Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2017, 12:31   #159
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Śmigające języki ognia pochłaniały budowlę, która kiedyś była kościołem. Rewolwerowiec ponownie uniknął śmierci i spotkania z Bezimiennym. Sąd ostateczny jeszcze nie nadszedł, i Ahab mógł tylko dziękować za to Panu. Wstał z ziemi i otrzepał ubranie dłonią, a następnie przeładował oba rewolwery. Łuski kolejno upadały na ziemię, a puste komory wypełniały naboje.

Klecha. Dziwny człowiek, mieniący się człowiekiem Pana. Słowa, które wypowiedział nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Gderanie starego dziada, który cudem uniknął śmierci. Ogień ogrzewał Ahaba, który zastanawiał się teraz co zrobić. Spojrzał raz jeszcze na księdza , a dłonie delikatnie opuścił w stronę kolb:
- Czas byś wyznał swe winy księżulku, i czas byś powiedział jak mogę dostać się do meteorytu. Oto bowiem nadchodzi dzień, gdy fałszywi Bogowie zostaną ujawnieni i usunięci w cień - głos Ahaba był ponury. Tak jak i spojrzenie jakim obdarzył księdza.

Na obliczu mężczyzny wykwitł cień uśmiechu.
- Za kogo się uważasz, sądząc że możesz mnie oceniać? - przeszedł parę kroków wśród pogorzelisk - Nie możesz niczego ode mnie wymagać. Co do meteorytu, podejrzewam że Selma była dla niego czymś w rodzaju paliwa. Kiedy jej zabrakło, powinieneś wejść do środka bez problemu. Lecz nawet ja nie wiem co zastaniesz wewnątrz.
Sadza oraz drobne iskierki otaczały dwójkę. Przez ten ułamek chwili przypominali postaci zawieszone w szarości.
- To prawda, że bożkowie upadają - kontynuował Rafael - albowiem jest tylko jeden Ojciec, który kiedyś powróci do tego świata i odmierzy czyny nas wszystkich. Także twoje, mimo że w swej pysze zdajesz się uzurpować prawo do podobnego sądu.

Mniej niż ułamek sekundy zajęło wyciągnięcie Rewolerowcowi broń i skierowanie jej lufy w stronę księdza.
- ]Ja jestem głosem Pana Rafaelu. Ja nie wymagam, to Pan wymaga a ja tylko pokornie przekazuję jego wolę. Zbyt wielu widziałem tych co imię Pana rzucali nadaremno, zasłaniając swe postępki. Czas byś i Ty wykazał, że godny jesteś służyć mu. Oto daję Ci wybór, udasz się ze mną do meteorytu lub… - nie kończył, a po prostu odgiął kurek.

- Ot, prawdziwie pobożne metody. Mierzyć do nieuzbrojonego człowieka - kapłan nie wydawał się przestraszony, lecz uległ Cooganowi.

Tym samym Rafael podniósł obydwie ręce i zaczął iść w stronę centrum miasta. Za jego oraz Ahaba plecami płomienie wciąż trzaskały prosto w niebo. Ostatnia z ław, a właściwie jej pozostałości, runęła na dobre, dołączając do wściekłe czerwonej masy żaru.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline