"Maja gaława... maja gaława" jęczę i podnoszę się ze śniegu. Wypity alkohol pali gardło żywym ogniem i rozlewa się po całym ciele "Wot, nada szto zdziełat" mruczę, i podbiegam do wraku. Gęsty dym wydobywa się ze środka, jakiś paljak wbiega do środka, coś tam krzyczy.. zdaję sobie sprawę że nasze przeżycie zależy od tego co uda się uratować z wraku... sabaka jebała te naukowe pierdółki i antenki paljaków. Wbiegam do środka, dym napierdala aż miło.. "Bljadź!" krzyczę. Paljak wyciąga bambetle.. rozglądam się za apteczką... gdybym jeszcze znalazł swoją wysłużoną dwururkę.. heh, i mój wór...
Dym staje się jeszcze gęstszy, coś mi mówi że zaraz wszystko pierdolnie... łapię paljaka za ubranie i ciągnę na zewnątrz.. " Nazad paljak, nazad!" |