Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-09-2017, 23:03   #61
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację

Walka z Wampirami - Berthold

Zwycięstwo bez strat własnych nad Wampirzym Władcą Harkonem, będące przecież wspaniałym darem od losu, wprawiło odkrywców w zbyt wielką pewność siebie. Kiedy Berthold odkrył w sarkofagu wampira, z kolejnych w mgnieniu oka wyskoczyło jeszcze kilka, a wydarzenia toczyły się z przerażającą, okrutną szybkością. Berthold, słysząć okrzyki kompanów nawołujące do przegrupowania, wycofał się prowadzącego do komnaty korytarza. Jeden z wojowników Harkona skoczył na niego, jego wypełniony kłami pysk wykrzywiony w krwiożerczym, nieludzkim grymasie. Wielki miecz szczęśliwie przeciął tylko płaszcz Bertholda. Lecz jego towarzyszom szło gorzej - straszliwa szarża wampirów powaliła Sylvaina i Weddiena, a odcięta głowa Eomunda, z obliczem zastygłym w wyrazie zaskoczenia, potoczyła się przez komnatę. Przynajmniej na dziką, niepokonaną Lexę mogli jak zawsze liczyć - z przeszywającym okrzykiem przebiła na wylot jednego z wampirów, a ognista moc Wolfganga zapaliła kolejnego.

Oprócz budzących się wampirów do komnaty wdarły się też mumie, o których słyszał że nawiedzają upiorne grobowce Khemri. Medyk, Erwin, a nawet Thora nawoływali do wycofania się, ale wampiry próbowały im to uniemożliwić. Wolfgang i Orrgar padli. Bursztynowy mag, któremu udało się wycofać z komnaty, przywołał całą moc swojego Wiatru. Chmara widmowych kruków opadła na nieumarłych, dziobiąc bezlitośnie ich plugawe ciała. Zauważył wybuch bomby, chyba Erwin ją rzucił. Eksplozja płomieni pochłonęła dwie mumie, a jeden z wampirów zawył płonąć. Ze zgrozą zauważył, że mumie oddzieliły walczącą jak demon Lexę od reszty towarzyszy. Padł też Erwin z rozprutym brzuchem.

Czując jak jego serce przepełnia dzika furia, Berthold przywołał kolejną chmarę kruków, które rozerwały na strzępy bandaże pozostałych mumii, powalając je. Pozostali przy życiu ciągnąc rannych wycofali się do poprzedniej komnaty, zaś Borridim, nie tracący głowy, zapalił olej, odgradzając ich od wampirów ścianą ognia. Krasnoludy wypiły przekazane im przez Aureolusa mikstury i wydawały się odzyskać siły, niezłomne jak przystało na przedstawicieli ich ludu. Z niepokojem czekali aż ogień zgaśnie i pojawi się pragnący ich krwi wróg...

- Utrzymać pozycje! - Krzyknął baron, widząc biegnące po schodach wampiry. - Nie cofniecie się przed wrogiem! Wyślijcie te pomioty z powrotem do piekieł lub zgińcie próbując.

Bertholdowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Natchnął serca kompanów dzikością Ghur, by bez lęku mogli pomścić kompanów i stawić czoła nieumarłym plugastwom, wrogom samego życia. Sam zmienił się w potężnego niedźwiedzia i z rykiem ruszył do schodów, by zasłonić drogę nacierającym potworom. http://www.imgion.com/images/01/angr...ng-its-jaw.jpg

Obok niego stanęły krasnoludy, Borriddim z toporem, Brokk z mlotem, na którym widział pulsującą mocą runę, obaj niewzruszenie trzymający tarczę, niczym kamienna opoka. Thora, chcąca pomścić siostrę, rzuciła się na wrogów z toporem.

Jeden z wampirów rzucił się z krwiożerczą furią na Barona i zanim ktoś z pozostałych zdążył zareagować, Kratengorg upadł na ziemię, strumień krwi wyplywał z jego śmiertelnych ran. Lecz zaraz został pomszczony. Rzucona przez medyka pochodnia podpaliła rozlany na szczycie schodów olej, dwa wampiry zaczęły wyjąc wić się w płomieniach, a następnie padły, by już nigdy więcej nie powstać.

- Dosyć tego! - Krzyknął w reikspielu odcięty od swych towarzyszy wampir. - Zabierzcie swoich rannych i wynoście się stąd, albo zabiorę jeszcze kilku z was ze sobą w zaświaty! - Powiedział, przyjmując defensywną postawę. Gotów był kontynuować walkę, ale miał też nadzieję, że intruzi skorzystają z propozycji i zdecydują się wycofać.

- A… kij… ci… w oko… zdechlaku! - Odpowiedział Borriddim metodycznie tłukąc nieumarłego toporem. Ogarnięci furią marynarze Thory rozerwali krwiopijcę na strzępy.

Pozostałe wampiry wycofały się do swojej komnaty, po chwili gdy ogień nieco przygasł, niedźwiedź-Berthold wraz z krasnoludami i Thorą, żądni zemsty za śmierć towarzyszy, rzucili się za nimi w pogoń. Jeden z nieumarłych wojowników stanął Bertholdowi na drodze, siekąc niedźwiedzią skórę mieczem do krwi. Przemieniony czarodziej zawył z bólu zwierzęcym rykiem, lecz nie zaprzestał natarcia, niedźwiedzia żywotność była większa niż jego własna, a ciosy mocarnych łap wepchnęły wampira do komnaty. Borridim i Brokk dopadli ostatnie dwa wampiry, które padły pod ich bezlitosnymi ciosami. Komnatę pełną zmasakrowanych i nadpalonych zwłok spowiła nagle cisza....
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 13-09-2017 o 23:19.
Lord Melkor jest offline  
Stary 14-09-2017, 16:05   #62
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Praca zbiorowa

Pochówek i wybór nowego dowódcy.

Thora skinęła i mamrocząc uspokajające słowa norskiej piosenki, zaczęła nacierać Lexę lekiem. Starała się przy tym zasłaniać siostrę samą sobą gdy przeszukiwała jej ciało w poszukiwaniu dalszych ugryzień. Wcierała specyfik drżącymi palcami, ani przez chwilę nie dopuszczając opcji by Lexa stała się jedną z dzieci ciemności. Przysięgła sobie, że jeśli ten medyk coś spieprzył, gorzko tego pożałuje.

- Łaskoczesz mnie tym gównem. Co to za syf? Śmierdzi.- zamarudziła wojownicza Norsmenka przyglądając się Thorze. Widziała już znacznie lepiej, ale wciąż nie potrafiła skupić uwagi na takich szczegółach jak chociażby mimika twarzy, bo ta jej się rozmywała.
- Valdin złączył mnie z ojcem. Widziałam go. - powiedziała niegłośno, spokojnym tonem głosu, w rodzimym języku.
- Powiedział, że będę kimś ważnym. Osobą, która będzie miała na coś wpływ, stanę się kimś tak istotnym, że póki co nikt nawet nie potrafi sobie tego wyobrazić. Powiedział, że nikt jeszcze o tym nie wie. - Jej słowa były spokojne i ciche, słabe acz wypowiadane z fascynacją. W końcu przeżyła coś, co powinno ją zabić, a przynajmniej ona tak to widziała. Poczuła się naprawdę ważnym elementem tej wyprawy.

- Dla… - Thora zaczęła chcąc upewnić się czemu akurat teraz miałby się objawiać Lexie ojciec. Czy wojowniczka miała jeszcze inne dary?
- Skoro tak mówił, to tak będzie. Musisz tylko odpocząć i pozwolić się wyleczyć medykowi. Nabrać sił przed tymi ważnymi wydarzeniami. - dodała biorąc Lexę pod wlos by leżała spokojnie.

- Wielu zginęło? O czymś mi nie mówisz? - dopytała po chwili. Nawet lekko się zdenerwowała, bo nie wiedziała, czyją śmierć przed nią siostra ukryła.
- Ten stuknięty inżynier, on żyje? Rewolwerowiec? Słyszałam Bertholda i czułam doktora, ale innych nie jestem pewna.

- Żyje, żyje Twój piękniś - Thora przytrzymała wojowniczkę na miejscu widząc rosnącą irytację- kilkoro padło w walce. - dodała bojąc się, że Lexa zacznie wstawać - Elf, Orrgar, ten chudy łucznik - nie dała rady wypowiedzieć imienia Eomunda - i baron. Reszta ranna ale nic powaźnego by medyk nie mógl im pomóc. Wyjdą z tego.

Lexa kiwnęła posłusznie głową, na znak, że rozumie.
- On nie jest mój. - Skorygowała wojowniczka bez cienia złości.
Ciągle próbowała się podnieść, ale i tak nic jej z tego nie wychodziło. Przy którejś próbuje zaśmiała się na głos.
- Coraz silniejsza się stajesz, siostrzyczko - wyszczerzyła się z rozbawienia. Wiedziała, że to ona jest słabsza, a nie Thora nabrała krzepy, jednak w tę stronę słowa nie przechodziły jej przez gardło.
- Z każdym krokiem tej wyprawy! - zaśmiała się młodsza z sióstr - No już… leż spokojnie! - zmarszczyła groźnie brwi. Lexa kiwnęła głową. Nie ruszała się, jedynie przecierała co chwila oczy, aby odzyskać ostrość widzenia.
- Jak będą mnie potrzebować to powiedz, wyniosę kogo trzeba. A potem poszukajmy pokoju do odpoczynku, albo obóz rozbijmy na zewnątrz. Wcześniejsze rany mi się otworzyły, czuję jak krew spływa pod zbroją. - powiedziała już na sam koniec i czekała aż wszystko się ustabilizuje.
- Ty się już o nic nie martw. Zajmę się wszystkim. - zamruczała Thora w rodzimym języku.




Khazad rozejrzał się po pobojowisku. Bój był ciężki i choć wygrali to jednak zawiedli. Nie uchronili od śmierci swojego mocodawcy. Brokk skinięciem odpowiedział na gest rodaka. Borriddim był nieustępliwy i twardy. Zaszczytem było walczyć u jego boku. Orrgar Arrgrinsson spełnił natomiast swoją powinność i udał się na spotkanie z duchami przodków. To była dobra śmierć, poległ w boju i odzyskał honor, przywrócił dobre imię swojemu klanowi. Mistrz Run oczywiście bez słowa pomógł odsunąć płytę i uwolnić Lexę. Na jej dalsze zachowanie chwilowo nie zwracał uwagi.
Nim ruszyli do plądrowania zdobytej świątyni Brokk zastanawiał się nad właściwą formą pochówku.
Przenoszenie ciał rodaka do rodzinnej twierdzy było nie możliwe, nie należało chować poległych w błotnistej, rozmokłej ziemi jaka była na wyspie. Były dwa rozwiązania; spalić ciała wszystkich poległych, albo złożyć je w jednym z sarkofagów. Dzięki temu mógłby wykonać krótką runiczną inskrypcję z ich imionami na grobie. Problemem pozostawało takie zapieczętowanie grobowca, aby jaszczury się potem do niego nie dobrały.

Po uwolnieniu Norsmenki Borriddim ruszył w kierunku trucheł wampirów. Nie zatrzymał się, aż każde z ciał krwiopijców pozbawione zostało głowy. Same czerepy wrzucił tam, gdzie jeszcze przed kilkoma chwilami uwięziona była Harpia.
- Trzeba spalić to skurwysyństwo… - rzekł, gdy skończył tę makabryczną pracę.

Przyszła kolej na mniej radosny obowiązek. Podszedł do skąpanego we krwi własnej i swoich wrogów ciała Białobrodego. Stał tak w milczeniu i z kamiennym wyrazem twarzy przez dłuższą chwilę wpatrzony w zwłoki krasnoluda.
- Znalazł swoje przeznaczenie. - Powiedział na głos to, co zapewne myślał także stojący obok kowal run. - Dzielnie walczył i poległ chwalebną śmiercią. Zapamiętamy go jako tego, który brał udział w ostatniej walce Harkona, jego smoka i jego plugawych sług. Niech Gazul przygotuje mu należne miejsce wśród przodków, a sale Grungniego stoją przed nim otworem. Póki żyjemy będziemy świadkami twej chwalebnej śmierci. - W połowie wypowiedzi Dorgundsson nieświadomie zaczął mówić w zgrzytliwym języku górskiego ludu, ale jego niecodziennie uniesiony głos nie pozostawiał wątpliwości co do charakteru jego słów.

- Połóżmy go tutaj. - Powrócił do staroświatowego wskazując na najbliższy sarkofag, którego płyta była jedynie częściowo odsunięta. - Nie godzi się, żeby leżał wśród tego nieumarłego ścierwa. - Borriddim podniósł niespodziewanie ciężkie ciało Orrgara i zarzucił sobie na plecy. Otrzymane niedawno rany zapiekły bólem, a krew zaczęła płynąć z nową siłą, ale wytrzymał. Z niemałym wysiłkiem położył Zabójcę na pokrywie sarkofagu, a dłonie martwego khazada zaplótł na stylisku jego topora.
- Jeśli wampiry powrócą albo jaszczury zechcą odzyskać to miejsce, to jego szczątki mogą zostać zbezczeszczone. - Powiedział do Brokka. - Zbudujmy stos gdzieś z dala od tych przeklętych sal, choćby na powierzchni.

- Nie dla niego jednego … - burknęła Thora i ruchem głowy zagoniła swoich ludzi do pomocy przy wynoszeniu zwłok. Nie chciała być tą, która zbiera to, co pozostało z Eomunda.

Brokk przyznał rację rodakowi i zabrał się do pracy. Stosy, który khazad chciał zbudować miały formę prostopadłościanu. Stos zbudowany z na przemian poprzecznie i podłużnie ułożonych belek drewna miedzy którymi kładziono drobniejsze kawałki drewna, gałęzi, chrustu. Szeroki i długi na tyle, aby był to jeden wspólny stos dla zabójcy, mocodawcy i reszty poległych towarzyszy. Wysoki nie bardziej niż 1,5m z takie drewna jakie było dostępne. Zajęty pracą nie brał udziału w wyborze nad dowódcą, gdy jednak wraz z Borriddimem ukończył budowę stosu można było wynieść ciała i oddać im należny szacunek. Martwe ścierwa ich wrogów mogą potem spłonąć choćby w błocie.



Berthold widząc ciężki stan grupy spoważniał:
- Nie jestem z waszego ludu ale w pełni się z Tobą zgadzam Boriddimie. Zabójca na pewno odzyskał swój honor i może zająć należne miejsce u boku przodków. Trzeba go godnie pochować, podobnie Barona i pozostałych.
Poruszył nosem jak gdyby węsząc, patrząc podejrzliwie na drzwi:
- Oby więcej plugastwa tu nie było bo trochę nam krwi upuściły- zaczął bandażować krwawiącą ranę na udzie. Rudy podbiegł skomląc, próbując lizać ranę swojego Pana.
-Chociaż jak Lexa dojdzie do siebie to możemy dalej polować na krwiopijców, Ty też im Wolfgang nieźle popalić dałeś - wyszczerzył się.

- A tam pierdolisz. - Odpowiedział Wolfgang. - Powalili mnie nim zdążyłem się dobrze rozgrzać. A czy więcej ich tu siedzi? Te odgłosy walki obudziłyby umarłego, więc raczej wszystko co miało się zlecieć, już się zleciało. No chyba że gdzieś w podziemiach, albo dalej w mieście. Trzeba być czujnym tak czy inaczej. - Pokiwał głową oceniając stan grupy. - Ale może przynajmniej jaszczurze dupy będą wdzięczne żeśmy wybili to, czego oni nie mogli ruszyć od dawna.

- Kto dowodzi po śmierci barona? - Sylvain wtrącił się w rozmowę, nadal kręciło mu się w głowie i czuł się słabo, ale niektóre pytania nie dawały mu spokoju.

- Dobre pytanie. - Odpowiedział Wolfgang. - A czy w ogóle potrzebuje kogoś, kto będzie mi mówił gdzie i jak mam iść? I tak wydaje mi się że mamy wspólny cel. Dopaść tego zdradzieckiego, kurwiego syna i możliwie nie dać się po drodze zabić. Czyż nie?

Sylvain uśmiechnął się.
- Zgadzam się z tobą w pełni, jednak sęk w tym, że grupa potrzebuje przywódcy… Inaczej w jej działanie wdziera się chaos… Uwierz mi, że najchętniej rozwaliłbym tego skurwiela już teraz i rozpruł mu flaki w najbardziej bolesny sposób, ale musimy się zreorganizować - Skrzywił się lekko z bólu po otrzymanych obrażeniach.

- Jak na ironię, bez Barona to pewnie chętnie by nas wynajął za udział w łupach. Zawodowcy mu się mogą przydać. I o ile zwykle byłaby to kwestia do rozważenia, to nie mam ochoty służyć pod kimś, kto zostawia swoich ludzi na pewną śmierć. Ale że on o tym nie wie, możemy to wykorzystać - dodał “na później” medyk.
- Ale co do celu, to tym się różnimy od Orrgara, że chcemy czegoś więcej niż tylko walki. Wypadałoby jeszcze wrócić do domów. Na przywódcę wypadałoby więc wybrać kogoś za kim pójdą marynarze i żołnierze. W dziewięciu, nawet jeśli doliczymy marynarzy Barona, to możemy łódź ukraść, a nie statkiem manewrować.

- Przypuszczam, że marynarze teraz podążą za każdym, kto zaproponuje jakiś sposób opuszczenia wyspy - Rzucił - Po prostu trzeba nimi pokierować. Musimy wybrać kogoś na kozła ofiarnego - Uśmiechnął się pod nosem.

- Miałem na myśli ludzi Cassiniego. - Uściślił medyk.

- Nie będzie układów z Cassinim, jego los będzie przestrogą dla innych skurwysynów zdrajców. A co do przywódcy..kto chce nim być? Thora jest kapitanem swego statku, marynarze za nią chyba najprędzej pójdą…
-wtrącił Berthold.

- Na statku dowodzi jego kapitan. W walce ten co najlepiej zna się na taktyce i dowodzeniu, więc może niech to ten teraz nami “przewodzi”? - Wolfgang wypowiedział ostatnie słowo nieco kpiąco, ale całkiem poważnie spojrzał na Erwina. - Wyglądasz na takiego co się na tym zna, piszesz się? Choć nie do końca rozumiem na czym to przywództwo miało by polegać. - Wzruszył ramionami.


Po jakimś czasie gdy zaczęto rozmowy inżynier siedział i oglądał broń po Baronie. Sprawdził jego kieszenie w poszukiwaniu jakiś papierów czy innych podpowiedzi. W końcu usłyszał pytanie Wolfganga.
- Ja?- Pytanie wywarło na nim taki szok, że przez chwilę zapomniał o ranie.
- Nie znam się na dowodzeniu ludźmi.- Skrzywił się w grymasie bólu.
- Najwyżej w ich zabijaniu.- Dodał przez zęby.

Sylvain uśmiechnął się.
- Z tego co wiem zamierzamy zabić przynajmniej jednego… Więc moim zdaniem się nadasz.
Inżynier skrzywił się na taką propozycję i popatrzył po reszcie szukając innych kandydatur.

Berthold spojrzał na Erwina sceptycznie, przekrzywiając głowę.
-Szlachetka ma dowodzić? A co na to Thora i Lexa?
Erwin tylko podniósł brew. Po chwili szukał norsmenek.

- Niech większość ustali kogo jest w stanie słuchać i komu ufać - Wysapała rozkazująco Lexa, której stanąć na równe nogi pomagali Aureolus i Thora. Wojowniczka wspierając się z obydwu stron na barkach towarzyszy, poczyniła pierwsze kroki.
- Ja idę się składać do kupy, a wy sobie mierzcie długość waszych małych kutasów. Może któryś wyjdzie poza swe minimum - zachrypła łypiąc na nich złośliwie i w podobnym tonie się uśmiechając. Kiedy udało jej się minąć grupę, rzuciła na odchodne - Imperialne cioty - zaniosła się słabym śmiechem znikając w korytarzu.

Thora wróciła po chwili, gdy upewniła się, że siostra leży wygodnie i bezpiecznie. Zebrała swoich ludzi i rozejrzała dookoła, spokojnie zakładając ręce na piersi. Za nią niczym wielka góra stał Ulfir, a nieco dalej Stepan, podkręcający wąsa.
- Thora na to, że ona uważa, że to ona powinna przewodzić - rzekła podejmując ton Betholda maga. Młoda dziewczyna wyprostowała się na całą wysokość - Ma doświadczenie, ma ludzi i zna Lustrię, zna się na astronomii i mapach. - Wyliczając rozglądała się po reszcie. Na koniec nieco weselej dodała:
- I ma zero ran. - Wyszczerzyła ostre zęby niczym wilczyca z Północy, by rzucić poważniej: - Ci, co za mną pływają wiedzą, że za lojalność odpłacam lojalnością, a za zdradę - zgrzytnęła głośno, unosząc zaciśniętą do białości pięść - składam Hell w ofierze. Co rzekniecie? - potoczyła wzrokiem po towarzyszach.

- A więc postanowione. - Przytaknął Wolfgang. - Przynajmniej to mamy już z głowy.

-Tak jest, pójdziemy za młodą wilczycą! - Dodał Berthold, śmiejąc się gardłowo.
- Sprawdźmy teraz czy Harkon miał tu jakieś statki.

Erwin patrzył na wszystkich po kolei po czym wreszcie przemówił.
- No to chyba wybrane.- Stwierdził tym samym rezygnując ze swojej kandydatury.
Odszedł od reszty ku miejscu odpoczynku Lexy. Nie wchodził tylko nasłuchiwał to jej to kompanów.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline  
Stary 14-09-2017, 19:30   #63
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Następny dzień
Thora & Lexa

Gdy tylko drzwi się otworzyły, Lexa natychmiast się przebudziła. Nawet w takim stanie upadku zdrowotnego była wciąż czujna. Sięgnęła po leżący blisko miecz i uniosła się gwałtownie. Widząc jednak Thore szybko złagodniała, odkładając broń. Nie miała jednak siły by wstawać.
- To ty… masz inny chód niż kiedyś - stwierdziła wierząc w swoje słowa, choć prawda była taka, że jej zmysły podupadaly i po prostu nie dała rady rozpoznać - Wszystko dobrze z tobą? Nie ucierpiałaś na pewno, czy tylko udajesz bym się nie martwiła? - spytała kiedy siostra była już bliżej i mogła na nią patrzeć z leżącej pozycji.

- Zgupłaś od ran - fuknęła Thora szorstko. Nie wiedziała jak inaczej podtrzymać siostrę na duchu. Podejrzewała, że jej łzy i rozklejenie się w niczym by Lexie nie pomogły, więc przejęła rolę tej twardszej. - Nic mi nie jest. Dzięki Tobie - dodała ciszej i nieco łagodniej. Usiadła przy siostrze biorąc tak dotąd mocarną i nienaturalnie zimną dłoń Lexy w swoje podjęła zdecydowany ton wiedzącej:
- Aureolus mówi, że będzie dobrze. Jeśli coś Ci trzeba, to mów. - pocieszała ranną koślawo. - Ulfir i reszta zdobędą cokolwiek trzeba. - uśmiechnęła się do Lexy surowo odsuwając blond kosmyki z jej twarzy.

Lexa pokręciła głową przecząco
- Nic mi nie trzeba, niedługo ruszymy dalej. - odparła z pewnością - Medyk z gorszych gówien mnie wyciągał, to tutaj to nic, tylko głowa trochę… Ale już widzę normalnie. - wysiliła się na uśmiech, choć ten był tylko nikłym cieniem.
- Najważniejsze, że tobie nic nie jest i medyk cały. On jest istotny, jak sama zauważyłaś. Trzeba go osłaniać. - Lexa uniosła się lekko na posłaniu i sięgnęła do swojego plecaka. Grzebiąc w nim z trudem wyciągnęła kastet i założyła na lewą dłoń. Ścisnęła kilka razy jakby testując, po czym z powrotem spojrzała na Thorę.
- Mapy rysujesz?

Zaskoczyła tym pytaniem dziewczynę:
- Noooo tak. Na morzu się przydają - palnęła głupowato nieco zbita z pantałyku - Na lądzie też - dodała zatem szybko obserwując poczynania Lexy - Teraz w zasadzie mogłabym popracować. - zakręciła się na kraju łoża wciskając się nieco bliżej siostry. Korciło ją jedno pytanie ale bała się naruszyć spokój chorej. Wyłamała tylko palce aż kłykcie chrupnęły.

W końcu się odważyła:
- Mówiłaś, że widziałaś ojca… - urwała - … zły był?
- Nie
- odpowiedziała szybko, nie musząc zastanawiać się długo - A powinien?
Thora zasępiła się na chwilę rozważając pytanie. Jeśli ojciec objawił się Lexie czy to znaczy, że martwym jest? Czy to było jego z nią pożegnanie? Posmutniała i pozazdrościła wojowcznice, sama odczuwając tęsknotę za tatą i resztą rodziny. Natychmiast się też ofuknęła. Przecież to mogły być zwidy po ukąszeniu. Albo jaka zła magia tego miejsca.
- Nie. - odparła krótko - Ale jeśli tak przepowiedział jak mówiłaś, to tak będzie. - dodała przekonana. Niezależnie od wyników, Lexa była jej bohaterką.

- Chciałabym by tu był - wyznała cicho zaciskając rękę na kastecie i wbijając w niego spojrzenie - Chcę wrócić z tobą do Norski… Tylko, chyba, trochę się lękam. No wiesz, że go nie zadowole. To uczucie długo trzymało mnie jak najdalej od domu. Zadowolona jestem, że udało mi się ciebie obronić. Ale chcę nauczyć cię walczyć lepiej. Abym nie musiała tak się zadręczać. Wiesz? - jej ton głosu był nostalgiczny, a wzrok wciąż skupiony na ręce.

Thora zbaraniała. Nie sądziła, że jej siostra mogłaby się lękać czegokolwiek.
No ale ojciec to ojciec…
Sapnęła cicho.

- Nie musisz się zadręczać. Ja radzę sobie. Sama do kapitańskiego mostka doszłam na obczyźnie. - naburmuszyła się młódka - A lękać się ojca nie musisz. Przywita Cię z radością. I dumny będzie, żeś sławą siebie i imię jego okryła.

- Tak, pewnie tak jest
- mruknęła Lexa jakby zupełnie oderwana od rzeczywistości, tak jakby myślami i umysłem była w zupełnie innym miejscu - Z ciebie też byłby zadowolony. Ja jestem.

- Odpocznij, Lexo.
- Thora poczuła gulę w gardle. - Jestem tutaj.
Dziewczyna poprawiła skóry i okrycia na siostrze, otulając ją czule. Siedziała zamyślona przez kilka chwil, odpychając smutek i obawy. W myślach zaczęła planować ich powrót do Norski.

Przez dłuższą chwilę między siostrami nastała cisza. Siedziały blisko siebie i nic nie mówiły, obydwie pogrążone we własnych myślach. Lexa wbrew pozorom nie była taka głupia i miała nieodparte wrażenie, że coś jest nie w porządku. Jej wzrok utkwiony był w drzwiach, jakby ciekawa tego, kto tym razem przyjdzie.
- Coś jest nie tak, prawda? Chodzicie wokół mnie jakbym miała zaraz zdechnąć… Z drugiej strony Erwin ciągle tak się mendzi wokół mnie... - zaśmiała się słabo, a śmiech przerodził się w krótki napad kaszlu. Zasłoniła usta dłonią, którą szybko zabrała i schowała pod koc. Wytarła krew o spodnie.
- Rozmawiałaś z nim? Z Liusem? Mówią coś? - Lexa zamyśliła się na chwilę tylko, po czym wyszczerzyła szeroko w największym uśmiechu. Szturchnęła Thorę łokciem - Ty, dawaj gorzałę, póki ich nie ma! - zachichotała ochryple.

- No a jak nam nie chodzić? Koło własnej siostry? Oszalałaś? - fuknęła Thora - Koło wszystkich biega ten Lius, ma pełne ręce roboty. Więc mu nie dokładaj głupimi pomysłami!

- Mówił ale niewiele ponadto co i Tobie. Masz odpoczywać i dać żebrom się zrosnąć. Ot cała tajemnica.
- na słowa o piciu uśmiechnęła się też - Czekaj. - oczy zaskrzyły jej wesoło - Zawołam Ulfira. Tylko ani się rusz!

Thora ruszyła ku drzwiom i przywołała Ulfira gestem przez wąską szparę w drzwiach. Potężny mężczyzna zasłonił przejście i odgrodził je od oczu pozostałych. Thora wysunęła się do progu by cicho zacząć szeptać z kompanem.

Po kilku chwilach odwróciła się trzymając niewielką butelczynę i dwa kielichy, najwidoczniej zdobyczne.

- Patrz co znaleźli! - pokazała siostrze jeden z nich, drugi odstawiając na ziemię i odkorkowując butelczynę - Będziemy piły jak królowe! - uśmiechnęła się do siostry i powoli nalała nieco gorzałki do kielicha. Podała siostrze napełniony i sięgnęła po drugi. Nalała sobie też nieco trunku.
- Skål! Za ojca! - uniosła kielich w górę i przytknęła do ust by łyknąć ostrej wódy.

Lexa niemrawo machnęła kielichem i na raz przechyliła jego zawartość. W gardle przyjemnie zapiekło kiedy płyn rozchodził się po ciepłotą po ciele. Blondynce od razu poprawił się humor, zapewne jednej jak i drugiej. Ucieszyła się, że to Thora z rana do niej zawitała i mogły, być może ostatni raz, zachlać mordy. Lexa bowiem przeczuwała, że jest z nią źle, Aureolus nigdy tak się o nią nie martwił, jak teraz. Mimo to zachowała dobrą minę do złej gry i akurat na pierwszym miejscu przyjemności przed śmiercią było chlanie, a potem ruchanie. Niestety z tym drugim aktualnie miała większy problem, bo w jej definicji musiał to być czysty akt pozbawiony uczuć, a póki co nie potrafiła do tego odnaleźć odpowiedniej osoby. W dodatku wyglądała jakby miała wykitować za pięć minut, więc kto by ryzykował wkładanie w nią swojego kija? O dziwo te myśli jedynie ją rozbawiły. Tak jak odtrącała kiedyś chłopów swoim zachowaniem, tak teraz również wyglądem.

- Chyba fajny ten Ulfir, co? Niby norski chłop, ale jakiś taki inny. Gdy ja dojrzała byłam, to same kutasy się pałętały, dla nich to nic warta nie byłaś i wszystko, co potrafiłaś, było warte tyle, co zdechła na zarazę koza. - Lexa wyciągnęła łapę z kielichem po dolewkę. Jedna myśl to jedna kolejka, tak być musiało. I tak mord nie zachleją, a jedynie miło czas spędzą. Za słabe i za mało, a żeby się napruć w trzy dupy.

- Polegać na nim można. Wsparcie daje nie jeno w boju, choć jak każdy chłop humory swoje miewa.

- Nie wiem Thoro, czy słyszałaś… Bo niestety nie każdy wie, choć hucznie o tym było. Jak na arenie walczyłam, wiesz może?

Siostra zaprzeczyła bez słów, dolewając nieco gorzałki do kielicha Lexy. Niewiele, ledwie na łyk.

- To dawno było, cztery rozkwity temu może? Wtedy Liusa poznałam, matoł był z niego, ale uratował mi życie. Pierwszy raz ktoś uratował mi życie… - pokręciła głową i westchnęła uśmiechając się lekko na to nieprzyjemne i zarazem przyjemne wspomnienie. Odsłoniła brzuch pokazując ogromną, paskudną bliznę a młodsza z blondynek pochyliła się by przyjrzeć się dokładniej - Grzebał mi tutaj. Jedyny chłop, który wszedł tak głęboko, huehue - zaśmiała się krótko - Zdechłabym, gdyby nie on. I wiesz co? Wiem jak się czuje ktoś, kto zdycha. - wychyliła drugi kieliszek i zerknęła w stronę drzwi jakby myśląc, że wspomniana przez nią osoba zaraz się tam pojawi.
- A tam zdycha… - Thora ponownie uniosła kielich - … nie zdechniesz. Ojca się słuchaj. - znowu uderzyła w czułą strunę - Mówił, że będziesz kimś wielkim. Sama mi to rzekłaś. Martwi nie mają takich szans. A to znaczy, że i teraz wykaraskasz się i z tych opałów. A teraz leż sobie jak królowa i opowiedz mi jeszcze o swoich przygodach. - Thora podsunęła się - Jak gladiatorką byłaś iluś ubiła? Wielkie bogactwa miałaś?

- Wielu, bardzo wielu…
- odparła Lexa w zamyśleniu - Płaca nędzna, ryzyko ogromne. Lubiłam to, choć czułam się jak prostaczka. Ledwie na gorzałę starczało, strawę zimną nam dawali, papki w sumie. Nie dbali o nas, bo na miejsce nasze wielu chętnych było - wróciła wspomnieniami wypijając nową porcję alkoholu

- To po coś tam siedziała? Wolna byłaś… - młódka zdziwowała się mocno - Imię zawsze można rozsławić na inne sposoby. Winnaś komuś co była?
- Dzięki temu czułam, że żyję. Później inna okazja się przydarzyła.
- zrobiła przerwę na nabranie powietrza, miała wrażenie, że brakuje jej tlenu. Po chwili jednak kontynuowała - Mimo wszystko dobrze wspominam ten czas, uciekając z Norski nie miałam nic prócz garści monet, które okazały się być gówno warte w Imperium. Nie miałam żadnego wyboru, zaczynałam wszystko od zera, samodzielnie, bez nikogo, nie rozumiejąc nawet do końca ich języka, nie potrafiąc poprawnie skleić jednego zdania. Dukałam, nie wiedziałam kiedy ktoś mnie chwali a kiedy obraża, nauczyłam się więc rozpoznawać to po mimice, jednakże to często było mylne. Nie raz przydzwoniłam komuś, bo myślałam, że mnie poniża - zaśmiała się na samo wspomnienie.
- Walczyłam długi czas, rozpoznawano mnie... Ale chyba przeminęłam. Potem Ostland przyniósł większą sławę, gdy pokonaliśmy zwierzochujów i demony. Nie wiedziałam wcześniej, że ojciec mierzy się z takimi siłami, ogrom Chaosu potrafi zadziwić, wierz mi siostro… Z tego wszystkiego najgorsza chyba była samotność. Nie móc się odezwać i zaufać. Lius to pierwsza osoba z okolic Imperium, której wierzyłam. Nigdy mu nie zapłaciłam za pomoc, a przecież po to się uczył, tak jak ja walczyć, prawda? Myślę, że traktował mnie jak swoje trofeum, jak osobę, na której można trenować - uśmiechnęła się pod nosem, a głowa pomału jej opadała - Ufaj mu, tak jak ja mu ufam. - Lexa zamyśliła się na chwilę trawiąc własne słowa i myśli. Kołysała się ze zmęczenia, jednak starała się zwalczać senność, która nagle i niespodziewanie ją dorwała.

- Naprawdę myślisz, że będę kimś ważnym? To może mieć wiele znaczeń, mądrzejsza jesteś - Lexa przekręciła się na bok, aby spojrzeć na siostrę - Co o tym myślisz? Ważna dla świata czy dla kogoś? A może jeszcze coś innego?

Thora wydęła usta rozmyślając przez chwilę:
- Pamiętasz co on dokładnie rzekł? Bo w takich wizjach, jak u vitek, to każde słóweczko istotne. - dziewczyna podciągnęła kolana pod brodę, przyglądając się Lexie.
- Że jestem ważna, tylko oni jeszcze o tym nie wiedzą - wzruszyła ramionami Lexa. Ziewnęła nie zakrywając ust i podsunęła kieliszek Thorze, sugerując by napełniła. - No i tatko powiedział, by go oczekiwać, że po skarb przybędzie.

Siostra rozlała pozostały alkohol:
- No to może przyjdzie po Ciebie? Skarb to Ty, a każdy skarb jest ważny. Tylko kto to ci oni? - gdybała Thora wychylając gorzałkę i potrząsając kielichem by wydostać ostatnie krople napitku.
- Ja myślę, żeśmy obydwie jak wielkie skrzynie z bogactwem - Lexa poczuła jak zamykają jej się oczy. Oddychała spokojnie acz płytko. Jej słabe serce biło niespiesznie. Nie zdążyła sięgnąć po kielich kiedy zaczęła zasypiać myśląc o tym, co jeszcze chciałaby powiedzieć siostrze. A chciała bardzo wiele. Spała jakiś czas, nie słysząc nawet, kiedy do pomieszczenia wszedł Aureolus i siedział przy niej, póki się nie obudziła.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 15-09-2017, 00:31   #64
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Aureolus & Lexa & MG

W poszukiwaniu leku

Medyk zdawał sobie sprawę, że jeśli jego najgorsze podejrzenia się sprawdzą, to nie miał więcej niż kilka dni. Wampiry nie zamknęły Lexy bez powodu. Póki co nie zdradzała żadnych oznak wampiryzmu, ale dokładne badanie ujawniło, że z każdą godziną jej siły witalne opadają. Lexa umierała, a jej coraz bledszy kolor skóry dobrze to podkreślał.
Gdy inni łupili skarby zastanawiał się co może zrobić.

Trafił do laboratorium, w którym była masa nieznanych mu płynów i substancji. Domyślił się, że nie są to lekarstwa na kaszel, jednak prawidłowa identyfikacja tych mikstur była, przynajmniej na ten moment, niemożliwa. Nie bardzo też miał na to czas…
Była tam też otwarta księga, skąd pewnie Luthor czerpał swą wiedzę w przygotowaniu mikstur, ale została spisana w starożytnym nehekarskim języku i przez to niemożliwa do odczytania. Niestety nehekarski nie był podobny do żadnego znanego mu języka, a choć szybko uczył się nowych narzeczy, to jednak nie w ciągu kilku dni mając za pomoc tylko starą księgę.

Wiedział, że samemu nie podoła odczynieniu uroku, ale wierzył że jest jakiś na to sposób. Może kluczem do tego będą znajdujący się na wyspie jaszczuroludzie… W końcu żyli tuż obok wampirów wiele lat, może któryś z szamanów zna odpowiedź.

Zostawił więc Laboratorium w spokoju i odszukał niezbędne wyposażenie. Pamiętał, że Weddien potrafił się porozumieć z jaszczurami dzięki amuletowi. Pamiętał również, że tam gdzie teraz Weddien przebywa, amulet nie jest mu potrzebny. Zabrał więc go zanim zdążył to zrobić także wyrażający zainteresowanie nim (i rozmową z jaszczurami) mag płomieni. Przez moment kusiło go by poprosić go o wspólną wyprawę, ale bał się, że poznawszy jej cel czarodziej wybierze prostsze rozwiązanie tego problemu i “oczyszczenie” Norsmenki ogniem. Mógłby liczyć na Erwina, ale ten był ranny i nie w formie, a Thora była potrzebna, by miał się kto zająć Lexą. Nie chciał też narażać nikogo innego. Jaszczuroludzie mogą być im wdzięczni, ale wdzięczność do obcych nie zawsze trwała długo i niekoniecznie przekładała się na taką pomoc jakiej oczekiwał. A wśród skarbów jakie marynarze wywlekli ze skarbca znalazł się skarb. Kostur Helstruma, nazwany tak na cześć legendarnego pierwszego Teogonisty. Nawet jeśli Jaszczuroludzie nie kojarzą samego Helstruma, sam Kostur nadal może wywrzeć wrażenie.
Pozostało tylko wyjaśnić Thorze co zamierza i co ma w tym czasie zrobić z siostrą i pożegnać się z Lexą.

Zostawił Thorze ziółka uspokajające i nasenne ze słowami, że jakby podczas jego nieobecności Lexa za bardzo wariowała albo co, to lepiej niech sobie pośpi.
- A jeśli nie zadziałają - dodał - poproś Erwina o pomoc i Lexę przywiążcie do łóżka. Jakby kto pytał: to gorączka mózgu, a medyk poszedł po zioła na lekarstwo.

***

- Jak się czujesz? - cicho zapytał Aureolus, gdy ranna się obudziła. Chwilę wcześniej zmienił Thorę, która potrzebowała chwili na swoje sprawy.
Lexa niemrawo otworzyła oczy. Postać medyka pomału klarowała się przed nią. Kobieta uniosła się lekko, aby usiąść. W odpowiedzi wzruszyła ramionami.
- Normalnie. - burknęła z wrogością zerkając na medyka - Możemy już ruszyć, czy będziemy się wylegiwać przez wiele tygodni? Nic mi nie jest. - zacisnęła lewą dłoń na założonym kastecie. Nie przyznawała się do tego, że czuje się jakby miała zaraz zdechnąć, jednak bladość jej skóry zdradzała zarazę, która ją trawiła.
~Kiedy ona zdołała założyć ten kastet? - zdumiał się medyk, pomny, że gdy ją kładł na posłaniu, nie miała go na sobie.
- Kilka dni. Inni są w jeszcze gorszym stanie niż Ty. Nie zdążyłem Ci jeszcze podziękować za osłonę podczas ataku wampirów. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że przeżyłaś. Nastraszyłaś mnie - gdy odbiliśmy tę salę, nigdzie Cię nie zauważyłem… - urwał.
- Te kurwiszcza mnie zamknęły, pewnie je kutasy swędzą! Zachciało się baby, w tym swoim pindolowym gronie, bo od zabawy mieczykami im już fiuty spuchły - zaklęła ekscytując się nadmiernie, aż jej ciśnienie skoczyło. Zaciśnięta na kastecie dłoń zbielała jeszcze bardziej. Trochę pomachała ściśniętą w pięść ręką, ale ta z braku sił szybko spoczęła ponownie na posłanie. Lexa usiadła wygodnie, na ile warunki pozwalały. W tym ruchu dało się dostrzec osłabienie, a jej twarz wykrzywiał grymas bólu - Te twoje maści śmierdzą. Pomyśl nad tym.
- Pomyślę -
obiecał. Zamyślił się przez chwilę.
- Zostawiłem Thorze i Erwinowi odpowiednie leki i instrukcje. Chciałbym, żebyś je przyjmowała. Muszę zająć się… badaniami. Wiesz, spędzimy tu tylko kilka dni i nie będę mógł zająć się Tobą przez dzień czy dwa...
- To ci pomogę.
- odparła pewnie patrząc na niego badawczo - Mówisz, że musimy tu zostać bo jakieś miernoty oberwały gorzej. Ja ci mówię, że jest ze mną dobrze. Ty nie zaprzeczasz. Więc, mogę po prostu iść i ci pomóc, żeby cię coś nie wpierdoliło, bo znając ciebie, to będziesz lazł jak pizda z nosem w trawie i wygrzebywał z kozich stolców jakieś potrzebne sprawy do cholerawie czego - Lexa pokiwała głową z uznaniem dla swojej dedukcji jak i samego pomysłu. Zaczęła rozglądać się za swoim mieczem, nie zważając na to, że kręci jej się w głowie i od szybkich ruchów zaczyna podwójnie widzieć. Aureolus postanowił szybko to uciąć:
- Znasz Nehekarski? Potrafisz czytać w dawnym dialekcie Staroświatowego? Potrafisz odróżnić hematyt od różowego kwarcu? Takim sprawom będę stawiał czoła. Najgorsze co mi grozi w laboratorium to alergia na kurz i wybuch podgrzewanej retorty, jeśli źle odmierzę proporcje. Tam będziesz dla mnie taką ochroną, jak ja dla Ciebie na polu bitwy.
Najbardziej mi pomożesz odpoczywając - wiem, że czujesz się świetnie i mogłabyś pokonać każdego z drużyny, ale po takim przywaleniu w potylicę możesz cierpieć na potężne przewlekłe migreny, a to nie jest przypadłość dla wojownika. Słucham Ciebie w sprawach walki. Posłuchaj mnie proszę w sprawach medycyny i chemii. Przez kilka dni staraj się za dużo nie ruszać i nie wychodzić na ostre światło.
- W dupie byłeś gówno widziałeś! -
zagrzmiała Norsmenka - Do tych podziemi też zeszliśmy na badania, a patrz jak to się skończyło! Poleziesz gdzieś, bo znam twoje łazęgostwo i coś cię w kutasa użre, a potem będziesz chodził jakbyś konia ujeżdżał na goło - zobrazowała swe myśli, nie znosząc jego odmowy.
- Nie usiedzisz na dupie w jednym miejscu, a jeśli tak, to się tam rozłożę z kocem i zawsze w razie co będę, by komuś przypierdolić. Rozumiem, że jestem dla ciebie za głupia i poziom inteligencji w pomieszczeniu by drastycznie zmalał, ale z tego co wiem, to nie jest zaraźliwe, więc nie zdurniejesz od mojej obecności.
- Już sprawdziłem laboratorium i bibliotekę Harkona. Ani śladu wrogów. A przy Tobie... głupieję. Myślę o... różnych rzeczach. A teraz naprawdę bardzo potrzebuję się skupić. Nie mogę sobie pozwolić na rozproszenie uwagi.
- odparł powoli. Zdziwiony tym, że nie kłamał.
Lexa ze zdziwienia uniosła brew. Zastygła w miejscu patrząc się na niego przenikliwością zielonych oczu. Milczała jakiś czas, sprawiając, że między nimi narodziła się niezręczna cisza. Nie mogła oderwać spojrzenia od jego mimiki, całej postaci. Zrobiło jej się słabo, ale że siedziała, nie było tego widać.
- Rozumiem. - odparła w końcu ze spokojem, schodząc z tonu i westchnęła głęboko. - Też mnie to drażni gdy nadchodzi zagrożenie i nie można się skupić. Przykro mi, że tak się czujesz przeze mnie. - zmarkotniała lekko przenosząc spojrzenie na zaciskany w ręku kastet.
- Przykrym bym tego nie nazwał. W żadnym wypadku. - przy wstawaniu musnął jej dłoń wciąż zaciskającą się na kastecie.
- Do zobaczenia.
- Czekaj!
- zatrzymała go nim zdążył wyjść. Uniosła głowę aby znowu móc się mu przyjrzeć.
- Obiecaj mi, że nigdzie nie będziesz łaził. Tu nie jest bezpiecznie, wiesz o tym. - ton jej głosu zdecydowanie zelżał, choć wydawał się być dziwnie drżący. Ocieplił się, był jakby bardziej przyjemny dla ucha, pozbawiony władczej i zaborczej intonacji.
- Nie będę łaził w nieznane miejsca - obiecał - albo w miejsca bardziej niebezpieczne niż Laboratorium Harkona, jeśli wolisz taką obietnicę.
- Przyjmę obydwie -
odparła bez cienia uśmiechu - Przekaż po drodze Erwinowi, by przestał traktować mnie jak niedorajdę i ofiarę, bo zamiast mi podawać leki, będzie musiał podać je sobie przy naszym następnym spotkaniu.
- Jak sobie życzysz
- uśmiechnął się do niej wychodząc i mijając się w drzwiach z “zastępstwem”.

***

Aureolus obciągnął nową, znalezioną w zbrojowni skórzaną zbroję, poprawił paski plecaka i wyruszył do wioski Saurian na poszukiwanie leku na wampiryzm. Nikt w Imperium tego jeszcze nie próbował. Nie słyszał w każdym razie o skutecznym wyleczeniu wampira z “klątwy”. Głęboko wierzył, że świat jest zasadniczo zrozumiały i że magia i klątwy koniec końców też opierają się na jakichś prawach, jak alchemia.
~A jeśli tak, to na każdą chorobę jest lekarstwo, na każdą truciznę antidotum, a na każdą klątwę… cóż, może jednak powinien poprosić maga o pomoc... - pomyślał.
Niemniej, jeśli jemu się uda, będzie pierwszy. Pokaże tym zakutym łbom z akademii co może człowiek nie bojący się eksperymentów i wyjścia poza utrwalone od dziesiątek lat receptury i metody, będące często równie skuteczne co błoto. Pokaże im Lexę ze śladami po kłach, poprosi by pozwoliła im się zbadać. Jeśli któremuś z nich rozkwasi nos - tym lepiej.
Wymieni się recepturami z ludami zza oceanu, przywiezie nowe leki… I Lexę. Jeszcze zobaczą.
No i nie mógł pozwolić jej umrzeć. Był w końcu medykiem i uważał się za profesjonalistę w każdym calu. Nie pozwalanie innym umrzeć było tym, za co mu płacili i za co go szanowali. Miał tylko wrażenie, że to nie są jedyne powody, dla których udał się w tę cokolwiek suicydalną misję…

Aureolus nie zdążył jednak zajść daleko, bowiem już po wyjściu z Miasta Umarłych natrafił na przyczajonych w zaroślach jaszczuroludzi. Nie zaatakowali go, ku jego uldze, ale bacznie się mu przyglądali, dając jasno do zrozumienia, że jest tu intruzem. Medyka jednak nie zniechęciły ich gadzie spojrzenia i za pomocą amuletu zdołał porozumieć się z przewodzącym wyprawie kapłanem.


- Dalece nie doceniliśmy was, śmiertelnicy - powiedział w swym antycznym języku gadopodobny stwór, a mimo to Aureolus rozumiał go równie dobrze (a może nawet i lepiej) jak swoich kolegów po fachu z Imperium.
- Luthor Harkon nie żyje, a wraz z nim legło w gruzach królestwo umarłych. Dokonaliście rzeczy, których my nie byliśmy w stanie dokonać z pomocą wielkich armii. Lord Quex w swej wielkiej mądrości kazał was oszczędzić i nie mylił się... Jakże tego dokonaliście? - Mówił wyjątkowo wolno przedstawiciel rasy skinków.

Medyk trzymał jedną dłoń na kosturze, a drugiej także nie zbliżał do broni:
- To nie było łatwe, lecz mieliśmy w swych szeregach potężnych magów i zdolnych wojowników zebranych spośród najlepszych na kontynencie. A władca umarłych także nas nie docenił. O samej walce wiele Wam nie powiem, jestem medykiem, nie znam się na walce, zabiłem ledwie dwa wampiry. - Aureolus wiedział, że kapłani potrafią odróżnić prawdę od kłamstwa, postanowił więc nie kłamać.

Twarz gada pozostawała pozbawiona emocji i trudno było powiedzieć, czy to jego cecha charakteru czy też jest niezdolny do ich wyrażania w taki sposób jak są ludzie. Kapłan oderwał spojrzenie od medyka i przeniósł je w stronę wznoszącego się w oddali Miasta Umarłych.
- Pozwolimy wam tu zostać tak długo na ile potrzebujecie, ale ostatecznie będziecie musieli opuścić to miejsce. Lustria nie jest miejscem dla ludzi, nie podda się ogniu ani toporom. Znajdźcie drogę do jednej z waszych osad i uciekajcie stąd, dobrze wam radzę - powiedział po chwili.

- Taki mamy plan. - odparł Aureolus - Wyspa i Miasto Umarłych wróci w ręce prawowitych właścicieli. A my chcemy odpłynąć by poszukać zemsty na lordzie, który spowodował śmierć naszego lorda. Nie pragnę Waszych ziem ni bogactw. Łaknę wiedzy i chętnie się nią wymienię. - przez chwilę milczał, zastanawiając się, jak podnieść sprawę Lexy. W końcu podjął:
- Jak mówiłem, wśród nas są potężni magowie i świetni wojownicy. Ale są sprawy, w których nasza wiedza i moc ustępuje Waszej. Największa nasza wojowniczka w czasie walki została na chwile oddzielona od nas. Gdy ją znalazłem, miała na szyi ślady kłów. A teraz obawiam się, że zmienia się w wampira. Zabicie Jej nie wchodzi w grę. Wśród nas więcej jest ludzi, którzy prędzej dadzą się przemienić niż podniosą na nią rękę, a za jej śmierć wezmą pomstę. A jeśli nic nie zrobimy, sytuacja wróci do punktu wyjścia. Potrzebuję Waszej pomocy i proszę o nią - medyk nie był młodzieniaszkiem ani wojowniczym zapaleńcem, by unosić się dumą. Potrzebował pomocy i naprawdę nie miał czasu na gierki. Z każdą godziną Lexa stawała się coraz bledsza i gasła niemalże w oczach.
- Żyliście obok wampirów przez wiele lat. Z pewnością znaleźliście środki, które mogą pomóc, a nie kończą się śmiercią pacjenta.

Jaszczuroczłek przez dłuższą chwilę milczał jakby rozważając stosowną odpowiedź. Po raz pierwszy Aureolus dostrzegł przebłysk emocji w oczach stojącej przed nim istoty, a była nią wątpliwość, która targała kapłanem. Medyk zaczął zastanawiać się czy przypadkiem nie uraził tubylca swą dość zuchwałą prośbą, lecz jego rozważania przerwał sykliwy głos kapłana:
- Lord Quex… być może będzie skory do udzielenia wam pomocy, jednakże najpierw musiałbym doprowadzić ciebie oraz twoją samicę przed jego oblicze. To wszystko co mogę dla was zrobić, reszta zależy od mego pana.
~A ja byłem pewien, że to wyprawa w tę stronę i przekonanie Jaszczuroludzi do współpracy będzie samobójstwem - pomyślał medyk, przewidując reakcję Lexy na plan ratunkowy. Zastanawiał się też, czy może zaufać kapłanowi i czy prośba o gwarancje bezpieczeństwa nie będzie obrazą - nie znał zwyczajów tego ludu.
Doszedł do wniosku, że to nieistotne. I tak nie miał wyjścia. A kapłan, gdyby miał skłamać, zapewne zrobiłby to szybciej i obiecałby pomoc, a nie tylko jej możliwość.
- Dziękuję Tobie i Lordowi Quexowi za łaskawość - powiedział i lekko się skłonił. Żałował, że nie zna etykiety, ale szybko doszedł do wniosku, że znajomość ludzkiej tylko by przeszkadzała.
- Jak doprowadzić do spotkania? - zapytał, nie prostując już, że to nie jest “jego” samica.
- Przyprowadź ją do naszego obozu - odparł kapłan, po czym dodał - Najśpieszniej jak to tylko możliwe.

Po tych słowach gadopodobny stwór wycofał się wraz z resztą swojego oddziału w głąb dżungli.

A Aureolus wrócił do miasta umarłych.

***

Medyk zapukał do drzwi komnaty z prowizorycznie przygotowanym posłaniem dla Lexy, odczekał chwilę, wszedł i od progu rzucił:
- Wróciłem. Nie uwierzysz. Wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza… Nie szukałem żadnych ziół - zaznaczył - A tam natrafiłem na Jaszczuroludzi pytających jak nam się udało pokonać Harkona. Powiedziałem, że to łatwe nie było, ale jak się ma taką wojowniczkę jak Lexa… Skracając - ich wódz, Lord Quex, bardzo chciałby Cię poznać i zaprosił nas do siebie.
Twarz Norsmenki przeszył grymas zniesmaczenia.
- Niech się jebie na ryj - wycharczała osłabiona, a oparte o ścianę plecy osuwały się niespiesznie - Pierdole ich. I wiedziałam, że będziesz się szwendał.
- Tak jak obiecałem, tylko tam gdzie już byłem i tam gdzie jest bezpiecznie. Bardzo jest dla mnie ważne, byś się tam ze mną udała. Bardzo chcę tam iść, a sam nie mogę, zaproszenie było bardzo jasne. Tylko z Tobą mogę tam pójść.
- Po chuj?
- Bo inaczej wampiry z powrotem obejmą tę wyspę w posiadanie.
- Wampirów już nie ma. Przestań się spoufalać z jaszczurami, pewnie chcą nas zeżreć.
- I chcę żeby tak zostało. I do tego potrzebuję Ciebie na audiencji u Lorda Quexa. Tylko Twoja obecność tam to zapewni. Twoja i niczyja inna.
- Proszę cię, przestań już
- wysapała kładąc się i zakrywając kocem.
- Nakręcasz się głupotami, daj już temu spokój. Wypłyniemy z tej wyspy i niech dalej martwią się sami. Nie wiem co cię to wszystko obchodzi. Nie masz lepszych podniet? - jej głos był znużony i zmęczony.
- Widzę, że jesteś zmęczona. Wiem, że nie przyznasz się, że nie masz sił. Zaprowadzę Cię tam, choćbym całą drogę miał Cię nieść… no dobra, ciągnąc na włókach. Poproszę Thorę o pomoc.
- Odpierdol się od mojej siostry! -
huknęła gniewnie zrzucając z siebie nakrycie - Nie jestem zmęczona ani słaba, po prostu wkurwia mnie twoje jęczenie. Ciągle stękasz jak stary dziad - wywarczała podnosząc się z trudem i choć się zachwiała na własnych nogach, udawała, że wcale tak nie jest. Sięgnęła po miecz i piznęła kastetem pod nogi medyka.
- Wolisz inaczej? Pójdziesz ze mną tak czy inaczej! Za zgodą albo i bez niej. - i on zaczynał tracić panowanie nad sobą. Albo uczyć się na błędach.
- Żebyś tak pieprzył nie tylko mową, to byłabym bardziej zainteresowana. - burknęła z lekkim uśmiechem chowając miecz i przywiązując do pasa. Zarzuciła też plecak na ramiona. Chciała go wziąć, bo miała tam dwie butelki gorzały. Skoro mieli zdechnąć, a przynajmniej ona, to może jeszcze zdąży zamoczyć ryj - Chodź łajzo, do tych swoich kurwich znajomych - dała chwiejny krok w kierunku wyjścia. Jej chód jednak pozbawiony był dawnej werwy
Podniósł kastet i podszedł do niej:
- Pozwolisz? - zapytał chwytając ją w pasie - bo wiesz… zaproszenie było dla mnie i “mojej samicy”. Nie chciałbym ich rozczarować - uśmiechnął się.
- Mnie już rozczarowałeś. Nasze pukanie musiało być słabe, bo jakoś go nie pamiętam. Chyba będziemy musieli je powtórzyć - nie odepchnęła go bo nawet nie miała na to sił. Jej własny żart jednak jak zawsze ją rozbawił. Słaby uśmiech wykwitł na bladej twarzy blondynki.

***

- Lexa… - zaczął Aureolus jakiś czas po wyruszeniu, upewniwszy się, że w zasięgu słuchu nie ma już nikogo z ich drużyny - jesteś silną kobietą, więc nie będę owijał w bawełnę: wampiry coś Ci zrobiły. A mimo całej mojej wiedzy i dostępu do laboratorium Harkona nie potrafię nawet spowolnić tego co się z Tobą dzieje. Za dwa, trzy dni nie będziesz nawet w stanie podnieść się z łóżka. To była optymistyczna wersja.
Pesymistyczna jest taka, że umrzesz, a później obudzisz się jako wampir. Albo i nie obudzisz, jeśli zauważą ślady kłów. Nie wiem czy z Thorą i być może Erwinem powstrzymalibyśmy resztę przed spaleniem Cię, a pewnie skończyłoby się to jatką, z której mało kto wyszedłby żywy.
Nie zamierzam na to pozwolić. Nie umrzesz na mojej warcie. A przynajmniej nie tak. Jedyna szansa to Jaszczuroludzie. Nie chciałem by inni ryzykowali tak jak my teraz ani by próbowali mnie powstrzymać i dlatego nic nie mówiłem. Bo być może nie tylko Erwin podsłuchiwał pod drzwiami.


Początkowo Lexa szła, tak jak on sobie tego życzył. Potrzebowała wsparcia silnego ramienia, aby nie upaść i choć ów wsparcie wcale nie było silniejsze od niej, to wystarczało. Gdy jednak doszedł do pewnego etapu wyznania, kobieta zatrzymała się. Wyswobodziła się z lekkiego uścisku i stanęła opierając ręką o drzewo. Dyszała już coraz ciężej, była zmęczona, blada i słaba, jednak w pewien sposób słowa medyka ją zirytowały. Być może wcale nie chodziło o sam fakt, bo części z tego potrafiła się domyślić, ale gra, jaką wokół niej rozegrał, była po prostu obrzydliwa.
- I nagle stwierdziłeś, że mi o tym powiesz? Bo wcześniej, to kurwa, nie mogłeś, prawda? - wycharczała podnosząc głowę, na jej twarzy prócz grymasu bólu malował się i grymas złości. Dała chwiejny krok w jego kierunku, wciąż podpierając się o lichy konar nieznanego sobie drzewa, bardzo odmiennego od tych w Starym Świecie.
- Wolałem nie ogłaszać “Lexa jest wampirem. Ale spokojnie - co prawda nikt nigdy tego nie wyleczył, ale mi się na pewno uda, nie palcie nas na stosie.” Wolę Lexę wkurwioną na mnie ale żywą, niż lubiącą mnie i martwą. Także nie, nie mogłem wcześniej. - nagle zatrzymał swój wywód.
- Nieprawda. Masz rację. Mogłem. Wybrałem łatwiejszą drogę.
Norsmenka nie wytrzymała długo. Nie był to pierwszy raz, kiedy użył na niej podstępu, ani nie pierwszy raz, gdy go o to podejrzewała, ale mu uwierzyła. Jakoś zupełnie puściła mimo uszu fakt, że gdyby nie on, najzwyczajniej w świecie mogłaby nie żyć. Lexa odepchnęła się od konara i podeszła do mężczyzny. Brak kastetu jej wadził, czuła się niepełna nie mogąc zacisnąć na nim swojej dłoni. Stanęła naprzeciwko chwiejąc się na nogach i patrząc mu w oczy. Mógł dojrzeć w jej spojrzeniu żal. Chwilę tak stała z miną zbitego psa, choć dumnie zadartym nosem, aż w końcu zupełnie nieoczekiwanie, wymierzyła mu siarczysty policzek używając ku temu całego pokładu swoich sił. Ponownie się zachwiała, jednak zdołała zachować równowagę.
- Jesteś kutasem. Największym kutasem jakiego poznałam - wycedziła przez zaciśniętą ze złości szczękę, wciąż nie oddalając się. Wiedziała, że jeśli nie da rady samodzielnie utrzymać się na nogach, to ten "kutas" będzie jej jedynym wsparciem, aby nie paść na kolana.
Aureolus pozbierał się z ziemi i złapał się za twarz zaskoczony. ~Otwartą dłonią? - zdziwił się. Miał dziesiątki ripost, od “Dziękuję za docenienie” po “Robiłem co uznałem za słuszne”.
- Przepraszam - powiedział zamiast tego.
- A tym - podał jej podniesiony w jej komnacie kastet, o którym do tej pory zwyczajnie zapomniał - zdzielisz mnie po powrocie, jeśli będzie okazja. Największy kutas na świecie musi się dogadać ze Skinkami i potrzebuje do tego działających ust. Pozwolisz? - ponownie chciał objąć ją w pasie. Uważał, że i tak tanio się wykpił. Nie zadała pytania, którego obawiał się najbardziej, sporo bardziej niż uderzenia.
Lexa zrobiła unik w bok, dalej na niego patrząc. Jej mięśnie wcale się nie rozluźniły po tym, co powiedział.
- Wytłumacz mi, po jaki chuj to robisz? Co cię to w ogóle obchodzi, trzeba było mnie gdzieś zamknąć i spieprzać. Daję sobie radę sama i nie potrzebuję twojej pomocy. Niczego od ciebie nie potrzebuję. - wypaliła drżącym głosem, co już samo w sobie sugerowało żal, rozgoryczenie i kłamstwo. Mógłby przysiąc, że w jej oczach dojrzał błysk, ale w słabym świetle ciężko było mieć pewność.
- Dokładnie tak trzeba było zrobić. Albo w łańcuchy zapiąć i w cyrku pokazywać. Tylko że ja jestem lekarzem. Płacą mi za ratowanie nawet takich pyskatych Norsmenek, które niczego ode mnie nie potrzebują.
Lexa chwyciła go za poły ubrania i zakręciła przygważdżając do pnia drzewa. Całym ciałem przylgnęła do niego i oparła się o Aureolusa, dzięki czemu nie tylko go trzymała i przybijała plecami do konaru, ale i sama mogła utrzymać się na nogach.
- Ciebie do cyrku oddam, jako pokarm dla niedźwiedzi. - zawarczała na niego drżąc z zimna. Już teraz przypominała żywego trupa, kiedy mógł tak z bliska przyjrzeć się jej twarzy - Naprawdę jesteś fiutem. - chciała jeszcze coś dodać, ale powstrzymała się, co było widać. Jej uścisk pomału się rozluźniał.
Aureolusowi przyszły do głowy myśli zdecydowanie nieprzystające medykowi. I niezbyt pasujące do aktualnej misji. Chwilę mu zajęło, nim wyrzucił je z głowy. A w każdym razie stłumił.
- Jestem. - potwierdził. - Największym na świecie. Ale po Twojej stronie. I tak się składa, że ja Ciebie potrzebuję. Nie ma nikogo, kto by mnie lepiej chronił. Także przed moją własną głupotą. Idziemy? - zmienił temat.

Blondynka zdębiała. Jej brwi się uniosły, a po krótkiej chwili zaśmiała się słabo, kiedy potwierdził jej wcześniejszy wyrzut. Odsunęła się od medyka, chwytając go za materiał rękawa. Tyle potrzebowała, aby stać na nogach.
- Za późno by zawrócić. Zróbmy to co chcesz. - westchnęła słabo. Większość złości ulotniło się z niej tuż po jego reakcji, która ją rozbawiła oraz tym, co powiedział później.
- I tak już nie mamy innego wyboru. Chodź. - pociągnęła go lekko, powłócząc dalej nogami.
I poszli.
 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 15-09-2017 o 23:50.
hen_cerbin jest offline  
Stary 15-09-2017, 07:18   #65
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Lexa siedziała mając nogi przykryte kocem. Wciąż zaciskała założony na lewym ręku kastet i patrzyła przed siebie na to, kto teraz się pojawi. Nie rozumiała do końca, po co tak wokół niej skaczą, ale może po prostu słowa ze snu miały jakąś moc. Wojowniczka popatrzyła na Erwina, nie potrafiła zmusić się do uśmiechu. Była blada i coraz słabsza, choć starała się zachować fason. Siedziała dumnie udając silną, czuła się jednak jakby lada moment miała umrzeć.
- Chyba nie zdążył ci przekazać co mówiłam - zagaiła Lexa jako pierwsza, mrużąc oczy z podejrzliwością.
Erwin powoli zbliżył się bez słowa do Lexy. Opadł na tyłek z jękiem.
- A co miał mi przekazać?- Zapytał lekko skulony. W walce z wampirami oberwał i mimo znakomitej pomocy bolało nadal.
Odwrócił wzrok ku blondynce i wpatrzył się jej w twarz.
- Bledniesz lub ja mam już we łbie poprzestawiane.- Powiedział pochylając głowę.

- Jebie ci się bez wątpienia - warknęła gniewnie, choć przyznać trzeba było, że groza z niej bijąca ulotniła się odkąd zaczęła wyglądać jak ktoś na skraju śmierci. Lexa wyglądała źle, ale się do tego nie przyznawała. Uważała, że nic jej nie jest i może wstać iść walczyć gdyby była taka potrzeba, nie przyjmowała do wiadomości, że może wyglądać niezdrowo. Czuła wewnątrz siebie ogromny ból, jakby wszystko w niej gniło i zdychało. Nie zająknęła się jednak.
- I wyglądasz jak gówno. Mówiłam, byście spieprzali? Mówiłam. I trzeba było się wycofać, skoro was zasłoniłam, uniknąłbyś tego - zignorowała pytanie na temat przekazu od Aureolusa, bo nie chciało jej się tego przekazywać. Być może nie potrafiła. Lustrowała Erwina od góry do dołu i kręciła głową z dezaprobatą - Dobrze, że żyjesz.
Inżynier skrzywił się na ocenę norsmenki, ale znał ją na tyle, że spodziewał się takich słów.
- Cofnęliśmy się. Niestety nie wszystkich wzięłaś na siebie, jeden z nich doskoczył do mnie i…- Nie dokończył tylko skrzywił się i zaczął oddychać by uspokoić oddech.
- Nie ważne. Nie wydaje mi się, żeby z Tobą było dobrze. Naprawdę.- Patrzył na nią a po chwili dodał.
- Skoro wiesz, że jest ok to może masz rację. Gdybyś schodziła Aureolus by Ciebie samej nie zostawił.- Dodał i powiódł wzrokiem za medykiem, który wyszedł przez drzwi już jakiś czas temu.

Lexa sposępniała, kiedy Erwin powiedział, że nie wzięła wszystkiego na siebie. Czuła jaki zawód sprawiła innym i sobie samej. Było jej wstyd, więc nie patrzyła już na niego, tylko spuściła głowę w dół zawieszając puste spojrzenie na kastecie. Ucisk w żołądku przemieścił się wyżej i poczuła go też w gardle. Była słaba i niegodna bycia najlepszym. Nie była nawet dobra, była licha. Nerwowo zacisnęła dłoń w pięść. Nie potrafiła mu nic odpowiedzieć.

Erwin przyglądał się smutniejącej dziewczynie. Po chwili pokiwał głową gdyż zrozumiał chyba o co jej chodzi.
- Podzieliłaś się z zabójcą rolą osłaniania nas. On zginął i przez to Ciebie otoczyli a do mnie doskoczyli.- Starał się pocieszyć norsmenkę. Erwin nie lubił nikomu robić przykrości a szczególnie osobom na których mu zależało.
- Nie smuć się.- Objął Lexę. - Tych co ochraniałaś przeżyli. No z wyjątkiem Barona.- Dodał krzywiąc się.
- Ale to on pierwszy się wycofał i później padł.- Inżynier stwierdził, że chyba niezbyt udolnie ją pociesza. Przytulił ją jedną ręką chcąc sprawdzić czy tylko blednie czy też zimną się staje.

- Nie smucę się, idioto! - zawarczała próbując uderzyć go z barku, choć ta próba była na tyle mizerna, że ledwo się zabujała na bok i jedynie bardziej do niego przybliżyła, niż go odsunęła. Bił od niej chłód nie tylko emocjonalny, ale i fizyczny i o ile ten pierwszy nie był niczym nowym, drugi mógł martwić.
- A barona i tak nie lubiłam, mam go w dupie. Szkoda kasy tylko - żachnęła się odwracając głowę w przeciwnym kierunku od Erwina, tym samym odsłaniając szyję ze śladem kłów, o których nie wiedziała. - Po co mnie dotykasz? - spytała w końcu gapiąc się w ścianę.
Erwin na chwilę zamarł spostrzegając ślad po ukąszeniu. Przełknął ślinę i zaczął łączyć fakty lekko blednąc. Zaczynało go brać przerażenie, że może stać się coś czego nikt się nie spodziewał. Nie był pewny. Niby czytał o wampirach w bibliotekach. Musiał wiedzieć jako artylerzysta o słabych punktach armii. Także naczytał się innych o tej rasie ciekawostek.
- Jeśli nie chcesz to przestanę, ale chcę dać Tobie trochę ciepła.- Przemówił po chwili cicho i z lekkim drżeniem w oczach. Chciał jeszcze coś dodać lecz ugryzł się w język.

- To gdzie byłeś, że ty go masz, a mi brakuje? I po co medyk mnie tutaj położył? To że się uderzyłam w głowę to nie znaczy chyba, że nie mogę na światło wyjść, przecież mi nie wypłyną oczy. A tam cieplej. - wyznała z oburzeniem i westchnęła potężnie. Kręciło jej się w głowie, przez co lekko kołysała się w jego objęciach, ale nawet tego nie poczuła. Jej dłoń jakby niepewnie wysunęła się w kierunku mężczyzny, dotykając jego uda - Dasz mi swoją rękę? - odwróciła dłoń grzbietem do jego nogi, a wierzchem ku górze, czekając aż poda jej swoją rękę. Wciąż na niego nie spojrzała.
- Wydaje mi się, że po poprzedniej walce straciłaś zbyt dużo krwi. Teraz jeszcze poobijana jesteś a do siniaków krew dochodzi i brak jej w pozostałych częściach ciała.- Improwizował Inżynier. Nie raz rozmawiali z Aureolusem na kwestie medyczne. Erwina ten temat interesował bo uważał, że dzięki temu można sporo wynalazków wymyślić. Chociażby mechaniczny koń. Dzieło imperialnych Inżynierów. Tak i Erwinowi może coś się uda.
- Jak wyjdziesz na słońce to może głowa Ciebie rozboleć i mogą otworzyć się rany.- Strzelił licząc, że Lexa połknie bujdę lecz po chwili dodał biorąc ją za rękę i czule ściskając.
- Poza tym te przeklęte komary.- Położył jej głowę na swoim ramieniu i przywarł policzkiem.

- Rany od słońca, to głupie - prychnęła Lexa, jednak nie wiedziała, więc nie zamierzała się kłócić. W sumie to kręciło jej się w głowie, więc uganianie się za komarami nie było najlepszym pomysłem, a pozwolić się użreć jeszcze gorszym. Pozwoliła na to by Erwin ułożył ją tak, jak było mu wygodnie. Nie szarpała się, a nawet poczuła swego rodzaju stabilność i równowagę, świat mniej wirował, choć więcej działo się w jej wnętrzu. Miała wrażenie silnego ścisku w żołądku oraz mdłości. Zatajała jednak wszelkie objawy czy bóle, wciąż będąc w swojej twardej i niezłomnej skorupie. Obracała dłoń w uścisku jego ręki, chcąc ogrzać skórę z każdej strony. Przymknęła oczy i zadrżała, czując między nimi różnicę temperatury ciał. Podciągnęła nogi bliżej brzucha i pociągnęła koce którymi była nakryta. Chłonęła ciepło, którego teraz jej brakowało.
Inżynier widząc, że nadal jej jest zimno położył swój koc na ziemi obok nich i położył się wciągając na niego Lexę. Sam okrył dokładnie ich dwoje i przywarł do jej ciała by dać jej jak najwięcej ciepła. Wolno, ale stanowczo głaskał ją po plecach by rozgrzać a sam swoim policzkiem ogrzewał jej twarz.
- Cieplej?- Spytał retorycznie.

Blondynka kiwnęła twierdząco głową. Całą sytuację odbierała jako jedynie pomoc w ogrzaniu ciała, nie bliski kontakt. Kiedy jednak otworzyła oczy i widziała jego szyję, zrobiło jej się jeszcze bardziej ciepło. Nie zdawała sobie sprawy, że gładzące plecy dłonie mogą tak uspokajać. Mimo wielu plączących się po głowie myśli, jej serce biło słabo. Mógł poczuć, jak niemal umiera na jego oczach. Pomału i stopniowo.
- Wydaje mi się, że… - wydukała z ledwością przełkając ogromny ciężar blokujący jej możliwość mówienia - ...coś jest nie tak. Ciągle kręci mi się w głowie i… Nie potrafiłam cię nawet odepchnąć. Nie mam sił. - przyznała ledwo słyszalnie, nie patrząc nawet na Erwina.
Von Geissbach posmutniał lecz dziewczyna tego nie mogła zobaczyć. Chciała go odepchnąć i do tego chyba działo się coś najgorszego co mogło by się dziać z Lexą.
- Przykro mi, że aż tak Tobie źle.- Przestał ją głaskać i delikatnie zaczął sie odsuwać. Liczył, że jednak go powstrzyma. Lexa nie zawsze mówiła co to co czuła i często były sprzeczności z tym. Przynajmniej na to liczył.

Kobieta uśmiechnęła się słabo, kiedy zaczął się odsuwać. Podniosła wzrok by na niego spojrzeć. Wyglądała mizernie i źle, choć dzięki niemu bladość jej skóry chociaż odrobinę zelżała.
- Aż tak cię obrzydza mój brak sił? - spytała swoim prowokującym stylem, choć w jej stanie wyglądało to bardziej uroczo, niż podstępnie. Trochę jak bezbronna dziewczynka, której zrobiło się przykro, bo ktoś ją odtrącił. Chwyciła koce i przyciągnęła je do siebie, chcąc zastąpić odsuwającego się Erwina czymś innym i podobnie ciepłym. Nie zatrzymywała go, bo sądziła, że skoro od niej ucieka, to coś jest na rzeczy. Poczuła się jak nic nie warty śmieć. Szybko odwinęła się odwracając tyłem do mężczyzny, aby nie mógł patrzeć na jej wyraz twarzy. Była gówno warta i nie dziwiło jej, że zmienił co do niej zdanie.
Erwin zgłupiał. Nie o to mu chodziło, ale widać kobiety z północy a przynajmniej Lexa inaczej odczytywała jego zachowanie. Ta odwróciła się plecami do niego.
- Rana mnie zabolała. Musiałem na chwilę zmienić pozycję.- Dodał starając się ratować sytuację.
- Ależ ty głupoty gadasz. Prędzej podnieca.- Syknął ostatnie zdanie dość cicho, ale nie dość i wsunął się z powrotem pod koce. Otulił dziewczynę szczelnie swoim ciałem zmuszając ją do zwinięcia się w kłębek a sam idealnie do niej przylegając wpychając nogi tak by jego kolana pod jej kolana weszły i całą długością się stykały. Jedną rękę wsunął pod blondynkę by ją objąć i móc trzymać i gładzić a drugą rozgrzewająco po ramieniu wodził.
- Już mówiłem Tobie, że mnie nie brzydzisz a wręcz przeciwnie.- Kończąc mówić jego ręka którą wsunął od spodu dotknęła okolicy serca dziewczyny. Na chwilę znieruchomiał licząc rytm. Zastanawiał się co może zrobić by nie odeszła w jego ramionach a rytm wrócił do normalności. Jedyne co mu przyszło do głowy to… Nie chciał proponować. Chociaż przeczuwał, że to ostatnia jego szansa. Ale czy oczekiwał tej szansy? I na niej mu zależało czy na samej kobiecie, która w objęcia Morra odchodziła jeśli nie stawała się dzieciem nocy.

Lexa miała ambiwalentne odczucia. Z jednej strony było jej przykro i była zła. Wściekła na Erwina i samą siebie, że tak głupio się odsłoniła. Z drugiej jednak było jej dziwnie przyjemnie. Czuła spokój, którego dawno nie posiadała. Nie wiedziała jak reagować na jego dotyk, a otaczał ją coraz szczelniej. Nie spodziewała się, że takie proste gesty mogłyby na nią działać. To uczucie sprawiło, że się zirytowała. Potrzebowała teraz zaznać tej przyjemności, tylko drażnił ją sposób, w jaki mogło dojść do tego. Kiedy dotknął jej lewej piersi, rytm serca nabrał mocy.
- Nie mam sił, Erwin. - powtórzyła to, co mówiła wcześniej. - Chciałabym… - spauzowała na chwilę zastanawiając się jak ująć w słowa to, co chce mu przekazać. Irytacja narastała wraz z podnieceniem
- Rany, tak strasznie mnie to wkurwia - warknęła zaciskając dłonie na nakryciach. Jej ciało było bardzo spięte, ale przynajmniej zdecydowanie cieplejsze.

Erwin na chwilę przestał dotykać Lexę. Zdziwił się jej zachowaniem, ale był twardy. Jej odruchy życiowe wracały więc w dobrą stronę działał.
- Wiem, że nie masz sił. Mówiłaś.- Mówił zdziwionym głosem.
- Chcę byś czuła się spokojniej i staram się rozgrzać Ciebie co jak widać działa.- Domyślał się o co dziewczynie chodzi, ale póki ma życie dziewczyny w swoich rękach to nie przestanie. Domyślał się co mogłaby chcieć, ale teraz było jej życie ważniejsze. Może mu w nos zasunąć a on i tak widząc, że to ją rozgrzewa będzie dalej w to brnął.

- Nic nie wiesz. - westchnęła drżącym głosem. Chciała by wyszedł i zostawił ją samą. Chciała go odepchnąć, aby nie czuć tego wszystkiego, co mieszało jej w głowie. Chciała również, żeby przestał być dla niej taki dobry i troskliwy. Przerażał ją, bała się tego wszystkiego. Nie jego, ale tego w jaki sposób do niej podchodził, jak bardzo ją zmiękczał. Z trudem przełknęła ślinę, zastanawiając się nad słowami. W innych okolicznościach powiedziałaby, żeby spierdalał. Teraz jednak widziała, ile dla niej robi i z jednej strony nie chciała być dla niego taką zimną suką, a z drugiej tak bardzo się bała, że chciała się go pozbyć, aby móc odetchnąć.
- Tak, działa. Jest lepiej - potwierdziła ochryple z irytacją w głosie, patrząc zatwardziale daleko przed siebie, na ścianę pomieszczenia - Chyba już mi wystarczy - dodała wyswobadzając nogi, aby mniej go dotykać. Nie mogła się przyznać, jak bardzo się lęka i ile niepokoju zrodził w jej głowie. - Dobrze, że przyszedłeś. Koce Aureolusa na niewiele się zdały - ciągnęła dalej, starannie dobierając słowa. Myślała pragmatycznie, albo udawała, że tak jest.
- Chciałabym chwilę pobyć sama. Ciężko mi się oddycha, teraz… Gdy leżę… i… no wiesz. - dukała złoszcząc się coraz bardziej. Miała nieodparte wrażenie, że albo wyżyje się na przedmiotach, gdy tylko Erwin wyjdzie, albo na tym, kto po nim do niej przyjdzie. Wściekłość narastała stopniowo, a ona poprzez jej tłumienie, doprowadzała do kumulacji.
Erwin czego innego się spodziewał. Lexa mówiła a on słuchał nie przestając póki nie wspomniała o byciu samej.
- Na pewno?- Spytał czule. - Nie rozumiem, ale uszanuję.- Delikatnie wyciągnął dłoń spod niej i starając się nie wpuszczać chłodnego powietrza wyślizgnął się spod kocy.
- Będę na zewnątrz. Wołaj jak będziesz chciała towarzystwa lub zacznie być z Tobą gorzej.- Nie wierzył, że to uczyni. Nie ona. - Co jakiś czas będę zaglądał mimo to.- Powiedział wstając z wysiłkiem trzymając się za brzuch. Jego głos był stanowczy i Erwin dawał dziewczynie do zrozumienia, że a propos tej kwestii za wiele do powiedzenia nie ma.
- Może gorącej strawy?- Spytał w połowie drogi odwracając się do leżącej.

- Mdli mnie - przyznała szczerze podciągając się na słabych i drżących rękach do pozycji siedzącej. Gdy patrzyła na niego zielonymi, wyblakłymi oczami, widział w nich prawdę, którą ukrywała pod fasadą bycia pewnej i stanowczej kobiety.
- Pewnie jeszcze zdążę zgubić ciepło… w nocy - mruknęła odwracając spojrzenie - Możesz przyjść. - zakończyła wzdychając ciężko. Ścisnęła dłoń na założonym kastecie. Jej szczęka zacisnęła się mocno w niewyobrażalnej złości, co nie uszło uwadze Erwina.
- Nie muszę przychodzić jeśli pozwolisz mi ze sobą zostać.- Spróbował Erwin. Widział, że walczy ze sobą. Tylko o co? Nie był pewny. Kobiety ogólnie były zagadką a co dopiero Lexa.
- Nie chcę byś dłużej na mnie patrzył. Nie liczę na to, że zrozumiesz. Liczę na to, że uszanujesz - wycedziła wciąż mając wzrok wbity w ścianę.
- Tu chodzi o Twoje zdrowie. Chce być przy Tobie w takich chwilach. Czy tak ciężko to zrozumieć kobieto?- Mówił spokojnie chociaż widać było, że emocje w nim siedzą.
- Chcę patrzeć na Ciebie czy to zdrową czy chorą. Czy rzygasz pod siebie czy z radością wyrzynasz demony.- Mówił patrząc na nią.

Norsmenka coraz bardziej miała dosyć. Mięśnie spięły się do granic możliwości, unosząc barki. Jej żuchwa poruszała się na boki powodując zgrzytanie zębów. Nienawidziła siebie samej. I nienawidziła jeszcze mocniej za to, co musiała zrobić.
- Wypierdalaj stąd, czego nie rozumiesz z moich słów?! - wrzasnęła w końcu i zdejmując metalowy kastet rzuciła nim w Erwina - Próbuje być miła, bo masz nade mną przewagę! Ale przysięgam, że spuszczę ci wpierdol nawet jakby to miała być ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobię, bo dobrze wiesz, że zdycham! Widzę w tobie swoją śmierć. Wynoś się stąd! Wyjdź już... - w jej słowach kryło się kłamstwo, ale wiedziała, że musi taka być. Nie czuła by miała inny wybór. Nie potrafiła, nie umiała… Była słaba.

Erwin nawet nie próbował unikać. Po prostu stał i patrzył na dziewczynę. Coś go bolało w środku i czuł, że coś z tą śmiercią jest na rzeczy. Kastet go trafił w pierś. Na moment złapał się za nią, ale ze spokojem mówił.
- Ja nie chciałbym umierać w samotności. Sądzę, że i Ty też nie chcesz.- Zwrócił się do dziewczyny. Miał nadzieję, że nie ostatni raz. Odwrócił się i wyszedł stając odrazu za winklem. Nasłuchując i czekając.

Oddech Lexy był ciężki. Dyszała nerwowo, a jej serce nie nadążało za nadmiarem emocji. Erwin był dobrą osobą, dobrym mężczyzną. To nie był władczy i zaborczy chłop z Norski, który jednym uderzeniem powala cię na ziemię. Nie była to osoba, która by nie słuchała, co masz do powiedzenia, nie doceniała tego, kim jesteś. Lexa pierwszy raz poczuła, że jej na nim zależy, tak samo jak na Aureolusie. Różnica była taka, że Erwin mocno grał jej na emocjach, stawała się niestabilna i nie potrafiła skupić myśli… I właśnie w tym momencie zdała sobie sprawę ze słów medyka, który podobnie czuł się przy niej.
Wojowniczka siedziała oparta o ścianę i patrzyła na leżący na podłodze kastet. Była to naprawdę dobra i przydatna rzecz. Odrzuciła szybko narzuty i na kolanach przeczołgała się po niego. Powróciła z powrotem pod koce, drżąc z zimna. Pomału się uspokajała, choć wciąż czuła bardziej złość, niż rozpacz czy smutek. Przez jej głowę przemknęło wiele myśli. Lexa pomału zaczęła przysypiać, przez ten kwadrans, kiedy została sama.



Rozmyślania dziewczyny przerwało pojawienie się inżyniera.
- Wszystko dobrze?- Zapytał z troską. Gdy zobaczył, że kastet zniknął z miejsca gdzie ostatnio go zostawił skrzywił się i pokiwał głową.
- Miałaś się nie ruszać. Ja też mam tak słuchać Ciebie?- Zwrócił się do blondynki.
Ona tylko przewróciła oczami i naburmuszyła policzki, odwracając głowę w bok. Ręce założyła krzyżem pod piersiami w geście obrażenia.
- Gdybyś nie był taki natrętny to nie musiałabym się ruszać, bo nie rzuciłabym kastetem. Więc to twoja wina, zmusiłeś mnie. - odparła zadziornie nie patrząc na niego. Nie rozumiała po co zawrócił… A mogła go kopnąć, zamiast dać się grzać. Chociaż nie, w sumie nie miała do tego siły, by się szarpać. Psia mać. No i naprawdę było jej wtedy tak bardzo zimno.
Erwin patrząc na Lexę zaczynał ponownie mięknąć. Podszedł do niej i podał jej bukłaczek z wódką.
- Masz.- Wyciągnął dłoń kucając przy niej. - Wiem, że lubisz a to może poprawi Ci humor.- Uśmiechnął się ciepło.

Kobieta nie odwracając głowy rzuciła okiem na to, co trzymał Erwin. Chwilę jej wzrok błądził po jego twarzy i bukłaku, nie wiedząc czego się doszukiwać. Trochę jej zamgliło obraz.
- Nie chcę. - odpowiedziała obrażona, zachowując swoją zamkniętą postawę.
- Szkoda.- Stwierdził Erwin. - Chcesz bym wyszedł czy już starczy samotności?- Spytał i nachylił się nad Lexą sprawdzając czy jest dostatecznie ciepła i wszystko z nią w porządku. Temperatura jednak nie trzymała się jej ciała. Mimo dobrego rozgrzania, po tych kilkunastu minutach znowu czuć było od niej aurę chłodu. Nie spojrzała na niego, zresztą, i tak od zdenerwowania znowu pogorszył jej się wzrok.
- Lubię być sama, większość życia byłam. Ojciec nie był dla mnie ojcem, którego znacie w swym słodkim, imperialnym świecie. Norski dom nie był ciepłym domem, gdzie każdy się przytula i mówi, jak bardzo … Mu zależy. Więc lubię swoją stabilność i spokój, lubię być sama lub lubię, gdy ktoś traktuje mnie … - przerwała na chwilę spoglądając z ukosa na inżyniera - … Nieważne. W sumie, to chuj cię to obchodzi.
Kiwnął Erwin głową na jej słowa.
- Może i masz rację.- Wyprostował się i szybko pożałował zapominając o ranie na brzuchu.
Syknął z bólu i aż usiadł obok niej. Kilka chwil zajęło mu dochodzenie do siebie.
- Teraz masz mnie. Nie swojego ojca czy innego norskiego niedźwiedzia.- Popatrzył z nadzieją na nią.
- Chciałbym coś Tobie powiedzieć.- Zasępił się przez chwilę.
- Chcę byś wiedziała, że nie ważne co się stanie to ja zawsze będę do Twojej dyspozycji. Chcąc a nie z musu.- Dodał z niemałymi problemami.

- Zdążyłam zauważyć. Może i jestem głupia, ale jeszcze nie aż tak - Lexa przybrała zimnego tonu głosu, zupełnie odmiennego od tego, jaki miała gdy byli blisko siebie. W jej agresywnej postawie i zdystansowaniu czaił się lęk, o którym nie mówiła. Nie bała się w końcu niczego, czyż nie?
- Miło by było gdybyś jeszcze raczył liczyć się z moim zdaniem. Jeśli ci powiem, byś dał mi spokój, to zrób to. Jeśli będę chciała, byś zostawił mnie samą, to zostaw. Jeśli kiedyś powiem, że chcę z tobą walczyć, to nie pytasz mnie “czy na pewno?” a jedynie jaką bronią. - mówiła głosem wyprutym z emocji i dopiero teraz odwróciła głowę by na niego spojrzeć. Jej mimika zelżała, gdy zauważyła grymas bólu na twarzy mężczyzny. Udawała jednak, że nic mu nie jest. Tak według niej traktowało się wojowników - Zrozumiałeś?
Erwin zerknął na nią kątem oka.
- Zrozumiałem i to już dawno. Problem w tym, że nie chcę zaakceptować.- Podniósł się na nogi z lekkim wysiłkiem.
- Poza tym wiesz dobrze, że nie będę z Tobą walczył.- Dodał zimno jak i ona.

- Będziesz - odparła rozkazująco - Jak chcesz się podszkolić nie próbując? - spytała przywołując na myśl ich ostatnią rozmowę, w której miał w zamian nauczyć ją czytać.
- No tak.- Tu puknął się w czoło. - Zapomniałem.
- To może chcesz po uczyć się teraz?- Spróbował Inżynier.
- Nie Erwinie, nie pouczę - odparła tracąc cierpliwość. - Wiesz dlaczego mnie wkurwiasz? - spytała nie czekając nawet na odpowiedź - Bo zmuszasz mnie do tego, bym ci się tłumaczyła. A ja nienawidzę się tłumaczyć. Zaraz mnie spytasz dlaczego nie teraz - Lexa podciągnęła wyżej koce, zakrywając się aż po szyję - Pierdolnęłam się w łeb. O ścianę. W sumie, to oni mnie na nią pchnęli, wszyscy. Mam… problem. Ze wzrokiem…
- Daj zobaczę.- Zaproponował i podszedł do niej i kucnął przed nią. Jęknął od razu i upadł na kolana trzymając się za brzuch. Jednak podniósł oczy na jej. Blondynka dobrowolnie jednak nie miała zamiaru poddać się badaniom.
- Nie jesteś medykiem, tylko inżynierem. Wolę by Lius na mnie patrzył. - wciąż wyglądała na obrażoną, odwracając głowę profilem w jego stronę

Erwin cofnął się zaskoczony.
- Kim jest Luis?- Spytał niepewnie.
Lexa uśmiała się krótko
- Mój medyk ma zbyt trudne imię, skróciłam je - wyjaśniła uśmiechając się subtelnie pod nosem.
Inżynierowi także pojawił się uśmiech na ustach.
- No widzisz. Jednak potrafię Cię rozweselić.- Erwin pierwszy raz widział zdrowe zachowanie u Lexy od walki z umarlakami.
- On o tym wie? Może i ja zacznę go tak nazywać?- Mówił z mieszaniną bólu i uśmiechu na twarzy.
- Nie wie o wielu rzeczach. Nie musi. - odpowiedziała dalej wpatrzona w ścianę.
- A o czym on nie wie a ja wiem?- Zapytał z nieudawaną ciekawością i zamiarem rozkręcenia Lexy.
- Pewnie o tym, że tu jesteś i ciągle się na mnie patrzysz w ‘ten’ sposób - norsmenka ukradkiem zerknęła na niego z zaciekawieniem.
- Że jestem to wie. Przecież sam mi mówił bym przyszedł.- Oznajmił zdziwiony lekko Erwin. Nie chciał wspominać, że dobrze wie jakie inżynier ruchy w stronę Lexy czyni. Pewnie by wybuchłą z nową furią
- Miałeś tylko sprawdzić czy żyję i ewentualnie dać leki, to wszystko. A przesiadujesz tutaj wpatrując się we mnie jakby to była ostatnia szansa na to. Jeśli mam być szczera, a raczej zawsze jestem to to jest irytujące. Czuję się przez ciebie jak ofiara. Uważasz, że tak się traktuje wielkich wojowników czy po prostu nie sądzisz, bym nim była? - dopytała z ogromną powagą.
- A co mam robić? Oberwałem i zabronił mi się szwendać.- Odparował dziewczynie. - Lubię z Tobą przebywać mimo Twoich złośliwości i docinek. Do tego ryzykując życie trafiany kastetami i innymi podręcznymi rzeczami.- Zaczynał się żalić lecz zaprzestał.
- A szansa może i jest ostatnia. Jak stąd się wydostaniemy Ty popłyniesz w pizdu i tyle.- Jednak jego wewnętrzna złość nie przechodziła.
- To, że jesteś wielką czy nie wojowniczką to mnie nie interesuje. Dla mnie jesteś kobietą i to widzę w Tobie!- Podsumował. - A ofiarą to chyba własnego ego.- Burknął na koniec.

Lexa spochmurniała. W jednej chwili stek mieszanych uczuć się ulotnił. Ona potrzebowała być wojownikiem, a nie kobietą i to nie ulegało żadnej dyskusji. Erwin tego nie rozumiał, nie potrafił pojąć tego, z czym musiała i musi dalej żyć oraz jak bardzo jest ważna dla niej walka i siła. Nie chciała być jak jej własna matka, gardziła kobietami właśnie za to, za co Erwin ją uważał.
- Ego? - powtórzyła za nim - Nie znam tego słowa, ale skoro tak stwierdziłeś, to pewnie masz rację - odparła opierając się wygodniej o ścianę i zamykając oczy. Wyobrażała sobie norskie śniegi oraz ojca, który czeka na nią gotowy do walki, aby sprawdzić jej krzepę i zdolności doskonalone przez tyle lat.
- Nie chcę być kobietą, Erwin. Chcę być tym, kto ciebie nie interesuje - na jej twarzy wykwitł łagodny uśmiech - Ale zdążyłam cię polubić, tak zwyczajnie, jak imperialną łajzę - otworzyła jedno oko aby na niego spojrzeć, a jej uśmiech poszerzył się znacznie ukazując uzębienie norsmenki. Był to podły uśmieszek, taki jaki miała często gdy czuła się lepiej. Być może to, że rozwiała swoje wątpliwości, pomogło jej się odprężyć. - Jesteś farciarzem. Gdy ja dostałam w brzuch, Lius nawet nie potrafił dobrze ziół zaparzyć, zostawił mi wielkie gówno, a mimo to chwali się tym do dziś - obśmiała się - Ty będziesz miał ładną bliznę od wspaniałego doktora, ja mam jedynie wielki syf od rzeźnika.

Erwin słuchał z uwagą słów Lexy.
- Że jesteś wspaniałym wojownikiem, a raczej WOJOWNICZKĄ.- Zaakcentował. - zawsze pozostanie. Możesz być dumną, że mało który facet sprosta z Tobą w zwarciu.- Popatrzył jej w oczy. - Możesz w ten sposób zniszczyć nie jednego mężczyznę.- Podsumował. Ona to wszystko wiedziała, więc nie odezwała się.
- A co do rany to mnie martwi, że dałem się trafić. Gdyby ich było kilku a nie jeden to bym lepiej to zniósł.- Dodał po chwili.
- Było ich wielu - wtrąciła na szybko. Uważała, że Erwin niepotrzebnie tak to odbiera, bo sytuacja była ciężka. Nawet jak dla niej.
- Wracając do kobiecości.- Rozejrzał się po komnacie. - Kiedyś się zestarzejesz lub dostaniesz kontuzji i co wtedy?- Spytał wracając wzrokiem do Lexy.
- Umrę walcząc, nie inaczej. Z kontuzją czy zwisłymi cycami, wszystko jedno. - odparła ze spokojem również na niego patrząc. Widać było, że jest zmęczona.
- Z Twoimi umiejętnościami to wątpię.- Prychnął.
- Dobrze. Nie będę Ciebie więcej męczył.- Posmutniał lekko. - Nie chcesz rozmawiać i chcesz odpocząć to mam nadzieję, że pozwolisz ze sobą zostać?- Spytał.
- Będę czuwać, jeśli zostaniesz. Nie zasnę, ani nie odpocznę. Zawsze się spodziewam nieoczekiwanego - uśmiechnęła się lekko. I tak miała wrażenie, że zrobi co będzie chciał i mało go obchodzi jej zdanie. Dlatego odpuściła. Odwróciła głowę w bok i zamknęła oczy.
- Czuję twoją obecność. I jestem zmuszona co chwilę sprawdzać, co robisz. - starała się wyjaśnić - Nie rozumiesz tego, prawda?
- Rozumiem.-
Stwierdził dźwigając się na rękach by wstać.
- Zatem zostawiam Ciebie tak jak wolisz.- Ruszył ku wyjściu niespiesznym krokiem zostawiając butelkę wódki obok miejsca gdzie przed chwilą był.
- Jakby co to wołaj.- Oparł się o ścianę korytarzyka i obejrzał się w nadziei.
- Dzięki - odparła krótko zawijając się w nakrycia nie otwierając już oczu. Zdawało się, że ma zamiar zasnąć.
Inżynier opuścił głowę i wyszedł starając się już nie hałasować. Usiadł za winklem i wziął pistolet po Baronie do rąk. Sprawdził cały układ i wyczyścił dokładnie.
 
Hakon jest offline  
Stary 15-09-2017, 07:25   #66
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Z wizytą u Slanna

Późnym wieczorem, Lexa w towarzystwie Aureolusa dotarła do obozu jaszczuroludzi w ruinach starego miasta. Najwyraźniej byli spodziewanymi gośćmi, bowiem na ich widok strażnicy natychmiast otworzyli bramę. Wewnątrz było zaledwie kilka szałasów, zdecydowanie za mało, aby móc pomieścić tylu saurusów. Rozwiązanie tej zagadki czekało zaledwie kilkanaście metrów dalej. Prowadzeni przez poznanego przez medyka kapłana dotarli do wnętrza zrujnowanej chaty. Tam w podłodze ukryta została zapadania, która była wejściem do tunelu, a właściwiej rzecz ujmując; rozległej sieci podziemnych korytarzy i jaskiń, który po upadku wyspy stał się nowym domem dla jaszczuroludzi.

- Lord Quex was oczekuje - powiedział prowadzący ich kapłan, choć Lexa, która nie miała amuletu elfa, nic z tego nie zrozumiała. - Nie potrafię stwierdzić na ile owocne będzie to dla was spotkanie, śmiertelnicy. Jeśli jednak przychyli się waszej sprawie, to nie uczyni tego za darmo...

- Tłumacz mi na bieżąco, albo dostaniesz w ryj i dopiero jaszczury się zdziwią, co potrafi ta “twoja samica”
- poprosiła Norsmenka, patrząc wymownie na medyka, przez którego tutaj się znalazła. Była pełna podejrzliwości, a brak zaufania aż wylewał jej się uszami. Rozglądała się nerwowo idąc blisko Aureolusa. Stwierdziła, że dawno nie szła tak ciasno przy czyimś boku.

- Lord nas oczekuje. I czegoś od nas chce. - przetłumaczył pokrótce medyk.
- Prowadź zatem - rzekł do kapłana. Spodziewał się czegoś takiego. Nie ma nic za darmo. Ale jaki miał wybór? Co prawda miał wrażenie, że zrobili już całkiem sporo dla rasy skinków w ogólności, a Lorda Quexa w szczególności, ale to nie kapłana trzeba było przekonać.

- Pewnie jakiś rytuał na nas zrobić, albo inne godowe orgie. Nie wiem co ci odjebało by tutaj przyłazić - naburmuszyła się Lexa, wydymając sine usta. Wciąż jej chód był chwiejny, ale przynajmniej starała się stąpać z dumą wojownika

Podążali podmokłymi, wapiennymi tunelami tak długo, że zaczęli się zastanawiać nad ilością godzin, która upłynęła w tym czasie. Rozmawiali przy tym niewiele, jako że ich przewodnik nie był skory do rozmów, więc była to bardzo nużąca podróż. Na swej drodze napotkali stosunkowo niewielu jaszczuroludzi i w przeważającej większości byli to strażnicy, jednakże z mijanych bocznych korytarzy i jaskiń niejednokrotnie docierała ich głośna wrzawa.
W końcu jednak dotarli do kresu swej podróży. Przed wejściem do małej, podziemnej komory stał liczny oddział doskonale uzbrojonych saurusów, którzy musieli być elitarną gwardią. Kapłan nakazał ludziom wejść do środka, sam jednak został i uważnie im się przyglądał.

Lexa i Aureolus wkroczyli do pogrążonej w półmroku małej jaskini, w samym centrum której znajdował się unoszący się parę stóp nad ziemią tron. Siedziała na nim przedziwna, groteskowo wręcz wyglądająca istota, która przypominała przerośniętą ropuchę, jednakże już szybkie rzucenie okiem pozwalało określić, że jest ona najpotężniejszym bytem z jakim kiedykolwiek się spotkali. Otaczała ją aura przedwieczności, wiedzy skumulowanej przez całe tysiąclecia…
Lord Quex siedział na swym tronie w medytacyjnej pozie, co sprawiało, że wyglądał jakby spał. Po chwili jednak otworzył swe wielkie oczy i spojrzał na swych gości.
- Doszły mnie wieści o waszym wspaniałym zwycięstwie, śmiertelnicy - obcy głos odezwał się w ich głowach. - Mój lud jest wam za to wdzięczny - po tych słowach na dłuższą chwilę zapadła krępująca cisza.
- Wiem też, że nie przybyliście tutaj, aby słuchać pochwał. Samicę trawi potworna choroba, która odbierze jej życie i duszę w przeciągu niecałej doby. Nie mam mocy, która ją ocali, ale u zarania dziejów powierzony został mi artefakt, który jest w stanie całkowicie wyleczyć duszę i ciało, nawet z najpotężniejszych klątw - Lord Quex ściągnął zawieszony na szyi amulet, który wyglądał bardzo niepozornie. Był to prosty, gładko ociosany kamień, o owalnym kształcie, przez który przeciągnięty został drobny sznurek. Cisnął nim przed siebie, a ten z pomocą jego woli zatrzymał się w powietrzu na kilka cali od Aureolusa.
- Kiedy samica umrze, otwórz go i jego płynną zawartość wlej jej do gardła. To potężna substancja nie z tego świata, której moc jest w stanie przywrócić martwych z powrotem do świata żywych. To też ostatnia fiolka jaką posiadam - mówił w ich myślach sędziwy Slann.

Aureolus nie znał się na etykiecie. Ale potrafił rozpoznać zaszczyt, kiedy trafiano go nim prosto między oczy. Szedł o zakład, że byli z Lexą jedynymi ludźmi (a przynajmniej pierwszymi od bardzo dawna), którzy mieli okazję porozmawiać z taką istotą.
Na chwilę odebrało mu mowę. Przyklęknął na jedno kolano. Już samo wpuszczenie ich tutaj…
- Dziękuję - wydukał - zapamiętam honor, jaki nas spotkał.
Powoli wyciągnął rękę w kierunku amuletu, tak by ten, puszczony przez Przedwiecznego mógł upaść na dłoń i czekał na ciąg dalszy przemowy władcy Saurian. Dar był iście królewski. I z pewnością miał cenę. Lexa obserwowała zachowanie Aureolusa nie do końca rozumiejąc, co właściwie się dzieje. Niby patrzyła i pojmowała, ale wciąż czuła się jak gówno. Najgorzej jednak poczuła się, kiedy medyk uklęknął, tym samym przestając być dla niej wsparciem. Zachwiała się na słabych nogach i uśmiechnęła blado sinymi ustami, jakby to tak niby celowo było. Tak naprawdę czuła się zażenowana. Długo przyglądała się spasionej klusce pokrytej zielonym śluzem i nie mogła się nadziwić, jak taki spaślak przetrwał tyle lat i nikt go nie ustrzelił. Żarcia starczyłoby na miesiąc. Po chwili zafrasowała się z obawy, że być może ten żabol czyta im w myślach. Miała nadzieję, że nie. Ponownie zerknęła na doktora, zrobiło jej się cieplej na sercu, a z drugiej strony jej ciało przeszył dreszcz zimna. Bolało ją wszystko, miała ochotę zwymiotować, choć nic nie jadła. Czując, że nie wytrzyma długo na nogach, kucnęła ostrożnie, by po chwili usiąść na ziemi ze skrzyżowanymi nogami.

Spojrzenie starożytnego slanna spoczęło na umierającej Lexie i w tym samym momencie poczuła niespodziewany przypływ sił witalnych. Nie sprawił on, że wyzdrowiała, czy chociaż była równie sprawna co dawniej, ale przynajmniej poczuła się lepiej i miała wrażenie, że będzie w stanie pójść o własnych nogach.
Lord Quex w następstwie przeniósł swe spojrzenie na klęczącego przed nim Aureolusa, a w jego myślach ponownie odezwały się słowa magokapłana.
- Przyglądałem się wam odkąd dobiliście do naszych brzegów. Byłem świadkiem zdrady, która was dotknęła. Przez wiele lat badałem naturę waszego gatunku i już teraz potrafię przewidzieć, że spróbujecie wywrzeć zemstę na swych oprawcach - zauważył slann, przez cały ten czas nie spuszczając swego spojrzenia z Aureolusa.
- Tobie śmiertelniku wróżę wspaniałą przyszłość, jeśli tylko chwycisz los w swoje ręce i zdołasz wrócić tam skąd przybyłeś. Kluczem do tego jest amulet, który znalazł się teraz w twoim posiadaniu i sądzę, że z czasem znajdziesz sposób jak go właściwie wykorzystać. Kilka kropli uratuje wojowniczkę przed okrutnym losem, resztę zachowaj jako podarunek od naszego ludu; próbę okazania wdzięczności za to co dla nas zrobiliście - kontynuował swą przemowę Lord Quex.
- Możecie już wracać na powierzchnię. Okażemy wam swą gościnność i pozwolimy noc spędzić w obozie. Wiem, że prędzej czy później opuścicie wyspę i spróbujecie dokonać zemsty na ludziach, z którymi tu przybyliście, lecz najpierw odpowiedzcie sobie na pytanie, czy warto tyle ryzykować dla materialnych korzyści. Zdobyliście cenne skarby, niebawem znajdziecie też dla siebie statek, a Lustria… Lustria nie jest miejscem dla waszego gatunku. Tutaj prędzej czy później każdego spotka śmierć i zwykle jest ona tragiczna - po tych pożegnalnych słowach slann zamilkł i zamknął oczy, jakby zapadł w medytacyjny sen.

Aureolus, nie będąc pewien czy Lord Quex czyta mu w myślach czy wyłącznie trafnie zgaduje wstał powoli, dając solidniejsze niż przed chwilą oparcie Lexie. W myślach odpowiedział Slannowi:
- Nie przybyłem tu dla materialnych korzyści. Znalazłem tu więcej niż ośmielałem się marzyć. Jeśli o mnie chodzi, mógłbym już wracać. Jestem jednak coś winien moim towarzyszom, choć postaram się ich ostrzec. Za pozwoleniem, chciałbym zatrzymać się na noc w obozie i poznać Wasz lud lepiej - Aureolusa nigdy nie pociągały bogactwa i skarby inne niż wiedza, a po śmierci Barona Kratenborga nie miał też powodu, by naprzykrzać się Saurusom. Zwłaszcza, że dali mu więcej niż się spodziewał.
Żadne skarby świata nie są warte więcej - pomyślał, wpatrując się w trzymany w dłoni amulet.

Widać było, że bił się z myślami. Jeszcze niedawno wziąłby eliksir bez słowa, zostałby największym medykiem w dziejach i miałby gdzieś przyszłość tej wyspy i zamieszkujących ją istot. Ale ta podróż go zmieniła. Wiedział, że jeśli wykorzysta cudowną moc eliksiru po powrocie na ziemie Imperium, w ciągu pół roku na brzegi tej wyspy zwali się kilka tysięcy poszukiwaczy przygód poszukujących eliksiru życia. Nawet jeśli będzie udawał, że eliksir stworzył sam, przybędą tu po składniki… Chciał być największym lekarzem wszechczasów, ale ku swojemu zaskoczeniu zorientował się, że nie za każdą cenę. Tuż zanim zdecydował, by natychmiast po użyciu eliksiru na Lexie zwrócić go, wymyślił rozwiązanie: jeśli powie, że składniki wziął z zamku wampirów, śmiałkowie wybiorą się do Sylvanii. A losem wampirów przejmował się jakby mniej, zwłaszcza odkąd próbowały ich wszystkich zabić.
Pokłonił się Slannowi i powoli wycofał się.

Lexa, choć skorzystała z pomocy medyka, to w tej chwili potrzebowała jej zdecydowanie mniej. Wstała o własnych siłach i przestała chwiać się na nogach. Spojrzała na Aureolusa i pozwoliła mu, aby ją trzymał. Razem opuścili pomieszczenie, a gdy wyszli na zewnątrz, było już ciemno. Blondynka zaczęła się rozglądać. Była bardzo spokojna, jakby opuścił ją wszelki lęk.
- Musimy znaleźć jakieś miejsce na odpoczynek, skoro mamy spędzić tu noc. - stwierdziła prostą oczywistość, przenosząc wzrok na medyka - Dobrze się w ogóle czujesz? Wyglądasz jakoś inaczej - spytała dostrzegając zamysł i zmartwienie na jego twarzy. Ta wizyta była dziwna, Lexa nigdy nie przeżyła czegoś podobnego. Rozchodzący się po ciele ból nie pozwalał jej jednak na większe rozmyślania. Czekała aż mężczyzna zdecyduje co teraz.

Wcześniej Lexa uderzyła go otwartą dłonią. Potem pozwoliła się trzymać - złapał ją odruchowo, ale szybko zauważył, że wcale nie potrzebowała już jego pomocy. I jeszcze pozwalała mu podejmować decyzje. Nie miał pojęcia czym sobie na to zasłużył. Jakby miał mało do przemyślenia.
- Ostatnio mam wiele myśli, których się po sobie nie spodziewałem. - odpowiedział na jej pytanie. A później zajął się jej sugestią:
- Gdzie możemy przenocować w obozie? - zapytał kapłana, który czekał przy wejściu do komnaty slanna.
- I czy pijecie alkohol? - dopytał po chwili. Chciał skorzystać z okazji i porozmawiać ze swoimi odpowiednikami, dowiedzieć się o ich sposobach leczenia chorób i ran oraz odstraszania wszechobecnych owadów, dzieląc się w zamian własną wiedzą, a nawet oddając w rewanżu księgę o ludzkiej anatomii, w której zapisywał receptury - znał je na pamięć i potrafił odtworzyć. Cudowny eliksir z amuletu był zbyt cenny by marnować go na proste przypadki, gdy zioła, minerały i inne, prostsze metody pozwalały uzyskać ten sam efekt.

Gdy okazało się, że tylko na pierwsze pytanie uzyskał satysfakcjonującą odpowiedź, mimo początkowego rozczarowania uśmiechnął się. Potrafił wyobrazić sobie gorsze rzeczy niż spędzenie nocy z Lexą. I poszedł z nią do szałasu, w którym mogli odpocząć przed powrotem.

Wnętrze nie było tak ciasne jak początkowo mogłoby się wydawać. Podłoga była wyściełana, aby spoczywający tam wojownicy nie musieli czuć chłodu bijącego od gleby. Lexa jedną rękę zarzuconą miała przez barki medyka, a drugą trzymała się za brzuch. Czuła jak przewalają jej się wnętrzności, jak wszystko ściska się w jedną całość. Usiadła z grymasem bólu, zabierając rękę i zdejmując z ramion niewielki tobołek. Szybko go otworzyła, wyciągając dwie pełne flaszki gorzały.
- Skoro już wiemy, że muszę zdechnąć… To przynajmniej się napruję. - postawiła butelki na ziemi i spojrzała na medyka. Poklepała miejsce obok siebie, sugerując by usiadł. Nie wiedziała czy chce, ale w tym momencie jej to nie obchodziło. Skoro ją tutaj przywlókł, to niech teraz jej dotrzyma towarzystwa.
- Jedna dla ciebie, druga dla mnie. - wyjaśniła, odkorkowując jedną z butelek zębami i plunęła zatyczką gdzieś daleko. Od razu zanurzyła usta w alkoholu, wypijając kilka solidnych łyków, jakby piła zwykłą wodę.
- Zadowolony z siebie jesteś? - spytała ni stąd ni zowąd.

- Jak nigdy - uśmiechnął się, siadając obok i przyjmując butelkę. I wyciągając dwie menzurki.
- Na wino Cię pewnie nie skuszę? - zapytał, choć spodziewał się odpowiedzi.
- Jak skończę to, to mogę i te szczochy wydoić, byś się nie musiał męczyć - odpowiedziała podczas krótkiej przerwy w dalszym znieczulaniu siebie gorzałą. Widać było, że raczej ma w zamiarze skończyć tę butelkę w kilka minut, a nie godzin.
- Oni wiedzą, że nas nie ma? No wiesz, moja siostra wie? Ona wiedziała wszystko, prawda? - w jej tonie głosu nie było słychać żalu, choć był on zdecydowanie słabszy, niż zazwyczaj. Wzrok jej utkwił gdzieś w oddali, skupiając się na otoczeniu. Co chwila przystawiała flaszkę opróżniając ją w zawrotnym tempie.

Medyk nalał sobie wódki do menzurki. I ku zdziwieniu Lexy wypił ją jednym haustem.
- Chyba tylko medycy piją tyle co najemnicy - rzucił. A zanim odpowiedział na jej pytanie, wypił drugą porcję.
- Thora wie tyle ile musi. Że wyszliśmy by Ciebie wyleczyć. Erwin też, bo pilnował twoich drzwi. Jeśli wrócimy jutro przed wieczorem to nic więcej się nie dowiedzą.
Jeśli piciem dało się zaimponować, to właśnie z tego powodu na twarzy Lexy wykwitł lekki uśmiech, kiedy to zerknęła na niego z boku. Potem już nie oderwała spojrzenia od mężczyzny.

- Zaufała ci. Tak jak radziłam. - Norsmenka pokiwała głową i spróbowała wziąć głęboki wdech. Ta próba jednak spełzła na niczym, gdyż mogła brać tylko płytkie wdechy, ponieważ gdzieś wewnątrz czuła blokadę nie do przebicia. Jego sprawne oko widziało, że jest jej ciężko. Ona jednak siedziała wyprostowana, jakby dumna z tego kim była. Topiła swój ból i zniedołężnienie w znikającej wódce.
- Erwin… - powtórzyła za nim to imię i parsknęła krótko - … twój przyjaciel jest dziwny - stwierdziła rozbawiona - I irytujący. Dobrze, że nie masz cycków, bo by cię zniżył do poziomu rozpłodowej krowy - zaryła śmiechem blondynka, ponownie upijając się w alkoholu.
- Pewnie dlatego się dogadujecie, dwa kutasy. - odwróciła się całkowicie w jego stronę, aby móc spojrzeć prowokująco i zadziornie - Choć jeden zdecydowanie większy.

- Wszyscy moi przyjaciele są dziwni
- uśmiechnął się do niej.
- Mając aż dwoje nie stać mnie na wybrzydzanie - dodał. Nie dawał po sobie poznać, że widzi cierpienie Lexy. Bał się, że jeśli o nim wspomni, ona spróbuje je ukryć jeszcze bardziej, robiąc sobie krzywdę.

- Dziwni i irytujący? - dopytała, choć wcale nie liczyła na odpowiedź. Skupiła się na tym, co aktualnie szło jej najlepiej, czyli chlaniu. Wymienili zaledwie parę słów, a ona była już w połowie. - Pij - ponagliła go rozkazująco. - Szybciej zaśniesz. Ja będę czuwać, to dla mnie obcy teren, więc nie odpocznę. - przybliżyła się do medyka bardziej i przechyliła głowę w bok, patrząc na niego pod kątem. Chwilę milczała mrużąc oczy w zamyśleniu - Wiesz… Pomyślałam, że nie musisz marnować na mnie tego eliksiru. Mógłbyś… Wziąć go. I wrócić. Miałbyś to, czego pragniesz… chyba.

Wypił. Wyjął swoją flaszkę wódki z plecaka. Na wypadek, gdyby była potrzebna.
- Zapamiętać: przemiana w wampira zaczyna się osłabieniem. Później przychodzi niezrozumiała sympatia do medyka. A teraz, jak widzę, także zaburzenia myślenia - alkohol działał. Głównie na poczucie humoru i zrozumiałość wypowiedzi. Westchnął:
- A kto mnie ochroni, jak umrzesz, co? Skąd się dowiem czy eliksir w ogóle działa?
Westchnął ponownie. Zasługiwała na więcej prawdy, a mniej żartów. Wypił jeszcze trochę.
- Pragnę żebyś przeżyła. Spójrz - ledwo zacząłem się z Tobą zadawać, a już zabijam wampiry, poznaję przedwieczne istoty i dostaję w posiadanie artefakty o niepojętej mocy. I mam z tego zrezygnować? A co najgorsze - żadna z tych rzeczy nie daje mi tyle przyjemności, co Twoje towarzystwo. Także nie, nie miałbym tego czego pragnę, gdybym zrobił to co sugerujesz.
Dokończył butelkę i spytał cicho:
- A czego Ty pragniesz? - Zdał sobie sprawę, że nigdy jej o to nie zapytał. Niezły ze mnie przyjaciel - pomyślał z przekąsem.

- Niezrozumiała sympatia - powtórzyła Lexa prychając z oburzeniem - Już dawno ci proponowałam spuszczeniem emocji z lędźwi - naburmuszyła policzki napychając je powietrzem. - Przecież przeżyję! - zmarszczyła gniewnie nos, jakby to miało go przestraszyć lub sprawić, że zmieni zdanie - Choć najpierw umrę… Raz zdychałam, chyba nie będzie tak źle - mruknęła już bardziej do siebie. Zakręciła butelką i wychyliła przełykając piekący przełyk płyn w dużej ilości. Miała nadzieję, że się nie porzyga, bo mdliło ją już od rana. Kiedy opróżniła butelkę, odruchowo chciała ją wyjebać w krzaki, ale powstrzymała się i włożyła z powrotem do plecaka. Słuchała go dalej i mało się nie zachłysnęła. Musiała sięgnąć po drugą butelkę. Przynajmniej ją to grzało. Pijąc dalej patrzyła na niego nieco zaskoczona, ale i zadowolona. Być może to była ich ostatnia rozmowa? Ich ostatni czas wspólnie spędzony… Nie było miejsca na niedopowiedzenia.

- Chcę być najlepsza… - odpowiedziała Lexa z zastanowieniem - I chcę być ważna. Chcę też walczyć, doskonalić się i nie dać się pokonać… Co jak widać marnie mi idzie - zaśmiała się gorzko pijąc dalej. Wyciągnęła rękę z jeszcze w miarę pełną butelką gorzały w kierunku medyka. Wziął i odłożył na bok norsmenka mówiła dalej - Ostatnio chyba nic mi nie idzie… Nie jestem ani kobietą, ani wojownikiem, ni siostrą ni córką - spochmurniała spuszczając wzrok. Nie wiedziała czemu i po co to powiedziała. - Ale chyba w jednym jestem dobra - podniosła ponownie spojrzenie na medyka i uśmiechnęła się słabo - W bronieniu imperialnych łazęg.

- Jako obroniona imperialna łazega potwierdzam. Walczymy odkąd zbliżyliśmy się do brzegów Lustrii a ja nawet zadrapania nie mam. Bo jakaś “niewojowniczka” mnie chroni. Co do bycia siostrą to pytaj Thory. Co do bycia kobietą… nie będę Cię redukował do tej roli, ale z tego co mówisz to znam kogoś kto sądzi inaczej. Każdy ojciec byłby dumny z córki, która nigdy się nie poddaje. Tylko głupiec by nie był. A sądząc po córkach, Twój nim nie jest.
A co do bycia ważną… Myślisz, że czemu tu jestem? Że dla każdego ryzykowałbym w taki sposób?


Kąciki ust Lexy uniosły się lekko.
- Sam mi powiedziałeś, że za to ci płacą. No i że nie miałby cię kto bronić, gdybym umarła. No i że na twojej warcie ofiar nie ma, więc muszę być grzeczna i żyć. No i jeszcze kilka innych argumentów, coś z cyrkiem było, niech no sobie przypomnę… - postukała teatralnie palcem w brodę i spojrzała w górę udając, że się zastanawiała. Niedługo jednak to trwało, bo w końcu jej uśmiech znacznie się poszerzył, stając się szczerym zadowoleniem. Potem jedynie zbliżyła przesiąkniętą alkoholem, chłodem i malującą się śmiercią twarz bliżej jego.
- A nie dla każdego? - spytała półszeptem z zaciekawieniem

Ta cholernica go przegadała. Znowu. Mimo to, uśmiechnął się i zbliżył usta do jej ucha:
- Nie - wyszeptał.
- Ale dla wielu? - dopytała z lekkim drżeniem, kiedy ciepło jego oddechu zetknęło się z jej zimną skórą.
Aureolus dużo mówił. Gadał nawet wtedy, gdy nie trzeba było. Ale teraz ktoś kogo medyk nie znał, nie powiedział nic. Lexy żadne słowa by nie przekonały. Mógł dać Jej znacznie lepszy dowód. Pochwycił ją i rzucił na posłanie.
Kobieta huknęłaby głucho o, bądź co bądź, twardą nawierzchnię, gdyby nie ręka mężczyzny, która przytrzymała jej plecy. Czuła ciepło życia bijące od niego, było przyjemne i kojące. Przygnieciona miała jeszcze słabszy oddech, ale nie zamierzała się skarżyć. Patrzyła na jego twarz, próbując odgadnąć ukryte tam emocje. Zastanawiała się nad kolejnym krokiem, czego w normalnych warunkach wcale by nie robiła. Podniecenie napędziło jej umierające serce dodatkowym rytmem.

- Jutro umrę… - zaczęła cicho i z bólem w głosie, nie mogąc oderwać od niego spojrzenia. Czuł słabe uderzenia serca, kiedy dłoń kobety pogładziła jego policzek -...będziesz wtedy przy mnie?
Zmienił pozycję by jej nie przygniatać.
- Dopóki nie zmienisz zdania. A może i nawet wtedy nie.
Pogładził dłonią jej włosy. Patrzył na nią. Zdecydowanie nie jak na pacjentkę. Ale był gotów pozwolić jej spać. A sam zamierzał wypić Sokole Oko i czuwać przy niej całą noc, na wypadek, gdyby miała umrzeć wcześniej niż sądziła.

