Caafiel był podirytowany, nie ze względu na docinek niejakiego Hagona... Hegona ? Nigdy nie miał pamięci do imion. Ten brutalny idiota przyda mu się w przyszłości. Nie był mądry. I wykształcony - bo nie musiał. Ale Caafiel widział jak walczy, widział finezję, widział prawdziwego wojownika. Rozmarzył się... Nie zdarzało mu się to często, bo jeśli już się zdarzało kończyło się niekontrolowanymi napadami złości - TAK BYŁO I TYM RAZEM. Kiedyś jego rodzina mogłaby wystawić pułk złożony z takich osiłków, posiadających trochę wprawy. A teraz ? A teraz dwóch najwyżej mogących mu dorównać pilnuje PUSTEGO skarbca. Dlatego problem alkoholu musiał zostać rozwiązany szybko, by przywrócić dobrobyt w rodzinie... Nie, nie oszukujmy się - dobrobyt Caafiela.
****
Wędrował ulicą po której błyskało zachodzące słońce. Po co wydawać te pieniądze. 100 złotych to dobry początek w budowaniu fortuny od początku... Przejechał ręką po twarzy... "Cóż jednak je wydam." - pomyślał.
Poprawił opaskę, a każdego przechodnia omiatał zimnym, przenikliwym spojrzeniem. Ale w umyśle daleki był od "przenikania ich". Myślał, jak tu wydać pieniądze by mieć profit. Koń to zły wybór - najwyżej będą na niego czekać. Zbroja, nie, nie miał zbroję kolczą na korpus z rękawami, która na całe szczęście nigdy go jeszcze nie zawiodła. Broń ? Lwi Kieł wystarczy . Gadżety ? Gadżety ?! To jest to ! Może na magii się nie znał bardzo dobrze, ale stosować magiczne urządenia, alchemiczne proszki i inne takie umiał i z powodzeniem używał - i to często. Tym też w te pędy znalazł się w pierwszym lepszym ( i pewnie niestety dość prymitywnym ) sklepiku, który był godny jego uwagi. Okropne zrządzenie losu sprawiło, że był tam właśnie ten zarozumiały czarodziej. Zignorował go i przywitał chłodno sprzedawcę zdaniem:
- Cóż wy tu macie mości sprzedawco ?
__________________ Młot na czarownice. |