Czteroręka wydawała się być pewna swoich umiejętności, ale John wiedział, że śmieszek będzie tylko czekać na okazję, żeby wepchnąć swoje szpony w plecy Cyraxa.
Z drugiej strony, Cyrax właśnie powiedział, że ma zabić Cage'a. Polityka, polityka. Nawet ne teh wyspie Doe nie był w stanie przed nią uciec. Na czuja mógł stwierdzić, że nawet przy trzech stronach konfliktu, lepiej żeby te dziwadła nie wygrały.
Wyciągnął pistolet i ruszył w dół zza murku gdzie przycupnął przysłuchując się rozmowie. Broń miał wycelowaną w Śmieszka, jednak z jakiegoś względu nie celował prosto w głowę. Myśl o rozbryzgujących się zębach Baraki przyprawiała go o obrzydzenie. Zamiast tego wycelował w udo i odczekawszy aż czteroręka zajmie się Cyraxem zawołał - Dwoje na jednego to niezbyt honorowe zagranie - John wyczekał na taki moment, żeby zdekoncentrować czteroręką i dać szansę człowiekowi. Gdy tylko Baraka odwrócił się, John wystrzelił....
Baraka rzucił się w kierunku Johna. Ten spokojnie ściągnął spust, kula rozerwała udo tarkatanina, ale nawet na to nie zwrócił uwagi. Ze szczekiem metalu wysunęły się ostrza. Dźgnięcie minęło komandosa o włos. Ten zanurkował pod ostrzami skracając dystans uderzył mocno od dołu trafiając w wysunięty podbrudek wykorzystując zarówno skręt bioder, jak i siłę nóg. Baraka charcząc cofnął się o krok zamroczony siłą uderzenia. John nie zamierzał dawać przeciwnikowi szansy na odzyskanie inicjatywy.
Wyrównał oddech, po czym podbiegł do przeciwnika, złapał mocno za uszy i pociągnął w dół, jednocześnie wybijając się w górę i pakując kolano w poluzowaną już szczękę przeciwnika. Nim śmieszek odskoczył, Doe poprawił podwójnym kopnięciem pod żebra odsłaniając na chwilę twarz. Baraka instynktownie chyba wyrzucił pięść do przodu trafiająć Johna w policzek, tuż pod szczękę aż zobaczył gwiazdy. Obaj zrobili krok w tył próbując otrząsnąć się po otrzymanych razach. |