Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2017, 07:25   #66
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Z wizytą u Slanna

Późnym wieczorem, Lexa w towarzystwie Aureolusa dotarła do obozu jaszczuroludzi w ruinach starego miasta. Najwyraźniej byli spodziewanymi gośćmi, bowiem na ich widok strażnicy natychmiast otworzyli bramę. Wewnątrz było zaledwie kilka szałasów, zdecydowanie za mało, aby móc pomieścić tylu saurusów. Rozwiązanie tej zagadki czekało zaledwie kilkanaście metrów dalej. Prowadzeni przez poznanego przez medyka kapłana dotarli do wnętrza zrujnowanej chaty. Tam w podłodze ukryta została zapadania, która była wejściem do tunelu, a właściwiej rzecz ujmując; rozległej sieci podziemnych korytarzy i jaskiń, który po upadku wyspy stał się nowym domem dla jaszczuroludzi.

- Lord Quex was oczekuje - powiedział prowadzący ich kapłan, choć Lexa, która nie miała amuletu elfa, nic z tego nie zrozumiała. - Nie potrafię stwierdzić na ile owocne będzie to dla was spotkanie, śmiertelnicy. Jeśli jednak przychyli się waszej sprawie, to nie uczyni tego za darmo...

- Tłumacz mi na bieżąco, albo dostaniesz w ryj i dopiero jaszczury się zdziwią, co potrafi ta “twoja samica”
- poprosiła Norsmenka, patrząc wymownie na medyka, przez którego tutaj się znalazła. Była pełna podejrzliwości, a brak zaufania aż wylewał jej się uszami. Rozglądała się nerwowo idąc blisko Aureolusa. Stwierdziła, że dawno nie szła tak ciasno przy czyimś boku.

- Lord nas oczekuje. I czegoś od nas chce. - przetłumaczył pokrótce medyk.
- Prowadź zatem - rzekł do kapłana. Spodziewał się czegoś takiego. Nie ma nic za darmo. Ale jaki miał wybór? Co prawda miał wrażenie, że zrobili już całkiem sporo dla rasy skinków w ogólności, a Lorda Quexa w szczególności, ale to nie kapłana trzeba było przekonać.

- Pewnie jakiś rytuał na nas zrobić, albo inne godowe orgie. Nie wiem co ci odjebało by tutaj przyłazić - naburmuszyła się Lexa, wydymając sine usta. Wciąż jej chód był chwiejny, ale przynajmniej starała się stąpać z dumą wojownika

Podążali podmokłymi, wapiennymi tunelami tak długo, że zaczęli się zastanawiać nad ilością godzin, która upłynęła w tym czasie. Rozmawiali przy tym niewiele, jako że ich przewodnik nie był skory do rozmów, więc była to bardzo nużąca podróż. Na swej drodze napotkali stosunkowo niewielu jaszczuroludzi i w przeważającej większości byli to strażnicy, jednakże z mijanych bocznych korytarzy i jaskiń niejednokrotnie docierała ich głośna wrzawa.
W końcu jednak dotarli do kresu swej podróży. Przed wejściem do małej, podziemnej komory stał liczny oddział doskonale uzbrojonych saurusów, którzy musieli być elitarną gwardią. Kapłan nakazał ludziom wejść do środka, sam jednak został i uważnie im się przyglądał.

