Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-09-2017, 11:54   #121
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Umazany miałem węglowym i pełen napięcia Leo oczekiwał na domniemaną zasadzkę. Sierżant miał wydać rozkaz, ale bardziej prawdopodobne było, że atak rozpocznie się od szarży kawalerii albo salwy granatów. Zajął więc strategiczne miejsce blisko wody licząc, że w razie czego do niej wskoczy i szeptał pod nosem modlitwy do Myrmidii o opiekę i łaskę.
Oczekiwanie trochę się dłużyło, a napojony jakimś ziołowym świństwem nie miał potrzeby spać. Kilkukrotnie zdawało mu się, że ktoś się do nich skrada, potem jednak ponownie wszystko rozmywało się w odgłosach nocy.

Wreszcie nadeszło to czego spodziewali się sierżant z kapralem. Leo najpierw był w stanie usłyszeć dźwięki nie pasujące do nocnej ciszy, a potem zobaczył na polanie za obozem rozmazane cienie. Chwilę potem wreszcie zaczęła się akcja. Z tego co zrozumiał Estalijczyk bandyci zostali złapani w pułapkę. Szmer bełtów i odgłosy rannych jednoznacznie zachęciły go do działania. Granaty najwyraźniej nie zostały użyte, ale nie można było wykluczyć, że prędzej czy później do tego dojdzie. Zwłaszcza, że cień, który widział niedaleko od siebie wyraźnie manipulował ogniem. Rzucił się w kierunku pobliskiego wozu z zamiarem… właściwie nie zdążył ustalić z jakim zamiarem. Głos Bogini najwyraźniej wskazał mu ten kierunek, bo mgnienie oka później eksplozja w środku obozu postawiła wszystkie namioty w płomieniach. Zręcznym ruchem przetrulał się po ziemi szybko strącając z siebie skrawki płonącego materiału. Nic mu się nie stało… a więc opieka nad nim trwała niezmiennie.

Obóz wypełnił się płomieniami, kaszlem i jękami osób uwięzionych w płonących namiotach. A w poprzek ścieżki niczym pochodnia biegł Abelard. Estalijczyk chciał się zemścić za tą bezmyślną agresję, choćby walcząc samotnie przeciw tuzinowi, ale jaśniejący na tle lasu medyk uświadomił mu, że inne zadania są dalece bardziej pilne. Zagryzł zęby z wściekłości, ale ruszył w kierunku namiotów wyciągając z nich duszących się ludzi. Ryczał przy tym na nich, aby sami wzięli się do roboty i wyciągali kolejnych, ci jednak zachowywali się jak stado baranów. Uciekali zostawiając innych potrzebujących na pastwę losu. Nie było w tym bohaterstwa, ale też woźnice nie byli przygotowywani do walki. On z resztą też nie był przygotowany do tego co tutaj się działo. Nikt chyba nie był. Nie tracił jednak ducha i rozcinał materiał na kolejnych namiotach, kiedy szarża jakiegoś bandyty nieomal zwaliła go z nóg.
- Joder! - ryknął z bólu i wściekłości - Tu się ludzi ratuje! Nie masz honoru ty parszywa świnio?! - ból wzmógł w nim tylko zaciekłość. Schwycił mocniej rapier i chciał zaatakować nie czekając na odpowiedź, ale w tym samym momencie świat się zatrzymał. Za plecami napastnika wyrosła ściana ognia, a uderzenie dosłownie zmiotło wszystkich z nóg. Tylko dzięki zręczności i znajomości obozowego terenu Leo utrzymał się na nogach nie wypuszczając broni z rąk i przyjmując na swoją zbroję nerkę, dłoń i kawałek jelita, kogoś kto jeszcze przed chwilą był kompletnym człowiekiem. Estalijczyk prawdopodobnie nigdy nie pozna odpowiedzi, na pytanie, które nurtowało go do następnego mrugnięcia osmolonymi powiekami: czy to był jeden człowiek, czy może jednak kilku.
Przeciwnik najwyraźniej nie miał tyle szczęścia sprawiając wrażenie znacznie bardziej ogłuszonego przez wybuch. Trudno o lepszą okazję do wykorzystania. Pierwszy cios trafił go w ramię uszkadzając zbroję. Drugi pomimo próby sparowania skończył się imponującym rozcięciem uda.
-Ha! - ryknął szermierz unikając kolejnego ciosu i gotując się do ataku, który jednak nie nastąpił. Ze swojej dziury wyskoczył krasnolud przebijając osłabionego wroga halabardą na wylot.
-Pfff… - prychnął Leo na krasnoludzkie strategie gnicia w dziurze i wyłażenia z niej, gdy zrobi się bezpiecznie. Spojrzał na krasnoluda z obrzydzeniem i ruszył na pomoc krzyczącemu Bertowi. Dwa kolejne ataki były nieudane, ale przeciwnicy nie mieli już szans. Leo upadł na kolana oglądając ogrom zniszczeń i odmówił modlitwę uświadamiając sobie, że chwilę temu miał plan rzucić się na wrogów zgromadzonych poza obozem. Pewnie wtedy to ktoś inny wyplątywałby się z jego jelit. Bogini kolejny raz uratowała mu życie. Powoli tracił rachubę, który to już raz.

Chwilę potem, oczyściwszy broń, był już przy Abelardzie pomagając mu przy opatrywaniu rannych i odtwarzaniu zniszczonego Lazaretu. Resztę nocy spędził na pół-śnie, pół-czuwaniu przy ciężko rannej Marcie modląc się o jej uzdrowienie i zmieniając zalecone przez medyka opatrunki.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 17-09-2017 o 14:47.
druidh jest offline  
Stary 16-09-2017, 15:02   #122
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
- Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie? Wpierdol będzie.
Diuk pomyślał na głos siedząc w krzakach. Baron bał mu kilku ludzi co by się razem zastawili z tej strony, ale mówiąc szczerze to w tej chwili nie widział kto tam z nim stoi. Wszystko szło dobrze. Przez jakiś czas Diuk myślał, że wróg nawet nie zaatakuje, ale najwyraźniej Szczęście chciało inaczej.

Przeciwnicy weszli między nich w żadnym stopniu nie spodziewając się zasadzki.
Nagle.
Strzałą wbiła się w jednego z wrogów. Za nią poleciała następna, i następna i jeszcze kilka. Diuk poczekał dalej. Wolał nie wbijać się w przeciwnika, gdy ten ma zaledwie kilku rannych. Walka uczciwie byłą głupotą w takiej sytuacji.

