Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-09-2017, 06:03   #70
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
R E T R O S P E K C J A



Wyleczę cię ze znamion śmierci
Aureolus & Lexa


Po nocy spędzonej w szałasie jaszczuroludzi, Lexa i Aureolus wrócili do obozu. Było już dawno po świcie, więc większość osób pałętało się po prowizorycznym obozie, jaki stworzyli, aby odpocząć. Norsmenka była już prawie niesiona na rękach, z ledwością się poruszała, a jej oddech stawał się coraz słabszy. Silnym skurczom mięśni towarzyszył niesamowity, uciskający i rozpierający ból. Wielu zainteresowało się tym, co się dzieje oraz skąd ta dwójka wraca. Medyk nie chciał wiele mówić, jednak mając świadomość posiadania leku i że zrobił już wszystko co w jego mocy, wyznał towarzyszom jaka zaraza próbuje wyrwać życie z ciała Lexy. Mieli potem zamknąć się w pokoju tylko we dwójkę, gdyż kobieta nalegała, aby nikt inny prócz doktora przy niej nie był. Dla niej to była ujma na honorze, wstyd i obnażenie słabości. Wiele osób jednak nalegało na to, by być przy wojowniczce i tak naprawdę Aureolus nie był do końca pewien, czy uszanują wolę kobiety i nie wejdą do pokoju. Nie chciała aby ktokolwiek oglądał ją w takim stanie, choć musiała pozwolić na to jednej osobie, aby ta mogła podać jej lek - nie było do tej roli nikogo lepszego, niż medyka. Mężczyzna nie zdawał sobie początkowo sprawy, w jak ogromnych katorgach Lexie przyjdzie umierać, jego myśli więc wpierw skupione były luźno na nowych pomysłach. Tak zupełnie w razie czego, gdyby jednak Erwinowi przyszło do głowy wyważyć drzwi i wpuścić tutaj całą grupę.

Medyk wiedział, że jeśli wszyscy zobaczą amulet i cudowną substancję zaczną się pytania i domysły. I że czego by nie powiedział i czego by nie zrobił, kiedyś ktoś przybędzie po więcej panaceum, przynosząc śmierć i zniszczenie tym, którzy pomogli mu uratować Lexę. Postanowił wymyślić “rytuał”, który odwróci uwagę drużyny. Coś szokującego, dziwnego, głupiego. Najlepiej z pocałunkiem, żeby była okazja przekazać eliksir do ust Lexy.
A skoro już był pocałunek, czemu by nie pójść krok dalej… Tak!
Najpierw - “wdech życia”. Albo dwa, co się będzie rozdrabniał.
Później, “masaż serca”. Tak z pięć… dzie… dwadzie… trzydzieści… starczy. Więc po dwóch “wdechach życia” trzydzieści mac… uciśnięć! W sumie dopóki się nie obudzi, albo dopóki się nie zmęczę możnaby powtarzać…
- rozmyślał, by odsunąć lęk.
Niestety, nie miał zbyt wiele czasu na obmyślanie “rytuału wskrzeszenia”. Wszelkie leki, wszelkie zioła, wszelkie zabiegi - wszystko na próżno. Nie były w stanie zmniejszyć bólu, który rozrywał Lexę. Dawki jakie dostała powinny powalić konia. I nie zadziałały w ogóle. Medyk mógł tylko przy niej być. Zachować spokój, przynajmniej na zewnątrz. Uspokajać, że wszystko będzie dobrze, nawet jeśli sam tej pewności nie miał. Przygotować wszystko co będzie potrzebne.
Jeszcze miesiąc temu po prostu siedziałby obok robiąc notatki, a jej krzyki bólu budziłyby co najwyżej irytację. Ale teraz… teraz trudno mu było zachować obiektywizm i profesjonalny dystans. Postanowił się jednak tego właśnie trzymać - nic więcej nie mógł zrobić. A myśl, że medyk wie co robi i się nie boi przynosiła ulgę pacjentom.

