszonym prześcieradłem. A Nvery zaśmiał się nerwowo.
- Aaaa! - speszyła się gadzina, odwracając się szybko i cofając nagle, przypierając plecami i zadkiem białowłosego do ściany. - Aaaa… co ty tu robisz? Nie miałaś mnie jeszcze zobaczyć!
- Szykujecie się na randkę? - spytała tancerka poruszając porozumiewawczo brwiami. - Nie musicie się tak wstydzić… aaaach, a ja jak głupia zawracałam ci głowę. Mogłeś mi powiedzieć, że jesteś już zajęty… nie naciskałabym tak.
- Co?! Nie. Nie. Niee... Nie! Nic z tych rzeczy. - Smoczyca odskoczyła do Zielonego jak oparzona. I splotła dłonie razem, zawstydzona spuszczając w dół głowę. - Ubrałam się tak dla ciebie. No i… by być bardziej kobieca. Wiesz… może jestem za twarda dla innych? Za bardzo smocza, a za mało ludzka?
- Hę? - Cmoknęła tawaif, mrużąc oczy jakby intensywnie myślała. - Nie bądź taka oschła… bo złamiesz biedakowi serce… - Sciągnęła usta w dzióbek, przyglądając się dokładniej wojowniczce, a Neron faktycznie wyglądał jakby nie tylko złamano mu serce, ale i życie. Zjechał plecami po ścianie, siadając na podłodze jak opuszczona przez dziecko pacynka, zastanawiając się gdzie popełnił błąd, że teraz musi być tak pokarany.

- Wyglądasz… jak dziewczyna, która mogłaby skraść mi serce - obwieściła w końcu swój wyrok bardka, uśmiechając ciepło do kobiety. - Gdzie się wybieracie?
- Nie wybieramy… miał ocenić mój strój, ale twoja ocena mi wystarczy - wyjaśniła z uśmiechem Godiva wyraźnie promieniejąc. Po czym spojrzała na skrzydlatego. - Chaayu przecież wiesz, że nie pociągają mnie ludzcy mężczyźni, ale obiecuję dać smoczemu Nveremu szansę jak przyjdzie moja ruja.
Wyraźnie uradowana oceną tancerki, przysiadła na łóżku obok niej.
- Mówisz, że mogłabym skraść tobie serce… więc będę musiała nauczyć się kraść - zażartowała z lubieżnym uśmieszkiem.
Chłopak pod ścianą czknął wyraźnie cierpiąc z jakiegoś powodu, ale jego partnerka nie za bardzo się tym przejmowała. Przyglądała się w ciszy siedzącej obok, dużą uwagę poświęcając ramionom rozmówczyni i od czasu do czasu jej łopatkom.
- Jesteś pewna, że chcesz mnie ukraść swojemu Jeźdźcowi? - zagaiła ją rozważając taką ewentualność. - Ty też masz rozdwojony język prawda?
- NIE! - Gad poderwał się nagle na równe nogi. - Koniec widzenia, wynocha!

Godiva oczywiście zignorowała Nverego zafrapowana pytaniami Dholianki. Na te prostsze odpowiedziała od razu.
- No… mam rozdwojony język. Jako smok; taki długi i silny. Głaskałam cię nim, pamiętasz? - zapytała z uśmiechem i dodała - nie wiem. Kocham jego i ciebie… i dla mnie to oczywiste kochać was oboje. Nie mogę cię podkradać mu na chwilę, tak dla odmiany? Wiem, że on czasem cię męczy… bo różnicie się między sobą.
- A JA NIKOGO NIE KOCHAM! - zawyrokował zielonoskrzydły, bez ceregieli wtarabaniając się na trzeciego między obie panie, co tawaif skwitowała chichotem i puszczeniem prześcieradła odsłaniając swoje piersi, którymi bezwstydnie machała przed twarzą samcowi.
Nero spacyfikował swoją “siostrzyczkę” owijając ją jak baleron.
- No daj już spokój… - zwróciła się pogodnie do partnera, po czym obejrzała się przepraszająco na Niebieską.
- Dla mnie oczywistym jest, że ty i Jarvis jesteście odrębnymi bytami. Nie jesteś jego substytutem, ani on nie jest twoim… wybierając jego, zamknęłam drogę każdemu innemu.
~ Dobre sobie… ~ sarknął Nvery, ale szybko dostał z łokcia.
- Ale dzielimy pamięć i emocje… niektóre pragnienia. - Westchnęła smoczyca, łakomie zerkając na obnażony biust bardki i rozejrzała się podejrzliwie po pokoju. - I… on tu się chyba nie chowa, prawda?
Zamyśliła się łącząc mentalnie z Jeźdźcem. - Czeka na ciebie w pokoju, aż wrócisz z przygody na którą się wybrałaś.
Chaaya zadumała się spoglądając w sufit.
- Ja z moim jaszczurkiem też dzielę… - zwróciła się do białowłosego, tykając go nosem w policzek, ale ten się wzdrygnął i odsunął. Nadal jednak dzierżył rolę przyzwoitki między obiema kobietami. - I jest zazdrosny o Starca i Jarvisa pomimo tego, że wie co czuję i czego pragnę. To jest naturalne. Myślę, że monogamia jest naturalna… choć może nie powinnam o tym mówić skoro pochodzę z kraju, gdzie mężczyzna może mieć nieograniczoną ilość żon. - Dziewczyna wzruszyła bezradnie ramionami, nie wiedząc jak dalej pociągnąć temat. - Nie mogę do niego wrócić… zostałam tu uwięziona.
- Przez niego? - zdziwiła się Godiva, zerkając krytycznie i z niedowierzaniem na Nverero. - Zabiorę cię więc do niego lub do siebie. Wierz mi… to dla mnie dylemat.
I wstała powoli z łóżka.
- Zabrał mi spódnice - odparła oskarżycielsko figlarka, a gad na nią syknął wystawiając język. - Jest tak wysoki, że nie mogę mu jej odebrać, więc tu siedzę… jak w klatce. Teraz wiem jak się czuje Jasrin.
- Już nie zgrywaj takiej pokrzywdzonej - warknął chłopak, a sama gekonica pipnęła zgadzając się z przedmówczynią.
- Mogłabym zdjąć swoją i dać ci założyć. - Zadumała się niebieskołuska. - Albo po prostu porwać gołą. Ale chcę… pocałunek w zamian. Coś mi się za moje poświęcenie należy.

- NIE. NIE I NIE! - Skrzydlaty wstał z łóżka, zabierając ze sobą baleronik w postaci Chaai, której wyjątkowo pasowało takie przenoszenie z kąta w kąt. Chyba uważała to za niezłą zabawę.
- Oddam jej spódnicę, już cie niech o to głowa nie boli. Wyjdź stąd, by mogła się w spokoju ubrać.
- I przegapić całe widowisko? Za nic… skoro nie mogę mieć wszystkiego, to… zgarnę to co się da - odparła wojowniczka wystawiając język. Ludzki, zwinny języczek.
- W takim razie w ogóle jej nie puszczę - zawyrokował gniewnie białowłosy, odwracając się do Godivy przodem, przez co bardka, pod jego pachą, była do niej tyłem.
- Niedobrze mi się robi… - mruknęła lekko zemdlona dziewczyna, co poskutkowało głośnym zrzuceniem na podłogę. Jakby była workiem ziemniaków.
Tawaif prychnęła niczym rozeźlona kotka, spoglądając spode łba na oboje skrzydlatych, a Zielony ponownie stanął w rozkroku między obiema kobietami i rozpostarł ramiona na boki.
- Po prostu mnie zasłaniaj a ja się ubiorę… - stwierdziła polubownie brązowowłosa, wstając z ziemi i wychyliwszy się do smoczycy, uśmiechnęła się psotliwie.
Jej ubranie porozrzucane było po całym pokoju, a choć chłopak się starał, nie dawał rady maszerować, zasłaniać i przewidywać ruchów nagiej partnerki, która zaczęła kolekcjonować swoją bieliznę.
A Godiva przyglądała się temu z szerokim uśmiechem zadowolenia podziwiając gibkość ruchów i krągłości ciała bardki.
Zwłaszcza, że miała ku temu wiele sposobności i jeszcze więcej frajdy, gdy dostrzegła kawałek gładkiego pośladka, lub napięty mięsień łydki. Tu kawałek ramionka, by zaraz dostrzec łokietek. Nachylony przedziałek biustu, czy wyglądający spod koronki ciemny sutek.
Od czasu, do czasu, Chaaya wychylała się i machała do swojej obserwatorki, sprawdzając, czy ta dalej ją obserwuje, aż w końcu miała na sobie pełen komplet ubioru… no może poza spódnicą.
Czarne prześwitujące majteczki, przyciągały spojrzenie koronkową robotą i filuternymi wstążeczkami po bokach w pełnej swojej okazałości, gdy wielki strażnik przyzwoitości musiał zejść z posterunku, by ściągnąć z szafy brakującą część stroju.
- Ach… chciałabym być tak wysoka jak co poniektórzy… - westchnęła cierpiętniczo tawaif, nasuwając materiał na biodra.
- Ta wysokość do ciebie pasuje… łatwiej cię ujarzmić - skwitował kwaśno gad, rady ze swojego wzrostu.
Słowa Nverego Godiva skwitowała ironicznym uśmieszkiem. Bo akurat z ich dwójki to właśnie zielony smok wydawał się ujarzmiony. Niewątpliwie bardziej jednak niż poszukiwaniem stroju, samica była zajęta wodzeniem spojrzeniem po Chaai. I rozkoszowaniem się widokami.
- Nie myśl, że ci dzisiejszy dzień udzie ci tak łatwo płazem… będę pamiętać. - Bardka odrzuciła pukle włosów za ramię i ruszyła ku wyjściu. Skrzydlaty za jej plecami skorzystał z okazji i chwile ją poprzedrzeźniał, strojąc do niej miny, po czym usiadł na krześle przed biurkiem.
- Nawet nie planuj, że tu zostaniesz… - burknął do Niebieskiej, nie uraczywszy jej nawet spojrzeniem. - Zajęty jestem.
Godiva jednak nawet nie zwróciła uwagi na wypowiedź Nveryiotha, podążając od razu za bardką. A gdy były na korytarzu spytała zaciekawiona.
- O co chodzi z tym językiem?
Tawaif uśmiechnęła się lubieżnie z dziwnym błyskiem w oczach. Wyglądała jak młody sukkubik, który wymyślił, jego zdaniem, całkiem dobry psikus.