Diuk wyskoczył na przeciwników z halabardą nad głową. Olbrzym ze slumsów definitywnie szedł po dekapitacje tnąc szerokim ostrzem po głowach przebierańców. Jeden z przeciwników próbował zaatakować Karla, jednak chybił celu w mroku nocy. Nagle mrok przeszedł w dzień, gdy granaty eksplodowały kilka metrów od Diuka, wróg, który przed chwilą z nim walczył poleciał w jego stronę wystrzelony niczym szmaciana lalka z moździerza. Przebieraniec uderzył w Diuka z całym impetem, tak że ten aż stracił równowagę, ale osłonił go też w sporej mierze przed falą uderzeniową i cieplną z wybuchu.

Karl Topher wstał na kolana. W uszach mu dzwoniło jak ostatni diabli, a ciemna do tej pory polana płonęła.

Oszołomiony Karl rozejrzał się w około. Widział towarzyszy broni i wrogów porozrzucanych po polanie. Widział jak Baron gasi jednego z wrogów, który zajął się ogniem. Widział krzyki walczących, ale ich nie słyszał.
Po chwili słuch wrócił, subtelne słowa uderzyły jego bębenki słuchowe.
- Wody kurwa!-
- Ratunku! Pomocy! Płonę!-
- Moja twarz! Rozpuszcza się!-
Karl zobaczył kątem oka jak jeden z wrogów próbuje uciec z pola bitwy. Diuk wstał z kolan i z gracją nosorożca zabrał się do biegu za nim.
 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 17-09-2017 o 21:57.
Baird jest offline  
Stary 17-09-2017, 13:20   #123
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

Popołudnie, 23 Vorgeheima 2522
Wissenburg


Z niewielkim opóźnieniem, cztery z pięciu oczekiwanych wozów z zaopatrzeniem dotarły do Wissenburga. Uwagę strażników zwracały ślady osmaleń na burtach oraz przesadnie liczna eskorta. Eskorta, która z pewnością przeszła coś poważnego po drodze - czerwień krwi i biel bandaży ostro kontrastowały ze sobą, a każdy woźnica i wielu z pieszych nosiło na sobie ślady pocałunku ognia.

Jakimś cudem plotki o bitwie pokonały drogę od północnej bramy miasta do koszar armii szybciej niż oni sami.

Ostatni, choć zmęczeni i niewyspani, na zainteresowanie ludzi odpowiedzieli równając krok i starając się wyglądać jak na żołnierzy przystało. Może nie wszyscy, ale większość. Równą sensację wzbudzili idący z nimi... cóż, nie bójmy się tego słowa, zbóje. W każdym razie tak wyglądali. Zresztą, strażnicy miejscy od razu rozpoznali Sala, przywódcę bandy leśnych ludzi. Ku zdziwieniu tychże strażników oddział nie zatrzymał się przy głównej siedzibie straży by odebrać nagrodę za schwytanie zbójców, tylko zaprowadził ich do koszar, gdzie, ku jeszcze większemu zdumieniu, dowodzący oddziałem młodszy sierżant kazał wołać pisarza wojskowego. Szczyt niedowierzania nastąpił, gdy Sal i dziesięciu jego ludzi grzecznie ustawili się w kolejce.

- Dziwy jakoweś się działy kumie - opowiadał później jeden z mieszczan sąsiadowi - wyobraźcie sobie, wozacy nawet słowem się nie pożegnali, jakby źli byli za coś. Tyle co zdjęli z wozu babę jakąś, widać że sama iść nie mogła i zostawili towar w magazynach. Nawet na zwyczajową grochówkę się nie zatrzymali, tylko od razu do domu cechowego pojechali. Coś czuję, że z tego grubsza sprawa będzie.

"Grubsza sprawa" była jednak pieśnią przyszłości, choćby i nieodległej. Na razie Ostatni byli bezpieczni. Mieli chwilę czasu na odsapnięcie lub załatwienie pilnych spraw, naprawienie ekwipunku, uzupełnienie zapasów, odespanie, słowem, to wszystko co żołnierz robi, kiedy go akurat nikt nie próbuje zabić. Oraz na złożenie raportu Gruberowi, którego, jak się okazało, w końcu dogonili. Ledwo - już jutro bowiem wszyscy mieli przesiąść się na barki i wyruszyć w górę rzeki.
Porucznik zrobił także coś, co zdawałoby się, wykraczało poza regulamin i jego zwykłą przemyślność - po wysłuchaniu raportu udzielił Ostatnim przepustki na wieczór. I choć inni mogli się zastanawiać, po co dawać żołnierzom szansę na dezercję tuż przed wypłynięciem miał w tym swój cel. Jako były strażnik miejski doskonale wiedział jak niebezpieczne (lub pomocne) są plotki. Uznał, że wieści o jakimś zwycięstwie Armii Imperium mogą choć częściowo zrównoważyć ostatnie wiadomości o sukcesach von Wernicky'ego, który stale posuwał się na północ niemalże nie napotykając oporu.
 
hen_cerbin jest offline  
Stary 19-09-2017, 10:18   #124
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Po opatrzeniu ran i odzyskaniu sił Leo dalszą drogę spędził w pobliżu jadącej na wozie Marty. W miarę możliwości zajmował się opieką nad nią pilnując, aby niczego jej nie brakowało i zgłaszając uwagi cyrulikowi, gdy coś było nie tak. W tym czasie oddawał się też swojej ulubionej pasji dłubania w drewnie oraz klepaniu modlitw. Był głęboko przekonany, że Myrmidia kolejny razu uratowała mu życie dając jednocześnie wskazówkę, że bezmyślne rzucanie się na wrogów nie jest koniecznie najlepszą strategią prowadzącą do zwycięstwa.

Jego myśli przez jakiś czas zaprzątali wozacy. Sprawiali wrażenie, jakby byli mu niechętni więc w końcu, nieco zagubiony zapytał wprost, tego który wyglądał na przywódcę, dlaczego patrzą na niego krzywo, skoro w zasadzie uratował im życie ryzykując swoje własne – dosłownie ryzykując i pokazał świeżo opatrzony bok.

W mieście informację o przepustce przyjął z nieskrywaną radością. Poprosił sierżanta o możliwość wymiany części skórzni, która była w najgorszym stanie oraz pobranie kompletu czarnych ubrań, korzystając z posiadanych łupów oraz o opuszczenie koszar w trybie natychmiastowym celem wizyty w najbliższej świątyni. Baron odniósł się do prośby ze zrozumieniem i dodatkowo przypomniał o rozkazie porucznika, aby możliwie pozytywnie rozpowiadać o ostatnim sukcesie Ostatnich. Jakie były motywy sierżanta, aby przypomnieć właśnie Estalijczykowi o rozkazie, trudno powiedzieć, niemniej narodowa duma nie pozwoliła by mu zostawić tej opowieści ot tak sobie.

