Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2017, 10:37   #188
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Współwinni zbrodni: Czarneł, Zuzeł i Czitboy

Cuda jednak się zdarzały. Rzadko bo rzadko i do tego w najmniej spodziewanym momencie, ale jednak. Jednym z owych przejawów boskiej interwencji stał się komunikat Obroży grupy Black, informujący o zaliczeniu zadanie na trzech Checkpoint. Widząc zielone literki wyświetlane przez Holo, Nash nie wierzyła własnym oczom. Udało się, jak jasna cholera się udało! Odetchnęła i przymknąwszy powieki pozwoliła sobie na krótki uśmiech. Czyli Centrala jeszcze ich nie rozwali, dobrze. Wciąż mieli zadanie do wykonania, ona miała zadanie, a przez masę kumulujących się zmiennych coraz trudniej szło planowanie następnych posunięć. Postanowiła jednak zamiast przejmować się tym, na co wpływu nie miała, cieszyć się chwilą oddechu. Co prawda zegar wciąż tykał, lecieli na limicie, jednak perspektywy nabrały odrobinę mniej grobowych barw.

- Dzięki Młoda, dobra robota - przekazała lektorem, wystukując komunikat jedną ręką. Drugą pomacała za fajkami, niestety napotkała raptem pustą paczkę. Cholernie chciało się jej jarać, brak nikotyny ssał w dołku, złote oczy śledziły co dzieje się na hakerskim panelu, podłączonym wciąż do ostatniej wieżyczki systemu obronnego Seres. Dzięki przejęciu dział i interwencji oddziału trepów, ostatni cel dotarł do wyznaczonego punktu, tym samym odhaczając aktywność zaplanowaną na ten odcinek trasy. Sven i jego ludzie spadli im dosłownie i w przenośni z nieba. Wolała nie myśleć co by się stało, gdyby paczkę Zero i Czwórka mieli odprowadzić samodzielnie, ale tak to było gdy robotę zostawiało się w łapach szczekaczy. Złośliwa część rudej duszy nie omieszkała odnotować dzięki komu tak naprawdę zaliczono zadanie, oraz kto przyłożył do tego drobną, brązową łapkę. Nash parsknęła przez nos, spluwając do kompletu na pokrytą kurzem, żółtą krwią i szklanymi okruchami podłogę. Ciekawe szwendająca się po domenie jajogłowych parka odczuła słysząc i widząc kto przybył im na ratunek.

- Ustalmy LZ przed klubem. Potrzeba płaskiej, czystej przestrzeni na lądowisko. Albo ten cholerny dach - wyszczekała Obrożą, zezując na stojącego obok Mahlera - Trzeba cię wsadzić na pokład, a potem zapieprzać do Brownpoint jak najszybciej. A potem do Blackpoint. My też już lecimy na rezerwie, ale zadanie wykonane. Wszystkie zadania - zachrypiała, próbując się zaśmiać. Nie wyszło. Zamiast tego rozkaszlała się niczym stary gruźlik, podejmując pisaninę - Sven. Wasz kumpel. Leci tu. Dowodzi. Pogadajcie z nim, niech nas podrzucą. Dla nich to pryszcz. Dla nas możliwe że deska ratunku. Do obu CH daleko. Na piechotę - niewykonalne. Cóż. Trudne. Za duży margines błędu. Lepiej nie ryzykować - westchnęła, markotniejąc momentalnie. Przekrzywiła kark aż zachrupotały kręgi - Lepiej przyszykujmy furę na wszelki wypadek. Albo. Gdyby nas zabrali. Fura dla tych z dołu. Green 4 też ma licznik, a pomaga nam. Nie możemy go zostawić na lodzie. Chyba że - zamarła, warknęła i kontynuowała - Niech się sprężają. Mogli skończyć operacje. Sven i Horst. Albo Hollyard. Mahler, zadzwoń do niego. Młoda, zobacz na czym stoimy z Falconem. Ja nie pogadam - pokazała wymownie wolną ręką na gardło - Diaz, zobacz czy to pudło ruszy. Ortega zerknij czy coś do rozjebania się tu nie kręci. Domówię nam sprzęt do następnego CH, bo niedługo zamkną okno zrzutu. Ktoś coś? Specjalne życzenia? Zabezpieczymy się na następny etap, gdy do niego dotrzemy. Bądźmy optymistami. - skrzeknęła na sam koniec, wtórując syntezatorowi mowy.

Dziwnie było tak popierdalać na solo, bez Promyczka przyklejonego do pancerza, albo chociaż wizji rychłego jego przyklejenia do wspomnianego materiału. Diaz szła pochmurna, jakby ją ktoś prowadził do uczciwej roboty w jakiejś pierdolonej korposzczurowni, gdzie nawet el jefe nie można dać w mordę jak zacznie wyskakiwać z macankami. Skrzywiona kwaśno gęba za hermetyczna szybą rozpogodziła się tylko przy wujaszkowej kolejce powietrznej, no ale radocha długo nie trwała. Zaraz powrócił smętny chuj, powiewający po okolicy, że nawet się odechciewało czegokolwiek rozpierdalać.
- Mierda - Black 2 zajojczyła melancholijnie, oglądając zajebaną przez Kudłatego i ekipę furę. Dupy nie urywała, powinna jednak być na chodzie i w razie wu wywieźć ich poza ten sypiący się kurwidołek bez kurew i perspektyw na jakąkolwiek przyszłość.
- Niech mi jebną śwuntu z orbity - poklepała się po miotaczu, bardziej pustym niż pełnym, co też nie poprawiało humoru. W ogóle jakoś tak drętwo się zrobiło, jak na białasowej stypie. - I manę do pudełeczka, bo będę was, por tu puta madre, sklejać na taśmę jak się wam pajacyki poprują. - pomachała nadgarstkiem z panelem mechanika i zaniuniała do olbrzyma - Wujaszku, jak stoisz z pestkami? Trzeba ci czegoś? - klepnęła go po plecach i chwilę pogrzebała w obroży, ustawiając połączenie z dołem. Konkretnie z Casanovą - Que tal, cabrón? Jak wam idzie? Weźcie do chuja zepnijcie poślady i popierdalajcie do nas. Nie czas się stykać końcówkami. Jak Romeo? Przeżył? Kudłaty po chuju kabarynę zaparkował, jak się pospieszy to mu jeszcze jebnie mandatem z tej okazji. Od razu mu sie lepiej zrobi, w końcu pies.

Falcon wykonał zadanie, cele zostały zgarnięte i bezpiecznie zagościły na pokładzie latacza, nie musząc się przejmować chwilowo problemami z wrogiem na ziemi, a grupa Black wykonała zadanie. Vinogradovej ulżyło. Przymknęła oczy i odetchnęła z ulgą, uśmiechając się do otoczenia, a najbardziej Johana. Udało się uratować cywili i jeśli dobrze widziała - dzieci. Ich widok najbardziej ją poruszył. Słuchała Zoe i kiwała głową, wracając powoli do ich świata, ze świata kodów i terabajtów cyfrowych danych.
- Dach. Sven mówił o dachu, o ile jeszcze jest tam jakiś dach - mruknęła, zezując na sufit. - Może… fakt, spróbujmy przed klubem, zaraz sprawdzę na detektorze, czy coś się tu czai jeszcze. Powinniśmy się spieszyć, tak. Już. Już się łączę - kiwnęła głową i odpaliła kanał grupy ewakuacyjnej.
- Falcon 1… czy, jeśli mogłabym prosić i nie byłby to problem, ani… nadużycie waszej dobroci - przełknęła ślinę, po omacku szukając i łapiąc dłoń marine - Bylibyśmy niezmiernie wdzięczni, gdyby dało radę… czy czas i środki pozwoliłyby na podrzucenie nas do Brown i Blackpoint? Trochę… nie zostało nam wiele czasu, a drogą powietrzną to chwila. O ile jest to wykonalne - westchnęła na koniec, zaciskając mocniej trzymaną dłoń.

- Mnie by się ammosy przydały. Chociaż karabin to został na dole. - powiedział Mahler drapiąc się po wygolonej głowie.

- Ja się chyba obrobię standardem. - odpowiedział na pytanie o zaopatrzenie Black 7. Poklepał się po licznych pakunkach i kasetach z amunicją, medpakami i wszelakim szpejem jakim wciąż była obwieszona jego ponad dwu i pół metrowa sylwetka. W międzyczasie dudnił swoimi pancernymi butami rozgniatając szkło i pomniejszy gruz gdy spacerował po obrzeżach zrujnowanego klubu wypatrując czegoś do rozwalenia ze swojej ciężkiej broni.

- No cześć chica. - w słuchawkach odezwał się głos Patino. - No z Karlem w porządku, już dycha i gada ale trochę mamy sytuację z gnojstwem co doktorek z nas wyjął. Jest okey ale dam znać jak się wyklaruje. - powiedział szybkim i trochę spiętym głosem Latynos z ambulatorium.

Black 2 obejrzała sobie poszatkowanego gruchota. Wyglądał teraz jak nicki po porachunkach na dzielni. Ale większość obrażeń poszła w samo pudło więc nic właściwie to nie szkodziło. Część szrapneli jednak przedziurawiła maskę i jak się okazało gdy ją otwarła także silnik. Ale dzięki swojemu naręcznemu cudeńku nie było to zbyt dużą przeszkodą. Chwila czasu, chwila zabawy z czarodziejskim światełkiem, trochę dymu i właściwie powinno być gotowe. W tym czasie Brown 0 wyjęła detektor i zaczęła wodzić nim po zrujnowanych i zadymionych salach klubu. Wskaźniki na ekranie pokazywały te punkty jakie widziała i własnymi oczami czyli sami swoi. W promieniu kilkudziesięciu metrów dostrzegła tylko jeden obcy ruch. Gdzieś tam za barem albo i nawet ścianą. Wtedy też odpowiedziała jej słuchawka głosem Falcon 1.

- Zrozumiałem Brown 0. Zobaczymy co da się zrobić. Lecimy do was ale mamy słabą widoczność ziemi. OCP w ciągu 2-3 minut. Będziemy lecieć na namiar waszych Obroży. Więc ustalcie na który konkretnie mamy lądować bo widzę was teraz gdzieś w obrębie budynku klubu. - odpowiedział Falcon swoim spokojnym i pewnym głosem. Prawie dało się zobaczyć jak mruży oczy wpatrzony w wyświetlacz mapy przed sobą.

- Widzicie? Gdyby wszyscy byli jak Wujaszek to już dawno by nam zaliczyło drogę krzyżową, łącznie z trzykrotnym pierdolnięciem o podłogę - Diaz nadawała w najlepsze, grzebiąc w kabarynie o ilości dziur przypominającej frajera po spotkaniu z gangiem gdzieś w ciemnym, meksykańskim zaułku. - Que… ech. Pojedzie. Będzie popierdalał może nie jak Pussy Wagon, ale zawsze to lepsze niż jebać z podeszwy. Zupełnie jak kiedyś z chłopakami z dzielni goniliśmy takiego jednego lambadziarza co się nam próbował wozić. Ładnie się jarał, a jak wrzeszczał. Chyba najbardziej jak mu jaja palnikiem posmyrałam - zwierzyła się z przygód przeszłości, zerkając na przypięty do nadgarstka szpej mechanika. Trochę many jej jeszcze zostało, no a jak bryka stanie gdzieś w czarnej dupie…
- Casanova ty mi tu nie popierduj za uszami, tylko zbierajcie grabki i wypierdalać. Latadełko w drodze, jak się nie wyrobicie, posuwacie manualnie. Jest tu bryka, przy wejściu. Ta co ją zajebaliście z Kudłatym, swoją drogą tak trzymać. Jeszcze trochę i przestanie frajerzyć i wyjdzie na prawilną drogę dzielni… tylko ta bryka oberwała jak wszystko tutaj i… a chuj tam - wylewała żale przez Obrożę, tym razem po łączu z drugim meksem. Tym gorszego sortu, bo w mundurze - Postawie ten złom na nogi, bo jakby się wam rozkraczył wśród kurew to się Latarenka za tobą zapłacze. W ogóle po chuja ten kaszaniasty drelich trepowy nosisz? Ktoś wam na rewirze podpierdolił zapas kurtek i łańcuchów? - prychnęła, odpalając swoje narzędzia. Do połatania złomu powinno wystarczyć, a w Blackpoint uzupełni zapasy. Raz się żyło, no i por tu puta madre, kto bogatemu zabroni?

Słysząc jawną prowokację i potwarz z partyzanta, Nash zamurowało. Stała jak wryta, z łapami nad holoklawiaturą, a z jej piersi wydobyło się pojedyncze, zirytowane prychnięcie. Spojrzała przez ramię na plecy Dwójki i splunęła na podłogę, zgrzytając do tego zębami. Że kurwa niby… miałoby jej być żal? Tamtego leszcza? Wrednego, z żartami suchymi jak worek masy higroskopijnej? Wolne żarty.
- Zapłacze? Chyba ze śmiechu - prychnęła, a lektor uprzejmie posłał w eter krótki przekaz. Przeleciała wzrokiem zebrane w zrujnowanej sali sylwetki i pokiwała głową - Niech lecą na mnie. Na mój namiar. Wy się przygotujcie. Nie chcemy już więcej niespodzianek, jasne? Mahler, domówię ci pestki do karabinu. Nowy weźmiesz z naszego CH. Szpej techniczny też dostaniecie, nie musisz już tak żydzić swoich szekli - wyszczerzyła się prawie nie złośliwie, zmieniając obiekt zainteresowania z trepa na holo. Sprawdziła raz jeszcze parametry grupy i kiwnąwszy głową, zamknęła wyświetlacz. Ręce Parcha ponownie zajął karabin, machnięciem głowy pokazała w którym kierunku zamierza iść. Przed lokal, może nie napatoczy się na niedobite gnidy. Nie obraziłaby się za jeszcze pięć minut spokoju. Potem może się walić i palić, ale najpierw cholerny Checkpoint. Dwa Checkpointy, poprawiła się w myślach, mijając Brown 0.

- Falcon 1 uważajcie na siebie, dobrze? - Vinogradova uśmiechnęła się w próżnię. Zaczynała lubić głos z radia, a raczej jego właściciela. Uprzejmy i profesjonalny, a do tego mimo że rozmawiał z Parchem, nie dawał odczuć ani grama pogardy, lub niechęci - Lećcie proszę na namiar Asbiel… znaczy Black 8. I jeszcze raz bardzo dziękujemy… za to że przelecieliście.

- Zrozumiałem, namiar na Black 8.
- potwierdził Falcon 1 głosem w słuchawce. HUD wyświetlał miniaturkę mapy na jakiej cztery światełka nie zważając na masy dżungli czy dróg oddalały się od Blackpoint 2 i zmierzały po prostej do budynków klubu HH.

- Kiedyś się sobie pozwierzamy dobra chica? Pogadam z Karlem. - w słuchawkach usłyszeli znowu głos Patinio z dołu gdy odpowiedział na gadanie Latynoski w Obroży i z doczepionym do szturmówki miotaczem ognia. Dalej głos brzmiał mu trochę z napięciem.

Mahler roześmiał się gdy usłyszał komentarz Asbiel o jego kumplu. Klepnął lekko w naramiennik pancerza Mai i skinął głową na wychodzącą na zewnątrz saper na znak, że też czas się zbierać.
- Byłoby kozacko. Trochę szpeja nam poszło. - powiedział idący obok Brown 0 a za Black 8 marine chyba ucieszony z możliwości doekwipowania się. Obecny pm od Vinogradowej, jaki dzierżył w łapach wyglądał dość mikro przy pełnoprawnej szturmówce i ustępował mu siłą i zasięgiem ognia. Chociaż na taką drobnicę jaka ostatnio dominowała na polu walki to była to nawet bardziej dobrana broń bo zabijała tak samo, walki toczyły się na krótki i bardzo krótki dystans więc zasięg nie miał głównego znaczenia a magazynek starczał prawie na dwa razy większą ilość strzałów. Na plecach zaś niósł zapasowego szturmowego shotguna.

Za ich plecami rozległ się dźwięk uruchamianego silnika. Black 2 poradziła sobie z postawieniem maszyny na koła i siedziała już w szoferce. Black 7 skorzystał z okazji i złapał się za krawędzie karoserii korzystając z podwózki. Furgonetka wyjechała i gruzowiska w jakim była zagrzebana przy czym znów wydatnie pomógł Ortega w pewnym momencie wypychając ją z zawału w jakim utknęła. Teren do przebycia na piechotę wymagał trochę uwagi ale był do przejścia. Ale dla pojazdu okazywał się być zauważalnie trudny. Diaz zatrzymała furgonetkę przy wyjściu z klubu. Tym samym jakim wieki temu Black 8 razem z kapralami z Floty i Armii tak desperacko staranowała uciekając przed pościgiem stada xenos. Oboje latynoskich Parchów z grupy Black dołączyło do grupki przed klubem.

Na zewnątrz zaś co prawda nadal dało się rozróżnić i parking, i ulicę, i nawet te wraki jakie stały zaparkowane przed klubem. Ale wszystko obecnie było podziurawione. Dziury były w ziemi, pełne dymiących kraterów, dziury były w ścianach, niektóre fragmenty zwyczajnie się zawaliły tworząc osuwiska gruzów, wraki, obecnie już na pewno wraki, były przeparkowane nawet na drugi kraniec drogi. Wszystko rozmazywało się i tonęło w dymnej mgle jaka otulała okolicę i pole widzenia. Skraj dżungli nie był już widoczny chociaż wiedzieli i z doświadczenia i z HUD, że jest na dookoła nich, góra z setkę kroków od nich. Wokół panowała nienaturalna cisza. Zupełnie jakby znikło w tej mgle całe życie.

- Słyszycie to? - zapytał Ortega po chwili jaką mieli na kontemplację otoczenia. Po spojrzeniach zorientował się widocznie, że niezbyt. - Chyba coś tam jest. Słyszę gałęzie. Trzask. Coś tam jest. W dżungli. Ale nie wiem skąd to. - dopowiedział Latynos w pancerzu wspomaganym dając znać gestem dłoni na skraj mgły dookoła, że nie wie wiele więcej.

- Młoda sprawdź to na detektorze. Ortega w gotowości. Mahler, osłaniasz Młodą. Musicie się dostać na pokład gdy podlecą, to nasz priorytet - Ósemka wystukała szybko, na moment puszczając karabin i z niechęcią wlepiając złote oczy we wskazanym kierunku. Gówno było widać, tym gorzej dla ludzi. Zostali oślepieni, jedyna szansa w wykrywaczu gnid. Ewentualnie trafili na niedobitki dezerterów - tu zapowiadało się jeszcze gorzej. Obroże nie pozwalały Parchom na eksterminację bydła, lecz bydło mogło bez problemów eksterminować Parchy. Pierdolone zasady Federacji.Warknęła przez zaciśnięte zęby, robiąc dwa kroki w stronę hałasu i z karabinem w gotowości czekała. Trzy minuty - tyle potrzebował Falcon. Muszą wytrzymać, cokolwiek nie czaiło się w dymie i pyle.

W tym czasie Brown 0 wyciągnęła detektor, uruchamiając go z bijącym sercem. Czy mieli w okolicy kolejne potwory?
- Gdyby było źle… wskakuj do Falonca i ratuj się. Tylko o to cię proszę - wyszeptała do stojącego obok marine, ale nie miała siły aby na niego spojrzeć.

- Będzie dobrze. - uśmiechnął się marine i puścił jej oczko. Sam jednak złapał ją za dłoń i pociągnął w stronę jednego z wraków. Na pokiereszowanej masce oparł swój pm i wycelował w mgłę. Zsunął na oczy gogle noktowizyjne. Maya zaś widziała czysty odczyt na detektorze. Były małe szanse, że coś zdołałoby się ukryć przed jej wprawnym wzrokiem operatora detektora. Jeśli coś tam było musiało być poza zasięgiem czujnika. To akurat trudne nie było, jeśli Black 7 słyszał coś z gałęziami w roli głównej a dżungla zaczynała się ze 100 albo i 200 metrów od nich. A nie wiadomo skąd w tej dżungli te dźwięki dochodziły. W zielonkawej poświacie noktowizora było widać nieco dalej. Widać było skraj ciemnej masy dżungli po ich stronie drogi. Ale ta po przeciwnej dalej była niewidoczna. Latadełka musiały się zbliżać bo słyszeli już wszyscy odgłos wizgu ich silników. Nadlatywały.

- Trzeba sprawdzić - lektor zaskrzeczał, z nim zaskrzeczała Ósemka, po czym westchnęła zmęczona - Podejdźcie kawałek. Ostrożnie. Ortega filuj na Młodą, Młoda na detektor. Nie tylko my chujowo widzimy w tym dymie. Diaz, ubezpieczasz ogniem. Mahler... kurwa nie szwendaj się za daleko. To mogą być ludzie tego cwaniaczka z dołu, tego śliskiego gada od Morvinovicza. Coś mówił że po nawale szykuje się do spierdolki. Może jego obstawa właśnie przyszła. Jeśli to gnidy. Diaz palisz. Reszta wraca. 3 minuty. Niecałe. I nikt kurwa nie ginie - skrzywiła się, opuszczając ręce i w eterze nastala cisza.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline