Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2017, 15:06   #171
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Irakijczyk wyskoczył. Nacisnął spust, kiedy nagły spazm targnął jego prawą ręką. Puścił salwę przez podłogę, a następnie kolumnę, tym samym niszcząc część bezcennej - chociażby pod względem archeologicznym - krypty. Wytężał siłę woli, by trafić mężczyznę i po dwóch sekundach udało się, choć mógłby przysiąc, że minęła wieczność. Kule dosięgły czaszki zakrytej czarnym materiałem i przedziurawiły ją. Mózg rozbryzgał się widowiskowo. Gdyby ktokolwiek zobaczył taką scenę na filmie, doszedłby do wniosku, że efekty specjalne są niewiarygodne. Rzeczywistość, jak się jednak okazywało, potrafiła zaskakiwać.

Alice zasłoniła uszy zanim Sharif rzucił granatem, dzięki temu nie straciła słuchu. I w odróżnieniu od Irakijczyka usłyszała ostatnie słowa mężczyzny.
- Przyślijcie wsparcie na północ. Kościół i podzie… - tyle mężczyzna zdążył rzec do urządzenia leżącego przed nim na podłodze. Potem Khalid zakończył jego żywot.

Triumf Sharifa jednak nie trwał długo. Poczuł metaliczny smak w ustach i osunął się na kolana. Nie stracił przytomności, jednakże krew nie przestała płynąć z jego ramienia, a ból wcale nie słabł. Nie potrzebował natychmiastowej interwencji chirurga. Jednak wypływ osocza musiał zostać zahamowany. I to raczej prędzej niż później.

- Aintahaa - wyszeptał Sharif, upuszczając broń na posadzkę. Zaraz też poleciał za nią, zwalając się na plecy. Zakrwawioną ręką nieporadnie próbował wyciągnąć z kieszeni opaski zaciskowe, jednak wilgotne palce tylko ślizgały się po materiale.

Alice dosłyszała ostatnie słowa umierającego i wiedziała, że jednak próba ‘oślepienia’ mafii spełznie na niczym… Może gdyby Sharif nie został postrzelony. Teraz jednak musiała skupić się na tym, by wyciągnąć go stąd w jednym kawałku. Podbiegła do niego i pomogła mu wziąć opaskę zaciskową, widziała bowiem jak po nią sięgał. Pomogła mu ją również założyć
- Sharif, błagam cię, nie trać przytomności… Potrzebuję, żebyś mi pomógł, musimy się stąd wydostać… Mamy mało czasu, wezwał posiłki… - mówiła do niego trochę spanikowana i próbowała pomóc mu usiąść. Nie mogli tu zostać. Nie mogli, bo nie wiadomo ile czasu tym posiłkom zajmie dotarcie tu, a oni zdecydowanie przez Sharifa będa spowolnieni. Czuła się nieco bez serca, ale jeśli chcieli stąd wyjść razem, on nie mógł teraz odlecieć. Bo choć serce by ją bolało, to musiałaby go zostawić. Nie była wojowniczką. Nie była strzelcem, ani medykiem. Tylko śpiewaczką z naprawdę trudnym życiem, a ostatnio stawało się coraz trudniejsze. Zagryzła mocno zęby i mimo, że bark ją bolał do łez, to starała się.

- Nie możemy… Nie możemy się teraz poddać - odparł Irakijczyk, obserwując poczynania pani Detektyw. - W plecaku mam apteczkę. Pomóż mi opatrzyć ranę. Zdążymy - powiedział, patrząc jej w oczy, po czym podniósł się do siadu. Jeśli kula przeszła na wylot, sprawne zabandażowanie rany wlotowej oraz wylotowej powinno tymczasowo załatwić sprawę.

Alice prędko przyłożyła gazę do rany i mocno obwiązała bandażem całe ramię. Krwi było bardzo dużo i w świetle postawionej na ziemi latarki trudno było dostrzec, czy kule zostały w środku, czy też może przeszły przez całe ciało Sharifa. Nie mogła też palpacyjnie tego zbadać, bo Irakijczyk wyrywał się, kiedy dotykała jego ramienia. I tak najważniejsze było w tej chwili zatamowanie krwawienia, toteż błyskawicznie obwiązywała ranę. Wnet Harper podniosła latarkę i spojrzała na wykonany przez siebie opatrunek. Biały materiał zabarwił się na czerwono, jednak nie mieli już więcej bandaża. Mimo to wydawało się, że krew przestała sączyć się z ramienia Khalida.

Kiedy adrenalina zeszła z Alice, poczuła powracający ból lewego barku. Spojrzała na niego - był opuchnięty. Sharif tymczasem powoli wracał do siebie. Na szczęście nie dosięgnął szoku hipowolemicznego, choć jego zalana potem twarz pobłyskiwała jak u ducha. Wyglądał niezwykle niezdrowo. Nie mógł też poruszać lewą kończyną górną. Mimo to udało mu podźwignąć się na nogi i nie przewrócić się.

I to w porę. Usłyszeli za sobą hałas. Dobiegał gdzieś z kwater Valhalla-orden, które znajdowały się nad nimi. Należał do cywili, których zaintrygowała dziura w piwnicy? A może do plutonu zabójców, których nasłał na nich nieboszczyk?

- Trzymasz się? - zapytał Sharif, zerkając na ramię Alice. - Sprawdzę tego strzelca. Może miał coś przydatnego - dodał i zaraz ostrożnym krokiem ruszył do ciała napastnika, by go przeszukać. Mężczyzna posiadał pełne uzbrojenie. Przedziurawiony hełm, gogle z poliwęglanu, skórzane rękawice, maskę gazową, szyfrowany radioodbiornik Uhf, halogenową latarkę, kompas Silva, pistolet i karabin. Khalid usiadł obok zwłok, kiedy zakręciło mu się w głowie. Ślady krwi na własnym ramieniu, osocze rozbryzgane z denata… miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje.
Pomimo wzbierający słabości, Sharifowi udało się zebrać do kupy. W końcu nie pierwszy raz zabił człowieka. I zapewne nie ostatni. Dlatego starł tylko pot z twarzy i pochylił się ponownie nad nieboszczykiem. W oczekiwaniu na Alice zabrał jego latarkę, radioodbiornik oraz pistolet. Swój karabinek zabezpieczył i schował do plecaka. Z jedną “sprawną” ręką nie miał z niego wielkiego pożytku.

Alice była za to niemało roztrzęsiona. Zabandażowała ranę Sharifa, ale nie była pielęgniarką, skąd miała wiedzieć, czy zrobiła to jak należy? No i ten jej bolący bark… Niedobrze.

Kiedy jej towarzysz znalazł siłę by się podnieść i ruszyć do zwłok, zaniepokojona dźwiękami z góry, Alice ruszyła za nim, zabierając wszystkie ich rzeczy. Na nogach z waty podeszła szybko do siedzącego Sharifa
- Musimy… Musimy się ruszyć… Weźmy co potrzebne i chodźmy, proszę. Tam się nie cofniemy, ale może jest jakieś.. Jakieś prostsze wyjście. - szeptała cicho i sama przejrzała sprzęt po zawodowcu. Zmarszczyła brwi łapiąc za kompas. Sharif raczej biegać nie będzie, więc wzięła latarkę i poświeciła po przestrzeni gdzie wcześniej stał mężczyzna, na lewo i prawo by może ocenić czy mogą się tu gdzieś ukryć i przeczekać… Myśli o zadaniu chwilowo przeszły na dalszy plan, bo skoro już wiadomo, że ktoś im wszedł do siedziby to tak łatwo wyłączyć im tego wzroku już teraz nie będzie… Denerwował ją ten strach, ale uparła się, by przeżyć.

Harper rzuciła wzrokiem na kompas, który należał do zmarłego. Wydawał się popsuty. Wskazówka nie ukazywała północy, lecz prędko wirowała w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.

Światło latarki ukazało, że zarówno po lewej, jak i prawej korytarz ciągnie się symetrycznie i skręca o dziewięćdziesiąt stopni w kierunku, z którego przyszli. Wydawało się, krypta miała kształt prostokąta, przynajmniej na tym odcinku.

- Zgadzam się, zostawanie tutaj nie ma sensu - odezwał się Sharif, z małym trudem podnosząc się z ziemi. Również zakręcił promieniem światła dodatkowej latarki. - I masz rację, nie powinniśmy się cofać prosto pod ich lufy - skomentował, wpatrując się w korytarz po prawej. Następnie odwrócił się i zbliżył do Alice, kładąc jej dłoń na zdrowym ramieniu. Latarką podświetlił swoją twarz, tak by mogła go zobaczyć.
- Poradzimy sobie, tak? - szepnął pytająco, choć w jego głosie była pewność siebie. - Nie pozwolę im, żeby cię skrzywdzili.

Alice była blada i było można było spokojnie dostrzec, że ramię daje jej się poważnie we znaki. Popatrzyła na Sharifa, a potem znów na kompas i ponownie na korytarz skąd przyszli. Dłonie jej się lekko trzęsły
- Poradzimy… Mhm… Dobrze… To… To w którą stronę powinniśmy iść? Kompas szaleje i nic nie pokazuje jak trzeba… Może… Może powinniśmy pójść w lewo? Albo w prawo? - zasznurowała wargi. Mogła teraz wyglądać nawet nieco młodziej niż faktycznie miała lat. Rozejrzała się i wzięła głęboki wdech. Gdzie jest wyjście… Gdzie… Przełknęła ślinę. Mieli dwie drogi. Spojrzała na Khalida
- Mogę… Mogę na moment pobiec w prawo, a ty rusz w lewo, no i jak znajdę jednak wyjście z drugiej strony to wrócę do ciebie, a jak nie to ty będziesz bliżej. Może być? - zapytała szybciutko.

Sharif tylko pokręcił głową, skupiając wzrok na jej twarzy.
- Nie ma takiej opcji. Rozdzielanie się jest teraz ostatnim, czego chcemy, Alice - szepnął do niej uspokajająco. - Pójdziemy w prawo i zobaczymy, co tam znajdziemy. Co ty na to?

Alice skrzywiła się lekko
- No dobrze, ale jeśli się pomylimy? Nie będziemy mieć dużo czasu, jak tu przyjdą… - powiedziała, ale skłonna się była zgodzić. Przełykając ślinę przysunęła się do niego
- Pomogę ci, dobrze? - powiedziała przyciszając ton. Musieli się już ruszyć.
- Musimy zaryzykować - mruknął. - Dobrze - zgodził się i skierował ich stronę korytarza na prawo.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline