Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2017, 11:54   #121
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Umazany miałem węglowym i pełen napięcia Leo oczekiwał na domniemaną zasadzkę. Sierżant miał wydać rozkaz, ale bardziej prawdopodobne było, że atak rozpocznie się od szarży kawalerii albo salwy granatów. Zajął więc strategiczne miejsce blisko wody licząc, że w razie czego do niej wskoczy i szeptał pod nosem modlitwy do Myrmidii o opiekę i łaskę.
Oczekiwanie trochę się dłużyło, a napojony jakimś ziołowym świństwem nie miał potrzeby spać. Kilkukrotnie zdawało mu się, że ktoś się do nich skrada, potem jednak ponownie wszystko rozmywało się w odgłosach nocy.

Wreszcie nadeszło to czego spodziewali się sierżant z kapralem. Leo najpierw był w stanie usłyszeć dźwięki nie pasujące do nocnej ciszy, a potem zobaczył na polanie za obozem rozmazane cienie. Chwilę potem wreszcie zaczęła się akcja. Z tego co zrozumiał Estalijczyk bandyci zostali złapani w pułapkę. Szmer bełtów i odgłosy rannych jednoznacznie zachęciły go do działania. Granaty najwyraźniej nie zostały użyte, ale nie można było wykluczyć, że prędzej czy później do tego dojdzie. Zwłaszcza, że cień, który widział niedaleko od siebie wyraźnie manipulował ogniem. Rzucił się w kierunku pobliskiego wozu z zamiarem… właściwie nie zdążył ustalić z jakim zamiarem. Głos Bogini najwyraźniej wskazał mu ten kierunek, bo mgnienie oka później eksplozja w środku obozu postawiła wszystkie namioty w płomieniach. Zręcznym ruchem przetrulał się po ziemi szybko strącając z siebie skrawki płonącego materiału. Nic mu się nie stało… a więc opieka nad nim trwała niezmiennie.

Obóz wypełnił się płomieniami, kaszlem i jękami osób uwięzionych w płonących namiotach. A w poprzek ścieżki niczym pochodnia biegł Abelard. Estalijczyk chciał się zemścić za tą bezmyślną agresję, choćby walcząc samotnie przeciw tuzinowi, ale jaśniejący na tle lasu medyk uświadomił mu, że inne zadania są dalece bardziej pilne. Zagryzł zęby z wściekłości, ale ruszył w kierunku namiotów wyciągając z nich duszących się ludzi. Ryczał przy tym na nich, aby sami wzięli się do roboty i wyciągali kolejnych, ci jednak zachowywali się jak stado baranów. Uciekali zostawiając innych potrzebujących na pastwę losu. Nie było w tym bohaterstwa, ale też woźnice nie byli przygotowywani do walki. On z resztą też nie był przygotowany do tego co tutaj się działo. Nikt chyba nie był. Nie tracił jednak ducha i rozcinał materiał na kolejnych namiotach, kiedy szarża jakiegoś bandyty nieomal zwaliła go z nóg.
- Joder! - ryknął z bólu i wściekłości - Tu się ludzi ratuje! Nie masz honoru ty parszywa świnio?! - ból wzmógł w nim tylko zaciekłość. Schwycił mocniej rapier i chciał zaatakować nie czekając na odpowiedź, ale w tym samym momencie świat się zatrzymał. Za plecami napastnika wyrosła ściana ognia, a uderzenie dosłownie zmiotło wszystkich z nóg. Tylko dzięki zręczności i znajomości obozowego terenu Leo utrzymał się na nogach nie wypuszczając broni z rąk i przyjmując na swoją zbroję nerkę, dłoń i kawałek jelita, kogoś kto jeszcze przed chwilą był kompletnym człowiekiem. Estalijczyk prawdopodobnie nigdy nie pozna odpowiedzi, na pytanie, które nurtowało go do następnego mrugnięcia osmolonymi powiekami: czy to był jeden człowiek, czy może jednak kilku.
Przeciwnik najwyraźniej nie miał tyle szczęścia sprawiając wrażenie znacznie bardziej ogłuszonego przez wybuch. Trudno o lepszą okazję do wykorzystania. Pierwszy cios trafił go w ramię uszkadzając zbroję. Drugi pomimo próby sparowania skończył się imponującym rozcięciem uda.
-Ha! - ryknął szermierz unikając kolejnego ciosu i gotując się do ataku, który jednak nie nastąpił. Ze swojej dziury wyskoczył krasnolud przebijając osłabionego wroga halabardą na wylot.
-Pfff… - prychnął Leo na krasnoludzkie strategie gnicia w dziurze i wyłażenia z niej, gdy zrobi się bezpiecznie. Spojrzał na krasnoluda z obrzydzeniem i ruszył na pomoc krzyczącemu Bertowi. Dwa kolejne ataki były nieudane, ale przeciwnicy nie mieli już szans. Leo upadł na kolana oglądając ogrom zniszczeń i odmówił modlitwę uświadamiając sobie, że chwilę temu miał plan rzucić się na wrogów zgromadzonych poza obozem. Pewnie wtedy to ktoś inny wyplątywałby się z jego jelit. Bogini kolejny raz uratowała mu życie. Powoli tracił rachubę, który to już raz.

Chwilę potem, oczyściwszy broń, był już przy Abelardzie pomagając mu przy opatrywaniu rannych i odtwarzaniu zniszczonego Lazaretu. Resztę nocy spędził na pół-śnie, pół-czuwaniu przy ciężko rannej Marcie modląc się o jej uzdrowienie i zmieniając zalecone przez medyka opatrunki.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 17-09-2017 o 14:47.
druidh jest offline