Lexa i Aureolus wkroczyli do pogrążonej w półmroku małej jaskini, w samym centrum której znajdował się unoszący się parę stóp nad ziemią tron. Siedziała na nim przedziwna, groteskowo wręcz wyglądająca istota, która przypominała przerośniętą ropuchę, jednakże już szybkie rzucenie okiem pozwalało określić, że jest ona najpotężniejszym bytem z jakim kiedykolwiek się spotkali. Otaczała ją aura przedwieczności, wiedzy skumulowanej przez całe tysiąclecia…
Lord Quex siedział na swym tronie w medytacyjnej pozie, co sprawiało, że wyglądał jakby spał. Po chwili jednak otworzył swe wielkie oczy i spojrzał na swych gości.
- Doszły mnie wieści o waszym wspaniałym zwycięstwie, śmiertelnicy - obcy głos odezwał się w ich głowach. - Mój lud jest wam za to wdzięczny - po tych słowach na dłuższą chwilę zapadła krępująca cisza.
- Wiem też, że nie przybyliście tutaj, aby słuchać pochwał. Samicę trawi potworna choroba, która odbierze jej życie i duszę w przeciągu niecałej doby. Nie mam mocy, która ją ocali, ale u zarania dziejów powierzony został mi artefakt, który jest w stanie całkowicie wyleczyć duszę i ciało, nawet z najpotężniejszych klątw - Lord Quex ściągnął zawieszony na szyi amulet, który wyglądał bardzo niepozornie. Był to prosty, gładko ociosany kamień, o owalnym kształcie, przez który przeciągnięty został drobny sznurek. Cisnął nim przed siebie, a ten z pomocą jego woli zatrzymał się w powietrzu na kilka cali od Aureolusa.
- Kiedy samica umrze, otwórz go i jego płynną zawartość wlej jej do gardła. To potężna substancja nie z tego świata, której moc jest w stanie przywrócić martwych z powrotem do świata żywych. To też ostatnia fiolka jaką posiadam - mówił w ich myślach sędziwy Slann.

Aureolus nie znał się na etykiecie. Ale potrafił rozpoznać zaszczyt, kiedy trafiano go nim prosto między oczy. Szedł o zakład, że byli z Lexą jedynymi ludźmi (a przynajmniej pierwszymi od bardzo dawna), którzy mieli okazję porozmawiać z taką istotą.
Na chwilę odebrało mu mowę. Przyklęknął na jedno kolano. Już samo wpuszczenie ich tutaj…
- Dziękuję - wydukał - zapamiętam honor, jaki nas spotkał.
Powoli wyciągnął rękę w kierunku amuletu, tak by ten, puszczony przez Przedwiecznego mógł upaść na dłoń i czekał na ciąg dalszy przemowy władcy Saurian. Dar był iście królewski. I z pewnością miał cenę. Lexa obserwowała zachowanie Aureolusa nie do końca rozumiejąc, co właściwie się dzieje. Niby patrzyła i pojmowała, ale wciąż czuła się jak gówno. Najgorzej jednak poczuła się, kiedy medyk uklęknął, tym samym przestając być dla niej wsparciem. Zachwiała się na słabych nogach i uśmiechnęła blado sinymi ustami, jakby to tak niby celowo było. Tak naprawdę czuła się zażenowana. Długo przyglądała się spasionej klusce pokrytej zielonym śluzem i nie mogła się nadziwić, jak taki spaślak przetrwał tyle lat i nikt go nie ustrzelił. Żarcia starczyłoby na miesiąc. Po chwili zafrasowała się z obawy, że być może ten żabol czyta im w myślach. Miała nadzieję, że nie. Ponownie zerknęła na doktora, zrobiło jej się cieplej na sercu, a z drugiej strony jej ciało przeszył dreszcz zimna. Bolało ją wszystko, miała ochotę zwymiotować, choć nic nie jadła. Czując, że nie wytrzyma długo na nogach, kucnęła ostrożnie, by po chwili usiąść na ziemi ze skrzyżowanymi nogami.

Spojrzenie starożytnego slanna spoczęło na umierającej Lexie i w tym samym momencie poczuła niespodziewany przypływ sił witalnych. Nie sprawił on, że wyzdrowiała, czy chociaż była równie sprawna co dawniej, ale przynajmniej poczuła się lepiej i miała wrażenie, że będzie w stanie pójść o własnych nogach.
Lord Quex w następstwie przeniósł swe spojrzenie na klęczącego przed nim Aureolusa, a w jego myślach ponownie odezwały się słowa magokapłana.
- Przyglądałem się wam odkąd dobiliście do naszych brzegów. Byłem świadkiem zdrady, która was dotknęła. Przez wiele lat badałem naturę waszego gatunku i już teraz potrafię przewidzieć, że spróbujecie wywrzeć zemstę na swych oprawcach - zauważył slann, przez cały ten czas nie spuszczając swego spojrzenia z Aureolusa.
- Tobie śmiertelniku wróżę wspaniałą przyszłość, jeśli tylko chwycisz los w swoje ręce i zdołasz wrócić tam skąd przybyłeś. Kluczem do tego jest amulet, który znalazł się teraz w twoim posiadaniu i sądzę, że z czasem znajdziesz sposób jak go właściwie wykorzystać. Kilka kropli uratuje wojowniczkę przed okrutnym losem, resztę zachowaj jako podarunek od naszego ludu; próbę okazania wdzięczności za to co dla nas zrobiliście - kontynuował swą przemowę Lord Quex.
- Możecie już wracać na powierzchnię. Okażemy wam swą gościnność i pozwolimy noc spędzić w obozie. Wiem, że prędzej czy później opuścicie wyspę i spróbujecie dokonać zemsty na ludziach, z którymi tu przybyliście, lecz najpierw odpowiedzcie sobie na pytanie, czy warto tyle ryzykować dla materialnych korzyści. Zdobyliście cenne skarby, niebawem znajdziecie też dla siebie statek, a Lustria… Lustria nie jest miejscem dla waszego gatunku. Tutaj prędzej czy później każdego spotka śmierć i zwykle jest ona tragiczna - po tych pożegnalnych słowach slann zamilkł i zamknął oczy, jakby zapadł w medytacyjny sen.

Aureolus, nie będąc pewien czy Lord Quex czyta mu w myślach czy wyłącznie trafnie zgaduje wstał powoli, dając solidniejsze niż przed chwilą oparcie Lexie. W myślach odpowiedział Slannowi:
- Nie przybyłem tu dla materialnych korzyści. Znalazłem tu więcej niż ośmielałem się marzyć. Jeśli o mnie chodzi, mógłbym już wracać. Jestem jednak coś winien moim towarzyszom, choć postaram się ich ostrzec. Za pozwoleniem, chciałbym zatrzymać się na noc w obozie i poznać Wasz lud lepiej - Aureolusa nigdy nie pociągały bogactwa i skarby inne niż wiedza, a po śmierci Barona Kratenborga nie miał też powodu, by naprzykrzać się Saurusom. Zwłaszcza, że dali mu więcej niż się spodziewał.
Żadne skarby świata nie są warte więcej - pomyślał, wpatrując się w trzymany w dłoni amulet.

Widać było, że bił się z myślami. Jeszcze niedawno wziąłby eliksir bez słowa, zostałby największym medykiem w dziejach i miałby gdzieś przyszłość tej wyspy i zamieszkujących ją istot. Ale ta podróż go zmieniła. Wiedział, że jeśli wykorzysta cudowną moc eliksiru po powrocie na ziemie Imperium, w ciągu pół roku na brzegi tej wyspy zwali się kilka tysięcy poszukiwaczy przygód poszukujących eliksiru życia. Nawet jeśli będzie udawał, że eliksir stworzył sam, przybędą tu po składniki… Chciał być największym lekarzem wszechczasów, ale ku swojemu zaskoczeniu zorientował się, że nie za każdą cenę. Tuż zanim zdecydował, by natychmiast po użyciu eliksiru na Lexie zwrócić go, wymyślił rozwiązanie: jeśli powie, że składniki wziął z zamku wampirów, śmiałkowie wybiorą się do Sylvanii. A losem wampirów przejmował się jakby mniej, zwłaszcza odkąd próbowały ich wszystkich zabić.
Pokłonił się Slannowi i powoli wycofał się.

Lexa, choć skorzystała z pomocy medyka, to w tej chwili potrzebowała jej zdecydowanie mniej. Wstała o własnych siłach i przestała chwiać się na nogach. Spojrzała na Aureolusa i pozwoliła mu, aby ją trzymał. Razem opuścili pomieszczenie, a gdy wyszli na zewnątrz, było już ciemno. Blondynka zaczęła się rozglądać. Była bardzo spokojna, jakby opuścił ją wszelki lęk.
- Musimy znaleźć jakieś miejsce na odpoczynek, skoro mamy spędzić tu noc. - stwierdziła prostą oczywistość, przenosząc wzrok na medyka - Dobrze się w ogóle czujesz? Wyglądasz jakoś inaczej - spytała dostrzegając zamysł i zmartwienie na jego twarzy. Ta wizyta była dziwna, Lexa nigdy nie przeżyła czegoś podobnego. Rozchodzący się po ciele ból nie pozwalał jej jednak na większe rozmyślania. Czekała aż mężczyzna zdecyduje co teraz.

Wcześniej Lexa uderzyła go otwartą dłonią. Potem pozwoliła się trzymać - złapał ją odruchowo, ale szybko zauważył, że wcale nie potrzebowała już jego pomocy. I jeszcze pozwalała mu podejmować decyzje. Nie miał pojęcia czym sobie na to zasłużył. Jakby miał mało do przemyślenia.
- Ostatnio mam wiele myśli, których się po sobie nie spodziewałem. - odpowiedział na jej pytanie. A później zajął się jej sugestią:
- Gdzie możemy przenocować w obozie? - zapytał kapłana, który czekał przy wejściu do komnaty slanna.
- I czy pijecie alkohol? - dopytał po chwili. Chciał skorzystać z okazji i porozmawiać ze swoimi odpowiednikami, dowiedzieć się o ich sposobach leczenia chorób i ran oraz odstraszania wszechobecnych owadów, dzieląc się w zamian własną wiedzą, a nawet oddając w rewanżu księgę o ludzkiej anatomii, w której zapisywał receptury - znał je na pamięć i potrafił odtworzyć. Cudowny eliksir z amuletu był zbyt cenny by marnować go na proste przypadki, gdy zioła, minerały i inne, prostsze metody pozwalały uzyskać ten sam efekt.

Gdy okazało się, że tylko na pierwsze pytanie uzyskał satysfakcjonującą odpowiedź, mimo początkowego rozczarowania uśmiechnął się. Potrafił wyobrazić sobie gorsze rzeczy niż spędzenie nocy z Lexą. I poszedł z nią do szałasu, w którym mogli odpocząć przed powrotem.

Wnętrze nie było tak ciasne jak początkowo mogłoby się wydawać. Podłoga była wyściełana, aby spoczywający tam wojownicy nie musieli czuć chłodu bijącego od gleby. Lexa jedną rękę zarzuconą miała przez barki medyka, a drugą trzymała się za brzuch. Czuła jak przewalają jej się wnętrzności, jak wszystko ściska się w jedną całość. Usiadła z grymasem bólu, zabierając rękę i zdejmując z ramion niewielki tobołek. Szybko go otworzyła, wyciągając dwie pełne flaszki gorzały.
- Skoro już wiemy, że muszę zdechnąć… To przynajmniej się napruję. - postawiła butelki na ziemi i spojrzała na medyka. Poklepała miejsce obok siebie, sugerując by usiadł. Nie wiedziała czy chce, ale w tym momencie jej to nie obchodziło. Skoro ją tutaj przywlókł, to niech teraz jej dotrzyma towarzystwa.
- Jedna dla ciebie, druga dla mnie. - wyjaśniła, odkorkowując jedną z butelek zębami i plunęła zatyczką gdzieś daleko. Od razu zanurzyła usta w alkoholu, wypijając kilka solidnych łyków, jakby piła zwykłą wodę.
- Zadowolony z siebie jesteś? - spytała ni stąd ni zowąd.

- Jak nigdy - uśmiechnął się, siadając obok i przyjmując butelkę. I wyciągając dwie menzurki.
- Na wino Cię pewnie nie skuszę? - zapytał, choć spodziewał się odpowiedzi.
- Jak skończę to, to mogę i te szczochy wydoić, byś się nie musiał męczyć - odpowiedziała podczas krótkiej przerwy w dalszym znieczulaniu siebie gorzałą. Widać było, że raczej ma w zamiarze skończyć tę butelkę w kilka minut, a nie godzin.
- Oni wiedzą, że nas nie ma? No wiesz, moja siostra wie? Ona wiedziała wszystko, prawda? - w jej tonie głosu nie było słychać żalu, choć był on zdecydowanie słabszy, niż zazwyczaj. Wzrok jej utkwił gdzieś w oddali, skupiając się na otoczeniu. Co chwila przystawiała flaszkę opróżniając ją w zawrotnym tempie.

Medyk nalał sobie wódki do menzurki. I ku zdziwieniu Lexy wypił ją jednym haustem.
- Chyba tylko medycy piją tyle co najemnicy - rzucił. A zanim odpowiedział na jej pytanie, wypił drugą porcję.
- Thora wie tyle ile musi. Że wyszliśmy by Ciebie wyleczyć. Erwin też, bo pilnował twoich drzwi. Jeśli wrócimy jutro przed wieczorem to nic więcej się nie dowiedzą.
Jeśli piciem dało się zaimponować, to właśnie z tego powodu na twarzy Lexy wykwitł lekki uśmiech, kiedy to zerknęła na niego z boku. Potem już nie oderwała spojrzenia od mężczyzny.

- Zaufała ci. Tak jak radziłam. - Norsmenka pokiwała głową i spróbowała wziąć głęboki wdech. Ta próba jednak spełzła na niczym, gdyż mogła brać tylko płytkie wdechy, ponieważ gdzieś wewnątrz czuła blokadę nie do przebicia. Jego sprawne oko widziało, że jest jej ciężko. Ona jednak siedziała wyprostowana, jakby dumna z tego kim była. Topiła swój ból i zniedołężnienie w znikającej wódce.
- Erwin… - powtórzyła za nim to imię i parsknęła krótko - … twój przyjaciel jest dziwny - stwierdziła rozbawiona - I irytujący. Dobrze, że nie masz cycków, bo by cię zniżył do poziomu rozpłodowej krowy - zaryła śmiechem blondynka, ponownie upijając się w alkoholu.
- Pewnie dlatego się dogadujecie, dwa kutasy. - odwróciła się całkowicie w jego stronę, aby móc spojrzeć prowokująco i zadziornie - Choć jeden zdecydowanie większy.

- Wszyscy moi przyjaciele są dziwni
- uśmiechnął się do niej.
- Mając aż dwoje nie stać mnie na wybrzydzanie - dodał. Nie dawał po sobie poznać, że widzi cierpienie Lexy. Bał się, że jeśli o nim wspomni, ona spróbuje je ukryć jeszcze bardziej, robiąc sobie krzywdę.

- Dziwni i irytujący? - dopytała, choć wcale nie liczyła na odpowiedź. Skupiła się na tym, co aktualnie szło jej najlepiej, czyli chlaniu. Wymienili zaledwie parę słów, a ona była już w połowie. - Pij - ponagliła go rozkazująco. - Szybciej zaśniesz. Ja będę czuwać, to dla mnie obcy teren, więc nie odpocznę. - przybliżyła się do medyka bardziej i przechyliła głowę w bok, patrząc na niego pod kątem. Chwilę milczała mrużąc oczy w zamyśleniu - Wiesz… Pomyślałam, że nie musisz marnować na mnie tego eliksiru. Mógłbyś… Wziąć go. I wrócić. Miałbyś to, czego pragniesz… chyba.

Wypił. Wyjął swoją flaszkę wódki z plecaka. Na wypadek, gdyby była potrzebna.
- Zapamiętać: przemiana w wampira zaczyna się osłabieniem. Później przychodzi niezrozumiała sympatia do medyka. A teraz, jak widzę, także zaburzenia myślenia - alkohol działał. Głównie na poczucie humoru i zrozumiałość wypowiedzi. Westchnął:
- A kto mnie ochroni, jak umrzesz, co? Skąd się dowiem czy eliksir w ogóle działa?
Westchnął ponownie. Zasługiwała na więcej prawdy, a mniej żartów. Wypił jeszcze trochę.
- Pragnę żebyś przeżyła. Spójrz - ledwo zacząłem się z Tobą zadawać, a już zabijam wampiry, poznaję przedwieczne istoty i dostaję w posiadanie artefakty o niepojętej mocy. I mam z tego zrezygnować? A co najgorsze - żadna z tych rzeczy nie daje mi tyle przyjemności, co Twoje towarzystwo. Także nie, nie miałbym tego czego pragnę, gdybym zrobił to co sugerujesz.
Dokończył butelkę i spytał cicho:
- A czego Ty pragniesz? - Zdał sobie sprawę, że nigdy jej o to nie zapytał. Niezły ze mnie przyjaciel - pomyślał z przekąsem.

- Niezrozumiała sympatia - powtórzyła Lexa prychając z oburzeniem - Już dawno ci proponowałam spuszczeniem emocji z lędźwi - naburmuszyła policzki napychając je powietrzem. - Przecież przeżyję! - zmarszczyła gniewnie nos, jakby to miało go przestraszyć lub sprawić, że zmieni zdanie - Choć najpierw umrę… Raz zdychałam, chyba nie będzie tak źle - mruknęła już bardziej do siebie. Zakręciła butelką i wychyliła przełykając piekący przełyk płyn w dużej ilości. Miała nadzieję, że się nie porzyga, bo mdliło ją już od rana. Kiedy opróżniła butelkę, odruchowo chciała ją wyjebać w krzaki, ale powstrzymała się i włożyła z powrotem do plecaka. Słuchała go dalej i mało się nie zachłysnęła. Musiała sięgnąć po drugą butelkę. Przynajmniej ją to grzało. Pijąc dalej patrzyła na niego nieco zaskoczona, ale i zadowolona. Być może to była ich ostatnia rozmowa? Ich ostatni czas wspólnie spędzony… Nie było miejsca na niedopowiedzenia.

- Chcę być najlepsza… - odpowiedziała Lexa z zastanowieniem - I chcę być ważna. Chcę też walczyć, doskonalić się i nie dać się pokonać… Co jak widać marnie mi idzie - zaśmiała się gorzko pijąc dalej. Wyciągnęła rękę z jeszcze w miarę pełną butelką gorzały w kierunku medyka. Wziął i odłożył na bok norsmenka mówiła dalej - Ostatnio chyba nic mi nie idzie… Nie jestem ani kobietą, ani wojownikiem, ni siostrą ni córką - spochmurniała spuszczając wzrok. Nie wiedziała czemu i po co to powiedziała. - Ale chyba w jednym jestem dobra - podniosła ponownie spojrzenie na medyka i uśmiechnęła się słabo - W bronieniu imperialnych łazęg.

- Jako obroniona imperialna łazega potwierdzam. Walczymy odkąd zbliżyliśmy się do brzegów Lustrii a ja nawet zadrapania nie mam. Bo jakaś “niewojowniczka” mnie chroni. Co do bycia siostrą to pytaj Thory. Co do bycia kobietą… nie będę Cię redukował do tej roli, ale z tego co mówisz to znam kogoś kto sądzi inaczej. Każdy ojciec byłby dumny z córki, która nigdy się nie poddaje. Tylko głupiec by nie był. A sądząc po córkach, Twój nim nie jest.
A co do bycia ważną… Myślisz, że czemu tu jestem? Że dla każdego ryzykowałbym w taki sposób?


Kąciki ust Lexy uniosły się lekko.
- Sam mi powiedziałeś, że za to ci płacą. No i że nie miałby cię kto bronić, gdybym umarła. No i że na twojej warcie ofiar nie ma, więc muszę być grzeczna i żyć. No i jeszcze kilka innych argumentów, coś z cyrkiem było, niech no sobie przypomnę… - postukała teatralnie palcem w brodę i spojrzała w górę udając, że się zastanawiała. Niedługo jednak to trwało, bo w końcu jej uśmiech znacznie się poszerzył, stając się szczerym zadowoleniem. Potem jedynie zbliżyła przesiąkniętą alkoholem, chłodem i malującą się śmiercią twarz bliżej jego.
- A nie dla każdego? - spytała półszeptem z zaciekawieniem

Ta cholernica go przegadała. Znowu. Mimo to, uśmiechnął się i zbliżył usta do jej ucha:
- Nie - wyszeptał.
- Ale dla wielu? - dopytała z lekkim drżeniem, kiedy ciepło jego oddechu zetknęło się z jej zimną skórą.
Aureolus dużo mówił. Gadał nawet wtedy, gdy nie trzeba było. Ale teraz ktoś kogo medyk nie znał, nie powiedział nic. Lexy żadne słowa by nie przekonały. Mógł dać Jej znacznie lepszy dowód. Pochwycił ją i rzucił na posłanie.
Kobieta huknęłaby głucho o, bądź co bądź, twardą nawierzchnię, gdyby nie ręka mężczyzny, która przytrzymała jej plecy. Czuła ciepło życia bijące od niego, było przyjemne i kojące. Przygnieciona miała jeszcze słabszy oddech, ale nie zamierzała się skarżyć. Patrzyła na jego twarz, próbując odgadnąć ukryte tam emocje. Zastanawiała się nad kolejnym krokiem, czego w normalnych warunkach wcale by nie robiła. Podniecenie napędziło jej umierające serce dodatkowym rytmem.

- Jutro umrę… - zaczęła cicho i z bólem w głosie, nie mogąc oderwać od niego spojrzenia. Czuł słabe uderzenia serca, kiedy dłoń kobety pogładziła jego policzek -...będziesz wtedy przy mnie?
Zmienił pozycję by jej nie przygniatać.
- Dopóki nie zmienisz zdania. A może i nawet wtedy nie.
Pogładził dłonią jej włosy. Patrzył na nią. Zdecydowanie nie jak na pacjentkę. Ale był gotów pozwolić jej spać. A sam zamierzał wypić Sokole Oko i czuwać przy niej całą noc, na wypadek, gdyby miała umrzeć wcześniej niż sądziła.

- No proszę, jaki ze mnie natrętny doktor - zażartowała złośliwie na jego odpowiedź, która sugerowała, że być może już się od niej nie odczepi. Albo może tylko chciał popatrzeć jak umiera. - Czyli już się ciebie nie pozbędę? - zaśmiała się na krótko a jej zmęczone oczy wciąż go obserwowały z zaciekawieniem. - Pasuje mi. Bywam nieznośna - zakończyła tym samym zamykając oczy i delektując się ciepłem, którego jej teraz brakowalo.
- Wiem. Jak Ci się znudzi, wystarczy, że się odsuniesz w odpowiednim momencie. - nie przerywał głaskania. Czekał, aż Lexa uśnie. Dawno nie czuła się tak bezpieczna. Jutro ją uratuje... Jutro... będzie żyła.

 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 15-09-2017 o 14:04.
Nami jest offline