- No proszę, jaki ze mnie natrętny doktor - zażartowała złośliwie na jego odpowiedź, która sugerowała, że być może już się od niej nie odczepi. Albo może tylko chciał popatrzeć jak umiera. - Czyli już się ciebie nie pozbędę? - zaśmiała się na krótko a jej zmęczone oczy wciąż go obserwowały z zaciekawieniem. - Pasuje mi. Bywam nieznośna - zakończyła tym samym zamykając oczy i delektując się ciepłem, którego jej teraz brakowalo.
- Wiem. Jak Ci się znudzi, wystarczy, że się odsuniesz w odpowiednim momencie. - nie przerywał głaskania. Czekał, aż Lexa uśnie. Dawno nie czuła się tak bezpieczna. Jutro ją uratuje... Jutro... będzie żyła.

 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 15-09-2017 o 14:04.
Nami jest offline  
Stary 15-09-2017, 10:58   #67
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Retrospekcja
Życie potrafi zaskakiwać nawet w najmniej oczekiwanych momentach i choć nie zawsze zmiany te zaliczają się do przyjemnych, to otwierają przed człowiekiem nowe, niezbadane dotąd ścieżki. Historia pewnej grupy ludzi i krasnoludów jest tego najlepszym dowodem. Do brzegów Lustrii dotarli jako najemnicy, ochroniarze i wszelkiej maści specjaliści w swoim fachu, lecz w przeciągu zaledwie kilku dni przyłożyli ręce do obalenia trzęsącego okolicą wampirzego watażki, Luthora Harkona, czym zaskarbili sobie wdzięczność zamieszkującej okoliczne wyspy społeczności jaszczuroludzi. Był to przełomowy moment, w którym przestali być już zwykłymi psami wojny, a stali się awanturnikami z krwi i kości, gotowymi za pomocą magii i miecza wydrzeć sobie miejsce na tym okrutnym świecie. Wychłostani przez los, postanowili chwycić go w swoje ręce i wywrzeć zemstę na tych, którzy odwrócili się od nich w chwili największej potrzeby, skazując na zagładę.

Dzięki pomocy potężnego slanna, Lorda Quexa, udało im się wyleczyć Lexę z trawiącego jej duszę i ciało wampiryzmu. Potężna klątwa została zdjęta przy użyciu substancji, która rzekomo trafiła do Lustrii spoza tego świata. Ostatni jej flakonik otrzymał wybitny imperialny medyk Aureolus Hohenstein, który postanowił zachować kilka kropli, aby w przyszłości spróbować odtworzyć jej magiczne właściwości. Miał nadzieję, że dzięki temu niespotykanie szczodremu podarunkowi znajdzie lekarstwo na liczne trapiące ludzkość choroby, których istnienie znacząca opóźniało rozwój cywilizacyjny, a on sam zapisze się na kartach historii, tuż obok takich sław jak Magnus Pobożny czy Karl Franz.
W czasie kiedy ambitny medyk dogadywał się zimnokrwistymi z użyciem magicznych właściwości pewnego niezwykłego amuletu, reszta awanturników nie próżnowała. W pobliżu Miasta Umarłych natrafili na usłane ogromnymi wrakami wybrzeże. Niestety, większość statków nie nadawała się do żeglugi po otwartym morzu, jednakże Thorze i jej załodze po bardzo długich poszukiwaniach udało się znaleźć dwumasztowy bryg, który musiał trafić tam stosunkowo niedawno, albowiem był on w praktycznie nietkniętym stanie.

Przez kilka następnych dni najemnicy przygotowywali się do dalszej podróży. Zebrali zapasy żywności, zgromadzili liczne skarby, które wcześniej wydarli z chciwych rąk Luthora Harkona, a pod pokład nowego statku, którego dość wymownie nazwali “Zemstą Barona”, upchnęli całą zbrojownię wampirzego lorda. Czekało ich nie lada wyzwanie; Lorenzo Casini zgromadził wokół siebie prawdziwą armię żeglarzy i awanturników, gotowych walczyć do ostatniej kropli krwi o samą tylko obietnicę skarbów. Najemnicy doskonale o tym wiedzieli, więc ostatnie godziny na suchym lądzie spędzili planując ryzykowną ofensywę, przymierzając zdobyte zbroje, ćwicząc szermierkę, ostrząc miecze i topory. A kiedy Lexa całkowicie wyzdrowiała, gotowi do walki weszli na pokład “Zemsty Barona”, wiedząc, że najbliższe godziny będą dla nich decydujące.


Zatoka Krwiopijców, Lustria
21 Vorgeheim, 2528 K.I.
Świt

Dwudziesty pierwszy Vorgeheim awanturnicy zapamiętali jako wyjątkowo piękny dzień, nie z powodu nieubłaganie zbliżającej się konfrontacji z Casinim, lecz całkiem dosłownie. Wysokie żagle łopotały na łagodnym wietrze, który niósł ze sobą chłodne powietrze, tak bardzo niespotykane w tych rejonach świata. Wynurzające się ponad wysokie korony drzew słońce muskało twarze żeglarzy pierwszymi, delikatnymi promieniami, a krążących po nieboskłonie chmur można było zliczyć na palcach jednej ręki. Była to zapowiedź pięknej pogody i jednocześnie dobry omen, który umocnił morale załogi przed czekającą ich konfrontacją.
W ciągu niespełna kilku godzin od opuszczenia brzegów Wyspy Umarłych, awanturnicy wpłynęli do Zatoki Krwiopijców, która swą wymowną nazwę, ku nieoczekiwanej uldze żeglarzy, brała nie z powodu wampirów, a milionów komarów, które wylęgały się na okolicznych mokradłach. Holzberg znajdowało się nieopodal, ukryte pomiędzy bagnami znajdującymi się u ujścia wielkiej rzeki Qurveza, której źródło wypływało z położonych w sercu dżungli wzgórz. Znając położenie kolonii jedynie w przybliżeniu, awanturnicy nie chcieli ryzykować ujawniania swojej obecności, więc zakotwiczyli w bezpiecznej odległości i na zwiad posłali Bertholda, który w tym celu musiał zmienić swoją postać i na powrót stać się krukiem.

Dziki mag po kilku godzinach prowadzonych z powietrza poszukiwań odnalazł Holzberg i dwa zakotwiczone w dokach statki. Była to stosunkowo mała osada, rozmiaru przeciętnej imperialnej wsi, gdzie większość chat postawiona została na wysokich balach, których zadaniem było chronienie kolonii przed regularnie wylewającą rzeką. Jej największym walorem obronnym było położenie - dzięki okolicznym mokradłom była dobrze ukryta przed nieprzyjaznym wzrokiem, znajdowała się na znacznym podwyższeniu terenu, a na dodatek przepływały przez nią liczne strumienie, które mogły stanowić naturalną barierę po zerwaniu mostów..

Tego dnia w Holzberg panowało niezwykłe poruszenie. Na znajdującym się w pobliżu głównej drogi polu namiotowym wywleczono beczki rumu, które otwierano przy głośniej wrzawie i okrzykach radości. Obserwujący z koron drzew Berthold dowiedział się, że wróciła właśnie jedna z grup zwiadowczych i odkryto w miarę bezpieczną drogę prowadzącą do serca dżungli. Ta wieść podziałała na wyobraźnie łowców skarbów, albowiem wiedzieli, że opuszczenie osady jest już tylko kwestią czasu. Na ten dzień czekano cały miesiącami, więc euforia tych ludzi nie była czymś, czemu można było się dziwić. Co więcej, Berthold dość szybko zauważył, że Lorenzo Casini zdobył sobie wśród kolonistów nowych, wiernych sojuszników i niewiele brakowało, aby stali mieszkańcy Holzbergu zaczęli nosić go na rękach, niczym jakiegoś wybawiciela. Mag przyglądał się temu z obrzydzeniem i notował w głowie swoje spostrzeżenia. Wiedział, że nie będzie łatwo obrócić tych ludzi przeciw Casiniemu. Prawdę mówiąc, na ten moment wydawało się to być praktycznie niemożliwym wyczynem, jednakże była w kolonii jedna, dość skromna liczebnie grupa, która krzywo patrzyła na swego zwierzchnika. Zaliczały się do niej krasnoludy Bardina Mordinssona, którzy wciąż czuli się zdradzeni i wykorzystani w niecnym spisku, który ostatecznie skończył się śmiercią Barona. Nie mieli jednak innego wyjścia, znajdowali się bowiem tysiące kilometrów od domu, a jedyne dwa okręty jakie były w kolonii należały teraz do Lorenza.

Zdobywszy te informacje, Berthold wrócił na statek, aby doprecyzować dalsze kroki…
 
__________________
[URL="www.lastinn.info/sesje-rpg-dnd/18553-pfrpg-legacy-of-fire-i.html"][B]Legacy of Fire:[/B][/URL] 26.10.2019
Warlock jest offline  
Stary 18-09-2017, 13:02   #68
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Sieć geomantyczna.
Miasto Umarłych, przed ruszeniem w pogoń za Cassinim.
Wśród licznych schodkowych piramid Miasta Umarłych jedna rzuciła się w oczy magom już na samym początku. Była najmniejszą ze wszystkich monumentalnych budowli, znajdowała się też w samym centrum miasta i jednocześnie była najmniej okazałą, niemalże niedbale wykonaną. Reszta najemników nie zwracała na nią większej uwagi, jednakże Wolfgang oraz Berthold od samego początku walczyli z silną pokusą zajrzenia do jej wnętrza, albowiem biła z niego potężna magia, którą wyczuli jeszcze przed bramami miasta.

Zagłębiając się w podziemia zapuszczonej piramidy, dotarli do wnętrza wielkiej sali, gdzie znajdowały się monumentalne posągi czczonych przez jaszczuroludzi bogów. W samym jej centrum, na oświetlonym przez świece ołtarzu, unosiła się parę stóp nad ziemią przedziwna metaliczna kula. To ona była źródłem magicznej mocy, którą wyczuli i choć Wolfgang, który poświęcił lata życia badaniom Geomantycznej Sieci, nie był w stanie z miejsca odgadnąć jej prawdziwego przeznaczenia, to był przekonany, że ma coś wspólnego z wielką mapą świata namalowaną na sklepieniu bezpośrednio ponad lewitującą sferą.

Berthold wpatrywał się w kulę z fascynacją, ale pamiętał że byli we wrogim otoczeniu więc powinni zachować ostrożność… Wysilił swoje zmysły, badając przepływ Wiatrów Magii w najbliższej okolicy.

-Ta cała geomantyka to twoja specjalność, zawsze byłeś lepszy w teorii, ja wolałem działać, a jak już badać to naturę, nie starożytne księgi… - Odezwał się do przyjaciela.


- Niesamowite. - Wolfgang stał przez chwilę z rozdziawoną szczęką, wpatrując się w lewitującą kulę. Wyciągnął w jej stronę dłoń, jakby chcąc dotknąć niezwykłego przedmiotu, lecz zatrzymał ją w bezpiecznej odległości. Nie był pewien natury artefaktu, ani niebezpieczeństw jakie mogą na nich czyhać. Wiatry magii które mógł wyczuć przepływające w pobliżu były wystarczającym potwierdzeniem tego że dobrze trafili.
Po chwili wpatrzył się w mapę na sklepieniu komnaty, chłonąc siatkę linii nakreśloną na jej powierzchni.
- Też lubie działać, ale ta sieć… - Wolfgang zaczął wykład. - Dobrze wiesz przed czym chroni nasz świat. - Uciął. - To chyba najpotężniejszy węzeł jaki w życiu widziałem. Może studnia? A ta mapa? - Zwrócił uwagę kompana na sklepienie.
- Cały znany tym przedwiecznym budowniczym świat. Sama w sobie powinna być warta krocie. A dla kolegiów? Bezcenna. To musi być Ulthuan, bo cóż innego? - Wskazał charakterystyczny punkt pośrodku mórz. - Więc gdzie będzie nasza wyspa? - Zapytał, szukając czegoś, co odpowiadałoby ich położeniu.
- Ciekawe czy zaznaczono tu wszystkie miasta jaszczuroludzi, czy może tylko te najważniejsze węzły. Może nawet uda nam się znaleźć cel wyprawy Cassiniego? Ale tu by trzeba kartografa z mapą Barona, albo przynajmniej samej mapy. Nie zdążyłem sporządzić kopii. - Urwał, skupiony na przepływie magii wokół samego przedmiotu i postąpił parę kroków do przodu, zatrzymując się na krawędzi okręgu świec.

W tym samym momencie Wolfgang dostrzegł dziennik leżący tuż pod unoszącą się metaliczną sferą. Ostrożnie podniósł go i zauważył, że jest mocno uszkodzony - grzbiet był miejscami przedarty, wiele stron z niego wypadało, zaś jeden z rogów był mocno przypalony. Ku jego uldze, został on spisany w języku klasycznym, zaś autorem książki był sam Luthor Harkon.
Z dziennika wynikało, że wampir próbował wykorzystać sferę do swych własnych, niecnych celów, jednakże nie potrafił przebić się przez jej zabezpieczenia. Jedną z nich była eksplozja magicznej energii, która wyjątkowo szkodliwie działała na istoty ożywione za pomocą mrocznej magii, co również tyczyło się wampirów. Luthor omal nie zginął przez własną bezmyślność, co sprawiło, że wpadł w furię i rzucił dziennikiem, stąd te uszkodzenia. Z ostatnich zapisków wynika, że poszukuje wyczulonego na magię śmiertelnika, za pomocą którego spróbuje obejść zabezpieczenia sfery.

- Widziałeś? - Wolfgang podał dziennik Bertholdowi. - Całkiem zgrabne pismo jak na nieumarłego sukinsyna. - Skomentował, wpatrując się w artefakt. - Skoro to go omal nie zabiło to ze mnie, czy z ciebie niewiele by zostało. Z drugiej strony, wspominał coś o śmiertelniku. - Mag ognia odsunął się nieco na bok i spróbował spleść magię kłębiąca się wokół sfery, ciekaw efektu. Po plecach przeszedł mu dreszcz hazardzisty, jednakże przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Wolfgang próbował skupić się na uchwyceniu wypływającej z wnętrza sfery energii, jednakże za każdym razem ta pozostawała nieuchwytna… do czasu. Pot zaczął spływać po czole i skroniach maga, kiedy ten wytężał umysł, aby zapanować nad magiczną mocą i w końcu coś nieoczekiwanego się wydarzyło. Z niezrozumiałych do końca dla niego przyczyn, sfera zaczęła otwierać się. Okalające ją blachy z nieznanego stopu metalu rozsunęły się, a światło z jej wnętrza uderzyło z siłą słońca w magów. Ból był nie do opisania, jednakże nie trwał zbyt długo. Po chwili w komnacie na powrót zapanowały ciemności i otwierając oczy, obaj adepci magii dostrzegli przed sobą kulę jaśniejącej energii, która niczym kryształowa kula jakiejś wróżbitki ukazywała obraz w jakimś odległym miejscu. Zatopione świątynne miasto znajdujące się na dnie oceanu w najgłębszej z głębin zwanej Rowem Stygiańskim. Okalała je strefa mocy, która uniemożliwiała wodzie dostanie się do jej wnętrza. Wolfgang z zapartym tchem przyglądał się niezwykłej osadzie, zamieszkałej przez jaszczuroludzi i kontrolowanej przez potężnych mago-kapłanów, wielkich slannów. Widział ogromne piramidy, jeszcze większe od tych znajdujących się w Mieście Umarłych, widział legiony strzegących ich saurusów i stosy artefaktów tak potężnych, że wszyscy magowie kolegium bez chwili wahania zaprzedali by swe dusze diabłom, aby móc położyć na nich swe głodne wiedzy łapska. Po chwili obraz się rozmył i ukazał wnętrze jednej z piramid, bardzo podobne do tej, w której się znajdował. Przed identyczną sferą siedział na unoszącym się w powietrzu tronie slann, który natychmiast wyczuł obecność Wolfganga. Czarodziej poczuł jak do jego umysły wdziera się obca wola i w panice przerwał komunikację, zamykając na powrót sferę mocy w jej stalowych okowach. Kiedy w pełni wróciła do niego świadomość, zorientował się, że siedzi na kamiennej podłodze cały zlany potem. Rozmyślając nad tym co się wydarzyło, odniósł wrażenie, że może kontrolować do pewnego stopnia przepływającą przez geomantyczną sieć energię, zaglądać do innych, połączonych z nią lokacji, a być może nawet otwierać portale, które umożliwiłby mu błyskawiczną podróż. Wiedział też, że wiąże się z tym wielkie ryzyko, albowiem prastarzy slannowie czuwali nad siecią i na pewno spróbowaliby mu w tym przeszkodzić, gdyby tylko wyczuli jego obecność...

- Niesamowite… - wychrypiał Wolfgang i odchrząknął. Po chwili wstał, jednak tylko dzięki pomocy swego kostura. - To nie tylko sieć. Dzięki tym sferom można patrzeć przez inne takie artefakty. Pewnie też otwierać portale. Jednak będąc tam, na dnie oceanu spotkałem jednego z nich. - Po plecach przeszedł mu dreszcz na samo wspomnienie mocy maga kapłana. - Wyczuł mnie i chciał powstrzymać. Wtedy się wycofałem. Jego moc przewyższała wszystko… - Urwał nie mogąc znaleźć porównania. - Wszystko. Ale będąc zdesperowanym pewnie mógłbym otworzyć przejście do jednego z miast. - Wbił wzrok w kulę oceniając ryzyko i jeszcze raz spojrzał na mapę.
- Potrzebujemy kartografa. Thora chyba się na tym zna? - Zapytał, drapiąc się po brodzie. - Musze się napić. Masz jakąś flaszke? - Nie czekając na odpowiedź, nagle się wyprostował i machnął ręką. - Zresztą nie czas na to. Potrzebuje tej mapy. Teraz. Ide po Thore.. - Mag ognia niemal wybiegł z piramidy.


***



Po jakimś czasie do obozu na szczycie piramidy wpadł zdyszany i zlany potem Wolfgang. Przystanął na chwile rozglądając się i uspokajając oddech, jednocześnie rozglądając się w poszukiwaniu tej jednej, niezbędnej mu osoby.

Gdy wypatrzył Thorę, podszedł do niej już znacznie spokojniej, skinął głową na powitanie i zaczął przyciszonym głosem. - Thoro. Potrzebuje cię... - urwał na chwilę jak speszony młodzik. - twojej pomocy znaczy. Z mapą. Znasz się na nich. - Bardziej stwierdził niż zapytał. - Masz jeszcze tą prostą mapę po Baronie? Pójdziesz ze mną? - Zakończył konspiracyjnie, śmiertelnie poważnym głosem.

Młódka z początku z zaskoczeniem nieco się odsunęła, by zaraz pochylić się mimowolnie ku Wolfgangowi. Zmarszczyła brwi próbując rozszyfrować motywacje maga.
- Mapy barona? Nie mam - pokręciła blond grzywą - nawet nie wiedziałam, że jakowąś specjalną miał - grymas pogłębił się, gdy spojrzała na starszego mężczyznę.

- W sumie tamta mapa jest teraz nieistotna, bardziej ucieszyłbym się z butelki czegoś mocniejszego. - Wyznał szczerze. - Idziemy?

- Zostało mi nieco rumu - Thora uniosła brew - Jeśli obiecasz, że będzie warto - wyszczerzyła się w uśmiechu.

Wolfgang pociągnął sporego łyka, a następnie teatralnie się ukłonił, wskazując wyjście z piramidy. - Panie przodem.

‘Jeśli mnie zostawi w środku, wiesz co robić” - rzuciła dziewczyna do Ulfira po norsku i zaciskając dłoń na pasie ruszyła na spotkanie sam na sam z magiem.

Wolfgang ruszył za młodszą norsmenką zawieszając wzrok na jej kołyszących się biodrach i kierując przez wymarłe miasto, rozświetlanie jedynie zaklęciem, które rozjarzyło smoczy łeb na końcu jego kostura.

Thora odwróciła się przez ramię:
- Hmmm dokąd idziemy, Wolfie? - skróciła imię maga odruchowo. Nie czuła się szczególnie pewnie w jego obecności. Nie lubiła też mieć ludzi za plecami. Odruchowo więc szukała możliwości zrównania kroku, czego Wolfgang nie utrudniał i gdy szedł już obok niej, odwrócił do niej twarz i spojrzał z błyskiem w szeroko otwartych oczach.
- W najciekawsze miejsce tego zrujnowanego miasta. Zobaczysz.
Dziewczyna obrzuciła maga uważnym spojrzeniem. W zasadzie do tej pory nie mieli okazji na tak intymne spotkania. Szybko oceniała Wolfa: starszy, żylasty, znaczy znój podróży znający, miękki chód… Dziewczyna zastanawiała się na ile niedbałość wynika z pewności siebie a na ile z doświadczenia. Jej uwagę przykuły dłonie. Dłonie Wolf miał ciekawe. Chyba najciekawsze bo mówiące o historii mężczyzny. Thora przyglądała się zabliźnionym tkankom z ciekawością:
- Skąd wiesz, że najciekawsze? Byłeś tu wcześniej? Smok Cię spalił? - wskazała bezpośrednio na zaciśniętą na kosturze rękę.

- Oczywiście że nie byłem. - Uśmiechnął się. - Ale jestem całkiem pewien że jego niezwykłość niemal dorównuje twojej urodzie. - mrugnął, a Thora prychnęła całkiem jak jej starsza siostra, kiedy Wolfgang skręcił, zmieniając kierunek marszu. Gdy mijał posąg wielkiego gada, ten oświetlony od dołu rzucał na ścianę pobliskiej świątyni wielki, zębaty cień.
- Blizne mam jeszcze z czasów kiedy służyłem w legionie. - Zamyślił się. - Jak dawno to było? Nie mogłem być starszy od ciebie. To był dzień… - Na jego twarzy pojawił się trudny do rozszyfrowania grymas.
- Zdaje się, żeś rękę ledwo ocalił. - mruknęła dziewczyna wydymając usta na wypomniany młody wiek - Co my tu robimy, Wolf? - Thora szła obok ale traciła nieco cierpliwość.

- Cóż za brak cierpliwości. - Zażartował Wolfgang. - Ale nie obawiaj się więcej, oto jesteśmy na miejscu! - Mag uniósł wyżej kostur, wskazując na jedną z piramid. Znajdującą się na środku pustego placu, chyba najmniejszą jaką Thora dotąd widziała. Pozbawioną zdobień, rzeźb, niemal niedbale wybudowaną.

Dziewczyna stanęła nie bardzo wiedząc jak ma zareagować. Sądząc po minie maga, był on z siebie niezwykle zadowolony.
- To ma dorównywać mojej urodzie? - zeźlona Thora założyła ręce na piersi.

Wolfgang wybuchnął szczerym śmiechem widząc minę dziewczyny. - Oczywiście że nie. Zapraszam do środka. - Tym razem pewnym krokiem przejął prowadzenie.
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.
Cattus jest offline  
Stary 18-09-2017, 13:16   #69
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
- Co to jest na bogów? - Thora aż głośno sapnęła, stając jak słup soli. Rozglądała się po sali wciąż i wciąż wracając wzrokiem ku unoszącej się w powietrzu kuli. Odchrząknęła głośno, mimo, że w ustach miała pustynię - Wolf...Wolfgang? - nie odwracała wzroku od sfery, postępując ostrożnie kilka drobnych kroków w jej kierunku.

- Wspaniałe prawda? - Zapytał Wolfgang. - Tylko jej nie dotykaj, bo nie będzie z ciebie co zbierać. Najlepiej zachować bezpieczną odległość. - Przestrzegł. Blondynka bezmyślnie pokiwała głową mrucząc ciche ‘aha’ pod nosem.
- Ten… artefakt to część sieci geomantycznej, oplatającej cały świat i odprowadzającej czystą energię chaosu, aby ta nie zalała go całkowicie. - Wyjaśnił, choć nie miał pewności czy dziewczyna go zrozumie. - Badam tą sieć połowę mojego życia, ale to… to przewyższa wszystko co dotąd widziałem. To jakbyś całe życie pływała po jeziorze, a pewnego dnia natknęła się na bezkresny ocean. - Uśmiechnął się zadowolony ze swojego porównania i podszedł do Thory. - Masz, napij się. - Wręczył jej wcześniej daną mu butelkę. Przejęła ją i przyssała jakby od rumu miało zależeć jej życie. Łapiąc oddech oderwała się w końcu i kaszlnęła.
- Weddin by się posrał w gacie - wyrwało jej się jakoś nadal bezmyślnie - Noooo dobrze - mruknęła próbując się wziąć w garść - a jak to działa? - nadal nie odrywała spojrzenia od kuli i jakby ledwo zwracając uwagę na Wolfa.

- Potrzebuje ofiary… - Wolfgang wyszeptał grobowym głosem zza jej pleców. Jedynie fakt, że stał w pewnej odległości od dziewczyny uratował go przed ostrzem w szyi. Thora obróciła się z warknięciem trzymając w dłoni wyglądające znajomo ostrze. - Do Hell wezmę ze sobą i Ciebie!

- Spokojnie! Żartowałem! - Wolfgang postąpił parę kroków do tyłu, unosząc przepraszająco ręce. - Nie mogłem się powstrzymać. - Na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. - Tak mnie jakoś naszło…

Nim skończył mówić, Thora pokonała dzielącą ich odległość i przyciągnęła maga bliżej siebie, szarpiąc Wolfa za rozchełstaną na piersi koszulę. Nie przejmowała się, że przy okazji ciągnie za widoczne w rozpięciu koszuli włosy. Wolfgang mimowolnie kwęknął.
- Wolfie… uważaj, żeby mnie nie naszło - syknęła przysuwając swą zagniewaną twarz do twarzy maga - Ofiara wtedy może się zmienić ku bogów radości.

Wolfgang nie stawiał oporu, poddając się gniewowi Thory. - Wynagrodze ci to. W granicach rozsądku… - W jego tonie ciągle pobrzmiewa nutka rozbawienia, lecz szybko ją stłumił. Dziewczyna łypiąc wciąż podejrzliwie i ze złością, rozluźniła w końcu zaciśnięte na magu dłonie i puściła go. - Jak działa? - Zmienił drażliwy temat. - Trzeba nagiąć magię wewnątrz za pomocą swojej woli i nadać jej kierunek. Albo zostać przez nią porwanym niczym przez rzekę. - Wyjaśnił. - Oba na raz. Mniej więcej. Trudno to zrozumieć komuś spoza mojej profesji.

- Aaaaaha - burknęła Thora wciąż nieco rozzłoszczona. Zupełnie nie zrozumiała o czym mówił mag - A co do tego ma mapa barona? - próbowała sprowadzić rozmowę na znajome tory.

Wolfgang wskazał na sklepienie, gdzie widniała mapa całego znanego i nieznanego im świata, pokryta siecią i różnymi punktami. - Potrzebuje tej mapy. - Wyjaśnił. - Sama w sobie powinna być warta krocie, ale dla kolegiów może być niemal bezcenna. Mam pergaminy i tusz, jedynie niezbyt znam się na znaczeniu map, a błędy mogą być niewybaczalne. - W końcu wyjaśnił powód całego zamieszania. - Pomożesz skromnemu magowi?

- Hmmmm - Thora zamruczała z zastanowieniem - A co z tego dla mnie? - uniosła brwi pytająco.

- Na początek jedna kopia. - Odpowiedział Wolfgang. - A jak jeszcze mógłbym odpłacić ci za taką przysługę?

Dziewczyna zbliżyła się ponownie do maga stając bliziutko z szerokim uśmiechem. Wiedziała, że uśmiechem czarować potrafiła nie gorzej niż niejeden czarorzut.
- A jak sądzisz? - spytała niższym, gardłowym głosem przesuwając wzrokiem po twarzy Wolfa.

- Przysługą. - Odpowiedział Wolfgang. - Albo kilkoma. - Uśmiechnął się w odpowiedzi, pochylając nieco głowę.

- Mmmmhm - Thora mruknęła niczym kocica - Kilka przysług brzmi dobrze - uniosła poznaczoną bliznami twarz ku górze - Dziesięć … - pełne usta dziewczyny niemal muskały wargi Wolfganga, czekoladowe oczy utkwione były nieodmiennie w jego obliczu, szukając spojrzenia - … brzmi lepiej.

- Ale przyjemności po pracy. - Wolfgang wyprostował się odsuwając twarz i wręczył jej tubę na zwoje ze wszystkimi potrzebnymi przyborami. - Sporo sobie liczysz za jedną przysługę. - Skomentował choć wyraz twarzy norsmanki zdawał się mówić coś przeciwnego. - Wiedz jednak że nie mam zamiaru łamać praw kolegiów. Moi pobratymcy z miejsca by mnie dopadli i zamienili w proch. Tu nie chodzi jednak o moje życie. - Pokręcił głową.

- A o co, Wolfie? - Thora błysnęła lekko rozbawionym spojrzeniem i zaczęła szukać odpowiedniego miejsca na rozłożenie materiałów. Od czasu do czasu rzucała ciekawe spojrzenie na maga.

- O ich życie. - Odpowiedział po krótkiej pauzie. - W imperium jest wielu, którzy widzieliby wszystkich magów na stosie. Poza magami ognia. Tych to pewnie by topili… - Zażartował. - I szukają oni jedynie pretekstu żeby to urzeczywistnić. Pretekstu którego żaden imperialny magister dać im nie może.

- Nie uważasz, że i tak będziesz na ich celowniku z tą mapą? - spytała dziewczyna siadając na piętach i pochylając by rozwinąć zwinięty pergamin, narzędzia kreślarskie i brudnopisy na notatki i szkice.

- Po prawdzie to na ich celowniku jestem odkąd odkryto u mnie talent magiczny. Albo przekleństwo. Różnie gadają. - Wolfgang wzruszył ramionami. - Imperium przemierzają wzdłuż i wszerz łowcy czarownic, często palący zielarki za wiązkę pokrzyw nad kominkiem. Jak myślisz, co sądzą o nas, magistrach? - Usiadł niedaleko Thory, przyświecając jej swoim kosturem.

- Że jesteście niebezpiecznymi szaleńcami? - Thora ze śmiesznie zmarszczonym nosem, opierała się na jednej ręce i pochylała się próbując przenieść pierwsze, zmniejszone zarysy mapy na papier. Nie odwracała się do Wolfganga, a tatuaże na jej szyi poruszały się leniwie wraz z każdym ruchem głowy.



***


-Co sądzą o magistrach? Prostaczkowie by nie płakali gdyby nas spalili inkwizytorzy, magów w Imperium ratuje to że są potrzebni by powstrzymać Chaos i inne plugastwo jak choćby nieumarli. Cesarz i kapłani tolerują nas jak długo jak jesteśmy użyteczni, jak dzikie psy na łańcuchu…. - parsknął Berthold, wcześniej zajęty badaniem znaleziska, po czym ponownie wlepił wzrok w Kulę.

- Wydaje mi się że cesarz ma o nas nieco lepsze zdanie. - Odpowiedział Wolfgang. - Wszak sam Patriarcha Kapituły Płomienia jest jego doradcą, a dobrze wiemy jak stary Thyrus lubi zakonników. - Ostatnie słowo wyraźnie wypowiedział jako kpinę.

- Może i prawda, że można by ją wykorzystać do otwarcia przejścia do innych miejsc, ale jesteś pewien że we dwójkę możemy kontrolować tę moc? Slannowie nas dostrzegą…..- Dodał z napięciem.

- Slaanowie wcale nie muszą nas wykryć. Tamten mnie dostrzegł jedynie dlatego, że połączyłem się z jego komnatą. Wystarczy spojrzeć na to miasto. Skoro jaszczury nie odbiły go wieki temu, znaczy nie miały takich możliwości, albo chęci. Ponoć to do którego zmierzaliśmy również ma być opuszczone. Kto wie ile zostało z ich niegdyś potężnego imperium? Z drugiej strony zawsze jest szansa. Dla nas, ich potęga… równie dobrze mogłaby być boska. W konfrontacji nie mamy szans.

-Jeżeli chcemy wykorzystać tę Kulę, musimy to zrobić zanim opuścimy Miasto Umarłych, chyba że da się ją jakoś przenieść..- Dodał Berthold, w zamyśleniu targając swoją zmierzwioną brodę.

- Albo wrócić, choć wątpię że jaszczury pozwolą nam się ponownie do niej zbliżyć choćby na odległość mili. Gdybyśmy tylko mogli się jakoś z nimi dogadać, w co jednak wątpię. - Wolfgang pokręcił głową. - Przynajmniej skoro nie są teraz naszymi wrogami, to z pewnością nie będą zachwyceni z Cassiniego, chcącego splądrować ich miasto. Choćby opuszczone. Między innymi dlatego nie chciałbym ruszać tego węzła. Innym powodem może być potencjalne uszkodzenie sieci, której magistrzy winni strzec i o którą mamy dbać, czyż nie? Nawet idąc na wojnę z imperialnym legionem, mógłbyś opuścić armię, gdybyś tylko natknął się na jakiś splugawiony krąg mocy i potrzebował czasu na jego oczyszczenie. Jedynym kto mógłby cię zatrzymać są cesarz i patryjarcha i żaden inny chuj nie siedzi i nami za nich nie dowodzi.

-To teraz jednak nie chcesz go ruszać? Możemy spróbować skontaktować się z innymi miejscami za pomocą Kuli….- odparł Berthold

- Ale wolałbym robić to w ostateczności. Jeśli coś pójdzie nie tak, popełnię błąd albo jakiś mag - kapłan nas wypatrzy, mogę zabić nie tylko siebie, ale wszystkich. Wolfgang pokiwał głową.

***


Norsmanka pracowała w milczeniu.
No prawie w milczeniu.
Pochylona i skupiona mruczała coś do siebie pocierając to brew, to zagryzając wargę. Mamrotanie zaczęło stanowić ledwo słyszalny szum w tle rozmowy mężczyzn.
Zmieniając miejsce i podchodząc bliżej poszukiwała odpowiedniego kąta by nie pominąć niczego, żadnego szczegółu. Uchwycone detale szkicowała na mniejszych kawałkach wraz z obliczeniami i rzędami cyfr wskazujących kierunki świata. Nie tracąc czasu na rozmowy szybko i pewnie nanosiła następnie szczegóły mapy na papirus, łącząc ze sobą poszczególne elementy.

- Hej podnieście mnie! - przerwała rozmowę dwóch magów, nie mogąc dojrzeć dokładnie niewielkich punktów archipelagów. - Hej! Bertholdzie, Wolfie! - odruchowo machnęła nakazująco ręką, zapatrzona w górę.

- Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem. - Odpowiedział uśmiechnięty Wolfgang. Podszedł do Thory i pewnym ruchem objął ją w pasie, nadstawiając rękę, aby mogła na nią wejść. - Dziewięć? - Zapytał rozbawionym głosem.

W oczach stojącej blisko dziewczyny błysnęło najpierw rozkojarzone niezrozumienie, które przerodziło się w zaskoczenie a potem rozbawienie. Thora odruchowo ściągnęła brwi by schować to ostatnie.
- Sukinsynu - zaszemrała chropawo pod nosem zdając sobie sprawę, że tym razem została przechytrzona. Zacisnęła zęby, bo irytacja zmieszała się z rozbawieniem i mało co nie roześmiała się w głos - tak się chcesz bawić? - zapatrzyła się przez chwilę na Wolfa. Skinęła z wolna głową, jakby akceptując stan obecny i zaczęła wspinać się z wolna na ramiona maga.

- To tylko przekręt, skarbie. - Wolfgang sapnął lekko z wysiłku, unosząc Thorę tak wysoko jak tylko to było bezpieczne. - I jak idzie praca?

- Dobrze - padła krótka odpowiedź, gdy blondynka balansowała ciałem w ramionach maga - tylko mnie nie upuść. Inaczej nici z mapy. - dodała szybko, by Wolf nie mógł odliczyć kolejnej przysługi - Nie widzę dokładnie co tam napisane… - stęknęła ciszej napinając mięśnie i wyciągając się jak mogła najbliżej mapy. - Reszta - szkicowała zawzięcie - … o resztę się nie martw. Już! - jakoś lewitowanie nie stanowiło jej ulubionego zajęcia. Wolała stąpać twardo po ziemi.

Gdy dziewczyna skończyła, Wolfgang odstawił ją powoli na ziemię. - Doskonale. - Uśmiechnął się, oglądając mapę. - Mistrzowska robota. - Pokiwał głową, zerkając to na sklepienie, to na kartę pergaminu.
- Z jej pomocą możemy łatwo określić cel Cassiniego i odległości. Zaplanować jakąś trasę. To niemal tak dobre jak przewodnik. - Zaproponował.
- A gdy już odzyskasz statek to może się przydać. - Z tuby na zwoje wyciągnął podłużny, połyskujący na złoto przedmiot. Dziewczyna zaglądała Wolfgangowi przez ramię jak wścibski dzieciak czekający na prezenty i aż sapnęła na widok cacka.

- Luneta godna kapitana i najlepszego znanego mi kartografa.
Thora już już wyciągała dłoń po przyrząd lecz wstrzymała się.
- Osiem? - uśmiechnęła się szeroko jakby przejrzała Wolfiego.

- Tym razem sama zadecydujesz. - Odpowiedział mag, podając przedmiot. - Spójrz przez nią. Tam w głąb nie oświetlonego korytarza, którym tu przyszliśmy. - Polecił.

Wyjątkowo posłusznie wysłuchała zalecenia, stając obok. Rozsunęła lunetę zerkając kątem oka podejrzliwie na mężczyznę i próbując wyczuć, czy robi ją w konkursową idiotkę. Ostatecznie jednak przyłożyła przyrząd do oka i mrużąc drugie wpatrzyła się w mrok, którego tam nie było. Widziała dokładnie każdy szczegół jakby na około panował najjaśniejszy dzień.
Thora gwałtownie odsunęła lunetę od twarzy.
Zamrugała.
Przystawiła ją ponownie do oczu ze zdziwioną miną.
Powiększała i zmniejszała obraz z wyraźnym zachwytem:
- To magia? Ty to zrobiłeś? - dopytywała przesuwając się by obejrzeć kolejne nieoświetlone części sali. Najwyraźniej prezent się jej spodobał, chociaż jeszcze nie powiedziała tego na głos.

- Tak. Przydatne, małe zaklęcie.
- Na jak długo?

- Aż jej nie zniszczysz? - Odpowiedział Wolfgang. - Zaklinaniem zajmują się magistrowie Kolegium Metalu, albo Złota jak ich nazywają. My potrafimy głównie podsycać płomienie. - Zaśmiał się cicho. - Przydatna, mała rzecz, nieprawdaż? - Nie sprecyzował co dokładnie miał na myśli.

Thora pokiwała głową wpatrując się w trzymaną lunetę chociaż na słowa o płomieniach wzrok dziewczyny sam skierował się ku pobliźnionej dłoni Wolfa.
Wyciągnęła dłoń do maga:
- Osiem. - skinęła w kierunku mapy - Muszę jeszcze zrobić kopię.

- Osiem. - Wolfgang podał jej rękę. - Wracamy, czy wolisz pracować w ciszy. Tutaj. - Zapytał.

- Wolę tutaj - odparła jakoś miękko jak na siebie - tam… dużo się dzieje. Nie można się skupić - łypnęła groźnie na maga jakby przyznała się mu do jakiegoś wielkiego sekretu. Bez dalszego komentarza usiadła na ziemi zabierając się ponownie do pracy.

- Doskonale. Może samemu uda mi się sporządzić kilka notatek. - Mag wyciągnął z wcześniej porzuconego pod ścianą plecaka koc i prosto wyglądającą księgę, po czym przysiadł się do Norsmenki.

Dziewczyna rzuciła magowi półuśmiech i skupiła się na przerysowywaniu mapy. Luneta leżała tuż obok i Wolfgang mógł dostrzec, że Thora spoglądała na nią sporadycznie z uśmiechem zadowolenia. Salę wypełniła pełna skupienia cisza.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 18-09-2017 o 19:30.
corax jest offline  
Stary 19-09-2017, 06:03   #70
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
R E T R O S P E K C J A



Wyleczę cię ze znamion śmierci
Aureolus & Lexa


Po nocy spędzonej w szałasie jaszczuroludzi, Lexa i Aureolus wrócili do obozu. Było już dawno po świcie, więc większość osób pałętało się po prowizorycznym obozie, jaki stworzyli, aby odpocząć. Norsmenka była już prawie niesiona na rękach, z ledwością się poruszała, a jej oddech stawał się coraz słabszy. Silnym skurczom mięśni towarzyszył niesamowity, uciskający i rozpierający ból. Wielu zainteresowało się tym, co się dzieje oraz skąd ta dwójka wraca. Medyk nie chciał wiele mówić, jednak mając świadomość posiadania leku i że zrobił już wszystko co w jego mocy, wyznał towarzyszom jaka zaraza próbuje wyrwać życie z ciała Lexy. Mieli potem zamknąć się w pokoju tylko we dwójkę, gdyż kobieta nalegała, aby nikt inny prócz doktora przy niej nie był. Dla niej to była ujma na honorze, wstyd i obnażenie słabości. Wiele osób jednak nalegało na to, by być przy wojowniczce i tak naprawdę Aureolus nie był do końca pewien, czy uszanują wolę kobiety i nie wejdą do pokoju. Nie chciała aby ktokolwiek oglądał ją w takim stanie, choć musiała pozwolić na to jednej osobie, aby ta mogła podać jej lek - nie było do tej roli nikogo lepszego, niż medyka. Mężczyzna nie zdawał sobie początkowo sprawy, w jak ogromnych katorgach Lexie przyjdzie umierać, jego myśli więc wpierw skupione były luźno na nowych pomysłach. Tak zupełnie w razie czego, gdyby jednak Erwinowi przyszło do głowy wyważyć drzwi i wpuścić tutaj całą grupę.

Medyk wiedział, że jeśli wszyscy zobaczą amulet i cudowną substancję zaczną się pytania i domysły. I że czego by nie powiedział i czego by nie zrobił, kiedyś ktoś przybędzie po więcej panaceum, przynosząc śmierć i zniszczenie tym, którzy pomogli mu uratować Lexę. Postanowił wymyślić “rytuał”, który odwróci uwagę drużyny. Coś szokującego, dziwnego, głupiego. Najlepiej z pocałunkiem, żeby była okazja przekazać eliksir do ust Lexy.
A skoro już był pocałunek, czemu by nie pójść krok dalej… Tak!
Najpierw - “wdech życia”. Albo dwa, co się będzie rozdrabniał.
Później, “masaż serca”. Tak z pięć… dzie… dwadzie… trzydzieści… starczy. Więc po dwóch “wdechach życia” trzydzieści mac… uciśnięć! W sumie dopóki się nie obudzi, albo dopóki się nie zmęczę możnaby powtarzać…
- rozmyślał, by odsunąć lęk.
Niestety, nie miał zbyt wiele czasu na obmyślanie “rytuału wskrzeszenia”. Wszelkie leki, wszelkie zioła, wszelkie zabiegi - wszystko na próżno. Nie były w stanie zmniejszyć bólu, który rozrywał Lexę. Dawki jakie dostała powinny powalić konia. I nie zadziałały w ogóle. Medyk mógł tylko przy niej być. Zachować spokój, przynajmniej na zewnątrz. Uspokajać, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli sam tej pewności nie miał. Przygotować wszystko co będzie potrzebne.
Jeszcze miesiąc temu po prostu siedziałby obok robiąc notatki, a jej krzyki bólu budziłyby co najwyżej irytację. Ale teraz… teraz trudno mu było zachować obiektywizm i profesjonalny dystans. Postanowił się jednak tego właśnie trzymać - nic więcej nie mógł zrobić. A myśl, że medyk wie co robi i się nie boi przynosiła ulgę pacjentom.

Lexa od kilku godzin krzywiła się z bólu. Wierciła się z boku na bok, obejmując za brzuch i mocno zaciskając szczękę. Pluła krwią, a zza sinych warg wydobywał się stłumiony jęk cierpienia. Nigdy w całym swoim życiu, Norsmenka nie chciała zdechnąć tak bardzo jak teraz. Pragnęła, aby to co ją trawi zabrało stąd raz na zawsze. Czuwający obok Aureolus wcale nie pomagał swoją obecnością. Był pierwszą i jedyną osobą, która widziała jak Lexa płacze. Ciepłe łzy spływały jej po policzkach zaledwie kroplami, nie strumieniem.
- Żesz Kurwa... jego... mać… Zrób coś… - wydusiła z siebie między kolejnymi, przeraźliwymi krzykami cierpienia. Wiedziała co to znaczy być na skraju śmierci, ale to było coś więcej niż zwykła, prosta śmierć. Zdychała w niesamowitych męczarniach, na języku smakując metalicznego posmaku własnej krwi. Wiła się, kuliła, ściskała rękami brzuch, jakby chcąc powstrzymać bolesne skurcze.
- Już prawie koniec. Wszystko będzie dobrze. - uspokajał Aureolus. Niewiele więcej mógł zrobić. Ocierał czoło, zwilżał wargi, wycierał krew. Zaciskał pięści.
- … Proszę… Zrób… - po chwili Lexa zaczęła mieć trudności z oddychaniem. Nabierała powietrza łapczywie, ale jej klatka piersiowa ledwo się unosiła. Jedynie łzy rozgrzewały jej blade i zimne policzki. Nie sądziła, że w chwili swojej śmierci, poczuje jedynie wstyd. Patrzył na nią, był obok i czekał aż odejdzie z tego świata, aż przestanie jęczeć w katorgach, przestanie się ruszać. Obserwował to już jakiś czas, ona czasami spojrzała na niego, ale zazwyczaj odwracała głowę w drugą stronę. Serce przestawało wystukiwać rytmy, stopniowo zwalniając swój bieg. Kiedy Lexa przestała już wierzgać z powodu niedotlenia, a jedyny dźwięk jaki wydobywał się z jej ust był słabym rzężeniem i świstem w próbach nabrania powietrza, zamiast czystej łzy z jej oka skapnęła słona, szkarłatna kropla. Jej dłoń szukała wsparcia i pomocy, a gdy je znalazła, zacisnęła się na ręce Aureolusa najmocniej jak potrafiła. Z trudem odwróciła głowę w jego stronę, jakby chciała spojrzeć na niego po raz ostatni. Jej sine i spierzchnięte wargi poruszyły się w niemych słowach. Być może dziękowała, że to wszystko się kończy, że świat pochłania ciemność a wszystko wokół się uspokaja. Po tym blask w jej oczach zgasł, a zaciśnięta dłoń utraciła siłę, bezwolnie opadając. Lexa umarła, dusząc się i zaznając cierpień, jakich nikt nie zdoła doświadczyć nawet na największych torturach.

Aureolus miał już wszystko przygotowane. Pozwolił przejąć kontrolę wyćwiczeniu i setki razy powtarzanym procedurom. Puls na szyi - niewyczuwalny. Lusterko przysunięte do ust - czyste. Brak oddechu i tętna równał się zgonowi.
~Nie tym razem - pomyślał wyjmując amulet od Slanna.



Wlał między rozchylone wargi Lexy kilka kropli eliksiru życia, tak jak radził Slann. Czekał.
Po chwili zaczerpnęła powietrza. Pojawiło się tętno. Skóra powoli nabierała zdrowszego odcienia. I tyle. Reakcja nie była tak spektakularna jakby mógł sobie tego życzyć, ale przynajmniej żyła. I nie stała się wampirem. ~Miejmy taką nadzieję - pomyślał.
Lexa spała. To był zdrowy sen, więc medyk nie czuł potrzeby budzenia jej. Wyszedł na zewnątrz zanieść dobre nowiny innym. A później wrócił i czekał na obudzenie się Lexy.

Gdyby wtedy ktoś zdołał cichaczem podkraść się do drzwi, gdyby zajrzał przez szpary, zobaczyłby Nosmenkę, śpiącą jakby nic się stało, jakby jeszcze przed chwilą nie wrzeszczała z bólu i cierpienia. Zobaczyłby też medyka, który siedzi przy stole. Spostrzegłby, jak zapala latarnię, jak wyjmuje przybory do pisania i tubus z kartami papieru, jak ostrzy pióro, jak pochyla się nad arkuszem. Jak zamyśla się i mówi coś do siebie w zadumie, porządkując myśli i nie spuszczając oka z leżącej na posłaniu dziewczyny.

- Zapiszmy - Aureolus zanurzył pióro w inkauście - co następuje. Rozpoznanie: Vulnus ictum s. Punctatum - rany kłute spowodowane ugryzieniem przez wampira. Wcześniej: costa contritum, commotio cerebri. Złamane żebro i wstrząśnienie mózgu prawdopodobnie bez wpływu na obecny stan. Liczne otarcia i drobne rany zaopatrzono.
Czas, jaki minął od zranienia do momentu pierwszego zaopatrzenia rany: kilkanaście minut.
Do śmierci - poniżej trzech dni. Początkowo: osłabienie, bladość, trudności z chodzeniem - trudne do oceny ze względu na towarzyszące wstrząśnienie mózgu. Po dwóch dobach objawy nasiliły się: Chora krzyczała z bólu, gorączka i dreszcze wzmogły się.

Pióro zaskrzypiało na pergaminie, ale skrzypienie trwało nie dłużej niż kilka chwil. I linijek. Aureolus nie wszystko, co mówił do siebie, uznawał za warte zapisania.
- Trzeba stwierdzić i zapisać - było bardzo niedobrze. Wszystkie moje starania i zabiegi okazały się niewystarczające, a wysiłki płonne. Brak reakcji na dostępne leki. Nie miałem niczego, żadnego środka, którego jeszcze nie wypróbowałem i który mógłbym jej podać. Dysponowałem niewielką ilością eliksiru daturowego, ale Lexa była zbyt słaba, by przeżyć jego działanie. Miałem też nieco akonitum, ale akonitum zabiłoby ją niechybnie.
Medyk po chwili ponownie przyłożył pióro do papieru, ale nie napisał nic. Milczał i wpatrywał się w Lexę.

Po ośmiu godzinach zaczął się denerwować. Po dwunastu - martwić. Po dwudziestu czterech - bać. Wypróbował wszystkie znane medycynie sposoby budzenia - bodźce dotykowe, dźwiękowe, bólowe, olkaforyczne - bez sukcesu. Jego racjonalny umysł niechętnie używał słów takich jak “klątwa” czy “magia”, ale najwyraźniej skoro i “choroba” i “lekarstwo” należały do tej sfery, postanowił wypróbować także przynależny do niej sposób budzenia. Niestety, próba ta niczego nie wniosła poza luźną myślą na temat konieczności dalszych badań w tym zakresie.

Aureolus pochylił się nad pergaminem i nawet przyłożył do niego pióro, ale nie zapisał nic, ani jednego znaku. Patrzył na pryczę, słuchał dobiegającego miarowego oddechu śpiącej.
Rzucił pióro na stół i ukrył twarz w dłoniach.

- Doba po podaniu panaceum. - powiedział zmęczonym głosem - Stan chorej - bez zmian. Nadal śpi. Żadne metody wybudzania nie działają. Niech będzie zapisane - ja, Aureolus Theodore Bombastus Hohenstein nie wierzę, by bogowie słuchali medyków, ale jeśli jednak jacyś słuchają - niechaj mają w opiece tę kobietę. I niech wybaczą mi to, co zrobiłem... Jeśli to, co zrobiłem, okaże się pomyłką. Starając się ulżyć chorej w bólu, podałem jej mieszankę datury i akonitum. Wtedy nie zadziałała. Ale czy działa teraz? Eliksir miał wyleczyć wszystko.

Później medyk pamiętał te dni jak przez mgłę. Na pewno zajmował się też innymi - rutynowo dwa razy dziennie sprawdzał rany, zmieniał opatrunki, pilnował, by nie doszło do zakażenia, o które łatwo w takim klimacie. Ale czy z nimi rozmawiał? Na pewno powiedział, że Lexa żyje, ale śpi. Chyba mówił też coś o Jaszczuroludziach - że tylko dzięki nim potrafi ją uleczyć.
Poza tym siedział zabarykadowany w laboratorium Harkona i ignorował pukanie i dobijanie się do drzwi. W końcu sobie poszli. Laboratorium było wspaniale wyposażone, w narzędzia najwyższej jakości, dużo lepsze niż te, których używał do tej pory. Eksperymentował, mieszał i rozpuszczał, destylował i rektyfikował, badał pozostałą część eliksiru by zrozumieć, czemu Lexa wpadła w śpiączkę i jak to odwrócić. Lexę przeniósł do pomieszczenia obok, by nie musieć daleko chodzić. Choć nieprzytomnej nie mógł podawać płynów, przynajmniej zwilżał jej wargi wodą.
Czy sam jadł i pił? Nie pamiętał. Na pewno nie spał - kolejne puste buteleczki po Sokolim Oku dobitnie o tym świadczyły. Wiedział, że później organizm za to zapłaci, ale to nie było istotne. Zatopił się w pracy.


Lexa nieświadoma upływu czasu ocknęła się po dwóch dobach. W jej świadomości trwało to wszystko prawie tydzień, a w tym czasie słyszała i czuła rzeczy, które wcale się nie wydarzyły. W snach często widziała swą siostrę Thorę, Aureolusa i Erwina. Sporadycznie pojawił się Berthold, wyrażając swe zadowolenie, że ta się obudziła. Widziała też Brokka, który uspokajał ją obiecując wykuć ochronną runę, Wolfganga, odgrażającego się, że piekielne ognie pochłoną każdego, kto znów spróbuje takich głupich sztuczek, a nawet Borriddima, wymachującego toporem i krzyczącego, że w zemście kutasy poodrzyna sprawcom tego cierpienia. Widziała też ojca, ale był to tylko odległy kształt, niedostępny dla jej dotyku. Najwięcej jednak pamiętała medyka. Obrazy i słowa mieszały się z tym, co naprawdę się wydarzyło, przez co nie była pewna, co sobie wyśniła. Nie wiedziała już czy ten trzymał ją w objęciach czy tylko tego pragnęła. Nie mogła stwierdzić, czy poczuła smak jego warg i krwi, dotyk dłoni we włosach, bliskość ciepłego ciała i uspokajające słowa wyszeptane z troską. Nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie czy w ogóle cokolwiek ich połączyło, czy przespali się ze sobą w szałasie w obozie jaszczuroludzi i czy naprawdę uleczył ją z wampiryzmu. To samo tyczyło się Erwina i Thory, o których śniła z podobną intensywnością. Po przebudzeniu Lexa czuła się zmieszana. Początkowo nic nie mówiła, póki ktoś nie zadał jej pytania, nie miała odwagi aby dopytać się medyka, czy coś między nimi się wydarzyło. Bała się, że on zaprzeczy zdziwiony, a ona jedynie się ośmieszy w ogóle coś takiego sugerując. Nie chciała też rozmawiać z Erwinem i dowiadywać się, czy naprawdę powiedział taką głupotę, a ona go nawyklinała. Jedynie z Thorą rozmawiała szczerze.



Lexa czuła ciężar własnych powiek, które uniosła z ogromnym trudem. Majacząca nad nią postać była rozmazanym konturem, jednak mimo to rozpoznała go. Nie wiedziała czemu, ale postać Aureolusa zapamiętała najlepiej, prawdopodobnie dlatego, że był ostatnią osobą, którą widziała przed śmiercią. Norsmenka uśmiechnęła się słabo, a przynajmniej wydawało jej się, że zdołała unieść kąciki ust. Próbowała coś powiedzieć, jednak miała suche gardło i usta.
- Dłu… - chciała spytać, jednak ledwo wymamrotała pół słowa, a już poczuła drapanie w krtani. Spróbowała podnieść się na własnych rękach, lecz te odmówiły jej posłuszeństwa.
- Dwa dni - domyślił się medyk - spałaś dwa dni. Wszyscy inni też żyją. A teraz pij - pomógł jej podnieść się do pozycji półleżącej i podał kubek z naparem wzmacniającym.
- Jak się czujesz? - zapytał.

Wzięła kubek i wypiła całą zawartość bez marudzenia. Być może to był pierwszy raz gdy nie komentowała smaku i nie fukala mówiąc, że nic jej nie potrzeba.
Gdy zadał pytanie spojrzała na niego otumaniona. Jej wzrok był pusty, pozbawiony iskry, zdezorientowany. Kiwnęła twierdząco głową jednocześnie wzruszając ramionami co dało sprzeczny sygnał.
- Nie wiem - odparła w końcu półszeptem, przyglądając mu się niezwykle intensywnie. Wciąż nie wiedziała na ile to był sen a na ile prawda i starała się wyczytać to z jego twarzy. Nie potrafiła.
~ Wypiła bez komentowania smaku. Niby dodałem miodu, ale… Nie zaczęła na mnie krzyczeć, nie zerwała się z łóżka - czy to nadal Lexa czy wampir - zastanawiał się. Mogła też stracić pamięć, dlatego to sprawdził:
- Co pamiętasz z ostatnich dni?

Kobieta skrzywiła się na zadane pytanie. Jej spojrzenie zaczęło błądzić po pomieszczeniu, z obawy że ktoś jeszcze może tutaj stać i słuchać. I co teraz miała mu odpowiedzieć? Nie była do końca pewna ile z tego było rzeczywiście zdarzeniami z ”ostatnich dni” a ile zwykłą senną marą. Nawet jeśli palnie coś, co tak naprawdę się nie wydarzyło, to w sumie nic się nie stanie, ale jeśli powie coś związanego z nim, co tylko sobie wyśniła? Jej milczenie trwało dłuższą chwilę, kiedy trawiła powstały w głowie chaos.
- Ty mi to powiedz. - odparła ochryple starając się zachować pewność siebie, co szło jej koślawo. - Zdaje się, że wiesz lepiej, co się stało. Na pewno źle się czułam. Chyba mówiłeś, że wampiry coś mi zrobiły... Byliśmy u jaszczuroludzi? - patrzyła na niego z powagą, licząc na to, że może jakoś rozwieje swoje wątpliwości.
- Jak na razie wszystko się zgadza. - potwierdził - Wampiry musiały zauważyć w Tobie coś, czego nie znalazły w nikim innym i chciały przerobić Cię na swoją modłę. Byliśmy u jaszczuroludzi. Dzięki nim żyjesz. - dodał.
- I spaliśmy tam… razem?
- Spaliśmy. Później wyznałaś mi dozgonną miłość i obiecałaś całkowite posłuszeństwo.
- zażartował i obserwował jak Lexa robi się nagle czerwona na twarzy. Jej oczy otworzyły się szerzej i omal nie zachłysnęła się śliną. Dłuższy czas zajęłoby jej dojście do wniosku, że o ile z tą miłością mogła mieć chwilę słabości, to to posłuszeństwo było już dziwne. Mimo to zdążyła już cała zalać się rumieńcem - jak nigdy.

- Już już. Żartowałem. Po prostu cieszę się, że coś jednak pamiętasz. To dobrze. A jeśli pytasz o to, o co myślę, że pytasz to odpowiem Ci tak - gdybyśmy to zrobili, pamiętałabyś. - po tej odpowiedzi serce kobiety przyspieszyło i zrobiło jej się gorąco. “Czyli jednak”, pomyślała. W końcu pamiętała, że do tego doszło. Medyk jednak zdążył od razu dodać - Spędziliśmy noc w jednym szałasie. Ale spałaś sama. - Lexa zgłupiała. Jego odpowiedzi były na tyle sprzeczne i różne według jej mniemania, że nie wiedziała już co jest prawdą.
- Nie pomagasz - sapnęła chowając twarz w dłoniach i wzięła głęboki wdech. Nawet patrzenie na jego mimikę nic nie dawało, bo nie pokazywał po sobie zbyt wiele. Chyba po prostu będzie musiała uznać, że cokolwiek się nie stało, jest już przeszłością i zapewne wydarzyło się z powodu ciężkiej sytuacji, a nie czystych chęci. - Jeśli nie chcesz mi nic mówić to dobra, trudno.
~ Kobiety. Budzi się taka po dwóch dniach śpiączki jako pierwsza osoba w historii wyleczona z wampiryzmu i co jest najważniejsze? Czy się z kimś przespała… - westchnął medyk w myślach, będąc jednakże na tyle mądrym, by nie mówić tego. Na głos powiedział:
- Już mówiłem. Nie. Nie wiem za kogo mnie masz, ale nie wykorzystuję pijanych i ledwo żywych pacjentek.

Norsmanka zaśmiała się krótko zza zasłony dłoni. Przetarła twarz i zmęczone oczy, aby móc z przywróconym spokojem na niego spojrzeć.
- Nie byłam pijana, to akurat pamiętam - odpowiedziała wyszczerzając zęby - Zawsze robię to, co chcę. Może ty nie, nie wiem. - spoważniała robiąc pauzę jedynie na chwilę, aby wziąć oddech. Wciąż jeszcze brakowało jej tchu. Twarz medyka, do tej pory wyrażająca radość, rozbawienie i dumę stężała.
- Jako pacjentka, jestem ci wdzięczna… Tylko nie mów innym, że ci dziękowałam, powiedz, że dostałeś w ryj czy coś - założyła ręce krzyżem na piersiach i sapnęła ciężko. Była w końcu tylko jego pacjentką, prawda? Tak, była pacjentką.
- Czujesz się na tyle silna, by zobaczyć innych?
- Nie.
- odparła szybko - Nie chcę ich jeszcze widzieć… - powiedziała, choć tak naprawdę nie chciała, by to oni widzieli ją - Chcę tylko ciebie. Jeśli byś mógł? Może jutro sama wstanę…
- Nie spa… Jasne. Mogę chwilę z Tobą zostać. Czego potrzebujesz
- zapytał.
Lexa uśmiechnęła się słabo. Tak naprawdę poczuła się gorzej, choć nie potrafiła stwierdzić dlaczego. Nie lubiła skupiać na sobie tyle uwagi, nie lubiła by ktoś przy niej był, zawsze wolała być sama a teraz... Teraz myślała tylko o tym, by z nią został. Spuściła wzrok w dół ponownie wzdychając. - Czy... - zaczęła niepewnie marszcząc nos -...czy to co się stało, dało ci nowe doświadczenia naukowe? Patrząc jak… umieram. I ten eliksir, zadziałał. Co z tym wszystkim zrobisz? - patrzyła na swoje dłonie, pocierając o siebie smukłe palce

- Zadziałał. I chyba zaczynam rozumieć czemu, przynajmniej od strony alchemicznej. Kiedy spałaś, zajmowałem się tym przez cały czas, kiedy akurat nie… - urwał. Nie powiedział nic o dwóch bezsennych, dzięki kolejnym porcjom Sokolego Oka, nocach. O godzinach pracy w laboratorium Harkona, by zrozumieć o co chodzi z tym eliksirem i dlaczego Lexa nadal śpi i nie da się jej dobudzić. O częściowo udanych próbach odtworzenia go. Ani o tym, że nie tylko przy pracy siedział, ale i przy pacjentce.
- Właściwie to cały czas. Twoje cierpienie nie poszło na marne, być może kiedyś uratuję wielu ludzi dzięki temu czego się dowiedziałem. Ale nie umieraj mi więcej proszę.
Blondynka wciąż pocierała o siebie dłonie, nie mogąc, albo nie potrafiąc, ponownie spojrzeć na mężczyznę. Z trudem dusiła w sobie nadmiar emocji, tak przeróżnych, że nawet nie umiała ich wszystkich zrozumieć. Czuła ścisk w brzuchu, ale nic nie powiedziała. Nie chciała więcej robić mu kłopotów. “Pewnie nie chciałby znowu się męczyć ratując mi życie”.
- Na twojej warcie nigdy nie umrę - odpowiedziała lekko uśmiechając się pod nosem. Nawet nie była pewna, czy on te słowa naprawdę wypowiedział, czy jej się śniły. Wspominała wiele słów, które od niego wypłynęły. Kiedyś zdoła je wypróbować i ocenić po reakcji, które z nich były prawdziwe, a które tylko jej się przyśniły.
- Zapamiętałaś - uśmiechnął się. Zastanawiał się, czy pamięta inne słowa, które padły między nimi.
- Być może i ja nie zginę, póki mnie pilnujesz. - dodał.
- Być może? - powtórzyła z rozbawieniem - No ładnie mnie cenisz, pięknie. A ja mam dobrą pamięć, jeszcze to “być może” ci bokiem wyjdzie.
~Czyli nie pamięta wszystkiego. Nic dziwnego, ledwo przytomna była już wtedy - pomyślał - może tak będzie lepiej…
- To nie w Twoje umiejętności wątpię, tylko w swoje. I, jak widać, słusznie.

Lexa nie zrozumiała, co było widać po tym, jak zmarszczyła nos i ściągnęła brwi. Patrzyła na niego jakiś czas, w ciągu którego jej głowa niespiesznie przechylała się na bok, jak łeb psa, który nie rozumie, co do niego się mówi. Zmrużyła oczy i chciała coś mu odpowiedzieć, gdy się rozmyśliła w połowie drogi. Zamknęła więc lekko rozwarte usta i milczała dalej. Mógł dojrzeć na jej twarzy głębokie skupienie, jakby próbowała sobie coś przypomnieć, ale chyba jej nie szło. Zafrasowała się.
- Przecież mnie uleczyłeś… Nikt inny nie zdołałby tego zrobić… Nikomu nawet by na tym nie zależało. - wydusiła zaskoczona na tyle, że nawet nie wiedziała jak ma to odebrać.
- O, medykiem jestem dobrym. A jak jeszcze raz usłyszę, że nikomu na Tobie nie zależy, to wpuszczę tu Thorę, Erwina, Bertholda i tych wszystkich co mi tu od dwóch dni dziury w korytarzu za drzwiami wydeptują. I powiem, że potrzebujesz dużo przytulania i mają ignorować Twoje zaprzeczanie - zagroził z uśmiechem zmieniając temat.
- Myślałam, że to ty zapewniasz pacjentce to, czego jej potrzeba - odpowiedziała unosząc brew, ale chyba nie miała do końca na myśli tego, co właśnie zasugerowała. Chciała w sumie tylko powiedzieć, że nie chce tych ludzi teraz i ośmieszenie się w oczach jednej osoby zdecydowanie jej wystarczy, ale wyszło z jej kręcenia coś dziwnego. Po salwie przeróżnych emocji kotłujących się na jej twarzy, w końcu jej mina przybrała gniewny wyraz. Policzki Lexy naburmuszyły się, kiedy ta niemal się zapowietrzyła, chcąc to sprostować. Darowała sobie, odwracając spojrzenie gdzieś na podłogę.

- Racja - uniósł ręce w obronnym geście - wybacz, że zapomniałem o tym i męczę Cię rozmową, kiedy potrzebujesz odpoczynku. Już daję Ci spokój. Balia z wodą, mydło i gąbka stoją obok. Dzbanek z wodą i dzban na “wodę” - też. - nie informował jej, że zwykle się takimi rzeczami nie zajmował. - Jeśli byś czegoś potrzebowała, wołaj. Będę w komnacie obok. Tylko jeszcze pójdę dać znać reszcie, że wróciłaś do nas. Ucieszą się, nawet jeśli zaznaczę, że chora nadal nie życzy sobie odwiedzin.
Jak widać, nawet będąc lekarzem od dekady, nadal można było wielu rzeczy nie rozumieć lub rozumieć źle. Odwrócił się i ruszył ku drzwiom.
- Hej, Liusie…! - zawołała, czekając aż się zatrzyma i odwróci spojrzenie w jej stronę. Chciała, aby na nią spojrzał nim wyjdzie, potrzebowała widzieć jego reakcję. Zatrzymał się w progu. Z jakiegoś powodu po jego twarzy błąkał się lekki uśmiech.
- Liusie? - powtórzył. Lexa nie wyjaśniła tego skrócenia imienia. Dopiero wtedy gdy odwrócił ku niej choć spojrzenie, nawet drobne zerknięcie, odezwała się, a jej głos nabrał dawniejszej, przyjemnej intonacji.
- Nie odsuwam się od ciebie, wiesz? - nawiązała do ich relacji w obozie jaszczuroludzi, z którą najwyraźniej obydwoje sobie nie radzili. Poza tym musiała sprawdzić, czy zrozumie - jeśli tak, to by oznaczało, że wydarzyło się naprawdę.
~ I jak niby mam na takie wyznanie zareagować? - pomyślał. Zwykle potrafił mówić. A przy niej drugi raz zabrakło mu języka w gębie.
"Lius" zrobił coś czego Aureolus nigdy by nie zrobił. Odwrócił się do niej, podszedł i nie dając czasu na reakcję pocałował. Korzystając z zaskoczenia oddalił się ze słowami:
- A propos nowych doświadczeń naukowych, jakie mi dał Twój stan. Ta metoda budzenia nie działa.





”Ludzka siła wyrasta ze słabości“
Lexa Bølleiskyer


Kiedy tylko wyszedł, twarda mina Lexy zelżała. Odchyliła głowę opierając potylicę o ścianę i zamknęła oczy. Słyszała łomoczące serce, które z zawrotną prędkością uderzało w klatkę zbudowaną z kości żeber, zupełnie jakby chciało ją skruszyć i uciec. Ściskał ją żołądek, ale stwierdziła, że to z głodu. Właściwie, to próbowała to sobie wmówić, ale chyba zaczynała rozumieć tę dolegliwość, która towarzyszyła jej dopiero od niedawna. Wzięła kilkanaście głębokich wdechów, uspokajając swoje ciało i chaotyczne myśli. Bardzo długo trwało, nim poczuła w sobie siły, aby podnieść się z posłania. Jej ciało było sztywne i potrzebowała je rozruszać. Rozebrała się całkowicie, przyglądając się poharatanemu ciału. Najpierw Harkon i jego magia, potem szpony i kły wampirów - Lexa wyglądała jak ofiara psychopaty, albo seksualnego perwersa. Parsknęła śmiechem na własne myśli. Naga podeszła do drzwi i zaryglowała je od środka. Postanowiła, że najpierw spróbuje poćwiczyć i odnowić sprawność mięśni, a dopiero potem zajmie się takimi bzdurami jak mycie, jedzenie i picie. Potrzebowała porządnego treningu, a nie poprawy w urodzie czy higienie - pieprzyć to. I tak nie planowała się nikomu podobać. Bez wątpienia tak było lepiej, czysty umysł sprawiał, że twardo stąpała po ziemi, nie chciała mięknąć. Wystarczyło tego. Dosyć tych ckliwości. Teraz nadszedł czas, by walczyć dalej.


Aureolus wyszedł do reszty.
- Lexa żyje i jest przytomna. Na razie nie wchodzić, chyba że zawoła. - ogłosił, po czym poszedł do laboratorium i padł jak ścięty, zasypiając nim dotknął posłania.

Gdy kilkanaście godzin później się obudził, Lexy nie było w pomieszczeniu obok. Za to, zgarniając do plecaka narzędzia i składniki alchemiczne Harkona, znalazł trochę swoich notatek z eksperymentów. Nie mógł sobie przypomnieć jak to zrobił, ale najwyraźniej odkrył sposób na częściowe odtworzenie właściwości eliksiru. Wtedy tego nie zauważył, ale teraz… Pojedyncza kropla, rozpuszczona w odpowiedniej mieszance, zdawała się oddawać jej część swoich właściwości. I niezależnie od ilości kolejnych rozcieńczeń, stale zachowywała ich część. Korzystał z tego do badania eliksiru, ale jeśli zachowały się też, choćby częściowo, właściwości lecznicze… Mając tę formułę, mógł odtwarzać słabszą wersję eliksiru Slanna niemalże w nieskończoność. Nie mógł się doczekać kiedy go wypróbuje.
Dopisywał mu dobry humor. I nic dziwnego: prawdopodobnie odkrył potężniejszą wersję mikstury leczącej, zorganizował sobie lepsze narzędzia pracy niż te stracone podczas kradzieży statku przez Cassiniego, Lexa przeżyła… I miał taki przyjemny sen… ~Liusie… - przypomniał sobie fragment snu, w którym Lexa tak go nazwała - ładne.
Był ciekaw co by się stało, gdyby opowiedział Lexie ciąg dalszy, ten z pocałunkiem. Chociaż… Dotarło do niego że nikt go nigdy Liusem nie nazywał. A w snach, jak uczyli na akademii, widzimy i słyszymy tylko to, co już znamy, choćby i dziwnie poprzekręcane. Czyżby kolejna hipoteza okazała się fałszywa? Miał niejasne wrażenie, że jedna możliwość mu umyka. Zastanawiał się też, gdzie poszła Lexa. I czemu go to tak bardzo interesuje.


Następnego dnia Lexa wstała przed świtem. Ubrała pełen pancerz i przymocowała do pasa jak i pleców wszystkie bronie, jakie jeszcze posiadała. Starannie poprawiała każdy rzemień i zapięcie, dbając o to by po opuszczeniu tego przeklętego pomieszczenia, tej jebanej umieralni, w której spędziła zdecydowanie zbyt wiele czasu, prezentować się godnie i pokazać wszystkim, że jest najsilniejszym wojownikiem, jakiego mieli zaszczyt poznać. Nim jednak zdążyła wyjść, drzwi otworzyły się z hukiem przy pomocy siły Thory oraz jej norskiego kompana. Lexa uniosła brew, patrząc na siostrę, a jej mina była poważna, wręcz chłodna i odstraszająca. Na Thorę to jednak nie działało, cieszyła się, że jej siostra jest cała zdrowa no i że w końcu wychodzi z tej mogiły, w której Aureolus zamknął ją z troski, choć wcale nie przymuszał by tutaj została. Podekscytowana i szczęśliwa młódka od razu dobrała się do starszej siostry, poprawiając co się dało i zmuszając do tego, aby pozwoliła się dotknąć. Lexa, mimo twardej skorupy, uśmiechnęła się do Thory i pozwoliła, by ta uczesała ją na modłę norską. Dobre ułożenie włosów było ważne w walce, gdyż wszystkie grzyweczki czy niespięte kosmyki zwyczajnie przeszkadzały i drażniły. Po raz pierwszy od trzech dni, Lexa Bølleiskyer wyszła na zewnątrz, ukazując innym swe dawne-nowe oblicze.







 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 19-09-2017 o 06:07.
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172