Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2017, 16:05   #62
pi0t
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Praca zbiorowa

Pochówek i wybór nowego dowódcy.

Thora skinęła i mamrocząc uspokajające słowa norskiej piosenki, zaczęła nacierać Lexę lekiem. Starała się przy tym zasłaniać siostrę samą sobą gdy przeszukiwała jej ciało w poszukiwaniu dalszych ugryzień. Wcierała specyfik drżącymi palcami, ani przez chwilę nie dopuszczając opcji by Lexa stała się jedną z dzieci ciemności. Przysięgła sobie, że jeśli ten medyk coś spieprzył, gorzko tego pożałuje.

- Łaskoczesz mnie tym gównem. Co to za syf? Śmierdzi.- zamarudziła wojownicza Norsmenka przyglądając się Thorze. Widziała już znacznie lepiej, ale wciąż nie potrafiła skupić uwagi na takich szczegółach jak chociażby mimika twarzy, bo ta jej się rozmywała.
- Valdin złączył mnie z ojcem. Widziałam go. - powiedziała niegłośno, spokojnym tonem głosu, w rodzimym języku.
- Powiedział, że będę kimś ważnym. Osobą, która będzie miała na coś wpływ, stanę się kimś tak istotnym, że póki co nikt nawet nie potrafi sobie tego wyobrazić. Powiedział, że nikt jeszcze o tym nie wie. - Jej słowa były spokojne i ciche, słabe acz wypowiadane z fascynacją. W końcu przeżyła coś, co powinno ją zabić, a przynajmniej ona tak to widziała. Poczuła się naprawdę ważnym elementem tej wyprawy.

- Dla… - Thora zaczęła chcąc upewnić się czemu akurat teraz miałby się objawiać Lexie ojciec. Czy wojowniczka miała jeszcze inne dary?
- Skoro tak mówił, to tak będzie. Musisz tylko odpocząć i pozwolić się wyleczyć medykowi. Nabrać sił przed tymi ważnymi wydarzeniami. - dodała biorąc Lexę pod wlos by leżała spokojnie.

- Wielu zginęło? O czymś mi nie mówisz? - dopytała po chwili. Nawet lekko się zdenerwowała, bo nie wiedziała, czyją śmierć przed nią siostra ukryła.
- Ten stuknięty inżynier, on żyje? Rewolwerowiec? Słyszałam Bertholda i czułam doktora, ale innych nie jestem pewna.

- Żyje, żyje Twój piękniś - Thora przytrzymała wojowniczkę na miejscu widząc rosnącą irytację- kilkoro padło w walce. - dodała bojąc się, że Lexa zacznie wstawać - Elf, Orrgar, ten chudy łucznik - nie dała rady wypowiedzieć imienia Eomunda - i baron. Reszta ranna ale nic powaźnego by medyk nie mógl im pomóc. Wyjdą z tego.

Lexa kiwnęła posłusznie głową, na znak, że rozumie.
- On nie jest mój. - Skorygowała wojowniczka bez cienia złości.
Ciągle próbowała się podnieść, ale i tak nic jej z tego nie wychodziło. Przy którejś próbuje zaśmiała się na głos.
- Coraz silniejsza się stajesz, siostrzyczko - wyszczerzyła się z rozbawienia. Wiedziała, że to ona jest słabsza, a nie Thora nabrała krzepy, jednak w tę stronę słowa nie przechodziły jej przez gardło.
- Z każdym krokiem tej wyprawy! - zaśmiała się młodsza z sióstr - No już… leż spokojnie! - zmarszczyła groźnie brwi. Lexa kiwnęła głową. Nie ruszała się, jedynie przecierała co chwila oczy, aby odzyskać ostrość widzenia.
- Jak będą mnie potrzebować to powiedz, wyniosę kogo trzeba. A potem poszukajmy pokoju do odpoczynku, albo obóz rozbijmy na zewnątrz. Wcześniejsze rany mi się otworzyły, czuję jak krew spływa pod zbroją. - powiedziała już na sam koniec i czekała aż wszystko się ustabilizuje.
- Ty się już o nic nie martw. Zajmę się wszystkim. - zamruczała Thora w rodzimym języku.




Khazad rozejrzał się po pobojowisku. Bój był ciężki i choć wygrali to jednak zawiedli. Nie uchronili od śmierci swojego mocodawcy. Brokk skinięciem odpowiedział na gest rodaka. Borriddim był nieustępliwy i twardy. Zaszczytem było walczyć u jego boku. Orrgar Arrgrinsson spełnił natomiast swoją powinność i udał się na spotkanie z duchami przodków. To była dobra śmierć, poległ w boju i odzyskał honor, przywrócił dobre imię swojemu klanowi. Mistrz Run oczywiście bez słowa pomógł odsunąć płytę i uwolnić Lexę. Na jej dalsze zachowanie chwilowo nie zwracał uwagi.
Nim ruszyli do plądrowania zdobytej świątyni Brokk zastanawiał się nad właściwą formą pochówku.
Przenoszenie ciał rodaka do rodzinnej twierdzy było nie możliwe, nie należało chować poległych w błotnistej, rozmokłej ziemi jaka była na wyspie. Były dwa rozwiązania; spalić ciała wszystkich poległych, albo złożyć je w jednym z sarkofagów. Dzięki temu mógłby wykonać krótką runiczną inskrypcję z ich imionami na grobie. Problemem pozostawało takie zapieczętowanie grobowca, aby jaszczury się potem do niego nie dobrały.

Po uwolnieniu Norsmenki Borriddim ruszył w kierunku trucheł wampirów. Nie zatrzymał się, aż każde z ciał krwiopijców pozbawione zostało głowy. Same czerepy wrzucił tam, gdzie jeszcze przed kilkoma chwilami uwięziona była Harpia.
- Trzeba spalić to skurwysyństwo… - rzekł, gdy skończył tę makabryczną pracę.

Przyszła kolej na mniej radosny obowiązek. Podszedł do skąpanego we krwi własnej i swoich wrogów ciała Białobrodego. Stał tak w milczeniu i z kamiennym wyrazem twarzy przez dłuższą chwilę wpatrzony w zwłoki krasnoluda.
- Znalazł swoje przeznaczenie. - Powiedział na głos to, co zapewne myślał także stojący obok kowal run. - Dzielnie walczył i poległ chwalebną śmiercią. Zapamiętamy go jako tego, który brał udział w ostatniej walce Harkona, jego smoka i jego plugawych sług. Niech Gazul przygotuje mu należne miejsce wśród przodków, a sale Grungniego stoją przed nim otworem. Póki żyjemy będziemy świadkami twej chwalebnej śmierci. - W połowie wypowiedzi Dorgundsson nieświadomie zaczął mówić w zgrzytliwym języku górskiego ludu, ale jego niecodziennie uniesiony głos nie pozostawiał wątpliwości co do charakteru jego słów.

- Połóżmy go tutaj. - Powrócił do staroświatowego wskazując na najbliższy sarkofag, którego płyta była jedynie częściowo odsunięta. - Nie godzi się, żeby leżał wśród tego nieumarłego ścierwa. - Borriddim podniósł niespodziewanie ciężkie ciało Orrgara i zarzucił sobie na plecy. Otrzymane niedawno rany zapiekły bólem, a krew zaczęła płynąć z nową siłą, ale wytrzymał. Z niemałym wysiłkiem położył Zabójcę na pokrywie sarkofagu, a dłonie martwego khazada zaplótł na stylisku jego topora.
- Jeśli wampiry powrócą albo jaszczury zechcą odzyskać to miejsce, to jego szczątki mogą zostać zbezczeszczone. - Powiedział do Brokka. - Zbudujmy stos gdzieś z dala od tych przeklętych sal, choćby na powierzchni.

- Nie dla niego jednego … - burknęła Thora i ruchem głowy zagoniła swoich ludzi do pomocy przy wynoszeniu zwłok. Nie chciała być tą, która zbiera to, co pozostało z Eomunda.

Brokk przyznał rację rodakowi i zabrał się do pracy. Stosy, który khazad chciał zbudować miały formę prostopadłościanu. Stos zbudowany z na przemian poprzecznie i podłużnie ułożonych belek drewna miedzy którymi kładziono drobniejsze kawałki drewna, gałęzi, chrustu. Szeroki i długi na tyle, aby był to jeden wspólny stos dla zabójcy, mocodawcy i reszty poległych towarzyszy. Wysoki nie bardziej niż 1,5m z takie drewna jakie było dostępne. Zajęty pracą nie brał udziału w wyborze nad dowódcą, gdy jednak wraz z Borriddimem ukończył budowę stosu można było wynieść ciała i oddać im należny szacunek. Martwe ścierwa ich wrogów mogą potem spłonąć choćby w błocie.



Berthold widząc ciężki stan grupy spoważniał:
- Nie jestem z waszego ludu ale w pełni się z Tobą zgadzam Boriddimie. Zabójca na pewno odzyskał swój honor i może zająć należne miejsce u boku przodków. Trzeba go godnie pochować, podobnie Barona i pozostałych.
Poruszył nosem jak gdyby węsząc, patrząc podejrzliwie na drzwi:
- Oby więcej plugastwa tu nie było bo trochę nam krwi upuściły- zaczął bandażować krwawiącą ranę na udzie. Rudy podbiegł skomląc, próbując lizać ranę swojego Pana.
-Chociaż jak Lexa dojdzie do siebie to możemy dalej polować na krwiopijców, Ty też im Wolfgang nieźle popalić dałeś - wyszczerzył się.

- A tam pierdolisz. - Odpowiedział Wolfgang. - Powalili mnie nim zdążyłem się dobrze rozgrzać. A czy więcej ich tu siedzi? Te odgłosy walki obudziłyby umarłego, więc raczej wszystko co miało się zlecieć, już się zleciało. No chyba że gdzieś w podziemiach, albo dalej w mieście. Trzeba być czujnym tak czy inaczej. - Pokiwał głową oceniając stan grupy. - Ale może przynajmniej jaszczurze dupy będą wdzięczne żeśmy wybili to, czego oni nie mogli ruszyć od dawna.

- Kto dowodzi po śmierci barona? - Sylvain wtrącił się w rozmowę, nadal kręciło mu się w głowie i czuł się słabo, ale niektóre pytania nie dawały mu spokoju.

- Dobre pytanie. - Odpowiedział Wolfgang. - A czy w ogóle potrzebuje kogoś, kto będzie mi mówił gdzie i jak mam iść? I tak wydaje mi się że mamy wspólny cel. Dopaść tego zdradzieckiego, kurwiego syna i możliwie nie dać się po drodze zabić. Czyż nie?

Sylvain uśmiechnął się.
- Zgadzam się z tobą w pełni, jednak sęk w tym, że grupa potrzebuje przywódcy… Inaczej w jej działanie wdziera się chaos… Uwierz mi, że najchętniej rozwaliłbym tego skurwiela już teraz i rozpruł mu flaki w najbardziej bolesny sposób, ale musimy się zreorganizować - Skrzywił się lekko z bólu po otrzymanych obrażeniach.

- Jak na ironię, bez Barona to pewnie chętnie by nas wynajął za udział w łupach. Zawodowcy mu się mogą przydać. I o ile zwykle byłaby to kwestia do rozważenia, to nie mam ochoty służyć pod kimś, kto zostawia swoich ludzi na pewną śmierć. Ale że on o tym nie wie, możemy to wykorzystać - dodał “na później” medyk.
- Ale co do celu, to tym się różnimy od Orrgara, że chcemy czegoś więcej niż tylko walki. Wypadałoby jeszcze wrócić do domów. Na przywódcę wypadałoby więc wybrać kogoś za kim pójdą marynarze i żołnierze. W dziewięciu, nawet jeśli doliczymy marynarzy Barona, to możemy łódź ukraść, a nie statkiem manewrować.

- Przypuszczam, że marynarze teraz podążą za każdym, kto zaproponuje jakiś sposób opuszczenia wyspy - Rzucił - Po prostu trzeba nimi pokierować. Musimy wybrać kogoś na kozła ofiarnego - Uśmiechnął się pod nosem.

- Miałem na myśli ludzi Cassiniego. - Uściślił medyk.

