Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2017, 06:29   #148
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet



Skok



Kaarel nie do końca miał przekonanie do tego całego skoku w tą bramę. Właściwie to nie miał przekonania. Śmierdziało mu to kuszeniem losu i duszy na pokuszenie jakby coś poszło nie tak. No ale skoro firmował temu jego kumpel Mordax, Sejan przyklepał a jego dawny zwierzchnik, Turbodiesel nie miał obiekcji no to zostawał psalm żarliwości do Imperatora z prośbą o patronat i łaskę. Ale choć rozumiał taktyczne zalety takiego rozwiązania to i tak wolał coś bardziej klasycznego jak jakaś Valkyrie na pewno też byłaby całkiem dobra. No ale rozkaz to rozkaz.

Cotant przełknął ślinę gdy miał dać pierwszego krok w to coś. Ale zmrużył oczy, zacisnął zęby i dał ten krok nie chcąc psuć tej ryzykownej operacji. Odzyskał rezon gdy znaleźli się po drugiej stronie. Jak tylko obmacał się i obejrzał, że nic mu nie brakuje ani nic mu nie wyrosło poczuł niesamowitą ulgę i wdzięczność w mądrość Imperatora jaka przemawiała przez jego kolegów sterujących tą operacją. Z zapałem więc przystąpił więc do wykonywania zadania. Poza tym akurat takie ściany i korytarze do czyszczenia, sale do zdobycia, punkty do utrzymania to akurat było coś co świetnie znał, rozumiał i lubił.

Kaarel razem z Chrisem szli na czujce. Para “uciszaczy” z wytłumioną bronią. Za nimi szła reszta kilkudziesięcioosobowej grupy szturmowej. Szybko jednak podzielili się na dwa pododdziały. Chris i Kaarel trafili do “I-ki” pod wodzą Sejana wspierana przez elitę Brutali. “II-ki” była dowodzona przez Turbodiesla wsparta przez chłopaków i dziewczyny z Lazerhawks. W drugiej grupie podobną do nich rolę spełniał Mordax w swoim kamuflażowym stroju pozwalającym mu “zniknąć”. Na wypadek gdyby Jedyna Słuszna Droga wedle mapy taką się nie okazała dla jednej z grup to była jeszcze druga. Poza tym jak zauważył na odprawie Sejan przepustowość korytarzy była taka, że wszelkie czyszczenia spowalniały i stopowały całą kolumnę więc przy dwóch to ryzyko malało.

Co do odprawy rozkazy Sejana były dość jasne. Chodź cała odprawa zawierała sporo detali, planów, opcji to jednak główny rozkaz był całkiem krótki: “Zdobyć i utrzymać”. Cele były trzy. “Alfa” czyli główna siłownia geotermalna jako główny cel oraz “Beta” i “Gamma” czyli dwa pomocnicze reaktory termojądrowe. Mieli się teleporcić tak blisko głównego celu jak to było tylko możliwe. A po zdobyciu go, przejąć dwa pozostałe. Wadą było to, że choć raczej były spore szanse na wykonanie teleportacyjnego desantu to najpóźniej nawet po pomyślnym zajęciu “Alfy” pozostałe dwa cele… No cóż, renegaci musieliby już prząść cieniej niż się imperialni spodziewali by nie zdołali wysłać poważniejszych sił do kontry.


Początek operacji jednak nie zapowiadał się zbyt różowo. Wyskoczyli w jakimś magazynie. Chyba tym co się spodziewali. Ale wyskoczyli prawie na dwa pracujące techniczne serwitory. Widzieli je przez otwarte drzwi magazynu. Ładowały coś na wózek. Wejście było na tyle odległe od teleportu stworzonego przez Mordaxa, że desantowa grupka lojalistów zdołała zająć miejsca za skrzyniami i pakami zalegającymi w magazynie a serwitory nadal nie zwracały na nich uwagi zajęte swoją pracą. Potrzebowali tylko paru sekund by szturmowy oddział przeskoczył z obozu polowego na powierzchni tutaj, na XIII poziom podziemnej twierdzy. Chcieli przetransportować jak największą grupkę bo potem właściwie nie mieli możliwości powtórzenia tego numeru a więc i dosłania posiłków. Agenci, żołnierze, najemnicy i komandosi wkraczali śmiało w tajemniczą bramę bez wahania do końca. Koniec przyszedł jednak niespodziewanie. Mordax krzyknął, że koniec, dłużej nie utrzyma przejścia ale jeden z Brutali albo już był w trakcie skoku albo miał nadzieję jeszcze zdążyć. Zamykający się portal przyciął go w połowie. Upadł na posadzkę magazynu w fontannie krwi i nagle wypływających wnętrzności gdy przednia część korpusu, głowa, ramiona i jedna noga były już tu a reszta jeszcze gdzie indziej. Zawył rozdzierająco upadając na posadzkę. Upadł, ramię od łokcia do bicepsa razem z nim, kawałka z łokciem brakowało więc połowa ramienia z dłonią wciąż trzymając karabin upadła swobodnie obok korpusu. Koledzy błyskawicznie zakończyli jego mękę wbijając mu nóż który przebił się przez podniebienie i dotarł do mózgu. Ale stało się. Dwa serwitory przerwały pracę i wjechały na swoich podwoziach do magazynu.

- Nie możemy czekać. Dwójka, zlikwidować je. Jedynka, do “Alfy”. - Sejan szybko zareagował na nagłą zmianę sytuacji. Matuzalem kiwnął głową i połączył sie z lokalnymi duchami maszyny. Zamknął drzwi wejściowe by wytłumić odgłosy walki. Turbodiesel dał znać i chłopcy laserowcy otworzyli ogień do obydwu serwitorów. Te nie padały tak łatwo jak zwykły człowiek i gdy wreszcie zlokalizowały źródło hałasu ruszyły by zlikwidować je swoimi technicznymi ramionami z obrotowymi piłami, wiertłami i palnikami. W tym czasie “I-ka” wyszła z magazynu drugimi drzwiami prąc do osiągnięcia zamierzonego celu i zostawiając za sobą cichnące odgłosy walki.


“Alfa”


Wszyscy desantnicy zdawali sobie sprawę, że walczą nie o to czy zostaną wykryci ale o to kiedy. Pierwsze starcie w magazynie chyba nie wywołało zaniepokojenia w systemach bazy. Przynajmniej nie doczekali się żadnej, sensownej reakcji. Grupa “I-sza” przemieszczała się szybko mijając kolejne sale i korytarze. Wyciszone triplety z dwóch luf Chrisa i Kaarela torowały jej drogę, podobnie jak morderczo skuteczny w swojej czapce niewidce Mordax w “II-ce”.

Para byłych Kasrkinów usłyszała ruch za rogiem. Chris się wychylił ostrożnie by rozeznać się w sytuacji. Zaraz wrócił i pokazał partnerowi dwa palce oznaczające dwa cele. Cotant pokiwał głową i uniósł “Natashę” w górę podobnie jak Chris. Kiwnął znowy głową i para Kasrkinów marszem strzeleckim wyszła zza rogu. Cel był kompletnie zaskoczony. Para żołnierzy niosła cieżko ranionego oficera połatanego pobnieżnie jakimiś opatrunkami.

- Spokojnie panie poruczniku, zaraz medyk pana pozszywa, zaraz będziemy na miejscu. - mówił uspokajająco jeden z nich patrząc na ranionego oficera więc miał opóźnione reakcje. Ten drugi patrzył przed siebie dźwigając drugie ramię porucznika więc zdążył wytrzeszczyć oczy ze zdumienia widząc nagle dwie uzbrojone sylwetki komandosów z wycelowanymi w siebie karabinkami. Zaraz padł trafiony tripletem z “Natashy” która trafiła go w szyję. Któryś z wyciszonych pocisków musiał trafić też w kręgi szyjne bo tamtemu głowa odskoczyła w tył i padł z miejsca jak ścięty. Triplet Chrisa trafił tego bardziej rozmownego prosto w czaszkę ignorując ochronną warstwę hełmu. Cała trójka upadła w na posadzkę bo pozbawiony oparcia oficer też upadł na ziemię.

- Skurwysyny… - jęknął porucznik sięgając drżącą ręką do kabury na udzie. Nie miał prawa zdążyć. Para komandosów nie zatrzymując się ani na chwilę trafiła go chrisowym tripletem w głowę roztrzaskując ją na posadzce, Nie zatrzymywali się ani na moment. Liczył się czas. Presja rozkazów i powaga finalnej bitwy w jakiej brali udział pchała ich bezlitośnie naprzód. Naprzód! Ani chwili na postój, naprzód! Zlikwidowaną trójkę minął Sejan i reszta grupy ledwo chwilę później podążając za pierwszą czujką.

Podobnie działo się w “II-ce”. Gniazdo automatycznej broni broniącej podejścia. Mordax dał radę przecisnąć się jakimś tunelem technicznym ale droga była zbyt długa i skomplikowana dla całej grupy. Przeszkoda musiała być zlikwidowana. Matuzalem w swojej niepokojącej masce sprzągł się z duchami maszyny. Wyczuł ich zaniepokojenie i nieufność ale udało mu się zdobyć ich zaufanie i obłaskawić. - Teraz. - powiedział nieobecnym głosem dając znak reszcie. Turbodiesel potwierdził rozkaz, Durran wybiegł zza róg. Duchy maszyny syknęły zaniepokojone bo wodząc przez celowniki podsufitowej wieżyczki widząc na nich ruchomy cel na kursie kolizyjnym. Matuzalem syknął na nie mocniej pacyfikując je na ten ważny moment by Durran zdążył dobiec i zlikwidować zagrożenie. Pociski z wieżyczki nie były w stanie zniszczyć go tak od razu ale mogły zaalarmować okolicę, że wieżyczki mają do czego strzelać. - Gotowe. - Matuzalem dał znać reszcie, że można ruszać. Były komisarz dał znać i grupka ruszyła. Doszli do czekającego Durrana i poszli dalej. Minęli zaszlachtowanych techników. Mordax tędy widać przechodził. Wyszli na bezpośrednie podejście do reaktora. Z “I-ki” też mieli znak, że obstalowali właśnie pozycje wyjściowe do natarcia na przeciwne wejście.

Walka o “Alfę” okazała się zaskakująco łatwa. Głównie dlatego, że wewnątrz była zaledwie garstka techników w sterówce i wedle ekspertyzy Durrana o dość szkieletowej obsadzie. Gorzej, że jeden z nich zdążył wcisnąć jakiś przycisk. - Co się stało? - w głośniku sterówki rozległ się pytający, zdecydowany ale raczej nie zaniepokojony jeszcze głos. Komandosi i szturmani z karabinami w dłoniach popatrzyli na siebie i na ten gadający głośnik. Jasne było, że chyba się tamci jeszcze nie skapnęli, że mają niespodziewaną inspekcję na tyłach. Ale jak się szybko nie zareagują to jednak mogą zrobić się dociekliwi i nerwowi.

- A nic. Siadła nam tachionówka i pomyśleliśmy, że może moglibyście nam podesłać coś od siebie. - Durran płynnie wszedł w rolę zabitego właśnie technika a słysząc go Cotant zastanawiał się co to w ogóle jest ta “tachionówka” i czy tamci się dadzą nabrać.

- Kurwa dzwonicie z taką głupotą?! My tu mamy wojnę! Do magazynu drogi nie znacie?! - fuknął z drugiej strony zdenerwowany nagle głos i się rozłączył. Atmosfera w sterówce wyraźnie zelżała. Cotant nie wytrzymał i się roześmiał klepiąc Durrana przyjacielsko po ramieniu. Ale numer.

- Dobra, “Alfa” opanowana. Ruszajcie dalej. - Sejan wydał znowu kolejne polecenia. Wedle planu on wraz z drużyną “laserowców” będzie bronił głównego celu. Zaś Diesel zgarniając część Agentów Tronu i Brutali miał za zadanie zdobyć i utrzymać dwa poboczne cele.

- Na raz czy osobno? - zapytał Diesel. Mieli z tym dylemat już na odprawie. Pierwszy cel był jasny i oczywisty, atakowali wszystkimi siłami. Jednak potem były dwie zasadnicze opcje. Albo atakują dwa cele na raz albo po kolei. Za pierwszą opcją przemawiał czas reakcji, mieli szansę zająć w tym samym czasie obydwa cele i mieć komplet opanowanych celów. Jednak każdy cel musieliby atakować podzielonymi czyli słabszymi siłami. Druga opcja pozwalała zdobyć przewagę lokalną przy walce o pierwszy z pobocznych celów ale już prawie na pewno zapowiadała zacięte walki o ostatni z celów. Wcześniej liczyli się, że w razie dużych strat we wstępnym etapie walk o podejściu pod cel główny spróbują zdobyć tylko jeden z pobocznych celów. Ale Imperator był im dotąd łaskawy więc siły mieli właściwie nienaruszone. Dlatego odwlekli tą decyzję na ten własnie moment by wiedzieć jak wygląda aktualna sytuacja.

- Imperator nam sprzyja. Atakujemy na raz. - powiedział po chwili zastanowienia dowódca grupy desantowej. Kaarelowi to pasowało. I tak gdyby nawet zdobyli jeden z nuklearnych celów mieliby znowu podzielone jeszcze bardziej siły rozdzielone między siłami do obrony zdobytego celu a atakiem na kolejny.


“Beta”



“Turbodiesel” poprowadził oddział poprzedzony szpicą Mordaxa kierując się na “Betę” zaś Matuzalem znowu ze szpicą obsadzoną przez dwóch byłych kasrkinów na “Gammę”. Sejan wraz z laserowcami budował pozycję obronne umacniając się na właśnie zdobytej Alfie z Durranem jako zarządzającym technicznym szpejem na korzyść wszystkich trzech pododdziałów.

Oba cele poboczne były w podobnej odległości od głównego. Ale “Beta” miała na swojej drodze niespodziewaną przeszkodę. Korytarz który miał być zwykłym korytarzem po rozpoznaniu go przez Mordaxa okazał się jakąś główniejszą osią komunikacyjną. Widać coś się pozmieniało i ciąg ludzi i towarów szedł właśnie tędy a nie tym co się spodziewali na odprawie studiując mapy. Tego nie przewidzieli. Sam Mordax czy pojedyncza grupka mogła przeniknąć na drugą stronę. Ale cała drużyna szturmanów albo ciurkałaby się pojedynczo nie wiadomo jak długo pomiędzy przerwami w tej karawanie ludzi i towarów albo musiałaby zostać zauważona. - Mordax, rób rajd na “Betę”. Masz się bezwzględnie tam przedostać i przygotuj teren pod nasze przybycie. - rozkazał były komisarz. Mordax skinął głową i zniknął za rogiem. Turbodiesel dał mu minutę. Nie mogli czekać zbyt długo bo nie wiadomo było czy kiedykolwiek w realnym czasie te ludki się raczą usunąć z tego korytarza a w każdej chwili ktoś mógł ich nakryć. Albo drugą grupę idącą na “Gammę”. Albo obsadzajacą “Alfę”. A i tak liczyli się przecież, że w końcu jakoś będą musieli dać znać swojej obecności.

Dwójce Brutali udało się przebiec na drugą stronę po Mordaxie. Gdy przebiegała druga para ktoś z techników ich zauważył. - Ej, widziałaś to? Tam ktoś przebiegł. - powiedział do techniczki z jaką dotąd rozmawiał. Ta podniosła wzrok patrząc na pusty obecnie korytarz. - Gdzie? - zapytała a ten wahał się widocznie zastanawiajac się czy chce mu się tam leźć i sprawdzać czy nie. W końcu znalazł złote rozwiązanie. - Tam chyba ktoś był. Może to sprawdźcie? - powiedział do dwóch byłych żołnierzy sił lądowych. Ci popatrzyli na niego z jawną pogardą i niechęcią. Jeden splunął. I ruszyli nieśpiesznie we wskazanym kierunku. Turbodiesel się zdecydował. Gdyby mieli robić rozpoznanie i działać cicho poczekałby. Nie zostali wykryci a tych dwóch pajaców mogli zlikwidować po cichu. Ale czas uciekał. Mordax w pojedynkę mógł zrobić krwawy show ale nie mógł ani zdobyć ani tym bardziej utrzymać wskazanego celu. Czyli atak. Dał znać Brutalom by zajęli pozycję. Ci dwaj doszli akurat do korytarza gdzie wcześniej zniknął Mordax i czwórka Brutali. Pewnie zastanawiali się czy chce im się włazić czy nie. Przecież nikogo tu nie było widać. Wtedy usłyszeli zaskakująco blisko mocny, pełen zdecydowania i agresji krzyk. - Ku chwale Imperatora! Ognia! - drużyna szturmowa lojalistów objawiła swoją obecność ogniem, laserem, ołowiem i stalą. Rozdzielali śmierć, rany i zniszczenie wśród zaskoczonej kolumny transportowej. Nikt wśród zaatakowanych nawet nie zdążył pomyśleć o postawieniu sensownego oporu.

Techniczka z jaką rozmawiał pan spostrzegawczy upadła w fartuchem na piersiach poszarpanym krwawymi ranami. On sam zdołał schować się za wozem dostawczym. Widział śmierć i zniszczenie wśród atakowanej kolumny. Atakowanej przez kogo?! Skąd?! Przecież byli na XIII poziomie tej cholernej góry! Nie wiedział przez kogo ale właściwie to mogli chyba tylko przez tych cholernych lojalistów. Uznał, że jego obowiązkiem jest zaalarmować resztę bazy. No i poza tym to oznaczało, pretekst by udać się czym prędzej w boczny korytarz. Przebiegł przez niego, dopadła do komunikatora bazy. - Halo?! Tu Anderson z kolumny transportowej na XIII! Jesteśmy atakowani! Nie jestem pijany! Nie wiem przez kogo! - krzyczał w zdenerwowaniu wkurzając się na tego idiotę po drugiej stronie gdy nagle poczuł palący ból. Jęknął i spojrzał na swoje trzewia gdzie z brzucha wysunęła mu się ostrze szabli. - Kara za zdradę główną. - usłyszał tuż za sobą wzmocniony voxem głos byłego komisarza gwardii. - Śmierć! - Turbodiesel z ponurym wyrazem twarzy wystrzelił ze swojej handkanony i głowa Andersona rozbryzgła się jak trafiony balon pełen czerwonej farby. Te resztki rozbryzgały się po nim, po ścianie i po panelu łączności. Ci po drugiej stronie już musieli wiedzieć co stało się z Andersonem i kto ich atakuje.

Turbodiesel wrócił do głównych sił swojego oddziału. Zaskoczeni zaopatrzeniowcy i technicy byli dla zawodowych psów wojny z Brutali nie byli żadnym przeciwnikiem. Cała masakra trwała zaledwie parę chwil więc obyło się bez strat. Ale wróg już był ostrzeżony o nieproszonych gościach. Teraz liczył się czas. Zaczął się wyścig kto pierwszy dotrze do celu. - Zbierać się! Za mną! - krzykiem zebrał swoich ludzi i ruszyli ku wyznaczonemu celowi zostawiając zmasakrowaną kolumnę transportową za sobą.


“Gamma”



Nie zatrzymywali się ani na chwilę. Przemierzali korytarze i sale obserwując świat przez perspektywę swoich przyrządów celowniczych. Lufy wodziły po terenie gdy para byłych Kasrkinów sprawdzała kolejne rejony torując drogę reszcie oddziału. Kaarel czyli jak to tutaj się przedstawiał Erik Smith czuł jak ma nerwy napięte jak postronki. Zdawał sobie sprawę, że priorytetem jest pośpiech ale odbywało się to kosztem ostrożności. Nie mieli czasu sprawdzać każdego rejonu i zakamarka przez jaki przechodzili. Rozpoznanie więc nie był pełne. Torowało drogę w najbliższym rejonie ale nie czyściło jego podejść. W końcu coś musiało się spieprzyć. I spieprzyło.

Przeszli właśnie z Chrisem jakiś narożnik. Słyszeli kolejne cele. Sześć. Sporo na dwóch. Raczej na pewno ich zlikwidują ale mieli marne szanse, że całkowicie bezgłośnie. Ale jakie mieli wyjście? Za nimi maszerowała reszta oddziału pod wodzą Matuzalema. Nie było nikogo kto by odwalił robotę za nich. Kaarel dał znać Chrisowi. Na trzy. Raz. Dwa. Trzy!

Para komandosów z wyciszoną bronią wychynęła się zza rogu jak tyle razy wcześniej w ciągu ostatnich minut i kwadransów. Szóstka idących szybko techników w zasmarowanych kombinezonach rozmawiała ze sobą. Jeden akurat patrzył w mijany korytarz i oczy zdążyły mu się rozszerzyć z zaskoczenia i strachu. Dwa triplety uderzyły w dwa cele niezawodnie trafiając. Dwie sylwetki rozbryzgały się czerwonymi posokami na sąsiednie z trafionych głów. Zaczęły się osuwać bezwładnie na podłogę korytarza. Czwórka pozostałych zaczęła się w zdziwieniu odsuwać, patrzeć w zdziwieniu, zasłaniać przed rozbryzgami twarz i mrużyć oczy gdy za plecami dwóch komandosów szczęknęły drzwi otwieranej windy. Trzy dodatkowe cele. Plecy dwóch strzelców, dwa upadające właśnie po ich trafieniu trupy techników, zaskoczenie pozostałej czwórki mieli jak na dłoni.

Matuzalem podążał śladem pierwszej dwójki. Usłyszał dźwięk otwieranych drzwi jakie właśnie mijali. Otworzyły się i w osłupieniu stanęła w nich dwójka zaopatrzeniowców wpatrzona w grupkę uzbrojonych ludzi z naszywkami najemników z Brutal De Lux. On i Abaroa zareagowali błyskawicznie. Osobnik znany w tym świecie jako Isaac Enoch złapał i wciągnął zaskoczonego logistyka w swoje ramiona i trzasnął nim o ścianę korytarza. Potem wystarczyło jedno uderzenie które wyrwało mu krtań by uciszyć go na dobre. Pancerz wspomagany operowany przez “Miguela Cordobę” złapał drugiego i bez trudu ukręcił mu panzer - ramionami kark jak kurczakowi. Opuścił bezwładne ciało na ziemię w tym samym momencie gdy te bez krtani upadło na kolana krztusząc się i rozpaczliwie próbując złapać ostatniego tchu.

Blaine zareagował błyskawicznie na nowe zagrożenie. Odwrócił się i słał w windę triplet za tripletem pozostawiając oryginalne cele Cotantowi. Słał triplet za tripletem. Pociski rozbijały się o piersi, szyje, ramiona, szyby, ściany, panele zalewając wnętrze windy zduszonymi krzykami, krwawymi rozbryzgami, szkłem, kawałkami plastikowych wykładzin i podziurawionym metalem. Trafił wszystkich ale nie zdążył dobiec do windy. Jeden z umierających zdołał w panice wcisnąć przycisk windy nim skosiły go chrisowe kulei drzwi zaczęły się zamykać i w końcu zamknęły. Winda znów ruszyła na górny poziom. Chris odwrócił się do pierwotnego celu. Z windą i tak nie mógł już nic zrobić. Ale mógł Matuzalem.

Cotant w tym czasie zdołał skosić dwóch. Zostało dwóch ostatnich ale ci mieli już na tyle dużo czasu do reakcji i przestrzeni więcej niż ci w windzie, że zdołali dać te krytyczne dwa kroki by zejść z linii strzału Cadianczyka. Ten rzucił się w bieg za nimi. Wybiegł za róg gdy tamci już dobiegali do kolejnego. Strzelał szybko bez celowania a wierna “Natasha” wypluwała z wyrzutnika kolejne złote łuski. Obrał za cel tego pierwszego, bo zaraz mógł zniknąć z widoku. Trafił go w łopatkę, potężne pociski rozpruły mu żebra i płuca a biegnący cel się zachwiał, stracił płynność ale zdołał znowu dać ten ostatni krok by zniknąć za kolejnym rogiem. Cotant przeniósł niezwłocznie cel na tego drugiego. Ten widząc los towarzysz spanikował i rzucił się w poprzek korytarza w przeciwną stronę. Eryk Smith pobramował go tripletami gdy już by go trafił zamek szczęknął mu pustym magazynkiem. Kurwa mać! Ale wtedy do rogu dobiegł Blaine i wymierzył ze swojej broni. Cadiańczyk ufny w to, że kumpel nie odstrzelił mu plerów i zlikwiduje tego drugiego runął w pościg po korytarzu który ostrzeliwał Chris. Mijał akurat o parę kroków tego technika gdy Chris go akurat trafił. Nie miał czasu zmieniać maga więc biegł dobył swoje monoostrze. Dostrzegł cel akurat gdy tamten oparty ciężko o panel wywoływał bazę pewnie by ostrzec resztę albo wezwać pomoc. Cotant z wściekłością cisnął w niego swoim monoostrzem. Te trafiło go w ramię i tamten upadł. Ale wciąż żył. Próbował wspiąć się do konsolety zostawiając na niej krwawy ślad swojej dłoni. Kasrkin dopadł go jednak pierwsz kopiąc brutalnie w twarz. Tamten upadł z jękiem na ziemię. Eryk Smith wyszarpał z niego swoje monoostrze i przebił mu czaszkę kończąc jego mękę. Spojrzał w zdenerwowaniu na konsoletę. Zdążył?

Matuzalem widząc odjeżdżającą windę wiedział, że jej już nie zatrzymają. Nie ręcznie. Ale on miał jeszcze swoje sztuczki. Brutalnie wyrwał panel i wpiął się w miejscowe duchy. Spieszył się nie mając czasu. Musiał improwizować. Udało mu się nakłonić mechanizmy windy by zatrzymały odjeżdżającą windę. Ta prawie dojechała na wyższy poziom ale jednak nie dojechała. Mechanizmy jednak przepięły się i winda utknęła. Nie mógł jej ściągnąć znowu na dół.

- Spokojnie wszystko pod kontrolą. Nabrudziliście ale udało mi się za was posprzątać. - w słuchawkach obydwu grup rozległ się głos Durrana. Miał trochę roboty. Wiedział, że właściwie walczy za straconą sprawę. W końcu drużyna gospodarzy musiała się skapnąć, że ktoś ich tu rzeza tam i tu. Ale było to ciekawe zadanie dla jego ciekawskiego umysłu. Widział, na konsolecie jak Matuzalem spacyfikował odjeżdżającą windę. Dobrze. To mu odpadło. Zaraz obok z panelu ktoś z gospodarzy próbował nadać sygnał SOS. Ale udało mu się go zagłuszyć a nadawca szybko przerwał nadawanie spacyfikowany przez kogoś z chłopaków. Gorzej było z tym drugim sygnałem z okolic “Bety”. Tam facet zdołał połączyć się z jakąś pomniejsza centralą i nadać alarm. Grał teraz na czas by tamci kupili ściemę choć już byli czujni i podejrzliwi. Mówili, pytali, sprawdzali. Widział, że wysłali sprawdzaczy. Od intensywnej masakry kolumny transportowej przy “Becie” też pojawiało się coraz więcej zapytań, meldunków i zaniepokojenia jakie przedzierało się przez jego zasłonę jaką roztoczył nad tą operacją. Zaraz się połapią, zaraz coś się sypnie ale jeszcze nie. Gra jeszcze trwała choć pewnie już trwały jej ostatnie minuty. W międzyczasie przygotowywał się do bardziej bezpośrednich działań jakie wkrótce pewnie będą potrzebne im wszystkim.


Kontra



W sztabie sektora major Sigvon Umberhair patrzył mrużąc oczy na ekrany konsolet. Coś się działo na XIII poziomie. W samych trzewiach góry na spokojnym zdawałoby się zapleczu. Na górnych rejonach trwała walka i zbieranie się po skutkach ostrzału z orbitalnej makroborni. Na jeszcze niższych rejonach bazy mieli czujki na wypadek gdyby wróg próbował przeniknąć kanałami lub ogólnie “od dołu”. Ale XIII poziom był co prawda jednym z niższych z tej podziemnej twierdzy ale jednak wyżej od tego najbardziej narażonego na atak od dołu. Dlatego tam umieszczono trzy siłownie napędzające główne systemy całej twierdzy. Był więc jednym z najważniejszych sektorów całej twierdzy. I właśnie tam coś się działo.

Technicy obsługujący jednak konsole nie byli co. Wojskowe doświadczenie majora kazało mu wierzyć, że za dużo tych przypadkowych “pomyłek” i “fałszywych alarmów” by to zbagatelizować. - Panie majorze, niech pan spojrzy na to! - powiedział jeden ze strażników przy drzwiach. Majoro Umberhair podszedł do drzwi i tam kierowany wzrokiem przez żołnierza spojrzał na drzwi windy na końcu korytarza. Zebrała się tam już grupka kilku osób z których jeden żołnierz przybiegł ich zaalarmować. Gdy oficer podszedł do drzwi ogarnął sytuację jednym spojrzeniem. Poszatkowane strzałami wnętrze zabryzganej krwią windy i jakaś bezwładnie wystajaca w górę zakrwawiona ręka. Winda utknęła tak, że widać było tylko kawałek przez wystającą szybę ale to co było widać wystarczyło oficerowi by właściwie ocenić sytuację. - Wróg jest w bazie! Ogłosić alarm! Skąd przyjechała ta winda? Sprawdzić! - major szybkim krokiem wracał do centrum dowodzenia sektorem. Czemu to musiało się przydarzyć właśnie w jego sektorze? No ale przydarzyło i trzeba było coś z tym zrobić.


---



Sejan siedział żując kolejnego lizaka i obserwował ze swojego improwizowanego centrum dowodzenia w sterówce “Alfy” przebieg sytuacji. Udało się. Na razie. On razem z chłopcami - laserowcami jak ich nazywał Jaguar 3 utrzymywali się bez większych trudności w głównym celu. Turbodieslowi wspieranemu przez Mordaxa i drużynę Brutali udało się zająć “Betę” a Matuzalemowi “Gammę” Ale zaskoczenie się skończyło i sztuczki Durrana w końcu przestały działać. Tamci wreszcie się połapali.

- Przeprowadziłem symulację. Oblicza, że na 78% szans gros sił przeciwnika w pierwszej kolejności zaatakuje “Gammę”. - odezwał się Morgenstern przerywając rozmyślania dowódcy.

- Dlaczego tak uważasz? Ile mamy czasu? - zapytał lider grupy szturmowej obserwując twarz starca.

- Jest tam najwiecej wind transportowych. Jeśli “Gamma” zwiąże ich walką i zrobi sę korek kolejne w kolejce są wejścia w pobliżu nas. Czas do reakcji to jakieś 5 do 15 minut w zależności do tego jak u nich z przygotowaniem i zdecydowaniem. - odpowiedział starzec zapatrzony wzrokiem umysłu w inny świat niż ten gdzie siedział na siedzeniu i rozmawiał z dowódcą.

- Gamma wedle naszego dziadka atak w pierwszej kolejności spadnie na was. - Sejan ostrzegł swoich szykujących się do obrony reaktora atomowego ludzi.

- Chłopaki. A co tu będziemy stać jak tępe chuje. A przejdźmy się do nich. - zaproponował Smith gdy usłyszał co Sejan i Matuzalem mają im do obwieszczenia. Był zwolennikiem aktywnych działań. I nie leżało mu w smak dać się zamknąć w atomowej puszcze. Poza tym zawsze mogli się tam wycofać nie?



Wyścig o windy



Po zastanowieniu przystali na propozycję Cadiańczyka. Postanowili wybrać się na wycieczkę we trzech: Matuzalem, Blaine i Cotant. Brutali w “Gammie” zostawili pod wodzą Abaroa. Plan był dość prosty. Główną osią transportową między poziomami były windy. Jeśliby udało się je zablokować to powinni zyskać trochę czasu nim tamci zrobią obejście. Ale by je zablokować trzeba było tam się dostać przed przeciwnikiem.

- Kurwa. - mruknął pod nosem Cadiańczyk widząc wrogich żołnierzy obstalujących windy. Zaledwie kilkunastu ale widział, jak szykowali się do obrony. Nie wiedział czy to przysłani z góry czy jacyś lokalni ale widocznie mieli za zadanie utrzymać przyczółek przed przybyciem głównych sił. Nie było co zwlekać. Karabinki, granaty, lasery i ostrza poszły w ruch. Choć tuzin lokalsów nie był zbyt wymagającym wyzwaniem dla trójki wojennych wilków jakimi byli Agenci Tronu to jednak nie sprzedawali tanio swojej skóry. Wyrżnięcie ich zabierało im czas.

- Wykończcie ich ja zablokuje windy! - krzyknął Matuzalem i sam zajął się masakrowaniem pierwszej windy. Para kasrkinów kiwnęła głowami rzucajac granaty i strzelajac z karabinków. Tamci też rzucali swoje granaty. Jeden upadł tuż za plecami pary strzelców i grzechotał tocząc się po podłodze. Chris rzucił się na niego odrzucając go z powrotem. Nie doleciał i eksplodował w powietrzu. Widocznie tamci byli na tyle opanowani, że wyczekali prawie do końca przed rzutem by zminimalizować takie ryzyko.

Nie szło dobrze. Zlikwidowali obrońców a Matuzalemowi udało się zniszczyć większość wind. Przez te ocalałe jednak wyskakiwali kolejne grupki wrogich żołnierzy. Mieli przechlapane bo przy samych windach słabo było z osłonami, było ich w windzie po kilka osób a para Kasrkinów była już nieźle wstrzelana w ten rejon więc likwidowała kolejne cele jak kombajn zboże. Ale nic nie trwa wiecznie. W końcu ktoś tam na górze poszedł po rozum do głowy. Zaczęli zjeżdżać windami synchronicznie więc po otwarciu dwójka strzelców nie miała możliwości zlikwidować wszystkich. Zwłaszcza, że granaty się skończyły. Tamci po otwarciu drzwi rzucali własne, w tym dymne więc widoczność spadła znacznie gdy przedpole wypełnił dym. Coraz więcej wrogich żołnierzy zajmowało improwizowane kryjówki, rzucało granatami, strzelało. Sytuację wyrównał Matuzalem który przerwał niszczenie wind do których wrodzy żołnierze blokowali mu dostęp i wsparł dwóch komandosów. Przez chwilę znów odzyskali przewagę likwidując wroga szybciej niż tamci zdołali nadsyłać kolejnych. Wyglądało, że uda im się zlikwidować wrogi przyczółek i zniszczyć ostatnie dwie windy. Ale nie udało się.

Przełom nastąpił gdy w obydwu windach pojawiły się serwitory. Obładowane ładunkami wybuchowymi, uzbrojonymi w miotacze ognia, obłożone jakimiś blachami w improwizowanej próbie dopancerzenia wytoczyły się jako żywe bomby mające oczyścić przedpole windy. Trójka agentów Trony w lot pojęła niebezpieczeństwo. Nawet we trójkę mogli może zlikwidować wystarczająco szybko jednego ale drugi musiał eksplodować czyszcząc okolicę.

- Cześć chłopaki. Diesel mnie przysłał. Macie gości na zapleczu. Spowolnię ich ale nie zatrzymam. - w słuchawkach nagle usłyszeli spokojny i skupiony głos Mordaxa. Obeszli ich jakoś!

- Spieprzamy! - zdecydował szybko Matuzalem. Byli odcięci od sił głównych a tutaj nie mogli zostać. Trzy sylwetki zerwały się do biegu. Zdążyli zbiec za róg gdy omiotła ich fala eksplodujących serwitorów. Nawet osłabiona za rogiem fala uderzeniowa powaliła ich na ziemię i przewaliła dobre kilkanascie metrów. Gdy zbierali się z podłogi kaszląc i plując z nie tak dalekich wind usłyszeli szczeknięcie drzwi wind. I eksplozje granatów zaraz potem. Tamci widać woleli nie ryzykować i już tu byli.


Okrążeni


Tak jak przewidział Durran kontra przeciwnika nie mogąc z marszu zająć “Gammy” uderzyła z “Bramy nr. 2” jak ją roboczo nazwał starzec prosto na “Alfę”. Broń laserowa rozpalała powietrze podziemnej bazy gdy obrońcy się odstrzeliwali z przygotowanych pozycji obronnych. “Gamma” też walczyła o przetrwanie. Na nią prawdopodobnie spadły główne siły uderzeniowe renegatów. Byli pod ciężkim ogniem przeważających sił ale nadal dowodzeni przez Abaroe trzymali się. Kontakt z czwórką Agentów Tronu jacy operowali w tym rejonie rwał się i wiadomo było tylko tyle, że żyją ale zostali odcięci. Najspokojniej było przy “Becie” bo tam trwało jedynie wstępne macanie i Brutale dowodzeni przez Turbodiesla z łatwością likwidowali czujki przeciwnika. Te jednak wiązały ich na tyle, że było skrajnie ryzykowne odesłać kogokolwiek poza już odesłanym Mordaxem do któregoś z atakowanych punktów. Ostatecznie Sejan uzgodnił z nim, że obsada “Gammy” wycofa się z w końcu drugorzędnego celu i wzmocni obronę “Bety”. Szybko okazało się to potrzebne bowiem Abaroa zameldował, że zostali zmuszeni do wycofania się.

---


Major Sigvon Umberhair pokiwał głową. Straty co prawda rosły. Aż gdyby miał mniej wiary w swoich żołnierzy to nie poddał by ich raporty wątpliwości. Trójka przeciwników zmasakrowała całą czołówkę wysłanych na XIII-kę sił i blokowała akcję w głąb poziomu przez kwadrans? Wydawało mu się to mało prawdopodobne. Ale możliwe. Jeśli była to elita wroga. Ale po prawdzie kogo innego by wysłano do takiej misji? Przecież nie świeżaków po unitarce. Ale znalazł na to sposób wysyłając do czyszczącej misji dwa serwitory. Jego technicy w centrum zmagali się z wrogiem o odzyskanie kontroli nad mechanizmami XIII które jak się okazało są pod kontrola wroga.

Wysłał południowa bramą grupy szturmowe a te jak już się tego spodziewał potwierdziły nawiązanie kontaktu z wrogiem wyposażonym w lasery jaki opanował generator geotermalny. Czujki nawiązały kontakt z podobna grupą w obydwu zapasowych reaktorach nuklearnych. Sam widząc jak długo zajmuje zdobycie wschodniego wejścia do wind kazał wyrwać dziurę między poziomami i przez nią zaczęli atakować grupki szturmowców. Doszli do zajętego reaktora i podjęli atak przy okazji odcinając tą czujkę jaka dotąd blokowała windy. Walka była zażarta jak słyszał po ciągłych żądaniach z oddziałów szturmowych o amunicję granaty, paliwo do miotaczy i serwitory w roli żywych torped. Jak widział kolejnych wysłanych na XIII ekipy sanitariuszy do opieki nad kolejnymi ciężko rannymi żołnierzami. Ale opłacało się. Reaktor został odbity. Teraz postanowił skoncentrować się na odbiciu głównej siłowni do drugiego reaktora zostawiając jedynie siły osłony. Sądząc po działaniach wroga nie mógł być on zbyt liczebny a do tego rozproszony na trzy punkty których niezbyt mógł opuścić. To pozwalało majorowi pokierować siły tak, że mógł likwidować je kolejno osiągając miażdżącą przewagę liczebną a wróg mógł jedynie czekać na cios nie mając pewnie żadnych rezerw. Plan śmiały w opinii majora i zaskakujący ale nie mający w dłuższej perspektywie szans przetrwać regularny atak głównych sił sektora jakim zarządzał. Widział z satysfakcją jak jeden z reaktorów świecił się przyjemnym błękitem własnych jednostek, drugi wciąż pulsował wrogą czerwienią ale niebieskie linie sunęły od północnego wschodu ku czerwieni głównej siłowni obramowanej już błękitną linią od południa. To już nie mogło potrwać zbyt długo.


---


Cofali się. Przenikali lub przebijali się. Zaczekali na czujki od wind i przywitali ich ogniem z karabinków dając im znać, że nie pójdzie im łatwo. Dwójka ex kasrkinów cycofała się biegiem do kolejnego narożnika gdy Matuzalem osłaniał ich odwrót. Potem zmiana. We dwóch rżnęli wroga z karabinków gdy on biegł w ich stronę. Tamci jednak mieli zbyt dużo ciężkie broni. Bez żenady rozpoznawali teren z granatników, granatów ręcznych i miotaczy ognia. Stawianie jakiegokolwiek oporu było skrajnie ryzykowne. Musieli zasłaniać się w zamykanych pomieszczeniach, czekać aż przebrzmią granaty i otwierali drzwi gdy na zewnątrz szalały płomienie albo skradali się obrońcy. Wtedy ich szatkowali ołowiem. Szybki atak, zamknięcie drzwi i bieg do kolejnych drzwi. Cofali się jednak pomieszczenie za pomieszczeniem coraz bliżej “Gammy”.

- Kontakt! - krzyknął nagle Chris gdy razem z Cotantem dobiegli właśnie do kolejnego narożnika a Matuzalem jeszcze osłaniał ich od przeciwnika. Pierwszych trzech wrogich żołnierzy zlikwidowali od razu. Ale byli kolejni. Matuzalem do nich dobiegł i czmychnęli w boczny korytarz urywając się jeszcze raz chociaż na chwilę.

Mordaxa spotkali prawie, że przypadkiem. Też cofał się już od jakiegoś czasu bawiąc się i w berka i w chowanego szarpanego z siłami przybyłymi jakoś inaczej niż przez windy. Stawiał im odpór samotnie już dłuższy czas ale jednak też musiał bezustannie być w ruchu i cofać się w stronę “Gammy”. No to byli we czterech. A wszędzie wokół byli wrodzy żołnierze. Mordaxowi udało się też przez moment nawiązać łączność ze sztabem w “Alfie” więc przyniósł hiobową wieść. “Gamma” została stracona, Abaroa przebijał się w ciężkich walkach do Diesla w “Becie” by tam wzmocnić jego siły. Nagle więc okazało się, że ich czwórka musi się przedostać nie tylko do “Gammy” która była już całkiem blisko ale do “Alfy” albo “Bety”.

- A chuja! - warknął w końcu rozzłoszczony Cotant. - Odbijemy ją. - powiedział patrząc na trójkę towarzyszy. Wydawało się to szaleństwem. Ale we czwórkę mogli jednak nieźle namieszać wznawiając walki o “Gammę”. Nawet jakby im się nie udało to mogli spowolnić natarcia wroga na dwa pozostałe punkty oporu. Poza tym rozkaz na odprawie brzmiał: “Zdobyć i utrzymać!”


---



Poziom XIII



- Hej! Hej wy! Macie tam jeszcze jakichś złamasów? Bo wiecie, ci których tu przysłaliście to się nam skończyli. - głośniki w całym sektorze rozległy się nagle bezczelnie wesołym głosem Cadiańczyka o kodzie wywoławczym “Jaguar 3”. Prawie czuć było jak się do tego bezczelnie uśmiecha do tego mikrofonu. Sejan i Durran podnieśli głowy w kwaterze dowodzenia obleganej “Alfy”. Turbodiesel uśmiechnął się pod nosem słysząc przez głośnik dawnego podwładnego. Żołnierze z Brutali i Laserków pokręcili z zadowolenie i niedowierzania głowami ale zaraz przez szeregi obrońców przeszła fala radosnych okrzyków i gwizdów. Odmiennie zareagował major Sigvon Umberhair gdy usłyszał tak jak i jego sztab głos obcego dobiegający z centrali jednego z reaktorów. Tego który właśnie zmienił barwę z niebieskiego znów na czerwony. Właśnie tłumaczył centrali, że co prawda wróg jakoś wdarł się na XIII i opanował kluczowe instalacje ale sytuacja się normuje a zlikwidowanie ognisk oporu to tylko kwestia czasu. Jak właśnie zlikwidowali opór w “dwójce”. Podobnie maszerujący pod “Alfę” żołnierze rozglądali się w zaskoczeniu po ścianach słysząc bezczelny głos jednego z wrogich żołnierzy jaki dobiegał z pozycji jaką właśnie zdobyli. Mieli się cofnąć i zdobywać ją jeszcze raz? Cortez wysłał od razu zapytanie do Sejana. Wracać dalej do “Bety” czy wracać do “Gammy” by wesprzeć czwórkę Agentów Tronu?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 16-09-2017 o 15:33.
Pipboy79 jest offline