Lexa od kilku godzin krzywiła się z bólu. Wierciła się z boku na bok, obejmując za brzuch i mocno zaciskając szczękę. Pluła krwią, a zza sinych warg wydobywał się stłumiony jęk cierpienia. Nigdy w całym swoim życiu, Norsmenka nie chciała zdechnąć tak bardzo jak teraz. Pragnęła, aby to co ją trawi zabrało stąd raz na zawsze. Czuwający obok Aureolus wcale nie pomagał swoją obecnością. Był pierwszą i jedyną osobą, która widziała jak Lexa płacze. Ciepłe łzy spływały jej po policzkach zaledwie kroplami, nie strumieniem.
- Żesz Kurwa... jego... mać… Zrób coś… - wydusiła z siebie między kolejnymi, przeraźliwymi krzykami cierpienia. Wiedziała co to znaczy być na skraju śmierci, ale to było coś więcej niż zwykła, prosta śmierć. Zdychała w niesamowitych męczarniach, na języku smakując metalicznego posmaku własnej krwi. Wiła się, kuliła, ściskała rękami brzuch, jakby chcąc powstrzymać bolesne skurcze.
- Już prawie koniec. Wszystko będzie dobrze. - uspokajał Aureolus. Niewiele więcej mógł zrobić. Ocierał czoło, zwilżał wargi, wycierał krew. Zaciskał pięści.
- … Proszę… Zrób… - po chwili Lexa zaczęła mieć trudności z oddychaniem. Nabierała powietrza łapczywie, ale jej klatka piersiowa ledwo się unosiła. Jedynie łzy rozgrzewały jej blade i zimne policzki. Nie sądziła, że w chwili swojej śmierci, poczuje jedynie wstyd. Patrzył na nią, był obok i czekał aż odejdzie z tego świata, aż przestanie jęczeć w katorgach, przestanie się ruszać. Obserwował to już jakiś czas, ona czasami spojrzała na niego, ale zazwyczaj odwracała głowę w drugą stronę. Serce przestawało wystukiwać rytmy, stopniowo zwalniając swój bieg. Kiedy Lexa przestała już wierzgać z powodu niedotlenia, a jedyny dźwięk jaki wydobywał się z jej ust był słabym rzężeniem i świstem w próbach nabrania powietrza, zamiast czystej łzy z jej oka skapnęła słona, szkarłatna kropla. Jej dłoń szukała wsparcia i pomocy, a gdy je znalazła, zacisnęła się na ręce Aureolusa najmocniej jak potrafiła. Z trudem odwróciła głowę w jego stronę, jakby chciała spojrzeć na niego po raz ostatni. Jej sine i spierzchnięte wargi poruszyły się w niemych słowach. Być może dziękowała, że to wszystko się kończy, że świat pochłania ciemność a wszystko wokół się uspokaja. Po tym blask w jej oczach zgasł, a zaciśnięta dłoń utraciła siłę, bezwolnie opadając. Lexa umarła, dusząc się i zaznając cierpień, jakich nikt nie zdoła doświadczyć nawet na największych torturach.

Aureolus miał już wszystko przygotowane. Pozwolił przejąć kontrolę wyćwiczeniu i setki razy powtarzanym procedurom. Puls na szyi - niewyczuwalny. Lusterko przysunięte do ust - czyste. Brak oddechu i tętna równał się zgonowi.
~Nie tym razem - pomyślał wyjmując amulet od Slanna.



Wlał między rozchylone wargi Lexy kilka kropli eliksiru życia, tak jak radził Slann. Czekał.
Po chwili zaczerpnęła powietrza. Pojawiło się tętno. Skóra powoli nabierała zdrowszego odcienia. I tyle. Reakcja nie była tak spektakularna jakby mógł sobie tego życzyć, ale przynajmniej żyła. I nie stała się wampirem. ~Miejmy taką nadzieję - pomyślał.
Lexa spała. To był zdrowy sen, więc medyk nie czuł potrzeby budzenia jej. Wyszedł na zewnątrz zanieść dobre nowiny innym. A później wrócił i czekał na obudzenie się Lexy.

Gdyby wtedy ktoś zdołał cichaczem podkraść się do drzwi, gdyby zajrzał przez szpary, zobaczyłby Nosmenkę, śpiącą jakby nic się stało, jakby jeszcze przed chwilą nie wrzeszczała z bólu i cierpienia. Zobaczyłby też medyka, który siedzi przy stole. Spostrzegłby, jak zapala latarnię, jak wyjmuje przybory do pisania i tubus z kartami papieru, jak ostrzy pióro, jak pochyla się nad arkuszem. Jak zamyśla się i mówi coś do siebie w zadumie, porządkując myśli i nie spuszczając oka z leżącej na posłaniu dziewczyny.

- Zapiszmy - Aureolus zanurzył pióro w inkauście - co następuje. Rozpoznanie: Vulnus ictum s. Punctatum - rany kłute spowodowane ugryzieniem przez wampira. Wcześniej: costa contritum, commotio cerebri. Złamane żebro i wstrząśnienie mózgu prawdopodobnie bez wpływu na obecny stan. Liczne otarcia i drobne rany zaopatrzono.
Czas, jaki minął od zranienia do momentu pierwszego zaopatrzenia rany: kilkanaście minut.
Do śmierci - poniżej trzech dni. Początkowo: osłabienie, bladość, trudności z chodzeniem - trudne do oceny ze względu na towarzyszące wstrząśnienie mózgu. Po dwóch dobach objawy nasiliły się: Chora krzyczała z bólu, gorączka i dreszcze wzmogły się.

Pióro zaskrzypiało na pergaminie, ale skrzypienie trwało nie dłużej niż kilka chwil. I linijek. Aureolus nie wszystko, co mówił do siebie, uznawał za warte zapisania.
- Trzeba stwierdzić i zapisać - było bardzo niedobrze. Wszystkie moje starania i zabiegi okazały się niewystarczające, a wysiłki płonne. Brak reakcji na dostępne leki. Nie miałem niczego, żadnego środka, którego jeszcze nie wypróbowałem i który mógłbym jej podać. Dysponowałem niewielką ilością eliksiru daturowego, ale Lexa była zbyt słaba, by przeżyć jego działanie. Miałem też nieco akonitum, ale akonitum zabiłoby ją niechybnie.
Medyk po chwili ponownie przyłożył pióro do papieru, ale nie napisał nic. Milczał i wpatrywał się w Lexę.

Po ośmiu godzinach zaczął się denerwować. Po dwunastu - martwić. Po dwudziestu czterech - bać. Wypróbował wszystkie znane medycynie sposoby budzenia - bodźce dotykowe, dźwiękowe, bólowe, olkaforyczne - bez sukcesu. Jego racjonalny umysł niechętnie używał słów takich jak “klątwa” czy “magia”, ale najwyraźniej skoro i “choroba” i “lekarstwo” należały do tej sfery, postanowił wypróbować także przynależny do niej sposób budzenia. Niestety, próba ta niczego nie wniosła poza luźną myślą na temat konieczności dalszych badań w tym zakresie.

Aureolus pochylił się nad pergaminem i nawet przyłożył do niego pióro, ale nie zapisał nic, ani jednego znaku. Patrzył na pryczę, słuchał dobiegającego miarowego oddechu śpiącej.
Rzucił pióro na stół i ukrył twarz w dłoniach.

- Doba po podaniu panaceum. - powiedział zmęczonym głosem - Stan chorej - bez zmian. Nadal śpi. Żadne metody wybudzania nie działają. Niech będzie zapisane - ja, Aureolus Theodore Bombastus Hohenstein nie wierzę, by bogowie słuchali medyków, ale jeśli jednak jacyś słuchają - niechaj mają w opiece tę kobietę. I niech wybaczą mi to, co zrobiłem... Jeśli to, co zrobiłem, okaże się pomyłką. Starając się ulżyć chorej w bólu, podałem jej mieszankę datury i akonitum. Wtedy nie zadziałała. Ale czy działa teraz? Eliksir miał wyleczyć wszystko.

Później medyk pamiętał te dni jak przez mgłę. Na pewno zajmował się też innymi - rutynowo dwa razy dziennie sprawdzał rany, zmieniał opatrunki, pilnował, by nie doszło do zakażenia, o które łatwo w takim klimacie. Ale czy z nimi rozmawiał? Na pewno powiedział, że Lexa żyje, ale śpi. Chyba mówił też coś o Jaszczuroludziach - że tylko dzięki nim potrafi ją uleczyć.
Poza tym siedział zabarykadowany w laboratorium Harkona i ignorował pukanie i dobijanie się do drzwi. W końcu sobie poszli. Laboratorium było wspaniale wyposażone, w narzędzia najwyższej jakości, dużo lepsze niż te, których używał do tej pory. Eksperymentował, mieszał i rozpuszczał, destylował i rektyfikował, badał pozostałą część eliksiru by zrozumieć, czemu Lexa wpadła w śpiączkę i jak to odwrócić. Lexę przeniósł do pomieszczenia obok, by nie musieć daleko chodzić. Choć nieprzytomnej nie mógł podawać płynów, przynajmniej zwilżał jej wargi wodą.
Czy sam jadł i pił? Nie pamiętał. Na pewno nie spał - kolejne puste buteleczki po Sokolim Oku dobitnie o tym świadczyły. Wiedział, że później organizm za to zapłaci, ale to nie było istotne. Zatopił się w pracy.


Lexa nieświadoma upływu czasu ocknęła się po dwóch dobach. W jej świadomości trwało to wszystko prawie tydzień, a w tym czasie słyszała i czuła rzeczy, które wcale się nie wydarzyły. W snach często widziała swą siostrę Thorę, Aureolusa i Erwina. Sporadycznie pojawił się Berthold, wyrażając swe zadowolenie, że ta się obudziła. Widziała też Brokka, który uspokajał ją obiecując wykuć ochronną runę, Wolfganga, odgrażającego się, że piekielne ognie pochłoną każdego, kto znów spróbuje takich głupich sztuczek, a nawet Borriddima, wymachującego toporem i krzyczącego, że w zemście kutasy poodrzyna sprawcom tego cierpienia. Widziała też ojca, ale był to tylko odległy kształt, niedostępny dla jej dotyku. Najwięcej jednak pamiętała medyka. Obrazy i słowa mieszały się z tym, co naprawdę się wydarzyło, przez co nie była pewna, co sobie wyśniła. Nie wiedziała już czy ten trzymał ją w objęciach czy tylko tego pragnęła. Nie mogła stwierdzić, czy poczuła smak jego warg i krwi, dotyk dłoni we włosach, bliskość ciepłego ciała i uspokajające słowa wyszeptane z troską. Nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie czy w ogóle cokolwiek ich połączyło, czy przespali się ze sobą w szałasie w obozie jaszczuroludzi i czy naprawdę uleczył ją z wampiryzmu. To samo tyczyło się Erwina i Thory, o których śniła z podobną intensywnością. Po przebudzeniu Lexa czuła się zmieszana. Początkowo nic nie mówiła, póki ktoś nie zadał jej pytania, nie miała odwagi aby dopytać się medyka, czy coś między nimi się wydarzyło. Bała się, że on zaprzeczy zdziwiony, a ona jedynie się ośmieszy w ogóle coś takiego sugerując. Nie chciała też rozmawiać z Erwinem i dowiadywać się, czy naprawdę powiedział taką głupotę, a ona go nawyklinała. Jedynie z Thorą rozmawiała szczerze.



Lexa czuła ciężar własnych powiek, które uniosła z ogromnym trudem. Majacząca nad nią postać była rozmazanym konturem, jednak mimo to rozpoznała go. Nie wiedziała czemu, ale postać Aureolusa zapamiętała najlepiej, prawdopodobnie dlatego, że był ostatnią osobą, którą widziała przed śmiercią. Norsmenka uśmiechnęła się słabo, a przynajmniej wydawało jej się, że zdołała unieść kąciki ust. Próbowała coś powiedzieć, jednak miała suche gardło i usta.
- Dłu… - chciała spytać, jednak ledwo wymamrotała pół słowa, a już poczuła drapanie w krtani. Spróbowała podnieść się na własnych rękach, lecz te odmówiły jej posłuszeństwa.
- Dwa dni - domyślił się medyk - spałaś dwa dni. Wszyscy inni też żyją. A teraz pij - pomógł jej podnieść się do pozycji półleżącej i podał kubek z naparem wzmacniającym.
- Jak się czujesz? - zapytał.

Wzięła kubek i wypiła całą zawartość bez marudzenia. Być może to był pierwszy raz gdy nie komentowała smaku i nie fukala mówiąc, że nic jej nie potrzeba.
Gdy zadał pytanie spojrzała na niego otumaniona. Jej wzrok był pusty, pozbawiony iskry, zdezorientowany. Kiwnęła twierdząco głową jednocześnie wzruszając ramionami co dało sprzeczny sygnał.
- Nie wiem - odparła w końcu półszeptem, przyglądając mu się niezwykle intensywnie. Wciąż nie wiedziała na ile to był sen a na ile prawda i starała się wyczytać to z jego twarzy. Nie potrafiła.
~ Wypiła bez komentowania smaku. Niby dodałem miodu, ale… Nie zaczęła na mnie krzyczeć, nie zerwała się z łóżka - czy to nadal Lexa czy wampir - zastanawiał się. Mogła też stracić pamięć, dlatego to sprawdził:
- Co pamiętasz z ostatnich dni?

Kobieta skrzywiła się na zadane pytanie. Jej spojrzenie zaczęło błądzić po pomieszczeniu, z obawy że ktoś jeszcze może tutaj stać i słuchać. I co teraz miała mu odpowiedzieć? Nie była do końca pewna ile z tego było rzeczywiście zdarzeniami z ”ostatnich dni” a ile zwykłą senną marą. Nawet jeśli palnie coś, co tak naprawdę się nie wydarzyło, to w sumie nic się nie stanie, ale jeśli powie coś związanego z nim, co tylko sobie wyśniła? Jej milczenie trwało dłuższą chwilę, kiedy trawiła powstały w głowie chaos.
- Ty mi to powiedz. - odparła ochryple starając się zachować pewność siebie, co szło jej koślawo. - Zdaje się, że wiesz lepiej, co się stało. Na pewno źle się czułam. Chyba mówiłeś, że wampiry coś mi zrobiły... Byliśmy u jaszczuroludzi? - patrzyła na niego z powagą, licząc na to, że może jakoś rozwieje swoje wątpliwości.
- Jak na razie wszystko się zgadza. - potwierdził - Wampiry musiały zauważyć w Tobie coś, czego nie znalazły w nikim innym i chciały przerobić Cię na swoją modłę. Byliśmy u jaszczuroludzi. Dzięki nim żyjesz. - dodał.
- I spaliśmy tam… razem?
- Spaliśmy. Później wyznałaś mi dozgonną miłość i obiecałaś całkowite posłuszeństwo.
- zażartował i obserwował jak Lexa robi się nagle czerwona na twarzy. Jej oczy otworzyły się szerzej i omal nie zachłysnęła się śliną. Dłuższy czas zajęłoby jej dojście do wniosku, że o ile z tą miłością mogła mieć chwilę słabości, to to posłuszeństwo było już dziwne. Mimo to zdążyła już cała zalać się rumieńcem - jak nigdy.

- Już już. Żartowałem. Po prostu cieszę się, że coś jednak pamiętasz. To dobrze. A jeśli pytasz o to, o co myślę, że pytasz to odpowiem Ci tak - gdybyśmy to zrobili, pamiętałabyś. - po tej odpowiedzi serce kobiety przyspieszyło i zrobiło jej się gorąco. “Czyli jednak”, pomyślała. W końcu pamiętała, że do tego doszło. Medyk jednak zdążył od razu dodać - Spędziliśmy noc w jednym szałasie. Ale spałaś sama. - Lexa zgłupiała. Jego odpowiedzi były na tyle sprzeczne i różne według jej mniemania, że nie wiedziała już co jest prawdą.
- Nie pomagasz - sapnęła chowając twarz w dłoniach i wzięła głęboki wdech. Nawet patrzenie na jego mimikę nic nie dawało, bo nie pokazywał po sobie zbyt wiele. Chyba po prostu będzie musiała uznać, że cokolwiek się nie stało, jest już przeszłością i zapewne wydarzyło się z powodu ciężkiej sytuacji, a nie czystych chęci. - Jeśli nie chcesz mi nic mówić to dobra, trudno.
~ Kobiety. Budzi się taka po dwóch dniach śpiączki jako pierwsza osoba w historii wyleczona z wampiryzmu i co jest najważniejsze? Czy się z kimś przespała… - westchnął medyk w myślach, będąc jednakże na tyle mądrym, by nie mówić tego. Na głos powiedział:
- Już mówiłem. Nie. Nie wiem za kogo mnie masz, ale nie wykorzystuję pijanych i ledwo żywych pacjentek.

Norsmanka zaśmiała się krótko zza zasłony dłoni. Przetarła twarz i zmęczone oczy, aby móc z przywróconym spokojem na niego spojrzeć.
- Nie byłam pijana, to akurat pamiętam - odpowiedziała wyszczerzając zęby - Zawsze robię to, co chcę. Może ty nie, nie wiem. - spoważniała robiąc pauzę jedynie na chwilę, aby wziąć oddech. Wciąż jeszcze brakowało jej tchu. Twarz medyka, do tej pory wyrażająca radość, rozbawienie i dumę stężała.
- Jako pacjentka, jestem ci wdzięczna… Tylko nie mów innym, że ci dziękowałam, powiedz, że dostałeś w ryj czy coś - założyła ręce krzyżem na piersiach i sapnęła ciężko. Była w końcu tylko jego pacjentką, prawda? Tak, była pacjentką.
- Czujesz się na tyle silna, by zobaczyć innych?
- Nie.
- odparła szybko - Nie chcę ich jeszcze widzieć… - powiedziała, choć tak naprawdę nie chciała, by to oni widzieli ją - Chcę tylko ciebie. Jeśli byś mógł? Może jutro sama wstanę…
- Nie spa… Jasne. Mogę chwilę z Tobą zostać. Czego potrzebujesz
- zapytał.
Lexa uśmiechnęła się słabo. Tak naprawdę poczuła się gorzej, choć nie potrafiła stwierdzić dlaczego. Nie lubiła skupiać na sobie tyle uwagi, nie lubiła by ktoś przy niej był, zawsze wolała być sama a teraz... Teraz myślała tylko o tym, by z nią został. Spuściła wzrok w dół ponownie wzdychając. - Czy... - zaczęła niepewnie marszcząc nos -...czy to co się stało, dało ci nowe doświadczenia naukowe? Patrząc jak… umieram. I ten eliksir, zadziałał. Co z tym wszystkim zrobisz? - patrzyła na swoje dłonie, pocierając o siebie smukłe palce

- Zadziałał. I chyba zaczynam rozumieć czemu, przynajmniej od strony alchemicznej. Kiedy spałaś, zajmowałem się tym przez cały czas, kiedy akurat nie… - urwał. Nie powiedział nic o dwóch bezsennych, dzięki kolejnym porcjom Sokolego Oka, nocach. O godzinach pracy w laboratorium Harkona, by zrozumieć o co chodzi z tym eliksirem i dlaczego Lexa nadal śpi i nie da się jej dobudzić. O częściowo udanych próbach odtworzenia go. Ani o tym, że nie tylko przy pracy siedział, ale i przy pacjentce.
- Właściwie to cały czas. Twoje cierpienie nie poszło na marne, być może kiedyś uratuję wielu ludzi dzięki temu czego się dowiedziałem. Ale nie umieraj mi więcej proszę.
Blondynka wciąż pocierała o siebie dłonie, nie mogąc, albo nie potrafiąc, ponownie spojrzeć na mężczyznę. Z trudem dusiła w sobie nadmiar emocji, tak przeróżnych, że nawet nie umiała ich wszystkich zrozumieć. Czuła ścisk w brzuchu, ale nic nie powiedziała. Nie chciała więcej robić mu kłopotów. “Pewnie nie chciałby znowu się męczyć ratując mi życie”.
- Na twojej warcie nigdy nie umrę - odpowiedziała lekko uśmiechając się pod nosem. Nawet nie była pewna, czy on te słowa naprawdę wypowiedział, czy jej się śniły. Wspominała wiele słów, które od niego wypłynęły. Kiedyś zdoła je wypróbować i ocenić po reakcji, które z nich były prawdziwe, a które tylko jej się przyśniły.
- Zapamiętałaś - uśmiechnął się. Zastanawiał się, czy pamięta inne słowa, które padły między nimi.
- Być może i ja nie zginę, póki mnie pilnujesz. - dodał.
- Być może? - powtórzyła z rozbawieniem - No ładnie mnie cenisz, pięknie. A ja mam dobrą pamięć, jeszcze to “być może” ci bokiem wyjdzie.
~Czyli nie pamięta wszystkiego. Nic dziwnego, ledwo przytomna była już wtedy - pomyślał - może tak będzie lepiej…
- To nie w Twoje umiejętności wątpię, tylko w swoje. I, jak widać, słusznie.

Lexa nie zrozumiała, co było widać po tym, jak zmarszczyła nos i ściągnęła brwi. Patrzyła na niego jakiś czas, w ciągu którego jej głowa niespiesznie przechylała się na bok, jak łeb psa, który nie rozumie, co do niego się mówi. Zmrużyła oczy i chciała coś mu odpowiedzieć, gdy się rozmyśliła w połowie drogi. Zamknęła więc lekko rozwarte usta i milczała dalej. Mógł dojrzeć na jej twarzy głębokie skupienie, jakby próbowała sobie coś przypomnieć, ale chyba jej nie szło. Zafrasowała się.
- Przecież mnie uleczyłeś… Nikt inny nie zdołałby tego zrobić… Nikomu nawet by na tym nie zależało. - wydusiła zaskoczona na tyle, że nawet nie wiedziała jak ma to odebrać.
- O, medykiem jestem dobrym. A jak jeszcze raz usłyszę, że nikomu na Tobie nie zależy, to wpuszczę tu Thorę, Erwina, Bertholda i tych wszystkich co mi tu od dwóch dni dziury w korytarzu za drzwiami wydeptują. I powiem, że potrzebujesz dużo przytulania i mają ignorować Twoje zaprzeczanie - zagroził z uśmiechem zmieniając temat.
- Myślałam, że to ty zapewniasz pacjentce to, czego jej potrzeba - odpowiedziała unosząc brew, ale chyba nie miała do końca na myśli tego, co właśnie zasugerowała. Chciała w sumie tylko powiedzieć, że nie chce tych ludzi teraz i ośmieszenie się w oczach jednej osoby zdecydowanie jej wystarczy, ale wyszło z jej kręcenia coś dziwnego. Po salwie przeróżnych emocji kotłujących się na jej twarzy, w końcu jej mina przybrała gniewny wyraz. Policzki Lexy naburmuszyły się, kiedy ta niemal się zapowietrzyła, chcąc to sprostować. Darowała sobie, odwracając spojrzenie gdzieś na podłogę.

- Racja - uniósł ręce w obronnym geście - wybacz, że zapomniałem o tym i męczę Cię rozmową, kiedy potrzebujesz odpoczynku. Już daję Ci spokój. Balia z wodą, mydło i gąbka stoją obok. Dzbanek z wodą i dzban na “wodę” - też. - nie informował jej, że zwykle się takimi rzeczami nie zajmował. - Jeśli byś czegoś potrzebowała, wołaj. Będę w komnacie obok. Tylko jeszcze pójdę dać znać reszcie, że wróciłaś do nas. Ucieszą się, nawet jeśli zaznaczę, że chora nadal nie życzy sobie odwiedzin.
Jak widać, nawet będąc lekarzem od dekady, nadal można było wielu rzeczy nie rozumieć lub rozumieć źle. Odwrócił się i ruszył ku drzwiom.
- Hej, Liusie…! - zawołała, czekając aż się zatrzyma i odwróci spojrzenie w jej stronę. Chciała, aby na nią spojrzał nim wyjdzie, potrzebowała widzieć jego reakcję. Zatrzymał się w progu. Z jakiegoś powodu po jego twarzy błąkał się lekki uśmiech.
- Liusie? - powtórzył. Lexa nie wyjaśniła tego skrócenia imienia. Dopiero wtedy gdy odwrócił ku niej choć spojrzenie, nawet drobne zerknięcie, odezwała się, a jej głos nabrał dawniejszej, przyjemnej intonacji.
- Nie odsuwam się od ciebie, wiesz? - nawiązała do ich relacji w obozie jaszczuroludzi, z którą najwyraźniej obydwoje sobie nie radzili. Poza tym musiała sprawdzić, czy zrozumie - jeśli tak, to by oznaczało, że wydarzyło się naprawdę.
~ I jak niby mam na takie wyznanie zareagować? - pomyślał. Zwykle potrafił mówić. A przy niej drugi raz zabrakło mu języka w gębie.
"Lius" zrobił coś czego Aureolus nigdy by nie zrobił. Odwrócił się do niej, podszedł i nie dając czasu na reakcję pocałował. Korzystając z zaskoczenia oddalił się ze słowami:
- A propos nowych doświadczeń naukowych, jakie mi dał Twój stan. Ta metoda budzenia nie działa.





”Ludzka siła wyrasta ze słabości“
Lexa Bølleiskyer


Kiedy tylko wyszedł, twarda mina Lexy zelżała. Odchyliła głowę opierając potylicę o ścianę i zamknęła oczy. Słyszała łomoczące serce, które z zawrotną prędkością uderzało w klatkę zbudowaną z kości żeber, zupełnie jakby chciało ją skruszyć i uciec. Ściskał ją żołądek, ale stwierdziła, że to z głodu. Właściwie, to próbowała to sobie wmówić, ale chyba zaczynała rozumieć tę dolegliwość, która towarzyszyła jej dopiero od niedawna. Wzięła kilkanaście głębokich wdechów, uspokajając swoje ciało i chaotyczne myśli. Bardzo długo trwało, nim poczuła w sobie siły, aby podnieść się z posłania. Jej ciało było sztywne i potrzebowała je rozruszać. Rozebrała się całkowicie, przyglądając się poharatanemu ciału. Najpierw Harkon i jego magia, potem szpony i kły wampirów - Lexa wyglądała jak ofiara psychopaty, albo seksualnego perwersa. Parsknęła śmiechem na własne myśli. Naga podeszła do drzwi i zaryglowała je od środka. Postanowiła, że najpierw spróbuje poćwiczyć i odnowić sprawność mięśni, a dopiero potem zajmie się takimi bzdurami jak mycie, jedzenie i picie. Potrzebowała porządnego treningu, a nie poprawy w urodzie czy higienie - pieprzyć to. I tak nie planowała się nikomu podobać. Bez wątpienia tak było lepiej, czysty umysł sprawiał, że twardo stąpała po ziemi, nie chciała mięknąć. Wystarczyło tego. Dosyć tych ckliwości. Teraz nadszedł czas, by walczyć dalej.


Aureolus wyszedł do reszty.
- Lexa żyje i jest przytomna. Na razie nie wchodzić, chyba że zawoła. - ogłosił, po czym poszedł do laboratorium i padł jak ścięty, zasypiając nim dotknął posłania.

Gdy kilkanaście godzin później się obudził, Lexy nie było w pomieszczeniu obok. Za to, zgarniając do plecaka narzędzia i składniki alchemiczne Harkona, znalazł trochę swoich notatek z eksperymentów. Nie mógł sobie przypomnieć jak to zrobił, ale najwyraźniej odkrył sposób na częściowe odtworzenie właściwości eliksiru. Wtedy tego nie zauważył, ale teraz… Pojedyncza kropla, rozpuszczona w odpowiedniej mieszance, zdawała się oddawać jej część swoich właściwości. I niezależnie od ilości kolejnych rozcieńczeń, stale zachowywała ich część. Korzystał z tego do badania eliksiru, ale jeśli zachowały się też, choćby częściowo, właściwości lecznicze… Mając tę formułę, mógł odtwarzać słabszą wersję eliksiru Slanna niemalże w nieskończoność. Nie mógł się doczekać kiedy go wypróbuje.
Dopisywał mu dobry humor. I nic dziwnego: prawdopodobnie odkrył potężniejszą wersję mikstury leczącej, zorganizował sobie lepsze narzędzia pracy niż te stracone podczas kradzieży statku przez Cassiniego, Lexa przeżyła… I miał taki przyjemny sen… ~Liusie… - przypomniał sobie fragment snu, w którym Lexa tak go nazwała - ładne.
Był ciekaw co by się stało, gdyby opowiedział Lexie ciąg dalszy, ten z pocałunkiem. Chociaż… Dotarło do niego że nikt go nigdy Liusem nie nazywał. A w snach, jak uczyli na akademii, widzimy i słyszymy tylko to, co już znamy, choćby i dziwnie poprzekręcane. Czyżby kolejna hipoteza okazała się fałszywa? Miał niejasne wrażenie, że jedna możliwość mu umyka. Zastanawiał się też, gdzie poszła Lexa. I czemu go to tak bardzo interesuje.


Następnego dnia Lexa wstała przed świtem. Ubrała pełen pancerz i przymocowała do pasa jak i pleców wszystkie bronie, jakie jeszcze posiadała. Starannie poprawiała każdy rzemień i zapięcie, dbając o to by po opuszczeniu tego przeklętego pomieszczenia, tej jebanej umieralni, w której spędziła zdecydowanie zbyt wiele czasu, prezentować się godnie i pokazać wszystkim, że jest najsilniejszym wojownikiem, jakiego mieli zaszczyt poznać. Nim jednak zdążyła wyjść, drzwi otworzyły się z hukiem przy pomocy siły Thory oraz jej norskiego kompana. Lexa uniosła brew, patrząc na siostrę, a jej mina była poważna, wręcz chłodna i odstraszająca. Na Thorę to jednak nie działało, cieszyła się, że jej siostra jest cała zdrowa no i że w końcu wychodzi z tej mogiły, w której Aureolus zamknął ją z troski, choć wcale nie przymuszał by tutaj została. Podekscytowana i szczęśliwa młódka od razu dobrała się do starszej siostry, poprawiając co się dało i zmuszając do tego, aby pozwoliła się dotknąć. Lexa, mimo twardej skorupy, uśmiechnęła się do Thory i pozwoliła, by ta uczesała ją na modłę norską. Dobre ułożenie włosów było ważne w walce, gdyż wszystkie grzyweczki czy niespięte kosmyki zwyczajnie przeszkadzały i drażniły. Po raz pierwszy od trzech dni, Lexa Bølleiskyer wyszła na zewnątrz, ukazując innym swe dawne-nowe oblicze.







 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 19-09-2017 o 06:07.
Nami jest offline