Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2017, 00:31   #64
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Aureolus & Lexa & MG

W poszukiwaniu leku

Medyk zdawał sobie sprawę, że jeśli jego najgorsze podejrzenia się sprawdzą, to nie miał więcej niż kilka dni. Wampiry nie zamknęły Lexy bez powodu. Póki co nie zdradzała żadnych oznak wampiryzmu, ale dokładne badanie ujawniło, że z każdą godziną jej siły witalne opadają. Lexa umierała, a jej coraz bledszy kolor skóry dobrze to podkreślał.
Gdy inni łupili skarby zastanawiał się co może zrobić.

Trafił do laboratorium, w którym była masa nieznanych mu płynów i substancji. Domyślił się, że nie są to lekarstwa na kaszel, jednak prawidłowa identyfikacja tych mikstur była, przynajmniej na ten moment, niemożliwa. Nie bardzo też miał na to czas…
Była tam też otwarta księga, skąd pewnie Luthor czerpał swą wiedzę w przygotowaniu mikstur, ale została spisana w starożytnym nehekarskim języku i przez to niemożliwa do odczytania. Niestety nehekarski nie był podobny do żadnego znanego mu języka, a choć szybko uczył się nowych narzeczy, to jednak nie w ciągu kilku dni mając za pomoc tylko starą księgę.

Wiedział, że samemu nie podoła odczynieniu uroku, ale wierzył że jest jakiś na to sposób. Może kluczem do tego będą znajdujący się na wyspie jaszczuroludzie… W końcu żyli tuż obok wampirów wiele lat, może któryś z szamanów zna odpowiedź.

Zostawił więc Laboratorium w spokoju i odszukał niezbędne wyposażenie. Pamiętał, że Weddien potrafił się porozumieć z jaszczurami dzięki amuletowi. Pamiętał również, że tam gdzie teraz Weddien przebywa, amulet nie jest mu potrzebny. Zabrał więc go zanim zdążył to zrobić także wyrażający zainteresowanie nim (i rozmową z jaszczurami) mag płomieni. Przez moment kusiło go by poprosić go o wspólną wyprawę, ale bał się, że poznawszy jej cel czarodziej wybierze prostsze rozwiązanie tego problemu i “oczyszczenie” Norsmenki ogniem. Mógłby liczyć na Erwina, ale ten był ranny i nie w formie, a Thora była potrzebna, by miał się kto zająć Lexą. Nie chciał też narażać nikogo innego. Jaszczuroludzie mogą być im wdzięczni, ale wdzięczność do obcych nie zawsze trwała długo i niekoniecznie przekładała się na taką pomoc jakiej oczekiwał. A wśród skarbów jakie marynarze wywlekli ze skarbca znalazł się skarb. Kostur Helstruma, nazwany tak na cześć legendarnego pierwszego Teogonisty. Nawet jeśli Jaszczuroludzie nie kojarzą samego Helstruma, sam Kostur nadal może wywrzeć wrażenie.
Pozostało tylko wyjaśnić Thorze co zamierza i co ma w tym czasie zrobić z siostrą i pożegnać się z Lexą.

Zostawił Thorze ziółka uspokajające i nasenne ze słowami, że jakby podczas jego nieobecności Lexa za bardzo wariowała albo co, to lepiej niech sobie pośpi.
- A jeśli nie zadziałają - dodał - poproś Erwina o pomoc i Lexę przywiążcie do łóżka. Jakby kto pytał: to gorączka mózgu, a medyk poszedł po zioła na lekarstwo.

***

- Jak się czujesz? - cicho zapytał Aureolus, gdy ranna się obudziła. Chwilę wcześniej zmienił Thorę, która potrzebowała chwili na swoje sprawy.
Lexa niemrawo otworzyła oczy. Postać medyka pomału klarowała się przed nią. Kobieta uniosła się lekko, aby usiąść. W odpowiedzi wzruszyła ramionami.
- Normalnie. - burknęła z wrogością zerkając na medyka - Możemy już ruszyć, czy będziemy się wylegiwać przez wiele tygodni? Nic mi nie jest. - zacisnęła lewą dłoń na założonym kastecie. Nie przyznawała się do tego, że czuje się jakby miała zaraz zdechnąć, jednak bladość jej skóry zdradzała zarazę, która ją trawiła.
~Kiedy ona zdołała założyć ten kastet? - zdumiał się medyk, pomny, że gdy ją kładł na posłaniu, nie miała go na sobie.
- Kilka dni. Inni są w jeszcze gorszym stanie niż Ty. Nie zdążyłem Ci jeszcze podziękować za osłonę podczas ataku wampirów. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że przeżyłaś. Nastraszyłaś mnie - gdy odbiliśmy tę salę, nigdzie Cię nie zauważyłem… - urwał.
- Te kurwiszcza mnie zamknęły, pewnie je kutasy swędzą! Zachciało się baby, w tym swoim pindolowym gronie, bo od zabawy mieczykami im już fiuty spuchły - zaklęła ekscytując się nadmiernie, aż jej ciśnienie skoczyło. Zaciśnięta na kastecie dłoń zbielała jeszcze bardziej. Trochę pomachała ściśniętą w pięść ręką, ale ta z braku sił szybko spoczęła ponownie na posłanie. Lexa usiadła wygodnie, na ile warunki pozwalały. W tym ruchu dało się dostrzec osłabienie, a jej twarz wykrzywiał grymas bólu - Te twoje maści śmierdzą. Pomyśl nad tym.
- Pomyślę -
obiecał. Zamyślił się przez chwilę.
- Zostawiłem Thorze i Erwinowi odpowiednie leki i instrukcje. Chciałbym, żebyś je przyjmowała. Muszę zająć się… badaniami. Wiesz, spędzimy tu tylko kilka dni i nie będę mógł zająć się Tobą przez dzień czy dwa...
- To ci pomogę.
- odparła pewnie patrząc na niego badawczo - Mówisz, że musimy tu zostać bo jakieś miernoty oberwały gorzej. Ja ci mówię, że jest ze mną dobrze. Ty nie zaprzeczasz. Więc, mogę po prostu iść i ci pomóc, żeby cię coś nie wpierdoliło, bo znając ciebie, to będziesz lazł jak pizda z nosem w trawie i wygrzebywał z kozich stolców jakieś potrzebne sprawy do cholerawie czego - Lexa pokiwała głową z uznaniem dla swojej dedukcji jak i samego pomysłu. Zaczęła rozglądać się za swoim mieczem, nie zważając na to, że kręci jej się w głowie i od szybkich ruchów zaczyna podwójnie widzieć. Aureolus postanowił szybko to uciąć:
- Znasz Nehekarski? Potrafisz czytać w dawnym dialekcie Staroświatowego? Potrafisz odróżnić hematyt od różowego kwarcu? Takim sprawom będę stawiał czoła. Najgorsze co mi grozi w laboratorium to alergia na kurz i wybuch podgrzewanej retorty, jeśli źle odmierzę proporcje. Tam będziesz dla mnie taką ochroną, jak ja dla Ciebie na polu bitwy.
Najbardziej mi pomożesz odpoczywając - wiem, że czujesz się świetnie i mogłabyś pokonać każdego z drużyny, ale po takim przywaleniu w potylicę możesz cierpieć na potężne przewlekłe migreny, a to nie jest przypadłość dla wojownika. Słucham Ciebie w sprawach walki. Posłuchaj mnie proszę w sprawach medycyny i chemii. Przez kilka dni staraj się za dużo nie ruszać i nie wychodzić na ostre światło.
- W dupie byłeś gówno widziałeś! -
zagrzmiała Norsmenka - Do tych podziemi też zeszliśmy na badania, a patrz jak to się skończyło! Poleziesz gdzieś, bo znam twoje łazęgostwo i coś cię w kutasa użre, a potem będziesz chodził jakbyś konia ujeżdżał na goło - zobrazowała swe myśli, nie znosząc jego odmowy.
- Nie usiedzisz na dupie w jednym miejscu, a jeśli tak, to się tam rozłożę z kocem i zawsze w razie co będę, by komuś przypierdolić. Rozumiem, że jestem dla ciebie za głupia i poziom inteligencji w pomieszczeniu by drastycznie zmalał, ale z tego co wiem, to nie jest zaraźliwe, więc nie zdurniejesz od mojej obecności.
- Już sprawdziłem laboratorium i bibliotekę Harkona. Ani śladu wrogów. A przy Tobie... głupieję. Myślę o... różnych rzeczach. A teraz naprawdę bardzo potrzebuję się skupić. Nie mogę sobie pozwolić na rozproszenie uwagi.
- odparł powoli. Zdziwiony tym, że nie kłamał.
Lexa ze zdziwienia uniosła brew. Zastygła w miejscu patrząc się na niego przenikliwością zielonych oczu. Milczała jakiś czas, sprawiając, że między nimi narodziła się niezręczna cisza. Nie mogła oderwać spojrzenia od jego mimiki, całej postaci. Zrobiło jej się słabo, ale że siedziała, nie było tego widać.
- Rozumiem. - odparła w końcu ze spokojem, schodząc z tonu i westchnęła głęboko. - Też mnie to drażni gdy nadchodzi zagrożenie i nie można się skupić. Przykro mi, że tak się czujesz przeze mnie. - zmarkotniała lekko przenosząc spojrzenie na zaciskany w ręku kastet.
- Przykrym bym tego nie nazwał. W żadnym wypadku. - przy wstawaniu musnął jej dłoń wciąż zaciskającą się na kastecie.
- Do zobaczenia.
- Czekaj!
- zatrzymała go nim zdążył wyjść. Uniosła głowę aby znowu móc się mu przyjrzeć.
- Obiecaj mi, że nigdzie nie będziesz łaził. Tu nie jest bezpiecznie, wiesz o tym. - ton jej głosu zdecydowanie zelżał, choć wydawał się być dziwnie drżący. Ocieplił się, był jakby bardziej przyjemny dla ucha, pozbawiony władczej i zaborczej intonacji.
- Nie będę łaził w nieznane miejsca - obiecał - albo w miejsca bardziej niebezpieczne niż Laboratorium Harkona, jeśli wolisz taką obietnicę.
- Przyjmę obydwie -
odparła bez cienia uśmiechu - Przekaż po drodze Erwinowi, by przestał traktować mnie jak niedorajdę i ofiarę, bo zamiast mi podawać leki, będzie musiał podać je sobie przy naszym następnym spotkaniu.
- Jak sobie życzysz
- uśmiechnął się do niej wychodząc i mijając się w drzwiach z “zastępstwem”.

***

Aureolus obciągnął nową, znalezioną w zbrojowni skórzaną zbroję, poprawił paski plecaka i wyruszył do wioski Saurian na poszukiwanie leku na wampiryzm. Nikt w Imperium tego jeszcze nie próbował. Nie słyszał w każdym razie o skutecznym wyleczeniu wampira z “klątwy”. Głęboko wierzył, że świat jest zasadniczo zrozumiały i że magia i klątwy koniec końców też opierają się na jakichś prawach, jak alchemia.
~A jeśli tak, to na każdą chorobę jest lekarstwo, na każdą truciznę antidotum, a na każdą klątwę… cóż, może jednak powinien poprosić maga o pomoc... - pomyślał.
Niemniej, jeśli jemu się uda, będzie pierwszy. Pokaże tym zakutym łbom z akademii co może człowiek nie bojący się eksperymentów i wyjścia poza utrwalone od dziesiątek lat receptury i metody, będące często równie skuteczne co błoto. Pokaże im Lexę ze śladami po kłach, poprosi by pozwoliła im się zbadać. Jeśli któremuś z nich rozkwasi nos - tym lepiej.
Wymieni się recepturami z ludami zza oceanu, przywiezie nowe leki… I Lexę. Jeszcze zobaczą.
No i nie mógł pozwolić jej umrzeć. Był w końcu medykiem i uważał się za profesjonalistę w każdym calu. Nie pozwalanie innym umrzeć było tym, za co mu płacili i za co go szanowali. Miał tylko wrażenie, że to nie są jedyne powody, dla których udał się w tę cokolwiek suicydalną misję…

Aureolus nie zdążył jednak zajść daleko, bowiem już po wyjściu z Miasta Umarłych natrafił na przyczajonych w zaroślach jaszczuroludzi. Nie zaatakowali go, ku jego uldze, ale bacznie się mu przyglądali, dając jasno do zrozumienia, że jest tu intruzem. Medyka jednak nie zniechęciły ich gadzie spojrzenia i za pomocą amuletu zdołał porozumieć się z przewodzącym wyprawie kapłanem.


- Dalece nie doceniliśmy was, śmiertelnicy - powiedział w swym antycznym języku gadopodobny stwór, a mimo to Aureolus rozumiał go równie dobrze (a może nawet i lepiej) jak swoich kolegów po fachu z Imperium.
- Luthor Harkon nie żyje, a wraz z nim legło w gruzach królestwo umarłych. Dokonaliście rzeczy, których my nie byliśmy w stanie dokonać z pomocą wielkich armii. Lord Quex w swej wielkiej mądrości kazał was oszczędzić i nie mylił się... Jakże tego dokonaliście? - Mówił wyjątkowo wolno przedstawiciel rasy skinków.

Medyk trzymał jedną dłoń na kosturze, a drugiej także nie zbliżał do broni:
- To nie było łatwe, lecz mieliśmy w swych szeregach potężnych magów i zdolnych wojowników zebranych spośród najlepszych na kontynencie. A władca umarłych także nas nie docenił. O samej walce wiele Wam nie powiem, jestem medykiem, nie znam się na walce, zabiłem ledwie dwa wampiry. - Aureolus wiedział, że kapłani potrafią odróżnić prawdę od kłamstwa, postanowił więc nie kłamać.

Twarz gada pozostawała pozbawiona emocji i trudno było powiedzieć, czy to jego cecha charakteru czy też jest niezdolny do ich wyrażania w taki sposób jak są ludzie. Kapłan oderwał spojrzenie od medyka i przeniósł je w stronę wznoszącego się w oddali Miasta Umarłych.
- Pozwolimy wam tu zostać tak długo na ile potrzebujecie, ale ostatecznie będziecie musieli opuścić to miejsce. Lustria nie jest miejscem dla ludzi, nie podda się ogniu ani toporom. Znajdźcie drogę do jednej z waszych osad i uciekajcie stąd, dobrze wam radzę - powiedział po chwili.

- Taki mamy plan. - odparł Aureolus - Wyspa i Miasto Umarłych wróci w ręce prawowitych właścicieli. A my chcemy odpłynąć by poszukać zemsty na lordzie, który spowodował śmierć naszego lorda. Nie pragnę Waszych ziem ni bogactw. Łaknę wiedzy i chętnie się nią wymienię. - przez chwilę milczał, zastanawiając się, jak podnieść sprawę Lexy. W końcu podjął:
- Jak mówiłem, wśród nas są potężni magowie i świetni wojownicy. Ale są sprawy, w których nasza wiedza i moc ustępuje Waszej. Największa nasza wojowniczka w czasie walki została na chwile oddzielona od nas. Gdy ją znalazłem, miała na szyi ślady kłów. A teraz obawiam się, że zmienia się w wampira. Zabicie Jej nie wchodzi w grę. Wśród nas więcej jest ludzi, którzy prędzej dadzą się przemienić niż podniosą na nią rękę, a za jej śmierć wezmą pomstę. A jeśli nic nie zrobimy, sytuacja wróci do punktu wyjścia. Potrzebuję Waszej pomocy i proszę o nią - medyk nie był młodzieniaszkiem ani wojowniczym zapaleńcem, by unosić się dumą. Potrzebował pomocy i naprawdę nie miał czasu na gierki. Z każdą godziną Lexa stawała się coraz bledsza i gasła niemalże w oczach.
- Żyliście obok wampirów przez wiele lat. Z pewnością znaleźliście środki, które mogą pomóc, a nie kończą się śmiercią pacjenta.

Jaszczuroczłek przez dłuższą chwilę milczał jakby rozważając stosowną odpowiedź. Po raz pierwszy Aureolus dostrzegł przebłysk emocji w oczach stojącej przed nim istoty, a była nią wątpliwość, która targała kapłanem. Medyk zaczął zastanawiać się czy przypadkiem nie uraził tubylca swą dość zuchwałą prośbą, lecz jego rozważania przerwał sykliwy głos kapłana:
- Lord Quex… być może będzie skory do udzielenia wam pomocy, jednakże najpierw musiałbym doprowadzić ciebie oraz twoją samicę przed jego oblicze. To wszystko co mogę dla was zrobić, reszta zależy od mego pana.
~A ja byłem pewien, że to wyprawa w tę stronę i przekonanie Jaszczuroludzi do współpracy będzie samobójstwem - pomyślał medyk, przewidując reakcję Lexy na plan ratunkowy. Zastanawiał się też, czy może zaufać kapłanowi i czy prośba o gwarancje bezpieczeństwa nie będzie obrazą - nie znał zwyczajów tego ludu.
Doszedł do wniosku, że to nieistotne. I tak nie miał wyjścia. A kapłan, gdyby miał skłamać, zapewne zrobiłby to szybciej i obiecałby pomoc, a nie tylko jej możliwość.
- Dziękuję Tobie i Lordowi Quexowi za łaskawość - powiedział i lekko się skłonił. Żałował, że nie zna etykiety, ale szybko doszedł do wniosku, że znajomość ludzkiej tylko by przeszkadzała.
- Jak doprowadzić do spotkania? - zapytał, nie prostując już, że to nie jest “jego” samica.
- Przyprowadź ją do naszego obozu - odparł kapłan, po czym dodał - Najśpieszniej jak to tylko możliwe.

Po tych słowach gadopodobny stwór wycofał się wraz z resztą swojego oddziału w głąb dżungli.

A Aureolus wrócił do miasta umarłych.

***

Medyk zapukał do drzwi komnaty z prowizorycznie przygotowanym posłaniem dla Lexy, odczekał chwilę, wszedł i od progu rzucił:
- Wróciłem. Nie uwierzysz. Wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza… Nie szukałem żadnych ziół - zaznaczył - A tam natrafiłem na Jaszczuroludzi pytających jak nam się udało pokonać Harkona. Powiedziałem, że to łatwe nie było, ale jak się ma taką wojowniczkę jak Lexa… Skracając - ich wódz, Lord Quex, bardzo chciałby Cię poznać i zaprosił nas do siebie.
Twarz Norsmenki przeszył grymas zniesmaczenia.
- Niech się jebie na ryj - wycharczała osłabiona, a oparte o ścianę plecy osuwały się niespiesznie - Pierdole ich. I wiedziałam, że będziesz się szwendał.
- Tak jak obiecałem, tylko tam gdzie już byłem i tam gdzie jest bezpiecznie. Bardzo jest dla mnie ważne, byś się tam ze mną udała. Bardzo chcę tam iść, a sam nie mogę, zaproszenie było bardzo jasne. Tylko z Tobą mogę tam pójść.
- Po chuj?
- Bo inaczej wampiry z powrotem obejmą tę wyspę w posiadanie.
- Wampirów już nie ma. Przestań się spoufalać z jaszczurami, pewnie chcą nas zeżreć.
- I chcę żeby tak zostało. I do tego potrzebuję Ciebie na audiencji u Lorda Quexa. Tylko Twoja obecność tam to zapewni. Twoja i niczyja inna.
- Proszę cię, przestań już
- wysapała kładąc się i zakrywając kocem.
- Nakręcasz się głupotami, daj już temu spokój. Wypłyniemy z tej wyspy i niech dalej martwią się sami. Nie wiem co cię to wszystko obchodzi. Nie masz lepszych podniet? - jej głos był znużony i zmęczony.
- Widzę, że jesteś zmęczona. Wiem, że nie przyznasz się, że nie masz sił. Zaprowadzę Cię tam, choćbym całą drogę miał Cię nieść… no dobra, ciągnąc na włókach. Poproszę Thorę o pomoc.
- Odpierdol się od mojej siostry! -
huknęła gniewnie zrzucając z siebie nakrycie - Nie jestem zmęczona ani słaba, po prostu wkurwia mnie twoje jęczenie. Ciągle stękasz jak stary dziad - wywarczała podnosząc się z trudem i choć się zachwiała na własnych nogach, udawała, że wcale tak nie jest. Sięgnęła po miecz i piznęła kastetem pod nogi medyka.
- Wolisz inaczej? Pójdziesz ze mną tak czy inaczej! Za zgodą albo i bez niej. - i on zaczynał tracić panowanie nad sobą. Albo uczyć się na błędach.
- Żebyś tak pieprzył nie tylko mową, to byłabym bardziej zainteresowana. - burknęła z lekkim uśmiechem chowając miecz i przywiązując do pasa. Zarzuciła też plecak na ramiona. Chciała go wziąć, bo miała tam dwie butelki gorzały. Skoro mieli zdechnąć, a przynajmniej ona, to może jeszcze zdąży zamoczyć ryj - Chodź łajzo, do tych swoich kurwich znajomych - dała chwiejny krok w kierunku wyjścia. Jej chód jednak pozbawiony był dawnej werwy
Podniósł kastet i podszedł do niej:
- Pozwolisz? - zapytał chwytając ją w pasie - bo wiesz… zaproszenie było dla mnie i “mojej samicy”. Nie chciałbym ich rozczarować - uśmiechnął się.
- Mnie już rozczarowałeś. Nasze pukanie musiało być słabe, bo jakoś go nie pamiętam. Chyba będziemy musieli je powtórzyć - nie odepchnęła go bo nawet nie miała na to sił. Jej własny żart jednak jak zawsze ją rozbawił. Słaby uśmiech wykwitł na bladej twarzy blondynki.

***

- Lexa… - zaczął Aureolus jakiś czas po wyruszeniu, upewniwszy się, że w zasięgu słuchu nie ma już nikogo z ich drużyny - jesteś silną kobietą, więc nie będę owijał w bawełnę: wampiry coś Ci zrobiły. A mimo całej mojej wiedzy i dostępu do laboratorium Harkona nie potrafię nawet spowolnić tego co się z Tobą dzieje. Za dwa, trzy dni nie będziesz nawet w stanie podnieść się z łóżka. To była optymistyczna wersja.
Pesymistyczna jest taka, że umrzesz, a później obudzisz się jako wampir. Albo i nie obudzisz, jeśli zauważą ślady kłów. Nie wiem czy z Thorą i być może Erwinem powstrzymalibyśmy resztę przed spaleniem Cię, a pewnie skończyłoby się to jatką, z której mało kto wyszedłby żywy.
Nie zamierzam na to pozwolić. Nie umrzesz na mojej warcie. A przynajmniej nie tak. Jedyna szansa to Jaszczuroludzie. Nie chciałem by inni ryzykowali tak jak my teraz ani by próbowali mnie powstrzymać i dlatego nic nie mówiłem. Bo być może nie tylko Erwin podsłuchiwał pod drzwiami.


Początkowo Lexa szła, tak jak on sobie tego życzył. Potrzebowała wsparcia silnego ramienia, aby nie upaść i choć ów wsparcie wcale nie było silniejsze od niej, to wystarczało. Gdy jednak doszedł do pewnego etapu wyznania, kobieta zatrzymała się. Wyswobodziła się z lekkiego uścisku i stanęła opierając ręką o drzewo. Dyszała już coraz ciężej, była zmęczona, blada i słaba, jednak w pewien sposób słowa medyka ją zirytowały. Być może wcale nie chodziło o sam fakt, bo części z tego potrafiła się domyślić, ale gra, jaką wokół niej rozegrał, była po prostu obrzydliwa.
- I nagle stwierdziłeś, że mi o tym powiesz? Bo wcześniej, to kurwa, nie mogłeś, prawda? - wycharczała podnosząc głowę, na jej twarzy prócz grymasu bólu malował się i grymas złości. Dała chwiejny krok w jego kierunku, wciąż podpierając się o lichy konar nieznanego sobie drzewa, bardzo odmiennego od tych w Starym Świecie.
- Wolałem nie ogłaszać “Lexa jest wampirem. Ale spokojnie - co prawda nikt nigdy tego nie wyleczył, ale mi się na pewno uda, nie palcie nas na stosie.” Wolę Lexę wkurwioną na mnie ale żywą, niż lubiącą mnie i martwą. Także nie, nie mogłem wcześniej. - nagle zatrzymał swój wywód.
- Nieprawda. Masz rację. Mogłem. Wybrałem łatwiejszą drogę.
Norsmenka nie wytrzymała długo. Nie był to pierwszy raz, kiedy użył na niej podstępu, ani nie pierwszy raz, gdy go o to podejrzewała, ale mu uwierzyła. Jakoś zupełnie puściła mimo uszu fakt, że gdyby nie on, najzwyczajniej w świecie mogłaby nie żyć. Lexa odepchnęła się od konara i podeszła do mężczyzny. Brak kastetu jej wadził, czuła się niepełna nie mogąc zacisnąć na nim swojej dłoni. Stanęła naprzeciwko chwiejąc się na nogach i patrząc mu w oczy. Mógł dojrzeć w jej spojrzeniu żal. Chwilę tak stała z miną zbitego psa, choć dumnie zadartym nosem, aż w końcu zupełnie nieoczekiwanie, wymierzyła mu siarczysty policzek używając ku temu całego pokładu swoich sił. Ponownie się zachwiała, jednak zdołała zachować równowagę.
- Jesteś kutasem. Największym kutasem jakiego poznałam - wycedziła przez zaciśniętą ze złości szczękę, wciąż nie oddalając się. Wiedziała, że jeśli nie da rady samodzielnie utrzymać się na nogach, to ten "kutas" będzie jej jedynym wsparciem, aby nie paść na kolana.
Aureolus pozbierał się z ziemi i złapał się za twarz zaskoczony. ~Otwartą dłonią? - zdziwił się. Miał dziesiątki ripost, od “Dziękuję za docenienie” po “Robiłem co uznałem za słuszne”.
- Przepraszam - powiedział zamiast tego.
- A tym - podał jej podniesiony w jej komnacie kastet, o którym do tej pory zwyczajnie zapomniał - zdzielisz mnie po powrocie, jeśli będzie okazja. Największy kutas na świecie musi się dogadać ze Skinkami i potrzebuje do tego działających ust. Pozwolisz? - ponownie chciał objąć ją w pasie. Uważał, że i tak tanio się wykpił. Nie zadała pytania, którego obawiał się najbardziej, sporo bardziej niż uderzenia.
Lexa zrobiła unik w bok, dalej na niego patrząc. Jej mięśnie wcale się nie rozluźniły po tym, co powiedział.
- Wytłumacz mi, po jaki chuj to robisz? Co cię to w ogóle obchodzi, trzeba było mnie gdzieś zamknąć i spieprzać. Daję sobie radę sama i nie potrzebuję twojej pomocy. Niczego od ciebie nie potrzebuję. - wypaliła drżącym głosem, co już samo w sobie sugerowało żal, rozgoryczenie i kłamstwo. Mógłby przysiąc, że w jej oczach dojrzał błysk, ale w słabym świetle ciężko było mieć pewność.
- Dokładnie tak trzeba było zrobić. Albo w łańcuchy zapiąć i w cyrku pokazywać. Tylko że ja jestem lekarzem. Płacą mi za ratowanie nawet takich pyskatych Norsmenek, które niczego ode mnie nie potrzebują.
Lexa chwyciła go za poły ubrania i zakręciła przygważdżając do pnia drzewa. Całym ciałem przylgnęła do niego i oparła się o Aureolusa, dzięki czemu nie tylko go trzymała i przybijała plecami do konaru, ale i sama mogła utrzymać się na nogach.
- Ciebie do cyrku oddam, jako pokarm dla niedźwiedzi. - zawarczała na niego drżąc z zimna. Już teraz przypominała żywego trupa, kiedy mógł tak z bliska przyjrzeć się jej twarzy - Naprawdę jesteś fiutem. - chciała jeszcze coś dodać, ale powstrzymała się, co było widać. Jej uścisk pomału się rozluźniał.
Aureolusowi przyszły do głowy myśli zdecydowanie nieprzystające medykowi. I niezbyt pasujące do aktualnej misji. Chwilę mu zajęło, nim wyrzucił je z głowy. A w każdym razie stłumił.
- Jestem. - potwierdził. - Największym na świecie. Ale po Twojej stronie. I tak się składa, że ja Ciebie potrzebuję. Nie ma nikogo, kto by mnie lepiej chronił. Także przed moją własną głupotą. Idziemy? - zmienił temat.

Blondynka zdębiała. Jej brwi się uniosły, a po krótkiej chwili zaśmiała się słabo, kiedy potwierdził jej wcześniejszy wyrzut. Odsunęła się od medyka, chwytając go za materiał rękawa. Tyle potrzebowała, aby stać na nogach.
- Za późno by zawrócić. Zróbmy to co chcesz. - westchnęła słabo. Większość złości ulotniło się z niej tuż po jego reakcji, która ją rozbawiła oraz tym, co powiedział później.
- I tak już nie mamy innego wyboru. Chodź. - pociągnęła go lekko, powłócząc dalej nogami.
I poszli.
 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 15-09-2017 o 23:50.
hen_cerbin jest offline