Yuri w odpowiedzi na zaproszenie Skal oblizał się i uśmiechną obleśnie. No w zasadzie uśmiechnął się normalnie, jak to mu się od czasu do czasu zdarzało, ale wszyscy uznali - nie wiedzieć czemu - że uśmiecha się obleśnie. Ot, granica obleśności uśmiechu bywała bardzo płynna. A oblizał się po kiełbasie po prostu. Ot, smaku szkoda...
Rosjanin nie wiadomo skąd wyciągnął jeszcze jedno pęto wspomnianej kiełbasy i poczęstował nim niezwykłego wierzchowca. Uważał przy tym, aby nie stracić palców. Lub ręki wyrwanej razem z płucami. Tak go uczono w ojczyźnie obłaskawiać niedźwiedzia, jak się na takiego napatoczy przypadkiem w tajdze. Tyle, że u niego częstowało się go najstarszym uczestnikiem wyprawy. Względnie Amerykanami, jak jacyś byli w pobliżu.
Bez dalszych ceregieli wgramolił się na zwierzaka, tuż za asgardzką wojowniczką i bez ceregieli objął ją w pasie. Lub w okolicach. Bliższych lub dalszych. - Możemy ruszać, choć aż żal będzie wysiadać w trakcie hehehehe! - |