Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2017, 11:02   #85
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Sen bez wątpienia był czymś, co było jej potrzebne, jednak Jess nie była w stanie zasnąć. Wydarzenia które miały miejsce tjn nocy nie pozwalały jej na to, przewijając się w jej głowie niczym puszczany na okrągło film. Najpierw ten dzieciak w barze, później rewelacje Lestera, nagła pobudka, ucieczka, strzelanina i w końcu porwanie Any i jej poszukiwanie. Do tego dochodziła jeszcze ta kąpiel i dziwne zachowanie Simona względem barmanki. Czy naprawdę aż tak mu na niej zależało że gotów był ryzykować życiem i powodzeniem ich zadania? No i Lester… Co właściwie znaczyła ta kąpiel? Myśli, które do tej pory udało się jej utrzymać w ryzach, teraz wyłoniły się z zakamarków umysłu i zaczęły atakować. Zadanie miały o tyle ułatwione, że mężczyzna, którego dotyczyły był tuż, tuż, na wyciągnięcie ręki.

Z trudem ale udało się jej zmusić głowę by skupiła się na czymś innym. Jak ten karawan chociażby, na którego miała zamiar rzucić okiem o poranku. O ile nie napatoczą się problemy, które sprawią, że trzeba będzie się szybko ewakuować. Gdyby trafiło na drugą opcję to miała szczerą nadzieję, że tą osobą będzie facet którego szukali. Z chęcią by popatrzyła jak Lest się nim zajmuje, wyciskając z gnojka informacje o losie Any. O ile barmanka jeszcze żyła, co powoli zaczynało być coraz mniej realne.

Wzrok Jess powędrował w górę, na sufit i kryjącego się tam gdzieś młodszego z braci. To jemu przypadła pierwsza warta, na które to warty uparła się. Nie chciała zostać zaskoczona na terenie siedziby szeryfa, bez względu na to jak wiarygodne argumenty miałyby w razie czego paść z ust Lestera. Nie podobała się jej także myśl, że znajdują się na terenie osady, która była w trakcie masowej ewakuacji. Przy takich okazjach dochodziło do różnych, niekoniecznie przyjemnych incydentów i cholera wiedziała czy odznaka szeryfa była w tej chwili wystarczająca osłoną. Mieli dość na głowie i bez tego.

Brown. Jego przede wszystkim. Nadal to właśnie on był ich celem głównym i jedyną szansą na pomoc dla starszego z Thorn’ów. Wzrok Jess przesunął się z sufitu na kształt spoczywający tuż przy niej. Było od niego przyjemne ciepło, które nieco rozjaśniało mroki niewesołych myśli, które zdominowały jej umysł. Ostrożnie, żeby go nie obudzić, odwróciła się i przytuliła do jego pleców, chowając latarkę pod kocem. Umościli sobie gniazdko w czymś co było kiedyś biurem, a teraz robiło za sypialnię. Było tu w miarę cicho i spokojnie i tylko część odgłosów z zewnątrz docierała do środka, jednak nawet one nie były na tyle głośne, by zakłócić odpoczynek. Gdyby tylko udało się jej w końcu usnąć.

Wedle ustaleń, miała objąć drugą wartę, co dawało Lesterowi szansę na porządny odpoczynek. Przy tej kolejności uparli się oboje, ona i Simon. Teraz trochę żałowała, że nie wzięła pierwszej. Z westchnieniem, przyduszonym rogiem koca, zamknęła oczy i zaczęła się wsłuchiwać w oddech braciszka. Nie spał spokojnie, co chwilę delikatnie się wiercił, jego oddech to przyspieszał, to zwalniał. Musiało go boleć, który to ból Jessica czuła całą sobą. Teraz, gdy wiedziała o jego istnieniu, nie mogła wyrzucić go z myśli. Muszą za wszelką cenę dorwać Brown’a i go wypatroszyć. Tu już nawet nie chodziło o to by wykonać zadanie i o dumę własną czy rodzinną. Tu chodziło o przeżycie, o dobro Lestera, o dobro ich małej rodzinki. Jeżeli uda się uratować Anę to będzie to tylko plusem. Jeżeli nie… Mówi się trudno, mieli ważniejsze rzeczy na głowie i żadne wyrzuty sumienia i dobre chęci nie mogły im stanąć na drodze.
Z tymi myślami, nadal wirującymi jej w głowie, w końcu odpłynęła by oddać się w ramiona Morfeusza, chociaż ramiona te rzadko kiedy były dla niej przyjazne. Sen oznaczał mrok, a w mroku kryły się koszmary.

Ranek zaczął się jak powinien czyli rano. W każdym razie gdy Jess jakoś przetrwała nocną wartę w której zdawało się osada nie spała ani na chwilę i bez przerwy ktoś jeździł albo przechodził czy zwyczajnie się darł, płakał czy wołał. Jeszcze strzelaniny tylko brakowało do kompletu. Albo bókjki za rogiem. Tudzież pożaru. I byłyby pełnowymiarowe zamieszki lub inne tego typu imprezy. Sama jednak jakoś dotrwała do czasu aż uznała, że “to już” z i czas obudzić zmiennika. Potem znowu w udało jej się zasnąć a gdy otworzyła oczy był już ranek.

Otworzyła oczy bo obudził ją Lester. - Wstawaj Jess. Chodź coś zobaczyć. - powiedział najstarzy Thorn lekko kładąc jej dłoń na ramieniu. Potem wstali i ruszyli skrzypiącymi schodami na piętro. Nigdzie nie widziała Simona. Ale znalazł się właśnie na piętrze. Znowu miał te ciekawskie spojrzenie jak zawsze gdy wpadł na jakiś ciekawy pomysł lub znalezisko. Bez słowa wskazał coś przez okno. Tam po przeciwnej stronie ulicy, widać było dom, jakiś większy jak z farmy. I samą farmę nawet chyba też. A tam przed domem widać było zaparkowany samochód. Bracia mieli pytające spojrzenia ale Jess była prawie pewna, że kształt, wielkość i ciemny kolor się zgadzają z tym co zapamiętała z nocy.

Jess jednak zajęta była przede wszystkim wpatrywaniem się zarówno w dom po drugiej stronie, jak i samochód. Byli tak cholernie blisko. Gdyby poszwędali się dłużej, uważniej przyglądali… Właściwie to nie oni tylko ona, bo bracia przecież nie mieli pojęcia o tym jak wóz którym odjechał ten facet z Aną, wyglądał. Wyobraźnia podsunęłą jej niechciane obrazy tego, co mogło barmankę spotkać kiedy oni spali sobie smacznie, tuż obok.

- To ten - mruknęłą w końcu, uderzając otwartą dłonią we framugę okna. - Gdybyśmy tylko… - pokręciłą głową, odgarnęła włosy z twarzy i dopiero wtedy odwróciła się by spojrzeć na braci. - Idziemy po nią - zadecydowała twardo, zgarniając poczucie winy w ciemny kąt umysłu. Pora najwyższa była na to by pokazać dlaczego ich rodzinka miała taką, a nie inną opinię.

- No to się przejdziemy. - Lester pokiwał głową też obserwując odległy cel. Mimo wszystko było z kilkaset metrów. Może z pół kilometra, może trochę bliżej. I to między jakimiś pojedynczymi drzewami i przy rogu jakiegoś domu. Właściwie była prawie pewna, że to Simon wypatrzył bo na pierwszym planie ten dom i samochód przy nim na pewno nie był.

- Chodźmy najpierw do tamtego domu. Stamtąd powinno lepiej być coś widać. - Młodszy z braci wskazał na ten budynek co prawie zasłaniał sobą widok na ten docelowy. Ale był on gdzieś tak w połowie odległości to chyba z niego powinien być lepiej widać podejście pod tamten dom.

- Co będziemy iść? Podjedziemy tam. - wzruszył swoimi ogromnymi ramionami starszy z Thornów, odwrócił się i zaczął schodzić po schodach. - Ale najpierw coś zjemy. - dodał znikając im z oczu gdy zszedł na parter. Simonowi z niepewności i zaskoczenia skoczyły w górę brwi.

- Hej, Lest jesteś pewny? - zawołał za nim też kierując się po schodach w dół.

- No pewnie. Głodny jestem, a jak mogę podjechać to nie chce mi się łazić. - odpowiedział już z parteru starszy z braci.

- O rany, Lest, przecież nie o to pytałem. - westchnął Simon uderzając w geście bezradności dłońmi o uda.

- Nie ma co się już spieszyć. Przez noc mogli z nią zrobić cokolwiek. Mówiłem ci to już przy rzece. Gdzie jest chleb? - Lester spokojnie grzebał w plecaku i wydobywał składniki na śniadanie kompletnie nie wyglądając by spieszył się gdziekolwiek. Simon stał niezdecydowany zerkając to na brata to na schodzącą ze schodów siostrę. Słowa brata pewnie trafiały mo po części do przekonania ale w takich sytuacjach jeśli była jakaś nadzieja to trzeba było działać szybko.

- A jak oni też postanowili ją rozwalić do śniadania czy tam po? - zapytał niezbyt przekonany co do swobody w zachowaniu brata który wyjął właśnie słoik z konfiturami ze śliwek jaki niedawno wymienili się ze dwa postoje wcześniej i postawił obok słoika peklowanego mięsa z tego samego postoju.

Siostra odpowiedziała młodszemu z Thorn’ów spojrzeniem, które miało w sobie równą porcję zdziwienia i zniechęcenia. Lester najwyraźniej uparł się by sprawę Any traktować z o wiele mniejszym priorytetem niż robili to Jess i Simon. No ale to na dobrą sprawę nie powinno ich dziwić. Barmanka nie była zleceniem, nie należała też do rodziny, więc dla starszego z Thorn’ów musiała stanowić jedynie dodatkowy kłopot, z którym co prawda uporać się trzeba było, bo go naciskano, ale żeby się musiał przy tym spieszyć to już niekoniecznie.

Otwarła nawet usta by poprzeć młodszego z braci, gdy żołądek zbuntował się przeciwko jej dobrym chęcią, ogłaszając wszem i wobec swoje poparcie dla planu Lestera.
- Jedzenie to nie taki znowu zły pomysł - rzuciła, doganiając Simona i klepiąc go po ramieniu. Gest ten był jednocześnie przeprosinami za zdradę jak i pokrzepieniem.
- Ja chcę ze śliwkami - dodała, wymijając braciszka i podchodząc do drugiego. - Najlepiej na wynos bo chciałabym zerknąć na ten karawan. Może by się go dało odpalić. Wygląda na pewniejszą brykę niż nasz wóz - przy tych słowach zerknęła na Lestera. W końcu ich bryka była jego własnością i mógł sobie wziąć do serducha to jej niezbyt pochlebne stwierdzenie.

- No i w razie czego mielibyśmy dwa wozy - dodała, otwierając słoik z konfiturami i nabierając trochę na palec. - Trupowi się nie przyda - rzuciła jeszcze, nader roztropnie, zanim wsadziła palec do ust by zlizać słodką maź. - Jakby się przy okazji Brown’a udało zdobyć trochę sprzętu, leków czy na co on tam poluje, to byłoby więcej miejsca żeby je zapakować. No i jak odbijamy Anę - położyła nacisk na “jak”, uznając że “o ile” nikomu do szczęścia nie było potrzebne - to ona i Simon będą mogli go przejąć. Zrobi się nam mini konwój, jak kiedyś - zakończyła, uśmiechając się do Thorn’ów i chcąc tym uśmiechem wcisnąć choćby maleńką iskierkę nadziei na lepsze jutro.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline