Andrew "Andy" Morrison - pogodny szturmowiec
Morrison słuchał co mówi ten aresztowany koleś. I to słuchał z jeszcze większym zaskoczeniem niż przed chwilą tego co proponowała czy mówiła Skye. Miał zamiar odpowiedzieć gnojkowi, że też nie będzie w tym nic osobistego jak mu będzie zakładał pętlę na szyję bo wątpił by Nowojorczycy podarowali dwa trupy u siebie. Ale gdy padł strzał to już w ogóle sytuacja obróciła się dookoła karuzeli. Wtedy odruchowo cofnął się o krok, zaparł jakby próbował odeprzeć cios i zaczął ściągać broń z ramienia. Jakoś tak odruchowo mu się skojarzył ten strzał z początkiem walki. Przestał w pół ruchu gdy pasek Vectorka miał już na gięciu łokcia. Popatrzył na leżące ciało z rosnącą czerwoną kałużą wokół siebie. A jednak! Foxy miała rację od początku! I Skye miała rację teraz! A im nie dowierzał, myślał, że przesadzają...
Ale teraz. Teraz było teraz. Z szeryfa przeniósł spojrzenie na ciało Kyle. I tak by go powiesili pewnie. Więc niby się nic nie zmieniało. Ale nie tak. Tak to się strzelali bandyci albo na porachunki na Pustkowiach. A nie ludzie z odznakami w klapie. Ci powinni działać inaczej by się właśnie jakoś różnić. No ale jak mieli coś na sumieniu i chcieli uciszyć świadka...
Morrison popatrzył na szeryfów. Szeryf i Chris. I jeszcze jechały dwa samochody to przynajmniej dwóch. A u nich? No on sam. Skye wydawała się radzić sobie w stresowych sytuacjach jak widział przy pościgu z pociągu. Na co można liczyć ze strony Foxy w takich sytuacjach nie wiedział. No i Cosmo. Ale nie oceniał zbyt wysoko jego możliwości bojowych po akcji z tamtymi chroniarskimi bandytami. Szeryf i jego ludzie też mogli nie być wysoka klasa ale jak kryli swoje tyłki pewnie byliby przynajmniej zdeterminowani. A liczebnie powiedzmy, że byliby równi co zapowiadało ciężką walkę o niepewnym wyniku. I o co? O zastrzelonego cyngla? Nie. Nie tu i nie teraz. - Jasne szeryfie. - pokiwał w końcu głową prostując się choć po prawdzie był wściekły. Nagle wiele detali mu sięwyprofilowało pod kopułką ale czuł tam chaos. A nie mógł stracić panowania nad sobą bo się mogło bardzo szybko zrobić bardzo brzydko. - Cosmo weź Foxy i podjedź tu bryką. - powiedział na ile zdołał spokojnie wskazując na miejsce tuż obok jakby chciał by właśnie tuż obok zaparkował pojazd. Musieli działać szybko nim ci dwaj gliniarza dojadą i zaparkują. Nie chciał się odwrócić plecami do tych dwóch by bał się, że będzie ich korcić do zlikwidowania pozostałych świadków. A gdyby Cosmo podjechał to z Foxy mogli by mieć na nich baczenia no i wskoczenie na pakę to byłby tylko moment. Do tego czasu on i Skye mogli jakoś szachować tamtą dwójkę z odznakami. - Z odszkodowaniem nie wiem. To musi nasz szef zdecydować. Przekażę mu co pan powiedział. - odparł by jakoś odciągnąć uwagę szeryfa i go zagadąć nim Cosmo podjedzie tutaj z bryką.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami
Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |