Ojciec Humfried, mimo iż zszokowany i autentycznie zasmucony śmiercią podopiecznego, szybko zorganizował spotkanie z najwyższą kapłanką. Wszyscy przenieśli się z gabinetu kapłana do sali posłuchań, w której zostali przyjęci przez tęgą i rumianą Gretchen Herzberg, która bardziej wyglądała na wiejską gosposię niż najwyższą kapłankę kultu w prowincji. Gdy relacja została już przedstawiona, zapanowała cisza.
-
Dziękuję Wam za świadectwo - powiedziała w końcu Herzberg. Przez chwilę patrzyła uważnie na każdego znajdującego się w sali, jakby doszukując się fałszu i prawdy w obliczach zgromadzonych. -
Rachunki zostaną uregulowane. Teraz jednak musicie mi wybaczyć, gdyż mam nawał obowiązków i z trudem wygospodarowałam tę chwilę, by wysłuchać tych trudnych nowin. Resztą zajmie się Ojciec Humfried, jako osoba wtajemniczona w sprawę. Jeszcze raz dziękuję i życzę Wam byście podążali drogą prawdy - z tymi słowy wstała ze swojego fotela i wyszła.
-
Pozwólcie zdruzgotanemu człowiekowi pozbierać myśli i doprowadzić sprawy do końca. Oczywiście zgodnie z kontraktem otrzymacie wynagrodzenie jakie zaproponował Wam Aldebrandt. I tym samym zamkniecie sprawę, ale gdybyście chcieli jeszcze coś dopowiedzieć bądź wyjaśnić lub uzyskać jakieś wyjaśnienia, spotkajmy się za trzy godziny. Wtedy też może zdecydujecie się pokazać mi to pismo, o którym wspomnieliście na początku - zaproponował kapłan.
*
Po wyznaczonym czasie spotkali się znowu. Ojciec Humfried miał już przygotowane pieniądze i każdemu wręczył należną mu kwotę jedenastu złotych koron. Wtedy Ehrl wstał.
-
Dla mnie to koniec tej przygody - oznajmił. -
Ja wiele z tym wspólnego nie mam. Poza faktem, że mój ojciec niemal zapił się na śmierć z nerwów. Wezmę go i wrócimy do Eppiswaldu. Przecież ktoś się musi zająć tym moczymordą...
Gdy Ehrl wyszedł, Humfried ze zrozumieniem pokiwał głową. -
Decyzja nie może być zła albo dobra, ale czy ta akurat była mądra?