Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-09-2017, 23:58   #127
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Trafiony bełtem wystrzelonym przez krasnoluda i jeszcze kogoś napastnik padł na kolana wciąż trzymając ładunek, którego nie zdążył rzucić. W tym samym czasie zewsząd słychać było wizgi i przypominające mlaśnięcia odgłosy wbijających się w ciała pocisków, którym towarzyszyły stłumione krzyki i przekleństwa zaskoczonych ludzi. Ta część planu, do której mocno przyczynił się pewien dzielny i niemożebnie skrmny kapral zakończyła się sukcesem.

No prawie.

Jeden z miotaczy zdołał rzucić ładunkiem pomiędzy namioty. Detlef schylił się tylko i zasunął nad swoim stanowiskiem dwie przygotowane na tę okoliczność tarcze. Na szczęście granat nie eksplodował w jego pobliżu, ale wsród nieświadomej ataku obsługi wozów z zaopatrzeniem wybuchła panika, gdy lepkie strugi łatwopalnej cieczy wznieciły pożar namiotów.

Jeszcze gorzej mieli napastnicy, gdy ładunki trzech powalonych pociskami miotaczy eksplodowały wśród ich towarzyszy. Kilka uderzeń serca później coś potężnie huknęło i błysnęło dokładnie pośrodku grupy wrogów, przez co składający się do kolejnego strzału kapral spudłował okrutnie i odruchowo schował się za wzmocnioną skrzynkami burtą wozu.

Wychylił się dopiero, gdy w uszach przestało mu dzwonić, a oczom jego ukazało się istne pobojowisko. Wszędzie leżały płonące ciała, często w kawałkach, a kilkoro pozostałych przy życiu napastników próbowało podać tyły. Niestety było też kilku takich, którzy postanowili za wszelką cenę dokończyć to, co zaczęli i tymi właśnie krasnolud zamierzał się zająć.

Obok wozu przebiegł jakiś cień, dlatego kaprał zgarnął przydziałową halabardę i zeskoczył na ziemię tuż za nim. Mężczyzna starł się z zagranicznym cudakiem, ale przestał stwarzać zagrożenie gdy szerokie ostrze przebiło mu plecy i wyszło na wysokości brzucha. Detlef oswobodził broń zapierając się butem o zwłoki tamtego i rozejrzał w poszukiwaniu kolejnych celów.

Okazało się, że było już po wszystkim. Oszołomieni atakiem wozacy spoglądali niewiele rozumiejącym wzrokiem na Ostatnich i ludzi Sala, którzy wiwatowali i radowali się ze zwycięstwa. Szczęśliwie jedynie jeden ładunek trafił tam, gdzie zamierzano i skończyło się w sumie na trzech ofiarach. Nie udało się wybić wszystkich napastników, ale z pewnością oddział dywersantów został rozbity i nie powinien stanowić zagrożenia dla kolejnych transportów armijnego zaopatrzenia.

Zatem sukces.

- Czas się napić. - Stwierdził i ruszył na poszukiwanie czegoś mocniejszego.

Był z siebie dumny z kilku powodów. Przede wszystkim przeżył. Ponieśli stosunkowo małe straty dzięki przygotowaniu do ataku, do czego się przyczynił. Walter nie skręcił karku spadając z drzewa po wybuchu za radą kaprala zabezpieczony liną. Do tego pokrzyżowali plany wroga działającego w przebraniu na terenie Wissenlandu. Było co opijać.

* * *

W Wissenburgu okazało się, że następnego dnia mają zaokrętować się na barkach i popłynąć w górę rzeki. W kierunku wrogiej armii, jakby nie patrzeć. Na szczęście Gruber dał im wolny wieczór i mogli zażyć nieco przyjemności przed kolejnym etapem ich żołnierskiego życia. Być może to ostatnia taka okazja dla wielu z nich, bowiem jeśli nawet szczęście ich dotąd nie opuszczało, to przeżycie ledwo zaznajomionych z bronią garstki rekrutów w ogniu prawdziwej bitwy z pewnością będzie o wiele trudniejszym wyczynem.

Teraz jednak miał być czas zabawy. I załatwienia niezałatwionych dotąd spraw. Pozostawiwszy halabardę w koszarach khazad ruszył na miasto z workiem wypełnionym fantami zdobytymi podczas akcji w Nuln. Obiecał ludziom równy podział, toteż zamierzał sprzedać wszystko u pierwszego kupca, jaki mu się trafi i przekazać wszystkim jego dolę. Niemal wszystkim, bowiem wybryk zagranicznego cudaka pozbawiającego oddział zawartości sakiewki herszta oprychów skreślał go w oczach kaprala jako osoby, której coś się z tej akcji należało.

Przywiązanie do złota wśród górskiego ludu było powszechnie znane i Thorvaldsson nie był tutaj wyjątkiem. Marnowanie pieniędzy w taki sposób, a co więcej - marnowanie pieniędzy należnych całej dziesiątce było czymś, czego dawi nie mógł zaakceptować i wybaczyć. Nie miał nic do sakiewek każdego z nich osobna, ale jeśli ktoś zabierał złoto z jego sakiewki, to tego było za wiele. Tylko dlatego cudak nie zebrał łomotu na ulicy, bo musieli uciekać przed strażą, po powrocie do koszar zamknęli ich w karcerach, a później wysłali po dezertera. A teraz... teraz minęło już sporo czasu i głupio byłoby bić durnego umgi, który pewnie już nawet nie pamięta swojej przewiny. Ale dawi takie rzeczy pamiętają i kapral obiecał sobie, że kolejny raz nie puści takiego czynu płazem.

Jak powiedział, tak zrobił i z sakiewką wypełnioną ponad trzydziestoma karlami w srebrze i miedzi ruszył dalej, chcąc zrealizować drugą część planu na ten dzień.

Wreszcie trafił do składu z bronią. Na ladzie położył zawiniątko z rusznicą pozostałą po dezerterze. Prowadzący skład długo broń oglądał, cmokając przy tym, co coraz bardziej krasnoluda denerwowało. Wytrzymał jednak do końca i przedstawił swoje oczekiwania - chciał zamienić rusznicę na garłacz z zapasem kul i ładunków do niego na równe sto strzałów. Oczywiście sprzedawca usiłował mu wmówić, że rusznica jest uszkodzona, złej jakości i w ogóle to on może ją w cenie złomu przyjąć, ale kapral pozostał niewzruszony. Tym bardziej, że ostatnio trochę przy samopałach grzebał i zyskał w ten sposób lepsze rozeznanie w temacie. Gdy chciwy umgi się zaparł i garłacz owszem zamierzał dać, ale prochu i kul już nie, Detlef zaczął zawijać rusznicę w materiał dając do zrozumienia, że interesu nie będzie. W końcu pazerność sprzedawcy wzięła górę i wychodzący ze składu brodacz miał w tobołku zarówno pachnący smarem garłacz, jak i zapas amunicji do niego.

Zbliżał się wieczór, dlatego kapral przyśpieszył kroku nie chcąc, aby jeog kompani opróżnili całe piwo, jakie znajdowało sie w piwniczce gospody, w której mieli się spotkać. Tam tez kapral miał podzielić pieniądze ze sprzedaży fantów z Nuln, a sierżant dolę za akcję nad rzeką.

Zapowiadał się wspaniały wieczór.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline