Black 4 i 0 - Musimy na chwilę zahaczyć o dach - powiedział Padre, grzebiąc przy pasie ze sprzętem - Musimy też uzupełnić amunicję i granaty. Wy wracacie do domu, my mamy drugą zmianę. - Tu Falcon 1. Bardzo bym chciał ale jeszcze nie wracamy do domu. - w słuchawce dał się słyszeć znajomy już głos oficera dowodzącego choć żaden z widocznych w ładowni mundurowych nie pasował do tego głosu w słuchawce. - Mamy tu jeszcze parę rzeczy w okolicy do odwiedzenia. Hawki skończą czyścić teren możemy was wyrzucić na dach. Możecie uzupełnić zapasy. Ale nie możemy przedłużać sytuacji więc was tylko wyrzucimy i dalej musicie radzić sobie sami. - odpowiedział oficer w słuchawce obydwu Parchów siedzących w fotelach ładowni. - Może wystarczy przelecieć wystarczająco blisko tego punktu - Padre przesłał koordynaty checkpointu. - Ile możemy zabrać pestek? - Hawki tam sieją, podejście jest zbyt niebezpieczne. Zrobimy koło i podlecicie jak skończą. Brown 0 opanowała wieżyczki więc sugeruję współpracę z nią. Z innym wsparciem na ziemi może być ciężko. - słuchawka znów odezwała się głosem Falcon 1. W żargonie wojskowych “może być ciężko” było właśnie odpowiednikiem tego co mówił przed chwilą czyli, że pewnie na żadne wsparcie nie ma co liczyć. - Weźcie z pestek co wam potrzeba. - odpowiedział na kolejne pytanie Black 0.
Padre zaczął ładować magazynki do pełna, wymieniał też w broni na pełne. Podobnie granaty i plastik. - Macie informacje jak to ogólnie wygląda? Jest szansa, że szybko się to skończy czy zadzwonić żeby nie czekali na nas z obiadem na orbicie? - zagadnął. - Sytuacja się wyklaruje jak dym opadnie. Na razie dla skanów jest zbyt mętnie by dać pełny obraz sytuacji. Jedynie rozpoznanie naziemne mogłoby coś tu zdziałać ale nie ma naszych jednostek w tym rejonie. Oprócz was. Hawki skończyły. Zrobimy nawrót i szykujcie się do zejścia. A sytuacja na pewno szybko się nie skończy. - Falcon 1 odpowiedział spokojnie z nutką żołnierskiego pesymizmu. Kadłub maszyny jaką lecieli faktycznie wszedł w przechył choć nie tak ostry jak przy poderwaniu się z ziemi. Black 0 musiał przebalansować ciałem by nie polecieć na niższą obecnie ścianę. Wchodzili w jakiś wiraż, dość długi. W oddali przez dźwięk silników doszły odgłosy kanonady i eksplozji. Przebrzmiały ostatnie ich echa i poza silnikami nie było z zewnątrz nic słychać. - Częstuj się czwórka - powiedział Padre do Owaina wskazując skrzynie z amunicją i granatami.
Pojazd wyrównał lot i dało się wyczuć jak silniki zmieniają rytm i maszyna zwalnia. Na żołądek zaczęło działać uczucie podobne do tego jakie towarzyszy szybkiemu zjeżdżaniu windą. Przez boczny wizjer widać było kołdrę dymów, tych brunatno - szarych złożonych z wyrzuconej w górę zawiesiny szczątków powierzchni i tych czarnych gdzie coś się paliło. Gruntu nie widać było nigdzie. Nawet czubków drzew z dżungli która zdawała się być wszechobecna w tej okolicy też nie było widać ponad tą kołdrę. Latadełko zaczęło opuszczać rampę i za nią widać było fragment świata złożonego z dymów i pożarów unoszących się wokół budynku wieżowca Seres Lab o potrzaskanych pociskami artylerii ścianach i dachu. - Stary, podleć te 32m, może zaliczy nam punkt bez wysiadania - powiedział Padre do pilota, znowu majstrując coś w plecaku. - Człowieku to nie jest rower. - rozległ się w słuchawce komunikatora cierpki głos pilota. Przesunął jednak maszynę. Te leciała z trudem na granicy przeciągnięcia nienawykła do przeparkowywania na odległości oscylujące wokół jej długości. - Wyskakujcie. - powiedział pilot zatrzymując maszynę bliżej centrum dachu kilku piętrowego budynku. Dwójka Parchów znalazła się na dachu a Falcon 2 od razu poderwał się w górę zwiększając ciąg silników i unosząc się w górę. Widzieli poszatkowany dach w aż po krawędź po drugiej stronie. Nie widzieli jednak kapsuły. W miejscu gdzie była ziała dziura w dachu. Obroża jednak dalej wykrywała namiar wskazując na odległość 12 m od Checkpoint. Gdy Falcon zniknął w chmurze wzbitego dymu i zaraz potem dźwięk silników zmienił się w oddalający pomruk dał się słyszeć inny dźwięk. Dobrze znany tak dwójce Parchów jak i pewnie każdemu człowiekowi na Yellow 14. Skrzeki i zgrzyty pazurów xenos. Były gdzieś tu chodź jeszcze ich nie widzieli. Pewnie namierzą ich raczej szybciej niż później czasu gdy mogli działać swobodnie wiele nie mieli. - Czwórka, detektor - powiedział Padre omiatając teren karabinem. - Jak jest czysto to schodzimy na dół.
Czwórka wydobył detektor i omiótł otoczenie. Coś łaziło po zewnętrznych ścianach. Wewnątrz też, ale na razie ostatnie piętro było czyste. - Schodzimy, osłaniaj mnie - szybko zeskoczył na kapsułę i potem na dół, drzwi z piknięciem się otworzyły.
Wszedł do środka i wyszedł przywołując Owaina. Ten powtórzył manewr.
- Czego nie potrzebujesz przy pancerzu? - zapytał go Padre.
Zanim Owain odpowiedział dało się słyszeć odgłos zbliżających się ufoków. Padre wyjął pistolet i pokrył ogniem wszystkie dostępne wejścia z wyjątkiem tego którym tu weszli, by obcy nie mieli łatwego wejścia. - Zmieniamy lakierki i skaczemy stąd. - Zamknął drzwi kapsuły od środka i szybko wymienił pancerz na identyczny, z jednym wyjątkiem. Nie był już ledwo widoczny, za to miały buty skoków i podskoków. - Doradzam to samo - powiedział do czwórki.
Owain uzupełnił amunicję w karabinku i pistolecie oraz wziął zapasowe magazynki z nabojami ekspandującymi do obu broni. Zostawił też napoczętą paczkę plastiku i w jej miejsce wziął granaty odłamkowe.
W kapsule, korzystając z okazji podobnie jak Padre, wymienił swój zmaltretowany pancerz na nowy, tym razem ciężki, z tymi samymi modami. |