- Ta-je-mni-ca - wyszeptała w rytm tanecznego kroku, po czym z chichotem schowała się u siebie w pokoju.


- Dobrze się bawiłaś? - zapytał od progu czarownik, przyglądając się wchodzącej i uśmiechając do niej ciepło.
Kobieta obejrzała się na niego w milczeniu, a kąciki jej ust drgnęły, jakby zwiastowały zmianę miny. Pozostała jednak radosna tak jak widziała ją Godiva.
- Nie najgorzej… choć przyznam, że nie miałam dziś wielkiego szczęścia do mężczyzn - odparła po chwili, uśmiechając się szerzej.
- Czas to zmienić? - mruknął Jarvis przypierając nagle tancerkę swym ciałem do drzwi. Jego usta zachłannie przylgnęły do jej warg, a dłonie wodziły łapczywie po biodrach. Stęsknił się za nią.
Chaaya zamruczała w zadowoleniu, odwzajemniając pocałunek z niespotykaną gwałtownością, jakby nie chciała tracić czasu na grę wstępną, a w pełni oddać się bardziej pikantnej i sycącej zabawie.
Nic więc dziwnego, że przywoływacz nie przerywał pocałunków i od razu zabrał się za podciąganie jej spódnicy, by uwolnić ją od niepotrzebnej obecnie bielizny. Sama bardka pozostawiła swój los w jego rękach, w pełni oddając się obdarowywaniem twarzy ukochanego pieszczotami.
Drobnymi i mocnymi muśnięciami. Smakowaniem faktury skóry na szyi i brodzie. Wczesywaniem opuszków palców głęboko we włosy, które ściągała w drążących piąstkach. Dyszała coraz ciężej z niecierpliwości i skrywanego podniecenia z którym zmagała się już od dobrych kilku godzin.
I u mężczyzny czuła to pragnienie, w każdym pocałunku, w każdym ukąszeniu na szyi i drżących ruchach palców na swych udach, gdy zsuwał z niej majtki. Przez moment, czuła palce w swym intymnym zakątku, zwinne i drżące… ale dobre na przystawkę.
Teraz wszak pragnęła głównego dania. To jednak dopiero się zbliżało, sądząc po odgłosach odpinanej sprzączki u pasa i szelestu materiału opadających spodni.
Wtedy niewiele myśląc o swej wygodzie lub zdrowiu, zwinnie przyciągnęła kochanka w pasie. Na razie jedną nogą w zapraszającym geście do zasmakowania jej słodkiego nektaru. Czarownik mógł być jednak pewny, że gdy tylko się połączą, oplecie go jak bluszcz i już nie wypuści ze swego objęcia.

Jarvis w końcu oswobodził się całkiem i pochwyciwszy za udo owej zwinnej nogi tancerki, wprowadził liska do nory. Zrazu delikatnie i ostrożnie, ale potem pochwycił za oba pośladki i rozpoczął podbój ciała Kamali, gwałtowny i dziki w każdym ruchu bioder.
Tak jak podejrzewał, kobieta zaraz wczepiła się w niego jak zwierzątko. Witając początek ich miłosnego tańca cichym westchnieniem i drżeniem na całym ciele, zupełnie jakby odczuwała go ze zdwojoną siłą.
Usta wpiły się w jego ucho, ogłuszając go swoim gorącym oddechem, toteż dopiero po chwili rozpoznał głos w swojej głowie, powtarzający coś bez ustanku.
- Jestem tu, jestem tu… cała twoja. Jestem. - Była skruszona i stęskniona oraz niepohamowana w swym pragnieniu obcowania z nim jak najbliżej. Coraz mocniej wtulając go w siebie, jakby chciała wniknąć jego ciało w swoje.
- Moja… - Czarownik zaborczo zaciskał palce w na jej pośladkach niemal wbijając w nie swoje paznokcie. Całował jej szyję, muskał ucho językiem, rozkoszował się miękkością warg… i jeszcze bardziej miękkością jej ciała, które przeszywał stanowczo i gwałtownie. Każdym jego ruchom bioder towarzyszył głośny łomot w drzwi. Słyszalny zapewne u Godivy jak i Nveryiotha.
Tawaif oddała się w pełni ekstazie w jaką ją wprawiał umiłowany. Raz za razem tłumiła swe jęki przyjemności pomieszanej z bólem w rozchylonych wargach mężczyzny, w jego włosach, barku, uchu. Orając plecy kochanka paznokciami, dzięki bogom, ukrytymi pod ubraniem. Za nic sobie mając sąsiadów i ich samopoczucie.

Mocniej, szybciej… silniej, intensywniej. Jarvis nie oszczędzał kochanki, ani siebie, pławiąc się w doznaniach. Trzymając bardkę w objęciach, dążył do ekstazy, dysząc głośno i nerwowo. Aż w końcu czara się przelała i oddał jej to, co sama wywalczyła, owijając się wokół niego niczym pnącze bluszczu.
Łapiąc oddech przypierał tancerkę do drzwi szepcząc cicho - późną nocą… po północy… właściwie to jeszcze później jest elfi bal… jeśli nadal chcesz go obejrzeć. - Ucałował czule jej usta. - Godiva chce… ale ona może znaleźć sama. Nie wiem jak twój smok.
Zmęczona dziewczyna opierała głowę o drzwi i chwilę milczała uspokajając swój oddech. W końcu popatrzyła w oczy czarownikowi, zmęczona, ale zadowolona.
- Pójdzie z chęcią, jeśli nie po to by się bawić, to by nam dogryzać lub zazdrościć…
~ Nie macie co robić. Tylko oglądać spiskujące elfiki i podskakujące jak chore żaby. Czeka was rozczarowanie. ~ Łaskawie ocenił Starzec, podczas gdy Jarvis postawił kochankę na nogi, wślizgując się pod jej spódnicę.
- Postaraj się zachowywać spokojnie. Zobaczymy jak długo ci się uda.
Jego usta zaczęły wędrować po jej udach, a dłonie muskać pośladki.
- Mamy trochę czasu do zabicia - wyjaśnił.
~ Chodź z nami. ~ Tawaif zaprosiła Pradawnego, jakby ten miał wybór, czy iść, czy nie. ~ Najwyżej będziesz się ze mnie nabijać… może być fajnie. ~ Ustawiła się w pewnym rozkroku, gładząc przez materiał ukrytą głowę kochanka, po czym wpatrzyła się w czarne okno naprzeciwko siebie.
- Pamiętam o mojej obietnicy, nie myśl, że się wycofam… - mruknęła zawadiacko.
- Nie myślę… szukam okazji… - zażartował jej kochanek na razie jednak jedynie delikatnymi pocałunkami wielbiąc jej skórę nóg i głaszcząc dłońmi krągłości jej pośladków. W końcu jednak zaczepnie musnął czubkiem języka o punkcik rozkoszy tancerki, zapowiadając bardziej intensywne zabawy.

~ No cóż… i tak nie mam wyboru, prawda? Dobrze chociaż, że bale są pruderyjne z powodu towarzyskiej natury. ~ Marudził tymczasem Starzec.
~ Ważne by oddychać nosem. Usta muszą być zamknięte… ~ Mamrotała cicho do siebie Chaaya, podczas tego nietypowego seansu, gdzie była brana pod lupę jej silna wola. ~ Zawsze mnie bale nudziły… ale gdy nie musiałam pracować, czasem lubiłam przebierać się za służbę i oglądać stroje księżniczek, by później mieć o czym plotkować z siostrami. Teraz też chce tylko popatrzeć. Oddychaj. Przez. Nos. ~ Mięśnie brzucha, pośladków i nóg napinały się pod spódnicą mimowolnie, zupełnie jakby kobieta tańczyła. Jej kobiecość tętniła życiem, choć u góry zachowywała jak na razie przykładny, stoicki spokój. Czasem jednak przywoływacz mógł wyłapać stłumiony jęk, lub nagłe przerwanie rytmicznego oddechu, gdy udało mu się trącić ją o tonę za mocno.
~ My smoki nie braliśmy udziału w tych balach. Jesteśmy ponad takie… przyjemności ~ odparł z dumą Pradawny, dając w ten sposób jakieś zaczepienie myśli dla bardki, podczas gdy Jarvis z lubością starał się ją coraz bardziej rozkojarzyć. Jego usta i język pieściły powoli jej intymny kwiatuszek, coraz bardziej stanowczo pocierając wrażliwy obszar jej ciała muśnięciami.
W końcu tawaif poczuła jak jej ukochany smakuje jej żądzy… zanurzając swój język w jej rozpalonym doznaniami wnętrzu, by sprawiać jej rozkosz i wybić ze stoickiej postawy w jakiej trwała.
~ Może i… tak, ale… jak suka ma cieczkę to od razu tracicie głowę ~ stwierdziła trochę zgryźliwie, zupełnie jak Laboni.
Coraz trudniej było jej się skupić na oddechu, przez to czasami niemal podduszała się, zbyt mocno skupiona na tym, by wytrzymać próbę. ~ Właściwie… to nigdy nie zastanawiałam się nad kulturą smoków, czy innych istot nie humanoidalnych… ~ Jej myśli stały się lekko piskliwe, a umysł był ciaśniejszy i duszny, jak w saunie. ~ Macie jakąś swoja kulturę? Wy czerwone drak… ~ Urwała nagle, uderzając pięścią w ścianę, ale było już za późno. Jarvis zahipnotyzował ją, wyrywając z jej piersi pożądanie, które naparło na niego przerwacając go na plecy.
Kobieta dyszała ciężko unosząc się nad ustami kochanka, zbyt mocno pogrążona w swoim świecie, by dotarło do niej, że właśnie… przegrała.

- B-byłam - zachrypiała cicho po czym chrząknęła nerwowo. - Byłam bardzo… niegrz… nie… byłam bardzo złą żoną Kassimie. Bardzo. Bardzo… - szeptała swą konfesję jakby pogrążona była w jakimś szale. - Bardzo… myślałam o nieprzyzwoitych rzeczach… bardzo. Bardzo.
- To… w takim.. razie… będę musiał… cię… ukarać… - mruczał w odpowiedzi nie przerywając pieszczoty językiem jej ud, również wyraźnie pobudzony. - Rozbierz się do naga… i przyjmij właściwą postawę… moja niegrzeczna żono.
Ta jednak nie ruszyła z miejsca, wpierw chcąc wyznać wszystkie swoje winy inaczej bała się, że nigdy nie starczy jej na to odwagi.
- Jest pewien mężczyzna… o roz-rozdwojonym języku. - Zaśmiała się opętańczo, łapiąc za policzki w które wbiła paznokcie. - Poznaliśmy się przed Kamaląsundari… wtedy byłam Chaayą Kismis… skrytobójczynią. Flirtowałam z nim. Mówiłam, że usiądę mu na twarzy jeśli mnie spije… - Skruszona zgarbiła się nad czarownikiem, zapominając, że właściwie to właśnie jemu siedzi… na twarzy.
- Gdy Starzec powiedział mi… co taki język potrafi. Nie mogę przestać o tym myśleć.
- Bardzo tego chcesz? - zapytał czarownik nie przerywając smakowania intymnego obszaru kochanki.
- Nie wiem… to siedzi w mojej głowie. Nie mogę się tego pozbyć, a jednocześnie… nie dążę do tego, by się tego pozbyć..? - Tancerka usiadła z boku głowy kochanka, nie spoglądając jednak na niego. Wpatrzona była w swoje dłonie, które drżały jak w delirium ze zdenerwowania, ale wyraźnie jej ulżyło gdy w końcu powiedziała to o czym myślała przez cały dzień.
- Jest czar… niezbyt potężny i zwój z nim, choć drogi, ale nie jest poza naszym zasięgiem. Czar pozwalający zmienić postać całkiem. Nie tylko iluzorycznie. Mógłbym kupić taki zwój i stać się dla ciebie diablęciem… na pewien czas - zasugerował Jarvis leżąc na podłodze. - Z rozdwojonym językiem. Co ty na to?
Chaaya objęła się rękoma i długo trwała w milczeniu, rozmyślając nad swoimi pragnieniami. Czy te doznanie cokolwiek dla niej znaczyło? Czy potrzebowała go w swoim życiu? Dlaczego poszła do Nveryiotha choć wiedziała, że ten ją spacyfikuje?
- Chyba nie. Sama nie wiem. - Potrząsnęła głową spoglądając blado na mężczyznę. - Dobrze mi jest z Jarvisem. Chcę być z Jarvisem, z nikim innym.
Czarownik usiadł obok dziewczyny i objął czule. Całując delikatnie jej policzek.
- Ale od rozebrania się nie wymigasz - zażartował cicho.
- Kare też chcę - mruknęła, wtulając się w tors ukochanego muskając go delikatnie w szyję.
- Klapsy czy bicz ukręcony z prześcieradła? - Mruknął cicho przywoływacz, delikatnie kąsając ucho bardki. - A może po prostu posiądę cię od tyłu, niczym twój pan i władca?
- Sam zdecyduj co będzie najlepsze. - Zaśmiała się cicho, zaczynając rozpinać guziki swojej koszuli.
- Trudny dylemat… - mruczał Jeździec, wodząc ustami po odsłanianym ciele kochanki.
Jego wargi pieściły powoli jej szyję.

Wkrótce koszula upadła z szelestem w kącie pokoju, by zaraz do niej dołączył stanik. Tawaif sumiennie wywiązywała się ze swojego obowiązku rozdzienia się, niedbale rzucając fatałaszkami dookoła.
Stojąc w rozpiętej spódnicy, która niemrawo leżała w jej nogach, zaczęła rolować podwiązki, którymi z zawadiacką miną strzeliła później w kinkiety. Dwa razy chybiając.
- Niegrzeczna żono… na łóżko… i wypnij tyłeczek. Czas na twoją karę… - wychrypiał podnieconym głosem czarownik. - Na czworaka.
Był podniecony dzięki jej przedstawieniu, co zresztą dobrze widziała. I wiedziała, że jej kara choć może być gwałtowna, to będzie krótka.
Wtedy Kamala spuściła głowę i zawstydzona, pokornie wykonała rozkaz, wchodząc na łóżko kolanami, którymi przemaszerowała na środek materaca. Podsunęła sobie poduszkę, na której złożyła przedramiona i głowę, wypinając swoje atrybuty na pokaz i użytek swego pana? Męża? Kata?
Jarvis jednak wpierw postanowił potorturować ją niepewnością i czekaniem. Nie dał jej jednak się nudzić, gdyż jego usta wielbiły jej wypięte pośladki, a język wędrował pomiędzy nimi powoli i lubieżnie.
No tak… jako jej pan i mąż i kat… lubił wielbić jej ciało. Lubił dawać przyjemność jej zmysłom i ciężko mu było sobie tego odmówić.
Tancerka powstrzymała się przed jakimkolwiek ruchem, przyjmując z tęsknotą każdą ofiarę, jaką zostawiały gorące usta kochanka.
Wtuliwszy się w poduszkę, przygryzła bezwiednie usta, jakby miały ją uchronić przed drżeniem ciała.
- Błagam o wybaczenie… - wyszeptała trochę potulnie, ale o wiele za mało, jak wymagała od niej sytuacja.
- Nie brzmisz… wiarygodnie… jeszcze. - Choć nie poczuła w pełni obecności męskości kochanka między pośladkami, to jej ciało zadrżało lekko. Ton głosu Jarvisa był zimny, bezlitosny i beznamiętny. Był głosem Kassima, gdy ten karał żądze swej żony na pustyni.
Świst powietrza, zamach, uderzenie… ból i rozkosz. Mocny bezlitosny klaps na pośladku, potem kolejny i kolejny.
- Skończę, gdy rzeczywiście będziesz… szczera. - Usłyszała wystudiowany ton przywoływacza, który teraz ją karał, sam jednak będąc bardzo pobudzony… co również czuła na swych pośladkach.

Chaaya spięła się podskakując w pieleszach, gdy poczuła uderzenie męskiej dłoni. Pisnęła zaskoczona, bo pierwszego razu nigdy nie dało się przewidzieć i na niego przygotować. Ukryła więc twarz w pierzynie, łkając jeszcze chwilę, gdy w końcu zebrała się w sobie, by znów niemal bezgłośnie wyszeptać.
- Słońce mojego życia… błagam… o wybaczenie. - Nie tylko jej ciało drżało, bo i głos odmawiał posłuszeństwa.
Głos osoby, na granicy cierpienia lub niewyobrażalnej przyjemności, a jednak szczery, choć Jarvis wiedział, że jego kochanka jeśli się skupi potrafi wspaniale odgrywać.
- I poprawisz… się? Będziesz posłuszna i wierna. I twe myśli… będą krążyły tylko wokół twego słońca? - pytał zimnym tonem Kassima Jarvis, mając też nieco talentów aktorskich, choć daleko mu było do bardki.
Kolejnym klapsom rozgrzewającym jej ciało, towarzyszył ruch bioder kochanka i włócznia rozkoszy przesuwająca się sugestywnie między wzgórzami pupy dziewczyny. Jarvis nabierał ochoty, na samą tawaif. Karanie wiec powoli miało się ku końcowi.
- Tyś gwiazdą mego wcielenia… ogrodem wieczności… nicią przeznaczenia. - Kobieta w końcu zmusiła swoją krtań i płuca do współpracy. - Jedyny mój. Niepodważalny. Wszechwładny. Błagam o wybaczenie… - Tak, teraz od razu można było uwierzyć w jej szczere intencje, gdy z pasją artykuowała każdy wyraz, bujając się lekko na boki, jakby się miała zaraz przewrócić. - Wybacz mi i... pozwól ci wiernie służyć w cieniu twojego majestatu… - Choć nie widział jej twarzy, ostatnie słowa z pewnością wypowiedziała z pełnym uwielbienia uśmiechem.
- Dobrze… wierzę ci. - Stęknął cicho czarownik, a jego dłonie zacisnęły się na pupie kochanki. Jarvis posiadł Chaayę od razu i gwałtownie. Władczo przeszył jej kobiecość swoim żądłem i bezlitosnymi ruchami bioder dążył do gwałtownego i silnego spełnienia swych pragnień.
Na takie zdobycie choć dało się przygotować, z pewnością nie można było się przyzwyczaić. Kobieta krzyknęła, a później rzewnie łkała, jak samotny wilk wyjący do księżyca. Nie mogła się bronić, ani nawet siły, by się kryć. Starając przetrwać, myślała tylko o swoim kochanku. Na przemian wyznając mu miłość i przepraszając.
Przywoływacz zaś napierał mocniej i gwałtowniej rozkoszując się uległością partnerki i rozkoszami jej ciała, przeszywając Charritę, Chaayę, Kamalę kolejnymi falami doznań.
W końcu jednak musiał się poddać i oddać kochance swój trybut. Po czym odsunął się od bardki, liznął czule obolałe pośladki dziewczyny i położył się obok niej.
- Przepraszam… jeśli mnie poniosło za bardzo - mruknął głaszcząc ją po włosach delikatnie.

Wkrótce po tym, tancerka przekręciła się na bok, zapadając się w koc. Jej serce mało nie wyskoczyło z piersi, policzki miała czerwone i mokre od potu lub łez. Leżała bez ruchu, ze świszczącym i spowalniającym oddechem, wpatrując się w czarownika wielkimi, orzechowymi oczami o mocno rozszerzonych źrenicach.
Uśmiechała się delikatnie, nadstawiając się pod jego dłoń i czerpiąc z tej drobnej pieszczoty wielką satysfakcję.
- Do balu jest jeszcze trochę czasu. A ja mam ochotę na gimnastykę. Mieliśmy wypróbować parę pozycji w elfiej świątyni. Cóż… wypróbujemy tutaj - stwierdził z uśmiechem mężczyzna, wodząc palcami po puklach wybranki. - Jak tylko nabiorę wigoru.
- Mam maść… kupiłam, na otarcia. - Chrząknęła mówiąc lekko zachrypniętym głosem. - W koszyku… przyniosłeś go? - spytała, przysuwając się do leżącego ciała, by się w nie wtulić.
- Mam… pozwolisz mi użyć jej na tobie? - zapytał ciepło.
To było trochę zawstydzające. Bardka chciała być przy Smoczym Jeźdźcu zawsze piękna, młoda, zadbana, gotowa do jego dyspozycji, a tymczasem ukazywała mu się od swoich najsłabszych stron, a mimo to… Jarvis nie rezygnował z niej i nie chciał zastąpić inną.
- Pozwolę… - zgodziła się, wpasowując twarz idealnie w zagłębienie jego szyi. Nie zamieniłaby tego szczęścia na żadne inne.
- I dobrze… postaram się być delikatny - wyszeptał cicho na razie głaszcząc ją po głowie i nie mając ochoty przerwać tej pieszczoty. Na inne przyjemności wszak przyjdzie czas.


Czas minął… szybko, intensywnie, a przede wszystkim przyjemnie. Czerpanie garściami z fizycznej przyjemności potrafiło wciągnąć ich oboje na wiele głośnych godzin, które najbardziej przeszkadzały dwójce ich sąsiadów. Smokom. Teraz Chaaya leżała golutka na kochanku rozkoszując się ciepłem jego ciała i świadomością bycia pożądaną. Wycisnęła z niego niemal wszystkie soki tej nocy. I była z tego powodu bardzo zadowolona.
- Wkrótce musimy ruszać - przypomniał jej Jarvis, leniwie błądząc opuszkami palców po jej skórze i zerkając przez okno na wodę w kanale opływającym przybytek, który niemal był ich domem.
- Mmm… muszę Nverego obudzić - odparła rozleniwionym głosem bardka, trzymając oczy zamknięte, co by trochę odpoczęły. Właściwie to nie chciało jej się wychodzić z łóżka, ale wiedziała, że później żałowała by swojego lenistwa. - W co się ubrać? Jak to bal przydałoby się jakoś… ładnie. Nie mam jednak nic co by pasowało do… w sumie to nie wiem jak wy się tu na bale ubieracie.
- Wysokie buty, grube spodnie, gruba koszula. Wszystko łatwe do wyprania. Niestety droga na salę balową wymaga przejścia przez błoto i moczary - wyjaśnił czarownik z delikatnym uśmiechem. - Po powrocie czeka nas kąpiel. Nie będziemy uczestniczyć w tym balu. Będziemy siedzieć we wnękach i go oglądać, lub chodzić tam. Ta wizja jest tak samo materialna jak inne. Ten bal już się odbył i ciągle się powtarza, czasami tylko z delikatnymi zmianami.
- Cooo??!! - Tawaif podniosła głowę, spoglądając zdziwiona na kochanka. - Chcesz… chcesz mi powiedzieć... a ja głupia myślałam... - Urwała zanosząc się perlistym śmiechem, aż pojawiły się w jej oczach łzy. Sturlała się na poduszki jeszcze chwilę chichocząc zanim nie dodała - pójdę w pustynnym stroju, bawełna dobrze się pierze, a nawet jeśli zniszczę materiał to nie będzie mi go tak żal jak tutejszych falban.
- Możemy zatańczyć wśród elfów, jeśli chcesz… ale stracimy z oczu przedstawienie jakim jest bal, jeśli będziemy wirować między nimi - wyjaśnił przywoływacz wstając i wyciągając odpowiednie ubrania. - Już powiadomiłem Godivę. Też zaczyna się ubierać.
Bardka chwilę obserwowała mężczyznę, wciąż uśmiechnięta i rozbawiona. W końcu i ona zeszła z łóżka i zaczęła szperać na dnie szafy, kompletując swój uniform w kolorze piasku. Spodnie, tunika, szal na głowę i jeździeckie buty do kolan z grubej skóry.
Nie zakładała jednak bielizny.
- Broń jakaś potrzebna? - spytała, po czym wzięła na wszelki wypadek miecz i kunai. Chwilę ważyła w dłonie sztylet z rubinem, po czym podchodząc z nim do koszyka, wyjęła jeszcze zieloną, zawiesistą miksturę w fiolce i podeszła do drzwi. - Idę go obudzić… coś jeszcze bierzemy?
- Broń… tak, ale tylko na wszelki wypadek. Nie sądzę byśmy spotkali coś czego nie dałoby się przepędzić płonącą pochodnią. A jedynym wrogiem mogą być komary - wyjaśnił z uśmiechem kompan, a dziewczyna pokiwała głową po czym wyszła z pokoju. Za ścianą obok można było usłyszeć pojękiwania budzonego młodzika, któremu nie za bardzo chciało się wychodzić spod ciepłej kołdry. Po następnych odgłosach szurania i westchnień, można było sądzić, że jednak się zebrał w sobie i powoli ogarniał.

- O kant dupy taka wycieczka… - utyskiwał skrzydlaty, zakładając na siebie bieliznę, by następnie walczyć z długimi spodniami. Zaspanemu ciężko było trafić stopą w odpowiednią nogawkę.
- Nie narzekaj, może być zabawnie. Patrz, przyniosłam ci sztylet. Jest twój. Świeci się… - Tawaif krzątała się po pokoju, szukając swojego ognistego wachlarza.
- Jest w plecaku… i po co mi kolejny sztylet… - burczał niezadowolony, ale prezent przyjął, a na widok świecącego kamyczka uśmiechnął się jak dziecko do słodyczy.
Tancerka wyjęła swoją ognistą dumę i zatknęła ją za pas.
- Chodź… im szybciej wyjdziemy tym szybciej wrócimy. - Po czym bez ociągania wyszła na korytarz.
Na korytarzu już czekała Godiva w stroju “amazońskim”. W którym najwyraźniej najlepiej się czuła. Miała co prawda grube spodnie i równie grubą, płócienną koszulę, ale nie miała sukni, która plątała się między nogami. Misterną fryzurę zastąpił warkocz.
Trzymała w dłoni medalion z jednorożcem, któremu się przyglądała zerkając od czasu do czasu na Chaayę.
- Miałam… plany, by go użyć jako… do przekupstwa ciebie, ale… może lepiej jak ci go dam po prostu. I tak czuję się z nim nieswojo - stwierdziła speszonym tonem głosu.
- Dlaczego? Co jest z nim nie tak? - bardka podeszła do kobiety i przyjrzała się medalionowi w oczekiwaniu na… nie wiadomo co.
Białowłosy i rozczochrany jak niesforna dziewczynka chłopak, ziewnął przeciągle i również podszedł, zachodząc swoją partnerkę od tyłu, po czym się na niej najnormalniej w świecie oparł. Kładąc brodę na czubku jej głowy i również wpatrzył się w wisiorek, czekając na fajerwerki.
Oboje dyplomatycznie przemilczeli sprawę przekupstwa, a może… owa kwestia po prostu przestała ich już dziwić.
- Cóóóóż… nie wiem. Niezgodność charakterów może? Albo… niektóre przedmioty po prostu mają swych właścicieli i już. - Wzruszyła ramionami smoczyca.
- A może Godiva próbuje być bardziej… nonszalncka uważając, że dodaje to jej charyzmy - stwierdził Gozreh, wyłaniając się z cieni przy drzwiach pokoju pary Jeźdzców.
- Przymknij się futrzaku - fuknęła zaczerwieniona na twarzy wojowniczka, po czym wcisnęła medalion w dłonie tancerki.
Ta chwilę trzymała łańcuszek w ręku po czym wychodząc spod przysypiającego smoka, nałożyła go sobie na szyję i ukryła pod tuniką i szalem.
- “Miło” cię widzieć - przywitała się z kwaśnym uśmieszkiem, machając do kocura palcami. - Mam coś dla ciebie, mam nadzieję, że twój pan nie zdążył się wygadać z niespodzianką.
- Nie… mój pan jest skryty, choć ty otwierasz go wraz z Godivą jak omułka. Ja jednak nie mam takiej potrzeby - odparł melancholijnie kocur. - Nie można wiecznie pakować się w życie swych dzieci, prawda?
- Myślę, że zdecydowanie przeceniasz moje możliwości - odparła nieco zakłopotana tawaif, gdyż ciągle nie wiedziała jak ustosunkować się do charakternego chowańca. Żarty i dokuczanie się go nie trzymało, a i niektóre jego wypowiedzi trącały niezrozumiałą filozofią, która wpędzała kobietę w dziwne myśli.
- W kaaażdym razie… nie pozwól by cię odesłał z powrotem, za nim nie dostaniesz ode mnie prezentu. Zgoda?
- Jaahaakiego prezentu? Ja też chcę. - Ziewnął Zielony, drapiąc po głowie.
- Ty już swoje dostałeś, mało ci? - fuknęła Dholianka.
- Tak - mruknął gad. - Idziemy?
- Zgoda zgoda - stwierdził Gozreh i dodał. - Jak pewnie się domyślacie będę waszym przewodnikiem... No i będąc naznaczonym kocią naturą, wprost cieszę się, że przyjdzie mi się taplać w błocku aż po szyję - wyjaśnił na koniec takim tonem, że trudno było zgadnąć czy mówi serio, czy też żartuje.
Jarvis zaś pojawił się w drzwiach z kilkoma pochodniami pod pachą. - Zapalimy je wszyscy. Odstraszają nawet błotne smoki… które ze smokami nie mają nic wspólnego. Poza tym, że są duże i są gadami.
- Szkoda - stwierdził skrzydlaty, tym razem drapiąc się po policzku. - Będą tam wampiry?
Jego partnerka wpatrywała się w kocura z miną jakby wgryzła się w niedojrzałą cytrynę. Najwyraźniej wzięła mocno do siebie jego “uskarżanie” się na koci los.
- Tylko najbardziej zdesperowani i słabi krwiopijcy oddalają się od łowisk. Wampiry piją ludzką krew, a na tym bagnisku nie ma ludzi - ocenił czarownik i zapytał. - Ruszamy?
- Przecież masz smoka w głowie Chaai, czemu z nim nie pogadasz o smoczych sprawach? - zapytał zaciekawiony Gozreh ruszając przodem.
- Ruszamy, ruszamy… - mruknęła bardka idąc smętnie za czworonogiem, a tuż obok niej szedł Nvery, który nie do końca rozumiał co się właściwie teraz dzieje.
- Kya ka ta para? - Potrącił dziewczynę łokciem, a ta mu odpowiedziała ni to przytaknęłam, ni zaprzeczeniem.
- Lyte…
- Ayee… lyte. - Po czym oboje westchnęli.

~ Daleko poza miasto się wybieramy? ~ Nie mogąc iść obok swojego ukochanego, bardka nawiązała z nim telepatyczny przekaz.
~ Niedaleko… pół godziny, ale przez bagna. Niezbyt głębokie, bardzo lepkie ~wyjaśnił przywoływacz idąc tuż za nią.
~ Zapowiada się przygoda ~ odparła z większą dawką energii, najwyraźniej świeże powietrze ją orzeźwiło i pozytywnie nastroiło. ~ Idzie z nami Starzec… nie zdziw się jeśli go usłyszysz w mojej głowie. Zaprosiłam go.
~ Dobrze. No to ruszajmy na misję podglądania elfów w tańcu ~ oznajmił entuzjastycznie Jarvis, co spotkało się z sarkastyczny “hurra” samego Pradawnego.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline