Koboldzica oblizała się na widok przywołanego ptaszyska. Taka magia to dobra magia, głodować nie będą.
- Idźmy, idźmy. Tylko ja sama. Potem się spotkamy, ale nie szukajcie. Cora znajdzie was, nie wy Corę. Cora nie ucieknie - popatrzyła w stronę Ezaha i zapiszczała cicho.
Obładowana sprzętem w którego zestaw wchodziły przynajmniej kusza, plecak, lina i łopata z łomem, postawiła na sztorc kołnierz i naciągnęła na łeb kaptur. Gotowa, przestawiała z nogi na nogę, czekając na resztę. Miała własny plan, skontaktować się z członkami gildii... tej mniej chlubnej, która nawet oficjalnie nie istnieje.
Pilnie potrzebowała informacji na temat tej całej Granari i jeśli gdzieś miałaby je uzyskać, to na pewno od nich. Nawet, gdyby wcześniej jej pomagali, informator to tylko informator i nie powinien puścić pary z pyska. Cora przynajmniej nigdy nie puściła, dopóki ktoś jej nie przycisnął i siłą nie wydusił.
Pierwszym krokiem było udać się w odpowiednie miejsce. |