|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-09-2017, 11:54 | #121 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' Ostatnio edytowane przez druidh : 17-09-2017 o 14:47. |
16-09-2017, 15:02 | #122 |
Reputacja: 1 | - Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie? Wpierdol będzie. Diuk pomyślał na głos siedząc w krzakach. Baron bał mu kilku ludzi co by się razem zastawili z tej strony, ale mówiąc szczerze to w tej chwili nie widział kto tam z nim stoi. Wszystko szło dobrze. Przez jakiś czas Diuk myślał, że wróg nawet nie zaatakuje, ale najwyraźniej Szczęście chciało inaczej. Przeciwnicy weszli między nich w żadnym stopniu nie spodziewając się zasadzki. Nagle. Strzałą wbiła się w jednego z wrogów. Za nią poleciała następna, i następna i jeszcze kilka. Diuk poczekał dalej. Wolał nie wbijać się w przeciwnika, gdy ten ma zaledwie kilku rannych. Walka uczciwie byłą głupotą w takiej sytuacji. Diuk wyskoczył na przeciwników z halabardą nad głową. Olbrzym ze slumsów definitywnie szedł po dekapitacje tnąc szerokim ostrzem po głowach przebierańców. Jeden z przeciwników próbował zaatakować Karla, jednak chybił celu w mroku nocy. Nagle mrok przeszedł w dzień, gdy granaty eksplodowały kilka metrów od Diuka, wróg, który przed chwilą z nim walczył poleciał w jego stronę wystrzelony niczym szmaciana lalka z moździerza. Przebieraniec uderzył w Diuka z całym impetem, tak że ten aż stracił równowagę, ale osłonił go też w sporej mierze przed falą uderzeniową i cieplną z wybuchu. Karl Topher wstał na kolana. W uszach mu dzwoniło jak ostatni diabli, a ciemna do tej pory polana płonęła. Oszołomiony Karl rozejrzał się w około. Widział towarzyszy broni i wrogów porozrzucanych po polanie. Widział jak Baron gasi jednego z wrogów, który zajął się ogniem. Widział krzyki walczących, ale ich nie słyszał. Po chwili słuch wrócił, subtelne słowa uderzyły jego bębenki słuchowe. - Wody kurwa!- - Ratunku! Pomocy! Płonę!- - Moja twarz! Rozpuszcza się!- Karl zobaczył kątem oka jak jeden z wrogów próbuje uciec z pola bitwy. Diuk wstał z kolan i z gracją nosorożca zabrał się do biegu za nim.
__________________ Man-o'-War Część I Ostatnio edytowane przez Baird : 17-09-2017 o 21:57. |
17-09-2017, 13:20 | #123 |
Reputacja: 1 |
|
19-09-2017, 10:18 | #124 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' Ostatnio edytowane przez druidh : 23-09-2017 o 22:22. |
20-09-2017, 10:22 | #125 |
Reputacja: 1 |
|
20-09-2017, 14:12 | #126 |
Reputacja: 1 | Krzywiąc mordę tak, że wyglądała, jak zeschła kiszka kuśtykał podpierając się oburącz halabardą w stronę reszty oddziału. Tocząc z ust pianę klął, pluł i darł się na parszywą szuję, która okaleczyła jego nogę. Oniemiał, kiedy wyłonił się z zarośli i ujrzał dogorywające pobojowisko. - Co to kurwa jest?! - wykrzyczał głosem przechodzącym w pisk. Szedł oszołomiony widokiem porozrywanych ciał omijając bezpańskie kawałki ludzkiego mięsa. Wybałuszał oczy w niedowierzaniu próbując zidentyfikować pochodzenie kolejnego krwawego ochłapu. - Co to ma być?! wydzierał się nie mogąc oderwać wzroku od kolejnego spopielonego ciała, aż wpadł na Norberta - jednego z ludzi Sala - Co tu się dzieje?! - wykrzyczał mu prosto w twarz chwytając pięściami za kołnierz skórzni. Ten jednak zignorował go i nawet nie uniósł wzroku. Oleg podążył za jego spojrzeniem w stronę Josefa na którego opadła puszczona przed chwilą halabarda. Chudzielec leżał na spalonej ziemi twarzą w dół i nawet nie drgnął kiedy drzewiec turlał się po jego plecach. Oleg zaczął się trząść ze wściekłości, bezradności i frustracji. Odepchnął Norberta, mimo, że ten był od niego cięższy o połowę - Wstawaj kurwa śmieciu! Wstawaj! - wykrzyczał składając się w pół z wysiłku i z całej siły kopnął sztywniejące ciało Josefa - Co to ma kurwa być?- zdążył jeszcze wykrzyczeć, nim ranna noga zgięła, a Oleg bezwładnie jak szmaciana lalka runął twarzą na ziemię tuż obok Josefa i w końcu umilkł tracąc przytomność. Obudził się, kiedy koło wozu podskoczyło na wyboju. Leżał na plechach patrząc w niebo, a gdy przechylił głowę w prawo ujrzał siedzącą obok niego Martę. Patrzył na nią z dołu, na jej rdzawe loki kołyszące się w rytm stukotu końskich kopyt i wsłuchiwał się w kojące dźwięki podróży. Kamienie strzelające spod kół i trzeszczące drewno balustrady powozu przypominały błogie wycieczki wśród wędrownych bajarzy i aktorów. Na twarzy włóczęgi zawitał delikatny uśmiech, lecz zniknął kiedy obok bladego lica Marty pojawiła się męska dłoń. Fietz zerwał się agresywnie mimo kującego bólu, by pochwycić ramię zbliżające się do śpiącej kobiety. Ta na szczęście wzbudziła się i zdążyła powstrzymać zaciśniętą pięść zmierzającą w stronę zdumionego Estalijczyka. - Opanuj się do cholery! Leż tu i się kurwa nie ruszaj! - Twardy ton nie znoszący sprzeciwu uspokoił Olega skuteczniej, niż wątłe ramiona kobiety dociskające go do posłania. - Nie będzie.. - Morda! - Marta przerwała Olegowi, nim zdążył się odwarknąć, krzykiem tak donośnym, że pół kompanii spojrzało w ich stronę. Oleg osunął się wbijając wrogie spojrzenie prosto w źrenice osłupiałego Leo. Resztę podróży spędził śledząc podejrzliwym wzrokiem każdy ruch Estalijczyka oraz wymieniając ciche rozmowy z Martą. Sądząc po marsowych minach obydwojga nie były to przyjemne rozmowy, a wręcz ciche kłótnie, po których Oleg wyskoczył z powozu sycząc z bólu i zerwał z siebie skórzaną zbroję jakby się jej brzydził. Wrzucił ją ostentacyjnie na powóz, wciągnął swój znoszony płaszcz i ścisnął rzemienie niezawodnego plecaka. Resztę drogi do miasta kulejąc pokonał pieszo. W końcu Baron łaskawie pozwolił udać się w miasto, a Frietz już miał plan na dzisiejsze popołudnie. Postawił stójkę kołnierza, w której zniknęła niemal połowa jego głowy, kiedy podkulił ramiona i schował dłonie w kieszeniach. Po tym, jak Gustaw skończył mówić podszedł do niego lecz nie powiedział ani słowa. Wyciągnął jedynie jedną z brudnych dłoni i czekał aż znajdzie się w niej moneta. Ostatnio edytowane przez Morel : 20-09-2017 o 21:34. |
21-09-2017, 23:58 | #127 |
Reputacja: 1 | Trafiony bełtem wystrzelonym przez krasnoluda i jeszcze kogoś napastnik padł na kolana wciąż trzymając ładunek, którego nie zdążył rzucić. W tym samym czasie zewsząd słychać było wizgi i przypominające mlaśnięcia odgłosy wbijających się w ciała pocisków, którym towarzyszyły stłumione krzyki i przekleństwa zaskoczonych ludzi. Ta część planu, do której mocno przyczynił się pewien dzielny i niemożebnie skrmny kapral zakończyła się sukcesem. No prawie. Jeden z miotaczy zdołał rzucić ładunkiem pomiędzy namioty. Detlef schylił się tylko i zasunął nad swoim stanowiskiem dwie przygotowane na tę okoliczność tarcze. Na szczęście granat nie eksplodował w jego pobliżu, ale wsród nieświadomej ataku obsługi wozów z zaopatrzeniem wybuchła panika, gdy lepkie strugi łatwopalnej cieczy wznieciły pożar namiotów. Jeszcze gorzej mieli napastnicy, gdy ładunki trzech powalonych pociskami miotaczy eksplodowały wśród ich towarzyszy. Kilka uderzeń serca później coś potężnie huknęło i błysnęło dokładnie pośrodku grupy wrogów, przez co składający się do kolejnego strzału kapral spudłował okrutnie i odruchowo schował się za wzmocnioną skrzynkami burtą wozu. Wychylił się dopiero, gdy w uszach przestało mu dzwonić, a oczom jego ukazało się istne pobojowisko. Wszędzie leżały płonące ciała, często w kawałkach, a kilkoro pozostałych przy życiu napastników próbowało podać tyły. Niestety było też kilku takich, którzy postanowili za wszelką cenę dokończyć to, co zaczęli i tymi właśnie krasnolud zamierzał się zająć. Obok wozu przebiegł jakiś cień, dlatego kaprał zgarnął przydziałową halabardę i zeskoczył na ziemię tuż za nim. Mężczyzna starł się z zagranicznym cudakiem, ale przestał stwarzać zagrożenie gdy szerokie ostrze przebiło mu plecy i wyszło na wysokości brzucha. Detlef oswobodził broń zapierając się butem o zwłoki tamtego i rozejrzał w poszukiwaniu kolejnych celów. Okazało się, że było już po wszystkim. Oszołomieni atakiem wozacy spoglądali niewiele rozumiejącym wzrokiem na Ostatnich i ludzi Sala, którzy wiwatowali i radowali się ze zwycięstwa. Szczęśliwie jedynie jeden ładunek trafił tam, gdzie zamierzano i skończyło się w sumie na trzech ofiarach. Nie udało się wybić wszystkich napastników, ale z pewnością oddział dywersantów został rozbity i nie powinien stanowić zagrożenia dla kolejnych transportów armijnego zaopatrzenia. Zatem sukces. - Czas się napić. - Stwierdził i ruszył na poszukiwanie czegoś mocniejszego. Był z siebie dumny z kilku powodów. Przede wszystkim przeżył. Ponieśli stosunkowo małe straty dzięki przygotowaniu do ataku, do czego się przyczynił. Walter nie skręcił karku spadając z drzewa po wybuchu za radą kaprala zabezpieczony liną. Do tego pokrzyżowali plany wroga działającego w przebraniu na terenie Wissenlandu. Było co opijać. * * * W Wissenburgu okazało się, że następnego dnia mają zaokrętować się na barkach i popłynąć w górę rzeki. W kierunku wrogiej armii, jakby nie patrzeć. Na szczęście Gruber dał im wolny wieczór i mogli zażyć nieco przyjemności przed kolejnym etapem ich żołnierskiego życia. Być może to ostatnia taka okazja dla wielu z nich, bowiem jeśli nawet szczęście ich dotąd nie opuszczało, to przeżycie ledwo zaznajomionych z bronią garstki rekrutów w ogniu prawdziwej bitwy z pewnością będzie o wiele trudniejszym wyczynem. Teraz jednak miał być czas zabawy. I załatwienia niezałatwionych dotąd spraw. Pozostawiwszy halabardę w koszarach khazad ruszył na miasto z workiem wypełnionym fantami zdobytymi podczas akcji w Nuln. Obiecał ludziom równy podział, toteż zamierzał sprzedać wszystko u pierwszego kupca, jaki mu się trafi i przekazać wszystkim jego dolę. Niemal wszystkim, bowiem wybryk zagranicznego cudaka pozbawiającego oddział zawartości sakiewki herszta oprychów skreślał go w oczach kaprala jako osoby, której coś się z tej akcji należało. Przywiązanie do złota wśród górskiego ludu było powszechnie znane i Thorvaldsson nie był tutaj wyjątkiem. Marnowanie pieniędzy w taki sposób, a co więcej - marnowanie pieniędzy należnych całej dziesiątce było czymś, czego dawi nie mógł zaakceptować i wybaczyć. Nie miał nic do sakiewek każdego z nich osobna, ale jeśli ktoś zabierał złoto z jego sakiewki, to tego było za wiele. Tylko dlatego cudak nie zebrał łomotu na ulicy, bo musieli uciekać przed strażą, po powrocie do koszar zamknęli ich w karcerach, a później wysłali po dezertera. A teraz... teraz minęło już sporo czasu i głupio byłoby bić durnego umgi, który pewnie już nawet nie pamięta swojej przewiny. Ale dawi takie rzeczy pamiętają i kapral obiecał sobie, że kolejny raz nie puści takiego czynu płazem. Jak powiedział, tak zrobił i z sakiewką wypełnioną ponad trzydziestoma karlami w srebrze i miedzi ruszył dalej, chcąc zrealizować drugą część planu na ten dzień. Wreszcie trafił do składu z bronią. Na ladzie położył zawiniątko z rusznicą pozostałą po dezerterze. Prowadzący skład długo broń oglądał, cmokając przy tym, co coraz bardziej krasnoluda denerwowało. Wytrzymał jednak do końca i przedstawił swoje oczekiwania - chciał zamienić rusznicę na garłacz z zapasem kul i ładunków do niego na równe sto strzałów. Oczywiście sprzedawca usiłował mu wmówić, że rusznica jest uszkodzona, złej jakości i w ogóle to on może ją w cenie złomu przyjąć, ale kapral pozostał niewzruszony. Tym bardziej, że ostatnio trochę przy samopałach grzebał i zyskał w ten sposób lepsze rozeznanie w temacie. Gdy chciwy umgi się zaparł i garłacz owszem zamierzał dać, ale prochu i kul już nie, Detlef zaczął zawijać rusznicę w materiał dając do zrozumienia, że interesu nie będzie. W końcu pazerność sprzedawcy wzięła górę i wychodzący ze składu brodacz miał w tobołku zarówno pachnący smarem garłacz, jak i zapas amunicji do niego. Zbliżał się wieczór, dlatego kapral przyśpieszył kroku nie chcąc, aby jeog kompani opróżnili całe piwo, jakie znajdowało sie w piwniczce gospody, w której mieli się spotkać. Tam tez kapral miał podzielić pieniądze ze sprzedaży fantów z Nuln, a sierżant dolę za akcję nad rzeką. Zapowiadał się wspaniały wieczór.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
22-09-2017, 00:46 | #128 |
Reputacja: 1 | Gdy stali przed bramą koszarów Diuk spojrzał na Barona i powiedział. - Sierżancie, ty sobie chyba jakieś jaja z nas robisz. Gruber dał nam rozkaz żeby się kurwa najebać w karczmach i pochwalić zwycięstwem?- Diuk zapytał ledwo pohamowując śmiech.- Może kazał nam jeszcze pójść pochędożyć?- Karl Topher nie wytrzymał i wystrzelił śmiechem. Gdy się w końcu uspokoił powiedział. - Wissenburga nie znam, ale słyszałem od pewnych ludzi, że jest pewien lokal w którym warto odwiedzić. Mają tam piwo do napicie. Patronów do wysłuchania naszych przechwałek i dziewki do ostatniej części zadania.- Diuk odchrząknął dając rozmówcą do zrozumienia o jaki rodzaj "karczmarek" się rozchodzi.- To ponoć gdzieś przy dokach. Z tego co pamiętam to miało jakąś babę w nazwie.- Diuk poszedł po sklepach razem z Khazadem by dopilnować targów. Puszczanie Detlefa z fantami i złotem bez obstawy było dla Diuka głupotą, i nie chodzi tu o chciwość kaprala, gdyż Karl wiedział, że karzeł łasy jest na złoto jak każdy inny z jego rasy, ale o sam fakt, że Wissenburg to duże miasto, krasnal mały, a złodziei jak wszędzie nie brakuję. Gdy khazad sprzedawał fanty, Diuk zagadał płatnerza, który miał tu warsztat. Karl gadał z nim chwilę i gadał, w końcu gdy przyszedł Detlef wynegocjowali razem, że płatnerz naprawi do rana kolczugę Diuka. Diuk kupił też u niego płytowy hełm. Potem Diuk zniknął krasnalowi z oczu. Na chwilę wrócił do koszar by zostawić hełm. Zamienił kilka zdań z kwatermistrzem. Jeszcze raz poszedł się umyć i odświeżyć jaja przed wizytą w lokalu po czym wrócił na miasto. Znalezienie lokalu nie było trudne. "Magritta" była miejscem dla północnych "Dżentelmanów" z "południowymi" atrakcjami.
__________________ Man-o'-War Część I Ostatnio edytowane przez Baird : 22-09-2017 o 01:08. |
22-09-2017, 21:18 | #129 |
Reputacja: 1 | Wybuch worka granatów mocno poturbował Waltera. Na szczęście oddział posiadał świetnego medyka, Abelarda. Zanim cyrkowiec się obejrzał, to już był opatrzony i napojony leczniczymi miksturami. Następny dzień spędził siedząc na wozie i rozmawiając z jednym z wozaków. Dopiero popołudniu, kiedy dojeżdżali do miasta, którym później okazał się być Wissenburg, zszedł z wozu i zaczął maszerować razem z resztą towarzyszy. Kiedy dotarli do koszar, Walter swoje pierwsze kroki skierował do kwatermistrza. Jego mundur był w opłakanym stanie i wymagał jak najszybszej wymiany. Kwatermistrz- w oczach cyrkowca stary zrzęda, który najwyraźniej dostał kiedyś niezłego kopa w zadek i dlatego jest niemiły dla otoczenia, narzekał, kiedy Walter poprosił go o nowy mundur. "Gdzieś ty do stu kartaczy chodził, żeś tak zniszczył ten mundur? Nie, nowych nie mam. Co? To nie prawda, że tam wiszą. Ja chyba kurwa wiem lepiej! Eh, za moich czasów to my okazywaliśmy szacunek kwatermistrzom. Dobra, bierz go i nie zawracaj mi już dupy." Następnie poszedł wylegiwać się na swojej pryczy. Długo na niej nie poleżał, bo zaraz przyszedł Baron z nową misją. Która, prawdę mówiąc, spodobała się Walterowi. -Rozkaz do napicia się w karczmie?- mówiąc to, uśmiechnął się szeroko, wyobrażając sobie zimne, spienione piwo.- Wychodzimy już teraz?- spytał z nieukrywanym entuzjazmem. |
23-09-2017, 21:46 | #130 |
Reputacja: 1 | Kwatermistrz też wylazł z magazynu zobaczyć co się dzieje i z miejsca zauważył Berta. Dał mu znak żeby podszedł. |
| |