- Ja pierdolę! - przeklął Baylof, którego rana powstała w wyniku przebicia bełtem zapiekła niemiłosiernie - Jeśli wyjdziemy z tego żywi, to przysięgam że cię zabiję! - zwrócił się do Solo i choć zdawał się być zeźlony i rzucać groźbami, gdzieś zza chusty słychać było ciche i rozbawione posapywanie. Ułamał promień drewnianego bełtu, aby jego długość nie przeszkadzała mu w manewrach. Rozejrzał się nerwowo i nie widząc już żadnego przeciwnika do którego zdążyłby dobiec i zaatakować, chwycił rozpędzającą się do szarży Solo za kołnierz i pociągnął w kierunku wyjścia.
- Jesteś mi winna przysługę, mała, narwana łajzo. Spieprzajmy stąd, ale już! - rozkazał i pchnął ją przed siebie. Nie pozwoli tym razem, by się gdzieś pałętała. Niczym surowy ojciec wskazał wyciągniętym paluchem wyjście z tej przeklętej jaskini. Ruda fuknęła, na co on tupnął nogą i ją pogonił.
- Ruszaj się, burczymucho!! - ruszyli pędem w kierunku wyjścia, póki dzieląca ich od wężoludzi odległość, była optymistyczna.