Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2017, 15:43   #1
MrKroffin
 
MrKroffin's Avatar
 
Reputacja: 1 MrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputacjęMrKroffin ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Szóstka z Zweufalten




Okolice Zweufalten
19. Sigmarzeit 2522 K. I.
Konistag
Po południu
Dzień przed rozmową Olafa i Vogta


Niebo nad głową Heindela było jednolicie szarobure. Choć już minęła połowa Sigmarzeit, pogoda nie zmieniła się nic a nic od samego przedwiośnia. Dzień w dzień mżyło, a słońca mieszkańcy pobliskiego Zweufalten nie widzieli już chyba od pół roku. Kolejne dni były takie same, osadnicy wykonywali sennie codzienne czynności, a powodowani przygnębiającą pogodą, znacznie chętniej dopatrywali się wszędzie różnego typu omenów i dziwów. A to komuś urodziło się prosię z dwoma głowami, a to Babka z lotu ptaków wywróżyła jakieś nieszczęścia – od czyraków na rzyci aż po śmierć nienarodzonego niemowlęcia. Większość Babkowych przepowiedni się sprawdzała, a że ostatnio wieszczyła tylko źle, strach padł na niewielką, zamkniętą społeczność Zweufalten.

Dzisiejszy dzień przypominał wszystkie te nudne dni, jakie dotychczas wypełniały życie osadników. Z małym wyjątkiem.

Heindel klęczał w zimnej, zamulonej wodzie pochylony nad człowiekiem. A raczej ciałem człowieka, bo jak zdążył wykoncypować, szansę, że jegomość przeżył tak fatalne rany były niewielkie. Chłopaka w istocie nie tyle zainteresowało, czy delikwent żyje, a raczej jakiego rodzaju rany mu zadano.

Trup był co najmniej osobliwy. Gdyby taki nie był, nie zwróciłby pewnie uwagi Graperza. Raz po raz mieszkańcy Zweufalten znajdowali na moczarach jakieś ciało czy to pechowego podróżnika, czy to zwykłego przybłędy. Ten był jednak inny – ten miał na sobie lekki pancerz, a na piersi ryngraf z wizerunkiem białego orła na czarnym tle. Nieopodal niego leżała, zapewne niegdyś należąca doń, wybebeszona kasztanka.

Denat był w niewiele lepszym stanie niż jego nieodżałowana klacz. Obrażenia, jakie mu zadano na pewno nie pochodziły od żadnego zwierzęcia żyjącego na bagnach, tego Heindel był pewien. Żadne zwierzę nie zabijało w taki sposób. Trupa pozbawiono palców u rąk, obu gałek ocznych i ucha. Ryngraf był rozcięty jakimś tępym narzędziem wyjątkowo nieudolnie, tak że znajdująca się pod nim kolczuga pozostała prawie nietknięta. Więcej Heindel zobaczyć nie mógł, po pierwsze dlatego że musiałby zdjąć z trupa zbroję, po drugie dlatego, że usłyszał w zaroślach kroki.

Zerwał się na równe nogi i chwycił podręczny sztylet, które zawsze nosił przy sobie. Wtedy w krzakach coś pisnęło. Heindel był przez chwilę skonsternowany, ale wkrótce rozpoznał ten pisk. Syknął gniewnie.

Najwyraźniej zdając sobie sprawę z dekonspiracji, zza sporej paproci wyłoniła się grupka lokalnej dzieciarni. Elsie, Sig, Will, Heike i słodziutka Taffy, o połowę niższa od reszty zbieraniny, przez co sprawiała wrażenie ludzkiego berbecia. Heindel i jego goście popatrzyli na siebie uważnie, przez chwilę milcząc. Graperz widział, jak lustrują podejrzliwie zarówno trupa, jak i jego wierzchowca. Jak nieśmiało i pytająco podnoszą ku niemu wzrok. Był zły. A można to było załatwić samemu.


 
MrKroffin jest offline