Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2017, 19:59   #160
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Prowadził kapłana uliczką, jak zwykle odprowadzany dziesiątkami oczu. Ahab niemal czuł ciężar spojrzeń na własnej osobie. Mógł tylko domyślać się, co sądzą o nim mieszkańcy. Część z pewnością odetchnęła z ulgą, kiedy tylko Selma opuściła miasto. Inni go nienawidzili - jednak tam w kościele, zwolennicy byłej szeryf utraciły resztki swoich sił. Pozostała część zapewne ostrzyła sobie zęby na świeżo zwolniony stołek, chcąc go zdobyć własnym sumptem. I w tym tkwił problem. Można było usunąć jednego dyktatora, lecz historia lubiła zataczać koło i umieszczać na jego miejscu nie mniejszego despotę. Coogan spojrzał w głąb pochylonych, byle jak zbitych budynków. Prócz wychudzonych mieszkańców miasta, nie brakowało tu postaci, którym za sam wygląd należało się parę lat odsiadki. W dawnych dniach Ahab mógłby zabić szeryfa dowolnej pipidówy i mieć głęboko gdzieś, kto go zastąpi. Lecz czasy się zmieniły i teraz musiał liczyć się, że każdy czyn, nawet najlepiej motywowany, miał swoje konsekwencje.
Rafael głównie milczał, jedynie czasem wyszeptał słowa jakiejś modlitwy. Był zmęczony sytuacją, lecz nie na tyle szalony, aby postawić się Ahabowi. W pewnym momencie zatrzymał się jednak i kiedy rewolwerowiec miał już popędzić, sam zrozumiał dlaczego tamten przystanął.
Wyszli na środek miasta. Z pewnego dystansu meteoryt otaczali kultyści, sennie poruszając się do przodu, to znów do tyłu. Obok skalnej formacji stała Arya wraz z kotem, a przy samym kamieniu… dynamit.
Wyglądało na to, że tarocistka załatwiła sprawy szybciej, niż można było się tego spodziewać. Ogniki już niemal wypaliły lont, co dawało nikłą szansę, aby zareagować. Ksiądz chciał jedynie coś skomentować, lecz wtem jego słowa ugrzęzły w potężnym huku.


Cała okolica rozświetliła się, następnie we wszystkich zgromadzonych uderzył potężny strumień powietrza. Preacher zdążył tylko pomyśleć, że detonacja była zbyt silna, nawet jeśli wziąć pod uwagę, że ładunków było kilka. Cokolwiek dotychczas siedziało we wnętrzu meteorytu, teraz najwyraźniej uwolniło się, wzmagając eksplozję.
Ziemia poczęła się trząść, a oślepiający blask nie przestawał prześwietlać wnętrza czaszki Coogana. Nie pomogło nawet zamknięcie oczu, światło było zbyt jaskrawe. Ahab upadł na ziemię, czuł teraz dojmujące gorąco, przy którym dotychczasowy ukrop był ledwie nieprzyjemnością.
Trudno mu było powiedzieć, ile mógł tak leżeć. Otworzył oczy, spodziewając się oparzeń na własnym ciele. Jednak prócz kilku otarć i czerwonej skóry, nic poważnego mu nie dolegało. Kilka stóp dalej leżał Rafael. Wyglądał jak przetrawiony przez wielką bestię, ale powinien był przeżyć. Kultyści również spoczywali gdzieś wokół, dochodząc powoli do siebie.
Rewolwerowiec zmrużył oczy, próbując skupić wzrok na meteorycie. Z formacji pozostał jedynie wielki krater oraz porozrzucane zewsząd szczątki, dymiące dziwnym, błękitnym odcieniem. Całkiem blisko miejsca eksplozji tkwiła Iskra. Wydawało się, że całe zajście nie uczyniło na niej żadnego wrażenia. Stała tak, wyprostowana na tle pojedynczych wyładowań, które mogły być tylko wygasającą z tego miejsca magią. Jej blade lico odwróciło się spokojnie. Spojrzała na niego.
 
Caleb jest offline