Hungmung | (Jaskinia z białym mchem) [Oscar, Anlaf, Noriflist, Shillen]
Oscar zapalił pochodnię, by móc cokolwiek ujrzeć. Jego źrenice gwałtownie się zwęziły, przymrużył oczy w niekontrolowanym odruchu, gdy z krzesiwa buchnęły iskry, rozpalając materiał. Uniósł źródło światła nad głowę i wspiął się na niewysoki głaz. Później na kolejny i jeszcze kilka. Podążając za hałasem, robionym przez głośne monstrum, wszedł do jaskini, gdzie ujrzał Anlafa, leżącego na posłaniu z białego mchu. W pierwszej chwili Skandyk chciał sięgnąć po broń, zauważył jednak, że jego przyjaciel jest żywy i przytomny, a to co odebrał za podstęp Noriflista, było tylko... przyjacielskim spacerem.
- No, no, no - zaśmiał się wesoło. - Nieźleś się urządził. Tobie to się nawet w Podmroku powodzi.
Rahnulf podbiegł do masowanego przez biały mech Anlafa. Zwierzę usiadło naprzeciwko druida i obserwując go przechyliło głowę w taki sposób, jakby zastanawiało się co ta dziwna przyroda mu robi.
Druid poderwał się słysząc głosy przyjaciół, dopiero kiedy Oscar podszedł bliżej z pochodnią zdał sobie sprawę jak dziwnie musi w tej sytuacji wyglądać. - Haha! Dionizos mnie nie opuszcza nawet tak głęboko pod ziemią. Musiało mu zasmakować to wino od Hetalana - zaśmiał się w odpowiedzi. - Deszcz głazów... myślałem, że całkiem mnie zasypały, ale Noriflist wykopał wyjście i postawił mnie na nogi. Dziękuję przyjacielu. - A jak z resztą? Mamy innych rannych? I skąd jest tamta grupa? - Zapytał mierzwiąc sierść Rahnulfa.
Shillen szła w kierunku towarzyszy, Noriflista i Rahnulfa, rzucając pod nosem przekleństwami w swoim rodzimym języku. Kiedy do nich doszła zwróciła się do druida. - U ciebie chyba nawet lepiej niż w porządku - uśmiechnęła się lekko pod nosem. - Widzisz Rahnulf, niepotrzebnie się martwiłeś - elfka poczochrała kudłaty łeb wilka.
- Jak widać żywioły nie imają się druidów - odparł z uśmiechem Anlaf, po czym ostrożnie wstał i zaczął rozcierać dłonie przygotowując się do rzucenia zaklęcia. Już po chwili trzymał garść magicznych jagód. - No, może nie do końca - dodał widząc liczne rozcięcia i otarcia na przedramionach.
- Oj tam. Co to za wyprawa bez blizn? - zaśmiała się drowka, jednak na dźwięk grzmotu uśmiech z jej twarzy zniknął. - Burze pod ziemią raczej nie mają prawa bytu, coś mi się wydaje, że Tholrak z Eolem nie podali sobie jeszcze ręki na zgodę. Może lepiej tam chodźmy? Wiem, że z ust drowki brzmi to dziwnie, ale lepiej nie dopuścić do tego, żeby nam się towarzysze pozabijali na wzajemnie. Przynajmniej tu, w Podmroku…
Czując w mięśniach ból kilku ostatnich dni marszu, Oscar także wywrócił się na miękkim poszyciu, oznajmiając drowce:
- Kiedy tu jest tak wygodnie… - po czym uśmiechnął się wesoło - Jest tu dużo miejsca obok. Zadbam, byś nie zmarzła.
Drowka uśmiechnęła się lekko pod nosem - Ty się nigdy nie poddajesz Skandi, co? - zaśmiała się, po czym runęła na biały mech obok swoich towarzyszy - w sumie są z Katonem, przy tym sztywniaku raczej nie narozrabiają. Możemy tu chwilę poleżeć,
ale tknij mnie chociaż palcem Skandi, to obiecuję że urżnę ci rękę - puściła Skandykowi oczko.
- Nie wiesz co tracisz. Dobrze byśmy się tobą z Anlafem zaopiekowali, prawda bracie? - zaczepił druida Oscar. Po raz pierwszy od dłuższego czasu się rozchmurzył i pozwolił opaść ciągłemu napięciu, które towarzyszyło mu od czasu, gdy zeszli do podziemi - brak słońca i świeżego powietrza był dla niego dotkliwy. Jednak mimo pozornego dobrego humoru, pod maską dowcipnego chłopaka krył się gorzki smak bólu. Podczas ich kilkudniowej, wspólnej wędrówki, zdążył się zżyć z kilkoma, skorymi do psot, gnomami. A teraz jego nowi towarzysze padali jak muchy. Skandyk odgonił jednak od siebie, przynajmniej na chwilę, smutne myśli i pozwolił sobie jeszcze przez moment cieszyć się przyjemnym uczuciem, jakie towarzyszyło odpoczynku na białym mchu. Westchnął:
- Eh, kobiety…
Shillen leżała odprężona na mchu, gdy nagle wpadła na pomysł żeby zażartować sobie ze Skandyckiego wojownika - A wiesz co Skandi? W sumie masz rację… Czasem trzeba się zabawić - elfka wturlała się z mchu na leżącego obok Oscara i siadła na nim okrakiem, zanim zaskoczony mężczyzna zdążył jakkolwiek zareagować, ta przyłożyła mu palec do ust i powiedziała - Ciiiii… Zamknij oczy i odpręż się… - po czym jedną ręką musnęła jego twarz, by chwilę potem zjechać nią na pierś Skandyka. Nachyliła się nad jego szyją i chcąc uśpić jego czujność parę razy musnęła ją ustami. Kiedy jedna ręka pieściła pierś chłopaka, druga powoli powędrowała w dół w stronę jego pasa i delikatnie… odpięła mu sakiewkę z pieniędzmi. Dotknęła ostatni raz ustami skórę za jego uchem po czym szepnęła - Miałeś rację, bawię się świetnie. Właśnie rąbnęłam ci sakiewkę, a teraz żeby ją odzyskać musisz mnie złapać... - wyszczerzyła zęby w chytrym uśmiechu, po czym zerwała się z zdezorientowanego Oscara i pobiegła w stronę gdzie znajdowała się reszta grupy, machając w górze ręką trzymającą sakiewkę.
Oscar otworzył oczy i gwałtownie się uniósł, wspierając na przedramionach.
- Ej! Oddawaj! - krzyknął za elfką, która już zniknęła za skalnym węgłem - Widziałeś pindę?! Eh, wracajmy do reszty i odzyskajmy moje riliki…
|