Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-09-2017, 22:52   #117
Goel
 
Goel's Avatar
 
Reputacja: 1 Goel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputacjęGoel ma wspaniałą reputację
Gdy jednak zadźwięczały cięciwy łuków i kusz, także Abelard ruszył do boju! Bo jak wiadomo wszem i wobec, cyrulicy po kilkudniowym przeszkoleniu są wyśmienitymi łucznikami - zwłaszcza w nocy. Ale czy to wiara w przewagę liczebną swoich czy chęć udowodnienia, że nie jest ostatnią pokraką w walce - ciężko było wyjaśnić Abelardowi co powodowało nim gdy rzucił się z łukiem ku rubieżom obozu. Dość rzec, że w uniesieniu udało mu się nie tylko nie zniszczyć łuku ale i posłać strzałę w kotłowaninę cieni, mogącą być wrogami! Jednak przyszło mu zapłacić za ten wyczyn...

Gdy Nossenkrap dostrzegł lecący z sykiem w jego stronę iskrzący przedmiot było już za późno: nim zdążył uskoczyć granat uderzył w ziemię tuż za Abelardem i rozbryznął się na nieszczęsnego cyrulika oraz namioty rozstawione koło niego! Ostatkiem trzeźwego umysłu podjął błyskawiczną decyzję o rzuceniu się na ziemię i owinięciu się własnym płaszczem. Turlając się przez chwilę po ziemi zdołał zdusić ogień na sobie - natychmiast też zrzucił z siebie płonące resztki płaszcza, gdy tylko płomienie na odzieniu cyrulika zgasły.

Balwierz stanął przed dylematem: ruszyć ku walczącym czy ratować ludzi w namiotach? Jedni i drudzy wymagali pomocy młodego prawie-medyka... Widząc nadbiegających ku namiotom grasantów Sala, w tym Martę, decyzję podjął niejako bez własnego udziału. Po chwili płachty namiotów wraz z dobytkiem nieszczęsnych mieszkańców płonęły na placu, a poparzeni dochodzili do siebie w wodzie i na brzegu rzeki - niestety, nie wszyscy przetrwali taniec z szalejącymi płomieniami...

I gdy wydawało się, że Piekło zawitało do obozu Ostatnich, stało się coś jeszcze gorszego: nadszedł koniec świata! Bo też jak inaczej miałby nasz cyrulik zinterpretować ognisty wybuch i towarzyszący mu huk? Mało nie przewróciwszy się od podmuchu, działając bardziej instynktownie niż z rozmysłem Abelard rzucił się w stronę lazaretu po torbę uzdrowiciela oddziałowego. Koniec świata końcem świata a rannych trzeba opatrzyć...

Nim jednak ruszył do ofiar bitwy, szybko opatrzył własne rany - wiedział, że poparzony i ranny na niewiele się zda towarzyszom. Gdy był gotowy wyszedł z lazaretu...

... tylko po to by ujrzeć Marthę i jej towarzyszy położonych ogniem najemników! Nie wiedząc skąd padły strzały podbiegł chyłkiem do padłej rozbójniczki i odciągnąwszy ją na bok spróbował opatrzyć jej rany. Jednak huk, szok i gryzący w oczy dym nie pozwalały na odpowiednie zajęcie się ranami kobiety. Słysząc jęki i widząc padających najemników chwycił kobietę w ramiona i pobiegł do lazaretu, gotów zginąć ratując życie towarzyszki!

***

Jak się okazało, na prawdziwe poświęcenie czas miał dopiero nadejść. Znoszono kolejnych poparzonych i rannych, a brakowało praktycznie wszystkiego: podstawowych ziół i dirakwi, czystych bandaży, wina do ... no wina to akuratnie brakowało! ... poza tym jednak "lazaret" lepiej nazwać by było "miejscem balsamowania prawie-zwłok". Ciężko było powiedzieć kto przeżyje i ile nóg będzie trzeba uciąć. Roboty było jednak co nie miara - nie zastanawiając się wiele Nossenkrap ordynował napar uspokajający, mając w zanadrzu mikstury leczące dla krytycznie zranionych. Strzelał, chrupał, ciął, szył, bandażował, klął, pił - słowem: był w swoim żywiole!

Można było jednak powiedzieć jedno: winą za każdą stratę na zdrowiu obarczą Abelarda... Ale cóż było robić? Taki już los cyrulika: jak uzdrowił - łaska bogów i cud!, jak spartaczył - czciciel Chaosu i konfabulator!

Za grosz wdzięczności dla podłej roboty cyrulika...
 

Ostatnio edytowane przez Goel : 13-09-2017 o 22:54.
Goel jest offline