Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2017, 10:53   #187
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Horst swobodnie mógłby sobie pogratulować, gdyby nie to że operacja wciąż nie została zakończona. Pacjent nadal leżał rozcięty i nieprzytomny. Przynajmniej jednak tkwiący w jego ciele obcy, został wyjęty i zabezpieczony. Green 4 z niechęcią spojrzał na swoje dłonie pokryte chirurgicznymi rękawiczkami, które w chwili obecnej nie nadawały się do kontynuowania pracy przy odkrytej tkance. Bałagan, który zapanował przy okazji próby ucieczki wężowatego stworzenia, także nie budził w lekarzu przyjaznych uczuć. Były i inne, negatywne bodźce, te jednak docierały spoza rejonu sali operacyjnej więc chwilowo postanowił nie zwracać na nie uwagi, tym bardziej że miał ważniejsze sprawy na głowie. Nasłuchiwał jednak jednym uchem i od czasu do czasu zerkał w kierunku szyby żeby całkiem nie stracić kontaktu z pozostałą częścią ambulatorium.

Przede wszystkim musiał zająć się doprowadzeniem swojego stanu do odpowiedniego by kontynuować operację. Wymagało to wymiany rękawiczek i zdezynfekowania dłoni, którymi to czynnościami zajął się w pierwszej kolejności, poświęcając na nie minimalną ilość czasu. Zakażenie nie było nikomu do szczęścia potrzebne, a skoro już zdecydował że uratuje swojego chwilowego podopiecznego, to zamierzał się z tej decyzji wywiązać. W następnej kolejności przeszedł do głównego zadania czyli poskładania Hollyarda z powrotem, a następnie wybudzenia go ze snu. Pierwszej czynności zamierzał poświęcić nieco więcej czasu, badając dokładnie i na spokojnie, zmiany które nastąpiły w jego organizmie. Nie znaczyło to co prawda, że miał zamiar w jakiekolwiek, które nie oznaczały śmierci w ciągu najbliższych godzin, ingerować. Wszak obiecał że go uratuje, że zrobi wszystko by Maia nie musiała przekazywać narzeczonej mężczyzny, smutnych wieści. Nie było słowa o jego zdrowiu w późniejszym etapie życia, a zatem nie widział także powodu by ingerować w cokolwiek, co nie zagrażało pacjentowi bezpośrednio.

W następnej kolejności zabrał się za wybudzanie, czynności tej poświęcając już mniej czasu i uwagi, nie znaczyło to jednak że wykonywał ją byle jak. Nie pominął żadnej procedury, nie złamał żadnej zasady, jego uwaga jednak była skupiona na pojemniku w którym tkwił obcy. Przyciągał go i kusił towarzyszącą mu niewiadomą. Z zakamarków umysłu wyłuskał zepchnięte tam szczegóły jak krzyk kobiety, który dotarł do jego uszu wraz z chwilą, w której główka stworzenia wyłoniła się z błoniastego kokonu. Niczym krzyk rodzącej matki. Oczywiście, mógł to być zbieg okoliczności, w te jednak Horst nie wierzył. Znacznie bardziej prawdopodobne było to, że sama w tym czasie wydała na świat podobne stworzenie, wbrew temu co pokazywał skaner. Mogła także być w jakiś sposób powiązana z nowonarodzonym, więzią którą z chęcią by zbadał, gdyby oczywiście istniała i gdyby dano mu na owe badania wystarczająco czasu. Z tych dwóch opcji ta pierwsza wydawała się mu bardziej prawdopodobna niż druga. Wiedział już wszak w jaki sposób ci ludzie podchodzą do jego pragnienia zdobycia wiedzy, która w ich mniemaniu jest nieistotna i stanowi niepotrzebne marnowanie czasu.

Jego niechętne spojrzenie na dokładnie sekundę spoczęło na pacjencie, szybko na powrót kryjąc się za maską troski. Nie mogli go przyłapać na otwartym okazywaniu niechęci któremukolwiek z nich. W końcu był tu jedynie mięsem armatnim, wysłanym by wykonać zadanie lub zginąć. Względnie zginąć wykonując zadanie. W przeciwieństwie do niego, ich nie ograniczała obroża, gotowa w każdej chwili stłumić wszelkie agresywne zapędy wymierzone w kierunku “niewinnych”. Bo wszyscy byli tu niewinni poza takimi jak on. Użalanie się nad własnym losem nie prowadziło jednak do nikąd, zatem było czynnością zbędną, którą należało wykluczyć, co też Green 4 uczynił. Zamiast marnować czas na zbędne jęki, czekając aż pacjent w pełni się wybudzi, postanowił zadbać także i o siebie. W końcu wkrótce miał powrócić na górę, do czego wypadało się odpowiednio przygotować. Zadbanie o to by być w pełni sił i zdrowia, stanowiło podstawę tych przygotowań.


Za szybą dalej Horst widział dwóch zaniepokojonych kibiców czy widzów w postaci latynoskiego kaprala Armii i podstarzałego doktora w rozpiętym kitlu. Ciało Hollyarda miało o wiele większe zmiany wokół miejsca gdzie do niedawna znajdowało się ciało jak najbardziej obce. Ale wydawało się to logiczne jeśli ten obiekt był większy, rozrastał się szybciej lub znajdował się tam dłużej albo wreszcie był innego rodzaju niż w dwóch pozostałych przypadkach jakie miał okazję zbadać.

Zastanawiające było to, że żaden z tych przypadków nosiciel właściwie nie odczuwał żadnych skutków ubocznych, zwłaszcza bólu. Nawet u marine i żołnierza gdzie obiekty były mniejsze, to ciało obce w relacji do ciała nosiciela było ogromne. Powinni być sparaliżowani z paraliżującego bólu jaki wywoływały by uciskane tkanki i organy. A zachowywali się praktycznie normalnie. Nawet Hollyard który miał największy okaz i nie wyglądał co prawda zdrowo to gdyby nie skan Roya można by się w ogóle nie spodziewając przeszkody tego rodzaju. Ciało ludzkie nie miało w sobie żadnych substancji zdolnych na tak długi czas zneutralizować tak silny ból. Owszem były środki farmakologiczne ale bez badania krwi nie mógł być pewny czy takim podlegała cała trójka. Prawdopodobnie byli wciąż pod wpływem stimpaków i tego typu stymulantów te jednak nie powinny działać w ten sposób. Poza tym tak silne środki farmakologiczne oscylowały już z tymi używanymi do wywołania narkozy a jak nie były tak silne, że zaburzały zachowanie i postrzeganie pacjenta. A cała trójka do ostatniej chwili gdy Green 4 podał im narkozę wydawała się być w pełni świadoma otoczenia. Czyli w tym równaniu grał rolę jakiś nieznany czynnik. Taki który miał zdumiewającą kombinację między mocą uśmierzania bólu a nie wywoływaniem skutków ubocznych w czasie rzeczywistym. W długotrwałym to nie wiadomo ale to wymagało lat prób i badań. Wiele firm i fundacji, nawet same rządowe związane z działaniami zbrojnymi podczas których zawsze były straty a ich pracownicy i funkcjonariusze obrywali pewnie i tak byłoby bardzo zainteresowaniem czynnikiem o takim działaniu.

W samej sali operacyjnej Green 4 nie znalazł żadnych potrzebnych leków. Musiał wyjść z sali i gdzieś w tym czasie pacjent zaczął wykazywać oznaki powrotu do zdrowia. Otworzył drzwi oddzielające salę operacyjną od reszty ambulatorium. Elenio pokiwał głową. - No nieźle. Ale z tym robalem to przez chwilę grubo było. - uśmiechnął się bielą zębów na swojej śniadej twarzy i chcąc pewnie jak najszybciej dostać się do kumpla. Kozlov nie odzywał się obserwując obojętnie i wychodzącego Parcha to wybudzonego pacjenta jaki usiadł już sam na stole operacyjnym. Przy drzwiach do izolatki nadal było tych dwóch policjantów, starszy i grubszy o gabarytach klasycznego pączkożercy i młodszy i chudszy. Obaj wydawali się rzucać zaniepokojone spojrzenia to na okienko drzwi izolatki to na grupkę przy drzwiach sali operacyjnej. Wtedy za plecami Green 4 usłyszał charakterystyczny odgłos odbezpieczenia broni. Gdy się odwrócił widział jak Hollyard wciąż siedząc na stole i z kroplami potu na twarzy i nagim torsie ze świeżą, bladą kreską blizny pooperacyjnej trzyma dłoniach pistolet i z morderczym wzrokiem wpatrywał się w zwierze tłukące się wściekle o ścianki pojemnika w jakim uwięził go chirurg.

Mógł się domyślić, że wybudzanie Hollyarda to był zły pomysł. Podobnie jak ratowanie mu życia. Najwyraźniej jego instynkt ponownie został przytępiony przez kobietę, odwieczną nemezis rodzaju męskiego. Nie zamierzał jednak zrzucać winy tylko i wyłącznie na nią. Decyzje wszak były jego i tylko on winien ponosić za nie odpowiedzialność. Bez względu na to jak bardzo nie podobały mu się ich efekty.

Kolejną decyzję miał właśnie przed sobą i nie mogła mu ona zająć dłużej niż krótkie mgnienie. Jego pragnienie wiedzy było ogromne. Zdawał sobie z tego sprawę jak również z tego, że było to niekiedy jego słabością. Wiedział też, że nie było szansy na to żeby pozwolono mu przeprowadzić dokładne badania nad organizmem, który wyjął z klatki piersiowej Hollyarda. Ryzyko zatem, na które by się wystawił próbując powstrzymać mężczyznę, znacznie przeważało zysk. Z drugiej jednak strony…

Odkładając na bok wszystkie myśli, które nie dotyczyły tylko i wyłącznie najbliższych sekund, odwrócił się i ruszył z powrotem w stronę swojego nadpobudliwego pacjenta. Nie mógł pozwolić mu na zniszczenie stworzenia, a przynajmniej jeszcze nie. Tyle był mu winien, te parę minut poświęcone na badania. Biorąc pod uwagę, że Horst uratował mu życie, cena nie wydawała się w żadnym razie wygórowana.
- Nie - wyraził swój sprzeciw wpierw werbalnie, a gdy to miałoby nie zadziałać, zamierzał wyrwać mu broń z dłoni lub przynajmniej podbić, by kula nie trafiła w pojemnik. Na Boga, jakże pogardzał ludźmi którzy korzystali z siły bez uwzględniania w swych działaniach umysłu. W przeciwieństwie do Hollyard’a, działania Jacoba były chłodne, kalkulowane, takie jak być powinny. Jego umysł tworzył już kolejne zdania, które miały paść z jego ust. Słowa, które miały za zadanie przywrócić zdrowy rozsądek i ochłodzić gorączkę chwili. Najpierw jednak należało zapobiec destrukcji.


Po spojrzeniu, pełnym wściekłości, nienawiści i obrzydzenia Green 4 widział jak gliniarz ani na moment nie opuszcza wycelowanej w pojemnik broni. Oddychał ciężko przez zaciśnięte szczęki. Wszelki ruch czy słowo mogły zakłócić delikatną równowagę tej sytuacji. Patinio któremu też udzieliła się nerwowość sceny czekał tuż przy doktorze Horście mówiąc czy raczej odpowiadając coś o nerwowej sytuacji jaką tu właśnie mieli z udziałem pistoletu, obcego w pudełku i próbującego interweniować skazańca w Obroży. Tak, jego lekarz też powinien wziąć w kalkulację. Biorąc pod uwagę ciepłe relacje jakie wiązały go z siedzącym na stole operacyjnym policjantem zapewne nie pozostałby bierny w razie gdyby sytuacja ciążyła ku konfliktowi. Zapewne Obroża też nie.

Po, zdawałoby się, wiecznej chwili, która nie trwała pewnie więcej niż ze trzy nerwowe uderzenia serca Reptor choć nadal nie opuścił broni gotów strzelać w każdej chwili to jednak jeszcze nie pociągnął za spust. - Co nie?! - warknął rozjuszony mając zapewne dziką ochotę rozwalić coś co o mało nie rozwaliło jego samego. Sytuacja dalej była napięta i doktor czuł, że musi mówić krótko, prosto tak by do trafić do przekonania tego wkurzonego człowieka. Szanse, że odstąpi od likwidacji stwora wydawały się dość nikłe. Ale może udałoby się pójść na jakiś kompromis gdyby to właściwie rozegrać.

- Nie zabijaj go - odpowiedział Horst, modulując głos tak by brzmiał spokojnie i tłumiąc własny gniew, który został wywołany zachowaniem Hollyard’a. Mężczyzna był w końcu tuż po operacji, za której koniecznością stało stworzenie w pojemniku, więc jego reakcja miała pewne uzasadnienie. Była jednak zdecydowanie zbyt gwałtowna jak na gust Jacoba.

Musiał teraz działać rozważnie. Udało mu się przyciągnąć uwagę Karl’a, była to jednak tylko jedna bitwa w wojnie, którą wszak zamierzał wygrać. Ignorując chwilowo obecność Patino, chociaż o nim nie zapominając, zrobił krok do przodu po czym zatrzymał się.
- Będzie mi potrzebny do badań - wyjaśnił. - W twoim ciele, a także w ciałach twoich kolegów zaszły pewne zmiany. Nie będę w stanie określić jakie mogą być ich konsekwencje jeżeli nie poznam wcześniej organizmu, który ich dokonał. Żywego organizmu - zaznaczył stanowczo po czym dodał, ponownie łagodząc ton swojego głosu. - Nie zajmie mi to dużo czasu, tego bowiem nie mam w nadmiarze. Gdy skończę będziesz mógł go rozstrzelać, nie stanę ci na przeszkodzie. O ile, oczywiście, zrobisz to w nieco bardziej kontrolowanych warunkach. I nie chcę żebyś myślał że wątpię w twoją celność ale jesteś świeżo po wybudzeniu, drzwi sali są otwarte, a to co tkwi obecnie w tym pudełku jest silne, zwinne i szybkie - tu przeniósł wzrok na Patino, który był świadkiem jego własnych zmagań z tą istotą i mógł poświadczyć. Przy odrobinie dobrych chęci…

- Jeżeli nie trafisz za pierwszym razem i tylko rozbijesz pojemnik, stworzenie to ucieknie - kontynuował. - Nie wiemy czym jest ani do czego jest zdolne. Wypuszczone na wolność… - Przeniósł wzrok na miotający się przedmiot jego wywodu. Z chęcią zobaczyłby do czego ta istota jest zdolna. Pragnął być świadkiem jego lub jej, ewolucji. Jakie rozmiary mogło osiągnąć? O ile wzrośnie jego siła? Jak zachowa się w kontakcie z xenos? Miał tak wiele pytań…

- Nie proszę cię o darowanie mu życia, a o odroczenie egzekucji o te parę minut - zakończył, powstrzymując się przed przypomnieniem mężczyźnie iż ten zawdzięczał mu swoje życie.
Powrócił spojrzeniem do Hollyard’a. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że jego obecna pozycja nie była najlepsza. Nie miał po swojej stronie nikogo i występował przeciwko osobie, która cieszyłą się szacunkiem. Dawid przeciwko Goliatowi. Jego jedyną bronią była proca spalającej go obsesji, wypełniona pociskami rozsądku i logiki. Miał nadzieję, że otaczająca ich, fałszywa powłoka troski o dobro innych, nie zmniejszy siły rażenia, a wręcz doda im mocy. W przeciwnym wypadku…

W przeciwnym wypadku pozostawał mu obiekt numer dwa, pozostawała kobieta tkwiąca w izolatce, do której i tak zamierzał zajrzeć, i resztki które ewentualnie zostałyby ze stworzenia, po interwencji nadpobudliwego Hollyard’a. Mógł na ich badanie poświęcić te pół godziny, może nieco więcej. Nie wiedział dokładnie ile, bowiem nie znał sytuacji na górze, a od tego zależał jego czas. Z tego też powodu obecny zastój podgryzał jego opanowanie, szepcząc mu do ucha o mijających sekundach i tym, co mógłby teraz robić gdyby nie wybuch tego idioty. Musiał jednak być cierpliwy, musiał przemawiać spokojnie, łagodnie, przekonywująco. Nie mógł dopuścić do głosu gniewu i niecierpliwości bowiem ich interwencja zaprzepaściłaby wszystko.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline