Wątek: Strefa Junty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2017, 20:53   #19
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Przed nimi znajdowało się skrzyżowanie i droga prowadząca z zachodu na wschód. Dookoła rozciągało się wielkie nic i trochę pól. Drzewa i krzaki rosły w małych kępkach. Za sobą zostawili skupisko domów, przypominających Shade ubogie, zielone amerykańskie osiedle podmiejskie, gdzie przy drodze stały rzędami proste domki, oddalone od samej drogi krótkimi ścieżkami i niskimi ogrodzeniami. Nie było tu dogodnego miejsca do przenocowania, nie było barów, lecz także nie było i wojska. Tu przy dżungli życie toczyło się wolniej i choć odgłosy walk docierały, to wydawały się odległe. Może i ta mieścina, o której wspominał Veha, była bardziej gościnna.
- Ok. Jedźmy do miasteczka. Potrzebujemy odpoczynku. - Powiedziała Valerie. - Przy miejscowych będziemy trzymali się przykrywki dziennikarskiej. Pogadam z tymi ludźmi. Poprosimy o nocleg i spróbujemy kupić ropę. Mam nadzieję, że umiesz posługiwać się kamerą - Najemniczka posłała uśmiech w kierunku Desmonda. - Nakręcony materiał bardziej uwiarygodni naszą bajeczkę.
- Wystarczy trzymać, co w tym trudnego? - zapytał zdziwiony. - No chyba, że chcesz zrobić faktycznie jakiś reportaż.
- Mógłby zdobyć spore zainteresowanie, tak po prawdzie - Veha podłapał pomysł. - Niewielu dziennikarzy ogólnoświatowych interesuje się moim krajem.
Pokierował Cracka i tym razem korzystając z utwardzonej drogi, która w końcu przeszła nawet w stary i dziurawy asfalt, skierowali się do większej miejscowości. Wyglądała podobnie do innych, tylko część domów była większa i postanowiono je bliżej siebie.
- Tela Krova. Około tysiąc mieszkańców, a dalej mocniej zaludniony obszar. Co chwilę wsie, większość większa niż domy przy ulicy. - Przejechali kawałek, tu nawet Veha korzystał z mapy. Wskazał w pewnym momencie w bok.


- Bar. Otwarty, czyli tutejsi starają się nie przejmować wojną - wyjaśnił, choć to co widzieli z trudem przypominało bar, a prędzej otwarty garaż. Stoliki jednak były, część nawet zapełniona mimo wczesnej pory. - Lokalni spotykają się tu i plotkują. To dobre miejsce do reportażu.
Zatrzymał ich i wskazał na asfaltową ulicę prowadzą do wylotu z miejscowości. Zaraz za końcem rzędu domów rosły równo posadzone drzewa. Kręciło się tam trochę ubranych po wojskowemu ludzi i stały dwie białe limuzyny.
- Jedyna stacja benzynowa w okolicy jest tam. Nie wiem czy pozwolą nam przejechać. To rezydencja albo tutejszego magnata albo innego władyki. Rebelianci mogli ją przejąć, albo należy do jednego z tak zwanych rebeliantów.
Shade przyglądała się wszystkiemu uważnie, zapamiętując szczegóły. Wyrobiła sobie taki odruch podczas wielu lat pracy w roli najemnika. Nie jeden raz ratowało to dupy jej i jej towarzyszom. Słuchała też uważnie informacji przewodnika:
- Jeśli mamy coś nagrywać powinno to być zrobione porządnie. Nikt nie uwierzy, że dziennikarz pakuje się na takie zadupie bez doświadczonych współpracowników, a jest bardzo prawdopodobne, że ktoś może chcieć zobaczyć jakieś ujęcia. - Odpowiedziała Desmondowi. - Dlatego lepiej przyłóż się do tego zajęcia. Kto wie, może dam ten materiał komuś, kto zrobi z tego profesjonalny reportaż? - Wzruszyła ramionami. - Mam wrażenie, że ludziom tutaj naprawdę mógłby się spodobać.
Poprawiła swoje ubranie i otworzyła drzwi:
- No to chodźmy spróbować sił na polu dziennikarstwa.

Lloytz wzruszył ramionami, biorąc niedużą, obsługiwaną jedną ręką kamerę z logo Reutersa. W obecnych czasach nie trzeba było wielkich umiejętności, ale najemnik przynajmniej przybrał "profesjonalną" minę. Veha wyskoczył razem z Shade.
- Lepiej daj mi tłumaczyć. Z żołnierzem było zabawnie, ale lokalni naprawdę nie są przyzwyczajeni do egzotycznych, skąpo ubranych kobiet. Tłumacz i kamerzysta powinny pohamować pewne… zapędy - uśmiechnął się przepraszająco. - Tłumacz przez aplikację nie będzie dla nich wiarygodny.
To było znowu jak przejście do zupełnie innego świata. Nowoczesność docierała jedynie szczątkowo, głównie w postaci niektórych technologii, w innych aspektach pozostając wyjątkowo skostniała. W barze siedzieli wyłącznie mężczyźni, obsługiwał ich również mężczyzna. Odkąd byli w tym kraju, praktycznie nie zetknęli się jeszcze z lokalnymi kobietami, oprócz być może tych dziwek z mijanej wioski. Kiedy Valerie zbliżyła się, rozmowy ucichły i wszystkie spojrzenia utkwiły na niej, towarzyszącym jej mężczyznom poświęcając maksymalnie sekundę uwagi.
Kobieta uśmiechnęła się czarująco i odezwała po angielsku:
- Dzień dobry. Nazywam się Pauline Anthons, jestem dziennikarką z Reutera a to moja ekipa - Skinęła dłonią na towarzyszących jej mężczyzn - Chcielibyśmy kupić nieco ropy i odpocząć przed dalszą podróżą. Czy możecie nam pomóc?

Czekając na tłumaczenie Samaya przyglądała się otaczającym ją twarzom. W środku, łącznie z tym za barem, siedziało pięciu mężczyzn. Najmłodszy z nich miał na jej oko mniej więcej czterdzieści lat, najstarszy licząc same zmarszczki wyglądał na osiemdziesiąt. Nie spuszczali z niej wzroku, tłumaczącemu Samayowi nie poświęcając prawie uwagi. Ten najstarszy powiedział coś szorstkim, chrapliwym głosem.
- Pyta, czy pracujemy dla wojska. Oni tu nie znają Reutersa jak sądzę - Veha zwrócił się do niej. - Nie ma młodych, więc rebelianci mogli zabrać ich synów.
- Powiedz, że jesteśmy z niezależnej, zagranicznej agencji prasowej i mamy zamiar dowiedzieć się i opowiedzieć innym o tym, jak wygląda sytuacja w ich kraju. - Odpowiedziała Valerie.
Veha tłumaczył. Przez chwilę trwała cisza, kiedy patrzyli na siebie, zanim odezwał się znowu najstarszy z nich. Kręcił głową, a wypowiadane słowa były ostre i gniewne.
- Mówi, że gadaniem jeszcze nikt nikomu nie pomógł i nie rozumie po co tu jesteśmy. Jak sądzę uważa nas za służby wywiadowcze lub coś podobnego - tłumaczył i dodawał swoje komentarze Samay. Jako tubylec zapewne najlepiej znał swój naród.
- Samo gadanie nie pomaga, ale to co może z niego wyniknąć to już inna sprawa. - Stwierdziła Shade a potem zapytała bezpośrednio przewodnika:
- Nie musimy ich przekonywać kim nie jesteśmy, ale jak ich przekonać by nam dali to czego chcemy?
Przewodnik przetłumaczył pierwsze słowa Shade, wysłuchał odpowiedzi i dopiero skierował słowa w stronę kobiety.
- Mówi, że jak chcemy zobaczyć co wyniknie to powinniśmy być na froncie, a nie mamić prostych ludzi - przetłumaczył i dodał odpowiedź na jej pytanie. - Dać im coś, czego oni chcą. Problem jest taki, że nie wiem za kim są. Lub za kim nie są. Rebelianci mówią swoje, wcale niekoniecznie ludność ich tak w pełni popiera - Veha nie wydawał się przekonany.
- Na froncie są żołnierze, a oni zawsze widzą świat w czerni i bieli. - Powiedziała Valerie spoglądając na człowieka, który się odezwał. - My chcemy poznać odcienie szarości.
Po kolejnej porcji tłumaczeń, stary wzruszył ramionami i znów coś powiedział. Tym razem odezwał się też inny mężczyzna i Samay przełożył słowa obu.
- Cała wojna to gówno, a nie odcienie szarości, jeśli pytać starego. On jest tak zasuszony, że pamięta sporo tutejszych wojenek. Ten drugi mówi, że jak będą mówić z obcymi, to potem tamci przyjdą i zabiorą resztę ich rodzin, a ich samych zastrzelą. I że nikt tu nas nie chce.
- W takim razie niech nam powiedzą jak zdobyć paliwo byśmy mogli oddalić się stąd jak najszybciej. - Shade machnęła ręką na zabawianie się w wywiad. Skoro ludzie nie chcieli mówić ona tak naprawdę nie miała powodu by z nich na siłę wyciągać jakiekolwiek informacje.
 
Sekal jest offline