- Nie będzie układów z Cassinim, jego los będzie przestrogą dla innych skurwysynów zdrajców. A co do przywódcy..kto chce nim być? Thora jest kapitanem swego statku, marynarze za nią chyba najprędzej pójdą…
-wtrącił Berthold.

- Na statku dowodzi jego kapitan. W walce ten co najlepiej zna się na taktyce i dowodzeniu, więc może niech to ten teraz nami “przewodzi”? - Wolfgang wypowiedział ostatnie słowo nieco kpiąco, ale całkiem poważnie spojrzał na Erwina. - Wyglądasz na takiego co się na tym zna, piszesz się? Choć nie do końca rozumiem na czym to przywództwo miało by polegać. - Wzruszył ramionami.


Po jakimś czasie gdy zaczęto rozmowy inżynier siedział i oglądał broń po Baronie. Sprawdził jego kieszenie w poszukiwaniu jakiś papierów czy innych podpowiedzi. W końcu usłyszał pytanie Wolfganga.
- Ja?- Pytanie wywarło na nim taki szok, że przez chwilę zapomniał o ranie.
- Nie znam się na dowodzeniu ludźmi.- Skrzywił się w grymasie bólu.
- Najwyżej w ich zabijaniu.- Dodał przez zęby.

Sylvain uśmiechnął się.
- Z tego co wiem zamierzamy zabić przynajmniej jednego… Więc moim zdaniem się nadasz.
Inżynier skrzywił się na taką propozycję i popatrzył po reszcie szukając innych kandydatur.

Berthold spojrzał na Erwina sceptycznie, przekrzywiając głowę.
-Szlachetka ma dowodzić? A co na to Thora i Lexa?
Erwin tylko podniósł brew. Po chwili szukał norsmenek.

- Niech większość ustali kogo jest w stanie słuchać i komu ufać - Wysapała rozkazująco Lexa, której stanąć na równe nogi pomagali Aureolus i Thora. Wojowniczka wspierając się z obydwu stron na barkach towarzyszy, poczyniła pierwsze kroki.
- Ja idę się składać do kupy, a wy sobie mierzcie długość waszych małych kutasów. Może któryś wyjdzie poza swe minimum - zachrypła łypiąc na nich złośliwie i w podobnym tonie się uśmiechając. Kiedy udało jej się minąć grupę, rzuciła na odchodne - Imperialne cioty - zaniosła się słabym śmiechem znikając w korytarzu.

Thora wróciła po chwili, gdy upewniła się, że siostra leży wygodnie i bezpiecznie. Zebrała swoich ludzi i rozejrzała dookoła, spokojnie zakładając ręce na piersi. Za nią niczym wielka góra stał Ulfir, a nieco dalej Stepan, podkręcający wąsa.
- Thora na to, że ona uważa, że to ona powinna przewodzić - rzekła podejmując ton Betholda maga. Młoda dziewczyna wyprostowała się na całą wysokość - Ma doświadczenie, ma ludzi i zna Lustrię, zna się na astronomii i mapach. - Wyliczając rozglądała się po reszcie. Na koniec nieco weselej dodała:
- I ma zero ran. - Wyszczerzyła ostre zęby niczym wilczyca z Północy, by rzucić poważniej: - Ci, co za mną pływają wiedzą, że za lojalność odpłacam lojalnością, a za zdradę - zgrzytnęła głośno, unosząc zaciśniętą do białości pięść - składam Hell w ofierze. Co rzekniecie? - potoczyła wzrokiem po towarzyszach.

- A więc postanowione. - Przytaknął Wolfgang. - Przynajmniej to mamy już z głowy.

-Tak jest, pójdziemy za młodą wilczycą! - Dodał Berthold, śmiejąc się gardłowo.
- Sprawdźmy teraz czy Harkon miał tu jakieś statki.

Erwin patrzył na wszystkich po kolei po czym wreszcie przemówił.
- No to chyba wybrane.- Stwierdził tym samym rezygnując ze swojej kandydatury.
Odszedł od reszty ku miejscu odpoczynku Lexy. Nie wchodził tylko nasłuchiwał to jej to kompanów.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline