Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-09-2017, 23:31   #174
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Głowa bolała ją niemiłosiernie kiedy wreszcie się ocknęła. Skrzywiła lekko usta, kiedy przeszywający ból przypomniał jej o tym, że jest już na powrót świadoma otoczenia. Syknęła wciągając chłodne powietrze do płuc. Poczuła również że zdrętwiała od leżenia w jednej pozycji przez dłuższą chwilę. Wszystko powoli do niej wróciło.
Sharif ją uderzył.
To za jego sprawką straciła przytomność.
Odruchowo szarpnęła się, ale spętane ręce i nogi odebrały jej możliwość podniesienia, czy nawet sensownego przesunięcia. Zamrugała, ale jej własne włosy oślepiały ją, dlatego niespokojnie pokręciła głową, próbując je zdmuchnąć. Serce zaczeło łomotac jej jak opętane, a nieprzyjemna gula stanęła jej w gardle.
Bała się.
Nerwowo przełknęła ślinę, próbując coś zobaczyć, albo usłyszeć. Nadal była w sali z jeziorem, tyle była w stanie określić po zapachu kamieni i chłodzie posadzki na której leżała. Czy była tu sama, czy nie, tego już nie wiedziała i bała się przekonać.

- Nie szarp się - padło polecenie. Choć głos był znajomy, to jego ton był obcy. Jakby nie należał do tej samej osoby, a przecież kto inny jeszcze mógł tu być? - To tylko… pogorszy sprawę - dodał, ponownie odrzucając niesforne kosmyki włosów śpiewaczki. Sharif nie zmienił pozycji, nadal kucając nad nią niczym gargulec. W ręku zaś dzierżył… swój sztylet jagdkommando, który od początku misji starał się mieć przy sobie. Wpatrywał się w twarz Alice, a jego wyraz był nieodgadniony. W tej chwili był tylko pustą maską wypraną z emocji.

Alice wzdrygnęła się słysząc jego obcy ton głosu. Czując jak odsuwa jej kosmyki z oczu, wreszcie spojrzała na niego z nieskrywanym przerażeniem, pytaniami, nieufnością i cieniem nadziei, że może coś go po prostu opętało, że to nie jest Sharif, jej kolega który pomagał jej cały czas, na swój sposób opiekował nią i co do którego miała wrażenie, że może na nim całkowicie polegać. Zadrżała cała, ale zmarszczyła brwi
- Sharif. O co chodzi? To ty, czy nie ty? Czemu mnie uderzyłeś? Co się dzieje? Czemu mnie związałeś? - zaczęła zasypywać go pytaniami, a jej głos drżał lekko.

- Ciii… - szepnął Detektyw, przykładając palec do ust rudowłosej. - Nie podnoś głosu. Nie chcemy, żeby tym operowym strunom głosowym coś się stało, prawda? - mruknął Sharif. Nim jednak miała szansę odpowiedzieć na to pytanie, wtrącił się z nowym wątkiem.
- Wybacz. Nie chciałem, żeby to tak wyglądało, ale też nie mogłem ryzykować. Wolałbym, żebyś ze mną współpracowała - zagaił, przybliżając swoją twarz do jej. Mogła się w ten sposób lepiej przyjrzeć jego oczom. Choć wyraz twarzy był spokojny a barwa głosu opanowana, to w jego oczach tańczyły prawdziwe ognie, które jakby wybudzone z długiego snu napierały na tęczówki z szaleńczą siłą próbując się wydostać na powierzchnię. - Powiedz… będziesz współpracować? - zapytał grobowym głosem.

Harper aż cofnęła lekko głowę, gdy zbliżył palec do jej ust by ją uciszyć. Nerwowo zamrugała długimi rzęsami, ale spojrzała na niego ponownie. Nie mówiła nic na głos, póki mówił, ale w jej oczach strach, nieufność i poczucie zdrady zaczynały przygaszać nadzieję, że może jednak to tylko jakaś mistyczna, niewyjaśniona sytuacja. Oczy jej się zaszkliły. Jej siostra była uwięziona. Jej matka nie żyła. Jej ojciec okazał się nie jej ojcem. Jej przyjaciółkę zgwałcono, a teraz okazało się, że osoba, której ufała, zdradziła ją. Zmarszczyła brwi i zamrugała znów. Po policzku pociekły jej łzy, kiedy nie wytrzymała jego spojrzenia i odwróciła swoje, zaraz zamykając mocno oczy. Nerwowo przesunęła spętane dłonie bliżej ciała w górę. Nie wiedziała czego od niej chciał, a strach zadusił jej głos w gardle. Śpiewaczka skuliła się cała. Jak pobite szczenię. Za dużo. Cały ten czas, to wszystko to było za dużo.

Mężczyzna przyglądał się jej reakcji z uwagą. Jeśli odczuwał w tym momencie jakąś chorą przyjemność z zaistniałej sytuacji, to nie dawał tego po sobie poznać. Zamiast tego złapał ją za kark i podciągnął jej głowę tak, by twarz miała skierowaną w jego stronę.
- Cierpienie i strach, które przepełniają teraz twoje serce są zaledwie ułamkiem tego, co ja przeżyłem - szepnął wyraźnie zdegustowany jej chwilą słabości.
- Myślałaś, że mnie znasz... Wszyscy myśleliście, że mnie znacie. Jednak prawda umykała wam kątem oka. Ludzie zachodu… ignoranci żyjący w swoich ciepłych mieszkaniach, z bieżącą wodą w kranach, z jedzeniem na telefon i telewizją dyktującą wasz światopogląd. Unikający prawdy, bo prawda jest dla was niewygodna. - Głos Sharifa stawał się coraz twardszy oraz pełen pogardy. Alice mogła bez problemu wyczuć, że jego słowa nie były już bezpośrednio skierowane do niej.

Zapadła chwila milczenia, jednak mężczyzna nie pozwolił sobie na żadne wtrącenia. Szarpnął tylko jej szyją i poruszył się nerwowo.
- Spójrz na mnie! - warknął, przysuwając ostrze do jej policzka.

Alice nie odważyła się mu przerwać. Mówił, ale w jej głowie kłębiły się tylko nowe pytania. Czemu? Jak to? Dlaczego? Po co? Czemu teraz? Kiedy na nią huknął, wzdrygnęła się cała, ale z uporem otworzyła oczy i popatrzyła na niego. Widziała już dość szaleńców w swoim życiu. Zwykle gdy jeździła do matki. Jakim więc cudem, nie rozpoznała kolejnego w nim? Nowa, szalona emocja zaigrała w jej sercu i oczach obok strachu.
Złość.
Była na niego zła. Zdradzona. Stracił w jej oczach wszystko. I mimo, że się go bała, znalazła dość siły na tę emocję. Nie celowo. Ona po prostu tam była. Usta jej drżały z przykrości, ale zacisnęła dłonie w pięści i patrzyła jak jej kazał. Coraz bardziej tylko się złoszcząc. Strach napędził w niej efekt reakcji zapędzonego w róg stworzenia. Krok bliżej i rzuci się z pazurami, ale na razie była jeszcze zbyt wystraszona i niespokojna smutkiem.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=sYTDSCDGcCM[/media]

Detektyw wytrzymał jej oskarżycielskie spojrzenie, najwidoczniej niewzruszony tym, co widzi.
- Moje prawdziwe imię to Sharif Habid - odezwał się już spokojniej. - Wychowałem się w małej, nic nie znaczącej wsi w Iraku. W miejscu, któremu nikt z was nie poświęciłby nawet mrugnięcia oka… Miałem rodziców i siostrę. Moją rodzinę, która była dla mnie całym światem - dodał ciszej, zamyślony uciekając spojrzeniem gdzieś na bok. - Ale co mogło dla was znaczyć parę farmerów…
- Mój ojciec, wiesz, był dobrym człowiekiem. Lepszym niż cała wasza zasrana zachodnia kultura. Kiedy dwudziestego marca dwutysięcznego trzeciego roku rozpoczęła się druga wojna w Zatoce Perskiej, mój kraj stanął w obliczu wojny. Wojny zapewnionej nam przez kochanego Wujka Sama… - wypowiadając te słowa aż się skrzywił. - Wtedy też pojawił się wasz arcywróg, kozioł ofiarny, Saddam Husajn i jego Partia Baas. Walka partyzancka w rękach szaleńca - Sharif pokręcił głową. Znowu zaczął się nakręcać, wspominając swoją przeszłość z rosnącym przejęciem.
- Jednak on przynajmniej coś robił - mruknął, kontynuując opowieść. - Ale kiedy przyszedł do nas mój wuj, wzywając mojego ojca do walki, ten stchórzył. Głupiec myślał, że nie angażując się w konflikt, ocali swoją rodzinę. - Khalid, czy raczej Habid ponownie podniósł spojrzenie, wbijając je w oczy dziewczyny. Wyrażały złość i pogardę. - Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylił - dopowiedział, unosząc swoje prawe przedramię, na której widniała podłużna, głęboka blizna.
- Końcem dwutysięcznego trzeciego moja wioska, wszyscy sąsiedzi, rodzina dostaliśmy ostatni prezent pożegnalny od waszego ulubionego George’a Bush’a. Bombardowanie. Setki niewinnych cywili stało się celem bomb mających rzekomo wprowadzić pokój i porządek. Zrujnowane domostwa. Rodziny przygniecione gruzami, bądź rozerwane na kawałki. Odór śmierci i zniszczenia już na zawsze zmienił oblicze mojego świata… - urwał, opuszczając wzrok na sztylet, którym zaczął bawić się w rękach.

- A z tego pogorzeliska wyszedłem ja. Przerażony szesnastolatek, który nie rozumiał, dlaczego tamci żołnierze chcieli naszej śmierci. Szczeniak, który spędził kilka dni oraz kilka nocy pośród zwłok rodziców i siostry. Czekając aż i po niego przyjdzie w końcu śmierć - głos Sharifa się załamał, a jego powieka zaczęła drżeć.
- Pojawił się wuj. Właśnie on zaoferował mi szansę na zemstę. Wszczepił we mnie nową siłę i dał powód do życia. W tamtej chwili poprzysiągłem sobie, że nie spocznę, dopóki nie doprowadzę do upadku waszego świata. Tak jak wy zniszczyliście mój. - Tu Irakijczyk przerwał na chwilę i podniósł się na równe nogi. Nie oddalając się od Alice, przeszedł kilka kroków z prawej do lewej. Wyglądał, jakby zastanawiał się nad swoimi słowami, próbując się uspokoić.

- Kościół Konsumentów odnalazł mnie dopiero później. Wyśledzili, że jestem Parapersonum. Używałem mojej zdolności do przekradania się pod kamerami termowizyjnymi wojsk USA i działań dywersyjnych. Nie wiem, jak na mnie wpadli, ale złożyli mi ofertę nie do odrzucenia. Praca dla nich. Na szkodę krajów zachodu - w jego głosie zabrzmiała duma i zadowolenie. Zatrzymał się, odwracając w stronę Alice i pochylił głowę, tak by mogła spojrzeć w jego twarz. Szaleństwo odbijało się w jego determinacji, która z każdą sekundą demaskowała to jeszcze nie tak dawno przyjazne oblicze.
- I zanim sobie coś pomyślisz… Nigdy nie wierzyłem i nadal nie wierzę w ich brednie. Byli dla mnie tylko środkiem do osiągnięcia celu. Bardzo wpływowym i przydatnym środkiem. Wzięli mnie pod swoje skrzydła i wyszkolili na swojego agenta. Po kilku latach byłem już gotów, by zinfiltrować to żałosne IBPI. Jak widać - rozłożył ręce na boki w triumfalnym geście - udało się.

Alice słuchała uważnie jego wywodu o swojej historii życia i szczerze było jej przykro, co było kolejnym składnikiem do emocjonalnej zupy, która gotowała się teraz w jej umyśle i sercu. Słuchała go i nie przerywała, zastanawiając się, czy to jeden z tych filmowych monologów złych charakterów, w którym znikąd pojawi się jakiś superbohater i uratuje ją z opresji. Nic jednak takiego nie nastąpiło, ku jej wielkiej rozpaczy.
Kiedy już myślała, że Sharif przejdzie do dalszej części wywodu, w której ona dowie się co to tak naprawdę ma wspólnego z nią, on dał jej nagle bardzo ważną informację. Był z KK!
Alice uniosła wysoko brwi. Więcej pytań wyroiło jej się w głowie i aż poruszyła się niespokojnie, bo wspomnienie rozmowy z Joakimem zaswędziało ją w przełyk i podniebienie. Rzeczywiście… Niewykrywalni jak mówił. Miała jednego pod nosem i nikt nawet nie wiedział. Westchnęła szybciutko i bardzo cicho, przechylając się lekko na bok
- Przykro mi, że spotkał cię taki los… Tylko, że myślę, że to cię nie usprawiedliwia. Jesteś zły… I skoro jesteś z Kościoła Konsumentów… To chcę rozmawiać z Terrence’m. - zasznurowała usta. Liczyła na to, że zbije go nieco z tropu swoją prośbą.

Mężczyzna zmarszczył czoło, przyglądając się swojej ofierze badawczo. Wypowiedziane imię wywołało w nim spodziewaną reakcję.
- Skąd… - zaczął, jakby chciał dalej pociągnąć temat. Potrząsnął jednak głową i ponownie przykucnął przy Alice, unosząc sztylet.
- To bez znaczenia. Dostałem misję, Alice. Nie od Mary. Ta kretynka nie miała o niczym pojęcia. Od nich. Wiedziałem o tobie, jeszcze zanim się poznaliśmy. Udostępnili mi wszystkie informacje. Miałem cię tutaj zaciągnąć. Nie na terytorium Valkoinen a samego zasranego IBPI - mimo woli uśmiechnął się leciutko. - Obiecali mi nagrodę. Zamordowanie wszystkich wysoko postawionych jednostek, odpowiedzialnych za wojnę w moim kraju. W tym samego George’a Bush’a - Sharif urwał na moment, rozkoszując się ostatnimi słowami. - Dotrzymają swojego słowa. Wystarczy, że…
Alice otworzyła szerzej oczy, gdy nastąpiła dłuższa pauza. Wyczuła, że szykuje się coś złego...

W tym momencie Habid złapał Alice za ramię i poderwał ją do siadu, nadal plecami opartą o płaskorzeźbę. Chwycił jej nadgarstki w jednej ręce, przyciągając je do siebie, w drugiej zaś uniósł sztylet. Harper oczywiście stawiała opór, przerażona, że chce zrobić jej coś strasznego. Nie rozumiała bowiem nadal, co planuje… A widząc uniesiony sztylet, zachłysnęła się wydając z siebie coś w podobie uciętego krzyku, który rozszedł się krótko echem po jaskini… Sharif szarpiąc się, by utrzymać jej ręce, przyłożył czubek ostrza do spodu jej jednej dłoni. Alice miała wrażenie, że serce jej stanęło, bo naprawdę myślała, że zaraz ją zabije, a tu jednak nie. Przeciągał to. Męczył ją...
- Może trochę zaboleć - mruknął od niechcenia i przesunął sztyletem, rozcinając tkankę. Śpiewaczka syknęła na nieprzyjemne uczucie bólu, a potem ciepło krwi, która powolutku zaczynała sączyć się z rany ciepłą strugą.

Nim krew zaczęła na dobre płynąć, naparł na Alice i przycisnął skaleczoną dłoń do płaskorzeźby. Alice szarpnęła rękami, ale nie mogła zrobić nic przeciw sile Sharifa, więc próbowała skulić palce, albo zrobić cokolwiek. Nie rozumiała bowiem nadal, co on na Boga jej robi.

Dokonało się.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline