Wątek: Strefa Junty
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-09-2017, 20:54   #20
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Przewodnik znów zabawił się w tłumacza. Najstarszy wzruszył ramionami, drugi coś powiedział.
- Na stacji benzynowej, ale kontrolowana jest przez tutejszą stronę. Znaczy rebeliantów. Ropa i benzyna przeznaczone są na potrzeby wojskowe, o ile coś zostało. Tu nie dowiemy się więcej - dodał od siebie. - Za dużo uszu.
Shade pokiwała głową. Rozumiała strach przed rozmowami z obcymi:
- Zapytaj ich jeszcze czy moglibyśmy ewentualnie tutaj gdzieś odpocząć kilka godzin. - Powiedziała do przewodnika.
Po szybkiej wymianie zdań, podniósł się jeden z wcześniej milczących, na oko najmłodszy.
- Za drobną opłatą nas nawet przenocuje o ile nie będziemy rzucać się w oczy - wyjaśnił Veha. Kiedy wyszli, mężczyzna wskazał na wschód.
- Wy chcieć pomóc mój kraj? - spytał w bardzo łamanym, niewyraźnym angielskim.
- Powiedz mu, że możemy jedynie napisać prawdę o tym co się tutaj dzieje. Nie możemy dać gwarancji, że to w czymś pomoże. - Odpowiedziała zwiadowczyni. Już zdecydowała, że spróbuje zainteresować tematem sytuacji w Kambodży Monique Dubois. Akurat jej temat powinien się spodobać.
Lloytz wyłączył już kamerę i skierował się do samochodu. Obaj mężczyźni z Kambodży usiedli na tylnym siedzeniu, a tubylec ich pokierował, cicho rozmawiając z przewodnikiem.
- Nie ma synów, jedynie córkę. Żona zmarła. Zdaje się, że nie lubi władzy, ani tej ani tamtej - Veha tłumaczył, pochylony teraz bardziej i starając się być zrozumiałym tylko dla Shade oraz Cracka. - Liczy, że może pomóc. Może kogoś zainteresować. Ale tutejszym się nie spodoba co robi. Może nam też sprzedać trochę benzyny.
Mężczyzna wskazał nieco zapuszczony, nieduży dom i Desmond zatrzymał samochód. Znów nastąpiła krótka wymiana zdań między Kambodżańskimi obywatelami.
- Pyta jak długo chcemy zostać i mówi, że nie powinniśmy zostawiać samochodu na widoku. - Kilka godzin, tylko by się przespać. - Valerie popatrzyła z ciekawością na mężczyznę, który nie obawiał się narazić współmieszkańcom. - Ukryjemy samochód niech tylko wskaże nam odpowiednie miejsce, a jeśli zna dyskretną drogę na północ chętnie z niej skorzystamy. Zapytaj co możemy mu ofiarować w zamian za nocleg i paliwo.

Jakiś czas potem siedzieli w niewielkim pokoju, na starych meblach. Crack właśnie wrócił po zaparkowaniu samochodu w znajdującej się niedaleko stodole, jak to nazwał.
- Wojsko wjechało do miasta. Widziałem jednego jeepa, nie wiem czy jest ich więcej. Chyba nie zatrzymali się w barze, ale lepiej żeby lokalsi nie byli gadatliwi.
Dostali tylko wodę, a Veha wytłumaczył, że Chakra i jego córka - Nary - najbardziej chcieliby powiedzieć światu jak wygląda ich kraj. Benzynę mogli sprzedać za gotówkę. Szlachetne, ale jak zwykle nie było to wszystko. Okazało się, że Nary mówi po angielsku lepiej niż jej ojciec i dało się z nią dogadać bezpośrednio.
- Mój tata nigdy by tego nie przyznał, ale chcielibyśmy stąd uciec. Nie martwić się każdym dniem. Wyjechać, na przykład do Tajlandii.
Oboje wyglądali na typowych mieszkańców Kambodży. Ojciec nosił stare ubrania, a na jego ciemnej, owalnej twarzy było więcej zmarszczek niż sugerowałaby ogólna kondycja. Jego córka mogłaby uchodzić za bardzo ładną, gdyby nie była odrobinę zaniedbana. Czy to celowe czy nie, Shade nie potrafiła ocenić. Ale w tym kraju, w jej wieku - dwudziestu mniej więcej lat - ciągle mieszkać z ojcem? To zapewne nie było normalne, w końcu dziewczyny szybko wydawano za mąż. No i umiała angielski, tu na prowincji.
- Jakie są problemy kiedy ktoś z mieszkańców chce opuścić Kambodżę? Jak wygląda możliwość imigracji? - Zapytała Shade. Nie pytała tylko po to by udawać dziennikarkę. Naprawdę zaczynała ją wciągać idea opisania tego kraju.
- Jedna junta zastępuje inną. Każda głosi te same bzdury o wolności, a po zdobyciu władzy robi to samo co poprzedni. A jak im się nie powiedzie to następują dodatkowe represje ze strony wygranej strony - w tym dobrym angielskim, mocno nacechowany tutejszym niewyraźnym akcentem, słychać było duże pokłady jadu. - A to tylko początek. Jak znajdę się sama na ulicy to niemal oznajmiam, że chcę być zgwałcona. Przecież jestem już stara i nie mam męża! - opanowała się, biorąc kilka wdechów. - A wyjechać nie można. Zakaz. No i nie tak łatwo cokolwiek odłożyć. Ja studiowałam w Tajlandii, więc mogłoby nam się udać.
- Czyli w sumie największym problemem są pieniądze? - Upewniła się Rusht. - Ile wam potrzeba?
- Nie, za pieniądze wszystkiego nie załatwisz - pokręciła głową dziewczyna. - Trzeba mieć znajomości. Z pieniędzy mogą cię okraść i nie dość, że nic nie osiągniesz, to jeszcze możesz umrzeć. W takim kraju tu żyjemy - uśmiechnęła się kwaśno.
- Rozumiem. - Shade pokiwała głową. - Skoro tak trudno wyjechać, jak udało ci się studiować za granicą?
- Dzięki ojcu. Ale nie dokończyłam studiów, zmusili mnie do powrotu kiedy to wszystko się zaczęło.
- Łzawa historia, ale chyba trochę przeceniasz nasze możliwości - wtrącił się Crack, który chyba nie miał wielkiej ochoty wysłuchiwać problemów ludzi z tego kraju. - Jako dziennikarze mamy tu wstęp, niewiele więcej. Jak uznają, że nie wspieramy ich sprawy, to nawet my nie wyjedziemy.
Dziewczyna tylko westchnęła w odpowiedzi. Veha kręcił się po budynku, korzystając z faktu, że sami mogli się dogadywać i on nie musi tłumaczyć.
- Jak cię zmusili i dlaczego? Co im przeszkadzało, że tam studiujesz? - Mimo marudzenia Desmonda Valerie była zaciekawiona tą historią.
Dziewczyna zerknęła w stronę Chakry.
- Ze względu na ojca. Jest według władz… kłopotliwy. Chyba dla obu stron. Ale nie tylko mnie zabrali, pewnie żebyśmy nie uciekli tam, gdzie już nas nie znajdą - Nara snuła historię, ale widać było, że głównie to przypuszczenia.
- Kłopotliwy? - Valerie odruchowo zniżyła głos zadając to pytanie. - Dlaczego tak interesują się twoim ojcem?
Zerknęła na niego raz jeszcze, po chwili pokręciła głową.
- Nie wiem. Nie do końca - spuściła wzrok. - I nie powinnam o tym mówić.
- Teraz to mnie naprawdę zaciekawiłaś - Shade uśmiechnęła się lekko do dziewczyny. - Nie można podsuwać psu kawałka kiełbasy i nie domyślać się, że będzie chciał reszty.
Na szczęście dla niej, jej ojciec niewiele albo i nic nie rozumiał z tej rozmowy. Dziewczyna jednakże i tak nie chciała przy nim rozmawiać. Lloytz zaczął szukać sobie szklanki, ignorując dziewczyny.
- Zdrzemnę się. Pierwsza warta, Shade? - zapytał.
- Jasne. Nie ma problemu. Odpocznij. - Zwiadowczyni skinęła głową mężczyźnie i ponownie popatrzyła na dziewczynę:
- Co studiowałaś?
- Biochemię i biotechnologię. Chyba nic co mogłoby się tutaj obecnie przydać - Nara uśmiechnęła się słabo. Lloytz nalał sobie wody i skinął głową.
- Przekażę przewodnikowi, obudź któregoś z nas za trzy godziny. Ruszamy dalej dopiero o zmroku?
- Jeśli nic się nie wydarzy to chyba najlepszy plan. - Zgodziła się z nim Shade, która zdecydowanie preferowała mrok nocy. - Masz jakiś plan jak uciec czy to tylko odległe marzenie? - Odezwała się ponownie do dziewczyny.
 
Eleanor jest offline