Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2017, 19:38   #178
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Joakim Dahl siedział na podłodze celi.

Całe jego plecy nieustannie piekły żywym ogniem. Strażnicy nigdy nie zapominali o popołudniowej dawce tortur. Długi, sprężysty bicz raz za razem wcinał się w blizny, otwierając rany na nowo. Był to ten rodzaj bólu, do którego ludzka istota nie mogła przyzwyczaić się. A papież Kościoła Konsumentów - choć dążył do czegoś więcej - wciąż pozostawał człowiekiem. Niezmienne zimno promieniujące z kamiennych ścian łagodziło pieczenie niczym kompres. Tak samo jak wspomnienie spotkania z Alice Harper, które wydarzyło się na pewnym słodkim, astralnym planie. Nazwał go ich prywatnym Edenem.

Na moment zapadł w krótki sen, który okazał się znacznie mniej przyjemny. Tkwił w samym środku bitwy o Wyspę Wniebowstąpienia. Tamtej nocy został pojmany. Zdołał zwabić na Scyllę lwie siły IBPI, wodząc za nos Imogen Cobham oraz Lotte i Daniela Visserów, którzy byli w trakcie rejsu MSC Poesii. I zgodnie z planem wiele wrogów zginęło. Niestety kosztem jego wolności.

Obecnie pozostawał kompletnie bezsilny.
Joakim Dahl zdążył przywyknąć do tego, jednak wciąż tego nie lubił.

Znajdował się w specjalnym więzieniu, które blokowało jego zdolności Paranormalium. Swoiste sanktuarium przypominało Pittock Mansion znajdujące się w Portland. Teren tamtej posiadłości - czterdzieści sześć akrów - został zaorany czterdzieści sześć razy w ciągu czterdziestu sześciu dni przez czterdzieści sześć wołów i każdy z tych wołów został zabity w jednym z czterdziestu sześciu pokojów rezydencji. W rezultacie oddziaływanie Fluxu na rzeczywistość pozostawało zablokowane w Pittock Mansion.

I korzystając z reguły tej wyjątkowej liczby zbudowano również jego więzienie.

W pewnym momencie Joakim poruszył się. Wstał, po czym spojrzał ku sufitowi. Kamienne bryły sklepienia pozostawały nieprzeniknione, jednak Dahl mógłby przysiąc, że widzi przez nie gwiazdy. Nagle rozpostarł ręce, po czym zaniósł się głośnym śmiechem. Poczuł się jak ryba wrzucona z powrotem do wody po długich miesiącach na pustyni. Jego rżenie narastało. Coraz bardziej donośne, szalone, chaotyczne. Strażnicy IBPI poruszyli się i ruszyli przez korytarze w jego kierunku.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=8C5NLfYdZaE[/media]

Alice Harper i Sharif Khalid


Krew Alice Harper spłynęła po płaskorzeźbie.

Na samym początku wydawało się, że nie miało to żadnych konsekwencji. Sharif czekał na jakiś znak, że dopełnił wszystkiego tak jak powinien. Przez krótki moment poczuł się nawet oszukany. Jak udowodni swoim zwierzchnikom, że spełnił zadanie? Co również ważne, jak postąpi dalej? Czy powinien zostawić tu Alice Harper i spróbować wydostać się na powierzchnię?

Niespodziewane wydarzenie przerwało jego rozmyślania. Ujrzał, że krew kobiety przestała spływać po kamieniu, jak gdyby grawitacja przestała obowiązywać w jaskini. Strużki szkarłatu wydawały wahać się przez chwilę, po czym zaczęły rozprzestrzeniać się po płaskorzeźbie, mknąc szybko mistycznymi autostradami. Wnet na prawej dłoni bogini Ilmatar ukazał się dorodny X, na jej piersiach litera L, na lewej ręce V, a po ptaku pociekła wolna strużka układająca się w I.

- Czterdzieści sześć - mruknął Sharif, odczytując rzymską liczbę. Wnet poczuł, że jego umiejętność maskowania ciepłoty ciała powraca.

Alice również wpatrywała się w napis, jednak myślami znajdowała się w zupełnie innym miejscu. Przed jej oczami stanęła księga, na której przed latami dobrowolnie złożyła te same znaki swoim osoczem. Było to w piwnicy Terry'ego, podczas ich urodzin, kiedy tłum ubranych w maski gości krążył wokół nich tak, jak planety wokół Słońca. Samuel, który był wtedy jej chłopakiem, zdradził ją i zaprowadził ją w to przerażające miejsce.
Historia kołem się toczy.

Skalne podłoże jaskini trzeszczało pod jej stopami, jak gdyby chodziła po elektrycznej pajęczynie. Powietrze zdawało się przesycone woltami. Czuła wszechogarniającą siłę i energię, która spływała po jej kościach jak po słupie wysokiego napięcia. Dokładnie tak samo, jak wtedy przed latami.

Sharif zamarł, spoglądając na świetlistego anioła, którym stała się Alice. Jej cera pojaśniała, a ciało spowiła satynowa piana blasku. Wszelki ślad zmęczenia po tak długiej ucieczce zniknął. Rude włosy rozpierzchły się jak w stanie nieważkości i przybrały kolor najczystszego złota. Zanim zdążył ją dotknąć, stopy Alice oderwały się od ziemi. Jak gdyby sam Allah wyciągnął rękę ze swego boskiego królestwa i dotknął nią kobietę. Harper przymknęła oczy, lewitując. Wyglądała bardzo spokojnie, jakby spała i śniła o przyjemnych rzeczach. Otaczały ją fale prezencji, które naparły na otoczenie. Sharif w ostatniej chwili zdążył odskoczyć na bok, kiedy masywna bogini skruszyła się i odpadła z płaskorzeźby. Irakijczyk spojrzał na jej kamienną, zniszczoną twarz zwróconą ku Harper. Czyżby Ilmatar popełniła samobójstwo z zazdrości? Cały czar uszedł z pradawnej bogini. Jak gdyby Alice wyssała z niej wszystko, co najlepsze. Jak gdyby ją... skonsumowała.

Alice Harper świetlistym aniołem Kościoła Konsumentów? Czy to ona przed latami skierowała Joakima Dahla na drogę przeciwko IBPI i przekazała mu zdolność konsumowania, na której cześć organizacja została nazwana? Sharif nie wierzył własnym oczom. Wnet jednak kolejne zmartwienie zaprzątnęło jego uwagę.

Przez wejście do studni krasowej wypadł pluton odzianych w czerń napastników. Bliźniaczo podobnych do tego, którego jakiś czas temu zabił Sharif. Uzbrojeni od głów do stóp. Każdy dzierżył groźnie wyglądającą broń.
- Nie ruszać się! - wrzasnął jeden z nich.
- Z rozkazu dyrektor Alicii van den Allen! - krzyknął jego przyboczny.
Mężczyźni zaczęli okrążać jezioro z obu stron, jednak wszyscy jak jeden mąż stanęli, gdy spostrzegli Alice Harper. Hełmy maskowały twarze żołnierzy IBPI, lecz mieszanka zachwytu i przerażenia była namacalna.

Słońce kompletnie zaszło, jednak w jaskini bynajmniej nie było ciemno. Alice Harper promieniowała radioaktywnym światłem. Wtem jednak rozległ się huk i blask reflektorów zalał otoczenie.


Sharif skrył się przed deszczem gruzu i skał. Jedna, olbrzymia bryła minęła go jedynie o kilka metrów zanim roztrzaskała się na podłodze. Odłamki pozostawiły na jego ciele siniaki, lecz Irakijczyk przeżył. Alice również nie dosięgnęła żadna krzywda. Eksplozja nad jego głową roztrzaskała sufit. Poszerzyła drobny otwór do wielkości krateru. Przez opary dymu i pyłu spostrzegł dwa helikoptery zawieszone tuż nad ich głowami.

- Nie ruszać cię! - wrzasnął mężczyzna przyczepiony do latającej maszyny jedną ręką. A drugą celujący ku Sharifowi bronią automatyczną.

Alice Harper


Ciąg wydarzeń w jaskini tknął odpowiednie struny w podświadomości Alice. Zapomniane wspomnienia zaczęły wypływać.

Alice znalazła się z powrotem w piwnicy Terry'ego. Kontynuowała wydarzenia dokładnie w tym samym momencie, w którym je przerwała. Znów stała się swoją młodszą wersją i kompletnie przestała być świadoma wydarzeń na Suomenlinnie.

- Dopełniło się! - zawołał Terry.

Jego krzyk echem odbił się w skroni Alice. Dziewczyna źle się czuła. Nie mogła zebrać myśli. Serce zaczęło przeraźliwie kołatać. Z trudem oddychała. Widziała już tylko księgę. Jej kontury rozmazywały się, a kolory zaczęły niespodziewanie wibrować przesyconą saturacją. Czuła moc. Nieposkromione pokłady energii. Zraniona opuszka palca paliła żywym ogniem. Sama Alice miała wrażenie, że płonie żywym ogniem.

Ludzie wokoło przestali poruszać się. Szeptali między sobą.
- To ona! To naprawdę ona! - krzyknął ktoś z tłumu.

Terry obrócił się i spojrzał na Alice.
- Znaleźliśmy cię - szepnął. - I przy okazji... Jestem Terrence, żaden Terry.

Potem jednak na jego twarzy wykwitł strach.

Alice wstała znad księgi. Trzymała ją niczym niemowlę. Zrobiła pierwszy krok w stronę tłumu. Potem następny. Tomisko wypadło z jej dłoni i z głuchym trzaskiem opadło na podłogę. Ludzie bali się. Ludzie uciekali. Ludzie krzyczeli. Podłoga trzeszczała pod jej stopami, jak gdyby chodziła po elektrycznej pajęczynie. Powietrze zdawało się przesycone woltami.

I nagle wszystko skończyło się. Harper upadła na podłogę na w pół przytomna i kompletnie wyczerpana. Świat wirował w jej oczach i czuła mocne łupanie w skroniach. Czuła się jak po dawce mocnego narkotyku.

Terry przykucnął obok niej i podał jej rękę.
- To zaszczyt, Dubhe - rzekł z uśmiechem.
Tłum chwilę temu uciekał w popłochu. Teraz ludzie przystanęli w ciszy. Rozległ się cichy szmer, potem głośniejszy. Wnet z powrotem otoczyli Alice. Zaczęli klaskać, cieszyć się i śmiać, jak gdyby napotkali swojego mesjasza.

Lotte Visser


Rozmowa została przerwana, lecz to tylko telewizor wbudowany w szafkę nad lodówką włączył się niespodziewanie, kiedy archeolożka nierozważnie oparła się o blat. Jednak wystarczyło to, by rozkojarzyć Mikaelę.

Rozmowa z Pentti dostarczyła Lotte wiele ważnych informacji. Z jej słów wynikało, że jest krewną Alvara Aalta przez swoją babkę Johannę. Co ważniejsze - wyjawiła również, że gdzieś ukryty jest komputer pełen najróżniejszych informacji na temat architekta. Być może znajdowały się tam również wskazówki na temat jego drugiego życia jako członka - a być może nawet mistrza - kultu pradawnych fińskich wierzeń. I tak się składało, że w podziemiach cmentarza Hietaniemi Lotte napotkała komputer, który jak najbardziej zgadzał się z opisem.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=UprcpdwuwCg[/media]

W międzyczasie wybiła północ. Kobiety rozmawiały z sobą bardzo długo. Czas minął nie wiadomo kiedy.
- Może przejdziemy na ty, Sophie? - zaproponowała archeolożka. Nie czekając na odpowiedź, kontynuowała. - Wybaczysz mi, ale w nocy robi się ze mnie straszny łasuch.
Otworzyła lodówkę, po czym wyciągnęła dwie porcje sernika. Zapłaciła za nie w kasie, po czym postawiła jeden talerzyk przed Lotte, a drugi sama zaatakowała z pazernością.
- Zaraz wrócę do opowieści - przyrzekła, spoglądając na mały telewizor wbudowany w szafkę nad lodówką. Trzymała w ręce porcję ciastka, jak gdyby była to najcenniejsza rzecz we wszechświecie.


- Najświeższe informacje z Tallina. Pożar kościoła pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela - speakerka CNN rzekła podnieconym tonem. - Po wczorajszym wybuchu kościoła pod tym samym wezwaniem w Helsinkach, a przedwczoraj w Sztokholmie, nie można nie dostrzec wzoru.

Wielki pasek na dole ekranu obwieszczał: ATAK TERRORYSTYCZNY W STOLICY ESTONII.

- Żadna grupa terrorystyczna nie przyznała się jeszcze do przeprowadzenia ataku. Mildred, czy możesz powiedzieć coś więcej na temat tego okropnego incydentu?
Nastąpiło połączenie z wysłanniczką CNN, która stała przed palącym się gmachem kościoła. Łuna bijąca z budynku rozświetlała nocne niebo. Gapie stali stłoczeni wokoło pożogi, choć kordon policyjny starał się ich rozgonić. Kilka innych ekip telewizyjnych wkradło się do ujęcia.
- Nie wiemy nic na temat ofiar śmiertelnych - rzekła Mildred. - Jednak pożar kościoła w Tallinie nie przypomina wybuchów kościołów w Helsinkach i Sztokholmie. Tamte wydarzyły się szybko, zdecydowanie i prawie że... nadnaturalnie. Tutaj pożoga rozszalała się powoli i nie było żadnego wybuchu per se. Opieszała reakcja straży pożarnej dodatkowo pogorszyła sytuację.
- Mildred, czy sugerujesz, że ktoś inny dopuścił się zbrodni w tym przypadku?
- To jedynie spekulacje, jednak możemy tak założyć.

Następnie stacja CNN wyemitowała reportaż na temat korupcji w rządzie chińskim. Mikaela zmywała naczynia. Przypadkiem dotknęła dłoni Lotte, kiedy zabrała od niej pustą filiżankę po kawie. Visser poczuła elektryczny prąd, który przeszedł po całym jej ciele. Wkrótce potem zaatakowały ją mdłości i zawroty głowy. Ciężko dyszała, nie mogąc złapać tchu. Wyczuła ogromne pokłady czarnej, negatywnej energii w Mikaeli... a wystarczył jedynie bardzo krótki, przelotny kontakt. Ktoś musiał rzucić na kobietę przeraźliwie mocną klątwę.

Lotte wstała i podeszła do okna, żeby je otworzyć.
- Wszystko w porządku? - zapytała zaniepokojona Pentti. Wyłączyła telewizor i ze strachem spojrzała na Visser.
- Tak, jak najbardziej - detektyw odparła z trudem. Wcale nie wyglądała dobrze, jak wnet poinformowało ją odbicie szyby. Pobladła, jakby niespodziewanie zaatakowała ją choroba lokomocyjna. - Już czuję się lep... - zaczęła, kiedy zwymiotowała krwistą treścią do zlewu.

Zaatakowało ją bardzo mocne, złe przeczucie niezwiązane ani z Mikaelą, ani z pożarami. Miało posmak wozu strażackiego, w którym nieprzytomna opuszczała palący się camping Oittaa. Właśnie wtedy Ismo i Alice rozwiązali pierwszą z czakr zablokowanych przez piekielnego ogara. Z resztą poradziła sobie sama Visser. Właśnie wtedy jej moc wybuchła i zaczęła sczytywać informacje na temat wszystkiego wokół. Również z detektywów znajdujących się nieopodal. Była to masywna ilość danych, które jej podświadomość cały czas odkodowywała w zakamarkach umysłu. I właśnie natrafiła na przerażającą wieść.

Sharif Khalid od samego początku był wysłannikiem Kościoła Konsumentów.
Jego zadaniem było uprowadzenie Alice Harper.

Lotte przeglądała mistycznym trzecim okiem sceny z przeszłości Khalida. Jak jego wioska została bombardowana przez USA, jak jego rodzina zmarła, a w jego sercu narodził się mrok. Jak został odkryty przez Kościół Konsumentów i wyszkolony przez nich. Miała dostęp również do ostatniej nocy Sharifa Khalida przed wysłaniem ich wszystkich na misję.

To właśnie wtedy otrzymał zadanie rozlania krwi Alice Harper.

Catherine Watson


Catherine wyszła z Foundation Bar. Te polityczne intrygi nie były na jej umysł. Straciła wątek w połowie słów Felixa. Powiedziała przyjacielowi, że nie czuje się na siłach i musi jak najszybciej opuścić pomieszczenie. Ten spojrzał na nią ze zdziwieniem, ale pożyczył jej miłej nocy i podziękował za pomoc w organizacji przyjęcia. Watson pożegnała się z Carmen, Mattem i Kate, po czym szybko wyszła na zewnątrz.

Londyńskie powietrze o północy nie do końca było czyste, lecz orzeźwiło kobietę. Wsiadła do samochodu, po czym ruszyła czym prędzej w kierunku domu. Równomierne rozmieszczenie latarni ulicznych hipnotyzowało ją i uspokajało. Zaparkowała i wysiadła z samochodu. Wzięła pudełko z czerwoną koszulą, którą zostawiła na tylnym siedzeniu.

Na początku myślała, że przewidziało jej się... lecz spojrzała ponownie. Mała dziewczynka stała pod latarnią i spoglądała na nią z uśmiechem. Cathy poczuła dreszcze, kiedy uświadomiła sobie, że to córka jej przyjaciela Lucasa. Ta, która zaginęła.
- Moja droga... - Watson zaczęła niepewnie i zrobiła krok w kierunku dziecka. Wtedy jednak mrugnęła oczami i sylwetka rozpłynęła się w ciemności.

Zastanowiła się, czy powinna zatelefonować do Lucasa, ale uznała, że nie będzie niepokoić przyjaciela. Ruszyła w kierunku klatki schodowej. Mknęła przez kolejne piętra, kiedy usłyszała coraz głośniejszą muzykę. Czy to któryś z sąsiadów? Mogłaby przysiąc, że mieszka w spokojnym otoczeniu.

Wtedy jednak uświadomiła sobie, że dźwięk dobiega z jej własnego mieszkania.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=rgc_LRjlbTU[/media]

Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. W środku ktoś był. Przemogła strach i wysiłkiem woli przemierzyła te ostatnie kroki... kiedy ujrzała, że drzwi do jej domu stoją otworem. Jak zahipnotyzowana ruszyła do nich. Dotknęła zimnej klamki, jak gdyby ta zdradziła ją, otwierając obcej osobie wnętrze jej prywatnej oazy. Z jednej strony Cat chciała uciekać... lecz nie mogła, gdy spostrzegła wnętrze mieszkania.

Jej obrazy. Wszystkie skradzione dzieła, jej najdroższe dzieci. Przelała w nie duszę, dużo wysiłku i lata poświęcenia. Wnętrze zostało nimi udekorowane. Wszystkie podarte. Rozdarte na strzępy. Naniesiono na nie paskudne przekleństwa i wyzwiska. Wilgoć zalśniła w oczach Catherine. Czuła, jak życie spływa wraz z jej łzami i wsiąka w podłogę.

Drgnęła, kiedy zadzwoniła do niej komórka. Kate Cobham.
- Cathy, jesteś w wielkim niebezpieczeństwie! Uciekaj jak najszybciej do domu! Wreszcie przypomniałam sobie, z czym skojarzyła mi się ta czerwona koszula, którą znalazłaś. Otóż przed latami moja przyjaciółka, Tallah Zaira, opowiadała mi o sprawie, jaką badała, kiedy jeszcze była detektywem śledczym.

Cathy dotknęła swojego ulubionego obrazu, który przedstawiał dwie baletnice. Kobietom zostały dorysowane paskudne męskie narządy płciowe, którymi tryskały na siebie moczem. Watson załkała i zamrugała kilka razy, jak gdyby chcąc w ten sposób wymazać wandalizm.

- Przed latami Tallah badała sprawę zabójstw przy obozie dla młodzieży Beaver Creek. Szkolną grupę zaatakowała horda dzikusów pod wodzę mężczyzny ubranego w taką właśnie czerwoną koszulę. Został zabity ciosem tasaka w tył głowy i sprawa wyglądała na rozwiązaną. Przynajmniej tak się wydawało... aż do tego momentu.

Cat spostrzegła inny obraz, który przedstawiał dwie kobiety w ogrodzie. Został wysmarowany paskudną, cuchnącą mazią. Watson dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to są odchody.

- Właśnie sprawdziłam w Zbiorze Legend. Tallah odkryła, że Czerwona Koszula był kapłanem Lyssy, greckiej bogini szaleństwa. Poił biednych, przypadkowych ludzi swoją krwią, przez co sprawiał, że ci tracili zdrowie psychiczne i stawali się jego niewolnikami. I co najciekawsze... został zabity przez osiemnastoletniego Deana van der Veena. Twojego ojca, Cathy.

Catherine podeszła w kierunku malowidła, na którym mężczyzna przytulał swojego psa. Kilkoma prostymi kreskami wandal zrobił z niego zoofila. Cóż za okropność! Watson nie rozumiała, kto mógłby uczynić taką bezecną zbrodnię.

- Matt opowiedział mi o tej dziewczynce, która przekazała mu koszulę dla ciebie. A także o twojej sąsiadce, która oszalała w Tate Modern. Cathy, wracaj czym szybciej do domu i zabarykaduj się czym możesz! Czerwona Koszula... czy też jakiś inny kapłan Lyssy... nie mam pojęcia... on chce zemścić się na twoich rodzicach, docierając do ciebie. Jesteś w śmiertelnym niebezpieczeństwie!

Komórka wypadła z dłoni Watson, kiedy ujrzała sylwetkę siedzącą w fotelu przed telewizorem w salonie. Niemy krzyk zamarł w jej krtani. Mężczyzna oglądał dokument biologiczny. Miał na sobie czerwoną koszulę. Jego twarz była przebrzydła, pokiereszowana i obrzydliwa.
- Pustelnik brunatny w ciszy czeka na owada, która zabłąka się w jego misterną sieć - mówiła lektorka. - Pająk odpoczywa już wiele godzin, jednak prędzej czy później mucha trafi w jego sidła.

Watson pisnęła cichutko, obróciła się i zaczęła biec w kierunku drzwi. Wtedy odkryła, że stoi w nich wysoka, ponura postać.
- Cathy, odnalazłem dzieci - rzekł Lucas. - Czy też raczej... one odnalazły mnie.
Spojrzał na nią z obłędem w oczach i uśmiechnął się, ukazując szczerbaty uśmiech i wyłamane zęby. Czy to naprawdę był jej przyjaciel?! W rękach trzymał małe dziecko, chłopca. To wpatrywało się w Watson i kwiliło radośnie.

Catherine skręciła w kierunku sypialni. Ujrzała dwójkę ludzi, którzy parzyli się na jej łóżku. To był Todd - młody policjant, którego poznała przed galerią Tate Modern oraz jej przyjaciółka, asystentka kustoszki. Oboje byli umazani odchodami. Kobieta głośno jęczała. Jej głos przechodził w upiorne wycie czarownicy i kończył się rechotem. Mężczyzna wyszedł z niej i ruszył w stronę Cathy z dużym, brudnym wzwodem.

Watson poczuła ciepły mocz, który ścieknął jej wzdłuż ud. Dygotała w szoku, powoli kręcąc głową. Ruszyła biegiem w kierunku okna. Rozpędziła się, tłukąc szkło, aby wypaść na zewnątrz.

Czerwona Koszula wciąż czekał przed telewizorem, kiedy osiem godzin później rodzice Catherine Watson pojawili się na ulicy przed budynkiem. Radość w ich sercach zamarła po tym, gdy zrozumieli, że nie spotkają się z córką.
 
Ombrose jest offline