John powoli zdjął przedziurawioną kamizelkę i zrzucił na ziemię. - Doe. John Doe, nie ma sprawy - powiedział wyciągając rękę. - Śledziłem tego śmieszka, bo mu źle z mordy patrzyło. - odpowiedział ruszając na dół. Brzytwy Baraki były ostre, jego kamizelka była przeznaczona na kule, nie na ostrza. Mimo to, rany okazały się być powierzchowne i szybko udało się je zatamować. - O co tu właściwie chodzi? W tym całym turnieju? - spytał - Ten śmieszek to jakaś genetyczna zabawka szalonego naukowca? Albo ta czteroręka? -
John postanowił na razie nie poruszać tematu Johnego Cage'a. Widział co ten Cyrax potrafi i wiedział, że mógłby nie nadążyć gdyby zaczęli tańczyć. |