Leo pośpiesznie wybrał co lepsze części skórzni i komplet czarnych ubrań. Całość, nie czekając na rozwijającą się dyskusję o podziale łupów, zabrał ze sobą i ruszył na miasto. Plan był prosty, harmonogram napięty, a czasu bardzo mało. Szybko znalazł krawca i rymarza, gdzie zostawił ubrania i zbroję do naprawy nie targując się zbytnio o cenę i z nabożnym szacunkiem udał się do świątyni Myrmidi. W cichym i niemal opuszczonym wnętrzu padł na kolana i przez dłuższy czas szeptał modlitwy wylewając łzy i dziękując za opiekę i uratowanie życia. Estalijczyk zwrócił swoją uwagę starszego kapłana, jako że sprawiał wrażenie człowieka o wielkiej żarliwości, a także, co chyba ważniejsze, uniemożliwiał uporządkowanie miejsca kultu na wieczorne modlitwy (na które i tak nikt raczej nie przychodził). Odwiedzający świątynię żołnierze bywali zwykle bardziej wyrachowani i niewielu z nich zostawało tutaj dłużej ponad wszeptanie kilku słów i wrzucenie kilku groszy do skarbonki. Wojna niesie ze sobą ciekawe opowieści, a starzec ostatecznie miał czas, aby ich wysłuchać, zwłaszcza, że rozpoczęła się ona trochę nieskładnie od wielkiego wybuchu, o którym słyszał nawet kapłan. Nie jest tajemnicą, że nic tak nie podnosi morale wiernych i ilości monet w skarbonie jak autentyczne historie z placu boju, o których każdy coś słyszał i chętnie posłucha jeszcze raz.

Leo z podobną żarliwością jak się modlił opowiadał o wspaniałych cudach jakie spotkały go z łaski Najwspanialszej i Najodważniejszej i z każdą chwilą dodawał coraz więcej szczegółów na temat swoich przygód, nieszczęść i łask, wizji oraz... tak właśnie przedziwnego medalionu od którego cała historia zdała się zaczynać. Nie chciał wyjawiać żadnych imion, a i zdarzeń w mieście nie umiejscowił zbyt wyraźnie zasłaniając się tajemnicą, o której zachowanie prosił również kapłana. Z barwnymi szczegółami opowiadał natomiast jak łaska Bogini przyniosła im spektakularny sukces na polach pod miastem. Uzbrojeni po zęby, ale zdemoralizowani wrogowie zostali pokonani przez świetnie wyszkolonych, nieustraszonych wojowników Imperialnych kryjących się w ciemnościach nocy i atakujących niczym pumy albo tygrysy na niespodziewające się niczego ofiary.
Opowiedział też o swoich planach, pracy twórczej (pokazując jakieś zmaltretowane kawałki drewna) oraz o swojej woli niesienia sławy Bogini do najdalszych krańców świata.

Starzec widział już w swoim życiu różne zdarzenia i dość szybko doszedł do wniosku, że Bogini musi się tym człowiekiem opiekować, bo inaczej żywot jego powinien zakończyć się gdzieś pomiędzy mroczną piwnicą, a wspomnianą eksplozją. Początkowo chciał go po prostu wyrzucić, potem jednak odezwała się w nim nuta młodzieńczych wspomnień. Sam myślał, że zostanie żołnierzem do czasu jak przypadkowa strzała nie strzaskała mu kolana. Wtedy też uznał, że stan kapłański nie jest może porywający, ale dalej stać cię na żołnierskie uciechy, bez zbytniego ryzyka. Bogowie poskąpili mu objawień, nie poskąpili mu natomiast chleba więc, choćby z tego powodu wolał z nimi nie igrać. Był wierny i oddany, bo była to bezpieczna opcja. Pech chciał, że jego Bóstwo nie znajdowało zbyt wiele czynnych wyznawców zwłaszcza w okresie pokoju. Od kilku dni natomiast świątynia przeżywała prawdziwe oblężenie. Pobliski przytułek dla weteranów i lokalna świątynia hazardu wyraźnie to odczują w najbliższym czasie.

'Nie należy igrać z bożą interwencją' pomyślał sobie i pogrążył się w krótkiej pogadance na temat roli kultu i kapłanów Myrmidii w świecie. Wszystkie te uwagi i wyjaśnienia zostały przyjęte z wielkim zrozumieniem i szacunkiem. Kapłan przeliczył koszty i uznał, że ten człowiek ze świecącymi się od żarliwości oczami może się nadać do napędzania potencjalnej klienteli. 'Przynajmniej póki będzie wśród żywych.' Pomyślał chwilę i dopełnił kilku formalności wręczając estalijczykowi krótki list i niewielki pakunek.

Szermierz niesiony jakby nadnaturalnym wiatrem wyszedł ze świątyni chwilę idąc, ale potem ruszył niemal biegiem w kierunku koszar. Zahaczył po drodze o fryzjera, łaźnię, rymarza i krawca uznając, że powierzona mu właśnie funkcja to nie tylko honor, ale i reprezentowanie wartości którym postanowił służyć. Sprzedał tam tą samą opowieść o Imperialnych żołnierzach, którzy roznieśli w perzynę przeciwników. Ominął siedzibę Ostatnich i poszedł bezpośrednio do Grubera schludnie ubrany, pachnący i pełen pozytywnych myśli. Wywalono go stamtąd zanim zdążył powiedzieć swoje imię, a za drugim razem zanim zdążył powiedzieć cokolwiek. Leo jednak, to trzeba przyznać był naiwny, ale nie głupi. Chwilę potem, nieco przebrany, wszedł ponownie do biura prosząc uprzejmie o krótką rozmowę z porucznikiem, machając przy tym zapisanym kawałkiem papieru. Wpuszczono go po krótkim zastanowieniu i z wyraźną niechęcią. Grubera najpierw zirytował swoją nachalnością tak bardzo, że dowódca już ustalił ilość godzin w kopaniu latryn na pół tuzina. Chwilę później, gdy mimowolnie dowiedział się co się stało liczba godzin wzrosła do całego dnia i rozciągnęła się na jakieś bezsensowne prace podczas rejsu. Nawet jednak Gruber miał pewną pojemność wygłaszanych do niego absurdów i dziwacznych informacji. Gdy na koniec opowieści, której wysłuchał z twarzą ukrytą w dłoniach, próbując bezskutecznie doliczyć się godzin latrynokopania za złamanie poszczególnych punktów regulaminu, znalazł przed sobą świątynny papier, czara się przelała. Ten kretyn poczęstował go częściowo tą bajką, o której rozpowszechnianie prosił oddział Barona. Gruber był przekonany, że Estalijczyk zdążył już zwiększyć liczebność oddziałów pięciokrotnie, a Bogini we własnej osobie nadziewała na włócznię wrogów Imperium i dodawała odwagi swoim świetnie wyszkolonym i niezniszczalnym podopiecznym, którzy stali w epicentrum wybuchu niczym wieże Altdorfu.
- To że jeszcze żyjecie żołnierzu, ale nie zabici przez zbójów, czy eksplozje, ale dlatego, że was Imperialne wojsko nie zamknęło na rok w karcerze bez wody i chleba to musi być prawdziwy cud tej waszej Bogini. - Ostatecznie, tak naprawdę nie miał ochoty zagłodzić jednego z nielicznych ludzi w jego armii, którzy posiadali umiejętności i zaangażowanie w walkę. Człowiek ten swoją naiwnością przewyższał chyba wszystko, co Gruber widział, ale było w nim też coś dziwnie niepokojącego. Wstał i obrzucił Estalijczyka krzywym wzrokiem "Niech tak będzie" powiedział krótko. Potem wykonał gest, który z całą pewnością wyglądał jak standardowe żołnierskie „Wypierdalać”, a co szermierz radośnie uznał, za „Działajcie żołnierzu, cóż za świetny pomysł.” Chwilę później Leo wrócił do siedziby Ostatnich, a widząc, że jest pusta chwilę rozpytał okolicznych żołnierzy i ruszył na miasto.
 
__________________
by dru'

Ostatnio edytowane przez druidh : 23-09-2017 o 22:22.
druidh jest offline  
Stary 20-09-2017, 10:22   #125
 
Hakon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputacjęHakon ma wspaniałą reputację
Ruszyli w drogę. Wcześnie pochowawszy poległych kompanów i oddawszy pożyczoną broń od wozaków. Gustaw przykładał zimny sztylet do gęby by czym prędzej się pozbyć opuchlizny po wypadkowi z kuszą.
Co bardziej ranni wiezieni byli na wozach. Natomiast reszta szła jako obstawa. Młodszy sierżant kroczył na przedzie zerkając co jakiś czas na podkomendnych i wozaków. Ci drudzy jakoś dziwnie spode łba patrzyli na Barona. Z resztą nikt z “Ostatnich” nie cieszył się lepszym traktowaniem.
Gustaw nie zaprzątał sobie jednak zbyt długo tym głowy będąc i tak zmęczonym. Zastanawiał się czy dogonią w Wissenburgu główne siły i czy jeszcze jakieś przygody ich spotkają.

***

Do miasta weszli jak armijni. W dwuszeregu nakazał iść młodszy sierżant by nie robić kiepskiej opinii o wojsku. Nie zatrzymując się nigdzie szli ku koszarom. Gustaw kiedyś był w Wissenburgu i mniej więcej wiedział gdzie są. Poza tym wozacy znali drogę więc nie było szans na pomyłkę w drodze.
Weszli w końcu na plac apelowy a wozy udały się pod magazyny kwatermistrzowskie. Gdy brama za nimi się zamknęła odetchnął i rzucił komendę do swoich ludzi.
- Spocznij- Wiedział, że są wykończeni. Szczególnie ci ranni i nie obyci z doświadczeniem wojskowym. Gdy Baron podniósł wzrok zobaczył czekających na niego dwóch oficerów. Jednym z nich był Gruber.

Gruber wyszedł zobaczyć co to za zamieszanie. Zobaczywszy wozy i nowych rekrutów wyraźnie złagodniał. Ślady walki także zauważył. Dał Gustawowi chwilę czasu by się ten mógł przygotować do złożenia raportu. W końcu nie był sam. Obok niego stał inny oficer, a wasz porucznik chciał by “jego” sierżant wypadł jak najlepiej.
Młodszy sierżant zasalutował zauważając oficerów i szybko starał się ogarnąć. Włos poprawił, mundur wygładził i zbędną broń w postaci halabardy oddał Kapralowi.
- Przypilnuj chłopaków. Czeka mnie rozmowa z Gruberem.- Po czym już na szybko przygotowanym ruszył ku dwóm oficerom.
Stanął przed dwójką czekających i salutując ozwał się w te słowa.
- Młodszy sierżant Gustaw z Piątej Dziesiątki Trzeciej Drużyny Czwartej Kompanii Drugiego Batalionu Trzeciego Regimentu melduje powrót z pościgu za dezerterem Allandorem.- I czekał na reakcję i polecenia zwierzchnika. Starał się przyjrzeć drugiemu oficerowi szukając w nim jakiegoś znajomka lub kogoś kogo mógł w przeszłości znać.
Po naszywkach rozpoznał w nim porucznika, a twarz wydawała się znajoma. Gustaw widział go kiedyś w towarzystwie Baronowej Etelki von Toppenheiner z Pfeildorfu. Dla szlachcica z dobrego domu kariera wojskowa zaczynała się od stopnia oficerskiego i tenże młodzieniec prawdopodobnie z tego właśnie skorzystał.
Można było poznać, że gruber nie czuje się dobrze w jego towarzystwie. Niemniej, oddał salut i dał znak, by młodszy sierżant kontynuował.
Baron przełknął ślinę i podziękował bogom, że nie wpadł na pomysł z golenie się i umyciem przed złożeniem raportu. Teraz zmieniając lekko głos, tak by brzmiał na zachrypniętego lub przeziębionego. Wolał nie ryzykować jeszcze rozpoznania.
- Panie Podporuczniku melduję, że akcję złapania dezertera przejął Anders von Flicken, z tych von Flickenów. Elf zapewne już w Nuln przed sądem stoi lub wisi. Her Flicken sławny jest, że nie odpuszcza.- Mówił z małymi przerwami na udawany kaszel. - Wyruszając z obozu po paru godzinach znaleźliśmy ślady elfa idące w las. Postanowiłem rozdzielić oddział. Ja z kilkoma ludźmi poszliśmy tropem a druga grupa pod przywództwem Kaprala Detlefa poszła odciąć drogę do Nuln. Nie raz słyszeliśmy jak zachwala swoich a podejrzewała, że do Marienburga będzie chciał się dostać.- baron popatrzył na słuchających i oceniając ich miny.
[i]- Kapral Detlef z ludźmi zrobili zasadzkę na dezertera, lecz ten wyczuł ich i po krótkiej walce uciekł. Wtem pojawił się Herr von Flicken wraz z ochranianą przez siebie karawaną z zaopatrzeniem dla armii. Kapral ustalił z dowódcą jezdnych, że zajmie się ochroną bo pieszo za elfem ciężko gonić a oni konno w mig go pochwycą.- [\i] Mówił licząc, że albo pochwałę dla Detlefa, albo na zebranie wiązanki za odpuszczenie pościgu.
- Moja grupa natomiast utknęła w lesie idąc tropem. Wpadliśmy na polanę gdzie dokonano masakry jednej z karawan. Nim się zorientowaliśmy Ci ludzie- Wskazał ludzi Sala. - Otoczyli nas myśląc, że to nasza sprawka. Po jakiejś chwili Panie Podporuczniku ustaliliśmy, że poszukamy wspólnie tych co napadli. Stwierdziliśmy, że to byli konni a napadnięci nie spodziewali się ataku. Jakby napad był przeprowadzony przez swoich. - Mówił otwarcie i starał się trzymać ważnych szczegółów, ale takich nie pogrążających kogokolwiek.
- W końcu przeczesując miejsce masakry dotarł Kapral wraz z ochranianą karawaną i udaliśmy się za Armią.- Wskazał, że już byli w komplecie.
- Podczas drogi spotkaliśmy oddział specjalny kawalerii pod dowództwem niejakiego porucznika…-
- Do rzeczy, sierżancie. Nie jesteście pisarzem beletrystyki. Co to za ludzie stoją przy pisarzu i skąd ślady walki? Elf Was tak nie urządził, rozumiem? - przerwał zniecierpliwiony porucznik Gruber.
- Tak jest Panie Podporuczniku.- Na baczność stanął i mówił dalej.
- Jak zauważyliśmy z kapralem, coś nie pasowało nam w tym oddziale dowodzonym przez porucznika specjalnych. Mieli konie pociągowe i to poranione przez ogień. Jak wspominałem poprzednia karawana została prawie zmieciona przez wybuchy.- Dodał szybko i dał do zrozumienia, że przechodzi do rzeczy.
- Ci ludzie z nami to są byli banici,- Wskazał ludzi Sala - Którzy bojąc się kar za doczesne życie ukrywali się w lesie. Pomogli nam w walce z dywersantami więc postanowiłem, że jeśli się sprawdzą i zechcą to wciągniemy ich do armii. U nas w armii dobrych zwiadowców już brak. Albo trup albo na północy jak Panowie wiedzą. Pomogli się ukryć a i szyli z łuków sprawnie do tych przeklętych przebierańców specjalnych. Niestety dwóch z nich zginęło w obronie dostawy.- Popatrzył na oficerów szukając w nich reakcji na takich poborowych.
- Mamy także jeńca.- Tu kiwnął głową na trzymających związanego człowieka. - Poddał się podczas walki. Wróg był bardzo dobrze wyposażony i wyszkolony. Niestety ich dowódca zginął rozerwany na strzępy przez eksplozję worka granatów.- Dodał do wypowiedzi.
- Z tego miejsca bym zgłosił o wyróżnienie Kaprala Detlefa. Za sprawne przygotowanie zasadzki, prowadzenie pościgu i za bystre oko w zauważeniu dywersantów.- Dodał stojąc na baczność przed oficerami.

Gruber czerwieniał i czerwieniał. Porucznik stojący obok starał się zachować powagę, ale ostatecznie przegrał walkę z wesołością. I ostatecznie zlitował się nad Gustawem.
- Zadanie wykonane? Straty Twoje? Straty przeciwnika? - podpowiedział - I, na Sigmara, zwięźlej.
- Zadania wykonane Panie Poruczniku.- Trzask butów Gustawa potwierdził pierwszy meldunek.
- Trzech zabitych z nasze strony. Dwóch wcielonych do naszego oddziału tych ludzi i jeden z obsługi karawany.- Baron niezbyt był zadowolony ze strat co było widać.
- Z dwudziestu ludzi uciekło pięciu i schwytaliśmy jednego.-

- Meldunek przyjęty - odpowiedział Gruber, widać wstydzący się przed kolegą tak niewyszkolonego sierżanta.
- Jeńca przekazać. - zamilkł na chwilę i spojrzał na kolegę.
- Trzeba używać tego, co się ma.
Ponownie spojrzał na Gustawa:
- Obroniliście konwój, pokonaliście bandytów i lubicie gadać. Ja zapomnę o tym “meldunku”, a Wy weźmiecie swoją dziesiątkę i pójdziecie w tournee po karczmach się pochwalić. Niech ludzie zobaczą zwycięskich żołnierzy Imperium. Odmaszerować.
Młodszy sierżant Gustaw strzelił obcasami z lekkim skrzywieniem od bólu nogi.
- Tak jest Panie Podporuczniku!- Odstąpił do tyłu na trzy kroki i zrobił obrót ku swojemu oddziałowi i ruszył ku nim.

Gustaw stanął przed żołnierzami i zerknął przez ramię na znikających oficerów w budynku. - Niestety mamy nowe rozkazy. Nie będzie wylegiwania się na pryczach.- Zwrócił się do Detlefa i do co bliżej stojących.
- Mamy się ogarnąć i ruszamy na miasto.- Zakomunikował już głośniej by wszyscy ich widzieli. Podszedł do niego Leo z prośbą o opuszczenie koszar. Młodszy sierżant wysłuchał cudzoziemca i skinął głową przyzwalając na odłączenie się.
- Pamiętaj by nie zabalować za mocno. Jutro wypływamy i czekać nikt nie będzie. No chyba, że łowcy głów.- Uśmiechnął się do młodego Leo.

***

Kiedy wszyscy się jakoś ogarnęli i zmienili opatrunki wraz ze zniszczonymi mundurami Gustaw wyprowadził kompanów przez główną bramę.
- Znacie jakąś dobrą gospodę?- Zwrócił się do otaczających go ludzi.
- Musimy dla dobra armii pochwalić się, że rozbiliśmy oddział dywersantów, że szlaki są już bezpieczniejsze i życie dzięki armii wróci do starego ładu.- Przedstawił plan z góry narzucony przez oficerów.
- Detlef. Trzeba się rozmówić co do podziału łupów. Może przy zimnym piwie będzie się łatwiej rozmawiało.- Z uśmiechem skinął głową na ulicę prowadzącą do części miasta gdzie szynków i gospod było bez liku.
 
Hakon jest offline  
Stary 20-09-2017, 14:12   #126
 
Morel's Avatar
 
Reputacja: 1 Morel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputacjęMorel ma wspaniałą reputację
Krzywiąc mordę tak, że wyglądała, jak zeschła kiszka kuśtykał podpierając się oburącz halabardą w stronę reszty oddziału. Tocząc z ust pianę klął, pluł i darł się na parszywą szuję, która okaleczyła jego nogę. Oniemiał, kiedy wyłonił się z zarośli i ujrzał dogorywające pobojowisko.
- Co to kurwa jest?! - wykrzyczał głosem przechodzącym w pisk. Szedł oszołomiony widokiem porozrywanych ciał omijając bezpańskie kawałki ludzkiego mięsa. Wybałuszał oczy w niedowierzaniu próbując zidentyfikować pochodzenie kolejnego krwawego ochłapu.
- Co to ma być?! wydzierał się nie mogąc oderwać wzroku od kolejnego spopielonego ciała, aż wpadł na Norberta - jednego z ludzi Sala - Co tu się dzieje?! - wykrzyczał mu prosto w twarz chwytając pięściami za kołnierz skórzni. Ten jednak zignorował go i nawet nie uniósł wzroku. Oleg podążył za jego spojrzeniem w stronę Josefa na którego opadła puszczona przed chwilą halabarda. Chudzielec leżał na spalonej ziemi twarzą w dół i nawet nie drgnął kiedy drzewiec turlał się po jego plecach. Oleg zaczął się trząść ze wściekłości, bezradności i frustracji. Odepchnął Norberta, mimo, że ten był od niego cięższy o połowę
- Wstawaj kurwa śmieciu! Wstawaj! - wykrzyczał składając się w pół z wysiłku i z całej siły kopnął sztywniejące ciało Josefa - Co to ma kurwa być?- zdążył jeszcze wykrzyczeć, nim ranna noga zgięła, a Oleg bezwładnie jak szmaciana lalka runął twarzą na ziemię tuż obok Josefa i w końcu umilkł tracąc przytomność.

Obudził się, kiedy koło wozu podskoczyło na wyboju. Leżał na plechach patrząc w niebo, a gdy przechylił głowę w prawo ujrzał siedzącą obok niego Martę. Patrzył na nią z dołu, na jej rdzawe loki kołyszące się w rytm stukotu końskich kopyt i wsłuchiwał się w kojące dźwięki podróży. Kamienie strzelające spod kół i trzeszczące drewno balustrady powozu przypominały błogie wycieczki wśród wędrownych bajarzy i aktorów.
Na twarzy włóczęgi zawitał delikatny uśmiech, lecz zniknął kiedy obok bladego lica Marty pojawiła się męska dłoń. Fietz zerwał się agresywnie mimo kującego bólu, by pochwycić ramię zbliżające się do śpiącej kobiety. Ta na szczęście wzbudziła się i zdążyła powstrzymać zaciśniętą pięść zmierzającą w stronę zdumionego Estalijczyka.
- Opanuj się do cholery! Leż tu i się kurwa nie ruszaj! - Twardy ton nie znoszący sprzeciwu uspokoił Olega skuteczniej, niż wątłe ramiona kobiety dociskające go do posłania.
- Nie będzie..
- Morda! - Marta przerwała Olegowi, nim zdążył się odwarknąć, krzykiem tak donośnym, że pół kompanii spojrzało w ich stronę.
Oleg osunął się wbijając wrogie spojrzenie prosto w źrenice osłupiałego Leo.

Resztę podróży spędził śledząc podejrzliwym wzrokiem każdy ruch Estalijczyka oraz wymieniając ciche rozmowy z Martą. Sądząc po marsowych minach obydwojga nie były to przyjemne rozmowy, a wręcz ciche kłótnie, po których Oleg wyskoczył z powozu sycząc z bólu i zerwał z siebie skórzaną zbroję jakby się jej brzydził. Wrzucił ją ostentacyjnie na powóz, wciągnął swój znoszony płaszcz i ścisnął rzemienie niezawodnego plecaka. Resztę drogi do miasta kulejąc pokonał pieszo.

W końcu Baron łaskawie pozwolił udać się w miasto, a Frietz już miał plan na dzisiejsze popołudnie. Postawił stójkę kołnierza, w której zniknęła niemal połowa jego głowy, kiedy podkulił ramiona i schował dłonie w kieszeniach. Po tym, jak Gustaw skończył mówić podszedł do niego lecz nie powiedział ani słowa. Wyciągnął jedynie jedną z brudnych dłoni i czekał aż znajdzie się w niej moneta.
 

Ostatnio edytowane przez Morel : 20-09-2017 o 21:34.
Morel jest offline  
Stary 21-09-2017, 23:58   #127
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Trafiony bełtem wystrzelonym przez krasnoluda i jeszcze kogoś napastnik padł na kolana wciąż trzymając ładunek, którego nie zdążył rzucić. W tym samym czasie zewsząd słychać było wizgi i przypominające mlaśnięcia odgłosy wbijających się w ciała pocisków, którym towarzyszyły stłumione krzyki i przekleństwa zaskoczonych ludzi. Ta część planu, do której mocno przyczynił się pewien dzielny i niemożebnie skrmny kapral zakończyła się sukcesem.

No prawie.

Jeden z miotaczy zdołał rzucić ładunkiem pomiędzy namioty. Detlef schylił się tylko i zasunął nad swoim stanowiskiem dwie przygotowane na tę okoliczność tarcze. Na szczęście granat nie eksplodował w jego pobliżu, ale wsród nieświadomej ataku obsługi wozów z zaopatrzeniem wybuchła panika, gdy lepkie strugi łatwopalnej cieczy wznieciły pożar namiotów.

Jeszcze gorzej mieli napastnicy, gdy ładunki trzech powalonych pociskami miotaczy eksplodowały wśród ich towarzyszy. Kilka uderzeń serca później coś potężnie huknęło i błysnęło dokładnie pośrodku grupy wrogów, przez co składający się do kolejnego strzału kapral spudłował okrutnie i odruchowo schował się za wzmocnioną skrzynkami burtą wozu.

Wychylił się dopiero, gdy w uszach przestało mu dzwonić, a oczom jego ukazało się istne pobojowisko. Wszędzie leżały płonące ciała, często w kawałkach, a kilkoro pozostałych przy życiu napastników próbowało podać tyły. Niestety było też kilku takich, którzy postanowili za wszelką cenę dokończyć to, co zaczęli i tymi właśnie krasnolud zamierzał się zająć.

Obok wozu przebiegł jakiś cień, dlatego kaprał zgarnął przydziałową halabardę i zeskoczył na ziemię tuż za nim. Mężczyzna starł się z zagranicznym cudakiem, ale przestał stwarzać zagrożenie gdy szerokie ostrze przebiło mu plecy i wyszło na wysokości brzucha. Detlef oswobodził broń zapierając się butem o zwłoki tamtego i rozejrzał w poszukiwaniu kolejnych celów.

Okazało się, że było już po wszystkim. Oszołomieni atakiem wozacy spoglądali niewiele rozumiejącym wzrokiem na Ostatnich i ludzi Sala, którzy wiwatowali i radowali się ze zwycięstwa. Szczęśliwie jedynie jeden ładunek trafił tam, gdzie zamierzano i skończyło się w sumie na trzech ofiarach. Nie udało się wybić wszystkich napastników, ale z pewnością oddział dywersantów został rozbity i nie powinien stanowić zagrożenia dla kolejnych transportów armijnego zaopatrzenia.

Zatem sukces.

- Czas się napić. - Stwierdził i ruszył na poszukiwanie czegoś mocniejszego.

Był z siebie dumny z kilku powodów. Przede wszystkim przeżył. Ponieśli stosunkowo małe straty dzięki przygotowaniu do ataku, do czego się przyczynił. Walter nie skręcił karku spadając z drzewa po wybuchu za radą kaprala zabezpieczony liną. Do tego pokrzyżowali plany wroga działającego w przebraniu na terenie Wissenlandu. Było co opijać.

* * *

W Wissenburgu okazało się, że następnego dnia mają zaokrętować się na barkach i popłynąć w górę rzeki. W kierunku wrogiej armii, jakby nie patrzeć. Na szczęście Gruber dał im wolny wieczór i mogli zażyć nieco przyjemności przed kolejnym etapem ich żołnierskiego życia. Być może to ostatnia taka okazja dla wielu z nich, bowiem jeśli nawet szczęście ich dotąd nie opuszczało, to przeżycie ledwo zaznajomionych z bronią garstki rekrutów w ogniu prawdziwej bitwy z pewnością będzie o wiele trudniejszym wyczynem.

Teraz jednak miał być czas zabawy. I załatwienia niezałatwionych dotąd spraw. Pozostawiwszy halabardę w koszarach khazad ruszył na miasto z workiem wypełnionym fantami zdobytymi podczas akcji w Nuln. Obiecał ludziom równy podział, toteż zamierzał sprzedać wszystko u pierwszego kupca, jaki mu się trafi i przekazać wszystkim jego dolę. Niemal wszystkim, bowiem wybryk zagranicznego cudaka pozbawiającego oddział zawartości sakiewki herszta oprychów skreślał go w oczach kaprala jako osoby, której coś się z tej akcji należało.

Przywiązanie do złota wśród górskiego ludu było powszechnie znane i Thorvaldsson nie był tutaj wyjątkiem. Marnowanie pieniędzy w taki sposób, a co więcej - marnowanie pieniędzy należnych całej dziesiątce było czymś, czego dawi nie mógł zaakceptować i wybaczyć. Nie miał nic do sakiewek każdego z nich osobna, ale jeśli ktoś zabierał złoto z jego sakiewki, to tego było za wiele. Tylko dlatego cudak nie zebrał łomotu na ulicy, bo musieli uciekać przed strażą, po powrocie do koszar zamknęli ich w karcerach, a później wysłali po dezertera. A teraz... teraz minęło już sporo czasu i głupio byłoby bić durnego umgi, który pewnie już nawet nie pamięta swojej przewiny. Ale dawi takie rzeczy pamiętają i kapral obiecał sobie, że kolejny raz nie puści takiego czynu płazem.

Jak powiedział, tak zrobił i z sakiewką wypełnioną ponad trzydziestoma karlami w srebrze i miedzi ruszył dalej, chcąc zrealizować drugą część planu na ten dzień.

Wreszcie trafił do składu z bronią. Na ladzie położył zawiniątko z rusznicą pozostałą po dezerterze. Prowadzący skład długo broń oglądał, cmokając przy tym, co coraz bardziej krasnoluda denerwowało. Wytrzymał jednak do końca i przedstawił swoje oczekiwania - chciał zamienić rusznicę na garłacz z zapasem kul i ładunków do niego na równe sto strzałów. Oczywiście sprzedawca usiłował mu wmówić, że rusznica jest uszkodzona, złej jakości i w ogóle to on może ją w cenie złomu przyjąć, ale kapral pozostał niewzruszony. Tym bardziej, że ostatnio trochę przy samopałach grzebał i zyskał w ten sposób lepsze rozeznanie w temacie. Gdy chciwy umgi się zaparł i garłacz owszem zamierzał dać, ale prochu i kul już nie, Detlef zaczął zawijać rusznicę w materiał dając do zrozumienia, że interesu nie będzie. W końcu pazerność sprzedawcy wzięła górę i wychodzący ze składu brodacz miał w tobołku zarówno pachnący smarem garłacz, jak i zapas amunicji do niego.

Zbliżał się wieczór, dlatego kapral przyśpieszył kroku nie chcąc, aby jeog kompani opróżnili całe piwo, jakie znajdowało sie w piwniczce gospody, w której mieli się spotkać. Tam tez kapral miał podzielić pieniądze ze sprzedaży fantów z Nuln, a sierżant dolę za akcję nad rzeką.

Zapowiadał się wspaniały wieczór.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 22-09-2017, 00:46   #128
 
Baird's Avatar
 
Reputacja: 1 Baird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputacjęBaird ma wspaniałą reputację
Gdy stali przed bramą koszarów Diuk spojrzał na Barona i powiedział.
- Sierżancie, ty sobie chyba jakieś jaja z nas robisz. Gruber dał nam rozkaz żeby się kurwa najebać w karczmach i pochwalić zwycięstwem?- Diuk zapytał ledwo pohamowując śmiech.- Może kazał nam jeszcze pójść pochędożyć?- Karl Topher nie wytrzymał i wystrzelił śmiechem. Gdy się w końcu uspokoił powiedział.
- Wissenburga nie znam, ale słyszałem od pewnych ludzi, że jest pewien lokal w którym warto odwiedzić. Mają tam piwo do napicie. Patronów do wysłuchania naszych przechwałek i dziewki do ostatniej części zadania.- Diuk odchrząknął dając rozmówcą do zrozumienia o jaki rodzaj "karczmarek" się rozchodzi.- To ponoć gdzieś przy dokach. Z tego co pamiętam to miało jakąś babę w nazwie.-

Diuk poszedł po sklepach razem z Khazadem by dopilnować targów. Puszczanie Detlefa z fantami i złotem bez obstawy było dla Diuka głupotą, i nie chodzi tu o chciwość kaprala, gdyż Karl wiedział, że karzeł łasy jest na złoto jak każdy inny z jego rasy, ale o sam fakt, że Wissenburg to duże miasto, krasnal mały, a złodziei jak wszędzie nie brakuję.
Gdy khazad sprzedawał fanty, Diuk zagadał płatnerza, który miał tu warsztat. Karl gadał z nim chwilę i gadał, w końcu gdy przyszedł Detlef wynegocjowali razem, że płatnerz naprawi do rana kolczugę Diuka.
Diuk kupił też u niego płytowy hełm.

Potem Diuk zniknął krasnalowi z oczu. Na chwilę wrócił do koszar by zostawić hełm. Zamienił kilka zdań z kwatermistrzem. Jeszcze raz poszedł się umyć i odświeżyć jaja przed wizytą w lokalu po czym wrócił na miasto. Znalezienie lokalu nie było trudne. "Magritta" była miejscem dla północnych "Dżentelmanów" z "południowymi" atrakcjami.

 
__________________
Man-o'-War Część I

Ostatnio edytowane przez Baird : 22-09-2017 o 01:08.
Baird jest offline  
Stary 22-09-2017, 21:18   #129
 
Ismerus's Avatar
 
Reputacja: 1 Ismerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputacjęIsmerus ma wspaniałą reputację
Wybuch worka granatów mocno poturbował Waltera. Na szczęście oddział posiadał świetnego medyka, Abelarda. Zanim cyrkowiec się obejrzał, to już był opatrzony i napojony leczniczymi miksturami. Następny dzień spędził siedząc na wozie i rozmawiając z jednym z wozaków. Dopiero popołudniu, kiedy dojeżdżali do miasta, którym później okazał się być Wissenburg, zszedł z wozu i zaczął maszerować razem z resztą towarzyszy.
Kiedy dotarli do koszar, Walter swoje pierwsze kroki skierował do kwatermistrza. Jego mundur był w opłakanym stanie i wymagał jak najszybszej wymiany.
Kwatermistrz- w oczach cyrkowca stary zrzęda, który najwyraźniej dostał kiedyś niezłego kopa w zadek i dlatego jest niemiły dla otoczenia, narzekał, kiedy Walter poprosił go o nowy mundur.
"Gdzieś ty do stu kartaczy chodził, żeś tak zniszczył ten mundur? Nie, nowych nie mam. Co? To nie prawda, że tam wiszą. Ja chyba kurwa wiem lepiej! Eh, za moich czasów to my okazywaliśmy szacunek kwatermistrzom. Dobra, bierz go i nie zawracaj mi już dupy."
Następnie poszedł wylegiwać się na swojej pryczy. Długo na niej nie poleżał, bo zaraz przyszedł Baron z nową misją. Która, prawdę mówiąc, spodobała się Walterowi.
-Rozkaz do napicia się w karczmie?- mówiąc to, uśmiechnął się szeroko, wyobrażając sobie zimne, spienione piwo.- Wychodzimy już teraz?- spytał z nieukrywanym entuzjazmem.
 
Ismerus jest offline  
Stary 23-09-2017, 21:46   #130
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Kwatermistrz też wylazł z magazynu zobaczyć co się dzieje i z miejsca zauważył Berta. Dał mu znak żeby podszedł.

- Mam dla Ciebie informacje, których szukałeś - powiedział, gdy Bert do niego podszedł.
- A Wy widzę macie jakieś dodatkowe oporządzenie. Niezła broń. Sami transport okradliście? - zażartował.
- Ehh nie - odpowiedział niziołek pokazując bandaże - tylko żeśmy dopieprzyli tym bandytom, co napadali na transporty.
Uśmiech Berta mimo ran był szeroki od ucha do ucha.
- To ichnie rzeczy i nasz łup wojenny. Jak się chłopaki zgodzą to możemy odsprzedać to armii. Ale, ale, mówże coś się dowiedział.

-Shreder. Kuntz, czy jak mu tam. Zdezerterował. Zresztą nie sam. - odparł kwatermistrz.
- więcej jak chcesz wiedzieć, to sprzedasz mi to co tam zdobyliście za pięćdziesiąt procent wartości. Albo za sześćdziesiąt procent, ale wtedy wiadomości będą kosztować po dziesięć koron od sztuki. To jak?

Niziołek zaczął się drapać zakłopotany po głowie.

Albo - podjął po chwili kwatermistrz - dostaniesz sto koron i info od ręki, a resztę potraktujemy jako Twój udział w spółce. Kroi się mały interesik, jak się ma gotówkę to nieźle idzie zarobić.
- O laboga zdzierasz ze mnie ostatnie gacie - Bert zrobił udręczoną minę - a o mały włos bandyci by mnie zaszlachtowali. Zaliczka za łupy co najmniej dwieście koron warta, sierżant pasy ze mnie zedrze jak przyniosę mniej.
- Sto pięćdziesiąt - zaproponował kwatermistrz.
Bert zamyślił się kalkulując wszystko w jedną i drugą stronę
- Zgoda - powiedział wyciągając rękę, wszak informacja i nowe możliwości zarobku mogą być więcej warte.
Kwatermistrz splunął na dłoń i wyciągnął ją do niziołka - Nie będziesz żałował. Odzyskasz to co zainwestujesz i jeszcze połowę z tego. Para takich pistolecików to też niezła wziątka, mało kto się oprze, nawet jeśli kasie by odmówił.

- A co do tych twoich… Trochę zajęło rozpuszczenie wici tak żeby się o tym nie dowiedzieli. Wracając do Kuntza. Zdezerterował jak się tylko okazało, że sytuacja jest niewesoła, a ten jego kumpel, Otto, o coś się z nim, niby, pokłócił czy pobił.
Spiknął się z kilkoma takimi jak on sam i uciekli. Pościg posłali za nimi, kilku zabili, ale ten Kuntz zwalił jednego kawalerzystę z siodła, wskoczył na siodło, spiął konia i tyle go, niby, widzieli. Spierdolił na południe, a tam za bardzo nikt go ścigać nie chciał. Na patrole granicznych można się natknąć.

- Ten drugi, Otto. Rzeczywiście parszywiec. Facet miał doświadczenie, kapralem został od razu, zaopatrzeniem się zajmował. Wyniki miał, sierżantem, niby, został. Ale coś mu się za bardzo spodobało czy go kmiotki wkurwiły, wziął i spalił niby jakąś wioseczkę. Wiadomo, wojna, nie takie rzeczy się dzieją. Nieraz chłopi nie chcą na rekwizycje się godzić to i krew się, niby, czasem leje. Ale ten matkojebca się w tym zapamiętał. Facet nie do ruszenia, ten - kwatermistrz ściszył głos - jebany najemnik co teraz armią niby dowodzi, to ma w dupie prowincję i to co będzie za rok, byle problemu ze spyżą teraz nie miał. Starszym sierżantem go zrobił, dwie dziesiątki pod komendę dał, gorsi, kurwa, od nieprzyjaciela. Tak niby mówią.
- W którym regimencie służy?

- W żadnym. Bezpośrednio, niby, podlega. Toż mówiłem że nie do ruszenia. - Kwatermistrz zrozumiał to pytanie jako pytanie o konkretny oddział i dowódcę. W końcu wszyscy służycie w Trzecim Regimencie, pod kapitanem Harkinem Brockiem, wspomnianym najemnikiem.

- No dobra, dzięki za wszystko. - odpowiedział Bert - I nie próbuj nas kiwnąć, bo chłopy w naszym oddziale pamiętliwe, a kapral w szczególności. Już i tak im podpadam tym, że całej kasy nie przynoszę.

Niziołek szybko kalkulował jak to wszystko wyjaśnić kumplom, żeby nie rozerwali go na strzępy. Stres dobrze wpływał na umysł i po paru krokach miał już całą gadkę.
- Panowie załatwiłem sprawę z łupem. Kwatermistrz opchnie wszystko w naszym imieniu. Od ręki wypłacił 150 karli, a do odebrania za kilkanaście dni będzie może nawet z półtora kafla. Wszystkim to pasi?
 
Komtur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172